Czy jesteś za walutą Euro w Polsce ?
- cygi
- Juventino
- Rejestracja: 27 lipca 2004
- Posty: 251
- Rejestracja: 27 lipca 2004
Zanim powiesz, że chcesz Euro, zastanów się nad konsekwencjami takiego obrotu rzeczy. Powiem tylko tyle, że we Włoszech paczka Chipsów Lay's, która w Polsce kosztuje 1zł tam kosztuje 1eu. Przy czym ich zarobki poszły nieznacznie w górę. 

- Venomik
- Juventino
- Rejestracja: 20 lipca 2005
- Posty: 1489
- Rejestracja: 20 lipca 2005
Miałem przyjemność być we Włoszech przed wprowadzeniem Euro - dokładnie w Cesenatico (poniżej 20 tyś mieszkańców) i raz popłynęliśmy do Rimini (to już duże i znane miasto).
Mogę zaświadczyć, że już wówczas ceny we Włoszech (nawet na uboczu niezbyt dużego miasta) były dużo wyższe niż w Polsce (przeliczając na złotówki).
Jak bardzo wzrosły poprzez wprowadzenie euro - ciężko mi stwierdzić. Ale jako że żaden kraj nie biadoli, ile to on stracił przez wprowadzenie euro, jak to jego mieszkańcy nie są w stanie niczego kupić - widać, że jednak zyski pokryją te straty.
Mogę zaświadczyć, że już wówczas ceny we Włoszech (nawet na uboczu niezbyt dużego miasta) były dużo wyższe niż w Polsce (przeliczając na złotówki).
Jak bardzo wzrosły poprzez wprowadzenie euro - ciężko mi stwierdzić. Ale jako że żaden kraj nie biadoli, ile to on stracił przez wprowadzenie euro, jak to jego mieszkańcy nie są w stanie niczego kupić - widać, że jednak zyski pokryją te straty.
Dirty mind
- cygi
- Juventino
- Rejestracja: 27 lipca 2004
- Posty: 251
- Rejestracja: 27 lipca 2004
Żaden kraj nie biadolił, bo co innego jak zarabiasz 1500eu, a co innego jak będziesz ich zarabiał 300. Nie ma co porównywać pozostałych krajów UE do Polski. Ich gospodarka jest 10 razy mocniejsza i takie wstrząsy wiele im nie robią. Natomiast w Polsce to może być prawdziwy szok dla słabo zarabiającego obywatela.
- Dionizos
- Juventino
- Rejestracja: 30 marca 2003
- Posty: 1706
- Rejestracja: 30 marca 2003
Bo ceny dla turystow sa srednio dwa razy wieksze, szczególnie w najpopularniejszych kurortach- Cesenatico i RiminiMiałem przyjemność być we Włoszech przed wprowadzeniem Euro - dokładnie w Cesenatico (poniżej 20 tyś mieszkańców) i raz popłynęliśmy do Rimini (to już duże i znane miasto).
Mogę zaświadczyć, że już wówczas ceny we Włoszech (nawet na uboczu niezbyt dużego miasta) były dużo wyższe niż w Polsce (przeliczając na złotówki).

49% mieszkańców strefy Euro jest przeciwna tej walucie ( w tym 75% wśród Hiszpanów, Włochów, Francuzów i ponad połowa Niemców), przy 47% popierających. Warto dodać, że przeciw wprowadzeniu Ojro w ich ojczyźnie jest około 77% brytyjczyków...Jak bardzo wzrosły poprzez wprowadzenie euro - ciężko mi stwierdzić. Ale jako że żaden kraj nie biadoli, ile to on stracił przez wprowadzenie euro, jak to jego mieszkańcy nie są w stanie niczego kupić - widać, że jednak zyski pokryją te straty.
Euro oprócz jakichs tam korzyści w turystyce, przynosi raczej straty. To kolejny niewypał Eurokołchozu...
