Forumowicz od A do Z - wypowiedzi vol. 1

Spotkania kibiców, zloty, wyjazdy na mecze i najnowsze informacje z kibicowskiego świata.
Zablokowany
Bad_Magick

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 21 lutego 2004
Posty: 240
Rejestracja: 21 lutego 2004

Nieprzeczytany post 02 lipca 2005, 20:55

„Być jak Bad_Magick”


Andiamo! – zaczynamy chłopcy i dziewczęta, dorośli i młodzież. Oto wycieczka, której sam przewodnik trochę się boi. A to dlatego, że świat do którego się udajemy od lat pozostaje szczelnie zamknięty. Podczas ostatniego uchylenia drzwi do tego świata, którego wielu z was było świadkami(Chwila refleksji), biła od niego ciemność nieprzenikniona, a jednak udało Wam się go nieco rozjaśnić. Próg już przestąpiliście, czy odważycie się iść dalej ?
„Inferno – Canto 3, line 9”


Bad_Magick – czyli nazwa z którą mnie identyfikujecie. Niemal wszyscy jesteśmy dla siebie zredukowani do postaci tych kilku liter. Z jednej strony jest to duże ograniczenie, bo w gruncie rzeczy nie wiemy z kim dyskutujemy, ale z drugiej daje nam to dużą swobodę. Jednak i ta swoboda ma swoje dobre i złe strony. Na swoim przykładzie wiem, że to, że Was nie znam pozwala mi dużo łatwiej i więcej mówić. I nie chodzi tu jedynie o tematy takie jak ten czy Chwila refleksji. Wiem, że wśród anonimowych ludzi mogę mieć własne, nawet bardzo kontrowersyjne zdanie i nie będę za nie wytykany palcami , tak jak to bywa w świecie rzeczywistym. Wiem, że jeśli się pomylę, to pomyłkę tą przypiszecie nie do osoby, bo jej nie znacie, a właśnie do tych kilku liter. Z drugiej strony to odczłowieczenie sprawia, że niektórzy w dyskusjach zupełnie zapominają, że mają do czynienia z istotami ludzkimi czyli czującymi. Pojawiają się obelgi, często nadmierna krytyka, wręcz naśmiewanie się, a tego nienawidzę. Na wielu nie zrobi to żadnego wrażenia. Na wielu, ale nie na wszystkich.
Koniec jednak wywodów o tematyce nijakiej a czas w końcu powiedzieć cos o moim własnym nicku. Czarna_Magia jak mówi proste słownikowe tłumaczenie. Wywodzi się od tytułu świetnego utworu o...heh...życiu i o tym jak można je spartolić. Czy trzeba dodawać coś więcej ?
„Godsmack – Bad Magick”


Człowiek – ot, po prostu. Jestem zafascynowany człowiekiem. Każdym z osobna i wszystkimi na raz. Człowiek potrafi czynić dobro. Człowiek nie potrafi nie czynić zła. Są ludzie, którzy poświęcają własne życie by ratować innych, są tacy, którzy zabijają z zimną krwią – czasem dla samej satysfakcji. Okropne, ale czyż nie fascynujące ? Co takiego jest w człowieku, że potrafimy być tak skrajnie różni. Czy to wpływ innych ludzi, wychowania ? Jeśli tak to przecież od kogoś musiało się to zacząć. Biblia mówi , że już w drugim pokoleniu doszło do zabójstwa brata, z zazdrości. Ale skąd ta zazdrość ? Czy ludzie z natury są źli, a jeśli tak to czy wszyscy czy tylko niektórzy ? A nawet jeśli tylko niektórzy to dlaczego w ogóle ? I dlaczego Ci źli potrafią tak skutecznie to zło szerzyć, a Ci dobrzy, których, nie ukrywam, na pewno jest znacznie więcej (co jest żadnym pocieszeniem) są tak niewidoczni ? Jestem zafascynowany ludźmi, ale nie lubię ludzi. Dlatego obserwuje ich jakby z ukrycia, z daleka.
Montesqieu


Dzieciństwo – jak to szybko minęło. Mam już niemal 19 lat czyli cała „beztroska” już za mną. A świat był wtedy taki piękny. Panowała na nim sprawiedliwość, a ludzie byli dla siebie dobrzy. Nigdy nie zapomnę dnia kiedy po raz pierwszy rodzice powiedzieli mi, że świat nie jest sprawiedliwy. Chyba po raz pierwszy byłem wtedy naprawdę przygnębiony. Wracając do dzieciństwa – miałem ogromne szczęście. Miałem (mam) pełną, normalną rodzinę: rodziców, rodzeństwo , dziadków itd. Szczególnie starsza siostra była i jest dla mnie jakby warstwą ochronną przed całym światem. To ona nauczyła małego Filipka, że do wszystkich błędów należy się natychmiast przyznawać, bo inaczej urosną one do rangi dużych problemów i coraz trudniej będzie o nich mówić. Ktoś może zapytać dlaczego piszę o tak błahych sprawach i po co w ogóle ma o tym czytać. Otóż jest to mój alfabet i ja to uważam za bardzo ważne. Cieszę się, że znalazł się ktoś kto nauczył mnie przyznawania się do błędów. Każdemu życzę kogoś takiego jak moja siostra.
Lao-Tsy


Egoizm oraz egocentryzm – wada numer jeden. Chyba każdy z nas jest na swój sposób egoistą. Jedni mniej inni bardziej. Nienawidzę egoizmu. Nienawidzę go u innych. Nienawidzę go u siebie. Za to, że ludzie są dla siebie niewidzialni. Za to, że piszę ten alfabet, zamiast iść i pomóc rodzicom.
Oscar Wilde


Filip Mateusz Kwiatkowski. Od roku pełnoprawny obywatel Rzeczpospolitej Polskiej. Świadomy obywatel, który wie, że Polska jest krajem trudnym do życia. Wie, że czeka go życiu jeszcze dużo pracy,a dotychczas to była zabawa. Wie, że nie może być bierny, choć wie że tak jest łatwiej.. Wie, że powoli nadchodzi czas jego pokolenia. Wie i się boi.
Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej Art. 82-86


Głupota &#8211; Jestem wszystkożerny, ale głupoty nie trawię. Każdy w życiu popełnia błędy, każdy zrobił coś głupiego,lecz nie o taką mi tutaj chodzi. Mam na myśli bardziej zacofanie niektórych ludzi. Czy chodzi o wiarę w to, że Lepper będzie rozdawał pieniądze i będziemy krajem mlekiem i miodem płynącym, czy też o bzdurne, <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> komentarze pod newsami na JP, to dla mnie to samo. Często boję się, że zginę przez jakiegoś głupiego człowieka. To może być kierowca, który ma zatankowany nie tylko samochód, może to być jakiś przemiły gentleman w markowym ubraniu, któremu nie spodoba się moja komórka, którą całkiem z własnej woli chciałem mu podarować w parku, a może będę na Juwenaliach i sytuacja tak się rozkręci, że przyjedzie do nas Policja i dla uspokojenia postrzela gumowymi kulami, które jakimś cudem mnie zabiją, a później się okaże, że komuś jest bardzo przykro, że się troszeczkę pomylił wydając naboje, albo tak jak kiedyś trafie całkiem zdrowy do szpitala, na którego parterze jacyś cieśle wynajęli już sobie przestrzeń handlową na swoją działalność, doprawdy w polskich szpitalach wszystkie drogi są proste i krótkie.
Albert Einstein


Huśtawka. Niestety nie taka w parku nieopodal. Nastrój, to ciekawa sprawa. Nie wiadomo nawet czym ów nastrój jest. Dla mnie to po prostu jeden z dowodów na to, że człowiek oprócz ciała ma także duszę czy jak kto sobie to nazywa.. Niby naukowcy próbują odnaleźć go w związkach chemicznych ale tak naprawdę nic o nim nie wiedzą poza tym, że w przypadku niektórych osób zbawienną bronią w zwalczaniu jego złej odmiany jest czekolada, która nota bene bardzo lubię. Ale wracając do tych naukowców to skoro wiedza nawet tak mądrych, wybitnych i inteligentnych ludzi na temat nastroju jest bliska zeru (czy jak to mówią prawi ludzie lewicy: Ziobru) to skąd do cholery ja mam wiedzieć dlaczego mój tak często się zmienia?! Ile razy to ja już słyszałem: &#8222;Coś ty nagle taki &#8216;dziwny&#8217; ?&#8221; a ja milczę bo nie wiem. Czasem mnie to tak nachodzi. Przykład z ostatnich tygodni: w knajpie impreza w najlepsze, wszyscy się zerwali do tańca (tak, tańca, bo sobie zażyczyliśmy stare polskie rockowe przeboje, taki mieliśmy kaprys), a mnie przeszła ochota na zabawę. Potem się <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> na siebie, że sobie życie marnuje. Nie bawisz się, nie żyjesz, ale jak tu się bawić kiedy wszystko wydaje się bez znaczenia ? Biedni Ci moi znajomi, którzy muszą się ze mną wtedy użerać, biedne te dziewczyny, na których namowy do zabawy jestem wtedy głuchy...(tylko nie brać mnie tu za jakiegoś loverboya, do którego garną się panienki, aż tak dobrze nie jest :P) Z drugiej strony muszę przyznać, że w takim stanie najlepiej mi się do Was pisze. Nie tylko ten alfabet, nawet o piłce. Mam wtedy czyste myśli, jestem obiektywny. Może alfabet wychodzi przez to dość ponury, ale ja rzadko się uśmiecham, więc tu też zgrywać się nie będę.
Silverchair - Emoition Sickness


Idea &#8211; Mam telefon w Jednej Idei, jestem bardzo zadowolony. Wcześniej miałem w Idei POP i Nowy POP, też było fajnie choć nie tak kolorowo, bo miałem starego Alcatela. Jest też Idea Ekstraklasa, ale o marnej polskiej piłce będzie kiedy indziej. Tak w sumie to na &#8216;i&#8217; miała być Ideologia, ale wtedy kolejny wstęp do kolejnej litery jaką jest &#8216;i&#8217; byłby nudny, a tak to macie jakieś urozmaicenie. Nie jest jednak tak źle jakby się wydawało bo wg jakiegoś_tam_słownika_znalezionego_w_internecie ideologia to całokształt idei (liczby mnogiej słówka idea), więc nie będzie karteczki za off-topic w tym tem...w tej literce.
Otóż chodzi o to że mam własną ideologię, na razie bardzo ubogą dlatego chcę ja wzbogacać. Mało wiem, dlatego dużo oglądam, czytam a przede wszystkim SŁUCHAM ludzi. Jestem maniakiem wszelkiego rodzaju for, lubię też blogi , czytam też Bravo Sport, jakby się ktoś chciał trochę więcej pośmiać, bo tam jak nigdzie indziej można zobaczyć świata(co prawda tylko sportu) oczami półmózgów, czy jak to rzekł kiedyś Stefan Friedman &#8222;oczami niedorozwiniętego dziecka&#8221; .
I ja tak na różny sposób spoglądam sobie na świat i coraz lepiej wiem jaki chciałbym żeby był, jakie miejsce chce sobie w nim znaleźć i do czego mam sobie powolutku, ale z uporem dążyć.
Stefan Kisielewski


JuvePoland &#8211; Dałem JuvePoland zamiast Juventus, niewybaczalne. Niezły lizydupa, nie ? Tyle razy brałem już w obronę adminów i moderatorów, że powinniście się przyzwyczaić. Pewnie dostałem darmowe konto badmagick@juvepoland.com i dlatego tak piszę.
Nie, chyba jednak nie, a jeśli tak to o niczym nie wiem i do niczego się nie przyznaję. JuvePoland pozwoliło mi bardziej zainteresować się ukochanym klubem. Wcześniej interesowały mnie głównie wyniki i plakaty, bogiem był Del Piero. Aż tu nagle w tym &#8222;narzędziu szatana, pełnym pornografii, sekt i zła wszelkiego&#8221; trafiłem na JP. Czytałem rzadkie newsy. Zacząłem grać w typera. W połowie sezonu dostałem maila od Martina, że moje głosy niestety nie mogły być brane pod uwagę, bo notorycznie popełniałem ten sam błąd w wypełnianiu pól formularza czy co to tam wtedy było.. Jaki byłem wtedy załamany. Sam sobie punkty liczyłem i powinienem być na 11 miejscu, a tu takie rozczarowanie. Porzuciłem okrutne JP, które tak mnie, prawdziwego już kibica Juventusu(na polskie warunki oczywiście), skrzywdziło. Wróciłem po jakimś czasie...pojawiło się forum, ale siedziałem cicho, ja tam nie pasowałem. To były te czasy, które niektórzy tak wspaniale wspominają: mało osób i wspaniała atmosfera. Ja tego tak nie widziałem, napisałem może ze dwa posty. Aż w zeszłe wakacje jako jeden z niewielu miałem okazję oglądać przygotowania przedsezonowe Juventusu, nowego Juventusu. Moje relacje z pojedynków z PSV oraz Trofeo TIM spotkały się z ciepłym przyjęciem, można powiedzieć , że zaistniałem. Stwierdziłem, że warto kontynuować i oto po roku piszę alfabet. Wiem, że jest okrutnie spóźniony, ale te kilka miesięcy mojego życia może w znacznym stopniu zaważyć na mojej przyszłości. Głupio byłoby to zaprzepaścić pisząc przydługawy alfabet, który przeczyta tylko kilka osób.



Katarzyna (znane też jako Kaśka, Kasia) &#8211; imię mojej pierwszej dziewczyny. Wspaniała osoba. To prawdziwe szczęście spotkać w życiu kogoś takiego. Świadczy o tym chociażby to, że miłość między nami skończyła się ponad 3 lata temu, a my do dzisiaj niemal codziennie rozmawiamy. Jedna z najbardziej zaufanych mi osób. Pomagamy sobie jak możemy, co ciekawe także, a może przede wszystkim w sferze kontaktów damsko-męskich. Mimo, że &#8216;nam&#8217; się nie udało i to bardzo, to jednak wiem, że jej rady mogę stosować niemal w ciemno. Ktoś może powiedzieć, że niemal 19 letnia osoba, powinna sobie sama ze wszystkim radzić, a już szczególnie jeśli chodzi o związki. Może i racja, ale to naprawdę skarb, mieć kogoś kto naprawdę chce i potrafi pomóc.
www.cathy.blog.pl


Lubię: długie samotne wieczory oraz długie wieczory z ukochaną osobą; lubię też kakao za to, że jest takie a nie inne czyli po prostu smaczne; lubię zrobić coś dobrego, bo lubię widzieć uśmiech na twarzach innych ludzi; lubię gdy ktoś się śmieje z mojego powodu, ale nie ze mnie; lubię grać w piłkę, bo lubię czystość i klarowność emocji jakie ujawniają się wtedy w ludziach; od dwóch dni lubię swoją huśtawkę ogrodową, bo mogę na niej czytać książki, które także lubię; lubię matematykę bo nie ma w niej rzeczy niemożliwych, a mimo to nie jest nielogiczna; lubię kichać, szczególnie rano po pierwszym spojrzeniu w Słońce; lubię Kubusia Puchatka, ale Prosiaczka także[...] . Świat nie jest taki zły skoro jest na nim tyle &#8216;rzeczy&#8217;, które można lubić.
Po prostu kliknij...


Łąki, a także trochę lasów, staw i...moja babcia. Czyli świat, do którego uciekam niemal w każde wakacje. Jestem szczęściarzem bo mam swój kawałek raju na ziemi. Kupił go mój dziadek jeszcze chyba od dziwnie ubranych arystokratów, którzy swej ziemi mieli za dużo. To nie jest ważne. Ważne jest to, że tam jest spokój. Od wszystkiego. Dopiero od kilku lat dzwonią telefony, ale te przecież można odłączyć. Od 3 lat nie trzeba zbierać deszczówki, ani kopać studni, żeby mieć wodę. Czar tego miejsca powoli pryska, ale dzięki temu żyje się tam wygodniej i bezpieczniej. Od najbliższej publicznej drogi jest 15 minut jazdy samochodem przez las. Las pełen ptaków, które od rana śpiewają, pełen grzybów, które są chyba jedynym powodem, dla którego jestem w stanie wstawać przed 5tą rano. W stawie łowię , karpie, liny, karasie(no niestety), szczupaki, a przede wszystkim amury.
Na śniadanie piję mleko wydojone tego samego ranka, jem pyszny ser biały zrobiony przez babcie, smarując kromki masłem, które samemu często z mozołem trzeba zrobić. Są niby miksery, ale to nie to samo. Ale dość już opisów tak długich jak w Panu Tadeuszu, a znacznie ustępujących mu formą. Piszę o tym moim &#8216; raju&#8217;, bo to chyba jedyne miejsce gdzie przez tygodnie potrafię nie myśleć o komputerze, internecie, gadu-gadu czy innych pożeraczach czasu. Tam jest inny świat. Wszystko jest inne, nawet czas inaczej płynie. Jestem inny, więc tam pasuję.



Miłość &#8211; chyba najtrudniejsze hasło. I chyba dla mnie jeszcze trochę za wcześnie by o niej pisać. Mógłbym napisać o miłości do rodziców, siostry. A poza rodziną ? Miłość do klubu ? To każdy przeżywa na swój, najlepszy dla siebie sposób, więc o tym pisać nie będę. Miłość do innych osób ? W moim przypadku można mówić chyba tylko o zauroczeniach. Było ich kilka, jak w życiu każdego. To, że to nie była miłość świadczyły sposoby w jakie to wszystko nagle się rozpadało. Wystarczało kilka nieporozumień, czy nawet niezrozumianych żartów i było po. Wystarczał brak kontaktu przez tydzień, dwa i było po. Wystarczało przestać się odzywać, jak gdyby nigdy nic. Raz tylko....do osoby, której poświęciłem literę K, może to było właśnie to ? Też skończyło się idiotycznie, ale w przeciwieństwie do innych w pamięci pozostały ślady. A może tylko dlatego, że to była &#8216;pierwsza miłość&#8217;, a ponoć nie zapomina się właśnie tylko tej pierwszej i tej ostatniej.
EDIT: dnia 29.06.05
Znowu się pogubiłem. Wciąż jestem za głupi.
Happysad &#8211; Zanim pójdę


Niezdecydowanie - taka wada, moja wada. Mam problemy z podejmowaniem decyzji. Tych najmniejszych i tych najważniejszych. Muszę mieć czas na zastanowienie. Jestem z tych co najpierw myślą, potem robią. Często niestety to się nie sprawdza bo...jest już za późno. Do niedawna byłem za poważny jak na swój wiek. Teraz uczę się spontaniczności. A powinno być na odwrót, mam przecież 19 lat. Ale ta spontaniczność na dobre mi wychodzi. Dzięki niej świat stał się ciekawszy, bardziej kolorowy. Szkoda, że tak późno, ale dobrze, że w ogóle. Coraz bardziej zastanawiam się czy nie zostać optymistą. Myślenie pozytywne coraz lepiej mi wychodzi.
Podejmowanie decyzji...


Ojciec. Chcę być kiedyś mądrym człowiekiem. Jak mój Tata. Wg papierów wykształceniem już niemal się nie różnimy, a jednak to on jest mistrzem a ja uczniem, on jest mądry, ja głupi. Chcę być taki jak on. On pewni nawet o tym nie wie, bo rzadko ze sobą rozmawiamy. To nie jakieś problemy w relacjach rodzinnych, po prostu i ja i on jesteśmy typem ludzi bardzo mało rozmownych. Czasem słowa nie są potrzebne.
Anonim


Przerwa &#8211; idę coś zjeść i wracam do pisania
Jem


Po raz kolejny litera &#8216;P&#8217; czyli Powtórka. Bo z tą Przerwą to raczej nie przejdzie ;) Czasem chciałbym mieć szanse na powtórkę, jakiegoś dnia, jakiejś sytuacji. Nie chodzi tu o jakieś wspaniałe chwile, momenty, które chciałbym przeżyć ponownie. Te mam szanse sobie jeszcze wypracować w przyszłości. Mam tu na myśli powtórzenie tego co już było z możliwością zmiany tej przeszłości. Ile razy to sobie myślałem &#8222;jakby to wszystko się potoczyło gdybym wtedy zrobił inaczej, inaczej zareagował, coś innego powiedział czy też milczał&#8221;. Zastanawiam się jak taka zmiana decyzji wpłynęła by na moje życie. Jak takie nawet najmniejsze sprawy decydują o naszej przyszłości.. To siedzi tak głęboko we mnie, że czasem śnią mi się moje &#8216;inne&#8217; losy, zmienione właśnie przez jakąś pojedynczą decyzję. I rzadko kiedy jest to życie lepsze. Na szczęście.
Dwie ścieżki...


Roberto Baggio. Mało piłkarski jest ten alfabet, ale o samym Mistrzu wspomnieć musiałem. Jemu zawdzięczam miłość do piłki nożnej, do Squadra Azzurra, do Juventusu przede wszystkim. Można zachwycać się golami van Bastena, dryblingiem Eusebio, rajdami Maradony czy Pele, ale tylko Roberto Baggio można kochać za całokształt gry. To co robił na boisku było magiczne, boskie, wspaniałe. I nieważne jest, że w swej karierze nie zdobył praktycznie nic poza indywidualnymi wyróżnieniami. Ktoś kiedyś powiedział, że to była &#8222;kariera momentów, a nie sukcesów&#8221;. Może i momenty, ale za to jedne z najważniejszych w moim życiu fana piłki nożnej.


Słabość. Życie było dla mnie do tej pory łaskawe. Dopiero niedawno pojawiły się pierwsze problemy, ważne decyzje. I okazało się, że jestem słaby. &#8222;Co cię nie zabije to cię wzmocni&#8221; &#8211; mało było w moim życiu doświadczeń, które sprawiłyby, że byłbym silniejszy. Z jeden strony to dobrze, bo to miło łatwo sobie żyć. Z drugiej, trochę się boję nadchodzących miesięcy Żyłem pod parasolem innych osób: rodziców, starszej siostry. Już sama matura dała mi w kość. A teraz jeszcze trzeba jechać na studia i samemu sobie radzić, samemu siebie dopingować do pracy. Już nie będzie dobrych rad. Decydowanie o własnym życiu...to będzie ciekawe i dla mnie trudne zadanie. A nie ma nigdzie instrukcji jak się tego nauczyć...
Pokonywanie słabości...


Teatr. Życie jest jak teatr, rzekł kiedyś ktoś mądry. My, Ty i ja jesteśmy aktorami w tym spektaklu. I wszystko byłoby normalne gdybym...nie grał kilku ról na raz. Jakiś czas temu odkryłem, że w każdym towarzystwie jestem inną osobą. W domu, dla rodziny spokojny, opanowany, kulturalny. Zawsze gdzieś z tyłu, w cieniu, za innymi. Uznawany za okropnie flegmatycznego a przy tym zamkniętego w sobie. Wśród byłych już znajomych w gimnazjum byłem przede wszystki kujonem, człowiekiem, który w ich opinii nie potrafił się bawić, bo nie chodził na popularne wówczas disco-błysko. Dla innych znów, którzy znają mnie tylko z koncertów czy imprez jestem &#8222;równym gościem&#8221;, który nigdy nie odmówi wyjścia na rynek, koncert, czy imprezę. Mam bardzo dużo grup znajomych i grupy te bardzo się od siebie różnią. I ja w zależności od tego z kim aktualnie przebywam to taki się staje.Myślę, że sporo osób mogło by się porządnie zaskoczyć. Zastanawiam się czasem czy to nie jakaś fałszywość z mojej strony, bo przecież to jest w jakiś sposób granie, dostosowywanie się do innych. Zastanawiam się też czy to jest dobre czy złe dla mnie, bo wydaję mi się, że skoro jestem tyloma różnymi osobami to kiedy tak naprawdę jestem sobą. A może w ogóle nie jestem ? Może dla każdej z tych grup rezugynuje z jakiejś części siebie. Konformizm ? Nie, ja chyba potrzebuje tych zmian, potrzebuję mieć możliwość różnych zachowań i dlatego mam tak diametralnie różne grupy znajomych. Może to jakaś choroba psychiczna...coś na wzór zaburzeń osobowości...hmmm może...
Edward Stachura


Uff &#8211; to już prawie koniec alfabetu. To nie takie łatwe znaleźć w sobie coś takiego, o czym warto napisać innym. My w Polsce tak jesteśmy nauczeni, żeby się nie chwalić, nie wymądrzać, nie wywyższać. Taka jest nasza dziwna &#8216;moralność&#8217;. Dlatego wielu nie mogło tu znieść niektórych osób, które uważały że w czymś są naprawdę dobre. Nie będę tu wymieniał, każdy wie o kogo chodzi. Ja właśnie uważam, że powinniśmy potrafić dobrze o sobie mówić. Często mówiąc o sobie przedstawiamy się w negatywnym świetle. Nawet ja tutaj w tym alfabecie nie pokazuję siebie z najlepszej strony. Może robimy to bo boimy się braku akceptacji ? Bo przecież nikt &#8216;lepszy&#8217; nie jest lubiany. Ludzie mogą udawać ale i tak zżerać ich będzie zazdrość i oburzenie, że ktoś nie dość, że okazał się w czymś dobry, czy lepszy to jeszcze śmie się tym chwalić. Oczywiście nie można popadać w skrajności w skrajność i nie tyle pisać, co myśleć o sobie jako człowieku lepszym od pozostałych. Lepszym tak, ale człowiek to człowiek, ludzie są równi, różnią się tylko zdolnościami.
Dobre i złe strony


Wojownik Światła. Jak chociażby w ostatnim przypisie. Ale nie tylko w ostatnim. Najdoskonalszy podręcznik życia. Krótki, ale jest w nim niemal wszystko. Nie zdarzyła mi się w życiu sytuacja, której nie można by w jakiś sposób odnieść do tego co Paolo Coelho zapisał w tej małej, kwadratowej książeczce. Źródło. Nie boję się zaufać temu co jest w tej książce. Znajduje w niej pocieszenie, bo tam człowiek nie jest idealny. Tam widać jego dążenia by takim się stać. Ja też jestem w tej drodze.
Paolo Coelho - Podręcznik Wojownika Światła


XY &#8211; te dwie literki będą razem bo...taką parą chromosomów obdarzyli mnie rodzice ;) Moim marzeniem, oczywiście na przyszłość, jest wychować trójkę dzieci, najlepiej dwaj bracia, mogą być bliźniacy i młodsza siostra. Wychować ich...na ludzi. Kiedyś jak rodzice zabronili mi grać w piłkę pomyślałem, że chociaż jednego syna wychowam na piłkarza. Teraz już dorosłem do tego, że oni będą mieć zupełnie własne życie, z własnymi błędami i ja nic na to nie poradzę. Przynajmniej mam szczerą nadzieję, że już będąc ojcem będę o tym pamiętał. Bo niestety spotkałem się w życiu z ludźmi, którzy nie są sobą, a lepszą, udoskonaloną, i z większymi sukcesami wersją swoich rodziców, albo chociażby ich wierną kopią, bez własnego, pewnie zduszonego jeszcze w dzieciństwie, pomysłu na życie. A najgorsze jest to, że są tacy co im to odpowiada, bo dochodzą tego nie swoim, a rodziców kosztem/wysiłkami. Przykre.
Akurat &#8211; Scena po scenie


Zabawka. Hmmm drugi raz piszę to hasło. Za pierwszym skarżyłem się jak przedmiotowo ludzie potrafią potraktować drugiego człowieka. Napisałem jakie to okropne uczucie wiedzieć, że ze strony tej drugiej osoby to była gra, tylko po to by się dobrze bawić, zażyć może trochę przyjemności, czy nawet zrobić sobie z kogoś kawał. Ale potem mnie ruszyło sumienie. Łatwo pisać o ludziach złych, o swoich krzywdach, ciężej samemu przyznać się, że było się też po drugiej stronie....Ludzie są źli. Prawie wszyscy. I ja i Wy.
Stanisław Jerzy Lec


Źle mi. Od wczoraj. Powiedziała, że możemy spróbować, ale ona nic nie obiecuje. Odpowiedziałem, że nic na siłę, że &#8216;próbować&#8217; nie będziemy. Wtedy wygrał rozum, teraz w domu doszło do głosu serce. Dobrze, że nie stało się na odwrót.
Happysad &#8211; Wszystko jedno


Życie toczy się dalej. Nie skończyło się wczoraj wieczorem. W pewnym sensie zaczęło się na nowo. Wróciłem do szarości. Przypomniałem sobie , że trzeba złożyć papiery na uczelnie, zdjęcia wyrobić, do lekarza skoczyć po jakiś świstek. Świat znów jest normalny. Nie jest różowo, ale to nigdy nie był mój ulubiony kolor. Wiem, że kiedyś jak będę do tego wracał pamięcią to na pewno z uśmiechem. Tak jest zawsze, tylko z początku wydaje nam się to niemożliwe...


M.

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 26 lipca 2004
Posty: 1460
Rejestracja: 26 lipca 2004

Nieprzeczytany post 26 lipca 2005, 23:11

Na początku chciałby wszystkim podziękować wszystkim tym, którzy oddali na mnie swój głos i chcą przeczytać mój alfabet. Z góry zaznaczam, że stawianie mnie w jednym gronie użytkownikami, którzy napisali już swój alfabet, jest dla mnie niesamowitym zaszczytem i powodem do dumy. Dokładnie rok temu rejestrowałem się na forum, a teraz mogę napisać swój alfabet :wink: . Poziom poprzednich alfabetów był bardzo wysoki, ale przypomnę, że głównym celem tej zabawy było lepsze poznanie użytkowników i mam nadzieję, że dobrze wywiązałem się z tego zadania i każdy dowie się o mnie czegoś, czego wcześniej nie wiedział. A więc zaczynamy!



A jak agresja

Szczególnie nie lubię agresji wśród kibiców różnych zespołów. Nie lubię i nie rozumiem. Czy to, że ktoś inny kibicuje innemu klubowi, jest wystarczającym powodem do tego, aby go nienawidzić, obrażać, a nawet bić? Absolutnie nie. Mi osobiście nie przeszkadza, czy ktoś lubi Romę, Milan, Juventus, Legię czy Osasunę Pampelunę. Ważne jest to, jakim jest człowiekiem, a nie komu kibicuje. Czasem zastanawiam się, czy inni kibice Juve mieliby do mnie taki sam stosunek, jak mają teraz, gdybym kibicował np. Romie :roll: . Wydaje mi się, że nie :roll: . Oczywiście nie wymagam od każdego, żeby lubił wszystkie zespoły, ale szacunek się należy. Nie lubię Milanu, ale ich szanuję, mogę stwierdzić, że ta drużyna ma wspaniałą historię, na początku lat 90. byli najlepszą drużyną na świecie. Czemu mam ich nie szanować? Bo mają wielką drużynę i są w stanie z nami wygrać :roll: ? Denerwuje mnie ciągłe oglądanie się za innymi drużynami. Pamiętam, jaki zapanował hurraoptymizm, gdy Milan przegrał finał Ligi Mistrzów z Liverpoolem. Dla mnie nie miało to znaczenia, dla mnie ważne było to, że Juventus zdobył Scudetto. Nie chcę patrzeć na inne zespoły i w razie naszych niepowodzeń, cieszyć się z tego, że Inter nie wygrał Serie A od kilkunastu lat. To jest chore :roll: . Wielu kibiców cieszyło się, że w tym roku będą derby Turynu i że Juventus będzie mógł udowodnić to, że jest najlepszym klubem w stolicy Piemontu. Mi na tym nie zależy, ja wiem, że Juventus to wielki klub i nic nikomu nie musi udowadniać. Zamiast zwycięstw nad Toro czy znienawidzoną Fiorentiną, wolałbym zobaczyć dobrą grę przeciwko Milanowi, Interowi czy innemu zespołowi, który może włączyć się do walki o Scudetto :roll: .


B jak badminton

Pewnie niewiele osób wie (pewnie nikt nie wie :wink: ), że przez kilka lat uprawiałem tą dyscyplinę sportu, która w Polsce ciągle uchodzi za dyscyplinę dosyć egzotyczną. Pamiętam, jak w BravoSport badminton był opisany w dziale &#8222;Sporty dziwne&#8221; obok gry na rowerach w piłkę nożną :? . Wiele osób, które wiedzą w ogóle, co to jest badminton, uważa, że jest to sport dla dziewczyn. Nic bardziej mylnego. Z własnego doświadczenia wiem, że jest to bardzo ciężka dyscyplina, w której trzeba być silnym, wytrzymałym i mieć dobrą technikę. Zacząłem trenować 4 klasie szkoły podstawowej, skończyłem w 1 gimnazjum :roll: . Udało się stworzyć fajną grupę, mieliśmy przed sobą cele i chcieliśmy je realizować. W klubie nie było za dużo pieniędzy na nowy sprzęt (w sumie to był wiejski klub :roll: ). Oczywiście nikt nie miał o to pretensji. Nieporozumienia zaczęły się wtedy, gdy syn trenera specjalnie złamał rakietę (zdenerwował się, bo przegrał mecz na treningu :roll: ), a następnego dnia dostał nową, bardzo drogą rakietę :lol: . Zrozumiałbym, gdybym wiedział, ze on rzeczywiście zasługuje na taki sprzęt, jednak inni w jego wieku grali dużo lepiej, a na podobne niespodzianki liczyć nie mogli. Głównie przez to grupa się rozpadła. Szkoda. Za swój największy sukces uznaję grę w Indywidualnych Mistrzostwach Polski młodzików (znaczy się byłem w czterdziestce najlepszych dzieciaków w badmintona w moim wieku :wink: ).


C jak charakter

Niezwykle trudno jest opisać samego siebie. Ale spróbuję. Na pewno jestem ambitny, wychodzę z założenia, że chcieć, to znaczy móc i że nie ma rzeczy niemożliwych. Często stawiam sobie jakieś cele i bardzo rzadko daję za wygraną. Mogę również powiedzieć, że jestem pracowity. Wiem, że jeśli chcę być z czegoś dobry, muszę temu poświęcić dużo czasu i energii. Wolę czegoś nie zaczynać, niż później robić to byle jak. Jestem również uparty, co uważam za pozytywną cechę, choć nie raz już łapałem się na tym, że nie robię czegoś, dlatego, że tego nie lubię, czy nie mam na to ochoty, po prostu się uprę i koniec :wink: . Muszę jeszcze nad tym popracować. A teraz moje wady. Jestem nieśmiały, mam pewne kłopoty z nawiązaniem kontaktów. Dziwnie czuję się w nowym towarzystwie, potrzebuję trochę czasu na aklimatyzację. Wiem również, że mam w sobie za mało spontaniczności. Rzadko robię coś szalonego, raczej wolę wszystko sobie wcześniej zaplanować, dwa razy przemyśleć, niż zrobić coś zwariowanego, co raczej nie ma sensu. Imponują mi ludzie, którzy w jednej chwili potrafią wstać i zrobić coś, o czym wcześniej nie myśleli, a o czym będą pamiętać, bo dzięki temu ich życie nabiera kolorów. Na tą cechą będę musiał jeszcze trochę popracować :roll: .


D jak Del Piero

Czyli mój idol. Piłką nożna interesuję się od 1995 roku, ale pamiętam jeszcze Mistrzostwa Świata w 1994 roku, kiedy to w finale miała zagrać Italia z boskim Baggio na czele z Brazylią, ale wtedy nie przywiązywałem do tego większej wagi. Pierwszym piłkarzem, którego podziwiałem, był Bułgar Emil Kostadinov (sam nie wiem czemu :roll: ). Pamiętam, jak w batonikach Snickers były takie krążki z głowami piłkarzy (wydawane chyba z okazji Euro&#8217;96). W mojej pierwszej paczce był właśnie Kostadinov i Del Piero, o którym wcześniej jeszcze nie słyszałem :roll: . Dzięki temu zainteresowałem się tym piłkarzem. Od 1996 roku liczył się tylko Juventus i reprezentacja Włoch. Od meczów półfinałowych Ligi Mistrzów z Nantes byłem za Ravanellim, a kilka miesięcy później nie widziałem świata poza Alexem. Śledziłem każdy mecz Juve, a bramki Del Piero na długi czas pozostawały w moim sercu. Z uwagą śledziłem wszystkie rozgrywki, w których występował Juventus, reprezentacja Italii i oczywiście Alex. Jego bramki zawsze sprawiały mi ogromną radość, a jego kontuzje czy porażki bardzo przeżywałem. Zdaję sobie sprawę, że Del Piero raczej nie będzie grał już na takim poziomie jak kilka lat temu i że bliżej mu już do końca kariery, ale z całą pewnością mogę napisać, że nie będzie już takiego piłkarza, któremu kibicowałbym tak, jak Alexowi.


E jak emocje

Mogę z całą pewnością stwierdzić, że jestem spokojnym człowiekiem i umiem panować nad swoimi emocjami. Staram się nie przejmować drobnostkami, bo życie jest za krótkie, aby się ciągle denerwować. Unikam emocjonalnego reagowania, wolę się nad wszystkim zastanowić, niż później tego żałować. Jednak, jeśli chodzi o moją największą miłość &#8211; Juventus &#8211; to zachowuję się inaczej niż zwykle :wink: . Potrafię biegać po całym domu jak wariat i cieszyć się z danej bramki czy jakiegoś zwycięstwa, czasem również płaczę po porażce jak małe dziecko :roll: .


