wasi idole w NBA
- Desperado---ALEX
- Juventino
- Rejestracja: 02 listopada 2003
- Posty: 403
- Rejestracja: 02 listopada 2003
Moim najlepszym klubem był jest i bedzie Chicago Buls, w sumie ostatnio nie interesuje sie koszykówką w NBA ale najlepszym zawodnik to Michael Jordan :!:
- Bob
- Juventino
- Rejestracja: 09 lutego 2004
- Posty: 635
- Rejestracja: 09 lutego 2004
JA kibicuje Chicago Bulls ze względu na to że w tym zespole grał Jordan i jestem tak samo wierny jak Juve Z KTORYM JESTEM NA DOBRE I NA ZŁE.hania pisze:Jakiej druzynie kibicujecie w NBA i kto jest waszym ulubionym graczem?
A jakiej druzyny czy zawodnika nie znosicie?
Moj ulubiony gracz z przeszłości to oczywiscie Jordan a na chwile obecną Polak Maciej Lampe niemam takiej drużyny i zawodnika ktorego nieznosze z wszystkimi da sie wytrzymać
http://yanosik.org/nieoznakowani - niedajcie sie Tajniakom - Wszystkie nieoznakowane pojazdy Policyjne w Polsce ( o których wiadomo).
http://alkomaty.biz/wirtualny_alkomat/
http://alkomaty.biz/wirtualny_alkomat/
- Mosiu
- Juventino
- Rejestracja: 14 marca 2004
- Posty: 70
- Rejestracja: 14 marca 2004
Ja nie mam ''stałego ''ulubinego zespołu. Kluby NBA co roku bardzo się zmieniają -skład , znak klubowy , nawet miasto , o zawodnikach nie wspominajac. W najbliższym sezonie będe kibicował Miami i Phoenix . Moi ulubieni zawodnicy to Shaq i Toni Kukoc . Ale na zawsze będe wielbił Michaela . :twisted:
...Tu sei la squadra del cuore , sempre in campo undici eroi , vinci I'mpossibile e vai , ti seguiremo anche noi , metti un'altra stella sul petto...
- 2MAN
- Juventino
- Rejestracja: 14 sierpnia 2003
- Posty: 344
- Rejestracja: 14 sierpnia 2003
Kiedyś (jakieś 4-7 sezonów temu w NBA ) wiedzałem wszytko o NBA ,dosłownie :twisted: Moim idolem koszykarza i przedewszytkim człowieka był ijest Grant Hill #33 z Orlando Magic ... a kibicuje tylko i wyłacznie Detroit Pistons :twisted: :twisted: :twisted: którzy "zamęczyli" Waszych Jeziorowców :D:D Bad Boys are back :D ihaaaaaa
"Dla wszytkich fanow Nintendo DS . Zapraszamy ! http://www.dsinfo.yoyo.pl/news.php
- aSsItCh
- Juventino
- Rejestracja: 11 marca 2004
- Posty: 156
- Rejestracja: 11 marca 2004
Minnesota Timberwolves i oczywiście jej gwiazda Kevin Garnett a nienawidze Utah Jazz nie wiem dlaczego a także jej byłego zawodnika obecnie grającego w LA Lakers Karla Malone'a
Ostatnio zmieniony 28 września 2005, 18:28 przez aSsItCh, łącznie zmieniany 1 raz.
Kwiat miłości rozkwita w świetle uczuć
I w nim też usycha...
Gdy nadejdzie czas by odbyć ostatnią podróż
Będę myślał o Tobie...
- leniup
- Redaktor
- Rejestracja: 07 listopada 2003
- Posty: 1829
- Rejestracja: 07 listopada 2003
EJ PANOWIE PRZECIEŻ SHAQ JUŻ NIE GRA W LAKERS TYLKO W HEAT!!! A T-MAC NIE GRA W ORLANDO TYLKO W ROCKETS!!!!!!! JA NAJBARDZIEJ LUBIE YAO MINGA Z HOUSTON ROCKETS I RZECZ JASNA MÓJ ULUBIONY KLUB TO HOUSTON!!!!
- Polmos
- Juventino
- Rejestracja: 23 marca 2004
- Posty: 774
- Rejestracja: 23 marca 2004
Widze, że tu wiele osób nie lubi Utah Jazz. A to jest moja... ulubiona drużyna. Szczególenie za czasów, kiedy grali w niej John Stockton, Karl Malone, Jeff Hornacekto. Ehh, to była drużyna. Szkoda, że tak wielcy zawodnicy nie zdobyli w swojej karierze mistrzostwa, które im sie należało. Teraz juz mają troche słabszą ekipe, no ale wszystko idzie w dobrym kierunku, jest Kirilienko, Boozer. Może znowu za pare lat będzie finał.
Tak poza nimi to lubie jeszcze Iversona, "Peje" Stojakovicia.
A poprostu nienawidze Kobe Bryanta, nie wiem denerwuje mnie ten koszykarz, stylem zachowania i ogólnie. Poprostu go nie lubie.
Gdyby nie Shaq, to tych sukcesów LAL by nie było.