- Michal17
- Juventino
- Rejestracja: 06 grudnia 2003
- Posty: 454
- Rejestracja: 06 grudnia 2003
Jedyny plus jaki przychodzi mi do głowy to pewne ułatwienia w wymianie handlowej czy inwestycjach zagranicznych. Nawet te "turystyczne" profity mało mnie przekonują.
Oddanie własnej waluty? Opamiętajmy się. Nie istniejąca na dobrą sprawę UE (to przecież nazwa umowna, projekt UE jest jak dotychczas niespełniony, istnieje tylko Wspólnota(y) Europejska) zmienia się w jakiś Związek neoRadziecki. Precz z socjalizmem!
Oddanie własnej waluty? Opamiętajmy się. Nie istniejąca na dobrą sprawę UE (to przecież nazwa umowna, projekt UE jest jak dotychczas niespełniony, istnieje tylko Wspólnota(y) Europejska) zmienia się w jakiś Związek neoRadziecki. Precz z socjalizmem!
- herr_braun
- Juventino
- Rejestracja: 01 kwietnia 2004
- Posty: 631
- Rejestracja: 01 kwietnia 2004
Zgoda, ja jestem za rokiem 4967 :lol:YoUri` pisze:Zmartwię może pana Koziołka i pewnie parę innych osób też, ale jak pewnie niektórzy z was wiedzą, Polska MUSI przyjąć Euro, bo zobowiązała się do tego w traktacie akcesyjnym. Kwestia tylko kiedy.
Oczywiscie przeciw. Euro jest projektem politycznym (nie gospodarczym) który ma na celu pogłębienie się zależności Polski od Brukseli. Wszystkie (prócz zniesienia strat na wymianie walut, co jest jedynym poważnym argumentem za) korzyści, które przedstawia się jako wynikające z przyjęcia Euro można osiągnąc bez tego.
Prócz tego zanotujemy podwyżkę cen (niemałą) a nasze dochody wraz z przyjęciem Euro nie wzrosną (mit). Poza tym najlepszą odpowiedzią na postawione w temacie pytanie jest analiza wyników sondaży chociaby z Niemiec, gdzie większość chce powortu marki.
Czyżby? Dążąca do euro złotówka będzie coraz silniejsza, a silniejsza waluta to faktycznie kopniak dla eksportu, ale w drugą stronę.także naprawdę ostry kopniak dla eksporterów (w pozytywnym sensie), którzy napędzają gospodarkę.
- Venomik
- Juventino
- Rejestracja: 20 lipca 2005
- Posty: 1489
- Rejestracja: 20 lipca 2005
Wzrost cen i... tyle?
No panowie, nie gadajmy głupot. Ceny nie są żadnym abstrakcyjnym pojęciem, oderwanym od gospodarki.
Podniosą się ceny, ok. Taki sklepikarz osiedlowy będzie więc więcej zarabiał. W końcu ceny wyższe.
Nie będzie zarabiał bo więcej będzie więcej płacił za produkty? Hmm... akurat ceny mają charakter procentowy (ceny za handel detaliczny są o ileś procent większe niż za handel detaliczny) więc przy równym procencie kwota będzie taka sama.
Produkt przetwarza się na różnych etapach - wzrost cen na każdym ze stadiów produkcji powoduje wzrost zarobków.
Inny przykład, korporacyjny. Wzrost cen za telewizję kablową podniesie przychody firmy. Firma więc będzie mogła podnieść pensje (zwłaszcza, że będzie mieć miejsce presja pracowników - w związku z podwyżką cen).
Pieniądze krążą w państwie. Krążą! Przechodzą z ręki do ręki.
Wzrost cen nie sprawi, że nagle pieniądze znikną z obiegu i społeczeństwo ogólnie stanie się biedniejsze. Nie liczy się nominalna zmiana (o jejku, chleb kosztuje 1 euro - dwa razy więcej niż wcześniej) ale realna (o jejku, a mimo wszystko jestem w stanie kupić sobie dokładnie to samo, co wcześniej).