F jak forum

Oczywiście forum JuvePoland. Jest to miejsce, które bardzo często odwiedzam, czasami nawet kilkanaście razy dziennie, a przebywam w nim ok. 90% czasu, który przeznaczam na komputer. Ostatnio próbowałem sobie przypomnieć, kiedy pierwszy raz trafiłem na JuvePoland. Wszystko zaczęło się chyba w 1999 roku. Wtedy Internet był raczej rzadkością w prywatnych domach, ale ja mogłem korzystać z niego u taty w pracy. Gdy tylko dorwałem się do komputera, włączyłem Internet, wystukałem adres wyszukiwarki i wpisałem oczywiście &#8222;Juventus&#8221; :) . Wyszukało mi kilkaset stron, ja wybierałem pierwsze z brzegu i wtedy trafiłem na JuvePoland, które wyglądało zupełnie inaczej niż dziś. Zauważyłem, że z tej strony mogę ściągać bramki z ostatnich meczów, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe. Gdy w grudniu 2002 roku miałem już Internet w domu, od razu wyszukałem JuvePoland i dodałem do ulubionych, żeby nie zapomnieć adresu :wink: . Od tamtego czasu odwiedzam JP codziennie (no chyba, że nie mam dostępu do komputera :? , ale takie sytuacje zdarzają się na szczęście niezwykle rzadko :wink: ). Dopiero po kilku miesiącach odkryłem coś takiego jak forum :roll: . Wszedłem na stronę główną i nad newsami było okienko z pięcioma tematami. Z zainteresowaniem kliknąłem na jeden z nich i nie mogłem uwierzyć, że wcześniej o tym nie wiedziałem :roll: . Najpierw czytałem tylko wypowiedzi innych, dopiero później, gdy miałem stałe łącze zarejestrowałem się i od razy spotkałem się z ogromną życzliwością innych osób. Od tamtego czasu piszę w miarę regularnie i sprawia mi to ogromną radość. Często łapię się na tym, że wchodzę do Internetu z jakimś konkretnym zamiarem sprawdzenia czegoś, ale wystarczy chwila zamyślania i zupełnie nieświadomie w wyszukiwarce wpisuję adres www.juvepoland.com :wink: . Wiele osób uważa, że na forum JuvePoland regulamin jest zbyt ostry i jest zbyt &#8222;sztywniacko&#8221; :roll: . Nic bardziej mylnego. Niektórzy to krytykują, ale to właśnie tutaj udaje organizować się zloty, kibice spotykają się w miarę regularnie, oglądają mecze swojej ukochanej drużyny i spotykają się, aby grać w piłkę. Coś fantastycznego :-D !


G jak gazeta

Lubię czytać gazety. Regularnie kupuję tylko dwie: &#8222;Piłkę nożną&#8221; i &#8222;Piłkę nożną plus&#8221;. Ale nie o gazetach chciałem pisać, tylko o dziennikarstwie. W przyszłości chciałbym być dziennikarzem sportowym. Są to na razie luźne plany, ale już teraz wiem, że praca w takim zawodzie przynosiłaby mi ogromną satysfakcję :wink: . Dlatego teraz zwracam taką uwagę na ortografię i interpunkcję, czasami zdarza mi się kogoś poprawić :wink: . Zachowuję się tak, ponieważ kiedyś miałem z tym ogromne problemy :roll: . Na początku mojej edukacji ogromną trudność sprawiało mi pisanie i czytanie. Strasznie myliły mi się literki i wyrazy (np. od i do) :? . Jednak dzięki dużej pracy, jaką w to włożyłem, dziś nie mam już z tym problemów. Prawdopodobnie jestem dyslektykiem, nie wiem na pewno, bo nigdy nie byłem w żadnej poradni po papier, bo nigdy nie było mi to potrzebne. Dysleksja nikogo nie zwalnia z poprawnego pisania. Do dziś pozostała mi fatalna orientacja w terenie (Poznaniacy mogą to potwierdzić). Zawsze mam problem, gdy mam gdzieś sam jechać, nigdzie nie mogę trafić :? . Ciekawe co zrobię, gdy będę miał prawo jazdy :roll: . Wracając do dziennikarstwa. Piłka nożna zawsze mnie interesowała i będzie interesować. Czytanie, oglądanie, czy słuchanie o tej dyscyplinie sportu sprawia mi dużą frajdę. Jeżeli mógłbym się dalej tym zajmować i przy okazji płacono by mi za to, byłoby fajnie :wink: .


H jak humor

Cenię u ludzi tą cechę. Lubię przebywać w towarzystwie ludzi, którzy mają poczucie humoru, ponieważ wiem, że z nimi nigdy nie będę się nudził. Sam też lubię żartować, często się śmieję i jestem zadowolony. Czasami zdarza mi się robić głupie rzeczy tylko po to, żeby było śmiesznie (oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku). Nieraz już zostałem ukarany za to, że robiłem coś śmiesznego w moim przekonaniu, co niestety nie wszystkich śmieszyło :roll: . Czasem wydaje mi się, że wiele osób czytających moje posty, ma wrażanie, że jestem sztywniakiem, bo rzadko stosuję emotikony śmiechu (":-D", ":lol:", ":D"), a nadużywam raczej sumtnej ikonki (":roll:"). Jednak to nie jest prawda. Po prostu uwielbiam tą emotkę (":roll:"), a w codziennym życiu uśmiech prawie mi z buzi nie schodzi :wink: .


H jak huśtawka

(Dosłownie przed chwilą zorientowałem się, że napisałem dwa wyrazy na jedną literkę, więc myślę, że nie będzie sensu niczego kasować i będę dwa wyrazy :wink: ). Nie lubię, wręcz nienawidzę, podobnie jak karuzeli i innych takich szatańskich wynalazków :roll: . Jak byłem mały, zawsze patrzałem jak bawiły się w ten sposób inne dzieci, starałem się do nich nie dołączać. Zawsze mdliło mnie od tego :? . Nie lubiłem nigdy dłużej jeździć autem czy autobusem, ponieważ nawiedzało mnie podobne uczucie. Dziś jest z tym lepiej, ale wstręt do huśtawki pozostał :roll: .


I jak indywidualizm

To jedna z moich cech charakteru, z których jestem dumny (nie wspominałem o niej po literką &#8222;c&#8221;, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy pod literką &#8222;i&#8221; :wink: ). Przeważnie mam inne zdanie niż większość ludzi, z którymi aktualnie przebywam. Oczywiście nigdy nie chcę na siłę się czymś wyróżniać, dla mnie to, że mam inne zdanie jest zupełnie naturalne i towarzyszy mi od zawsze. Zawsze miałem swoje zdanie i nigdy nie miałem trudności z mówieniem &#8222;nie&#8221;. Często zdarza mi się, że gdy jestem w jakimś towarzystwie i ktoś rzuci jakiś pomysł, którym pasuje większości, ale nie mnie, to nie idę za wszystkimi, tylko raczej staram się przekonać ich, że to ja mam rację.


J jak Juventus

Czyli mój ukochany klub piłkarski, który wielbię od 10 lat. Jestem dumny z tego, że jestem kibicem tak wspaniałego zespołu, jakim są bianco-neri :-D . Śmiało mogę powiedzieć, że jestem prawdziwym kibicem Juventusu i reprezentacji Włoch. Mimo, że nie mam masy koszulek z nazwiskami moich ulubionych graczy czy różnego rodzaju gadżetów, ba, nawet rzadko oglądam na żywo mecze Juve (nie mam w domu Cyfry Plus :roll: ), to mogę tak stwierdzić. Dlaczego? Bo prawdziwe kibicowanie nie ogranicza się do kupowania wszystkiego z logo ukochanego klubu, ale do przeżywania wszystkich momentów, zarówno tych dobrych jak i złych, w sobie. Jeszcze nikt nie zmusił mnie do płaczu tak jak Italia w 1998 roku w mecz z Francją czy w 2000 roku, gdy przegrała finał Mistrzostw Europy, czy piłkarze z Turynu po meczach, w których przegrywali finał Ligi Mistrzów. Jednak z drugiej strony nic nie daje mi takiej radości jak zwycięstwa Azzurrich i bianco-nerich. Dzięki nim potrafię szaleć z radości, biegać po domu i krzyczeć wniebogłosy. Moim największym marzeniem jest zobaczenie na żywo meczu Juve. Właściwie przez przypadek nie udało nam się pojechać w zeszłym sezonie na mecz z Interem, ale mam nadzieję, że w tym roku uda nam się wreszcie pojechać do Turynu i z trybun dopingować naszą ukochaną drużynę :-D !


K jak Kartezjusz

Kartezjusz to francuski filozof i matematyk żyjący na przełomie XVI i XVII, zasłynął głównie ze stwierdzenia &#8222;Cogito ergo sum&#8221; (myślę, więc jestem). W moim alfabecie chciałem nawiązać do innego filozofa, do Sokratesa, ale literkę &#8222;S&#8221; miałem już zajętą, więc musiałem sobie inaczej dać radę :wink: . Otóż Sokrates, człowiek wielce wykształcony, powiedział kiedyś zdanie, którego nie rozumiałem: &#8222;Wiem, że nic nie wiem&#8221;. Wydawało mi się, że słowa te nie mają sensu, szczególnie, gdy wypowiada je taka osoba, jaką jest Sokrates. Dopiero w liceum zrozumiałem sens tej wypowiedzi, gdy zdałem sobie sprawę ile jest rzeczy, o których ja nie mam żadnego pojęcia i prawdopodobnie nigdy nie będę miał :roll: . Zobaczyłem, że niektórzy ludzie mają ogromną wiedzę na tematy dla mnie zupełnie abstrakcyjne, do których nie przywiązywałem nigdy większej wagi. Zrozumiałem, że wiedza, którą posiadam jest niczym w stosunku do wiedzy, której nigdy nie poznałem i nie poznam :roll: . Dziś mogę spokojnie powiedzieć: &#8222;Wiem, że nic nie wiem&#8221; :roll: .


L jak lojalność

Lojalność to cecha, której najbardziej szukam u innych ludzi. Na pewno ktoś, kto nie jest wystarczająco lojalny, nie zostanie moim prawdziwym przyjacielem (bez skojarzeń proszę). Żeby komuś zaufać i być w stosunku do niego absolutnie szczerym, muszę wiedzieć, że ten ktoś jest lojalny i muszę być przekonany, że w razie mojego niepowodzenia nie odwróci się ode mnie. Sam staram się być lojalnym w stosunku do innych i mimo tego, że wiem, jest to momentami bardzo trudne, nie poddaję się i robię wszystko, aby nie zawieść tych, którzy na mnie liczą. Teraz o lojalności w mojej kochanej klasie (więcej pod literką &#8222;ó&#8221;) :roll: . Pewnego razu nauczyciel powiedział coś przy uczniu na tle klasy, a gdy przyszła wychowawczyni, żeby wyjaśnić tą sytuację, wszystkiego się wyparł. Wychowawczyni spytała się nas, czy uczeń mówi prawdę. To, co wcześniej mówił nauczyciel słyszało 30 osób, a rękę podniosły 3 osoby :roll: . I jak ja mam ich darzyć jakimkolwiek szacunkiem? Do tej pory spotkałem dwie osoby (oczywiście poza rodziną), którym jestem w stanie zaufać w 100 %.


M jak Marcin-IRONEK i mnowomiejsky

Czyli ludzie, których najbardziej cenię i darzę ich największym szacunkiem :-D . Oczywiście lubię też innych userów, jednych mniej, innych bardziej (nie będę nikogo wymieniał, bo pewnie o kimś zapomnę :roll: ), ale ci userzy są najbliżsi mojemu sercu. Pierwszego z nich poznałem dawno temu. Pamiętam, że na forum był topic o Championshipie Managerze i miałem ochotę pograć w tą grę, jednak nie wiedziałem skąd ją wziąć. O torrentach nie wiedziałem nic, a na pobliskich bazarach jej nie było :roll: . Więc napisałem do Marcina-IRONKA, czy nie przesłałby mi jej za pośrednictwem Poczty Polskiej. O dziwo zgodził się :shock: . Był moim wzorem (a właściwie jest nadal) na forum. Nauczył mnie, że nie liczy się ilość, a jakość :wink: . Drugiego z nich poznałem w innych okolicznościach. Strasznie nudziło mi się i zobaczyłem, że osoba o dosyć ciekawym nicku jest zalogowana na JP i postanowiłem do niej napisać. Marcin okazał się ciekawym człowiekiem i z miejsca zaskarbił sobie mój szacunek i moją sympatię :wink: . Zawsze z chęcią czytam jego posty i wiem, że mogę liczyć na jego pomoc, o czym przekonałem się całkiem niedawno, gdy postanowiłem zrobić sobie przerwę w pisaniu na forum JP. Dzięki niemu zrozumiałem wiele rzeczy, za co jest mu niezmiernie wdzięczny. Mam nadzieję, że z oboma Marcinami będę miał okazję spotkać się osobiście. Fajnie, ze jesteście :-D .


N jak nick

Czyli Diego. Używam tego nicku już od roku i o dziwo, jeszcze mi się nie znudził. Wziął się oczywiście od imienia genialnego piłkarza, Diego Maradony, którego uważam za najlepszego piłkarza w historii. Przez kilka dni miałem nick schylaj_sie_az_zdechniesz :roll: . Pewnie niewiele osób wie, skąd się on wziął. Już wyjaśniam. Otóż trzeciego dnia zlotu wybraliśmy się na zwiedzanie Poznania. Jedną z głównych atrakcji było oglądanie trykających się koziołków, co dla mnie, mieszkańca Przeźmierowa (więcej pod literką &#8222;ź&#8221;), nie jest już takie ciekawe :wink: . Obok ratusza stał mim w roli żywego pomnika. Przed sobą miał pojemnik na monety. Gdy coś mu się wrzuciło, powoli schylał się i pukał laską w kostkę brukową. Zorientowałem się, że mam przy sobie pełno monet o bardzo małym nominale (poniżej 10 groszy) i zacząłem mu je pojedynczo wrzucać i z mściwą miną powiedziałem: &#8222;Schylaj się aż zdechniesz&#8221;. Ot, taki sytuacyjny żart, który już mnie nie śmieszy :roll: . Niech zostanie Diego :wink: .


O jak obce języki

Zawsze mnie fascynowały, ale nigdy nie miałem do nich dużego talentu, nauka ich idzie mi raczej opornie :roll: . Zazdroszczę mojej mamie, która nie ma akurat z tym żadnych problemów (biegle mówiła po rosyjsku, włosku i francusku, teraz, gdy nie używa dwóch pierwszych z wymienionych przeze mnie języków, jest spokojnie w stanie dogadać się z obcokrajowcami). Od czwartej klasy szkoły podstawowej uczę się języka niemieckiego, w liceum doszedł również angielski. Nie lubię języka naszych sąsiadów i wątpię, aby się go kiedyś w stopniu zadowalającym nauczył :roll: . Co do angielskiego. Mimo, że na świadectwie po pierwszej klasie liceum obok tego przedmiotu widnieje ocena celująca, nie czuję się mocny z tego języka. Przede mną jeszcze dwa lata liceum, mam nadzieję, że zdążę w tym czasie nauczyć się jakiegoś języka obcego, w takim stopniu, żebym był w stanie porozumieć się z obcokrajowcem (ale tak całkiem swobodnie, a nie dukać w bezokolicznikach). W te wakacje zacząłem uczyć się także języka włoskiego i muszę przyznać, że sprawie mi to radość. Nie wiem na ile wystarczy mi motywacji, ale na razie czynię zauważalne postępy :wink: . Planuję w przyszłe wakacje na dłuższy czas jechać do pracy, do Włoch i mam nadzieję, że nie będę miał tam problemów z tym językiem :wink: .


Ó jak ósemka

Czyli moja szkoła. Nie lubię jej, ale jest to inne nielubienie niż u innych ludzi w moim wieku :roll: . Każdy młody człowiek powie, że nie lubi szkoły, bo musi się uczyć. Ale mogą liczyć na to, że w szkole spotkają się z kolegami, spędzą miło czas, pojadą gdzieś na wycieczkę itp. Ja na to liczyć nie mogę :roll: . I wcale nie chodzi mi tu o samą naukę. Wiedziałem, że będę musiał się dużo uczyć i to mi za bardzo nie przeszkadza, bo wiem, że jeśli chcę dojść do czegoś w życiu, będę musiał na to ciężko zapracować. Po prostu nie lubię mojej klasy i moich nauczycieli. Wiem, że tam nie pasuję. W całej klasie na 31 osób naprawdę bliskie są mi dwie osoby, kilku jest mi obojętnych, reszty nie trawię :? . Atmosfera w szkole jest fatalna. Ulubione zadanie na przerwie przeciętnego ucznia 8 LO w Poznaniu to nauka na następną lekcję (nawet, gdy jest nią PO :roll: ). Nikt z klasy nie spotyka się po lekcjach, nie utrzymuje ze sobą bliższych kontaktów. Wycieczki szkolne odbywają się po lekcjach. W czerwcu była kilkudniowa wycieczka na Słowację, jednak nie widziałem sensu, żeby tam jechać :roll: . Komicznie również wyglądają lekcje wychowania fizycznego. Na 700 uczniów na tej lekcji nie uczestniczy ok. 150 osób, a w mojej klasie na 20 chłopaków, średnio ćwiczy 6-7 :shock: . Gdybym mógł, zmieniłbym tą szkołę, jednak profil mojej klasy, nie pozwala mi na to :roll: .


P jak papierosy

Czyli, jak do tej pory, największa porażka mojego życia :roll: . Zacząłem wcześnie, żeby nie powiedzieć bardzo wcześnie. Pierwsze papierosy pojawiły się w moim życiu w wieku 14 lat. Na początku była to zwykła ciekawość, a później sposób na nudę. Zawsze trzeba było zebrać pieniądze, znaleźć sklep, w którym takie używki sprzedawane są nieletnim. Następnie trzeba było poczekać aż wszyscy wyjdą ze sklepu, żeby nie było problemów z kupnem. Trzeba również było znaleźć miejsce, w którym można było spokojnie palić i mieć pewność, że nie zostanie się przez nikogo zauważonym. I na końcu trzeba było zrobić wszystko, aby rodzice się niczego nie zorientowali :roll: . Jak już wcześniej pisałem, sposób na wakacyjną nudę. Na początku roku szkolnego mieliśmy przestać, ale jak to zwykle bywa, nie przestaliśmy. Nawet nie zauważyłem, kiedy się uzależniłem. I papierosy przeszły na porządek dzienny. Czasem paliłem mniej, czasem więcej, ale nigdy nie mogłem powiedzieć, że jestem człowiekiem wolnym. Musiały minąć dwa lata, zanim wydoroślałem. Od roku nie palę :roll: .


Q jak Qualitki

Czyli wyróżnienie na forum. Od początku były obawy czy to dobry pomysł. Uważam, że tak, że one w pewien sposób mobilizują użytkowników do tego, żeby podnosić poziom forum i być wzorem dla innych, szczególnie dla nowych userów. Nie podobała mi się od początku tylko jedna rzecz. Wszyscy czytają posty, każdy ma wyrobione zdanie o innych użytkownikach, jednych lubi mniej, innych bardziej, a udział w głosowaniu na Qualitki bierze tylko kilka osób :roll: . Wolałbym, żeby całe forum decydowało o tym, kto ma dostąpił tego zaszczytu i obok ich nicków będzie widniała literka &#8222;Q&#8221;. Czwarta edycja Qualitek była, moim zdaniem, dosyć kontrowersyjna :roll: . Osoby, które nie tylko w moim przekonaniu, świetnie piszą i zdecydowanie podnoszą poziom tego forum (mnowomiejsky, Bad_Magick vel Zła_Wróżka, DjJuve czy baker) nie zostały wyróżnione. Mam nadzieję, że w następnej edycji już nie będzie takich wpadek i Qualitki trafią do tych osób, które na to najbardziej zasługują :wink: .


R jak rodzina

Moja rodzina jest bardzo dużo. Liczy ok. 300 członków :shock: (i tym razem proszę bez skojarzeń). Oczywiście nie znam większości z nich, niektórych widziałem raz w życiu, a stały kontakt utrzymuję z 20-30 osobami (z najbliższymi wujkami, ciociami, kuzynami i oczywiście z babcią i dziadkiem). Muszę przyznać, że lubię ich i chętnie się z nimi spotykam. Teraz o mojej najbliższej rodzinie. Mieszkam z rodzicami i z bratem (starszym o 3 lata), z którym na razie nie mam dobrego kontaktu, ale mam nadzieję, że to się w przyszłości zmieni :wink: . Za to rodziców mam wspaniałych. Mimo że często się z nimi nie zgadzam, wiem, że robią wszystko dla mojego dobra i mnie kochają. Często nie pozwalają mi na różne rzeczy, ale na pewno nie dlatego, że chcą zrobić mi na złość, ale dlatego, że się o mnie martwią i nie chcą, aby stała mi się jakaś krzywda. Jestem szczęśliwy, że mam takich rodziców :-D .


S jak Szpakowski Dariusz i Szaranowicz Włodzimierz

Czyli moi ulubieni komentatorzy sportowi. Dziwię się wszystkim, którzy krytykują ww. dwójkę :roll:. Fakt, czasami przytrafiają im się błędy, czasem też przekręcą czyjeś nazwisko, ale zawody sportowe komentują w niezwykły sposób, robią to z niesamowitą pasją i zaangażowaniem. Kapitalnie wczuwają się w rolę i nawet z nudnego widowiska potrafią zrobić fantastyczny spektakl. Oglądanie imprez sportowych z ich komentarzem jest dla mnie wspaniałą rozrywką. Napiszę tu o sytuacji, o której pisałem już wcześniej na forum, ale pewnie niewiele osób to pamięta. Otóż podczas finału LM w 1999 roku, gdy Manchester niespodziewanie, w ostatniej chwili, pokonał Bayern, strzelając dwie bramki w 90 minucie, angielski komentator mówił nazwiska strzelców bramek i milknął, podczas gdy Szpakowski wręcz szalał mimo, że ten mecz był dla Polaków obojętny. Słuchanie głosu tych komentatorów jest ucztą dla mojego ucha :wink: . Mam nadzieję, że obojętnie co będę robił w przyszłości, to będę to robił z taką pasją i zaangażowaniem, jak Włodzimierz Szaranowicz i Dariusz Szpakowski :wink: .


Ś jak śpioch

Uwielbiam spać, jest to jedno z moich ulubionych zajęć, co jednak nie oznacza, że swój wolny czas przeznaczam na drzemkę. Spanie po osiem godzin mi nie wystarcza, jednak w roku szkolnym nie mogłem sobie pozwolić na żadne luksusy :? . Teraz, gdy są wakacje, regularnie sypiam po 11-12 godzin i nareszcie czuję się wypoczęty :-D . Praktycznie nigdy nie zdarza mi się spać w dzień. Śmiało mogę również powiedzieć, że jestem &#8222;nocnym Markiem&#8221;. Uwielbiam siedzieć w nocy i coś robić (oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku, nigdy mi się nie zdarzyło, że z jakiegoś powodu nie spałem całą noc).


T jak trzeci

Czyli trzecie zlot fanów Juventusu, który miał miejsce w tym roku. Był to pierwszy tego rodzaju zlot, na którym uczestniczyłem, ale bawiłem się świetnie. Nareszcie udało mi się spotkać z tyloma ludźmi, którzy są zwariowani na tym samym punkcie, co ja :wink: . Do tej pory znałem tylko fanów Juventusu z Poznania, z którymi chodziłem grać w piłkę i czasami do pubu obejrzeć mecz bianco-nerich, a teraz miałem okazję spotkać się z ludźmi, których teoretycznie dobrze znałem, ich wypowiedzi czytałem od dłuższego czasu, miałem o nich wyrobione zdanie. Wspaniałe przeżycie, o którym będę długo pamiętał. Najbardziej podobał mi się turniej miast. Nie było w nim absolutnie żadnych złośliwości, brzydkich fauli czy chamskich odzywek :naughty: . Każdy dawał z siebie 100 %, ale nawet w razie niepowodzenia mógł liczyć na słowa uznania. Później można było w pubie porozmawiać, wymienić się uwagami, a organizatorzy co chwila raczyli nas wspaniałymi filmami, które ciągle leciały na telebimie. Brawo. Mam nadzieję, że będę mógł uczestniczyć również w następnych zlotach :-D .


U jak uczucia

Na pewno jestem stały w uczuciach. Mogę to chociaż stwierdzić po mojej miłości do Juventusu. Prawie 10 lat kibicuję temu klubowi i wiem, że nigdy nie przestanę, nie ma takiej możliwości. W żadnym wypadku nie umiałbym być kibicem, który jest za aktualnie najlepszą drużyną (takimi fanami gardzę :roll: ). Raz związałem się z daną drużyną i jestem dumny z tego, że kibicuję Juventusowi. Nawet mimo słabszej postawy nie odwracam się od mojego klubu, pozostaję mu wierny. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym podobnym uczuciem obdarzył jakąś dziewczynę, a ona nie chciałby mnie, długo bym się źle czuł, jednak na szczęście, jeszcze się nigdy na poważnie w kimś nie zakochałem (oczywiście nieszczęśliwie :roll: ). Mam nadzieję, że jeśli ten moment już nastąpi, to spędzę z tą dziewczyną resztę życia, bo nie widzę żadnego sensu w związkach dwutygodniowych :roll: . Jeśli się kogoś kocha to na zawsze, a jeśli nie, to, po co robić komuś niepotrzebne nadzieje? Kiedyś spotkałem się z pytaniem, za co kocham Juventus. Na początku nie umiałem odpowiedzieć. Później doszedłem do wniosku, że kocha się nie za coś, ale mimo wszystko :roll: .


W jak wada

Czyli wada wzroku. Na szczęście nie jest duża (-0,5 prawe oko i -0,75 lewe oko), ale zaczyna mnie już irytować :roll: . Często zdarza się, że nie widzę z daleka nazwy ulicy, ale numeru tramwaju, który właśnie nadjeżdża. Mam okulary, ale nie lubię ich nosić. Zakładam je rzadko, ostatnio miałem ja na meczu w pubie, bo gdybym nie widział dokładnie telewizora, szlag by mnie chyba trafił :? . Chyba pora zastanowić się nad szkłami kontaktowymi :roll: .


Z jak zmiany

Nie lubię zmian. Jak się już do czegoś przyzwyczaję, trudno mi się od tego odzwyczaić. Taki już jestem. Podziwiam ludzi, którzy mieszkają w internatach, z dala od rodzinnego domu, tylko po to, aby chodzić do innej szkoły. Ja bym tak nie potrafił :roll: . Potrafię przywiązać się do wszystkiego, np. do avataru na forum, który rzadko zmieniam :wink: . Ciekawe jak to będzie, gdy wyprowadzę się z domu i to jeszcze do obcego miasta :roll: ?


Ź jak źrebak

Źrebak zawsze kojarzył mi się ze wsią, a ja mieszkam na wsi, w Przeźmierowie, niedaleko Poznania. Żyje mi się tu dobrze, nie jest to typowa wieś z kurami i krowami, raczej nazwałbym to osiedlem. Jest dużo zieleni, zupełnie inaczej niż w Poznaniu, gdzie śmierdzi spalinami i aż odrzuca szarość tego miasta :? . Są tylko według mnie dwa minusy takiego życia. Pierwszy to boiska :roll: . Kilka lat temu zostały wybudowane dwa nowe boiska: trawiaste i betonowe. Na trawiastym już po miesiącu nie dało się grać, nie było odpowiednio pielęgnowane i zostały same kępy, co uniemożliwia normalną grę :roll: . Na boisku betonowym jest trochę lepiej, ale też nierewelacyjnie (ostatnio jakieś <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> znalazły sobie nową rozrywkę &#8211; rzucanie szklanymi butelkami na boisko, co jeszcze bardziej przeszkadza w grze :? ). Drugim minusem życia na wsi jest komunikacja podmiejska. Autobusy (a raczej autobus) jeździ zazwyczaj w takich godzinach, które nikomu nie pasują :roll: . Chcąc pograć w niedzielę w piłkę z fanami Juventusu i chcąc jechać autobusem, muszę przygotować się na to, że będę czekał na wszystkich 40 minut albo spóźnię się z godzinę :roll: . Oczywiście ostatni autobus do Przeźmierowa jeździ o 22:30, czyli chcąc iść na jakąś imprezę czy do pubu, musiałbym stamtąd wychodzić ok. 22:00, żeby z centrum dojechać na obrzeża miasta :roll: . Plusów jest na szczęście więcej. Jest świeże powietrze, lasy, ludzie się znają, rodowity mieszkaniec Przeźmierowa ma małe szanse na to, aby zostać pobitym czy okradzionym :wink: .


Ż jak życie

Żyję już 17 lat i mogę stwierdzić, że jestem szczęśliwy. Oczywiście moje życie nie jest usłane samymi różami, ale było w nim zdecydowanie więcej chwil radosnych niż smutnych :-D . Na szczęście nie umarł mi jeszcze nikt bliski i mam nadzieję, że taka sytuacja długo jeszcze nie nastąpi. Mam gdzie mieszkać, w moim domu nie ma kłopotów z pieniędzmi, nie urodziłem się chory, więc mam za co dziękować Bogu. Urodziłem się w Polsce, może nie mogę liczyć na luksusy, ale jestem wdzięczny, że nie urodziłem się w Afryce, gdzie dzieci nie mają co jeść czy w jakimś kraju ogarniętym wojną :roll: . Mam plany na przyszłość, mam bliskich, na których mogę liczyć w trudnych sytuacjach. Tak, na pewno jestem szczęśliwy :wink: .






:roll:


:roll:
Solaris

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 27 lipca 2004
Posty: 184
Rejestracja: 27 lipca 2004

Nieprzeczytany post 03 sierpnia 2005, 14:04

Bardzo dziękuje wszystkim użytkownikom za głosy na mnie, jest to dla mnie wielkie wyróżnienie znaleźć sie wśród samych świetnych osobowości.
Może to śmieszne ale nie wygrał bym tej ankiety gdyby Siewier nie zrezygnował, wielkie podziękowania. Jak większość piszących swoje alfabety niemyślałem że to może być aż takie męczące, trudne, ale jakże fajne. No dosyć tej "paplaniny" i czas na alfabet.


A jak Amen - Ten zwrot zawsze kojarzył mnie się z kościołem, modlitwą i rzeczami z chrześcijaństwem związanymi. Modlitwę zawsze kończyłem słowem "Amen". Przyznam się szczerze, że klepałem to słowo jakby na pamięć, pewnie byłoby tak i dziś. Po prostu nie zważałbym na słowa jakie odmawiam w pacierzu. Stał bym się jednym z tych katolików, którzy chodzą do kościoła bo muszą. Jednak jak w życiu wielu setek ludzi, zmieniło się coś, niestety dopiero po śmierci Papieża Jana Pawła II. Kiedy dowiedziałem się że umierając zdołał jeszcze powiedzieć "amen", coś we mnie ruszyło, teraz jest całkiem inaczej, moja modlitwa opiera się na szczerych słowach i na skupieniu a nie na odklepywaniu paru słów. Myślę, że jeśli czytasz ten alfabet mógłbyś przemyśleć czy w Twoim życiu z Bogiem jest podobnie ...


B jak Belfer - Innymi słowy nauczyciel, pedagog, wychowawca. Są to osoby przez którego nabawiłem się wielu kłopotów w szkole, denerwuje mnie że nie potrafią wysłuchać młodszych, że nie mogą przyznać się do błędu. Wiadomo nie wszyscy nauczyciele są tacy są też Ci przez których miałem wiele radości, jednak zawiść wielu przysporzyła mi wielu nerwów. Szkoda że szkoła w miemaniu uczniów wiele traci właśnie przez pedagogów, czasem wydaje mnie się jakby w szkole zatrudniono osobę nie nadającą się to wykonywania zawodu. Mam nadzieję że jak będe miał dzieci to one nie będą miały tak źle.


C jak Canal Plus - Cieszę się, że ktoś wpadł na pomysł założenia C+ w Polsce, każdy kto ma te 3 kanały musi być zadowolony... Spędzam przy nich wiele czasu podczas dnia, bo wkońcu jak się nie oprzeć meczom NBA, Seriea A, Gwiezdnym Wojnom czy innym filmowym hitom. Szkoda jednak że jest taki drogi i nie wszystkich na niego stać. Miejmy nadzieję że jednak zrobią jakomś obniżkę i dużo więcej osób będzie korzystać z tej usługi.


D jak <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> ludzi ... - ... nie zna granic :x Ilekroć widzę kogoś kto kradnie, pali etc. to się troche krzywie ... jak można sobie samemu z własnej woli psuć życie. Mój tata paląc odebrał sobie z przeszło 3 lata życia, przez papierosy nie mam już żadnej babci i dziadka. Ostatnio siostra mojego kolegi była w ciąży i paliła jeden za drugim - nie dość że psuje sobie życie to również małemu dziecku. W centrum mego Gorzowa widzi się Cyganów którzy bez skrupółów kradną portfele, torebki, kosmetyki. Przy moim domu zabito śmieciarza, który nie chciał dać bandytom 60 gr. Mam nadzieję że w przyszłości nie będę się musiał czegoś wstydzić, bądź żałować. Czego wam również życzę.


E jak Egoizm - Moja największa wada, chciałbym się od niej uwolnić, lecz niestety nie potrafię, wszystko chcem mieć dla siebie, czasem ciężko ze mną przeżyć pod jednym dachem. Egoistów się nie lubi, nie dziwie się... W porównaniu z poprzednimi latami i tak jest już lepiej, ale i tak ciężko jest mi znaleźć prawdziwego kumpla. Ciężko się przyznać do jakiejś swojej "usterki w charakterze", ale cóż takie jest życie, o swoich wadach też trzeba mówić. Staram się tutaj oficjalnie obiecać, ze jak przeczytam tę wypowiedź za kilka lat, egoizm będzie przyszłością.


F jak Forum JuvePoland - Nie będe tu ani trochę oryginalny 8) Ta litera od samego początku była zarezerwowana na forum. Jest to coś co w mojej przeglądarce wpisywane jest kilka razy na dzień. Nie udzielam się tu za często, ale czytam prawie wszystko. Jak każdy mam swoich ulubionych forumowiczów :) Pod, a raczej nad :P moim nickiem przewinęło się wiele kartek...Staram się je ograniczać co narazie wychodzi mi dosyć dobrze. Stronę poznałem w 2003 roku, to co mnie się rzuciło w oczy to przejrzystość. Kiedy strona obchodzi urodziny życzę jej zawsze długiego bytu i wielu userów na forum. No właśnie czy to drugie życzenie jest dobre, zależy, bo im więcej ludzi na forum tym większa prawdopodobność że pojawią się kolejne ciekawe osobowości, ale kiedy czyta sie niektóre tematy to woła się o pomstę do nieba. Nie chcem by w przyszłości forum JP miało taką samą opinię jak forum piłka.pl. Dbajmy o to


G jak Granie w koszykówkę - To rzecz, która sprawia mi największą przyjemność. Uwielbiam odgłos siatki po udanym rzucie. Niestety nie mam żadnego partnera do gry, więc muszę wzorować się jedynie na graczach NBA. Co prawda jeszcze całkiem nie dawno piłka nożna była moim ulubionym sportem, ale potem basketem zaraziłem się od... koleżanki :D Kto nigdy nie grał w kosza niech spróbuje, może tak jak ja się przekona do tego sportu. Od niedawna jestem członkiem szkolnego klubu sportowego i widzę w sobie niezłego rozgrywającego.


H jak Huśtawka nastrojów - Tego u ludzi nie lubię chyba najbardziej. Ciężko się obcuje wśród nich, niewiadomo jaki mają nastrój w danej chwili i często przez to pali się głupoty i nietakty. Akurat jak na złość wszyscy bez wyjątku moi koledzy często miewają zmiany nastrojów. Jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić. Taka cecha przeszkadza w nawiązywaniu kontaktów, tacy ludzie są nerwowi. Może mam za mało tolerancji w sobie, nie wiem... ja jakoś nie lubie takiego niezdecydowania.


I jak IFQ - Internet Football Quiz, pamiętamniu kiedy przyjęto mnie do zespołu, wszystko wyglądało pięknie, zespół nosił nazwę JuvePoland, całe przedsięwzięcie mnie się podobało. Naszym celem było wejście do 1 ligi. Jednak z fajnej grupki kolegów po kolejnych porażkach, zaczęliśmy się coraz częściej kłócić. Po treningach i meczach wracałem do świata rzeczywistego poddenerwowany. Po jakimś czasie stwierdziłem że psuje sobie tylko krwi, czas to skończyć... i zaczęłem się zachowywać jak skończony głupiec. Przeklinałem, wkurzałem wszystkich, jednak nie potrafiłem się przyznać, że zamiast odejść w spokoju chciałem popsuć klub. Martin kazał nam zmienić nazwę zespołu, po naszym zachowaniu w temacie "Internet Football Quiz". Moja opinia o IFQ znacznie się pogorszyła. Potem chciałem wrócić do zabawy w innym zespole, ale nie udało się. Dotychczas jeszcze nikogo z userów JP, którzy "bawili" się razem ze mną nie przeprosiłem. Ciężko się przyznać do czegoś, co wcześniej uważało się za coś słusznego, ale jak któs z nich to przeczyta to chciałbym przeprosić i was i całe JP że psułem/psuliśmy nazwę JP. Jednak nie wszystko co mnie się tam przydarzyło jest złe. Poznałem np. fajnego kumpla vel. LeniuP z którym utrzymuje kontakt do dziś.


J jak Jutro - Idąć do łóżka zawsze martwię się co będzie jutro. Brzmi to trochę górnolotnie, ale już jakoś tak mam. Boję się tego wszystkiego co mówią media, to może sie przytrafić każdemu. Dlatego uznaję zasadę "Carpe Diem", bo kto wie (odpukać) czy budząc się zobaczę świat po jakimś kataklizmie. Odpowiedź jest prosta nikt i dlatego chcem cieszyć się dniem, robić wszystko by korzystać z życia jak najwięcej. Napisałem już jaka jest moja największa wada, jakiej wady u ludzi nie mogę znieść, czas na moją główną zaletę, jest nią cieszenie się wszystkim nawet najdrobniejszym szczegółem. Uważam, że z takimi osobami lepiej jest obcować i staram się zarażać swoją zalętą wszystkie napotkane osoby :ok:


K jak Kostka Rubika - Ta zabawka to dla mnie czarna magia, nie potrafie jej ułożyć. Mimo że codziennie od 3 miesięcy próbuje, nie opracowałem jeszcze jakiejś metody. Postawiłem sobie za cel ułożenie jej przed rokiem 2006. Nie wiem albo dostałem zepsutą kostkę albo jestem jakimś "kostkowym bez-talenciem".


L jak Lepper :prochno: - Osoba, która potrafi mnie najbardziej rozśmieszyć. Ach te Jego blokady dróg, śmieszne wypowiedzi, blokowania mównicy... Zawsze śmieszyła mnie polityka, wszelkie skecze na jej temat, ale kiedy w różnych programach TV zaproszony jest Andrzej, jest zawsze ciekawie. Postać jakiej nie było dawno w Polsce i długo nie będzie. Mimo że w całym Gorzowie naklejałem vlepki z ironicznym napisem na tle krawatu " Będzie Leppiej" to gdybym mógł to nigdy w życiu nie zagłosował bym na niego.