Tak poza nimi to lubie jeszcze Iversona, "Peje" Stojakovicia.
A poprostu nienawidze Kobe Bryanta, nie wiem denerwuje mnie ten koszykarz, stylem zachowania i ogólnie. Poprostu go nie lubie.
Gdyby nie Shaq, to tych sukcesów LAL by nie było.
- M.
- Juventino
- Rejestracja: 26 lipca 2004
- Posty: 2167
- Rejestracja: 26 lipca 2004
A ja właśnie w prost przeciwnie, nigdy nie lubiłem ani Shaqa ani L.A. Lakers. Dla mnie Shaq jest wilkim osiłkiem, który się przepchnie i zdobędzie kosza. To nie o to chodzi. Dużo lepiej gra Bryant.Bobryt pisze:bez wąpienia L.A. Lakers a zawodnikiem jest chyba najlepszy gracz NBA #34 Shaquill O'Neil. na nie go nie ma mocnych :!: :twisted:
a i małe wyjaśnienie: nie to żębym kibicował jeziorowcom bo mają kobego, shaqa i wymiataja. kibicuje im bardziej ze wzgl. na shaqa bo z nim jestem od czasu kiedy grał jeszcze w Orlando Magic
:roll:
- _Jah
- Juventino
- Rejestracja: 28 czerwca 2004
- Posty: 813
- Rejestracja: 28 czerwca 2004
nba? milosc do niej wszczepil we mnie wujaszek, ktory zreszta bardziej spelnial role mojego bliskiego kumpla, hehe. poza tym byl stosunkowo mlody i bardzo cenilem sobie jego osobe.
poczatki siegaja roku 93' i finalowej rywalizacji bykow z phoenix charlsa barkley'a. cudowna trojka paxona i trzeci z rzedu triumf chicago. pozniej jak przez mgle pamietam sezony dominacji rakiet z houston, aby wraz z powrotem michael'a, ponownie skupic sie na rywalizacji najlepszych druzyn nba.
sezon 95-96 zapisal sie na stale w mojej pamieci i jestem pewien, ze nigdy tego roku nie zapomne. kapitalny wynik bykow: 72-10, ktorzy nie mieli sobie rownych w regularnym sezonie. nawet orlando z o'neilem, pennym, grantem, scotem przegrali z nimi w finale konferencji az 0:4!. to byla istna dominacja. na calej linii wowczas zawiodla indiana na co wplyw zapewne mialy problemy ze wzrokiem millera. zas od zawsze bardziej jednak pociagala mnie rywalizacja na zachodnim wybrzezu(o dziwo w rapie jest u mnie na odwrot, he). moj faworyt wowczas, druzyna seattle supersonics zwyczajnie miazdzyla. duet kemp-payton wsparty graczami tj. schrempf, hawkins, brickowski, perkins, mcmilan, wingate, johnson wydawala sie jedyna druzyna, ktora mogla stawic czolo bykom. zmiazdzyli dwukrotnych mistrzow z houston 4:0, aby w finale konferencji rozprawic sie z jazzmanami. wreszcie final. po 3 grach byki prowadzili juz 3:0, lecz czwarte spotkanie finalow w key arena bylo cudowne.. zachwycacie sie wsadami cartera? hooh.. moim zdaniem shawn kemp byl w tym fachu bezkonkurencyjny. ponaddzwiekowcy wygrali 2 spotkania, by ostatecznie przegrac mecz nr.6 i stracic tytul na rzecz chicago.
przez nastepne 2 lata do glosu doszli jazzmani. malone, stockton, hornacek, russel, ostertag.. sprawili duzo klopotow bykom. wszystkie mecze wowczas staly na wyrownanym poziomie, lecz to do podopiecznych phila jackson'a dwukrotnie usmiechnelo sie szczescie. byki to juz legenda koszykowki. jordan, pippen, rodman(hehe), harper, longley, kerr, czy moj ulubieniec w osobie chorwata toni kukoc'a nie mial sobie rownych.
bylem jeszcze przy sukcesie duncan'a i robinson'a z san antonio, kiedy to w finale uporali sie z nowym jorkiem sprawella. wraz z nadejsciem roku 2000 przestalem sie tym interesowac. glownym powodem zapewne bylo brak relacji w tv, lecz nie tylko. michael jordan wywindowal to gre na najwyzszcze szczeble i wraz z jego odejsciem, odeszla rowniez magia, ktora sprawiala, ze majac 10 lat potrafilem czekac do 2 w nocy, aby obejrzec spotkanie finalowe. istne szalenstwo. ale emocje i wspomnienia nigdy nie zgina. ci co tego nie widzieli, ci co nie widzieli tej kapitalnej koszykowki z lat 90-tych niech zaluja, bo taka okazja nigdy sie juz im nie trafi.