Tu można się tylko uśmiechnąć.
Brak doceniania problemów związanych z ryzykiem kursowym.
Przykłady:
Zagraniczne przedsiębiorstwo chciałoby zainwestować w Polsce. Wykupują grunty za 1 mln zł (kurs wynosił 4 zł za jedno euro). Mija kilka miesięcy i kurs zmienia się (wynosi 5 zł za jedno euro). Wartość inwestycji w złotówkach oczywiście się nie zmienia z tego powodu. Wartość dla przedsiębiorstwa - spada z 250 tysięcy euro do 200 tys euro.
Bojąc się więc ryzyka kursowego firma postanawia zainwestować gdzie indziej.
Drugi przykład:
Polskie przedsiębiorstwo postanawia otworzyć się na eksport, ponieś związane z tym spore nakłady (bardzo korzystna sytuacja dla Polski). Kurs walutowy wynosi, jak w poprzednim przykładzie 4 zł za euro. Teraz następuje odwrotna zmiana. Polska waluta się umacnia i jest warta teraz 3 zł za euro. Polski eksporter traci na tym. To, co było kalkulowane i opłacalne dla kursu 4 zł/ euro nie jest opłacalne gdy polska waluta się umacnia.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby było takie proste.
Umocnienie złotówki - zyskuje importer, traci eksporter.
Osłabienie złotówki - zyskuje eksporter, traci importer.
Już nawet na tak prostym przykładzie, gdzie wszystko jest rozdzielone, jest mały problem - ten, kto zyskuje, nie jest w stanie w pełni tego wykorzystać. Nie ma wystarczających mocy produkcyjnych, umiejętności, nie jest przygotowany. I nie jest to żadne wydumane myślenie, wystarczy spojrzeć na nasz boom budowlany - mój dalszy krewny budując dom w Warszawie musiał kupić cegły - nie mógł się zdecydować czy kupić cegły w Polsce czy sprowadzić je z Holandii.
Gdyby polscy producenci materiałów budowlanych zwiększyli produkcję to zwiększyliby i zyski. Ale nie są w stanie wykorzystać znakomitej sytuacji na rynku.
Oczywiście ten przykład nie ma nic wspólnego z euro w Polsce - udowadnia jednak, że sytuacja gdzie przedsiębiorstwo nie wykorzystuje swojej sytuacji to nic szczególnego.
A to wszystko i tak jest w uproszczeniu.
A gospodarka nie jest tylko dwubarwna (czarna i biała - taka doskonałość to tylko w Juventusie
).
To skomplikowana sieć zależności, z wielką ilością zmiennych. Przedsiębiorstwo podejmuje decyzje w takich warunkach i dostosowuje swój plan działania najlepiej jak może do takich warunków. Niemal każda nieoczekiwana zmiana jest zmianą na gorsze. Można to ubrać w proste porównanie:
Producenci przewidują, że będzie wielki popyt na niebieskie buty i mały na różowy. Stąd wielu producentów niebieskich butów, niewielu różowych. Ale okazało się, że stało się zupełnie odwrotnie. Producenci niebieskich butów sprzedają mało, więc ponosza koszty. Próbują się przestawić na inny kolor butów, zmieniają plan, inwestują w inną produkcję. Proucenci różowych butów nie potrafią zaspokić popytu, podnoszą ceny, narzekają, że nie są w stanie wykorzystać popytu, ponoszą koszty zwiększania produkcji. Klienci narzkeają na brak butów i ich wysokie ceny.
Nieprzewidziana sytuacja - wszyscy tracą. Stąd im mniej nieprzewidywalności tym łatwiej o bogacenie się społeczeństwa.
Już sama matematyka łatwo wykazuje, że przy znalezieniu maksimum funkcji wielu zmiennych powiązanych ze sobą i przy zmianie jednego współczynnika wartość funkcji (przy określonych wartościach zmiennych) spada.