M jak Marley, Bob - Wokalista, który obdarzony został cudownym głosem, potrafił go wykorzystać. Nikt nie potrafi mnie tak rozbujać. Nie uważam, że jego piosenki to jakieś najlepsze kawałki w historii muzyki, ale miło się przy nich spędza czas. Polecam szczególnie utwór " No Woman, No Cry "


N jak Nina - Takie imię miałem przybrać gdybym się urodził dziewczynką. Cieszę się, że jestem chłopakiem, nie tylko dlatego, że imię Nina powszechnie jest uważane za śmieszne. Marek brzmi lepiej


O jak O.K - każdy ma jakieś swoje ulubione powiedzonko, ja osobiście często używam angielskiego zwrotu O.K W internecie staram się ograniczać to słowo, wystarczy, że w życiu codziennym to słowo pojawia się zbyt często.


P jak Pieniądze - Sam na nie nigdy nie narzekałem, ale zdecydowanie za dużo jest ludzi biednych. Próby pomocy takim osobom są rzadkie, ilekroć słysze o wszelkich rankingach najbogatszych ludzi, czy to w kraju, czy to na świecie to dziwię się. Skoro takie sumy pieniędzy są własnością jednej osoby, która zamiast przeznaczyć choć 5% na osoby biedne, myśli jak powiększyć kwotę o kolejne zero. Takie działania skomentuje krótko - WSTYD :!:
Poza tym w życiu za dużą rolę odgrywa pieniądz, można to zaobserwować chociażby w piłce nożnej. Przykładami są chociażby kluby, które za pomocą pieniędzy zbudowały swą potęge ( Chelsea,CSKA). Teraz pojawiają się kolejni inwestorzy, którzy wkładają grube miliony w zespoły i robią ze sportu biznes. Osobiście nigdy nie chciałbym, by Juventus wygrywał dzięki forsie, a nie pracy, wytrwałości i stopniowym dochodzeniu do świetności. Współczuje tylko kibicom Man.UTD, Chelsea, czy nawet Realu.


R jak Rodzina - Każde dziecko marzy, by mieć kochającą rodzinę, by potem założyć własną, równie dobrą. Jednakże rodzina to wiele cierpień, najgorsze z nich to zdrada.Wiem to dobrze,sam to przeżyłem. Nawet swojemu największemu wrogowi nie życze, by coś takiego go spotkało. Zdrada odznacza swoje piętno i fizycznie i psychicznie. Ostatnio na forum pojawił się temat o zdradzie, po przemyśleniach zdecydowałem się nie wypowiadać, ale kiedy człowiek zdecyduje sie powiedzieć o tym światu, jest mu jakoś lżej. Ciężko jest potem tej osobie, która zdradziłą zaufać, w moim przypadku było inaczej. Stwierdziłem, że rodzina jest najważniejsza i trzeba dać szanse komuś kto miał chwilę słabości.


S jak Strach - Jestem osobą, która panicznie boi się wielu rzeczy. Mam różne swoje fobie. Na Przykład bardzo boje się robaków, szczególnie pająków, nie lubię spoglądać ludziom w oczy :O. Po 24 nie lubię wychodzić na zewnątrz mojego domu. Nie wstydzę się tego, próbuje z tym walczyć, jest mi ciężko, ale naszczęście już od dawna nie boję się ciemności 8)


T jak Twarz - No właśnie nie mam swojego zdjęcia, nie mogę wam się zaprezentować, ale może przynajmniej opowiem coś o swoim wyglądzie. Mam krótkie, czarne włosy, niebiesko-zielono-brązowe oczy :wink: . Mały, lekko zadarty nos, pokryty kilkoma piegami. Duże uszy, zaś małe usta. Mam wrodzony talent do naśladowania psychopatów z filmów 8)


U jak Ukochany Klub - Nigdy nie widziałem nikogo z zawodników na żywo, nie kibicowałem im podczas meczu, nie znam wszystkich przyśpiewek stadionowych, ale jestem z nim zżyty na dobre i na złe. Mowa o Juventusie Turyn, klubie którego kocham. Przy każdej bramce strzelonej rywalowi łezka leci mi ze szczęścia, gdy Juventus wygrywa moja radość nie zna granic. Lubie każdego zawodnika, który mówi o Juve same dobre rzeczy, nawet Legro :smile: Nigdy nie próbowałem opuścić swego klubu, nawet kiedy sukces był tak blisko, ale jednak któs nam go odbierał, nie zwątpiłem i zawsze wiedziałem, że Stara Dama to klub, który kocham.


W jak Wojna w Iraku - Coś kompletnie niepotrzebnego. George Bush zrobił z tego wielki odwet, według mnie nie potrzebny. Zginęło wiele ludzi, konsekwencjami tego są tragiczne zamachy w Madrycie, Londynie. Co chwila we "Wiadomościach" słyszy się o równie nie przemyślanych decyzjach polityków. Jestem zdecydowanie przeciwny wszelkim takim akcjom i próbom pokazania siły.


Y jak Yari - Tej osobie zawdzięczam pobyt na forum, gdyby nie ona to nigdy bym tej strony nie znalazł. Z Kubą można porozmawiać na wiele tematów, o czym nie tylko ja się przekonałem, mimo że zmieniałem numery GG to zawsze jakoś się odnajdowalismy. Pamiętam kiedy został wybrany moderatorem jak i to kiedy z tej funkcji został zwolniony. Szkoda, że przez to nie udziela się tak często - forum wiele straciło. Jednak miło, że znaleźli się godni zastępcy, z którymi jak narazie nie miałem okazji porozmawiać.


Z jak Zobaczyć mecz Juventusu - Widziałem na razie tylko stadion Delle Alpi, byłem sam na stadionie, panowała cisza. Jednakże najbardziej chciałbym się znaleźć na stojącej trybunie pośród wielu setek ludzi i oglądać swoich pupili. Liczę na to, że po raz kolejny JP będzie próbowało się wybrać na mecz Starej Damy i wreszcie moje marzenie się spełni. Oczywiście pod warunkiem, że Juventus wygra :P


W Moim alfabecie dużo było "wywodów", może troche za dużo, ale napisałem to co czuję. Nie kłamałem, to się dla mnie liczy, choć trochę się otworzyłem ...
Ten alfabet jest wyjątkowy, napisała go najmłodsza dotąd osoba, może dlatego nie było tu wzmianki o miłości... Historia napisania tego alfabetu przypomina historię Danii na EURO, myślę że ja też wyjdę z tego zwycięsko. Jeszcze raz dziękuje, że wogóle pozwoliliście mi napisać ten alfabet. To było dla mnie fajne przeżycie.


_Jah

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 28 czerwca 2004
Posty: 731
Rejestracja: 28 czerwca 2004

Nieprzeczytany post 07 października 2005, 08:07

Andrzej, zwany Jędrusiem: 36-letni przystojny brunet, zbudowany, wysoki, obecnie: ojciec 5-letniego Kubusia i mąż, dobrotliwej i zarazem odpowiednio sexownej Bezki, czyli Iwony. Otóż, to ten właśnie człowiek, pewnego piątkowego, jesiennego wieczoru, wrócił z wojska. W rodzinnym domu powitała go matka, siostra z mężem oraz ich ledwie 3-letni synek. Tym szkrabem byłem Ja, a ten pan w pełnym umundurowaniu, to był mój Wujo. Wspominam o nim dlatego, gdyż jest to najważniejsza osoba mego dotychczasowego życia. Jestem zdania, że każdy młody chłopak powinien mieć kogoś takiego, na kim by mógł się wzorować. Dla mnie tym wzorem był Wujo. Zabierał mnie na spacery, zabierał mnie do wypożyczalni vhs, zresztą dużo czasu spędzaliśmy na oglądaniu filmów, zawsze brał jeden dla siebie i jeden dla mnie. Zabierał mnie nawet na spotkania ze swymi przyjaciółmi, na których robiłem za sympatyczną maskotkę, szczególnie dla towarzyszących im pań, przed którymi nie kryłem tajemnic :wink: . Generalnie był to człowiek nietuzinkowy, inteligentny, oryginalny, który charakteryzował się własnym, nieugiętym zdaniem. Był kontrowersyjny, w rezultacie nie bardzo rozumiany przez swoich bliskich. Jednakże, zawsze stałem po jego stronie, tolerowałem go. Inspirował mnie. To obserwacja tego człowieka nauczyła mnie bycia indywidualistą, z własnym zdaniem. Do tej pory jestem dla niego Damiankiem, a on dla mnie Wujem. Do tej pory, pałamy do siebie szczerym uczuciem.

Babcia Jadwiga, nazywamy ją Jarecka. Mój dziado to z kolei Jarecki. Rodzice mojego Wuja i mojej mamy. Mieszkałem z nimi do 7 roku życia, by następnie przenieść się z rodzicami i malutkim bratem, do absolutnie nowego mieszkania. W tej sytuacji, wychowywałem się wraz z babcią i dziadkiem, Tadkiem. Obydwoje byli i są mi bardzo bliscy. Kiedy dziadek postanowił wyjechać do Stanów w poszukiwaniu dolary$s, mocno to przeżyłem, na lotnisku ryczałem jak opętany. To wydarzenie zeszło się jednak z powrotem Wuja, przez co mój ból nie był już tak dotkliwy. Cały ten wyjazd, mocno zbliżył mnie do Babci. To ona była przy mnie, podczas kiedy rodzice spędzali ten czas w pracy. Miałem z Babcią niezły kontakt. Byłem dla niej grzeczny, posłuszny, potrafiłem zdobyć jej zaufanie. Ona odwdzięczała się szczodrze, musiała być ze mnie bardzo dumna. Dla mnie to było dosyć cenne, gdyż była to kobieta w sile wieku, z której zdaniem wszyscy domownicy musieli się liczyć. Zasługiwała u mnie na dozgonnie większy szacunek w porównaniu chociażby, do samych rodziców. Gdy po 3-letniej rozłące wybrałem się z nią na Okęcie po dziadka, wówczas, każde z nas było równie podekscytowane. Aż wreszcie się pojawił: niewielki kucyk, skóra, kajdany, pierścionki, branzoletki, słowem: ferajna na całego. Mam gruboskórnych dziadków, że się tak wyrażę. Jareckie sprawili, że mogłem od malutkiego czuć się kimś wielkim. To naprawdę jest miłe.

Czary. Nonsens? bardzo możliwe. Tak samo jak horoskopy, lecz te akurat należą do moich słabostek. Niektórzy powiadają, że wierząc w horoskopy, nie mogę wierzyć w Boga, ale jest to bodaj nieco przesadne. Łapię się na tym, że często zwracam uwagę na te znaki. Robię tak od momentu, przeczytania pewnej książki o horoskopach, których użyczyła mi matka mojego znajomego. Chcąc wyjaśnić nam powód naszego znakomitego zeznajomenia, nagle spytała mnie o mój zodiak, po czym usłyszawszy odpowiedź: Lew, natychmiast znalazła wyjaśnienie. Otóż ja i on - Strzelec, znajdujemy się w trygonie Ognia, do którego należy również Baran. To podobno z nimi najłatwiej jest mi dojść do porozumienia. Kiedy dowiedziawszy się o tym iż Wujo i Jarecka z Jareckim są Baranami, to serialnie coś we mnie zaiskrzyło. Od tamtej pory z przesadną ciekawością zwracam uwagę na znak każdej, otaczającej mnie osoby. Oczywiście, spoglądam na to dalekowzrocznie, z dużym dystansem a nawet uśmiechem, lecz ja.. naprawdę potrafię dostrzegać pewne naturalne różnice, które niekiedy miewają zbawienny wpływ przy doborze nowych znajomości.

Duma. W życiu często zmieniały się moje priorytety, ale nigdy nie przestała towarzyszyć mi przy nich duma. Duży na to wpływ miało na pewno wspaniałe dzieciństwo, które ozłacano mi na wszelki, możliwy sposób. Najlepsze ciuchy, najlepsze zabawki, miałem się czym pochwalić. Przy tym byłem bardzo wyczulony na nie, rzekłbym nawet, dbałem o nie. Nie zepsułem ani jednej, swojej zabawki :wink: , może to był właśnie jeden z powodów dla których miałem ich tak wiele. Od zawsze umiałem świetnie organizować sobie czas dla samego siebie. O wiele ciekawszym jednak wyzwaniem byli ludzie, których zawsze chciałem sprowadzać, na własną drogę. Mimo iż nie zawsze mi się to udawało, jestem zadowolony, kiedy patrzę wstecz. Zawsze byłem bardzo lubiany, zawsze byłem tam, gdzie chciałem być. Kiedy wchodziłem do szatni, każda morda witała mnie z uśmiechem, bo każdego z osobna znałem najlepiej, byłem niczym brat. Dla obcych byłem bratem, a nie potrafię nim być dla swojego rodzonego brata. Bo jak to ktoś mądry kiedyś powiedział: to Życie, nie rodzina, powinno dać Ci Brata.

Egoizm. To po prostu we mnie tkwi. Staram się żyć w sposób taki, aby to samemu rozdawać karty, a nie na odwrót. Nie lubię zresztą nawet grać w karty. Jest i będzie to bardzo trudne dla ludzi, którzy zechcą się ze mną związać. Własny spokój ducha przekładam ponad wszystko. Pragnę od innych, aby potrafili to uszanować, lecz nie zawsze mogę na to liczyć. Jestem świetnym pozorantem, ale za to fatalnym aktorem i co za tym idzie, nie potrafię udawać. Wpierw muszę znać reguły gry, przydzieloną mi rolę na boisku, abym mógł poczuć się potrzebnym członkiem drużyny. Kiedy nie mam tej gwarancji? nie gram! i bawię się Sam.

Filologia Polska. Taki sobie obrałem kierunek studiów zaocznych. Wybrałem ten kierunek, ponieważ jestem bardzo humanitarny. Nie wiem co z tego będę miał po ukończeniu 5-letniej wędrówki, ale uważam iż warto spróbować. A co mnie do tego nakłoniło? najwyższy wynik pracy maturalnej z jezyka polskiego w szkole. Zdobyłem 91% punktów, a ten sukces zawdzięczam Bożej opatrzności. W swoim życiu przeczytałem znikomą ilość książek, ale te którym poświęciłem uwagę, były znakomite. Wśród nich widniała pozycja - 'Potop', która trafiła mi się na maturze. Ba, ze względu na stres ja tą pracę moim zdaniem zepsułem, a mimo tego, okazała się najlepsza. Zadziwiłem wszystkich, gdyż bądź co bądź, pilnym uczniem to ja nie jestem. Ale, może najwyższy czas coś zmienić? :? .

Grammatik, czyli Ash a przede wszystkim Jotuze i eLdoKa, który również jest zodiakalnym Lwem :wink: . To od nich zaczęła się moja przygoda z rapem. To dzięki nim ta muzyka trafiła mi do rozumu. Nigdy przedtem nie słyszałem tylu wylewnych, głębokich i wartościowych słów oprawionych w niepowtarzalną, duchem słowiańską wręcz muzykę, pętlowaną przez Noon'a. Poruszane kwestie uczuć, emocji, w tym żalu, samotności, wspomnień, pasji, które w rezultacie bardzo mnie zjednały. Od tego się wszystko zaczęło. Śmiało mogę powiedzieć o sobie, że oddycham rapem. Dla mnie Rap to setki płyt, setki litrów alkoholu, setki wypalonych gietów. Uwielbiam ten klimat. Wszystkie głupie małolatki, wszystkie koncerty, krzywe miny nauczycieli, rodziców, z równoczesnie niepojętą dla nich naturalnością, która wcale nie odróżnia mnie od innych. Dla mnie Hip Hop to nie jest żadna kultura, my nie wyznajemy żadnej ideologii. Nikt mi nie mówi co mam robić, zupełnie nikt. To jest zwyczajnie jeden ze sposobów wyrażenia siebie, własnych uczuć. Jestem w klimacie, bo lubię to. Ktoś odosobniony, który nie sprawdzi tego na własnej skórze, ciągle będzie wymyślał swoje przemądrzałe linijki na temat łysych, wyluzowanych ćpunów, co akurat wydaję się nieuchronne. Niektórzy jednak zapominają o tym, że każdy z nas to osobliwy przypadek i żaden wygląd, żadne durne mniemanie przynależności do pewnej grupy nie jest w stanie tego zmienić. Nawet My? będąc kibicami Juve, równie dobrze możemy różnić się w każdej innej kwestii. Nie mam racji? mam. Tak samo jest z rapem. Mi też jest czasem szkoda, że niektórzy wolą przyjść na koncert tylko po to, aby wyrwać dupę i się <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)>, zamiast zobaczyć czym tak naprawdę jest to zjawisko, które elektryzuje wielu ludzi, w tym również mnie.

Hej, Hej, tu NBA - I love this game. Na ten okrzyk Włodzimierza Szaranowicza czy Ryszarda Łabędzia przechodziły mi po plecach ciary. W wieku 10 lat bardziej interesowałem się koszykówką, aniżeli futbolem. Tą iskrę wzniecił we mnie Wujo, a dzieła dokończyli nowi koledzy, z nowego osiedla. Z chwilą przebudzenia, pierwsze co robiłem, to było sprawdzenie w telegazecie wyników z parkietów najlepszej ligi globu. Moim ulubionym teamem byli Ponaddźwiękowcy z Seattle, Sonics z Key Arena. Teoretyka nam nie mogła wystarczyć, dlatego też furorę osiedlową robiły karty NBA. Młodociani biznesmeni z segregatorami, w których każdy z nas, z osobna trzymał swoje zdobycze. Niesłychanie, pozytywna zajawa, która umarła wraz z odejściem najgenialniejszego sportowca na kuli, mowa oczywiście o wielkim Air Michael'u Jordanie, niezapomnianym, latającym Byku z Chicago.

Internet. Dostęp mam do niego od czerwca 2001. Naturalnie, zrazu natychmiast musiałem wpisać w wyszukiwarce 'Juventus Turyn'. Lektura tygodnika 'Piłka Nożna' okazywała się nie wystarczająca, dlatego myśl o śledzeniu bierzącej sytuacji klubu wprawiała mnie w wielką satysfakcję. Początkowo nie podobała mi się strona JP, zwłaszcza odstraszało mnie forum, które było niezbyt prestiżowe. Zdecydowanie wolałem odwiedzać forum pilkinoznej.pl, które skupiało dużo liczniejsze grono sympatyków piłkarskich. Na tle fanów rożnorakich drużyn, byłem pokrzepiony myślą reprezentowania interesów klubu z Turynu :wink: . Często odgrywałem rolę obrońcy, w różnego rodzaju sporach, które zaczynały się niewinnie, lecz w rezultacie kończyły się ostrą konfrontacją argumentów. Zanim tu
trafiłem, miałem słabostkę do czatu.onet w pokoju sport. Przesiadywałem tam niespełna 2 lata, gdzie poznałem dosyć ciekawą grupę ludzi, z którą mogłem legalnie poklikać o sytuacji ówczesnego sportu. Tamto miejsce miało swoją magię. To właśnie tam poznałem EdGaRa, znanego tutaj pod nickiem BIANCONERI. Utrzymuje z nim kontakt poprzez gg od niemal 4 lat i bardzo cenię sobie tą wirtualną znajomość. Swego czasu, ten pokój odwiedzała również Medi, która niemal od razu przykuła naszą uwagę podawszy się za fankę Juve. Mniejsza z nią, ale tenże BIANCONERI to naprawdę trafiony typek, który jest mi najbliższy w naszym gronie.

Juventus Turyn. Czyli moja ukryta miłość. Dlaczego ukryta? bo i tak nikt poza Wami, nie będzie mógł w pełni tego zrozumieć. Racjonalnie jest to bezsens, wczuwanie się w losy klubu, który jest potentatem włoskiego rynku piłkarskiego, ba, europejskiego. Lecz bynajmniej, ja nie mam zamiaru tego nikomu tłumaczyć. Jestem <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> w głowę na punkcie Juve i nic nie jest w stanie już tego zmienić. Jestem z nimi od Monachijskiej klęski z BVB, która miała miejsce w maju 1997 roku, po dzień dzisiejszy, na wieki wieków, Amen.

Kobiety. Nie lubię tego tematu. Uważam, że jest to temat tabu, temat z tych bardziej osobistych oraz w rezultacie świat, który jest rozumiany jedynie przez konkretny duet. Ktoś, kto się znajduje z boku, nie ma prawa kwestionować tych relacji. Jest to sfera określonych potrzeb emocjonalnych, fizjologicznych? które powinny być uzupełniane w sposób, wybierany przez nas i to my sami musimy dokonać wyboru, mam nadzieję, że właściwego. Jak nie trudno się domysleć, nie jestem żadnym kobieciarzem czy coś w tym stylu. Jestem bardzo chłodnym typem dla potencjalnych koleżanek. Nie uchodzę w ich gronie za miłego chłopca, skorego do żartów i dowcipów. Jestem w ich towarzystwie poważny, przynajmniej na samym początku. Co oczywiście nie oznacza, że nie wykazuję zainteresowania tymi kuszącymi osóbkami. Po prostu w takich sytuacjach liczę na swoje niezawodne spojrzenie, he he, okey. To działa. A tak poważnie, wzrokiem bardzo spokojnym badam niunie. Jestem nieco wybredny, najważniejsze jest dla mnie 1 wrażenie. Wygląd jest dla mnie bardzo istotny, najważniejszy. Jestem bardzo prostolinijny. Może dlatego nie mam dziewczyny? no bo nie mam. Czy jest mi z tym źle? tak. Czy walczę z tym? nie. Nigdy nie narzekałem na brak zainteresowania od strony płci odmiennej. Podobno, podobam się dziewczynom, wiele razy się o tym przekonałem, ostatecznie - oczy nigdy nie kłamią. I to jest mój błąd. Ile to już razy wystarczyło postawić kropkę nad i, tymczasem ja nie potrafiłem tego zrobić. Nie potrafię się odblokować, przełamać. Dla mnie związek z dziewczyną jest conajmniej dziwny. Czekam na księżniczkę, która nie pozostawi po sobie żadnych wątpliwości. Tymczasem.

Lew. Król Lew 8) . Urodziłem się w środku wakacji, mianowicie 31 lipca. Mieszkam w bloku 31 oraz chodziłem do szkoły średniej 31. Kiedy katechetka podczas przeprowadzanej na lekcji zabawy kazała powiedzieć swoją liczbę, odpowiedziałem 31, po czym okazało się, że świadczy to o tym iż jestem nudny. Czy naprawdę jestem nudny? nie mi to oceniać. Wiem natomiast, że w istocie czuję się jak Król, który pragnie wynieść swoje królestwo na wszelkie wyżyny. Kocham luksus, preferuję zawsze najlepszy styl, kocham błyszczeć. Mam ognisty temperament i uznaje tylko wielkie sprawy. Jestem optymistą, wiecznym dzieciakiem, który wydaję wojnę każdemu kto nosi się z zamiarem naruszenia zasad i praw obowiązujących mnie i moich ludzi w tym królestwie. Moi najwierniejsi rycerze resztę życia spędzą w krainie mlekiem i miodem płynącej, popijając grappe. Swoją kobietę uraczę koroną aż po same piersi, wysyłając łożnicę szytymi perłami i takiż baldachim nad nią uczynię. Zabawy będą i gonitwy w szrankach, jakich świat dotąd nie widział. Czaisz, synek?

Marijuana. Okey, więc idzie to tak: nigdy nie odmówię sobie bucha. Robię wdech, następnie wydech i od razu czuję się lepiej. Czy jest to w moim przypadku uzależnienie? a i owszem. Są wszakże różnego rodzaju uzależnienia: komputer? tv? basen? solarium? siłownia? dyskoteki? pub? sygnałki? jest tego mnóstwo, tymczasem ja wybieram sskuna i wchodzę na następny level 8) . Kiedy kolega do mnie dzwoni, momentalnie udaje nam się rozszyfrować zagadkę z serii: jak w najlepszy sposób umilić sobie wieczór. To jest niczym miłość. Pragnę rozdawać miłość wszystkim wokół, aby skonfrontować ich z własnymi emocjami. Co to w ogóle jest? ano jest to odprężenie, uspokojenie, wylewność uczuć i emocji pośród tej dodatniej fantazji, która drzemie w każdym z nas. Właściwości THC znają Ci co palą. Masz wątpliwości? to nie pal. Niekiedy spotykałem się z opinią na swój temat iż mam swój świat, ale ja z kolei wychodzę z założenia, że lepiej mieć swój świat, aniżeli nie mieć go w ogóle.

Nadzieja, czyli to co każdy z nas powinien trzymać w zanadrzu. Nigdy nie można jej tracić. Niemal wszystko potwierdza tą tezę. Ile to już razy było nam źle? ile to już razy wdzierała się w nasze serca melancholia, obojętność, zrezygnowanie, paraliżująca bierność? oh dużo. Lecz takie chwile przygnębienia są konieczne, wręcz pomocne w naszej podróży do krainy szczęścia. Uważam, że każda z chwil w życiu ma swoje znaczenie. Dobre chwile są celem samym w sobie, lecz to właśnie te złe chwile uczą nas myśleć. Złe chwile są o wiele bardziej inteligentniejsze, pozwalają nam na głębsze poznawanie naszych potrzeb i aspiracji. Trwa to często bardzo długo, ale zdecydowanie warto jest czekać. A czekanie w najwspanialszy sposób umila nam nadzieja. No bo w końcu twardym trzeba być, nie miękkim :wink: .

Operacja. Czasami żartujemy sobie z chłopakami, że przez używki w stosunkowo młodym wieku trafimy pod noż. Bardzo głupie żarty, baaa. Taka perspektywa to naprawdę coś strasznego, przynajmniej dla mnie. Dziadek wrócił ze Stanów, bowiem Babcia spodziewała się 2 operacji, chciał być przy niej. O ile to nie wiązało się ze zbytnim ryzykiem, o tyle wada serca mojego 4-miesięcznego brata, budziła we mnie paniczny strach. Miałem wówczas 6 lat i wyjazdy rodziców do szpitala nie za bardzo mi się uśmiechały. Ostatecznie wszystko skończyło się szczęśliwie, o ile w tym przypadku w ogóle można mówić o szczęściu.

Papierosy. Myślę o niej, piję kawę, palę papierosy. Przepraszam, mógłbyś mnie poczęstować ogniem? hę. Przyzwyczajenie, czy głupie? nie koniecznie. Gdzieś przeczytałem, że najwięcej znajomości ludzie zawierają przy papierosku. Jest to na pewno nieodłączna cecha, która kryje się w każdym palaczu. Jest to określona grupa ludzi, która oddaje się bardzo specyficznemu rytuałowi palenia papierosa. W szkole średniej kopciło u mnie dużo osób. Bardo miło wspominam przerwy, kiedy można było wreszcie odetchnąć przy papierosku od tego całego, szkolnego bałaganu. Pozytywnie.

Robert De Niro. Znacie go? to dobrze, bo jego trzeba znać. The Godfather, rodzone dzieci Ojca Chrzestnego: Robert De Niro i Al Pacino. Najwspanialszy duet kina gangsterskiego i nie tylko, bo zagrać mogą każdego i wszędzie. Niniejszym jednak zdecydowanie wybieram mafijne ekranizacje, które dostarczają mi odpowiedniej, emocjonalnej dawki. Jestem zafascynowany strukturami La Cosa Nostry i panujących w niej
zwyczajów, godnych naśladowania. Nietypowi biznesmeni, którym zależy jedynie na sprawnym prowadzeniu interesów. W interesach przysługi są ważniejsze niż groźby. Ludzie chcą czuć się lubiani. Docenieni. Znasz ich gusta i zaspakajasz je. Lubią piłkę lub teatr? załatwiasz im bilety, Chcą coś dla żony lub dziewczyny? kupujesz ładne futro, Czasami chcą tylko butelkę drogiego wina, Jeśli pragną pieniędzy? nie ma problemu. Jeśli Ty sam zajmiesz się interesem, interes zajmie się Tobą. Pamiętajcie, zawsze odpowiadajcie tak, a kiedy mówicie nie, róbcie to w taki sposób, aby brzmiało jak tak. Proste, nie?

Schody. Dla mnie życie to takie niekończące się schody. Z czasem jestem coraz bardziej zmęczony pokonywaniem ich kolejnych stopni. Chciałbym się w końcu zatrzymać, podejść do okna, z uśmiechem spojrzeć w dół i poczuć się docenionym. Przez kogo? najlepiej przez swojego anioła stróża, który dałby mi zatopić nos w gąszczu jej loków, dotknąć jej spragnionych ust, ujrzeć ten pełen biustu true school, czy nogi... i to co jest pomiędzy nimi, Pa Cino w Zapachu Kobiety nazwał to przepustką do Nieba, baaaaa! Bóg jest geniuszem. Sen? i tylko sen jak dotychczas. Bo życie nikogo nie rozpieszcza, a jeżeli nawet rozpieszcza? to te osoby nie zdają sobie z tego nawet sprawy. Bardzo denerwuje mnie, kiedy ludzie przypałowo koloryzują swoją rzeczywistość, ukazując wszystkim dookoła jedynie dobre jej strony, zapominając o złych. Coraz trudniej jest usłyszeć od ludzi te rzeczy, które ich faktycznie niepokoją. Coraz mniej mówimy o rzeczach, które nam naprawdę leżą na sercu. Często okłamujemy samych siebie. Nie potrafimy rozmawiać, nie potrafimy słuchać. Niekiedy samo słuchanie potrafi dać lepsze rezultaty, aniżeli przemowa, która zazwyczaj ubarwiona jest w najbardziej wygodny dla autora sposób. Nie ma lepszych i gorszych. Każdy z osobna jest tak samo wartościowy. Gdzie jest prawda i która prawda jest najważniejsza? książkowa? uliczna? życiowa? jak to ze sobą połączyć? jak być kimś, będąc sobą?

Temperament. Mam bardzo wybujały i zanadto, zapalczywy temperament, którym zarażam. Czasami potrafię nawijać jak jakiś pieprzony Indianin. Na codzień staram się być opanowany, skromny, ale kiedy nadejdzie odpowiedni moment, nie sprawia mi żadnych trudności nadawanie tonu w towarzystwie. W rozmowie nie ma dla mnie barier, których bym nie chciał przeskoczyć. Mam trochę ze świra i jestem tego w pełni świadomy. Nie wiem kotku czy mnie lubisz, ale wiem, kiedy <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> zaśniesz, kapujesz? Czasami uwielbiam brac życie w pełne garście, nie martwiąc się o nic. Lubię czuć, że żyję. Stać mnie na to, aby mówić, że jestem drogi. Stac mnie na to, aby oddać Całego siebie.

Uczucia. Mam wielkie serce, przepełnione uczuciami. Obarczam nimi wszystkie osoby, z którymi mam do czynienia. W samej rozmowie, często nawiązuje do kwestii uczuć. Potrafię i lubię o nich rozmawiać. To niebywałe jak taka rozmowa może dodać ducha osobie biorącej w niej udział. W moim przypadku jest to jednak zaleta bardzo teoretyczna, gdyż to nie sama świadomość, lecz sposób ich okazywania odgrywa tutaj rolę najważniejszą. A z tym akurat radzę sobie słabo. Mam duże trudności z okazywaniem uczuć najbliższym. A to dlatego, że często lubię być dla nich wredny, dysponując zawsze krzywym żartem, psującym nastrój. Im człowiek jest dla mnie bliższy, tym ja w coraz mniejszym stopniu troszczę się o jego uczuciowość. Taki to już nieraz ze mnie cham. Na szczęście, każda nowo poznana przeze mnie osoba nie potrafi w to uwierzyć i koło się zamyka :wink: .

Wulgaryzmy. Czyli jo, jo, jop Twoja mać, blaććć, biiiijacz. Lubię być bezlitosnym katem, kiedy jestem do tego zmuszony i nie tylko. Na ogół jestem spokojny, ale kiedy ktoś mnie wytrąci z równowagi, spotyka go wówczas niemiłe doświadczenie. Bo wkurzać to ja sie lubię niemal na wszystko. Zazwyczaj trwa to bardzo krótko, ale za to bardzo intensywnie. Czasami mógłbym zdisssować cały świat. Zazwyczaj powodem jest byle błahostka, bo jeżeli idzie o poważne problemy to akurat nimi nigdy się nie przejmowałem. Ale tak, denerwuje mnie kobieca troskliwość, denerwuje mnie, kiedy moi rodzice się złoszczą, denerwuje mnie kiedy własny pies na mnie szczeka, wkurzają mnie faceci w sile wieku, którzy harmonijnie przemierzają przez swoje nudne życie, a najbardziej denerwuje mnie tv. Zaczynając od Ewy Drzyzgi i jej pytań w stylu 'A co by było gdyby..', a skończywszy na śniadaniu Lubiczów, kiedy to nawet zwykłe smarowanie bułeczki nie może odbiegać od najmocniej wyuzdanych norm społecznych. Coż, Yippee-ki-yay, motherfucker, hyhy.

Youri Djorkaeff. Kojarzycie tego piłkarza? był moim pierwszym idolem, lecz bardzo szybko zastąpił go Alessandro Del Piero. Hę.

Zakończenie. No i takim, a nie innym sposobem do niego dobrnąłem. Jak nie trudno zauważyć, lubię pisać o sobie, więc pisanie tego alfabetu nie sprawiło mi trudności. Napisałem go przede wszystkim dla siebie, aby pisząc go, mieć okazję powrotu do wspomnień, marzeń czy nawet strachu. Jest to świetna okazja do sprawdzenia samego siebie, analiza, która powinna z duchem czasu wprowadzać nowe poprawki, aby ten obraz nabierał coraz to wyraźniejszych kształtów.

Dziękuje Wszystkim za to, że kochacie Juventus, że macie w sobie kolor biały, ale również czarny :wink: . Bądźmy z tego dumni. To My jesteśmy mistrzami, nie zapominajcie o tym.
Ostatnio zmieniony 14 lutego 2006, 02:21 przez _Jah, łącznie zmieniany 3 razy.


Wielkie romanse, żadnych pocałunków, w ogóle niczego. Bardzo czyste! A jednak wielkie. Uczucia, niewypowiedziane uczucia są niezapomniane... La Vecchia Signora, czyli Stara Dama!
Coolfi

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 12 stycznia 2005
Posty: 351
Rejestracja: 12 stycznia 2005

Nieprzeczytany post 07 października 2005, 22:35

Alfabet Coolfi&#8217;ego
Nadszedł czas na mnie. Czas by mnie bliżej poznać, może się do mnie przekonać, może mnie odtrącić. Nie chcę, abyś czytał na siłę, nie po to pisałem. Z góry zaznaczam, że górnolotne wywody to nie moja bajka, więc takowych tu nie będzie. To pewnego rodzaju ucieczka od szarości dnia codziennego. Chcę po prostu opisać siebie, a to do zadań łatwych z pewnością nie należy. Wielkie dzięki wszystkim, którzy umożliwili mi dorzucenie swoich 3 groszy w tak szanowanym gronie. To dla mnie ciekawe wyzwanie, któremu mam nadzieję podołam i sprostam wymaganiom na mnie głosujących, o ile w ogóle takowe istnieją, gdyż jak wiadomo każdy z nas jest inny i każdy inaczej podchodzi do tej zabawy. to jej urok. Zresztą &#8222;Forumowicz od A do Z&#8221; zawsze mi się podobał. Dość długo okupowałem drugie miejsca w ankietach, aż wreszcie udało mi się zwyciężyć. Zdaje sobie sprawę, że niektórym taki obrót spraw nie przypadł do gustu, jednak choćby dla tych kilkunastu osób na mnie głosujących postaram się przedstawić moją skromną osobę jak najlepiej. Tak więc zaczynamy!



Bóg
Jestem osobą wierzącą i oczywiście praktykującą. Zresztą uważam, że pojęcie wierzącego i niepraktykującego nie istnieje. Jeśli się wierzy, chodzi się do kościoła. Innej możliwości nie widzę. Inna sprawa, jeśli uniemożliwia nam praktykowania praca, a inna kiedy po prostu nam się nie chce i wolimy niedzielne południe poświęcić na inne, bardziej przyziemne sprawy. Tak mnie wychowano, uważam, że słusznie. Zawsze byłem osobą bliską Bogu, być może dzięki mojej cioci, która jest zakonnicą, być może dlatego, że od małego dziecka prowadzano mnie do kościoła. Był taki okres kiedy na niedzielne nabożeństwa chodziłem niechętnie, bądź je omijałem. Uważałem że było to nudne, co niedziela te same modlitwy, te same schematy w kółko powtarzane. Czas zrobił swoje. Dziś podchodzę do tego nieco inaczej. Staram się poświęcić godzinę co tydzień na spotkania z Bogiem. Właściwie robię to częściej z racji przygotowań do bierzmowania, na które z niecierpliwością czekam. Równie dobrze mogłem literce &#8216;B&#8217; przyporządkować Biblię, jednak jako że całej jeszcze nie przeczytałem postanowiłem się powstrzymać z opisem tej niewątpliwie najważniejszej dla każdego &#8216;głębokiego&#8217; katolika księgi. Chciałbym wspomnieć jeszcze co nieco o niewierzących. Pokuszę się o to właśnie tutaj, gdyż uważam, że wszystko co związane z wiarą niesie z sobą nutkę tajemniczości, od której niedaleko do kontrowersji. Mam kolegę, rówieśnika. Niewierzący. Szanuję go jako człowieka i szanuję jego poglądy zgoła odmienne od moich. Zawsze potrafił bardzo mądrze wypowiadać się w kwestii Boga i potrafił poprzeć swe tezy solidnymi argumentami. Nigdy nie podważał istnienia Stwórcy, nigdy nie wątpił, że Jezus byłe jego synem. Jedyną rzeczą różniącą go od katolików jest inne podejście i to, że mimo wieku ma swoje własne zdanie na tematy religijne, którego choćbym chciał nie przekrzyczę. Właściwie sam nie wiem dlaczego nie chodzi do kościoła, co go od tej instytucji odrzuca, jednak sposób w jakim się wypowiada zasługuje na szacunek, którym go darzę. Reasumując &#8211; Bóg i wiara to dla mnie pojęcia ważne. Nie chciałbym stawiać ich na pierwszym miejscu, ale napiszę, że do tej pory nie zrozumiałem wszystkiego co chciałbym poznać. I czekam na moment, kiedy będę mógł z dumą przyznać, że wierzę całym sercem. I nie tylko praktykuję, ale i prowadzę do wiary innych, w jakikolwiek sposób.