takie gwiazdy jak: kemp, jordan, pippen, payton, malone, stockton, miller, smiths, robinson, barkley, drexler, olajuwon, o'neil, penny hardaway, mourning, tim hardaway, magic, rice, hill, mutombo, jones... napedzalo to wszystko. teraz zapewne czesc z nich juz sie pozegnala, czesc nie istnieje w grze a czesc wspomaga swoje zespoly jedynie doswiadczeniem. mniejsza z tym. na chwile obecna nie mam zielonego pojecia co sie tam dzieje zza oceanem. gratuluje detroit, ktore ma za soba kawal dobrej historii. thomas, rodman, dumars i ich dominacja na wschodnim wybrzezu na przelomie lat 90-tych.. ogolnie nba to nieslychanie pozytywne zjawisko.
sorry, ze tak dlugo. pewnie nawet minelem sie z tematem. ale taki powrot do dzieciecych dni to czysta satysfakcja i przyjemnosc. adiu.
poczatki siegaja roku 93' i finalowej rywalizacji bykow z phoenix charlsa barkley'a. cudowna trojka paxona i trzeci z rzedu triumf chicago. pozniej jak przez mgle pamietam sezony dominacji rakiet z houston, aby wraz z powrotem michael'a, ponownie skupic sie na rywalizacji najlepszych druzyn nba.
sezon 95-96 zapisal sie na stale w mojej pamieci i jestem pewien, ze nigdy tego roku nie zapomne. kapitalny wynik bykow: 72-10, ktorzy nie mieli sobie rownych w regularnym sezonie. nawet orlando z o'neilem, pennym, grantem, scotem przegrali z nimi w finale konferencji az 0:4!. to byla istna dominacja. na calej linii wowczas zawiodla indiana na co wplyw zapewne mialy problemy ze wzrokiem millera. zas od zawsze bardziej jednak pociagala mnie rywalizacja na zachodnim wybrzezu(o dziwo w rapie jest u mnie na odwrot, he). moj faworyt wowczas, druzyna seattle supersonics zwyczajnie miazdzyla. duet kemp-payton wsparty graczami tj. schrempf, hawkins, brickowski, perkins, mcmilan, wingate, johnson wydawala sie jedyna druzyna, ktora mogla stawic czolo bykom. zmiazdzyli dwukrotnych mistrzow z houston 4:0, aby w finale konferencji rozprawic sie z jazzmanami. wreszcie final. po 3 grach byki prowadzili juz 3:0, lecz czwarte spotkanie finalow w key arena bylo cudowne.. zachwycacie sie wsadami cartera? hooh.. moim zdaniem shawn kemp byl w tym fachu bezkonkurencyjny. ponaddzwiekowcy wygrali 2 spotkania, by ostatecznie przegrac mecz nr.6 i stracic tytul na rzecz chicago.
przez nastepne 2 lata do glosu doszli jazzmani. malone, stockton, hornacek, russel, ostertag.. sprawili duzo klopotow bykom. wszystkie mecze wowczas staly na wyrownanym poziomie, lecz to do podopiecznych phila jackson'a dwukrotnie usmiechnelo sie szczescie. byki to juz legenda koszykowki. jordan, pippen, rodman(hehe), harper, longley, kerr, czy moj ulubieniec w osobie chorwata toni kukoc'a nie mial sobie rownych.
bylem jeszcze przy sukcesie duncan'a i robinson'a z san antonio, kiedy to w finale uporali sie z nowym jorkiem sprawella. wraz z nadejsciem roku 2000 przestalem sie tym interesowac. glownym powodem zapewne bylo brak relacji w tv, lecz nie tylko. michael jordan wywindowal to gre na najwyzszcze szczeble i wraz z jego odejsciem, odeszla rowniez magia, ktora sprawiala, ze majac 10 lat potrafilem czekac do 2 w nocy, aby obejrzec spotkanie finalowe. istne szalenstwo. ale emocje i wspomnienia nigdy nie zgina. ci co tego nie widzieli, ci co nie widzieli tej kapitalnej koszykowki z lat 90-tych niech zaluja, bo taka okazja nigdy sie juz im nie trafi.
takie gwiazdy jak: kemp, jordan, pippen, payton, malone, stockton, miller, smiths, robinson, barkley, drexler, olajuwon, o'neil, penny hardaway, mourning, tim hardaway, magic, rice, hill, mutombo, jones... napedzalo to wszystko. teraz zapewne czesc z nich juz sie pozegnala, czesc nie istnieje w grze a czesc wspomaga swoje zespoly jedynie doswiadczeniem. mniejsza z tym. na chwile obecna nie mam zielonego pojecia co sie tam dzieje zza oceanem. gratuluje detroit, ktore ma za soba kawal dobrej historii. thomas, rodman, dumars i ich dominacja na wschodnim wybrzezu na przelomie lat 90-tych.. ogolnie nba to nieslychanie pozytywne zjawisko.
sorry, ze tak dlugo. pewnie nawet minelem sie z tematem. ale taki powrot do dzieciecych dni to czysta satysfakcja i przyjemnosc. adiu.
Ostatnio zmieniony 13 sierpnia 2004, 14:21 przez _Jah, łącznie zmieniany 1 raz.
Wielkie romanse, żadnych pocałunków, w ogóle niczego. Bardzo czyste! A jednak wielkie. Uczucia, niewypowiedziane uczucia są niezapomniane... La Vecchia Signora, czyli Stara Dama!