Kontynuujemy wyliczanie plusów.
Bezpieczeństwo.
Kilka lat temu Argentyna miała walutę, która cieszyła się zaufaniem (wbrew pozorom ma to kolosalne znaczenie!), która była dobrze powiązana z dolarem. A i tak spotkała się z krachem finansowym (nie gospodarczym, ale finansowym). Jeszcze jakiś czas temu ostrzegano nas, byśmy racjonalnie uprawiali politykę monetarną bo taka sytuacja i nam się może przytrafić.
W sytuacji wprowadzenia euro - nie ma takich szans.
Dalej:
Inflacja. Mając mniej zaufaną walutę jest większa presja inflacyjna państwo płaci większe odsetki od zaciąganych pożyczek, konkurencyjność na rynku finansowym, mniej spekulacyjnych przepływów finansowych - czyli takich liczących na zmianę kursu walut i zarabiających na tym). Mniejsza presja inflacyjna to zaproszenie do inwestycji, zarówno krajowych jak i zagranicznych. Łatwo się wiąże z zmniejszeniem stóp procentowych, co również wpływan a dostępność kredytów i zwiększa ilość inwestycji.
A takie inwestycje, co czasem ciężko docenić, pozwalają nie tylko na wzrost gospodarki, na bogacenie się społeczeństwa, ale są niezbędne dla zdrowego funkcjonowania gospodarki.
Samo państwo nie ponosi kosztów (a właściwie ponosi dużo mniejsze koszty) polityki stabilizacyjnej.
Wybaczie trochę przydługi wywód, ale ekonomia to moje zainteresowanie od dawna i stąd moje studia (ekonomiczne) których półmetek niestety minąłem
No panowie, nie gadajmy głupot. Ceny nie są żadnym abstrakcyjnym pojęciem, oderwanym od gospodarki.
Podniosą się ceny, ok. Taki sklepikarz osiedlowy będzie więc więcej zarabiał. W końcu ceny wyższe.
Nie będzie zarabiał bo więcej będzie więcej płacił za produkty? Hmm... akurat ceny mają charakter procentowy (ceny za handel detaliczny są o ileś procent większe niż za handel detaliczny) więc przy równym procencie kwota będzie taka sama.
Produkt przetwarza się na różnych etapach - wzrost cen na każdym ze stadiów produkcji powoduje wzrost zarobków.
Inny przykład, korporacyjny. Wzrost cen za telewizję kablową podniesie przychody firmy. Firma więc będzie mogła podnieść pensje (zwłaszcza, że będzie mieć miejsce presja pracowników - w związku z podwyżką cen).
Pieniądze krążą w państwie. Krążą! Przechodzą z ręki do ręki.
Wzrost cen nie sprawi, że nagle pieniądze znikną z obiegu i społeczeństwo ogólnie stanie się biedniejsze. Nie liczy się nominalna zmiana (o jejku, chleb kosztuje 1 euro - dwa razy więcej niż wcześniej) ale realna (o jejku, a mimo wszystko jestem w stanie kupić sobie dokładnie to samo, co wcześniej).
Skąd dane i jak mierzone?49% mieszkańców strefy Euro jest przeciwna tej walucie ( w tym 75% wśród Hiszpanów, Włochów, Francuzów i ponad połowa Niemców), przy 47% popierających. Warto dodać, że przeciw wprowadzeniu Ojro w ich ojczyźnie jest około 77% brytyjczyków...
Euro oprócz jakichs tam korzyści w turystyce, przynosi raczej straty. To kolejny niewypał Eurokołchozu...
z tego Euro to jest tylko taki pożytek, że turysta nie musi odwiedzać kantorów

Tu można się tylko uśmiechnąć.
Brak doceniania problemów związanych z ryzykiem kursowym.