Coolfi
Ja. Tyle, że internetowy. Trochę inny, ale ja. Lubię swój nick, choć być może brzmi nieco śmiesznie, wydaje mi się sympatyczny. Raczej nie odpycha, ale i nie przyciąga. Zwykły, szary, nic nadzwyczajnego. Niektórzy są ciekawi skąd się wziął, ale tego nawet ja nie wiem. Tak przyjęło się w moim otoczeniu, a na forum chciałem czuć się swobodnie, więc zdecydowałem się na taki, nie inny. Na razie problemów ze zbieżnością życia codziennego z forum nie miałem, ale jestem niemal pewien, że takowe nastąpią. Może to i dobrze? Przecież tu, w tym miejscu jestem sobą, więc czego mam się wstydzić? Na pewno nie tego, że kibicuję Juventusowi. To powód do dumy, która w nas tkwi głęboko, niewątpliwie.

Del Piero
Mój ulubiony piłkarz. Zawsze był na pierwszym miejscu i zawsze na nim będzie. Ktoś więcej niż zwykły zawodnik. To symbol, kapitan, przywódca. Takim go zapamiętałem. Teraz jego gwiazda powoli gaśnie, właśnie teraz na moich oczach schodzi ze sceny, nadal wielki, nadal jako mistrz. Mimo, że jest jedynie rezerwowym, wierzę, że znajdzie się w kadrze na MŚ w Niemczech. Powoli tracę wiarę, że kiedyś będzie jeszcze stanowił o sile Juve. Uroki futbolu &#8211; ktoś musi ustąpić, by brylować mógł ktoś. Właściwie od Alexa wszystko się zaczęło. Zaczęła się miłość do Bianconerich, do futbolu. Nigdy się go nie wyprę, nawet kiedy z żalem będę patrzał na jego poczynania. Kariera Del Piero była piękna. Wiele stracił przez kontuzję, to one zniszczyły go jako piłkarza, to przez nie nigdy nie był najlepszym graczem na ziemi. A brakowało mu niewiele. Zawsze będę pamiętał jego wspaniałe wolne, strzały zza pola karnego w okienko bramki. To jego znak firmowy, przynajmniej był. Zawsze będę też pamiętał jego skromność. Zawsze podkreślał, że jest wielki dzięki drużynie i kolegom należą się podobne laury, a on jest jedynie jej częścią. Imponował mi i nadal imponuje. Brakuje mu jednego &#8211; sukcesu z reprezentacją Azzurich. Zawiódł mnie na finale ME w 2000 roku. Mógł zagrać o niebo lepiej, ale nie tylko do niego należy mieć pretensje. Mam nadzieję, że w Niemczech wystąpi i na chyba już ostatniej wielkiej imprezie przypomni światu, że kiedyś był najlepszy&#8230;
Odkąd tylko pamiętam widok &#8216;10&#8217; ma biało-czarnej koszulce w TV przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Za każdym razem, kiedy Del Piero strzela bramkę cieszę się podwójnie. Pamiętam, że pierwszą koszulką piłkarską jaką kiedykolwiek dostałem była niebieska z żółtymi gwiazdami na ramieniu i &#8216;10&#8217; na plecach. Mam ja do dziś, mimo że od dawna w niej się nie mieszczę :).


Edukacja
Przykładny, solidny, dobry. Takie określenia słyszę co czerwiec i szczerze mówiąc, mimo tego, że są to komplementy nie są dla mnie czymś nadzwyczajnym. W tych pustych słowach nie ma krzty docenienia mojej corocznej pracy. Niekiedy zamiast iść przed blok pokopać piłkę czytałem książki, ot tak z własnej woli. Od pierwszych szkolnych lat byłem uczniem dobrym, zawdzięczam to rodzicom, którzy od bobasa uczyli mnie wszystkiego czego inni uczą się w zerówce. Tam umiałem już dość płynnie czytać i pisać. Później wszystko szło samo, z górki. Co rok to samo świadectwo z czerwonym paskiem, te same jakże puste słowa, które wypowiedziane są automatycznie. Z czasem jest coraz lepiej, gdyż promocje do poszczególnych klas tak różowo nie wyglądały, choć wciąż ozdabiał je paseczek w czerwonym kolorze. Nadszedł czas mobilizacji i zawzięcia, trochę wiary w siebie i vuala. Coolfi na konkursie wojewódzkim z matmy. Zawsze lubiłem ten przedmiot, liczenie idzie mi niezwykle łatwo, oczywiście zdaję sobie sprawę, że przyjdą lata kiedy będę się gubił w tonach obliczeń, jednak na razie przychodzi mi cieszyć się łatwością zadań dla mojego rocznika przewidzianych. Lubię być pierwszy, bezbłędny i często taki jestem. Bez zbędnej skromności, uważam że wszystko co osiągnąłem do tej pory jest w 90% moją zasługą. Jestem samoukiem, ale nie odrzucam pomocy innych, po prostu o nią nie zabiegam. Co do innych przedmiotów nie dane mi było do tej pory pokazać się na głębszych wodach w konkursach wojewódzkich, czy powiatowych, z wyjątkiem wychowania fizycznego, ale to inna para kaloszy. Sport był moją pasją odkąd sięgam pamięcią, toteż piłka nożna jest czymś, w czym czuję się jak ryba w wodzie.
Przede mną wybór szkoły średniej. W moim mieście jest tylko jedno liceum, a właśnie ten typ szkoły wybrałem już na początku. W trójmieście sprawa ma się inaczej, jednak problem stanowi dojazd. Coś wymyślę ;). Na razie chodzę do gimnazjum i odczuwam radość młodego wieku ukrytą w codziennych spotkaniach ze znajomymi. Tyle na temat mojej dotychczasowej edukacji.


Forum JP
Jedyne na którym udzielam się regularnie. Najlepsze w polskim internecie o najlepszym klubie na trzeciej planecie od słońca. Miejsce idealne dla fanatyków Starej Damy, lubiących grafomanić. Przybyłem tu i ja, dokładnie trzeciego dnia posiadania stałego dostępu do internetu, choć serwis odwiedzałem znacznie dłużej, z kawiarenek internetowych. Niekiedy chodziłem do nich jedynie po to, by sprawdzić co piszczy w ekipie Bianconerich, jak miewają się nasi zawodnicy, czy w planach są zakupy nowych graczy. Forum zainteresowałem się później. Pierwsze tygodnie/miesiące zapewne jak u większości były nieciekawe. Nabijanie, głupie tematy, zabawne posty, et cetera. Z biegiem czasu niektóre rzeczy doszły do mojej główki i Coolfi zrozumiał, że liczy się jakość, najczęściej kosztem ilości. Od tamtej pory było znacznie trudniej. Koniec z banałami! Wypada skleić parę zdań, do faktu dodać opinię i post gotowy. Automat. Co tydzień mecz, co tydzień podobne słowa, często powtarzane. Nudziło mnie to, do czasu kiedy wreszcie mogłem wypowiadać się na temat spotkań Juventusu w miarę racjonalnie, gdyż dane mi było większość meczy obserwować. Nie na żywo, ale jednak mecz Juve to mecz Juve, rzecz w całym dniu chyba najważniejsza. Sposobność do rzeczowej wypowiedzi i oceny gry poszczególnych wypowiedzi to jedno, a sam post to drugie. Bywa tak, że to co chciałem napisać ja, napisał już ktoś inny.
Teraz forum traktuję zgoła inaczej niż choćby pól roku temu. Nadal, pierwszą rzeczą jaką robię po uruchomieniu komputera jest wizyta na JuvePoland i czytanie nowych postów. Lubię znać zdanie innych Juventinich, które często bywa inne od mojego. Mimo wielu sporów, niesnasek łączy nas więcej niż dzieli, łączy nas wspólna miłość do Starej Damy. Na forum wylewam swe uczucia. Dzięki forum poznałem wielu wspaniałych ludzi, których polubiłem niemal od zaraz. Zawsze, gdy brakuje tematów do wspólnych rozmów znajdzie się jeden, który nie znudzi nikogo. Chyba nie muszę pisać jaki :). Wśród tak szerokiej rzeszy użytkowników, regularnie udziela się jedynie kilkudziesięciu, a jeśli policzyć tych, których wypowiedzi stoją na wyższym poziomie od marności ogółu wyjdzie nam liczba niepokojąco mała. Wszystko jest kwestią podejścia do pisania. Jakość i jeszcze raz jakość!
Wielkie dzięki dla Was, choćby za to, że jesteście kibicami tej samej drużyny. Że umilacie mi wieczory rozmowami, że mogę wiedzieć co myślicie, jakie macie zdanie na określony temat.
Świetnym pomysłem jest JuvePoland Club. Myślę, fanklub jako taki, nieoficjalnie istniał od początku forum, teraz jedynie dopełniono formalności i nadano nazwę stowarzyszeniu. Z racji mojego wieku do fanklubu należeć będę dopiero w czerwcu, ale już teraz życzę organizatorom i Wam uzbierania potrzebnej do szczęścia ilości członków.


Gry komputerowe
Sposób na nudę. Ostatnio gram coraz rzadziej, jednak zawsze znajdę czas na chwilę rozrywki przed monitorem. Gram praktycznie we wszystkie rodzaje gier, od strategii, przez managery, na zręcznościówkach kończąc. Szczególnie ubóstwiam dwie serie znane pewnie każdemu. Pierwszą grą z jaką w ogóle się zetknąłem była Fifa 98 RTWC. Spodobała mi się od pierwszego podania. Od tamtej znakomitej gry zaczęła się sympatia do całej serii produktóe EA Sports. Obecnie mam wszystkie, prócz najnowszej okraszonej numerkiem 06 :). Liczę, że niedługo już zagram w nową Fifę, a jako prezent usłyszę głosy Szpakowskiego i Szaranowicza, de facto duetu przeze mnie lubianego. Drugą serią, która zyskała w moich oczach szczególne uznanie są produkcje Sports Interactive, mianowicie Champioship i Football Managery. Gry na pewno nie oddają całej przyjemności czerpanej z wykonywania zawodu szkoleniowca danego klubu, jednak stanowią świetną namiastkę tej ciężkiej pracy. Dodatkowo mogę poprowadzić Juventus ;). Z innych gier zawsze lubiłem rajdy samochodowe. Odkąd posiadam kierownicę przyjemność z jazdy jest co najmniej dwa razy większa.
Ogólnie gry komputerowe to świetna rzecz. Odstresowują, relaksują, pozwalaja wcielić się w kogoś z kim tak naprawdę nie mamy nic do czynienia.


Humor
A właściwie poczucie humoru. Myślę, że takowe posiadam. Zdarza mi się palnąć jakiś głupi dowcip nie na miejscu, ale kiedy tylko nadarza się okazja lubię sobie pożartować. Solidna porcja śmiechu każdego dnia to dla mnie rutyna. Śmieję się bo lubię, a bawi mnie wiele rzeczy :). W sumie jaki jestem, taki jestem, i takie mam poczucie humoru, dość niewygodne dla niektórych. Dlaczego? A no dlatego, że potrafię komuś dopowiedzieć tak, że przez dzień, dwa nie odzywa się do mnie. Zdaje sobie sprawę, że to chamskie, jednak popracowałem nad tym i już widać efekty. Teraz staram się ograniczyć moje głupie docinki bądź zachować się dla siebie. Co mnie bawi? Paradoksalnie, w kilku przypadkach nawet to, co innych nie rusza. Uwielbiam oglądać komedie. Te dawne, polskie i te dzisiejsze, także zagraniczne. Lubię skecze polskich kabaretów, choć jestem zdania, że Laskowika sprzed lat nie przebiją żadne &#8222;Ani Mru Mru&#8221; czy inne Halamy ;). Co prawda dowcip pan Zenon miał ciężki, ale trzeba mu przyznać, że bawił tysiące, żeby nie powiedzieć miliony Polaków znudzonych szarością PRLu. Oczywiście kiedy występował nie było mnie jeszcze na tym świecie, ale posiadam w domu dwie kasety VHS do których często wracam. Z dowcipów szczególnie lubię te o blondynkach. Nie wiem dlaczego, ale właśnie te krótkie, ukazujące sztuczną głupotę żarty w mig poprawiają mi humor. Podsumowując &#8211; jestem człowiekiem lubiącym wszelakie żarty, dowcipy, skecze i humoreski :).


Internet
Szatański wynalazek. Pochłania mnie prawie całkowicie. Miał być pomocą w nauce, stał w niej przeszkodą. Spędzam przed komputerem znacznie więcej czasu niż jeszcze rok temu, kiedy internetu nie posiadałem. Większość moich znajomych dostęp do sieci także posiada, toteż nie stronię od rozmów z nimi na tematy wszelakie. Nie zawiązuje jednak nowych znajomości z osobami kompletnie nieznanymi mnie samemu. Inaczej sprawa ma się z kimś, kogo kojarzę z forum. Jestem otwarty na wszelkie znajomości z użytkownikami JP, a co? ;] Co w tym internecie Coolfi porabia? Otóż, przed wszystkim pisze, na forum oczywiście. Podczas meczy Juventusu zawsze można znaleźć mnie na czacie. Potrafię jednak zachować umiar. Nie dałem się wciągnąć do reszty, do dziś siedziałbym w bagnie głupot.
Nigdy przez internet nie zawaliłem ocen w szkole. Raz upiekło mi się, kiedy zamiast pisać rozprawkę siedziałem na czacie, a później oglądałem bramki. Na szczęście okazało się, że polonistka następnego dnia była nieobecna. Obiecałem sobie, że był ostatni raz, jednak wszystko zdarzyć się może. Znając moją silną wolę dam jednak radę. Jestem zdania, że korzystać z internetu powinny tylko osoby odpowiedzialne. Nigdy nie dopuściłbym do sieci młodszego kuzyna, bo wiem, że do tego nie dorósł emocjonalnie. Zaczepiałby pewnie na gg nieznajomych głupimi tekstami w stylu &#8222;poklickash?&#8221;, co mnie osobiście irytuje najbardziej. Dlatego uważam, że internet jest wspaniałym wynalazkiem, jednak nie można mu poświęcać przesadnie wiele czasu, gdyż nieprędko później z tego wyjdziemy, a stracić można więcej niż zyskać.


Juventus
I wszystko jasne. Tego słowa zabraknąć nie mogło. Miłość od pierwszego wejrzenia, od kiedy mój tata posadził na kolanach małego szkraba i pokazał mu mecz piłki nożnej. To był mecz Juventusu, nie pamiętam z kim, jednak było to dawno. Zaciekawiło mnie to niezmiernie, starałem się zrozumieć zasady tej gry, nie prędko mi to przyszło. Oczywiście kilka miesiecy upłynęło zanim jako taką wiedzę o tych panach w koszulkach w biało-czarne pasy dowiedziałem więcej. Pokochałem ten Juventus, gdzie mózgiem był Zidane, bramki strzelał Inzaghi, a w obronie brylował Montero. Czas leci i dziś żadnego z trójki tych wspaniałych graczy oglądać w Juve nie mogę. Jest za to Del Piero, którego cenię z obecnego składu najbardziej. Każdy przeżywam na swój sposób. Pamiętam kiedy Juventus grał z Milanem, a ja niestety nie miałem dostępu do komputera. Wtedy pytany przez babcię odpowiedziałem, że sprawdzam w telegazecie wynik Juventusu. Padłem, kiedy babcia z kamienną twarzą odparła &#8222; A cóż to za czary ?!&#8221;. Tak babciu, to są czary ;).
Miłość do Starej Damy będzie trwała pewnie długo, aż na piłkę zabraknie czasu. Taką mam nadzieję. Nigdy w Juventus nie zwątpiłem, nigdy się go nie wyparłem. Miłość, odwzajemniana. Liczę, że kiedyś przyjdzie mi stanąć oko w oko z grą mojego ukochanego klubu. Pisać na temat Juventusu mogę bez końca, jednak jako że grafomanię o nim prawie każdego dnia skończę tę literkę w tym miejscu. Forza Juve!


Klucz
Taki mały, powiedziałbym kluczyk. Do czego? Do szafki. Do szafki zwanej Coolfim. Otworzyłeś, wyjąłeś kartkę z alfabetem, który czytasz.
Wielkie dzięki.


Koledzy
Mam ich wystarczająco wielu. Zresztą uważam, że i tutaj liczy się jakość nie ilość, a do tej pory narzekać nie mogę. Czuję się swobodnie w gronie znajomych. Kiedy chcę mogę z nimi pożartować, kiedy chcę mogę poważnie porozmawiać. Właściwie o wszystkim, bo każdy jest inny i każdego na swój sposób lubię, cenię i szanuję. Ludzie bliscy, gotowi do rozmowy na każdy temat, często o czymś, o czym z rodzicami nie porozmawiam. Za to ich lubię. Zawsze dostępni, zawsze w miarę możliwości pomocni. Przyjaciel? Nie, takiego nie mam. Nie mam jednego, jedynego z którym spędzam większość czasu, który ma takie same zainteresowania i który znosiłby moje marudzenie, narzekanie i fochy. Mam kilku kolegów, tak ich nazywam. Co prawda to prawda, bez przyjaciela od serca wiele tracimy. Tracimy kawałek siebie, którego nie mamy komu wyrzucić będąc pewnym że zachowa tajemnicę. Zazdroszczę Wam, szczerze. Ja nie mogę pójść do przyjaciela kiedy mi źle. Może kiedyś? Pożyjemy zobaczymy. Skłamałbym gdybym napisał że czuje się samotny. Oprócz kilku kolegów mam miłość, wielką miłość. Juventus, tak jej na imię&#8230;
Właśnie miłość? A taka bardziej przyziemna? Dziewczyna? Wspaniała rzecz. Idziesz parkiem, nad zatoką przytulony do Twojej lady i zapominasz o Bożym świecie. Coś wspaniałego. Ja nadal czekam, aż dojrzeję do tego niewątpliwie wielkiego uczucia.


Lenistwo
Oj, nie, leniem to ja nie jestem! :) Wręcz przeciwnie, jestem pracusiem. Nie lubię mieć wiele na głowie, toteż wszystko wykonuję jak najszybciej by uniknąć problemów związanych z tzw. &#8222;robotą na ostatnią minutę&#8221;. Taką pracą rządzi chaos, czego nie lubię. Lubię ład i porządek wokół siebie, często sprzątam. Przyznam, że niekiedy po prostu nie mam ochoty wynieść śmieci, podlać kwiatów, ale jeśli mam sporo wolnego czasu na pewno to zrobię, prędzej czy później, ale raczej prędzej. Teraz nudzę się i piszę ten alfabet, choć mam ochotę sobie kimnąć. Wytrwam jeszcze chwilę i przy muzyce dokończę kilka literek&#8230;


Muzyka
O! Muzyka! Słucham jej zawsze kiedy siedzę przed komputerem, kiedy sprzątam i kiedy po prostu się nudzę. Nie mogę określić konkretnego rodzaju słuchanej przeze mnie muzyki. Najczęściej są to gitary. Niekoniecznie elektryczne. Przy muzyce się relaksuję, wypoczywam, często i zasypiam. Kiedy trzeba poprawia mi humor, pozwala odciąć się od wszystkiego, na kilka chwil, zamknąć oczy i wsłuchać się w tekst i łagodne brzmienie gitar. Uwielbiam to. &#8222;Muzyka łagodzi obyczaje&#8221;. Trudno się nie zgodzić. Przez słuchanie muzyki staję się łagodniejszy dla otoczenia, a kiedy jestem wściekły mogę się też wyładować zakładając słuchami i dręcząc uszy niemiłosiernym dźwiękiem perkusji. Zabijam czas. Wsłuchuję się i głęboko rozmyślam właściwie o wszystkim. O tym co będę robił jutro, o tym co zrobiłem dziś i w czym komuś się naraziłem. Dużo łatwiej mi się przy muzyce pracuje. Teraz też słucham muzyki. Incubus &#8222;Talk Shows On Mute&#8221;. Niezłe, polecam. Lubię ten zespół, lubię głos wokalisty. Jeden z najbardziej niedocenianych zespołów moim skromnym zdaniem. Ani razu nie widziałem ich teledysku na polskim/amerykańskim kanale muzycznym. Czemu? Nie mam pojęcia. Jedną piosenkę kojarzę z jakiegoś filmu, ale nie jestem pewien który to. &#8222;Nice to know You&#8221;. Coś słabiutko z moją pamięcią :?. Może kiedyś sobie przypomnę. Inne zespoły? Są, szczególnie te starsze. Queen i fenomenalny wokal Mercurego, Guns N Roses i pukanie w drzwi nieba, czy AC/DC i czołówka z Tonego Hawka 4 &#8222;TNT&#8221;. Wszystkiego po trochu, prócz techno i tego typu wynalazków. Nie trawię takiej muzyki, nie pozwala mi się skupić. Cóż, o gustach się nie dyskutuje&#8230; Ale się je ocenia :).


Niemoc
Okrutne uczucie. Widzisz jak odchodzi ktoś bliski, siedzisz przy nim trzymasz za rękę, pocieszasz, śmiejesz się. Za chwilę koniec. Cisza, kardiograf wydaje jednolity dźwięk piszczący w uszach. Życie jest kruche, niewiele trzeba by je złamać. Ledwie trochę przepracowania i człowiek nie może się obronić. Nikt nie może go obronić. Ale nadal jest nadzieja, ona jest do końca, do ostatniego oddechu, uśmiechu na twarzy. Życie pękło, polały się łzy. Pytania &#8222;za co?&#8221;, &#8222;dlaczego?&#8221;. Nie ma nic gorszego jak obserwowanie konającego bliskiego. Przezywałem to dwa razy, z tym że pierwszym razem wystarczył banał o aniołkach, o tym że dziadek przecież kiedyś wróci! Teraz było całkiem inaczej, wiele zrozumiałem, ale to nie oznacza, że ból minął. Niemoc, cholerna niemoc. Gdybym mógł jakoś pomóc, zrobiłbym to bez zastanowienia. Matka zmarła, matka chrzestna. Trzymała mnie do chrztu, opiekowała się mną gdy byłem mały, pomagała w potrzebie, a jak nic nie mogłem zrobić. Cztery lata bez niej. Ciężko mi to pisać, ale choćby dlatego, że wczoraj byłem na pogrzebie, u spowiedzi postanowiłem odmówić kilka dziesiątek różańca za zmarłych bliskich. Naszło mnie by powspominać, porozmyślać, przepraszam&#8230;


Okno
&#8230;na świat, telewizja, jedna z porażek dzisiejszego świata. Dlaczego? Pochłania miliony ludzi płaczących przy telenowelach, wymusza łzy. Głupota. Nie oglądam TV prawie w ogóle. Ograniczam się do meczy, rzadziej do codziennych wiadomości. Marne widowiska, bezsensowne programy rozrywkowe, głupie seriale. To nie dla mnie, wolę komputer i coś w czym sam uczestniczę. Tu mogę kreować siebie, nie tylko obserwować. Dzisiejsza telewizja to jedno wielkie bagno. Nic nie poradzę, że tego nie lubię. Sztuczne, wyreżyserowane życie w reality-show. Człowiek stacza się dla pieniędzy, sławy i dla swoich pięciu minut gotów jest poświecić dobre imię na które pracował większość życia. Milion złotych? Rzecz nabyta. Suma niewyobrażalnie dla mnie wysoka, ale jakim kosztem zdobyta? Zamknięty, obserwowany świat, nieważne czy sztuczny, czy też prawdziwy. Wszystko by zdobyć uznanie w oczach widzów sukcesywnie szukających skandali. Wystarczy odwołać się choćby do nieco wyższych wartości aby zrozumieć głupotę tego typu programów. Za nic w świecie nikt nie przekona mnie do &#8222;Big Brother&#8217;ów&#8221; czy &#8222;Barów&#8221;. A &#8222;Rozmowy w toku&#8221;? Kuszenie ludzi pieniędzmi po to by zwrócić uwagę widza. Widza znów szukającego marnej rozrywki :?. Cenię kabarety, koncerty, dobre filmy. To nieco ratuje w moich oczach to okno na świat, zwane telewizorem.


Puck
Moje miasto, moje miejsce na ziemi. Kto był ten wie, miasteczko niezwykle piękne latem i jesienią. Położone nad Zatoką Pucką, 12 &#8211; sto tysięczne, jedna ze stolic windsurfingu, żeglarstwa i siatkówki plażowej. Nigdy tu się nie nudzę, zawsze znajdę &#8222;coś do roboty&#8221;. Latem chodzę na plaże, opalam się, pływam w zatoce, bawię się w &#8222;hawajskiej wiosce&#8221;, jesienią spacery w parku i rower, zimą lód na wodzie i chwila odetchnięcia po to, by korzystać z pierwszym promyków słońca wiosną. Niby małe miasteczko, a żyje cały rok w przeciwieństwie do choćby Władysławowa gdzie życie toczy się praktycznie tylko podczas sezonu letniego. Tu, w Pucku mam spokój, bez przesadnego hałasu za oknem. Myślę, że tutaj zostanę do końca, choć wszystko może się zmienić. Za wcześnie na takie deklaracje ;). Na razie korzystam w pełni z uroków tego miejsca i cieszę się beztroską póki mam czas. Zawsze kiedy chcę, mogę wybrać się pięć kilometrów dalej, do małej wioski, do babci. Tak poznaję pełne znaczenie słowa spokój. Hamak, sen i chwila odprężenia przy czasopiśmie &#8211; to działa zawsze.


Qualitki
Tu będzie krótko, bo też co ja mam do gadania? Pomysł trafiony, w moim odczuciu przydatny. Krótko- moi faworyci do Q (kolejność przypadkowa) &#8211; DjJuve, mnowomiejsky, Diego, Bad_Magick, _Jah. Szanuję i cenię znacznie więcej osób, jednakże Ci panowie w moich oczach zasługują na wyróżnienie najbardziej.

Rozrywka
&#8222;Nie ma rozrywki bez używki&#8221; &#8211; słowa znajomego, starszego o kilka wiosen. Brak mi słów, bo ja potrafię się bawić bez alkoholu czy narkotyków. Święty jednak nie jestem. Poznałem smak zakazanego owocu, alkoholu. Co ja zrobiłem? Spodobało się, jeszcze raz, staczam się. Nie szanuję alkoholików, są mordercami trzeźwości umysłu. Przez nich giną ludzie na drogach, to oni nietrzeźwi mordują. A ja jednak sięgnąłem po piwo, wódkę, wino. Nie szanuję siebie? Ale ja nie jestem nałogowcem... Nie, już nie piję, to był moment, spróbowałem, spodobało się, rzuciłem tak po prostu. Narkotyków nigdy nie spróbuję. Bez znaczenia &#8211; miękki, twardy, ale narkotyk, grzech taki sam. Dam sobie z tym spokój. Papierosy? Nie palę, nie paliłem i palić nie będę. Moi rodzice kopcą jednego za drugim. Żal mi na to patrzeć, ale cóż ja biedny mogę zrobić? Przynajmniej świadom jestem, że to po pierwsze niezdrowe, a po drugie strasznie drogie. Nie będę ukracał sobie życia płacąc za to.
Wróćmy do rozrywki. Najczęściej &#8222;rozrywam się&#8221; tańcząc, i o ile słuchać techno nie lubię, przyznam że to muzyka w sam raz na imprezy. Z racji tego, że znany producent piwa w mojej mieścinie zorganizował &#8222;Hawajską wioskę&#8221; dane mi było także potańczyć przy reggae. Większość piosenek słyszałem pierwszy raz i musze przyznać, że wpadły mi w ucho. Spodobały mi się te rytmy, dlatego zagościły na mojej playliście :).
Jak wspomniałem już przy okazji innej literki lubię pograć na komputerze. To także pewien rodzaj rozrywki, chwili oderwania się od codziennych zajęć. Co jeszcze? Może rower i te pięć kilometrów do babci, może piłka nożna, może jakiś film? Wiele by się znalazło.


Szczęście
Czy nie każdy dąży w życiu do szczęścia? Chwil beztroski, bez zbędnych zmartwień? Chcę kiedyś powiedzieć &#8222;Tak, jestem szczęśliwy!&#8221;. Chcę mieć rodzinę, dzieci, chcę zasadzić drzewo, chce zbudować dom, chcę&#8230; Nie wystarcza chcieć, trzeba móc. Żeby móc, trzeba pracować, taka droga do szczęścia. Zresztą szczęście to pojecie względne, każdy ma o nim inne wyobrażenie, które kształtuje się w miarę życiowych sukcesów, bądź porażek. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chcesz szczęścia? Daj je innym. Ja się staram. Pomocny jestem, a jak! 8)


Tu i teraz
Czyli o teraźniejszości. Fajnie jest, że tak powiem. Siedzę sobie, słucham muzyki i piszę, a właściwie staram się coś napisać. Jak mi pójdzie, tak mi pójdzie, raz się żyje. Czy jestem szczęśliwy? Ale o szczęściu już było! Tak, jestem. Mam wszystko, co mi potrzebne. Dach nad głową, pełny brzuch i rozrywkę. Żyć nie umierać! Hej, użyjmy żywota! W sumie to jestem trochę zły bo coś nie mogę się wczuć w rok szkolny :?. A to dla mnie ważne, w końcu do szkoły chodzę codziennie, więc nie powinno dziwić to, że chcę się tam czuć swobodnie. Przede mną najtrudniejszy rok mojej edukacji. Te całe testy mnie wykończą, zresztą już nauczyciele nas zadręczają i karzą zostawać po lekcjach, na zajęciach przygotowujących. Ehh, dam radę, zobaczycie ;). A dzisiaj co robiłem? Wróciłem zmęczony ze szkoły i odpocząłem, potem czas na komputer. Teraz siedzę i od kilku godzin męczę się nad tym alfabetem :?. Obiecałem sobie, że dam go dzisiaj, nie mogę zawieźć siebie samego! A tak między nami &#8211; co ja miałem tu napisać? Improwizowałem. :)


Uczucia
Jak wielu jestem zakochany po uszy. Na imię jej Stara Dama, jakieś 10 lat się znamy.
Poważnie &#8211; cóż, chciałem tu napisać o miłości o moim wyobrażeniu uczucia doskonałego, czegoś na całe życie. Trudno będzie, bo nigdy poważnie zakochany nie byłem. Nie mam na to czasu. Ale widzę wokół mnie ludzi zakochanych. Idę przez park, na prawo para, na lewo para, wszyscy szczęśliwi uśmiechają się do siebie. Starsi państwo z psem niemniej zakochani w sobie niż 40 lat temu, fantastyczna sprawa. Miłość głęboka, która przetrwa każdą burzę. O czymś takim marzę i na coś takiego czas kiedyś przyjdzie. Ideał? Ideał nie istnieje, to mit. Postać wykreowana w naszej podświadomości, coś sztucznego co tak naprawdę jest tylko powierzchownym wyobrażeniem partnera. Każdy chyba ma ten swój ideał. Często wzorowany na kimś z telewizji, na aktorze, piosenkarce, sportowcu. Ja nie mam, kurka, serio. Nie szukam ideału jeśli pytacie, choć nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że moja przyszła żona widuje mnie co dzień i nie zwraca na mnie uwagi i vice versa. Być może? W latach młodości szukamy piękna zewnętrznego, w miarę dojrzewania odnajdujemy w drugim człowieku piękno wewnętrzne, to ważniejsze. Wszystko jest kwestią czasu&#8230;


Wiara
Nie taka wiara w Boga, lecz wiara w drugiego człowieka. Inaczej zaufanie. Ufam nielicznym, jedynie sprawdzony, tak by mieć pewność, że nikt mnie nie zawiedzie, że nie zostanę na lodzie. Wierzyć ludziom trzeba, choć często jest trudno. Szczególnie kiedy nie chcemy przyjąć do wiadomości tego, co chce nam ktoś przekazać. Trudno wtedy zaufać, uwierzyć, łatwiej odrzucić złą wiadomość od siebie i uciec gdzieś w kąt, rozmyślać o tym co usłyszeliśmy. Nie myślimy wtedy o tym jak ranimy tę osobę. Okazanie braku zaufania boli, o czym wiem dokładnie. Zadawałem sobie wtedy pytanie czy rzeczywiście wszyscy naokoło mają mnie za dwulicowego, wrednego typa, który małym kłamstewkiem chce zniszczyć nam dobry humor. Rozpatrzyłem wszystkie za i przeciw i doszedłem do wniosku, że coś trzeba zrobić. Wziąłem się w garść i stopniowo uzyskiwałem zaufanie w oczach drugiej osoby. A to dla mnie ważne. Ważne, że kiedy ktoś chce bym dochował tajemnicy ufa mi, że to zrobię, że go nie zawiodę. Wy też mi zaufaliście. Dzięki!


Yeah!
Jeszcze zakończenie i koniec Obrazek.
Skorzystam, z tej literki i zamieszczę tu swoje zdjęcie :). To ja! Zdjecie zrobione w pierwszych dniach wakacji. Dodam, że teraz jestem bardziej opalony i&#8230; mam iroka ;).


Zakończenie
Stalo się :). Dzięki, że pozwoliliście mi napisać ten alfabet. Niezły sposób na nudę, połączenie przyjemnego z pożytecznym. Mam nadzieję, że nie zawiodłem Waszych oczekiwań. Przyznam, że napisałem go jednego dnia. Dzisiaj w piątek, 7 października 2005 roku, co nie oznacza, że nie włożyłem w pracę kawałka siebie. Wręcz przeciwnie, starałem się przedstawić Wam moją osoba jak najlepiej potrafię. Czy udało się, czy nie, nie mnie oceniać. Życzę kolejnym użytkownikom, którzy będa mieli okazję napisać swoje alfabety powodzenia i cóż, zmykam...

Ciao!
Ostatnio zmieniony 09 stycznia 2009, 20:33 przez Coolfi, łącznie zmieniany 1 raz.


Podobno w chwili śmierci...
tracimy 21 gramów naszej wagi.
Każdy.
tomcatmi6

Qualità Juventino
Qualità Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 01 października 2003
Posty: 536
Rejestracja: 01 października 2003

Nieprzeczytany post 22 października 2005, 00:57

AWF - Początkowo miała się tu znajdować Anatomia, ale pomyślałem, że te dwa terminy dość znacznie się łączą. Po raz drugi zaczynam naukę na Akademii Wychowania Fizycznego, ponieważ rok temu zabrakło mi sił i motywacji aby zaliczyć właśnie anatomię. Kierunkiem na którym się znajduje jest Rehabilitacja, z początku poszedłem tam aby zostać fizjoterapeutą w klubie, lecz już po pół roku odkryłem że to będzie bardzo ciężkie. Przez te pół roku studiów na Akademii, zdołałem się zżyć z uczelnią i bardzo mi się tam spodobało. Jednym z powodów dla których wróciłem po pół roku jeszcze raz zdawać było przekonanie o tym że jeśli i tak nie wiem co miałbym robić w przyszłości, to chociaż pomogę innym.
Jeśli ktoś zastanawia się nad wyborem uczelni to, ze spokojnym sumieniem, mogę polecić warszawski AWF.

Bójka - zdażyło się dwa razy w moim 21-letnim życiu, żebym z kimś się bił o cokolwiek. Do tej pory nie miałem okazji aby rozwiązywać jakiekolwiek sytuacje w ten sposób i mam nadzieję, że nie będe miał zbyt wiele okazji.

Commodore 64 - Mój pierwszy komputer. Pamiętam, że wymieniłem się ze znajomymi rodziców, na keyboard Panasonic'a, który otrzymałem na urodziny i wtedy to było coś. Bardzo lubię sobie przypominać te emocje, jak załadowała mi się pierwsza gra, jak odkrywałem coraz to nowe możliwości. Wtedy jeszcze gry zapisywane były na kasetach magnetofonowych, a że miałem stary czytnik, to trzeba było bardzo uważnie stroić głowicę, aby szum przy ładowaniu był jednostajny. Pózniej zakupiłem stacje na dyskietki 5 calowe i moją pierwszą "trójwymiarową" grę - Fighter Bomber. Przez ten czas który grałem na Commodore, złamałem chyba ze 20 dżojstików :) . Gdy zakupiłem Amige 1200, C-64 poszedł do mojej siostry <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)>, po 3 latach wrócił do mnie, a ja go przepalilem :( (przy włączonym zasilaniu zdjełem obudowe i zrobiłem zwarcie -_-). Aż się łezka w oku kręci.

Daltonizm - potoczna nazwa mojej przypadłości, czyli mylnego rozpoznawania kolorów. A wyszło to na lekcji plastyki w 8 klasie podstawówki. Dostaliśmy zadanie narysować drzewo, namazałem jakis rysunek, ide do babki aby oceniła, a ona się zaśmiała i oznajmiła mi że narysowałem drzewko z zielonym pniem i brązowymi liśćmi -_-. Cała klasa miała ze mnie polewkę przez resztę dnia :P . Od tamtego momentu drażliwy stałem się na pytanie : "jaki to ma kolor?":P . Ludzie zastanawiają się jak widać świat... hm nic się nie zmienia tylko na przyklad, ostatnio, oglądając mecz ligi szóstek, nie mogłem rozróżnić wiśniowych i zielonych koszulek, co wzbudziło ogólną radość w reszcie drużyny.

Edukacja - W moim przypadku przebiega bardzo mozolnie. Jest to skutek lenistwa, tak więc jak udawało się minimalnym nakładem sił przejść przez szkołę podstawową i liceum, tak teraz na studiach jest juz gorzej.
Nikt nie stoi nad głową i już raz się na tym przejechałem, przez co straciłem dwa lata, które mogłem przeznaczyć na coś sensownego. Mam nadzieję zakończyć naukę w terminie tym razem, bo strata jeszcze kolejnego roku byłaby klęską.

Film - Jest kilka filmów, które przypadły mi do gustu. Najbardziej podobała mi się trylogia o Hannibalu Lecterze ( Milczenie Owiec, Hannibal, Czerwony Smok), oprócz tego niesamowite "Siedem" oraz filmy w których Morgan Freeman gra detektywa ;) . Bardzo lubię również dobre filmy wojenne typu : "Szeregowiec Ryan", "Kompania Braci". Jest jeszcze kilka filmów, które zrobiły na mnie duże wrażenie, ale nie pamiętam ich tytułów.

Garnitur - Rodzaj ubrania, w którym czuję się nieswojo. Mimo że wyglądam w nim lepiej niż zwykle, to nie potrafię się przyzwyczaić do takiego "sztywnego" ubioru. Zadziwiające jest to jak łatwo brudzi się garniak jak trzeba gdzieś wyruszyć w nim.

Hobbest - przyjaciel, najlepszy kolega. Chyba te dwa slowa okreslaja calosc i nie ma co dodawac.

Internet - Mój nałóg. Odkąd zdobyłem modem (14 400 b/s) usiłowałem się połączyć z tą siecią. Udało mi się po wielu nieudanych próbach. Wstałem o 4 rano, gdy numer 0202122 był dostępny i udało mi się połączyć - pamiętam to uczucie niepewności i ekscytacji jak po raz pierwszy otworzyłem stronę w internecie. Mój pobyt trwał jakies 10 minut i następne podłączenie dopiero miałem na własnym modemie - 56kb/s, który dostałem na gwiazdkę. Przez następne pół roku nabijałem rachunki telefoniczne, często przekraczałem limit narzucany mi przez rodziców. Stałego łącza doprosiłem się 13 lutego 2003 roku i od tamtej pory praktycznie nie odłanczam się od sieci. Zauważyłem że bez netu czuje się niekomfortowo, źle i myśle kiedy podłączą mnie spowrotem. Całe szczęście ostatnio nie siedzę dużo, bo nie dość że mam zajęcia w szkole, to jeszcze w weekendy oglądam i gram w piłkę. Internet (tak jak większość rzeczy) jest bardzo pomocny, ale w umiarkowanych ilościach.

Jutro - zawsze jestem ciekaw co przyniesie jutro. Staram się zaplanować jak będzie wyglądał następny dzień, nie zawsze się to udaje, ale daje to jakieś nikłe poczucie stabilności.

Kocham Cię - chyba najtrudniejsze słowo do wymówienia w moim słowniku. Nie pamiętam kiedy go używałem.

Lenistwo - moja największa przypadłość. Odkąd pamiętam, jestem leniwy. Nie wiem od czego się to bierze, zawsze odkładam wysiłek na później, a jak się to kończy powszechnie wiadomo ;) . Staram się z tym walczyć ale ciężko mi to idzie, chociaż i tak jest lepiej niż kiedyś.

Muzyka - ubarwia życie. Czasami uspokaja mnie, czasami pobudza. Słucham różnych rodzajów muzyki, zależnie od nastroju i mojego widzimisię. Kiedyś padło na polski hip-hop (ten wczesny - molesta, ZIP-skład i WWO) później zmieniłem to na muzykę elektroniczną i dyskotekowe kawałki, następnymi klimatami w jakich się zagłębiłem był KoRn, Rob Zombie i różnego rodzaju zespoły rockowe. Moje gusta dość często się zmieniają i tak samo zmienia się zawartość mojego katalogu "MP3". Dostępność muzyki w necie jest sprzyjająca zmianom, szczególnie że jeden album to około 70-100 mb czyli jakies 3h sciągania.

Nie - kolejne słowo, które ciężko mi wypowiedzieć. Zwykle ustępuje i zgadzam się na propozycje. Czasami jest to kłopotliwe, ale nie jest aż tak źle jak mogłoby wyglądać.

Obiektywność - rzadko spotykana zaleta, niewielu ludzi potrafi dawać sprawiedliwe sądy nie biorąc pod uwagę swoich emocji i przekonań. Niestety bardzo często jestem nieobiektywny w wielu sprawach.

Piotr - czyli moje imie. Od łacińskiego wyrażenia petrus czyli skała. Nie lubie tego imienia, jakoś mi nie pasuje. I tak zawsze nauczyciele mówili na mnie Tomek (przez moje nazwisko) i przez 4 lata liceum nie potrafili się nauczyć że mam na imię Piotrek. Pocieszam się, że zawsze mogłem dostać gorsze imię, więc nie jest tak źle.

Ryzyko - nie lubię podejmować ryzyka. Wolę mieć wszystko zorganizowane i przejżyste, niż spontanicznie coś robić. Obawiam się często konsekwencji ryzyka i niekiedy na tym tracę a niekiedy udaje mi się uniknąć większego niepowodzenia.

Sphinx - restauracja z boskim jedzeniem, a w Łodzi dodatkowo podają piwo korzenne, które można pić litrami :) chyba najlepsza wyżerka na której zdażyło mi się być. Gorąco polecam.

Tomcatmi6 - Czyli moja ksywka/nick. Powstała ona 21.03.1998 roku, gdy wraz z kolegami z podstawówki postanowiliśmy zerwać się ze szkoły w dzień wagarowicza, aby pograć w gralni po sieci w Quake'a ;) . Usiadłem do kompa i nie wiedziałem jaką ksywkę sobie wybrać, w końcu wpadłem na dość mało oryginalny pomysł - mianowicie Tomcat (od mojego nazwiska). Mi6 - czyli agencja wywiadu Brytyjskiego, doszło dopiero po dwóch latach, gdy dołączyłem do klanu w Quake III. Nick ten ustalił się dopiero na ircu, gdy nie mogłem wybrać ksywki Tomcat, ponieważ była zajęta. Używam jej przy rejestracji do różnych serwisów bo jeszcze nie spotkałem się aby była zajęta.

Ulubiony/e - kolor: czarny, samochód: Audii TT, piłkarz: Nedved/Davids, klub: Juve ;), danie: spaghetti/pizza, gra komputerowa: Fallout I i II/Final Fantasy VII, książka: Saga o Wiedźminie, filmy: saga o Hannibalu Lecterze i kryminały z Morganem Freemanem.

Wady - mam ich bardzo wiele, poczynając od lenistwa kończąc na braku zdecydowania. Staram się zwracać większą uwagę na zalety u ludzi z którymi przebywam niż na ich wady.

Zlot - roznego rodzaju, poki co bylem na zlocie graczy w pewna gre online, bylo to bardzo fajne przezycie ktore bede wspominal bardzo przyjemnie dlugi dlugi czas.

Wiem, że to nie jest super rozbudowana wypowiedź ale i tak dobrze że udało mi się dokończyć ten alfabet. Akurat wpasowałem się z nim w pięćsetny post.
pozdr


pan Zambrotta

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 01 czerwca 2004
Posty: 5352
Rejestracja: 01 czerwca 2004

Nieprzeczytany post 23 października 2005, 17:22

[x]
Ostatnio zmieniony 04 sierpnia 2010, 13:59 przez pan Zambrotta, łącznie zmieniany 1 raz.


prezes3c pisze: 12 sierpnia 2020, 22:06
Sorek21 pisze: 12 sierpnia 2020, 21:45Neymar mógł trzy gole wsadzić do przerwy.
A Juventus mógł 2 razy wygrać LM między 2015 a 2017
Gibon

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 22 maja 2003
Posty: 235
Rejestracja: 22 maja 2003

Nieprzeczytany post 13 listopada 2005, 22:15

Arystoteles rzekł: "Nie mów niedbale o poważnych sprawach, ani uroczyście o marnych.". Mowa tu oczywiście o zasadzie decorum &#8211; odpowiedniego stylu i formy do treści. Przed napisaniem alfabetu myślałem nad tonem, klimatem, w jakim ma być on zachowany. Nie wiedziałem, jak go potraktować, w jaki sposób przedstawić własną osobę wszystkim forumiczom, a przy okazji zaserwować im niezłą lekturę. Jednak nie potrafiąc wybrać jednej odpowiedzi, dalej słuchając słów ów starożytnego mędrca (&#8220;Prawda zawsze leży po środku&#8221;) oraz mając świadomość wielkiego zróżnicowania własnej osobowości, postanowiłem pogwałcić antyczną zasadę i wymieszać błachostki ze sprawami wiekimi, gdyż całe moje życie jest jak właśnie taka mieszanką.

Błazen&#8211; dziś te słowo funkcjonuje jako bynajmniej obraźliwe. Nazywamy tak prostacką, niedowartościowaną osobę, która wyśmiewając wszystkich wokół, zachowując się pod poklask otoczenia, próbuje zwalczyć własne kompleksy. Niestety tak nazywano i mnie. Podchodziłem do tego z dystansem, ponieważ osoby, które taką nazwą wobec mnie operowały, bynajmniej nie były mi ani bliskimi osobami, ani osobami, z którymi kiedykolwiek chciałbym być blisko, ani osobami, z którymi ktokolwiek chciałby być blisko. Była to hermetyczna grupa niby zbuntowanych przeciwko systemowi wywyższających się pannic kompletnie odizolowanych od prawdziwego życia przez nowobogackich rodziców. Naprawdę były jedną skomercjalizowaną grupą, pochłaniającą takie tanie produkty jak Lord of The Rings, punk rock, matrix i tańce irlandzkie, postrzegane przez nie jako symbol undergroundu. Zakłamane i sztuczne dziewczynki o autoopinii dojrzałych kobiet raczej wzbudzały we mnie śmiech niż jakiekolwiek poniżenie. Za bardzo się nie starając, szybko swoją postawą obaliłem mit siebie-błazna, jednak cała ta sytuacja otworzyła mi oczy na różne oblicza mojej natury i na to, jak może mnie ktoś postrzegać, nie poznając całej osobowości.

Całkiem różne strony charakteru

Zgłebiając własna osobowość, dostrzegam jak czas na mnie wpływa. Często wyciągam swoje wypowiedzi sprzed roku czy dwóch lat i nie poznaję samego siebie. To chyba nie byłem ja! Dostrzegam wyraźnie własną ewolucję i płynące za tym zróżnicowanie charakteru. Teraz stoję jakby na rozłamie dróg. Widzę kilka swoich twarzy, lecz nie potrafię określić, która jest prawdziwą a która tylko maską. Który &#8220;ja&#8221; to ten prawdziwy ja? Może zachowuję się sztucznie, bo naprawdę jestem inny? Może jestem podświadomym hipokrytą? Nie chcę tego, dlatego wciąż badam samego siebie, żeby być czystym wobec samego siebie, wobec własnego sumienia, żebym wiedział, że to, co robię, jest słuszne ze mną i z moimi przekonaniami, że nie żyję w obłudzie, oszukując samego siebie. A może żadna z tych twarz nie jest samodzielnie prawdziwa? Żadna nie może istnieć bez drugiej? Może to te wszystkie twarze składają się na prawdziwą całość? Nie wiem, ale zrobię wszystko, żeby się przekonać.

Donald'sMc, czyli McDonald's &#8211; I'm lovin' it!

Postanowiłem! Po latach degustacji w najróżniejszych delikatesach i smakołykach z całego świata, nadszedł czas na wizytę w nowo wyrastającym kolosie i mocarstwie w dziedzinie gastronomii. Dziś moje kubki smakowe poczują smak, który omamił miliony profesjonalnych kipperów i zwykłych wyjadaczy powszedniego chleba. Dziś udam się do McDonald'sa!

Dużo wody w Wiśle upłynęło zanim mój, o jakże zamknięty umysł, ujrzał prawdę i zdrowo przeliczył pozytywy, jakie niesie ze sobą uczta rozkoszowaniem się tymi amerykańskimi daniami. Ależ byłem ślepy... podczas gdy cierpliwie czekałem na oryginalne spaghetti z sosem bolońskim, które doprawianie i przygotowania trwa tyle, co konsumpcja czterech porcji, miliony ludzi po paru minutach w rękach miało BigMaca, podczas gdy ja płaciłem krocie za prawdziwy węgierski gulasz robiony wedle ściśle dobranej receptury, miliony ludzi zaspokajało marudzenie swoich żołądków HappyMealem za 7 zł, podczas gdy swoich młodszych kuzynów ciągnąłem niemal na smyczy do restauracji w Czechach na tamtejsze knedliczki, miliony ludzi nie mogło swoich pociech odgonić od McDonald'sa.

Na pochwałę zasługuje cała infrastruktura tego zjawiska, ponieważ jego animatorzy uzyskują to, czego chcą, i teoretycznie to, co każda kuchnia winna jest uzyskać - pieniądz. Jakież marne przy nich są te wszystkie inne kuchnie, które są aż tak bierne w promowaniu swojej żywności! Tóż to nie do pomyślenia! Lecz świat się rozwija, prędzej czy później ktoś musiał to zrobić, ktoś musiał po analizie struktury naszego życia społecznego wyciągnąć wnioski i przeprowadzić aktywna, a wręcz agresywną, reklamę swoich smakołyków. Sami przyjrzyjcie się jednej z ich ulotek: to wszystko wygląda tak pięknie, że aż chce się tam iść! Halo, kucharze, co mi serwowaliście przez te wszystkie lata kraby, homary, schabowe, steki wołowe, spaghetti, gulasz i te przeklęte knedliczki, mamy XXI wiek! Najwyższy czas na nabycie umiejętności sprzedawania siebie. Inaczej zginiecie! Jestem doprawdy pełen podziwu dla restauracji, która wychodzi poza swoją branżę, której produktu są widocznie niemalże w każdej dziedzinie codziennego życia człowieka. A'propos XXI wieku cieszy mnie fakt, że zaczęto zdawać się na największy dorobek ludzkości ostatnich lat - technologię. Głupcy, co wykorzystując jedynie średniowieczne zmodernizowane piecyki, męczycie się godzinami nad efektem końcowym swoich prac, z czego większa część w przypadku nie skonsumowania idzie na śmietnik - poznajcie moc mikrofali! Prostota, łatwość, szybkość i możliwość wielokrotnego podgrzewania tego samego produktu sprawiają, że nie ma już miejsca na kucharzy poświęcających całe swoje życie na ulepszanie oferowanych przez siebie dań. Głupcy, co jedynie w swoim zacisznym kąciku i z nikomu nieznaną recepturą próbujecie przyciągnąć do siebie klienta, poznajcie moc masowości! Człowiek nie musi jechać do Ameryki, żeby zasmakować w jej wykwintnościach, teraz to Ameryka przyjeżdża do niego! Wszechobecne oddziały, te same produkty na całym świecie sprawiają, że każdy zna to miejsce i niezależnie czy jest u siebie w kraju, czy nie, może w każdej chwili odwiedzić zawsze uśmiechniętych pracowników sieci McDonald's, którzy podadzą nam w mgnieniu oka nasze ulubione jedzenie. Teraz dania będą takie same na całym świecie, nie widzicie, jak to upraszcza nam wszystkim życie? Koniec z trwonieniem tak potrzebnego w dzisiejszym zabieganym świecie czasu, człowiek nie może sobie już pozwolić na wielogodzinne delektowanie się każdym kęsem, na wcześniejsze zastanawianie się nad wyborem między kuchnią włoską, francuską czy polską.

Postanowiłem! Jako człowiek XXI wieku, nowoczesny oraz skrupulatnie kalkulujący wszelkie finanse, zrywam z tradycją i innymi wartościami, które są mi całkowicie niepotrzebne, a nie bałbym się stwierdzić, że są dla mnie niekorzystne. Postanowiłem uprościć w końcu swoje życie, bo tego wymaga nasze społeczeństwo. Nie rozumiem ludzi, którzy świadomie idą po trudniejszej linii oporu, być może nie mają jeszcze tak wyzwolonych mózgów, żeby dojść do prawdy, która dziś uderzyła we mnie z mocą pioruna. Zrobię to! Wejdę tam odważnie i powiem: - Poproszę Dona Browna, Britney Spears, Lord of the Rings, 50th Centa i Dodę Elektrodę.

Ewolucja
&#8220;Proces ewolucji jest procesem rozwoju świadomości. Drzewa są bardziej świadome niż skały, zwierzęta są bardziej świadome niż drzewa, człowiek jest bardziej świadomy niż zwierzęta, buddowie są bardziej świadomi niż człowiek. Stan bycia buddą, świadomość chrystusowa, oświecenie &#8211; wszystko to oznacza jedno i to samo: rozkwit totalnej świadomości. Materia jest totalnie nieświadoma, budda jest totalnie świadomy. Człowiek jest gdzieś pośrodku, nie jest ani jednym, ani drugim. Żyje w stanie zawieszenia. Nie jest już zwierzęciem, jeszcze nie jest bogiem. Nie jest już tym, czym był, ale nie jest jeszcze tym, czym może się stać.
Ewolucja nieświadoma kończy się na człowieku &#8211; mówi Osho. &#8211; Zaczyna się ewolucja świadoma. Ale ewolucja świadoma niekoniecznie zaczyna się w każdym człowieku. Zaczyna się tylko wtedy, gdy Ty postanowisz, aby się zaczęła. Życie oznacza ruch. Pozostawanie tu, gdzie jesteśmy, jest niemożliwe. Albo rozwiniemy się do wyższego poziomu ewolucji, albo cofniemy się. Wybór należy do nas. Nie możemy nie wybierać. Niewybieranie też jest subtelnym wyborem.
Większość ludzi szuka zapomnienia, powrotu do nieświadomości. Szukają tego w alkoholu i narkotykach, w pracy, seksie, pobudzaniu zmysłów. Tylko nieliczni decydują się na rozpoczęcie podróży do wyższej świadomości.&#8221;

Osho, Psychologia Ezoteryki

Filozofia życia przełomu XX i XXI wieku
Złapałem zadyszkę. Potrzebuję stanąć i odetchnąć, lecz nie mogę, świat mi na to nie pozwala. Znów trzeba podkręcić tempo i biegnąć. Biegnij, biegnij, bo zastąpi cie ktoś inny. Biegnij, bo musisz spełnić narzucone ci wymagania. Biegnij, bo inaczej nie masz co marzyć o dobrym życiu w naszym społeczeństwie. Chciałem się zastanowić nad naszymi czasami, lecz nie mam czasu. Trzeba biec. Chciałem zaserwować sobie chwilę relaksu, lecz nie mam czasu. Trzeba biec. Chcieliśmy, lecz nie możemy. Trzeba biec, a tak naprawdę stoimy. To prawdziwe życie wraz ze szczęściem biegnie i ucieka nam przez palce.

Gówno
&#8211; odpadowy produkt procesu trawienia. Niestety co raz częściej również procesu myślenia.

Hash
Dziękuje Ci za nieoceniony wkład w tworzeniu tego alfabetu. Dziekuję Ci za piękne chwile w innym świecie, były to niezapomniane przeżycia. Zabrałeś mnie gdzieś, gdzie nikt wcześniej nie był. Zabrałeś mnie wgłąb mojej duszy. Dziekuję Ci za setki myśli, które mi nasunąłeś, za setki godzin, które spędziłeś, wysłuchując moich monologów. Naprawdę wszystko, co mi pokazałeś było przepiękne. Przepiękne, lecz nieprawdziwe, dlatego obawiam się, że nasze relacje muszą ulec zmianie. Rzeczywistość ma wiele wad, ale jest szczera. Nie mogę od niej przecież uciekać, byłaby to bynajmniej syzofowa ucieczka, bo jak można schować się przed czymś, co jest wszystkim. Żyłem w obłudzie. Myśłałem, że pokazujesz mi coś nowego, że poszerzasz moje myśli, lecz tak naprawdę ograniczałeś tylko moją świadomość na prawdziwość. Skupiałeś na czymś innym. Ogłupiałeś i wprowadzałeś w coś, co nie istnieje. Jednak nadal dziękuję Ci. Dziękuje Ci, bo pokazałeś mi, że świadomość to przekleństwo, od którego nie należy jednak uciekać, tylko... No właśnie, tylko co?

Idealizm
Znajomi mnie pytają, czy w byciu idealistą tkwi jakikolwiek sens. Czy warto rezygnować z wielu korzyści dla wyniosłej myśli? Czy poświęcenie dobrego imienia, dorobku materialnego i życia prywatnego nie jest rezygnacją z dóbr naziemskiej egzystencji? Lecz ja jeszcze nie potrafię im na te pytania odpowiedzieć. Wiem tylko, że jeśli kiedyś, będąc staruszkiem, usiądę przed kominkiem, wyciągnę kubańskie cygaro i stwierdzę, że żyłem zgodnie z tylko i wyłącznie własnym sumieniem, że nie żałuję żadnego czynu, że wszystkie moje działania miały jakiś sens, to każdemu z tych pytających będę mógł lakonicznie odpowiedzieć: &#8220;Było warto.&#8221;

Juventus per sempre

ObrazekObrazek
Kawa i papierosy
Bezchmurne niebo, piękny widok na księżyc, gwiazdy i ujadający pies sąsiada, który zakłóca błogi spokój. Wydawałoby się, zwykła noc, jakich setki, lecz jednak jest trochę inna. Przynajmniej dla mnie. Pierwsza noc po opuszczeniu domu przez studentów, więc mam okazję na chwilę samotności. Wracam z pokoju do kuchni, bo coś gwiżdże. To woda zagotowała się na moją rozpuszczalną kawę. Bez słodzenia biorę ten gorzki eliksir świadomości i wracam do mojego zajęcia. A właśnie, co ja robiłem?
Ze skrzywioną mordą po kolejnym łyku kolumbijskiego fenomenu znów pragnę odłożyć większą sumkę na porządny teleskop. W taką noc niczego więcej nie potrzebuję. Gwiazdy prawdy nie mówią, lecz dają natchnienie, a tego poszukuję wzrokiem po niemalże opuszczonym osiedlu. Niemalże, bo właśnie większa grupa osób idzie, czy też może zatacza się. Robię to, czego nie mam w zwyczaju w takie noce robić. Chcę z ciekawości sprawdzić godzinę, o której to polska młodzież kończy imprezy. Wyciągam więc komórkę z kieszeni wraz z paczką papierosów L&M Light mojej dziewczyny, którą [paczkę] zapomniała ode mnie wziąć. Sprawdzam godzinę i odkładam asortyment na biurko. Otwieram szerzej okno i obstawiam, który z nich pierwszy się wywróci. Kilka razy trafiłem. Znikają za horyzont i znów zostaję sam. Szukając impulsu, protoplasty, czy źródła, które w końcu poruszy moje myśli, spoglądam na obiekt, który wydawałoby się nie zasługuje na to miano. Widzę te papierosy.
Niewiarygodne było to, ile myśli potrafiło zrodzić trochę tytoniu z bibułką zapakowane w plastikowe pudełko. Pojawiły się głębsze myśli tłumiące symbolikę chcących zabłysnąć dorosłością g*ówniarzy, czy buntowników na przekór rodzicom.Widziałem zaganiane społeczeństwo w metrze, na parkingu, na ulicy, na korytarzu biura, czy w KFC na obiedzie. Widziałem papierosowe chwilowe przerwy od obowiązków wszystkich tych pracowników. Agenta ubezpieczeniowego goniącego przez ulicę do kolejnego klienta, informatyka niosącego komputer, maklera biegnącego na giełdę i widzę siebie. Normalnego ucznia elitarnego liceum z wypchanym całym tygodniem pozalekcyjnymi zajęciami. Kończąc kawę, idę do lodówki, biorę piwo i je otwieram. Ku*wa, przecież mam wolne! Popijając Żywca kusi mnie papieros, lecz nie zapalam go. Dobrze, że kawę wypiłem. Chcę pokorzystać trochę ze świadomości, na co mam co raz mniej czasu. Sen poczeka, śpię codziennie. Tak samo jak z uczeniem się codziennie, odrabianiem pracy domowej. Tak jak każdy poniedziałek będę miał zajęty rozgrywkami, wtorek angielskim, środę SKSem, a czwartek fizyką. Ale ku*wa, ja mam wolne! Wypijam browara. Oddaje się w pełni swojej swobodzie i ją maksymalnie wykorzystuję. Jestem w tym perfidny, lecz jeżeli inni mi ją wykorzystują, to ja tym bardziej mogę!
Dalej siedzę przed oknem. Nagle dostrzegam, jak inna szyba z naprzeciwka się uchyla. Widać jakiegoś typa w produktywnym wieku. Dostrzegam, że siedzi przed komputerem, pewnie pracując. Wychyla się lekko, zapala papierosa. Myślę: podobny do mnie. Pewnie raduje się teraz jak ja setkami bliżej nieskonkretyzowanych myśli. Chwila mija, kiepuje fajkę i wraca do sprzętu. Smutne.
Patrzę na tą fajkę i myślę, że jednak trochę do mnie pasuje: całe nasze życie to nieustanny, pozbawiony świadomości bieg. Kawa i papierosy to nasze myśli, przerwa, w której jesteśmy świadomi. Jednak z grubsza różnią się od siebie. Kawa wydłuża ten czas, a papierosy jak powszechnie wiadomo nas ograniczają. Przychodzi sms: &#8220;Kochanie, weź mi na jutro te fajki.&#8221;. Jak dobrze, że nie jestem uzależniony.

Lato, a konkretniej wakacje, a konkretniej raj...

Wakacje, cóż innego trzyma przy życiu ucznia, jak nie one? Myśl o nich i motyw z piosenki kabaretu Otto pozwalają przetrwać cały rok. To one są celem, do którego chce się dążyć. Idealizowanie tych dwóch miesięcy w okresie roku szkolnego, bo kto jeszcze nie zapowiadał 666 imprez i 999 innych rzeczy w planach wakacyjnych, nasunęło mi pewną myśl: nawet, gdyby takowych nie było, to uczeń by je sobie wymyślił, tylko że w innej postaci. Człowiek potrzebuje prostego rozrachunku: będziesz dobry, dostaniesz nagrodę, będziesz zły, dostaniesz karę. Czasem potrafi nawet sam siebie oszukiwać, tworząc eldorado, do którego niby dąży, żeby być sztucznie czystym wobec własnego sumienia, bo przecież to, co robimy, ma sens. Jesteśmy istotami prostymi, do których docierają bardziej proste myśli niż przyszłościowe plany. Nasze starania wiążą się z tym, że nie chcemy stracić pięknej nagrody. Kto by pomyślał uczyć się w wakacje na poprawki, czy, broń Boże, powtarzać rok? Potrafimy poświęcić całe życie, głęboko wierząc, że zostanie ono wynagrodzone, że robiliśmy coś zgodnie z obiecywanym celem. Niestety co raz częściej czuję, że ktoś do tej konkluzji doszedł już dawno temu i perfidnie ją wykorzystał dla własnych korzyści. Obym się mylił, bo ja mimo wszystko nadal wierzę...

Ło, Jezu! Dopiero połowa! : D


Motywacja
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, moja droga Motywacjo, tym zniknieniem swoim.

Gdzie mamy jej szukać skoro była częscią nas? Wertujesz własną osobę i co raz rzadziej ją tam spotykasz. Czyżbyś stawał się obojętnym? Słabość, dostrzegasz własną słabość i nie możesz z nią wygrać. Siedzisz, wiesz, że masz obowiązek do wykonania, lecz nie potrafisz się za niego zabrać. Co raz częściej to odczuwasz: wiedza to przekleństwo. Odejdą od ciebie wszyscy, odejdzie szansa, odejdzie przyszłość, a ty będziesz się temu bezczynnie przyglądał ze świadomością własnego błędu, własnej słabości i beznadziejności. W tęsknocie za kochaną motywacją nic nie będziesz robić tylko nadal jej szukał. Będziesz popadał w depresję, będziesz miał się za zero i będziesz nadal jej szukał. W końcu zwątpisz w siebie, we wszystkie swoje dobre strony i będziesz nadal jej szukał. Będziesz szukał, ale nie tego, co trzeba, bo motywacji się nie szuka, tylko tworzy!

Normalność
Gdy cały świat jest nijaką masą, powielającą jeden schemat; gdy cały świat boi się jednostkowej odpowiedzialności i zatraca ją mieszając się w grupę; gdy cały świat kryję swoją prawdziwą osobę, bojąc się odrzucenia; gdy cały świat wyrzeka się swojej tożsamości, wstydzi się własnej indywidualności; w końcu gdy ten cały świat jest normalny, to ja chcę być p o p i e r * * * * n y m schizofrenikiem!

Optymistą się nie jest, optymistą się stara być. Człowiek, który twierdzi, że jest optymistą, w moim przekonaniu mylnie interpretuje to słowo. Człowiek, który tak twierdzi zazwyczaj(!!) jest nic nieświadomym olewatorem, po którym wszystko spływa i nic nie potrafi go zasmucić. Sens optymizmu nie tkwi jednak w małej podatności do popadania w smutek, tylko w nietracącej się nadzieji na szczęście. Dlatego nie można być optymistą, optymizm nie jest stałą cechą, lecz nieustającym procesem. Optymista to człowiek, który dostrzega wszystkie nieszczęścia, lecz zmaga się we własnym sumieniu o utrzymanie wiary w powrót dobra. Tutaj tkwi sens optymizmu &#8211; w wierze mimo świadomości zła. Z każdym dniem niestety zło w najróżniejszych postaciach atakuje człowieka, dlatego nie można optymistą z góry być, bo najpierw trzeba odczuć nieszczęście, przemyśleć je i dopiero wtedy umocnić swoją nadzieję. To niekończąca się walka ludzi z załamaniem się i potraceniem wiary w sukces. Optymizm bez odczucia smutku by nie istniał, doświadczenie go jest początkiem procesu umacniania nadzieji, dlatego ludzie, po których wszystko spływa, których nic nie potrafi zasmucić, nie są optymistami.

Partriota

Niegdyś mocno zafascynowany historią poznałem ogromne znaczenie tego słowa, dlatego boli mnie, czy nawet irytuje, moda na takie łatwe wśród dzisiejszej młodzieży określanie siebie patriotą. Ja powiem inaczej: mam nadzieję, że okażę się nim być. Mam nadzieję, że przy prawdziwej próbie nie stchórzę, nie zaprzedam młodzieńczych ideałów. Mam nadzieję, że nigdy w mojej hierarchi wartości pieniądz nie wyprzedzi ojczyzny, że dotrzymam słowa i zostanę w Polsce na zawsze, próbując tu zarobić, udowadniając coś wszystkim emigrantom. Nie potępiam globalizmu i pracy za granicą, lecz trzeba jasno w końcu stwierdzić, że jest to stawianie forsy ponad ojczyznę . Łatwo jest marudzić na obecny system, lecz należy pamiętać, że nie można niczego od państwa wymagać, nie dając kompletnie nic od siebie, a niestety w takiej obłudzie jesteśmy już nawet wychowywani: szkoła, studia, język obcy i praca na emigracji. Marudzimy, lecz, będąc tym wykształconym pokoleniem, nic nie robimy dla zmiany na lepsze. Jest to błędne koło, paradoks egzystencjonalny: mamy świadomość problemu, lecz jesteśmy wobec niego obojętni, a nawet od niego uciekamy, a trzeba wiedzieć, że naród tworzymy my, a władza i politycy są dla nas. Po 1989 zostaliśmy obdarzeni wspaniałym narzędziem do realizacji wspólnego celu poprawienia sytuacji wszystkich rodaków, lecz nie do końca potrafimy z niego skorzystać. Demokracja w Polsce jest jeszcze za mało dojrzała, ludzie nie czują tego, że to oni mają faktyczną władzę i przy odpowiedniej mobilizacji i działaniu mogą wprowadzić w życie swoje reformy. Marudzimy na polityków, ale tak naprawdę marudzimy na własny wybór, na własną słabość, na własny błąd, gdyż polityk byłby niczym bez naszego poparcia. Jeżeli chcemy mieć dobrą władzę, sami musimy ją wybrać, dlatego trzeba poszerzać swoją wiedzę polityczną, rozumieć wszystkie procesy i widzieć więcej niż spot reklamowy i populistyczne hasła. Państwo to my, my decydujemy, jak będzie wyglądać i jak będzie się nam w nim żyło.

qKoszulki

Czyli brutalne zderzenie moich ideałów z rzeczywistością. Rozpoczynając tą działalność, czułem się jak natchniony. Z każdym dniem co raz wyraźniej w mojej głowie tworzyła się wizja całkowitego obalenia rynku podrabianych koszulek, systemu manipulacji klientem, wykorzystywaniu ich związania z klubem. Poprzez rzetelność, jakość, autentyczność i przystępność chciałem otworzyć wszystkim oczy. Rzuciłem się na olbrzymiego potwora, mając broń, która powinna go pokonać. Wszystko wydawało mi się takie proste i oczywiste, wszystko było dokładnie zaplanowane. Jednak życie to okrutnie zweryfikowało. Falstart, 1000 zł w plecy, pierwsze zamówienie nie doszło do mnie. Sprzedawca pewny, niemalże stały dostawca, ale zawiódł w tej najważniejszej chwili. &#8220;Zgubił&#8221; potwierdzenie wysyłki, więc zwrócić się do poczty nie może. Albo mieliśmy pecha, albo mnie perfidnie wyrolował, tylko czemu akurat teraz. Szanse na odzyskanie pieniędzy są znikome, poczułem się zbytnio pewny i zaoszczędziłem na zabezpieczeniu całej transakcji i przesyłki. Bo przecież tyle razy wszystko się udało... W skutek tego zamieszania start znacznie się opóźnił. W końcu przyszedł czas na rozszerzenia myśli qKoszulek &#8211; publikację poradnika na Allegro. Straszne zamieszanie. Sam musiałem kilka razy dokładnie wszystko analizować, żeby wiedzieć co, gdzie i jak. Jakiś niemiły konkurent [qubap, czy jakoś tak] wykupił wszystkie poradniki, zdejmując aukcję, wystawił negatywa, oskarżając mnie o oszukiwanie kupców, gdyż w jego teorii żadnego poradnika nie ma. Mimo przesłaniu Allegro poradnika oraz całej korespondencji pomiędzy mną a tym sprzedawcą, gdzie dokładnie powiedział, że sprzedaje falsyfikaty, a to był celowy zabieg, pracownicy nie kiwnęli nawet palcem. Potem, gdy próbowałem poradnik opublikować za darmo w licytacji jako rozszerzenie informacji o sprzedawanej usłudzę, co jest dosłownie zawarte i dozwolone w regulaminie, Allegro zablokowało mi konto z powodu domniemanego manipulowania systemem komentarzy, który jest podstawowym wyznacznikiem wiarygodności. Za drugim podejściem okazało się, że nie mogę już mieć kont na Allegro. Przynajmniej nie jako ja, ani qKoszulki. Potrzeba mieć na to pozwolenie, a ja takowego nie dostałem. Najwidoczniej byłem im nie na rękę. Wniosek wyciągnąłem prosty: zależy im na prowizji, a nie na jakości. Ja im tylko szkodziłem. Znacznie mi to utrudniło w realizacji wcześniej założonych planów, w wprowadzaniu w życie swoich idei. Allegro oferowało mi przede wszystkim dostęp do tysięcy odbiorców, było to świetne narzędzie do uświadamiania klientów. To miałbyć jakby sabotaż w samym źródle zła. Bez tego wszystko się zawaliło. Wszystkie inne pomysły mają więcej wad niż zalet. Własna strona przede wszystkim jest rzadko odwiedzana, rozreklamowanie jej może zająć dużo czasu, czy też pieniędzy, a i tak efekt będzie dużo mniejszy. Inne serwisy aukcyjne po prostu oferują zbytnio małą oglądalność. Postanowiłem na jakiś czas wycofać się, zastopować proces, który był podstawą całego projektu, czyli zyskiwanie zaufania, budowanie marki, uświadamianie kibiców. Conajmniej do lutego muszę zostać prowincjonalnym sprzedawczykiem ;).

Robota
Po latach współpracy z nieudolnymi partnerami stałem się wyznawcą zasady: &#8220;Masz zrobić coś dobrze, zrób to sam&#8221;. Cóż, albo nikt nie potrafi załapać mojej twórczej wizji, albo ja nie potrafię nikomu jej przekazać, bo nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym był zadowolony z roboty, którą powierzyłem komuś innemu. Swoją drogą doprowadza to do pewnego paradkosu, gdyż z jednej strony lubię marudzić na natłok pracy, a z drugiej nie dopuszczam nikogo, żeby za mnie ją zrobił, a samodzielne jej ukończenie sprawia mi nieopisaną radość. Po prostu irytuje mnie sytuacja, w której prowizorycznie zyskuję czas kosztem podziału wynagrodzenia. Prowizorycznie, bo ostatecznie i tak muszę go stracić na korektę. Mam wrażenie, że wszyscy sobie olewają sprawę, tylko ja muszę za nich zapieprzać, że nikt nie wkłada w to ani odrobiny zaangażowania, podczas gdy mnie to całkowicie pochłonęło. Chyba nie jestem stworzony do pracy w grupie.
UPDATE:
W sumie popadłem nieco w skrajność. Wszystko to wynika z wszechogarniającego braku kompetencji, bo, gdy tylko natrafiam na ludzi, którzy faktycznie robią to, w czym są najlepsi, to praca z taką ekipą układa mi się doskonale. Ogólnie ta literka &#8220;R&#8221; taka jakaś nijaka mi wyszła. : P

Siarkazm [z j. pot. 'siara' &#8211; obciach, żenada encyklopedia style ; )], czyli ot taki mój żarcik słowny dotyczący źle użytej ironii. Stworzyłem go w skutek załamania, jakie wywołała we mnie rozszerzająca się w niezwykłym tempie fala taniej ironii. Ludzie co raz częściej próbują ją wszędzie wepchać i, przyznam, jest to wspaniała broń, ale tylko wtedy, gdy potrafimy z niej skorzystać. Do operowania dobrym, skutecznym sarkazmem trzeba się wykazać niemałą erudycją. Trzeba zagiąć, zaskoczyć i poprzez śmiech przesłać coś do odbiorcy. Jest to niebywała umiejętność, którą niekażdy może opanować. Jak mówiłem wcześniej, jest to broń, z której trzeba umieć korzystać, bo inaczej strzelimy sobie w głowę i zostaniemy twórcami 'siarkazmu'.