Przykłady:
Zagraniczne przedsiębiorstwo chciałoby zainwestować w Polsce. Wykupują grunty za 1 mln zł (kurs wynosił 4 zł za jedno euro). Mija kilka miesięcy i kurs zmienia się (wynosi 5 zł za jedno euro). Wartość inwestycji w złotówkach oczywiście się nie zmienia z tego powodu. Wartość dla przedsiębiorstwa - spada z 250 tysięcy euro do 200 tys euro.
Bojąc się więc ryzyka kursowego firma postanawia zainwestować gdzie indziej.
Drugi przykład:
Polskie przedsiębiorstwo postanawia otworzyć się na eksport, ponieś związane z tym spore nakłady (bardzo korzystna sytuacja dla Polski). Kurs walutowy wynosi, jak w poprzednim przykładzie 4 zł za euro. Teraz następuje odwrotna zmiana. Polska waluta się umacnia i jest warta teraz 3 zł za euro. Polski eksporter traci na tym. To, co było kalkulowane i opłacalne dla kursu 4 zł/ euro nie jest opłacalne gdy polska waluta się umacnia.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby było takie proste.
Umocnienie złotówki - zyskuje importer, traci eksporter.
Osłabienie złotówki - zyskuje eksporter, traci importer.
Już nawet na tak prostym przykładzie, gdzie wszystko jest rozdzielone, jest mały problem - ten, kto zyskuje, nie jest w stanie w pełni tego wykorzystać. Nie ma wystarczających mocy produkcyjnych, umiejętności, nie jest przygotowany. I nie jest to żadne wydumane myślenie, wystarczy spojrzeć na nasz boom budowlany - mój dalszy krewny budując dom w Warszawie musiał kupić cegły - nie mógł się zdecydować czy kupić cegły w Polsce czy sprowadzić je z Holandii.
Gdyby polscy producenci materiałów budowlanych zwiększyli produkcję to zwiększyliby i zyski. Ale nie są w stanie wykorzystać znakomitej sytuacji na rynku.
Oczywiście ten przykład nie ma nic wspólnego z euro w Polsce - udowadnia jednak, że sytuacja gdzie przedsiębiorstwo nie wykorzystuje swojej sytuacji to nic szczególnego.
A to wszystko i tak jest w uproszczeniu.
A gospodarka nie jest tylko dwubarwna (czarna i biała - taka doskonałość to tylko w Juventusie

To skomplikowana sieć zależności, z wielką ilością zmiennych. Przedsiębiorstwo podejmuje decyzje w takich warunkach i dostosowuje swój plan działania najlepiej jak może do takich warunków. Niemal każda nieoczekiwana zmiana jest zmianą na gorsze. Można to ubrać w proste porównanie:
Producenci przewidują, że będzie wielki popyt na niebieskie buty i mały na różowy. Stąd wielu producentów niebieskich butów, niewielu różowych. Ale okazało się, że stało się zupełnie odwrotnie. Producenci niebieskich butów sprzedają mało, więc ponosza koszty. Próbują się przestawić na inny kolor butów, zmieniają plan, inwestują w inną produkcję. Proucenci różowych butów nie potrafią zaspokić popytu, podnoszą ceny, narzekają, że nie są w stanie wykorzystać popytu, ponoszą koszty zwiększania produkcji. Klienci narzkeają na brak butów i ich wysokie ceny.
Nieprzewidziana sytuacja - wszyscy tracą. Stąd im mniej nieprzewidywalności tym łatwiej o bogacenie się społeczeństwa.
Już sama matematyka łatwo wykazuje, że przy znalezieniu maksimum funkcji wielu zmiennych powiązanych ze sobą i przy zmianie jednego współczynnika wartość funkcji (przy określonych wartościach zmiennych) spada.
Kontynuujemy wyliczanie plusów.
Bezpieczeństwo.
Kilka lat temu Argentyna miała walutę, która cieszyła się zaufaniem (wbrew pozorom ma to kolosalne znaczenie!), która była dobrze powiązana z dolarem. A i tak spotkała się z krachem finansowym (nie gospodarczym, ale finansowym). Jeszcze jakiś czas temu ostrzegano nas, byśmy racjonalnie uprawiali politykę monetarną bo taka sytuacja i nam się może przytrafić.