Turniej
Mam paskudne uczucie. Czuję, że się zmarnowałem, ba, nie podjąłem nawet prawdziwej walki. Może miałem jakieś szansę, lecz w odpowiednim okresie zabrakło mi motywacji i chęci. Po prostu biernie się przyglądam jak młodzieńcze marzenie ucieka wraz z czasem. Młodzieńcze? Nie, to marzenie na całe życie, a ja już przestałem wierzyć w możliwość jego realizacji.
Jestem typowym samoukiem w sprawach piłki nożnej. Wszystko, co potrafię, wyniosłem grając w podstawówce kilkanaście godzin tygodniowo na szkolnym boisku. Wtedy to był jedyny priorytet. Pamiętam, jakby to było wczoraj: przybiegałem ze szkoły do domu, na szczęscie jest to maksymalnie 200 metrowa trasa, rzucałem książki na ziemię, odrobiałem na niej zadania domowe, brałem piłę, nakładałem Kornery i leciałem na wydeptane z trawy boisko. Nigdy nie byłem przeciętniakiem, gdyż szybko się uczyłem, będąc zawszem najmłodszym graczem na 'murawie'.
Po występach w róznych turniejach podwórkowych i reprezentacjach szkolnych w końcu postanowiliśmy z kolegami zapisać się do miejscowego klubu. Cóż, świetna sprawa, lecz zabrakło mi charakteru. Można powiedzieć, że moje relacje z trenerem nie układały się zbytnio dobrze. Wtedy wprost nie cierpiałem go, każdy trening i kontakt z nim mnie wnerwiał, lecz teraz wiem, że wymagał ode mnie &#8211; środkowego, rozgrywającego pomocnika po prostu więcej i próbował mnie zmobilizować do wkładania maximum sił. Tutaj nastąpił moment przełomowy. Opuściłem pod rząd pare treningów, a ten mnie ścigał, przychodząc kilka razy do mnie do domu. Teraz czułbym się wyróżniony, wtedy jeszcze bardziej wnerwiony. W końcu po jednym sezonie przygody z poważniejszą piłką nożną zrezygnowałem. Zabrakło mi determinacji; sam się sobie dziwię, że nie chciałem wtedy mu nic udowodnić, że nie chciałem dobrą grą zamknąć mu mordy. Wiem, że jestem w tym momencie zupełnie inny, lecz jest już za późno. W najważniejszym momencie dla rozwoju umiejętności i walorów fizycznych, czyli w okresie dojrzewania, leżałem do góry brzuchem, kompletnie nic nie robiąc. Gdy powróciłem do podwórkowej gry, nie poznałem samego siebie. Byłem słabszy od tych wszystkich, których kiedyś wypierałem z pierwszego składu każdej drużyny. Po prostu strasznie się opuściłem i brakowało mi ogrania.
Teraz sytuacja nieco się poprawiła, chociaż widzę, jak mój były zmiennik z drużyny przerasta mnie w każdej dziedzinie. To jest moja kara, która będzie mnie dręczyć do końca życia. Będę codziennie ogladał skutki swojej słabości, swojego braku determinacji w tym ważnym okresie. Nie wykorzystałem być może przypisanej mi szansy. Może chociaż nauczy mnie to autodeterminacji i walki o realizację marzeń. Z każdym dniem widzę u siebie poprawę, widzę, że nie jestem tak daleko od nich, a ta bliskość z jednej strony powiększa złość na samego siebie, z drugiej moją mobilizację... Ale oni to przecież jedynie gracze okręgowi...
Wczoraj wygraliśmy 1:0 z faworytem rozgrywek, zwyciężając w całym turnieju na kolejkę przed końcem. Strzelcem bramki Przemysław Starczewski, Wam znany jako Par00wa. Sumienie i świadomość błedu znów przypominają o sobie. Boże, okrutną zaserwowałeś mi karę...

Używki używam użytkowo. Odcinam się od jakichkolwiek alkoholowych wyścigów i imprezowych przechwałek. Potrafię pójść do monopolowego czy też do znajomego, wrócić i odurzać siebie, siedząc samemu w domu. Potrafię samemu wbić na jakąś bibe, gdzie dopiero poznaję ludzi. Potrafię pić, kiedy nikt już nie pije, albo skończyć pić, kiedy wszyscy piją. Nie jestem żadnym typem samotnika, ale po prostu nie imprezuję dla towarzystwa tylko dla siebie. Nie zmienia to jednak faktu, że mam swoje grono, z którym regularnie spotykam się w celu opróżnienia kilku butelek, lecz wynika to z tego, iż w ich towarzystwie czuję się najlepiej. Dobór środków odurzających również dyktuje mi moje własne sumienie i rozum. Nigdy nie dałem się namówić na coś, co w mojej opinii jest niewarte konsekwencji, które za sobą niesie. Kocham chwilę, lecz myślę też o przyszłości. To, co zażywam teraz, to i tak jest dużo, a co najważniejsze, po spożyciu czuję, że nic mi więcej nie potrzeba, dlatego nigdy nie siegnąłem po nic cięższego i nie zamiarzam samemu zakładać sobie kajdanów uzależnienia, ograniczać moja wolność, myślać, że zażywając ją zyskuję. Kiedy to piszę, nie mogę się doczekać zlotu, tudzież wyjazdu, żeby wstawić się w tak doborowym gronie, jakim jest JPC ;).

Wczoraj i jutro, czyli alkonarkotyczny bełkot.
Wczoraj coś zepsułem, jutro naprawię,
wczoraj pracowałem, jutro będę się obijać,
wczoraj piłem, jutro będę pić,
wczoraj coś robiłem, jutro będę coś robił &#8211; nieważne, teraz delektuję się chwilą.


Zakończenie

Coś ta wcześniej zapowiedziana mieszanka wyszła nieco nieproporcjonalna. Chyba zbytnio poważnie podszedłem do całej zabawy. W każdym razie mam nadzieję, że dałem się dzięki temu lepiej poznać. Teraz, jak czytam już gotowy alfabet, stwierdzam, że lektura jednym ciurkiem całości nie jest dobrym pomysłem. Tematy, z którymi dyskutowałem, poruszają najróżniejsze sfery życia. Do zrozumienia niektórych przesłań trzeba wczuć się w klimat, który towarzyszył mi przy pisaniu, a skakanie od A do Z po różnych zagadnieniach temu nie pomaga. Mam jedynie cichą nadzieję, że ktoś, wpadając w odpowiedni nastrój, kiedyś powróci jeszcze do którejś z moich literek i podejmie w myślach z nią dyskusję. To byłaby dla mnie niemała nobilitacja. : )


gosciu_Muranista

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 27 kwietnia 2003
Posty: 609
Rejestracja: 27 kwietnia 2003

Nieprzeczytany post 01 grudnia 2005, 14:30

A oto Ja &#8222;64kg żywego Juventino&#8221;, czyli autobiografia. Wprawdzie mój alfabet(takie mam wrażenie) niczym specjalnym się nie wyróżni gdyż nie należę do osób, które uwielbiają pisać a zwłaszcza o sobie samym. Ale skoro zostałem wywołany do tablicy to spróbujemy. Nazywam się Tomasz Możejko i mam 21 lat. Jestem studentem III roku administracji WSHiP w Warszawie (na razie gdyż po tym roku będę próbować zdawać na UKSW na studia 2-letnie magisterskie). Ponadto uczęszczam do Studium Prawa Rosyjskiego i zamierzam uczyć się dodatkowo włoskiego. Mój znak zodiaku to byk. Wolny czas, jeśli takowy posiadam lubię spędzić bądź to na czytaniu dobrej książki o tematyce historycznej lub sensacyjnej bądź to na spotkaniach z przyjaciółmi i kolegami m.in. z forum JP na meczach, Juve lub grając z nimi w piłkę, w między czasie pracuję żeby mieć na piwo no i może na książki.

B- bramkarz &#8211; była i jest to moja pozycja na boisku. Kiedyś byłem obrońcą, ale w podstawówce stwierdzono, że lepiej mi idzie na bramce i tak już zostało. Ba- byłem nawet 3 bramkarzem w szkole podstawowej. W liceum grałem przez pierwsze 2 lata na obronie z powodzeniem a przez ostatnie 2lata na bramie. Niestety przyszły studia i wydawać by się mogło, że moja kariera bramkarska dobiegła końca. Na szczęście poznałem bardzo fajnych ludzi na tym forum, z którymi się spotykam i gramy w gałę.

C- championship manager- moja ulubiona gra. Mam wszystkie serie tej gry. Zespołami, które najczęściej prowadziłem w CM-ie były Barca, Juve i Legia. Prowadziłem je z dużymi sukcesami. Mogę się pochwalić, że Legią dotarłem do finału LM gdzie przegrałem 2:1 z &#8230; Juventusem. By w następnym sezonie spotkać się ze Starą Damą w fazie grupowej i oba mecze wygrać stosunkiem bramek 3:1. Po rozpadzie CM-a pogrywam w FM-a, który najlepiej wg mnie przedstawia managerów. Będąc w tym temacie postanowiłem napisać o innym managerze, ale internetowym, czyli o manager zone. Jest to internetowa strona zrzeszająca tysiące,(jeśli nie dziesiątki tysięcy) takich zapaleńców jak ja, czyli managerów. Do grania w mz namówił mnie brat i mimo oporów zacząłem grać. I to z sukcesami-co sezon to awans. W tej chwili jestem w 6 lidze gdyż zacząłem gruntowną przebudowę składu tzn. odmładzam go by być gotowym do walki w wyższych ligach. Obecna nazwa mojego teamu to DRUGHI BIANCONERI.

D- dieta- jest to coś, do czego przez całe liceum się przymierzałem, ale udało się dopiero na studiach. A dlaczego chciałem dietę mieć a dlatego, że byłem trochę gruby i chciałem zrzucić, co nieco. We wrześniu zapisałem się na siłownię i miałem fart gdyż moim instruktorem był kulturysta i dietetyk w jednej osobie. Po rozpisaniu planu treningowego i diety przystąpiłem do działania. Efekt- w 3 miesiące schudłem 13 kg!!! I do tej pory nic mi nie przybyło!!! Tak, więc pełny sukces. Natomiast, gdy słyszę o tych wszystkich dietach cud to pękam ze śmiechu. Super diety &#8222;w 3 dni schudniesz tyle i tyle&#8221; ale pierdoły tylko nikt nie mówi o efekcie, jojo, który jest bardzo popularny w tego typu dietach. Zamiast solidnie poćwiczyć to ludzie(a głównie kobiety) bawią się w takie rzeczy. Ćwiczenia i odpowiednia dieta(po konsultacjach z dietetykiem!!!) da prawdziwy efekt!!!!

E- &#8222;ewenement nigdy nie podległy nikomu wszyscy ludzie klimu i równego poziomu czasem coś po kryjomu, ale to nie twoja sprawa prawdziwe oblicze miasto stołeczne Warszawa&#8221;- jest to jeden z moich ulubionych tekstów, które sobie czasem śpiewam, gdy jestem sam naturalnie hehe (joke). Słowa pochodzą z płyty jednego z najlepszych składów hiphopowych- Molesty Ewenement. O hip-hopie piszę tutaj gdyż literka H jest już zajęta. Od ponad 7 lat słucham tego rodzaju muzyki. Choć będąc dzieciakiem w podstawówce śmiałem się z takich piosenek a teraz proszę, jaka zmiana. Moje ulubione zespoły oprócz Molesty to WWO, Peja/Slums Attack, Hemp Gru, Karramba no i ostatnio zacząłem słuchać 2paca. Może to trochę dziwić, ale muzyka hiphopowa mnie relaksuje i uspokaja. Oprócz hh słucham przede wszystkim polskich zespołów, czyli Lady Pank, Perfect i wiele innych. Zawsze jak wchodzę na kompa to odpalam sobie winampa i słucham w kółko piosenek. Ostatnio rozpoczynam słuchanie muzy od piosenki, &#8222; Il mio cante libero&#8221; oraz &#8222;Wspomnienia&#8221; Cz. Niemena.

F- Forum to genialna rzecz. I brawa dla Martina za uruchomienie tegoż forum na stronie. Dzięki temu poznałem wielu ciekawych ludzi, z którymi miło spędzam czas i zawsze się dobrze bawię i czuję w ich towarzystwie( mam tu na myśli grupę warszawską, czyli m.in. Warsaw JP football team- nie będę wszystkich wymieniać, ale zapewne duża część wie, o kogo chodzi- oraz tych, którzy niestety nie mogą z nami grać z powodu odległości ale są na spotkaniach). Zarejestrowałem się na tejże stronie 2,5roku temu, ale tak naprawdę zacząłem udzielać się rok temu-wcześniej tylko czytałem posty aż w końcu postanowiłem zaistnieć. Na forum zdarza mi się wchodzić kilka razy w dniu(można uznać to za nałóg, ale nic na to nie poradzę). Staram się wypowiadać w miarę rozsądnie i zrozumiale i zawsze tam gdzie mam coś ciekawego do powiedzenia. Nie wpycham się tam gdzie nie mam pojęcia, o czym mowa i do powiedzenia nic nie mam. Natomiast denerwują mnie osoby, które piszą coś, o czym pojęcia nie mają, byleby tylko sobie nabić posty. (Trochę zamotałem, ale mam nadzieję, że zrozumieliście, o co mi chodziło).

G- gościu-, czyli mój, nick na forum(dokładnie mówiąc to gosciu) i pseudo, na co dzień. Pseudo nadał mi kolega w 1 klasie liceum na zielonej szkole. Było to bodajże w Suchej Beskidzkiej. Jeszcze się słabo znaliśmy, więc czasem albo myliliśmy imiona albo po prostu ich zapominaliśmy. Po pierwszej klasowej popijawie kolega z pokoju nie pamiętał mojego imienia (albo był w takim stanie, że nic nie pamiętał) zaczął do mnie gadać właśnie gościu. Następnego dnia już wszyscy tak do mnie mówili a potem w całym liceum byłem znany jako gościu. Nawet nauczyciele czasem do mnie tak mówili. I efekt jest taki, że gdy byłem ostatnio w szkole to paru nauczycieli złapało się na tym, że mówili mi gościu gdyż nie pamiętali mojego imienia o nazwisku nie wspominając!!! Tak, więc jestem gościu! &#61514; Czasami zastanawiam się czy nie zmienić nicku na forum gdyż wiele osób pisząc jakiegoś, posta piszę: &#8222;a ten gościu&#8221;, &#8222;co za gościu&#8221; itp. I to nie koniecznie w dobrym kontekście. Dlatego błagam, jeśli ktoś będzie czytać mój alfabet to zwracajcie uwagę na to, co piszecie.

H- historia- obok języka rosyjskiego mój ulubiony przedmiot. A okres, który najbardziej lubię to II wojna światowa. Z tegoż przedmiotu zdawałem maturę ustną i dostałem 4. Co dla mnie było sukcesem zważywszy na to że do matury z historii uczyłem się aż 2 no może 3 dni. I w przeciągu tych paru dni przerobiłem prawie całą historię nie tylko polski, ale i świata. Pominąłem jedynie starożytność, której nie lubię.

I- introwertyk typ człowieka zwróconego raczej ku własnemu ja, aniżeli ku światu zewnętrznemu, mającego trudności w nawiązywaniu kontaktu z ludźmi. Skłonny do skupiania się na własnych przeżyciach wewnętrznych. Dla takiego typu osobowości-charakterystyczna jest przewaga myślenia nad działaniem, refleksji nad czynem, duża wrażliwość.&#8221;
I niestety przytoczona definicja w każdym calu do mnie pasuje. Choć próbuje z tym walczyć to i tak jest to uciążliwe. Efekt jest taki, że jestem zamknięty w sobie i małomówny. Może dzięki tej małomówności jestem bardzo dobrym słuchaczem- i wole i potrafię słuchać aniżeli mówić ewentualnie po wszystkim wyciągnąć odpowiednie wnioski i doradzić,(ale zakręciłem). Ponadto jestem raczej osobą nieśmiałą i czasami mam kłopoty z nawiązaniem kontaktów. O innych moich wadach pisać nie będę, ale czytając alfabet Diego stwierdziłem, że przedstawione przez niego wady idealnie do mnie pasują. Ponadto lubię dogryzać innym osobom, choć staram się z tym walczyć. Skoro już opisuję siebie to do pozytywnych cech zaliczyłbym przede wszystkim punktualność-, choć ja to nazywam nad punktualnością gdyż zawsze jestem grubo przed czasem i muszę czekać na resztę(czasami nawet 10-15minut). Lubię planować to, co zamierzam robić i to z dokładną precyzją obliczając ile czasu mi, co zajmie. A ponadto, z czego jestem dumny- to należę do honorowych krwiodawców.

J-, Juventus-nie jest to zbyt oryginalne, ale cóż. Jest to klub, któremu kibicuje od dawien dawna i kibicować będę nadal. A zacząłem kibicować Juve od sezonu 95/96 na przekór bratu, który jest fanem Realu i Ajaxu.

K- książki- uwielbiam je czytać. A w szczególności książki o tematyce historycznej(patrz literę H) i z gatunku thrillero-sensacyjnych. Z tego typu książek moimi ulubionymi autorami są Dawid Morrell(polecam jego trylogię: Bractwo róży, Bractwo kamienia oraz Bractwo nocy i mgły) oraz pisarka Alex Kava( Dotyk zła) no i nieśmiertelna książka Puzo- &#8222;Ojciec Chrzestny&#8221;. Najwięcej książek mam o pilotach II wojny światowej i czytałem je już z kilka razy i pewnie nie raz je jeszcze przeczytam. Zainteresowanie II wojną światową narodziło się u mnie bardzo dawno i to dzięki mojemu ojcu, który posiadał ogromne ilości książek o tej tematyce. Ostatnio zainteresowały mnie książki o tematyce fantastycznej. I tu mogę polecić- książkę Jacka Piekary- &#8222;Miecz Aniołów&#8221; oraz &#8222;Śmierć Bogów&#8221; Nika Pierumowa.

L- lenistwo- to chyba moje drugie ja. Jestem strasznym leniem i wszystko odkładam na ostatnią chwilę a potem tego żałuje, gdy okazuję się, że mam nawał roboty. Ale taki już niestety jestem i nic na to nie poradzę. Motto lenia: "CZŁOWIEK RODZI SIĘ ZMĘCZONY I ŻYJE ABY ODPOCZĄĆ"

M- marzenia. Każdy ma marzenia. Dzięki nim człowiek żyje, realizuje się i dąży do nich. Dzięki marzeniom można przeżyć następny dzień i nie dać się zwariować w tym jakże pogmatwanym świecie. Czy mam marzenia? Naturalnie i część z nich już realizuje. Zawsze chciałem zwiedzać Europę, co też czynię, &#8211; co roku wyjeżdżając na wakacje do innego kraju. Aby były już m.in. Francja, Niemcy, Czechy, Austria, Włochy, Turcja nawet Słowacja. Kolejnym państwem będzie zapewne Grecja. A bliższe marzenia to obecnie cel numer, 1 czyli wyjazd w marcu na mecz Juventusu. Nie było mnie w Monachium to będę w Turynie.

N- napoje wyskokowe, -Czyli po prostu alkohol. Lubię sobie wypić w dobrym towarzystwie. Moje ulubione napoje to Carlsberg, Heineken i Lech ewentualnie Żywiec. Wszystko w odpowiednich ilościach naturalnie. Nie lubię wódki może, dlatego że mi za szybko wchodzi i ponadto jej smak mnie zaczął odrzucać(może to oznaka przepicia). Raz jeden jedyny zdarzyło mi się za ostro zaszaleć i potem były koszmarne efekty w postaci stłuczeń i siniaków i od tego momentu przystopowałem. &#8222;Polak mądry po szkodzie&#8221; no cóż.
Tak, więc drogie dzieci, jeśli macie już pić to w umiarkowanych ilościach!!! Jako, że litera U jest zajęta to jeszcze w tym punkcie napiszę o używkach, jako, że miałem z nimi do czynienia &#8211; zioło(mistrzowski Amsterdam w ramach dopingu)- a było i to kilkukrotnie (złote czasy w LO), lecz nie stałem się nałogowcem w przeciwieństwie do moich starych kolegów. Fajki jasna sprawa. Nadal palę a zacząłem w 1 klasie LO i dziwnym trafem nie stałem się nałogowcem wbrew powszechnemu mniemaniu. Mogę nie palić przez miesiąc i dramatu nie będzie, mając 1 paczkę (najczęściej Pall Malle) mogę je spalać miesiąc, podczas gdy inni spalają w kilka dni. Choć ostatnimi czasy zacząłem palić mniej-w sumie to dobrze, bo zaoszczędzę finansowo i nie podupadnę na zdrowiu. Prochy? Nie, pod żadnym pozorem.

O- O bożesz ty mój to ja czaju naparze!!!! No, bo co innego mogłem tu napisać skoro nic do głowy mi nie przyszło. O albo mam coś lepszego obiad!!! Dziś mam moje ulubione spaghetti &#61514;

P- przyjaźń-coś, co przetrwa na wieki. Dobrze jest mieć przyjaciół, którym możesz wszystko powiedzieć i masz świadomość, że nikomu nie powiedzą i jeszcze doradzą i pocieszą. Ja mam to szczęście, że mam takich przyjaciół i mam nadzieje, że zawsze będę mógł na nich liczyć.

R- ratunku nie wiem, co napisać pod tą literką, a chciałem żeby było to jakieś oryginalne słowo.
S- szkoła-jest była i będzie. Dla jednych jest to droga przez piekło a dla innych przyjemność. Co do mnie to różnie bywało momentami miałem dość szkoły i chciałem wakacji a gdy były już wakacje a mnie się nudziło to nie mogłem się tej szkoły doczekać. Wszyscy tak narzekają na szkołę, bo trzeba się uczyć a gdy pójdą do pracy to będą jeszcze tą szkołę wspominać. Teraz z kolei bawię się na studiach tzn. chciałem powiedzieć pilnie się uczę, bo w końcu wkrótce będę robić licencjata i czas najwyższy zajrzeć do książek.

T- trofeum-mam nadzieję, że trofeum mam tu na myśli puchar Ligi Mistrzów powróci do Turynu. Ponadto każde trofeum wywalczone przez Juve uważam za ogromny sukces i się z tego cieszę. I mam nadzieję, że będzie ich jak najwięcej.

U- ulubione.
Ulubiony kolor- szary, granatowy, czarny
ulubiony samochód- skoda fabia i ferrari F355 berlinetto
Ulubiony aktor- H. Ford i S. Seagal
ulubiona aktorka- Cameron Diaz i Katie Holmes
ulubiony film- Tytani, Kompania Braci
ulubiona piosenka- wiele: m.in. Dżem- Wehikuł czasu, hymn Ligi Mistrzów, &#8222;Overture from A bridge too far&#8221;-J. Addisona.
Ulubiony zespół muzyczny- U2
Ulubiony napój(niealkoholowy)- zielona herbata z cytryną, woda mineralna
Ulubiona potrawa- spaghetti, lasagne, naleśniki z serem.

V-Valarowie &#8211; jedna z ras we Władcy Pierścieni (Vala oznacza moc, a Valarowie to liczba mnoga). Dobrowolnie stąpili na Ardę przyjmując formy fizyczne, wzorowane na pierworodnych, promieniujące pięknem i majestatem, w celu spełniania wizji Illuvatara. Odtąd cała ich władza miała się ograniczać do obrębu Świata i z nim była związana raz na zawsze, dopóki wszystko się nie dopełni.

W- Włochy- kraj, w którym się zakochałem i gdybym miał opuścić Polskę to udałbym się właśnie do Włoch. Włochy uwielbiam nie tylko ze względu na Juventus, ale także ze względu na potrawy włoskie, zabytki. Ulubione miasta to przede wszystkim,(co nie spodoba się paru osobom-pzdr Dionizos) Florencja. Byłem tam zaledwie parę godzin a zakochałem się w tym przepięknym mieście. I zapewne tam bym mieszkał albo w Turynie-to byłby trudny wybór. Tak czy owak na pewno jeszcze nie raz pojadę do Włoch i dlatego postanowiłem uczyć się języka włoskiego. A jednym z głównych celów podróży będzie chęć pozwiedzania Turynu. Ponadto kibicuję reprezentacji Włoch(naturalnie w piłce nożnej) od mistrzostw świata z 1994roku.

Z- zastanawiałem się, co tutaj wpisać i chyba pozostanę przy pierwszej myśli(,że tak się ładnie wyrażę), czyli zlot 2005. Tym samym mój pierwszy zlot kibiców Juve i przyjemność/możliwość poznania innych fanów z całej Polski, w których sercach płynie biało-czarna krew. Choć ze wszystkimi niestety nie miałem możliwości pogadania(mam nadzieję, że nadrobię to na kolejnym zlocie) to wyniosłem bardzo pozytywne wrażenia i poznałem kilka ciekawych osób(chociażby osoby z pokoju-nie będę wymieniać po nicku, bo nie chciałbym żeby ktoś był urażony, jeśli go nie wymienię). Jedyne, co uważam za porażkę na tym zlocie(nie z winy organizatorów) to turniej piłkarski, w którym to Warszawa nie wypadła najlepiej a następnie były zachwyty z tego powodu innych miast. Dlatego na następnym zlocie trzeba się pokazać na turnieju z zupełnie innej-lepszej strony. No i turniej piłkarzyków, w którym razem z Dionizosem byliśmy najlepsi. Była wspaniale i mam nadzieję, że kolejny zlot będzie równie udany.


Tym samym doszliśmy do ostatniej literki alfabetu-ci, co wytrwali i przeczytali mój alfabet- dziękuję. Trudno mi było dokładnie przedstawić swoją osobę, ale mam nadzieję, że chociaż w jakimś małym stopniu udało mi się to zrobić. Dziękuję wszystkim za głosy i życzę miłego dnia :)


bblackk

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 27 października 2003
Posty: 830
Rejestracja: 27 października 2003

Nieprzeczytany post 06 grudnia 2005, 00:26

Zaczynamy! Wreszcie przyszła pora na alfabet bblackk&#8217;a. Zapewne każdy z Was zastanawia się: &#8222;Gdzie literka &#8222;A&#8221;?&#8221;. Ano znalazła się ona na końcu mojego alfabetu, ponieważ swoje &#8222;abecadło&#8221; postanowiłem napisać od końca. Teraz każdy myśli: Dlaczego? (a jak tak nie myślicie, to pomyślcie :P) To też da się wyjaśnić... zauważyłem, że nim później pisze się alfabet, od momentu rozpoczęcia zabawy, tym trudniej jest wymyślić coś ciekawego i interesującego (niebywałe spostrzeżenie, wiem...), co przykułoby uwagę czytelnika i zachęciło go do pełnego przeczytania, czyjejś pracy (w tym przypadku, mojej :P). Pierwsza osoba była pionierem, więc co i w jaki sposób by nie napisała, byłoby nowością i dowiedzielibyśmy się o nim czegoś nowego. Tymczasem pojawiły się już 24 alfabety, z czego w każdym znaleźć można po ok. 24 hasła i weź napisz tu coś nowego. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Oczywiście można, ale tutaj zaczynają się schody, bo niby każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, ale jak tak chciałem cokolwiek napisać, zauważałem ile mnie łączy z innymi osobami, bo ktoś przede mną ma ten sam pogląd, czy problem co ja i mogę się co najwyżej powtórzyć. A za punkt honoru, postanowiłem sobie napisanie jak najbardziej oryginalnego alfabetu... i może mi się uda ;)

Yasumimasu, jest to japońskie słówko i po polsku oznacza: &#8222;odpoczynek&#8221;. Jest to jednak przykrywka dla jednej z moich cech, czyli lenistwa, a potocznie nazywanego obijaniem się, ale chyba przyznacie, że japońska wersja brzmi najlepiej :) Wyznaję zasadę: &#8222;Co masz zrobić jutro, zrób po jutrze, będziesz miał dwa dni wolnego&#8221;, ale nawet mam problemy z trzymaniem się i tych słów, bo nieraz zdarzało się, że po jutrze... też mi się nie chciało :P.
Jestem strasznie leniwy i w szkole, czy też w domu, znajdziecie na to mnóstwo świadków. Jeżeli jakaś praca w budzie jest zadana, powiedzmy, na za dwa tygodnie, to jestem święcie przekonany, że choć będę sobie ustawicznie powtarzał, że zrobię ją od razu, żeby mieć spokój, to ja i tak do roboty zabiorę się trzynastego dnia. Podobnie moje lenistwo objawia się w domu, np.: jak starsi mówią, że jak wrócą, to ma być pozmywane i czy by wracali za 3 godziny, czy za 3 dni, to ja i tak zacznę, to robić jak usłyszę dźwięk domofonu. W końcu efekt będzie ten sam, czy zrobiłbym to wcześniej, czy później. A trzeba korzystać z życia, bo przecież ktoś musi odpoczywać, bo nikt nie zrobi tego za nas. A praca nie zając... nie ucieknie ^_^
Zauważyłem, że lepiej pracuje mi się na ostatni dzwonek. Wtedy motywuję się w 100% i co by się nie działo, praca wre. Zastanawiam się, czy ja przyzwyczaiłem się do tego, czy już się z tym urodziłem. Jednak jak by nie było... dobrze mi z tym :D Przynajmniej wiecie, dlaczego tak długo pisałem alfabet :)

Warszawa, to moje miasto. Od 1592 r. stolica naszego pięknego kraju. Nie zamieniłbym tego miasta, na żadne inne! Jestem dumny, że jestem Warszawiakiem. Oczywiście większość Polaków jest cięta na Warszawę i jej mieszkańców, nazywając ich &#8222;krawaciarzami&#8221; (albo jakoś gorzej :P) i uważają ich za osoby kompletnie infantylne, które nie widzą nic oprócz czubka własnego nosa i na każdym kroku propagują wyższość stolicy i siebie samych, nad resztą Polski. Gdy byłem na obozie w górach, ratownik górski opowiadał, że jak widział osoby nie idące po szlaku i jak się zapytał czy są z Warszawy, to tamci dziwili się, skąd on to wiedział. Sam nie wiem, skąd tak naprawdę wynika niechęć, do mieszkańców Warszawy, jeżeli większość Polaków nie ma nawet z nimi styczności. Wydaje mi się, że raczej wychodzi to z polskiej mentalności. Jeszcze Krakusów, czy Poznaniaków to mogę zrozumieć. Ci pierwsi stracili przez Warszawę chlubne miano stolicy Polski, a tych drugich, to niestety w takiej nienawiści wychowują :P A reszta Polski? Chyba zazdrości...
Tak czy inaczej Warszawa, to piękne miasto, w którym znajdziesz wszystko co człowiekowi do szczęścia potrzebne :D Stolica łączy w sobie wspaniałą historię i nowoczesną aglomerację, która prężnie się rozwija. Jedynym kłopotem Warszawiaków był do tej pory mieszkaniec miejskiego ratusza - Lech Kaczyński, ale reszta Polaków (o dziwo), przyszła nam z pomocą (i nawet jego nam pozazdrościła ;)). Dlatego teraz przeniesie się kilka ulic dalej, do Pałacu Prezydenckiego i tam będzie robił gnój, ale już nie tylko Nam - Warszawiakom...
Nie ma cwaniaka, nad Warszawiaka! 8)

Uległy bywam. Zazwyczaj jak ktoś mnie o coś poprosi (czego wcale nie muszę zrobić), to nie odmawiam i staram się pomóc jak tylko mogę. Czasem nawet zbytnio się poświęcam, a najwyżej mam z tego satysfakcję :P Jakoś nie potrafię odmawiać. Ciężko mi to przez gardło przechodzi. Nie mogę spełnić moich podstawowych i stałych obowiązków, ale jeżeli chodzi o jakąś prośbę o pomoc, od koleżanki/kolegi, to staje się to dla mnie priorytetem i za punkt honoru stawiam sobie zrobienie tego. Zapewne inni nie zrobili by nawet części tego, co ja bezinteresownie robię dla nich, ale tak to już jest i wcale mnie to nie odstrasza.
Wiem, dziwne :P Mam jakieś złe proporcje w tej czaszce...

Tey, czyli mój ulubiony kabaret. Chociaż czasy już nie te, ale ich dowcipy śmieszą mnie do dziś. Uwielbiam całą twórczość tego kabaretu i co jakiś czas sięgam po jedną z dwóch płyt, z ich najlepszymi numerami i odsłuchuję ją sobie, chociaż większość kawałów znam na pamięć, to chyba nigdy mi się to nie znudzą. Notabene miałem przyjemność osobiście spotkać się z Zenonem Laskowikiem, z którym chwilę porozmawiałem i strzelił mi autograf z dedykacją na płycie :D
Wśród moich rówieśników ciężko znaleźć osoby, które interesują się tą grupą kabaretową. Moi koledzy zawsze się zastanawiali, co tak właściwie śmieszy mnie w tym wszystkim. Przecież oni plotą tam, trzy po trzy o jakiś głupotach, a wszyscy się z tego śmieją... i to jest właśnie najlepsze! Na ich gagi trzeba patrzeć z przymrużeniem oka, trochę z innej perspektywy. Trzeba je zrozumieć i nie zrobi tego nikt, kto chociaż chwilę nie zastanowi się nad ich żartem, bo powierzchowne odczytanie dowcipu, to tylko prosta przykrywka dla prawdziwego sensu tego żartu. Ich humor jest jak literatura, nie zrozumie jej nikt, kto nie myśli... albo jeszcze nie nauczył się kombinować ;)

Samokrytyka jest u mnie na wymarciu, a za niedługo nie będę wiedział, co znaczy to słowo :P Zawsze mam o sobie dobra opinię i nie psuję jej sobie ^_^ Nie mam jak inni, że u siebie widzę tylko wady i cechy negatywne. Wręcz przeciwnie. Uważam, że ciężko doszukać się u mnie jakiejkolwiek skazy. Wychodzę z założenia, że cały ten zafajdany świat, tak potrafi człowieka zdołować i zmieszać z błotem, że chociaż ja sam nie będę sobie samemu, psuł humoru i opinii o mnie samym, no bo niby po co? Jedni twierdzą, że są za grubi, albo głupi i zmienili by to, czy tamto. Ja nie zmieniłbym NIC i gratuluję sobie, samego siebie ;) Wolę podwyższać sobie samoocenę, niż zarzucać sobie niewiadomo co, z jakiś błahych powodów i uważać siebie, za chodzące 100 nieszczęść. Jest dobrze i oby tak dalej :) Oczywiście nie ma tak, że biegam do każdego i wychwalam siebie pod niebiosa, tylko zazwyczaj zatrzymuję to dla siebie. Niech inni wytykają mi błędy i mówią co chcą, ale w głębi ducha i tak wiem swoje ;)
Ot taki narcyz ze mnie... a co? 8)

Rock and Roll! Zdecydowanie mój ulubiony rodzaj muzyki. Oczywiście &#8222;czystego i oryginalnego&#8221; rocka już nie ma, ale przeszedł szereg przemian i podziałów na m.in. psychodeliczny rock, hard rock, soft rock, punk rock i pop. Ja sam nie skłaniam się ku żadnemu z rodzajów i jestem wierny ogólnie pojmowanemu rock&#8217;owi. Ciężko wybrać ten najlepszy typ, kiedy każdy z odłamów rocka ma kilka wybitnych zespołów i grzechem byłoby ich zlekceważenie, choćby: The Doors, Led Zeppelin, Nirvana, czy Green Day, a każdy z nich tworzy, lub tworzył, inny rodzaj rocka. Padła tu nazwa hard rock, ale należy pamiętać, żeby nie mylić tego z heavy metalem (ma mocniejsze brzmienie od hard rocka) , którego raczej nie lubię, chociaż wyewoluował m.in. z hard rocka.
W polskiej muzyce rockowej raczej nie gustuje, zdecydowanie wolę ten rodzaj muzyki, w formie obcojęzycznej. Jedyny wykonawca/zespół z polskiej sceny rocka, który polubiłem, ba, wręcz się nim zafascynowałem, to Kazik/Kult/KNŻ. Mogę nawet pochwalić się, że udało mi się być na jego 3 koncertach (wiem, zabójczy wynik :P).
Oczywiście, moim ulubionym telewizyjnym kanałem muzycznym jest MTV2, a stacja radiowa jaka niezmiennie króluje w moim pokoju, to Antyradio - najlepiej rockująca stacja w mieście ;)

Playstation, czyli taka skrzyneczka podłączona do telewizora z joypadem, przy której błogo mijają sekundy, minuty, godziny...
Zaczęło się od tego, że pod koniec lat 90&#8217;tych, każdy szanujący się dzieciak musiał mieć &#8222;Szaraka&#8221;. Super sprawa, a i gierki tanie (Jarmark Europa RoXoR 8)) i co najważniejsze taka była moda, a nikt nie chciał odstawać. Ja też w końcu stałem się szczęśliwym posiadaczem &#8222;Plejaka&#8221; i mogłem zagrywać się w masę pirackich tytułów. Zacząłem inwestować w prasę tematyczną i powoli wkręcałem się w świat konsolowy. Lata mijały, a w Europie premierę miał PS2. Oczywiście nie myślałem o niczym innym, jak tylko zdobyć tę konsolę. Dlatego sprzedałem mojego PSX&#8217;a z pakietem gier i ciułałem kasę na &#8222;Czarnulę&#8221; i po długim czasie zaciskania pasa, udało się - kupiłem PS2 :D W międzyczasie, pojąłem &#8222;zbrodnie&#8221; jaką popełniają ludzie kupujący piraty i porzuciłem ten haniebny proceder :P Z racji mniejszej ilości posiadanych gier, bardziej poświęciłem się poszerzaniu wiedzy konsolowej i to zaowocowało np.: zajęciem przeze mnie 16 miejsca, w &#8222;GIGA Teście&#8221;, w czasopiśmie PSX Extreme.
Tymczasem, moi koledzy odstawili swoje konsolki do szafy i dziwili mi się, że nie szkoda mi kasy, na takie głupoty. Oni już &#8222;wyrośli&#8221; z tej dziecinady, jak granie na konsoli i uważali moje hobby, za głupie. Szkoda tylko, że podobną opinię o graniu i graczach, ma wiele osób, które uważają ich za wiecznych dzieciaków, którzy nie potrafią porzucić swoich zabawek i nie widza nic poza wyimaginowanym światem gier. Jednak na stereotypy (szczególnie negatywne) ciężko cokolwiek poradzić i trzeba z nimi żyć. W krajach Europy zachodniej, U.S.A czy Japonii, każda szanująca się rodzina ma w domu chociaż jedną konsolę, przy której bawią się wszyscy domownicy, bez względu na płeć i wiek. Jednak Polska, to Polska...
Do tej pory, choć nie opływam w gry, interesuje się światem konsolowym i staram się być na czasie, w tej tematyce. Mam nadzieję, że dożyję takich czasów, że środowisko graczy konsolowych w Polsce będzie rozpoznawalne, a nie poukrywane po kątach, a granie, nie będzie czymś dziwnym, tylko będzie normalną rozrywką dla każdego.

Optymizm Or Olewatorstwo*, bez którego nie byłoby literki &#8222;Y&#8221; i &#8222;S&#8221; w moim alfabecie ;) Gdybym nie budził się co dzień z myślą, że dzisiejszy dzień, będzie lepszy od poprzedniego, to długo nie wyrobiłbym na świecie, w którym co chwila lecą Ci kłody pod nogi i z obawą patrzysz na nadchodzący, kolejny dzień...
Taki epikurejska filozofia, bardzo mi odpowiada. Kiedy wieczorami siadam nad książką, bo następnego dnia, możliwe, że będę odpowiadał z jakiegoś przedmiotu, myślę sobie: &#8222;Na pewno nie spyta...&#8221;, wtedy też podręcznik leci w odmęty szafy, a ja zapewniam siebie, że będzie dobrze i oddaje się jakiejś czynności, która w przeciwieństwie do nauki, sprawia mi przyjemność :)
Nie ma sytuacji, która nie ma w sobie czegoś pozytywnego i nawet na najgorszy kataklizm, trzeba spojrzeć z tej lepszej strony, bo inaczej można zwariować z rozpaczy. Wiele osób pod naporem problemów, załamuje się i zatraca w melancholii. Zastanawiają się, co teraz będzie i jak oni to przeżyją. Nie można się załamywać, bo to tylko pogarsza sytuację i do niczego nie prowadzi, oprócz głębszego doła. Ja w takiej sytuacji, spoglądam na drugą stronę medalu... np.: w szkole odpowiadałem i (delikatnie mówiąc) nie poszło mi najlepiej... myślę sobie: &#8222;Dostałem ocenę, czyli ja już nie mam się czym martwić :D Mogę sobie robić labę, zamiast uczyć się (chociaż w większości przypadków i tak bym tego nie robił ;)), bo ocenę z odpowiedzi już mam. Oczywiście, kiedyś się zmobilizuję i ją poprawię&#8221; ^_^
Zawsze przecież, mogło być gorzej...
*Zapewne każdy kto przeczytał alfabecik Par00wy zrozumie, dlaczego tak, a nie inaczej, wygląda moja literka &#8222;O&#8221;. Wolałem się nie narażać człowiekowi z Bolesławca i nie wdawać się z nim w polemikę, na temat jego rozumienia optymizmu (która moim skromnym zdaniem, jest naciągana :P) ;)

Nick. Jego początki, sięgają czasów, kiedy to do mojego domu zawitało narzędzie diabła - internet (czyli było to w 2000 roku.). Wtedy zafascynowany możliwością grania w gry, w trybie multiplayer, odpaliłem Starcrafta. Jednak okazało się, że żeby wbić się na Battleneta, trzeba było się zarejestrować. Wtedy to spędziłem z dobra godzinę łamiąc sobie głowę, nad wyśmienitym nickiem. Jednak setki pomysłów odpadło z racji tego, że ktoś już takiego używał... aż w końcu olśnienie - w słowie &#8222;czarny&#8221; po angielsku, postanowiłem podwoić pierwszą i ostatnią literę, dzięki czemu uzyskałem - bblackk, czyli prosty, acz wydawało mi się &#8222;chwytliwy&#8221; nick. Później zauważyłem, że wszędzie trzeba się rejestrować (odkrycie, nie? 8)) i o dziwo, nikt nie wpadł na podobny pomysł z nickiem co ja (yeah!) i tak oto w całym środowisku internetowym znany jestem jako &#8222;biblek&#8221;. Oczywiście miałem nadzieję, że tak właśnie wymawiany będzie mój nick... o jaki ja byłem naiwny :P
Pomysłowość innych w sposobie odczytania i wymówienia mojego nicku, zaskakiwała i zaskakuje mnie coraz bardziej. Nie sposób spamiętać ile to wersji swojego nicku się nasłuchałem oraz naczytałem. Jedna z lepszych odmian była w wykonaniu swiergota, który po nadużyciu piwa, miał problem z odczytaniem wszystkich tych &#8222;b&#8221; i &#8222;k&#8221; w moim nicku, co zaowocowało bełkotem w stylu &#8222;beblak&#8221;, co Martinowi skojarzyło się z jakimś zamkiem z pracy (czy jakoś tak :P) i przekształcił w sławetne &#8222;beblok&#8221;, które do tej pory mi się odbija :P Na jednym z warszawskich spotkań pt.: &#8222;Z piłką za Pan brat&#8221;, ktoś rzucił hasłem: &#8222;Daniel blakowski padł.&#8221;, które tak mi się spodobało, że umieściłem je w swoim podpisie na forum. Zaowocowało to podejrzeniem wielu osób, że tak właśnie mam na nazwisko :lol: Dizzy, chciał być oryginalny i wymyślił własną wersję mojego nicku (zapewne wynikało to z jego słabej znajomość języka angielskiego :lol:), i pewien czas nazywał mnie &#8222;fiflak&#8221; bądź &#8222;fiflon&#8221; ^_^ Na wyjeździe do Monachium, dowiedziałem się od BIGGI&#8217;ego, że zawsze czytał mój nick jako Ballack. A teraz sprawdź się Ty i zobacz jak odczytywałeś mój nick ;)
Teraz większość osób używa wobec mnie formy &#8222;blaku&#8221;, którą o ile dobrze pamiętam opatentował valsir.

Malkontenctwo nie jest mi obce :P Zawsze można ponarzekać, bo nie ma rzeczy doskonałych, oprócz mnie ;) Oczywiście mam coś z malkontenta, ale kto z nas nie ma? Jesteśmy skazani na to z racji naszej narodowości, bo kto jak to, ale Polacy nie mają sobie w równych, w ustawicznym narzekaniu i doszukiwaniu się we wszystkim wad i niedostatków. Tak to już jest. Rząd zły, polska piłka beznadziejna, ten program w telewizji bijący rekordy popularności, też jakiś taki dupny, a zupa znowu była za słona :P

Legia Warszawa. Klub, który stawiam na równi z Juventusem. Nie wiem co pocznę, jeżeli obie drużyny, spotkają się kiedyś w jakiś europejskich pucharach... przynajmniej jakim wynikiem nie zakończy się mecz, będę uradowany ;)
Urodziłem się na warszawskiej Pradze i mieszkam tam do tej pory. Dzielnica ta od zawsze oddana jest Legii i niejako odgórnie miałem przypisaną miłość do Legii, bo kto był za Polonią ten frajer, a nie dobrze było się wybijać...
Mój pierwszy mecz przypadł na sławetne Derby Warszawy - wiosna 1997. Do tej pory mam okolicznościową koszulkę z tamtego spotkania, którą kupił mi tata za 5 zł i wtedy sięgała mi prawie do kolan ;) Można powiedzieć, że to był &#8222;wyjazd&#8221;, bo wtedy KS Polonia SSA podejmowała &#8222;u siebie&#8221;, na Konwiktorskiej ówczesną Legię Daewoo. Mecz zakończył się wynikiem 1-1, ale atrakcją meczu nie były wyczyny piłkarzy, lecz kibiców, a raczej pseudokibiców, którzy m.in. podpalili magazyny przy boisku, zdewastowali okolice wokół stadionu i wielokrotnie starli się z policją. Jak wróciłem i zrelacjonowałem mojej mamie, dzień &#8222;bogaty w atrakcje&#8221;, usłyszałem, że już nigdy nie pójdę na mecz :>
Później zdarzały mi się wyrywkowe mecze na Łazienkowskiej i atmosfera meczowa coraz bardziej zaczęła mnie kręcić, co w sezonie 02/03 zaowocowało pierwszym w moim życiu - karnetem na Legie :)
Teraz sytuacja w klubie jest, że tak powiem, &#8222;dziwna&#8221;. Pod rządami nowego prezesa nie stać mnie na karnet i mogę sobie pozwolić na bilet, na co lepsze spotkanie, pod względem sportowym, lub kibicowskim.
Szkoda, że tak wiele osób olewa polską piłkę i lekceważy ją, określając ją jako &#8222;kopaninę&#8221;, ślepo zapatrując się w zachodnie ideały. Trzeba wspierać &#8222;swoje&#8221;, bo inaczej lepiej nie będzie, a odsuwanie się od rodzimej piłki, do niczego nie prowadzi, tylko pogarsza nienajlepszą już sytuację. A wymagania polskich kibiców, jak zwykle wysokie :|
Cudze chwalicie, a swojego nie znacie...

Kibice, czyli pokój na tym forum, bez którego, by mnie tu nie było ;)
Wszystko zaczęło się od zorganizowania przeze mnie wspólnego oglądania meczu z Milanem, w Championsie. Od tego momentu, tak naprawdę zacząłem &#8222;istnieć&#8221; na tym forum. Wybiłem się ponad przeciętność i nie byłem już anonimowym bblackk&#8217;iem ;) Potem była ustawka na spotkanie z Platinim, a później wypady na granie piłkę i stałem się warszawskim &#8222;wodzirejem&#8221; (autorstwa Jotbe :lol:).
Gdyby tak nagle na ten dział spadła bomba, to straciłbym &#190; postów i mój autorytet mógłby spaść :lol: Moje udzielanie się na tym forum ogranicza się głównie do tego pokoju i sporadycznego dorzucenia swoich 3 groszy, to tu, to tam. Dlatego wielu forumowiczów mnie nie kojarzyło i nie kojarzy nadal, a obdarowanie mnie [Q], zakończyło się niemałą sensacją... wtedy to odczułem, jak to &#8222;Kibice&#8221;, są omijani szerokim łukiem przez większość userów :]
Wiele zawdzięczam temu działowi, no i mam nadzieję, ze ten pokój nie byłby taki sam beze mnie ;)

Ja p******ę :D Żadne papierosy, żaden alkohol, żadne narkotyki, nic tak dobrze nie odstresowuje jak rzucenie mięsem i to tak od serca.
Sam kiedyś uważałem, że używanie niecenzuralnych słów jest &#8222;be&#8221; i jakąś okropną sytuację kwitowałem siarczystym: &#8222;Kurde!&#8221;, ale &#8222;kurdeować&#8221; mogłem sobie długo i namiętnie, a ciśnienie ze mnie i tak nie schodziło. Nie mogłem opowiadać niektórych dowcipów (chociaż były śmieszne), bo występowały w nich kolokwializmy. Opowiedzenie jakiejś sytuacji, czy zacytowanie kogoś, też mijało się z celem. Wszystko, to było strasznie deprymujące. W takim stanie rzeczy utrzymywałem się jakieś 14 lat, aż powiedziałem sobie, że to p******ę i mój słownik wzbogacił się o kilka nowych zwrotów ;)
Nie jest tak, że używam takiego &#8222;k***a&#8221; jako przecinek. Tylko poprzez użycie zwrotu napełnionego przekleństwami, wyładowuję emocję. Od razu lżej się robi człowiekowi na duszy i się uspokaja. Nie trzymam w sobie tego zdenerwowania i wyżywam się do woli, nie robiąc przy tym nikomu krzywdy. &#8222;Łatwo i przyjemnie&#8221;, można w jednym, bądź kilku słowach wyrazić swoje uczucia. Kawały, dowcipy i różne śmieszne teksty są też dwa razy bardziej śmieszne, jak jest w nich chociaż jedno przekleństwo ;)
Jak to powiedział profesor Miodek: &#8222;Gdyby Polakom zakazać k***y, niektórzy z nich przestaliby w ogóle mówić&#8221; :]

I co miałem niby tutaj napisać? :P

Humor, który mam nadzieję posiadam i czasem uda mi się palnąć coś śmiesznego :D Oczywiście moje poczucie humoru i pogoda ducha jest ściśle powiązane z literką &#8222;O&#8221; (patrz - alfabet bblackka, literka &#8222;O&#8221; ;)). Gdybym nie wyznawał takiej filozofii, zapewne mój humor byłby zupełnie inny. Wychodzę z zasady, że najlepszy na wszystko jest śmiech i śmiać się można w każdej chwile i ze wszystkiego :D Często wpadam przez to w kłopoty, bo nie mogę powstrzymać się, żeby coś ironicznie/cynicznie/sarkastycznie skomentować, bez względu na okoliczności, a te nie zawsze są odpowiednie, do poziomu mojego dowcipu :P Jednak dla chwili uśmiechu, warto zaryzykować :)
Potrafię się śmiać ze wszystkiego i wszystkich, nie przebierając w słowa. Dlatego osoby czułe i delikatne pod tym względem, często mają ze mną ciężko, ale z czasem się przyzwyczajają i uodparniają się na mój krytyczny dowcip :P Oczywiście mam dość wysublimowane poczucie humoru, dlatego czasem to, co mnie śmieszy do łez, dla innych wydaję się głupie i żałosne (ale oni po prostu nie znają się na rzeczy :P). Tego typu przypadkiem, może być: &#8222;Załóż Nelsona&#8221;, z którego na zlocie polewałem się tylko ja i Dizzy :D Oczywiście &#8222;głupich&#8221; pomysłów mam więcej, chociażby &#8221;Skąd: z dwururki&#8221; (pozdro steru! 8)), które tak właściwie niczemu nie służy, ale w moim zawiłym umyśle wydało się to ciekawe i zabawne, podobnie jak mój avatar (notabene bardzo niedoceniany na tym forum, co jest tylko potwierdzeniem reguły ;P). W Warszawie chyba najbardziej znany jest tekst: &#8222;Twoje maniery są na poziomie chama przez ó (z kreską)&#8221;, który służy wszystkim po dziś dzień ^_^

Gwiazdki, czyli dlaczego tak właściwie kibicuje Juventusowi :)
Pamiętam jak w telewizji pokazywali finał Ligi Mistrzów z sezonu 95/96. W tym meczu, piłkarze Juventusu grali w niebieskich strojach, ze złotymi gwiazdami. Oczywiście koszulki mi się spodobały i już ta drużyna była moim faworytem. Później zobaczyłem, śmiesznego piłkarza z &#8222;białymi&#8221; włosami, który o dziwo strzelił bramkę ;). Na koniec okazało się, że &#8222;moja&#8221; drużyna wygrała jakiś tam puchar i to w karnych! No nie było bata, trzeba było im kibicować, a &#8222;stary&#8221; piłkarz stałsię moim tymczasowym faworytem ;)
Ot, z tak błahych powodów zaczęła się moja miłość do Juventusu :D Nie będę kłamał, że oczarowali mnie cudowną grą, lub widząc umiejętności Alexa oszalałem z radości. Jak się ma 8 lat są ważniejsze rzeczy w życiu, no i światopogląd jest trochę inny ^_^ Mnie przekonały złote gwiazdy na strojach piłkarzy i &#8222;siwy&#8221; strzelec bramki ;)

F i u t... znaczy Film I Uwentualnie Telewizja ;) Lubię oglądać filmy i nie stronie od odwiedzania kina, czy przesiadywania, przed czarnym pudłem, z włączonym HBO. Swojego &#8222;naj&#8221; w kwestii kinematografii, nie wymienię, bo mam za dużo faworytów, a jeszcze wielu filmów nie widziałem, chociaż bardzo się staram :P Jednak moim ulubionym zajęciem jest oglądanie filmu z bratem i komentowanie, tego co dzieje się na ekranie :D Sceny typu: główny bohater (pobity, opluty i prawie wykorzystany, ale dzielnie się trzyma), w fabryce czekolady w kadzi z kakaową masą, znajdują (akurat!) granat ręczny i wspaniałym rzutem (jak to na bohatera przystało), trafia prosto w grupę uzbrojonych komandosów, którzy w ekwilibrystyczny sposób wyskakują do góry od wybuchu... i jak tu widząc taki &#8222;realizm&#8221;, nie pokusić się o swoje 3 grosze i kilka pytań, na które samemu trzeba znaleźć odpowiedź :lol: Szczególnie lubimy filmy typu bohater-superman, zabija w pojedynkę 400 osób, niszczy pół miasta i ratuje wszechświat, gdzie tego rodzaju smaczków jest najwięcej ;) Do tej pory tarzam się ze śmiechu na myśl o filmie z Michaelem Dudikoffem, który leciał samolotem nad Afganistanem, po czym wyskoczył na spadochronie i wylądował w jakimś morzu... długo studiowałem mapę, ale tego typu akwenu, nie znalazłem w okolicy tego kraju ;) Duże uznanie w podobnej kwestii zyskała w moich oczach, bajka &#8222;Scooby Doo&#8221;. Przebiegli przestępcy, super przebrania, czy &#8222;kosmiczne&#8221; wynalazki... ten kto obejrzał chociaż jeden odcinek tej kreskówki, powinien wiedzieć, o czym mówię 8) Z tego też powodu moi rodzice, nie lubią oglądać z nami filmów, bo przeszkadza im ustawiczny śmiech i ciągłe komentowanie wydarzeń, na ekranie, ale cóż począć... takie życie ;)

Emocje czasem biorą górę. Człowiek wtedy nie kontroluje co mówi albo robi. Jeden impuls i po wszystkim. Nie jestem pod tym względem wyjątkiem, trudno mi zachować zawsze stoicki spokój i zawczasu przemyśleć każdy mój czyn oraz słowa. Jestem nerwowy i mam to po moim ojcu. Czasem denerwuje się z byle głupoty i robię wielką aferę. Od słowa, do słowa rozmawiasz z kimś na jakiś błahy temat, nagle wychodzą na jaw dwa odmienne zdania i zaczyna się. Dowodzenie, kto ma rację a kto nie. Później kłótnia się rozkręca i nagle ostre słowa, strzelanie focha i takie tam. W czasie maksymalnego zdenerwowania można wypowiedzieć słowa, których się bardzo potem żałuje. Zazwyczaj te najgorsze, kieruje się w stronę najbliższych Ci osób... W każdym z Nas jest taki idiota, który czasem dochodzi do głosu i tylko od nas zależy, jak często będzie to robił i czy mu się poddamy. Ja już w swoim krótkim żywocie za często żałowałem mojego niewyparzonego języka i musiałem cierpieć przez kilka głupich i niepotrzebnych słów. Gdybym tylko nie był idiotą...

Dowód osobisty, którego niestety jeszcze nie posiadam. Taki świstek papieru ze zdjęciem, a otwiera tyle możliwości, które często są dla mnie zamknięte (ah ta biurokracja :P). Wszędzie słychać tylko: &#8222;A ma Pan dowodzik?&#8221; i już wiem, że nie napije się alkoholu, albo nie wejdę do klubu. Trzeba wtedy kombinować. Iść do znajomego sklepu, poprosić starszego kolegę, albo brata, lub wykłócać się, że jeżeli na dokumencie jest rok urodzenia 1988 tzn., że jestem pełnoletni :P Jednak muszę wytrzymać jeszcze trochę... w przyszłym roku, mój rocznik będzie pełnoletni, a po wakacjach stanę się szczęśliwym posiadaczem &#8222;dorosłego&#8221; dowodu tożsamości :D Wreszcie droga wolna i &#8222;róbta co chceta&#8221; ;)
Muahahahahahahahahahahahahahaha...!

City communication, że tak powiem (bo nie miałem gdzie tego wsadzić :P). Powód moich wielu frustracji i mnóstwa wykrzyczanych wiązanek, których nie powstydziłby się bohater filmu: &#8222;Psy&#8221;. Komunikacja miejska moja zmora, bez której nie mogę się obejść. Samochodu nie posiadam, nawet prawa jazdy nie mam i dlatego jestem skazany, na miejską komunikację.
Ile to naklnę się, jak ucieknie mi autobus, albo będę psioczył siedząc w tramwaju, że motorniczy nie zamyka przed nosem drzwi, spóźnionym pasażerom - nadal nie odjeżdża, a mi się strasznie śpieszy :P.
Będę szedł na przystanek, gdzie zatrzymuje się 15 linii autobusowych. W drodzę do niego, zobaczę jak odjeżdża z przystanku bus, za busem, a jak dojdę na miejsce, to nie będzie nic jechało przez 20 minut! A jeżeli postanowię iść na piechotę (bo nie zdążę jak będę czekał dalej), to gdy oddalę się odpowiednio daleko, jak na zawołanie podjedzie autobus ^_^ Jak tu nie mieć napadu złości?
Jeśli zobaczę, że mój jedyny tramwaj jest za 20 minut i postanowię nie czekać i &#8222;jechać na skróty&#8221;, tzn. podjechać inną linią, przesiąść się w drugi autobus i podejść kawałek, to zanim dotrę na miejsce, to zobaczę, jak tramwaj na który nie czekałem, odjeżdża z przystanku, na którym bym wysiadał... miodzio.
Linia przyśpieszona (tylko z nazwy), czas nagli, wszystkim się śpieszy. Kierowca w tym czasie jakby nigdy nic, słucha sobie swojego frajerskiego radyjka i jedzie z prędkością 10 km/h, a jak widzi zielone światło, to jeszcze zahamuje, żeby się na nie wyrobić. [Wdech] 1, 2, 3... [Wydech]
Oczywiście publiczny transport przyciąga do siebie wszystkich, szczególnie do mojego autobusu, tramwaju, bądź wagonika metra. Starzy ludzie, którzy na widok wolnego miejsca nagle odzyskują zdrowie i nawet pójdą (a raczej przebiegną), choćby po trupach, żeby tylko móc usiąść. Oczywiście, jeżeli nie ma wolnego miejsca, oni zawsze podejdą do mnie i będą wpatrywać się we mnie tępym wzrokiem. Jeżeli to nie podziała, to przez przypadek zaczną na głos mówić o dzisiejszej okropnej młodzieży i nie omieszkają trącić mnie laską bądź torbą z zakupami. A mnie krew zalewa...
Wszelakiego rodzaju żule i menele, też dziwnym zbiegiem okolicznosći trafiają do mojego środka transportu. Nozdrza mi się wypalają, oczekuje tylko mojego przystanku, a tu czerwone światło, korek, wypadek, bylebym za szybko nie wysiadł... pomocy!
Czasem wydaje mi się, że tylko mnie to spotyka... ale gdyby nie to wszystko nie miałbym o czym napisać w literce &#8222;C&#8221; :]

Baldur&#8217;s Gate - moja ulubiona seria gier na PC&#8217;ta. Ile przy niej spędziłem czasu... nie da się określić. Ta gra mnie w pełni pochłonęła i świata poza nią nie widziałem. Pamiętam takie czasy kiedy to budziłem się, zasiadałem do kompa, odpalałem BG... butelka wody mineralnej pod ręką i tylko sen, na dłużej odciągał mnie od tego tytułu :) Później była druga część - Shadow Of Amn i dodatek - Tron Of Bhaal. Kolejne dni i miesiące, wyjęte z życia. Z czasem coraz mniej grałem w BG, ale systematycznie wracam do tego tytułu przechodzę którąś z części po raz kolejny.
Moja mania na punkcie tej gry, zaowocowała przyjęciem mnie do redakcji strony baldursite.prv.pl, gdzie piszę artykuły i pomagam nieopierzonym graczom w spokoju poznawać Fearun ;)

A już myślałem, że nie napiszę tego alfabetu... :D


Obrazek
JuveQL

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 10 marca 2003
Posty: 507
Rejestracja: 10 marca 2003

Nieprzeczytany post 07 grudnia 2005, 10:57

A więc od czego by tu zacząć? Najlepiej od początku... proste, a jednak nie do końca. Niby łatwo napisać parę słów na wstęp, jednak nagminnie sprawia to trudności. Często napisanie wstępu do czegokolwiek, zajmuje mi wiele czasu, niejednokrotnie więcej niż pozostała część tekstu. Alfabet zacząłem szybko, bo pisze o tym, co sprawia mi trudność. Tak...pisanie o ciężkich dla mnie sprawach przychodzi mi nadspodziewanie łatwo.

B może dzieje się tak za sprawą tego, iż ogólnie łatwiej wychwytuje w sobie (i nie tylko) wady, aniżeli zalety. Z jednej strony pozwala mi to trzeźwiej spojrzeć na świat, bardziej racjonalnie. Nie chodzi o to, że wszędzie widzę ograniczenia, udaje mi się raczej realnie (co nie znaczy pesymistycznie) ocenić daną sytuację. Jest jednak druga strona medalu, ta zdecydowanie gorsza. Dostrzeganie wad w sobie odbiera pewności siebie, tak bardzo dzisiaj potrzebnej...dostrzeganie (i być może czasem wyolbrzymianie) wad u innych często kończy się konfliktem...

Charakter to ogólnie mam konfliktowy i niepokorny. Na co dzień staram się to maskować, przymykać oko na niektóre sprawy, nawet te bardzo drażliwe dla mnie. Dlatego staram się tonować swoje zachowanie co oczywiście nie zawsze wychodzi. Niewątpliwie zbyt często miewam wybuchy agresji, jednak staram się wyładowywać je w samotności, tak dla bezpieczeństwa...

Dlaczego taki jestem? Nie raz i nie dwa razy się nad tym zastanawiałem i sumie nigdy nie znalazłem satysfakcjonującej mnie odpowiedzi. Drażni mnie wiele rzeczy, nawet odgłosy z kuchni potrafią doprowadzić mnie do szału. Przez taki charakter często doprowadzam do kłótni. Chyba nie ma wśród moich znajomych (a jak na swoje zachowanie mam ich zaskakująco dużo) osoby, z którą bym się nie pokłócił. Z reguły jednak złość szybko mi przechodzi. Ot, tak, w sumie sam nie wiem dlaczego.

Egoista ze mnie jest niewątpliwie. Nie w każdej sytuacji, aczkolwiek często zdarza mi się myśleć głównie o sobie. Szczególnie w domu. No cóż...czasem zastanawiam skąd to się bierze, że nawet nieumyślnie potrafię olać wszystkich i zająć się sobą. Tym bardziej, że sam nienawidzę ignoranctwa skierowanego w moją osobę...dziwny jestem.

Fakt, zawsze czułem się jakoś inaczej. Być może jestem, jak to fantastyczne książki podają, przybyszem z kosmosu przybranym w ludzką postać? Często zdarza mi się obrazić, zdenerwować na cały świat, ot tak, zupełnie bez przyczyny. Oczywiście wyszukuje sobie, często absurdalne, powody, o których nawet nie warto wspominać. Po tegorocznej maturze, na cały miesiąc odciąłem się od reszty świata, nie odpowiadając na SMS, nie spotykając się praktycznie z nikim, nie wchodząc na GG. Być może mam coś w sobie z pustelnika?

Pomimo, że z reguły tonuję swoje zachowania, jest jedna rzecz, której nie znoszę, nienawidzę i potępiam jak tylko można. Jest to...

Głupota ludzka. W tej kwestii zgadzam się z Einsteinem &#8211; jest ona nieograniczona. Razi mnie to niesamowicie, człowiek który błyśnie taką &#8222;inteligencją&#8221; na początku, jest skreślony u mnie, choćby nie wiem jak się starał. Mam tę nieprzyjemność, że znam dość wielu ludzi, którzy ze swoją głupotą wywyższają się ponad Himalaje. A co najgorsze &#8211; sami tego nie dostrzegają lub nie chcą dostrzec. Jest to w zasadzie jedyna rzecz której nie potrafię wybaczyć, gdyż człowiek nie rodzi się głupim, tylko głupim zostaje.

Hasło na &#8222;h&#8221; sprawiło mi wiele trudności i ostatecznie nic nie wymyśliłem. A pisanie o niczym mija się z celem, chociaż samo w sobie jest proste i niekiedy piękne. Skoro jednak alfabet ma zawierać jakąś sensowną treść, nie ma powodu, aby pisać o maśle maślanym, co jednak uczyniłem, pisząc co nieco o literce &#8222;h&#8221;. A i jeszcze jedno. Prawda, że małe &#8222;h&#8221; przypomina swoim wyglądem krzesło?

Inteligentne to nie było, aczkolwiek trochę rozluźnienia jest wskazane. Podobno optymiści żyją dłużej i szczęśliwiej. A ja właśnie tak planuje ułożyć sobie życie. Kłóci się to jednak (przynajmniej częściowo) z moimi poglądami. Pesymistą nie jestem i nie zamierzam nim być, chociaż wiele sytuacji mnie do tego zagania. W życiu warto znaleźć złoty środek, gdyż przesadność w którymś z wyżej wymienionych elementów zwykle nie wychodzi na zdrowie, o czym praktycznie każdy zdołał się kiedyś tam przekonać.

Jak jednak znaleźć ten złoty środek? Pytanie niby banalne, jednak nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. Prawda jest jednak taka, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ba, w ogóle zbyt rzadko się zastanawiam. Często moje działania zdecydowanie wyprzedzają umysł i rozsądek. Na moje szczęście jeszcze się na tym nie przejechałem, choć było w moim życiu kilka sytuacji na krawędzi. Nie czas to jednak i nie pora na takie rozważania, tym bardziej że zbliża się litera...

K &#8211; jak Konrad, czyli po prostu ja. Prawie 20 lat temu właśnie tak postanowili nazwać mnie moi rodzice. Imię samo w sobie nigdy mi się nie podobało, jednak &#8211; siła wyższa. Imię pochodzenia germańskiego. Wywodzi się od słowa kuoni oznaczającego "odważny", "śmiały", oraz raat oznaczającego "radę", "rozkaz". Cechy te nijak nie pasują do mnie, co tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu niesłuszności decyzji moich opiekunów prawnych co do nazwania mnie.

Lecz radzę sobie z tym. Zresztą czemu miałbym sobie nie poradzić z taką drobnostką. Ludzie potrafią poradzić sobie ze wszystkim, trzeba tylko odpowiednio do tego podejść. Umiejętność radzenia sobie w trudnych jest bardzo ważną cechą, powiedziałbym najważniejszą. Choćby taki banał jak rozmowa. Człowiek powinien być elastyczny, powinien umieć dostosować się do każdych warunków (wszystko w ramach zdrowego rozsądku). Inaczej nie odniesie sukcesu. A sukces jest ważny. I nie chodzi tu o wielkie wyczyny. Każdy mały gest, każda rozmowa, w zasadzie wszystko, co nie jest porażką jest już swego rodzaju sukcesem...

Ło bożesz ty mój &#8211; jakby to powiedziała ciocia Stasia z Klanu &#8211; idzie mi ten alfabet zaskakująco łatwo, czyżby nawiedziła mnie wena? Ostatnio widuję się z nią coraz rzadziej, rzekłbym prawie w ogóle. Nie wiem, może przechodzę jakiś kryzys...kiedyś pisanie tekstów przychodziło mi zdecydowanie łatwiej. Potrafiłem usiąść i pisać na byle jaki temat w nieskończoność. Swego czasu doceniła to moja polonistka, za co jej bardzo serdecznie dziękuję ( w tym momencie wysyłam setki buziaczków i moc uścisków).


Matematyka jest to królowa wszystkich nauk, jej ulubieńcem jest prawda, a prostość
i oczywistość jej strojem. Powiedział to niejaki Jan Śniadecki, wszechstronny uczony polski. Miał w tym wiele racji. I właśnie owa &#8222;prostość&#8221; (nie wiem, jakoś dziwnie to brzmi) i &#8222;oczywistość&#8221; znacznie komplikuje mi naukę tego przedmiotu. Tym dziwniejsze jest to, że zamiast wylądować gdzieś na uniwersytecie na wydziale humanistycznym, trafiłem na...politechnikę. Życie płata różne figle, dlatego trzeba być przygotowany na wszelką ewentualność. Liczę, że ta &#8222;gotowość&#8221; nie odbije mi się czkawką w postaci nie zaliczenia semestru...

Nawet jeżeli tak się stanie (w co osobiście wątpię) mam już wszystko obmyślone. Generalnie nie lubię pozostawiać życia samemu sobie. Skoro mam do dyspozycji tylko jeden żywot, nie zamierzam go zmarnować tylko dlatego, że zawczasu nie pomyślałem o przyszłości. A ta jest ważna, bardzo ważna. W końcu nieustannie do niej zmierzamy, zagłębiamy się w nią. Przyszłość staje się teraźniejszością, a po chwili już przeszłością. I sztuką jest, aby w tym krótkim czasie teraźniejszym uczynić coś, aby zostać zapamiętanym, aby samemu mieć satysfakcję, aby być z siebie dumnym, aby kiedyś zrobić rachunek własnego życia i z czystym sumieniem powiedzieć &#8222;nie zmarnowałem swojego życia&#8221;

Obawa o to jest wielka. Boję się, że życie przeleci za szybko, zupełnie nijak. I chociaż na co dzień nie zastanawiam się nad takimi sprawami, to w podświadomości tkwi taka myśl. Nikt nie chce zmarnować swojego życia. A jednak ilu ludzi stoczyło się na samo dno, zupełnie odizolowało się, zdziczało. Dlatego życia nie należy zaniedbywać; nie można myśleć &#8222;a, jakoś to będzie&#8221;. Bo nie będzie. Aby poradzić sobie w dzisiejszym świecie należy wysoko stawiać sobie poprzeczkę. Tylko od nas zależy, czy uda nam się ją przeskoczyć, czy spalimy wszystkie próby.

A Próbować trzeba. Prawda stara jak świat &#8211; kto nie próbuje ten nic nie ma, kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. Same próby jednak nie wystarczają. W życiu trzeba wykazać się bystrością, sprytem, czasem przebiegłością. Tego człowiek uczy się całe życie, poprzez własne doświadczenia, szczególnie te nieudane. Z niczego nie wyciągamy tylu wniosków co z przykrych doświadczeń. Czasem wbrew pozorom wychodzi nam to na zdrowie, każde przeżycie to nowe doświadczenie, a doświadczenie uczy, pomaga w życiu.

Rodzice wpajają mi to od dawna, od najmłodszych lat uczą mnie jak należy postępować. I jestem im za to bardzo wdzięczny. Trafiłem bardzo dobrze, wiem, że bez nich nie byłbym tym, kim teraz jestem. Ojciec był od zawsze surowy, być może nawet za bardzo, jednak nauczył mnie czegoś ważnego &#8211; nauczył mnie myśleć. Matka jak to matka &#8211; wszystko bardziej stonowane, spokojniejsze. Jednak połączenie dyscypliny i odrobiny luzu daje nam idealną równowagę do której my, jako ludzie dążymy nieustannie.

Strach? Tak, boje się wielu rzeczy. Obawiam się o egzamin, obawiam się przed każdą ważniejszą rozmową. Boję się chorób a nade wszystko tego, co mogą one wywołać &#8211; śmierć. Nie jestem na nią przygotowany, myślę, że nikt nie jest. Bo jak można być przygotowanym na niewiadomą? Człowiek pojmuje tylko życie ziemskie, wszystko, co dzieje się potem, to tylko nasze przypuszczenia, domysły. Śmierć jest ciekawa, każdy chciałby się dowiedzieć, co się wtedy dzieje, nikomu jednak nie spieszno odchodzić z tego świata. Mi również. Dlatego staram się robić wszystko, aby moje życie ziemskie było jak najdłuższe, a przy tym szczęśliwe. Bo jaki sens ma życie pozbawione sensu? Pytanie retoryczne...

Także życie pozaziemskie fascynuje mnie. Czy jesteśmy sami we wszechświecie? Pytanie oklepywane setki, tysiące razy. Zastanawia mnie czy jest to możliwe. Niby powstanie na ziemi warunków do życia formowało się bardzo długo i było skomplikowanym procesem. Jednak skoro udało się to na naszej planecie, dlaczego nie miało udać się gdzieś indziej. A może nie szukamy istnień tam, gdzie ono naprawdę jest. Może pozaziemskie stworzenia przystosowały się do zupełnie innych warunków aniżeli my. A może w końcu życia w ogóle nie ma, a UFO i inne sensacje są stworzone przez bujną i żądną wrażeń wyobraźnię...czy może potrzebę znalezienia innych istnień? Być może człowiek podświadomie czuje się samotny...są to ciekawe pytania, gdyż po dziś dzień pozostają bez odpowiedzi...wszystkie pytania bez odpowiedzi zaciekawiają ludzi. Co najśmieszniejsze, gdy poznajemy odpowiedź na nurtujące nas problemy, często przestaje nas to zupełnie interesować...

Uffffff... jest godzina 22.52, pisząc ten alfabet czas płynie szybko, zważając na to, iż jutro mam kolokwium, wręcz ekspresowo. Ale i tak nie mam sił ani chęci na naukę. Ostatecznie i tak to zaliczę. Zawsze wszystko zaliczałem. I tak zapewne będzie tym razem.

W sumie sam nie wiem, czemu zebrało mi się akurat teraz na pisanie alfabetu. Przecież nawet nie wiem, czy kiedykolwiek ujrzy on światło dzienne. Jeszcze parę godzin temu pisałem do Diego prośbę o wycofanie mnie z ankiety. Być może zmobilizowała mnie jego odpowiedź? Tak, całkiem możliwe. Z tym, że alfabet piszę dla siebie, nie z przymusu. Zupełnie nie obchodzi mnie, czy kiedykolwiek zostanie on zamieszczony. Być może zginie w otchłani innych dokumentów, a przy okazji formatowania przepadnie całkowicie. A być może nie...czas pokaże, czas zawsze wszystko weryfikuje.

Xylometazolin &#8211; moje ulubione kropelki do nosa. Gorąco polecam, na katar idealne. A i cena to tylko ~ 3zł. Mój nos je lubi, nawet bardzo.

Yhmmmm...czasem sobie myślę...tak zdarza mi się to. Myślę o tym co by tu wymyślić. Błędne koło. Zdarzają mi się czasem głębsze przemyślenia, jak chociażby w tej chwili. Nie zawsze coś z tego wynika, nie zawsze wyciągam z tego odpowiednie wnioski (w zasadzie, czy kiedykolwiek wyciągam?), aczkolwiek fajnie jest czasem sobie porozmyślać. Nawet o byle czym, uruchomić wyobraźnię, olać wszystko, co się dzieje dookoła. Na godzinę, na minutę, na sekundę...fajna sprawa.

Zakończenie nie powinno być banalne. Musi być esencją całej wypowiedzi. Czasem jedno niefortunne sformułowanie zawarte w końcowych fragmentach, może zburzyć całą harmonię, to, co tak długo budowaliśmy i składaliśmy. Zakończenia, podobnie jak i początki przychodzą mi najtrudniej. Co napisać na koniec? Zabawną puentę? Poważne przesłanie? A może nic? Przecież nie wiem nawet, czy ktokolwiek to przeczyta. A ja sam wiem co chciałem przekazać, więc nie muszę tego pisać. Można napisać banalne podziękowania dla tych co przeczytali...ale jaki w tym sens? Każdy, kto zadał sobie trud i przeczytał ten niejasny tekst wie, że podziękowaniem jest sam alfabet...Wszystko, co tu napisałem, było tworzone bezpośrednio z przemyśleń. Jest szczerze i prawdziwie. Tak, jak powinno być. Tak mi się wydaje...chociaż....kto wie...


CzarnyZkultury

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 28 sierpnia 2006
Posty: 755
Rejestracja: 28 sierpnia 2006

Nieprzeczytany post 09 kwietnia 2007, 20:19

Anonimowość &#8211; lubię bardzo ten &#8216;byt osobowościowy&#8217;. Jakież to przyjemne uczucie, gdy nikt nie może stwierdzić, jaki jesteś, jak się zachowujesz, czym się kierujesz... Od momentu &#8216;zaprzyjaźnienia się&#8217; z jakże często bezpodstawnie krytykowanym gatunkiem muzyki, który ogólnikowo możemy nazwać &#8216;metalem&#8217;, zmieniło się moje podejście do ludzi, rzeczywistości. Stwierdziłem, że na tej prze kolorowanej Ziemi łatwiej (leń) być nieodgadnioną jednostka niż narzucającym się, tudzież wybijający się z szeregu człowieczkiem. Tak już mam i to się chyba nie zmieni;].