W sytuacji wprowadzenia euro - nie ma takich szans.
Dalej:
Inflacja. Mając mniej zaufaną walutę jest większa presja inflacyjna państwo płaci większe odsetki od zaciąganych pożyczek, konkurencyjność na rynku finansowym, mniej spekulacyjnych przepływów finansowych - czyli takich liczących na zmianę kursu walut i zarabiających na tym). Mniejsza presja inflacyjna to zaproszenie do inwestycji, zarówno krajowych jak i zagranicznych. Łatwo się wiąże z zmniejszeniem stóp procentowych, co również wpływan a dostępność kredytów i zwiększa ilość inwestycji.
A takie inwestycje, co czasem ciężko docenić, pozwalają nie tylko na wzrost gospodarki, na bogacenie się społeczeństwa, ale są niezbędne dla zdrowego funkcjonowania gospodarki.
Samo państwo nie ponosi kosztów (a właściwie ponosi dużo mniejsze koszty) polityki stabilizacyjnej.
Wybaczie trochę przydługi wywód, ale ekonomia to moje zainteresowanie od dawna i stąd moje studia (ekonomiczne) których półmetek niestety minąłem

Dirty mind
- herr_braun
- Juventino
- Rejestracja: 01 kwietnia 2004
- Posty: 631
- Rejestracja: 01 kwietnia 2004
Za to jak Euro dotknie kryzys to pojedzie równo po całej strefie.Venomik pisze: Bezpieczeństwo.
Kilka lat temu Argentyna miała walutę, która cieszyła się zaufaniem (wbrew pozorom ma to kolosalne znaczenie!), która była dobrze powiązana z dolarem. A i tak spotkała się z krachem finansowym (nie gospodarczym, ale finansowym). Jeszcze jakiś czas temu ostrzegano nas, byśmy racjonalnie uprawiali politykę monetarną bo taka sytuacja i nam się może przytrafić.
W sytuacji wprowadzenia euro - nie ma takich szans.
Ale przecież stabilną walutę, o niskiej inflacji możemy osiągnąć bez przyjmowania euro.Venomik pisze:Inflacja. Mając mniej zaufaną walutę jest większa presja inflacyjna państwo płaci większe odsetki od zaciąganych pożyczek, konkurencyjność na rynku finansowym, mniej spekulacyjnych przepływów finansowych - czyli takich liczących na zmianę kursu walut i zarabiających na tym). Mniejsza presja inflacyjna to zaproszenie do inwestycji, zarówno krajowych jak i zagranicznych. Łatwo się wiąże z zmniejszeniem stóp procentowych, co również wpływan a dostępność kredytów i zwiększa ilość inwestycji.
Nie rozumiem czemuVenomik pisze:Samo państwo nie ponosi kosztów (a właściwie ponosi dużo mniejsze koszty) polityki stabilizacyjnej.
Ja na pewno nie jestem w stanie nawiązać z Tobą dyskusji na równym poziomie, bo o ekonomii mam marne pojęcie, mogę więc się odwoływać jedynie (albo aż

- AleX_Del_Piero_13
- Juventino
- Rejestracja: 12 listopada 2006
- Posty: 81
- Rejestracja: 12 listopada 2006
Jestem przeciwny zamianie polskiej złotówki na euro przedewszystkim dlatego, że ceny pójdą wysoko w górę i wszystko będzie bardzo drogie. Miałem okazję być we Włoszech a dokładniej w Rzymie i wierzcie mi, że tam przy jednej wizycie w super markecie robiąc zakupy na tydzień wydaje się około 120 euro albo lepiej. Jest to na polskie około 450 zł. No więc porównując sobie wydatki tygodniowe w Polsce z wydatkami we Włoszech to różnica jest ogromna.