Brak skojarzeń związanych z ta brzuchatą literka.


Czas &#8211; &#8216;...tylko dajmy czasowi czas.&#8217; Cóż, zawsze staram się wszystko rozplanować tak w czasie, aby mi go nie brakło. Ale z doświadczenia stwierdzam, że odkładanie wszystkiego na później burzy ta harmonie czasową. Czas pokrywa mi się z wiecznością, której chyba nie chciałbym dostąpić, bo w mojej wyobraźni jest ona nudna xD.


Dom &#8211; żyje w nim już 18 lat i 1,5 miesiąca. Gdy w nim jestem to zawsze chce uciec, zniknąć, ale gdy do tego dochodzi to brakuje mi go jak cholera! Mogę pokusić się o stwierdzenie, że aż nad to czasu spędzam w dom (pokoju 3x2,5x3 ;/). Jakoś się to wszystko tak ułożyło, że z domu wynoszę te najgorsze wspomnienia... Wszystko, co najlepsze spotkało mnie poza jego murami i poza organizmem rodzinnym.

Entuzjazm &#8211; tej cechy z pewnością bardzo mi brakuje. Jakoś nie potrafię podchodzić do różnego rodzaju spraw z entuzjazmem. Nauczyłem się w swoim życiu, że lepiej myśleć gorzej, bo gorzej w moim działaniu od mojego gorzej w mojej wyobraźni już nie może być ;].

Fantazja&#8211; coś, co cholernie lubię wykorzystywać. Można mnie wręcz nazwać &#8216;wirtualnym chłopcem&#8217;, bo uwielbiam żyć fantazja, imaginacja, myślami nie możliwymi często do zrealizowania. Sprawia mi to wielka przyjemność. Stan fantazji jest niedościgniony, fenomenalny i ja nigdy z niego nie zrezygnuje!

Gitara&#8211; uwielbiam dźwięk gitary! Relaksuje mnie niesamowicie. Sam nie potrafię grac, a szkoda L. Uczyłem się, ale jakoś gibkość moich palców nie była zbyt dobra ;] W domu mam jedna gitarę basową (polska, rocznik 1963 - zabytek) i klasyczną (ZSRR).

Historia &#8211; kierunek nauki, który mnie fascynuje. Gdy byłem mały zawsze lubiłem słuchać opowieści mojej babci o II WŚ. Później w szkole spotkałem się z historia i okazało się ze jest to przedmiot stworzony dla mnie. Lubię czytać wszelkie książki historii faktu, powieści historyczne itp. Obecnie uczę się w LO na kierunku polski &#8211; historia. Ewentualna przyszłość studencka planuje właśnie z historią.

Izabela &#8211; &#8216;po prostu taka sobie Iza...&#8217; kobieta, która mnie zrozumiała. Jej ufam, ją szanuje, dla niej istnieje. Ona jest dla mnie osobą, którą kocham, a ja dla niej jestem &#8216;tylko&#8217; i &#8216;aż&#8217; przyjacielem...

J.T. &#8211; Jacek Tadeusz i Juventus Turyn. Wszystko jasne w tym podpunkcie ;)

Kapuściński Ryszard &#8211; mój autorytet literacki. Czytam jego książki z wytchnieniem, pasją. Jest mistrzem reportażu bez dwóch zdań! Czytajcie, a się zakochacie w jego książkach.

Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki &#8211; czyli moja codzienność. Popularnie szkoła zwana jest &#8216;akfarium&#8217;. Fajnie, co nie? Nazwa jest stąd, że budynek szkoły jest bardzo oskrzlony i wygląda to jak akfarium właśnie ;] (www.akfarium.com). Ogólnie spoko szkoła, nie mam do niej zastrzeżeń. W niej poznałem Izę i przyjaciela Simona (kibic Barcy).

Music &#8211; moja 3 miłość. Gustuje w punku, metalu ogólnie rzec biorąc. Tak z kapel, które szczególnie faworyzuje to: In Flames, Children of Bodom, Ajattara, Artrosis, S.O.A.D, Ksu i Coma. Muzyka pomaga mi się zapomnieć na chwile, odprężyć, odreagować. Jak mam złą &#8216;fazę&#8217; to maniakalnie słucham In Flames. Nie lubię hip hopu, techno i tego g*wnianego plastikowego popu najbardziej.


Nieważne co by się działo i tak będę dla wszystkich ważny. Dlaczego? To później.

Okrucieństwo &#8211; oj nienawidzę tego w każdej z możliwych form! To prowadzi do bezmyślnej przemocy, wojen, chorych zboczeń społeczeństwa. NIE okrucieństwu!

Pier**le to wszystko równo i bez ogródek. Lubię przeklinać i się tego nie wstydzę. Praktycznie to nie klnę tylko przy rodzicach i kobietach których nie znam w ogóle. Przeklinanie pozwala od stresować trudy dnia, wyrazić się, zjechać jakiegoś człowieczka gdy ten mnie wkurzy do granic wytrzymałości, choć zazwyczaj staram się olewać takich osobników. TAK dla przeklinania choć to brzydko ;]

Ruda Różaniecka &#8216;Roztocze&#8217; &#8211; tutaj mieszkam i egzystuje. Użyłem terminu roztocze ponieważ klub piłkarski w którym gram nosi zacna nazwę RKS Roztocze Ruda Różaniecka. Co do miejscowości to jest to wiocha zabita dechami na skraju południowo &#8211; wschodniej Polski. 1200 osób w niej egzystuje + około 400 psycholi, ponieważ mamy w miejscowości Dom Pomocy Społecznej. Wracając do klubu, totalna amatorka, ale gra się przyjemnie. Osobiście gram na pozycji stopera. Jakoś tak się składa, że wymiatamy na hali, a na trawie jesteśmy typowym średniakiem ligowym.

Sto tysiecy jednakowych miast:

...JA MÓGŁBYM TYLE SŁÓW UTOCZYĆ
KRĄGŁYCH I BEZTROSKICH
ZE SŁONEGO CIASTA ZMIERZCHÓW
JEŚLI ZECHCESZ JE ZNAĆ
WZROK PRZEKROCZYŁ LINIĘ
HORYZONTU ABY ZGINĄĆ
A TY PRZY MNIE ŚPISZ I ŻYJESZ
NIEODLEGŁA W SNACH...


Z utworem wiąże się pewna piękna historia...

Tak mija mi czas na pisaniu tego tekstu, a jest poniedziałek 9.04.2007 roku.

&#8216;Ukryty wymiar&#8217; czyli moim zdaniem najlepszy album Artrosis. Nic więcej mi się nie nasuwa ;|

Włochy &#8211; kraj który bardzo chce odwiedzić, kraj któremu w każdej dziedzinie sportu kibicuje. Przyczyny są z pewnością wiadome. Wielka historia, wspaniały wkład cywilizacyjny dla świata! Chciałbym kiedyś mieszkać we Włoszech. Rzym, Neapol, Turyn &#8211; w jednym z tych miast. Cel trudny do zrealizowania, ale nie niemożliwy.
PS. Ważny - moje nazwisko w ramach wyjaśnienia z jednym z powyższych punktów.

Zakończenia mam marne zawsze. Uważam ten temat za bardzo ciekawy i dziwie się ze otrzymał tylko 26 odpowiedzi ;| Odświeżam go po półtora roku i mam nadzieje ze choć jeden z userów zechciał przeczytać to &#8216;dzieło&#8217;. Mam nadzieje, że temat ruszy nowym życiem...


Supersonic

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 25 października 2004
Posty: 1067
Rejestracja: 25 października 2004

Nieprzeczytany post 17 maja 2007, 03:26

Poszukaj. Skonfrontuj. Czytaj to i myśl &#8211; zgadzaj się albo nie. Odkrywaj. Zapraszam. Supersonic.

A &#8211; abroad.
Rozpoczynamy - niepoprawnie politycznie, za to poprawnie ortograficznie &#8211; nie można mieć wszystkiego prawda? :prochno: Dlaczego &#8222;abroad&#8221;? Bo w życiu przedkładam utylitaryzm nad wzniosłe idee. Taka jest moja filozofia i to jest moje uzasadnienie. E pluribus unum, które spogląda na nas z 25-o centówki, to zasada, której jestem wielkim zwolennikiem. Jestem prounijny, proglobalny, bo to są formy jednoczenia, wyrównywania szans. Są atrakcyjną ofertą, którą powinniśmy wykorzystać &#8211; wierzę, że świat może być bardziej przystępny, prostszy. Być może pójdę stąd. W przyrodzie każdy jest dawcą i biorcą, człowiek chce coś dostać, materialnego lub nie, w jego naturze leży egoizm. Nie wiem gdzie się udam, może będzie to kraj anglosaski, gdyż ta kultura i sposób myślenia najbardziej mi odpowiadaja. Świat traktuje całościowo i znajdę dla siebie zakątek, który mi będzie najbardziej odpowiadał, gdzie będę czuł się swój, bezpieczny i spełniony. Oczywiście Polsce życzę jak najlepiej, co więcej cieszę się, że dorasta, zmienia szaty, pięknieje. Tutaj naprawdę będzie fajnie, tyle, że za kilkanaście lat. Nie chcę tyle czekać.

B &#8211; baran.
:twisted: W najszerszym sensie znak Barana symbolizuje walkę, rywalizację, konkurencję i ściganie się o to, kto pierwszy i lepszy. Typowy, modelowy Baran jest pewny siebie, uważa, że z założenia ma rację, ponadto wydaje mu się, że wszyscy są podobni do niego: myślą o tym samym i też wciąż prą do przodu. To, co astrologia opowiada o znaku Barana, bardzo przypomina to, co miał na myśli Fryderyk Nietzsche, pisząc o moralności panów i o nadczłowieku.
W horoskopie chińskim jestem za to smokiem, a więc w efekcie podwójny ogień. Jak dla mnie wszystko się zgadza i wszystko jest jasne. Skoro gwiazdy powiedziały wszystko co trzeba- pisać dalej?

C - ciekawy człowiek.
Każdy człowiek coś sobą reprezentuje. Własna osoba jest wielkim darem, formą, której nadajemy treść wedle własnego upodobania. Ową formę trzeba pielęgnować, tylko wówczas błyszczy. Jakich ludzi lubię? Niebanalnych, potrafiących wyeksponować swoje zalety. Inteligencja, poczucie humoru, wiedza, towarzyskość, przyjazność, empatia &#8211; naprawdę, jest w czym wybierać. Nie można mieć wszystkiego, ( to ma tylko moja wybranka) &#8211; zresztą nie ma takiej potrzeby. Jest wiele ludzi mało inteligentnych, ale potrafiących się zaprezentować, zainteresować kogoś własną osobą. Tego właśnie szukam u ludzi - fascynacji. Wady są po to, żeby je maskować, maska po to, żeby ją zdejmować. To moja wada, ale nic na to nie poradzę, szybko oceniam ludzi &#8211; starcza dzień, dwa i mam o nich wyrobioną opinię. Z człowiekiem jak z książką: nudna? To niech, zbiera kurz na półce. Nie interesuje mnie masa znajomych, wystarczy kilku, ale konkretnych.

D - Damian.
Dzień dobry nazywam się Damian. Właśnie gdzieś doszedłem, nie pamiętam dokładnie jak, więc nie mogę wrócić, bo nie pamiętam drogi, muszę przeć naprzód . Ścieżek wiele - wybór trudny, w dodatku długofalowy. Brrr. Mam jednak nadzieję, iż nie jest to jeszcze moment zdefiniowania mojego przyszłego dwudziestolecia. Czas na studia&#8230;
&#8222;Wszyscy jesteśmy robakami, ale wolno mi chyba wierzyć, że jestem robaczkiem świętojańskim. &#8222; ( W.Churchill) Lubię błyszczeć, któż tego nie lubi? Mierzę wysoko, bo wiele od siebie wymagam. Przede mną długa droga, której się nie boję &#8211; chcę się z nią zmierzyć. To po prostu kolejny etap, a w każdym można popełniać błędy, mimo tego jest next level. Zupełnie jak w lidze, przecież mistrz też ma porażki&#8230; 8)

E &#8211; efektywność.
24 h &#8211; 8h snu = 16 h - dużo i mało, zależne od tego, jak efektywnie zostaną wykorzystane. Jest to umiejętność, której chciałbym się nauczyć, spontaniczność jest dobra na raz, na dłuższą metą musi zawieść. Żyj chwilą &#8211; może oznaczać tracisz chwilę. Czas to wartość, tracąc go, jestem na minusie, saldo jest ujemne. Nie cierpię godziny 13 w sobotę, wtedy mam świadomość, że przepadło mi pół dnia, a ja z pożytecznych rzeczy- zjadłem śniadanie. Jesteśmy zewsząd atakowani. Przez złe emocje, które chcą nam zaszkodzić, przez drobnoustroje, które czatują na nasze zdrowie i przez pożeracze czasu, które czatują na nasz mózg - ogłupiają go i wprawiają w letarg. Włącza się tryb nieważkości &#8211; nic ważnego się nie dzieje, choć nam wydaje się inaczej. 0,01s może robić różnicę &#8211; kiedy decyduje o tym, że kierowca unika &#8222;czołówki&#8221;, dlatego nie chcę tak wiele czasu marnować. Chcę być z niego zadowolony, bo kiedyś może mi go zabraknąć. Pracuję nad tym&#8230;

F &#8211; football.
Cóż. Jestem świrnięty. :smile: Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło, to chyba było we mnie zawsze. Mam ogromną wiedzę o piłce. Pochłaniam wszystko, co tylko wiąże się ze skopaną. Kiedyś nawet założyłem zeszycik, do którego wpisywałem kluby, które słyszałem po raz pierwszy &#8211; w efekcie ekipy w stylu Shkumbini Peqin, Marek Dupnica czy Metalurg-Kuzbass Nowokuźnieck nie są mi obce. Macie racje może mogłem swoje talenty, przeznaczyć na coś bardziej hmmm potrzebnego, ale stało się, jestem kibicem. Po za tym to w dużej mierze na klubach piłkarskich nauczyłem się geografii, więc naciągany, ale plus. Nigdy za to specjalnie nie interesowała mnie polska piłka, ot emocjonowałem się Wisła &#8211; Schalke, Barca, Lazio, Saragossa&#8230;
Co do mojej kariery: to trwała w najlepsze mniej więcej do 9 roku. Dzień w dzień po szkole, przed szkołą, w szkole.. kochałem to. Zawsze grałem jako napastnik-samolub, kiwałem wszystkich łącznie z bramkarzem. Na podwórku byłem najlepszy. Zagrałem w swoim życiu jeden turniej &#8211; w podstawówce turniej klas 1-3, łącznie 16 drużyn. My byliśmy w drugiej klasie i zajęliśmy drugie miejsce &#8211; na pocieszenie została mi korona króla strzelców. Byłem u szczytu formy. :-D Niestety, w moim Lesznie piłka nie istniała, był jeden żałosny klubik z fatalną atmosferą &#8211; nie starczyło mi determinacji by podjąć wyzwanie. Później przeniosłem się do prywatnej szkoły, a tam&#8230; po prostu nie miałem z kim grać - nawet w-fy były do dupy -i wszystko rozeszło się po kościach. Przez kolejnych 10 lat sukcesem było, jeśli w ogóle miałem okazję zagrać jakiś meczyk. Tak jest też dziś. Szkoda.

G &#8211; głupiomądry.
Z idiotą jest o tyle łatwo, że nie trzeba się z nim (długo) użerać. Gorzej, gdy na naszej drodze stanie głupiomądry. Jest to typ ludzi, jakich z całego serca nie znoszę. Niedoedukowanych krzykaczy, siejących ferment i zamieszanie, gdy tylko się pojawią. Tumanów, nie mających wiedzy, ale mających ostatnie słowo; nie znających tematu, lecz znających odpowiedź; nie potrafiących się zachować, lecz potrafiących sterować innymi. Jeżeli taki głupiomądry nie zostanie szybko utemperowany, staje się poważnym zagrożeniem. Jest bezwzględny, bo przekonany o własnej racji. Charakteryzuje go powtarzanie &#8222;papek&#8221; i stereotypów. Żeby go pokonać, nie wystarczy być mądrzejszym od niego, trzeba być sprytniejszym. Czasem głupiomądry dochodzi na szczyt, ale wciąż jest zaledwie głupiomądrym.

H &#8211; hałas.
Czyli to, o czym mówi moja mama, gdy ma na myśli, dźwięki wydobywające się z głośników komputera. Z reguły jest to ton nakazujący połączony z czasownikiem ścisz i przyimkiem ten. Uwielbiam muzykę i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Nie szukam w niej treści, jakiegoś przesłania, słucham tego, co mi wpadnie w ucho i do czego lubię tańczyć. I tak moja muzyczna ewolucja zaczęła się od popu, później były kapele w stylu RHCP, POD, Limp Bizkit czy Bloodhound Gang. Po nich amerykanski rap &#8211; ten starszy &#8211; 2pac, Notorious- i ten obecny Ludacris, DMX, Missy Elliott. Następnie powrót do kapel, tym razem mocniejszych: SOAD, Foo Fighters, Marylin Manson, Korn. 180 stopni i z głośnika leciał polski rap &#8211; Kaliber 44, Peja, Abradab. Kolejna zmiana i postawiłem na spokój Enya, Goya, dalej &#8222;kolorowość&#8221; Boba Marleya, S. Paula czy MC Hammera. Po nich nadszedł czas na elektronikę i kawałki lekkie, klubowe Van Helden, D.Guetta, Mr.Oizo. Następnie nowe rytmy- soundtracki z boolywoodzkich filmów. Teraz wszystko trzeba shake&#8217;em i macie pogląd na moją playlistę. Generalnie słucham wykonawców dzisiejszych. I generalnie musze często zgrywać na płyty, bo mam dysk ograniczony..

I &#8211; Indie.
&#8222;Rozdawco hinduskiego przeznaczenia,
Twe imię podniosło serca
Pendżabu, Sindhu, Gudżaratu i Marathy,
Dravidy, Orissy i Bengalu.
Odbija się echem w Vindhya i Himalajach,
Miesza z muzyką Jamuny i Gangesu,
Wyśpiewują je fale Oceanu Indyjskiego.&#8221; *
:P
Zostałem zarażony, więc i ja będę zarażał. Miałem 9 lat, kiedy Tata wziął mnie do Indii. Nieco za wcześnie &#8211; ile dałbym, żeby to było teraz. 1,2 mld ludzi, 5000 lat cywilizacji, lecz zaledwie 50 niepodległości. Oto Indie, najbardziej fascynujące miejsce na ziemi. Jakie są? Inne. Diametralnie. Mozaika uczuć, zapachów, smaków i kolorów, miejsce położone gdzieś na styku kilku różnych światów. Byłem tam miesiąc i wiem, że chcę tam wrócić. Koniecznie z kimś, jak mój Tata, który mi to pokazał. To miejsce mocy &#8211; przyciąga i nie pozwala o sobie zapomnieć. Interesuje się kulturą, religią i hinduskim typem urody u dziewcząt. Uwielbiam kino Boolywoodzkie, (które jest tak samo dobre jak Zachodnie!), i hinduskie słodycze. Wiele osób począwszy na Beatlesach, a skończywszy na znajomych mojego Taty twierdzi, że po powrocie stamtąd inaczej patrzą na świat. Coś w tym jest. Myślę, że przewartościowaniu ulega system wartości i spojrzenie na życie. Hindusi potrafią doceniać: zarówno kogoś jak i to co otrzymują. Tego i wielu innych rzeczy Europejczycy powinni się od nich uczyć. No i tam można jeść ręką. Precz z widelcami! :prochno:

* Fragment hymnu Indii

J &#8211; &#8222;Jeden dzień - jeden rekord&#8221;.
Motto życiowe. Mając lat siedem stwierdziłem, że muszę jakieś mieć, w końcu fajnie jest mieć motto, hę? No to sobie wymyśliłem. Rok później na lekcji religii wymyśliłem podpis. Lubię mieć cele i do nich dążyć. Trzeba je mieć. Bez nich życie jest jak jazda w peletonie &#8211; nudne, bo zawsze inni są z przodu. Sukcesy są ważne, bo kładą fundamenty pod kolejne. Każdy dzień jest szansą, bo każdego dnia można podążać w tym kierunku. W szarym bloku, we własnym pokoju, wśród niechlujnej, bezbarwnej codzienności, nagle możemy zadziwić siebie, kogoś i świat. Jestem aż człowiekiem.

K &#8211; kartograf.
Wiadomo, że każde dziecko chce kimś być w przyszłości &#8211; ja chciałem zostać kartografem. :rotfl: Nie potrafię zliczyć ile godzin w swoim życiu spędziłem nad atlasem. Nie potrzebowałem telewizora, miałem coś o wiele ciekawszego. To była moja pierwsza wielka pasja. W wieku 7-8 lat znałem wszystkie stolice i ważniejsze miasta świata. Z biegiem czasu moja fascynacja stawała się pełniejsza - wszak mapa to nie tylko stolice, więc w późniejszym czasie doszły rzeki, góry, zabytki, ludy, zwierzęta. Mam nadzieję, że niedługo wejdę w kolejną fazę &#8211; chcę to wszystko zobaczyć. W pierwszej kolejności Jakucję, Dolinę Śmierci i Seszele.. a później, się sprawdzi w atlasie. 8)

L &#8211; La vecchia signora.
Aka &#8222;the old lady&#8221;. Jest rok 1996r, pierwsze migawki: Nantes, Ravanelli, Silooy&#8230; Jest rok 1996r. kiedy wszyscy chłopcy mają koszulki klubowe, ja też chcę &#8211; chcę Del Piero. To nie od niego się zaczęło, nie potrafię zresztą powiedzieć, od czego. To była moment &#8211; impuls, zobaczyłem i czułem, że znalazłem. Rok 1997 to już kibicowanie &#8216;prawdziwe&#8217;, cotygodniowe wyczekiwanie &#8222;Piłki Nożnej&#8221;, żeby w szarej przypince sprawdzić tabelę &#8211; najpierw tą normalną, a później strzelców - w końcu Del Piero walczył o Koronę. Nigdy nie zapomnę jak będąc w Indiach weszliśmy do jakiejś brudnej knajpy - rzut okiem na biało-czarny telewizor, a tam&#8230; Juventus &#8211; Rosenborg.. Niezapomnę artykułu w PN &#8222; Alessandro i Marcello jadą do Amsterdamu&#8221; i tego niewyobrażalnego zawodu po finale. Z Juventusem zawsze się obnosiłem &#8211; wiedzieli wszyscy. Koleżanka, która siedziała ze mną w ławce przez rok gimnazjum, pod koniec jechała ze składem elegancko. :D Na moje urodziny, moja Pani przez kilkanaście nocy haftowała biało-czarny szalik. Jest śliczny. W zeszłym roku na szkolnej wigilii dostałem prezent od dziewczyny, z którą przez 3 lata zamieniłem kilka słów ( i to nie o Juve). Dostałem ręcznie malowany kubek z herbem J... Jest jednak coś, czego nie udało mi się mimo usilnych starań.. nie widziałem na żywo Alexa strzelającego bramkę dla Starej Damy. W przyszłym roku się uda. Musi.

Ł - łóżko.
Przez lata mój stosunek do miejsca spoczynku zmienił się diametralnie. Kiedyś nienawidziłem spać. Uznawałem to za niewyobrażalną stratę czasu i kładłem się do łóżka z ciężkim sercem. Łączy się z tym również ciekawa historia: dziadkowie mają dwupiętrowy dom i ja będąc u nich zawsze musiałem spać na górze sam. Trochę się bałem a w dodatku wyjątkowo często śniły mi się tam koszmary. Tylko w tym jednym łóżku. Doszło do tego, że bałem się zasnąć. Postanowiłem z tym walczyć. Nie będzie mną koszmar pomiatał, o! Przed snem powtarzałem sobie w duchu kilkadziesiąt razy: nic mi się dzisiaj nie przyśni, nic mi się dzisiaj nie przyśni. Efekt? Od 15u lat nie miałem choćby jednego snu. Dziś spać uwielbiam, wydaje mi się, że po prostu trzeba do tego dorosnąć. Nie pogardzę też drzemką, czy choćby chwilką błogiego leżakowania. Dobre spanko - to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Chrrrap!

M &#8211; Mapy myśli.
T. Buzan- z wykształcenia geniusz, dla mnie geniusz. Mogę powiedzieć, że idee i pomysły tego człowieka zmieniły moje życie. Na lepsze. Nasza cywilizacja jest skonstruowana niepraktycznie. Jesteśmy nauczani bardzo wielu rzeczy, do pojęcia, których zawsze potrzebujemy naszego mózgu. Dlaczego nikt nas nie uczy jak go używać? Książki Buzana: &#8222;Mapy Myśli&#8221; i &#8222;Rusz Głową&#8221; kosztowały mnie po 29.99. W zamian jestem &#8222;lepszym modelem&#8221;, mam więcej funkcji. 8)

N &#8211; nieznajomość.
Sprawia, że czuję się szaraczkiem, przeciętnym zjadaczem stojącym z boku i uśmiechającym się głupkowato, wszak mądrzejsze głowy rozmawiają. Nie twierdzę, że każdy musi być omnibusem, ale powinien móc coś powiedzieć na wszystkie tematy. Orientacja, jakaś pasja, to może być tajna broń, która przechyli szalę zwycięstwa na nasza korzyść i tyle.. on jest liczony, na Ciebie patrzą. Dialogiem ( niektórzy twierdzą, że freestylem) wygrywa się najostrzejsze starcia, zjednuje największych rywali, głupio nie znać taktyki przeciwnika. Do książek i gazet więc..

O &#8211; ojro.
Chcę mieć kupę szmalu. Nie wierzę w bajki, o tym, że nie dają szczęścia, bo zbyt wielu ludzi widziałem, u których gdyby dostali 10zł zagościłby dawno nie notowany, szczery, ogromny uśmiech. Pieniądze zwiększają skalę życia, sprawiają, że nabiera ono rozpędu. Można więcej: wydawać, inwestować, ale i oddawać. Można realizować marzenia swoje i innych.. i dużo jeść&#8230; a liczi jest drogie.* Chcę żeby mojej rodzinie niczego nie brakowało, żebym mógł pomóc ludziom w Indiach, wreszcie chcę podróżować i kupić sobie atlas geograficzny &#8211; największy, jaki jest. :twisted:
*Patrz q

P &#8211; (nie)pyszny polski pogląd.
Czyli dlaczego nie można mówić o sobie dobrze. Nie mam pojęcia, z czego to wynika, ale w Polsce nie wypada powiedzieć: jestem dobry, to był mój wielki sukces. Poczucie własnej wartości jest u nas mylnie uosabiane z pychą i zadzieraniem nosa. Doskonale tendencje tą ilustrują wywiady z polskimi piłkarzami. &#8222;Może wygramy, może nie, ważne żebyśmy zagrali dobrze, nie zlekceważymy rywala ple ple ple&#8221;. Ta fałszywa ( wymuszona) skromność bardzo nas ogranicza i wyrządza nam wielką krzywdę. Tracimy poczucie własnej wartości, boimy się odpowiedzialności, podjęcia rzuconej rękawicy. Ta mentalność- to dla mnie zaściankowość. To nie jest żaden solidaryzm społeczny czy wyrównywanie szans; jak ktoś jest dobry, to niech to pokaże, niech inni wezmą się do roboty. No, ale skoro lwia część woli siedzieć pół życia przed TV i biadolić&#8230; Inna sprawa, że Polacy nie potrafią docenić czyichś sukcesów. Byłem zniesmaczony, gdy na finale olimpiady geograficznej, organizatorzy traktowali uczestników jak bydło. Chłopak zajął trzecie miejsce w Polsce na 15 000 tys. ludzi, a oni go poganiali, żeby szybciej odbierał nagrody&#8230; Młodego cenić nie należy, ale jak wyjedzie, to niewdzięcznik? :|

Q &#8211; kumkwat.
Jedliście kiedyś? Polecam. Jedzenie jest niewątpliwie jedną z moich ulubionych czynności. Lubię próbować, gama smaków jest nieprawdopodobna&#8230; a to uczucie, gdy odkrywamy nowy smakołyk&#8230; ostatnio odkryłem lichi &#8211; z początku słodkie, tuż przy pestce zmienia smak na różany&#8230; jak powiew orientalnej nocy. :shock:

R - radykalizm.
Sprzeciw. Nie toleruje radykalizmu zwłaszcza ideowego. Postawy skrajne nie są dobre, są przejaskrawione, oślepiające. Niestety radykalizm i bunt są powszechne. Zwłaszcza, kiedy są wymierzone w prawdziwe autorytety, stają się niebezpieczne, gdyż często uderzają na ślepo. Radykalizm to szczyt egoizmu, walka o własne cele pod przykrywką idei. Jest emocją negatywną, niesie ze sobą złość i walkę. Jestem zwolennikiem złotego środka, burzy mózgów i kolegializmu. Radykałowie nie potrafią słuchać, działają w amoku, pchani fanatyzmem. Nie można negować wszystkiego, nie można wszystkiego naraz zmieniać. To jest młodzieńczy bunt przeniesiony na kanwę dorosłości. Coś się komuś wydaje, nagle odkrywa w sobie pierwiastek mędrca tego świata, nagle wszystko jest czarne lub białe. Pokora jest cnotą, nie bezczynnością. Radykalne środki są doraźne, są zaprzepaszczeniem postępu i ładu, są po prostu nieskuteczne w dzisiejszych czasach. :stop:

S &#8211; Statystyka
i to co z niej wynika. Nie cierpię matmy &#8211; szczerze, ale tę jedną jej część, ubóstwiam. Tabelki, procenty, badania, porównywania i wszelkiego rodzaju rankingi to jest mój żywioł &#8211; zwłaszcza, jeśli chodzi o statystyki piłkarskie. Na przykład otwieram tabelę lig europejskich i szukam 5 najdłużej nie zdobytych twierdz, lub jakieś rankingi wedle własnych ściśle określonych kryteriów &#8211; to dla mnie czysty relax. 8) Jak już znajdę odpowiedź, wyrzucam kartkę i robie sobie tabelę LM lat 90 tych itd. To trochę takie moje zboczenie, ale uwielbiam przyswajanie informacji w ten sposób &#8211; jasno i bez fałszu. Od długiego czasu nie mogę się zebrać i zabrać za giełdę. Powinienem mieć jakieś profity z tych cyferek.

Ś &#8211; środowisko naturalne.
Zostało nam wydzierżawione a nie dane. Nie zgadzam się na budowę czegokolwiek w Rospudzie, na nazizm XXI, który ma miejsce w rzeźniach i wiele innych kretyńskich działań. Nie zgadzam się na ludzki egoizm i sobiepaństwo. Przykre jest, że w Polsce ekolodzy, wegetarianie etc. nie są brani poważnie, są ciekawostką, często wręcz są obiektem drwin. Ekosystem to synergia, to całość, która istnieje tylko dlatego, że nią pozostaje. Uwielbiam naturę, zwłaszcza tą dziką, nietkniętą. Kto nigdy nie był głęboko w puszczy, nie wie jak pachnie mgłą, trawa czy brzoza - ten nie może tego zrozumieć. Od przyrody wiele się możemy nauczyć: przede wszystkim wrażliwości. Człowiek z Matką Ziemią nie wygra, nawet jak ukończy wreszcie tamę trzech przełomów. Im szybciej to zrozumie, tym lepiej dla nas wszystkich.

T &#8211; triatlon.
Tudzież survival - czyli moje ciągotki do wyczynów ekstremalnych. Strasznie pociągają mnie takie rzeczy i w przyszłości zdecydowanie chciałbym tego dotknąć. Pokonywanie słabości kształtuje charakter. ( i w tym wypadku ciało) Skoczyć na spadochronie, przebiec maraton, skoczyć na bungee, wejść na pięciotysięcznik&#8230; Ukoronowaniem tego wszystkiego byłyby zawody Ironman Triathlon na Hawajach, a później drink na Oahu beach.. Póki, co moim największym osiągnięciem pozostaje nocny 75km maraton pieszy w Puszczy Kampinoskiej.
Oczywiście z tym tematem nierozerwalnie łączy się literka &#8222;o&#8221; nieprawdaż? :wink:

U
Użyteczność
Wiewiórki palmowe ( miałem jedną)
Imprezy taneczne
El capitano
Lotosu kwiat
Brzuchy kobiece ( tylko te ładne)
Iluzjonistyczne sztuczki
Arachidowe orzeszki
Mieć rację

V &#8211; Vyzne Rubachy.
Tutaj poznałem drugą najważniejszą kobietę mojego życia. ( Mamę znałem już wcześniej.) Czekałem na nią 17 lat. Jest taka jak sobie wyobrażałem &#8211; czuła, urocza, radosna.... Bez niej moje życie było niepełnowartościowe. Jej dedykuje ten alfabet, gdyż dzięki niej jestem zupełnie innym, lepszym człowiekiem.

W - warszaw(fff)a.
Urodziłem się w Poznaniu, lecz wyemigrowałem za wcześnie by go pamiętać. Dzieciństwo spędziłem w Lesznie - 60 tys. miasteczko, ładne, schludne, nudne. Lubię mieć możliwości, im więcej tym lepiej, to odnalazłem w Warszawie i za to ją lubię. Tak &#8211; lubię Warszawę, nie przytłacza mnie, nie czuje, że coś tu się dzieje obok mnie. Jest to miasto charakterne, nieposłuszne, ale przyjazne, jeśli nie skupiamy się na jej niedoskonałościach &#8211; czytaj wielkich budach przed pekinem.
W to także Warszafffka, pojęcie, o istnieniu, którego dowiedziałem się, gdy tu przyjechałem. Nie znam dokładnej etymologii, stworzyłem sobie własną. Zmieniam obojętne W, na lekceważące &#8211;pfff i oto jest.. Czym? Byciem fajnym na siłę i lekceważeniem reszty, lub może własnym nieprawdziwym przekonaniu o byciu fajnym. Pojawia się wśród kształtującej się nowej bogatej klasy średniej. Te nastki i dwudziestki, którym się we łbie poprzewracało, a którzy nic sobą nie reprezentują&#8230; Nie trzeba wstydzić się bogactwa, zwłaszcza, jeżeli samemu się do niego doszło, nie należy go jednak przesadnie manifestować, &#8222;patrzcie i podziwiajcie&#8221;. Warszaffka to także robienie fajnych rzeczy. Clubbing w 5 fajnych klubach jednej nocy, zakończony reklamami, bo film się nagle urwał, bywanie, w fajnych miejscach, w których być wypada. Muszę nadmienić, że nie jest to cecha tylko Warszawy, po prostu tutaj jest najwięcej młodych ludzi.

X - xian
Graliście kiedyś w państwa-miasta ( zwane także inteligencją) ? Zawsze błyszczałem miastem na X i rzeką na F &#8211; Fraser (płynie przez Vancouver). :D 8) :twisted:

Y - yyyy
Politycy lub ludzie występujący w mediach nie mogą, nie mają prawa. 15 lat edukacji i sklecenie jednego zdania, sprawia problem? To może pomyliliśmy profesję? Wiąże się to z savoir-vivre&#8217;m, który powinien być obowiązkowym przedmiotem w szkole, zamiast sterty tych bzdurnych, na które trzeba tracić czas. Głąb, a głąb, który potrafi się zachować? To robi różnicę. Patrz: &#8222;c&#8221;

Z- ZSRR.
Czyli moja specjalizacja z olimpiady historycznej, wycinek historii, który wywarł na mnie największe wrażenie. Jedna z najczarniejszych kart historii człowieczeństwa, sprowadzonego do roli poddańczej wegetacji. W historii Sowieckiej Rosji jest wszystko. To soczewka, która skupia, najnikczemniejsze strony ludzkiej duszy. Z drugiej strony to doskonale funkcjonujący, kompleksowy twór, wyzbyty jakichkolwiek uczuć, sprowadzony do suchej milczącej statystyki. To także niezrozumiały paradoks jednostki. Na jednej wagi życia Lenin- geniusz, idealnie amoralny, pokazujący, że nie ma górnej granicy ludzkich możliwości &#8211; z drugiej Wielka Czystka, kiedy o 4 nad ranem ktoś puka do czyjegoś mieszkania i nie jest to mleczarz ( R.Conquest)&#8230; ZSRR było tworem genialnym i ograniczonym zarazem. Tworem potrafiącym wyprodukować własnego człowieka &#8211; homo Sovieticus, lecz niepotrafiącym czytać i pisać. Dla mnie to ten surrealistyczny wycinek historii, jednak ludzki, co do tego nie może być wątpliwości. Warto, aby poznało go jak najwięcej osób, może wówczas nikomu nie przyjdzie do głowy reaktywacja? :roll:

Ż ycie.
Życie. Jest źle ułożone i przez to wszyscy musimy nieźle główkować. Rozpoczynamy dzieciństwem &#8211; tutaj jest w miarę ok. &#8211; w końcu złe miłego początki. Po nich lata młodzieńcze &#8211; potrzeby rosną, wymagania także, a tu zabawy jakby mniej, obowiązków coraz więcej, zrozumienia coraz.. ( niech każdy dokończy wedle własnego uznania). Lata studenckie, pieniądze potrzebne od zaraz, wtedy zrobilibyśmy z nich najwłaściwszy użytek. Tymczasem.. Praca, mamy jakieś 27 lat i okres największych umysłowych możliwości i inwencji twórczej za sobą, i jak tu teraz robić karierę? 50-tka, czyli dobrobyt. Teraz? Powinno być tak 30 lat temu. Emerytura &#8211; bagaż doświadczeń na plecach &#8211; warto byłoby się z kimś podzielić &#8211; szkoda, że nikt nas nie chce słuchać. I nie jest to spiskowa teoria dziejów..
Życie. Jest najwyższą wartością. Myślę, że pozytywny bilans zysków i strat na łożu śmierci, jest najpiękniejszą rzeczą jaka może się nam przydarzyć. Zrobiliśmy to, co chcieliśmy, jak chcieliśmy i gdybyśmy mogli, to zrobilibyśmy dokładnie tak samo. Super!
Życie. To labirynt, w którym jest wyjście. Jak to się na obczyźnie rzecze: It&#8217;s up 2U.
Życie. Pokolorujcie je tak, żeby Wam się podobało, bo ktoś Was wyręczy i Wam je pomaluje, na szaroburo, w innej wersji sraczkowato, ale chciałem zakończyć miło. :D

29 literek.
Ładna liczba. Dziękuję wszystkim, miło jest być docenionym. Też będę na Was głosował. 8)


Zablokowany