Forumowicz od A do Z - wypowiedzi vol.2

Spotkania kibiców, zloty, wyjazdy na mecze i najnowsze informacje z kibicowskiego świata.
ODPOWIEDZ
pan Zambrotta

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 01 czerwca 2004
Posty: 5352
Rejestracja: 01 czerwca 2004

Nieprzeczytany post 03 maja 2009, 22:09

[x]
Ostatnio zmieniony 04 sierpnia 2010, 13:46 przez pan Zambrotta, łącznie zmieniany 3 razy.


Il Storico

Juventino
Juventino
Rejestracja: 11 listopada 2007
Posty: 522
Rejestracja: 11 listopada 2007

Nieprzeczytany post 04 maja 2009, 19:19

Mimo, że niektórzy nie skończyli czytać alfabetu Pana Zambrotty, ja korzystając z chwili wolnego czasu napisałem swój. Pan Zambrotta ma o wiele ciekawszy, ale liczę, że mój się będzie podobać. Liczy się w końcu spojrzenie usera na świat. Tak więc JADYMY!

Agnelli Gianni- Ś.P. legendarny już prezes Juventusu. Dla mnie z osób związanych bezpośrednio ze Starą Damą jest niedoścignionym mentorem. Brakuje nam takiego prezydenta, bo porównując "Avvocato" z Giglim czy Secco można tylko szeroko otworzyć usta. Mimo iż prezydentem był dość dawno, to jednak w tych "nowszych czasach" zawsze swoją osobą wspierał piłkarzy i trenera, a także był takim dobrym duchem. Żył każdym spotkaniem, ganił gdy coś poszło nie tak, wiedział na czym stoimy i miał kontrolę, nad wszystkim panował. Bardzo chciałbym, aby chociaż John pretendował i objawiał taką charyzmę jaką miał Gianni. Odchodząc z tego świata odszedł nie tylko wielki kibic Juve, ale i wielki człowiek. Takich ludzi jak On zaczyna brakować nam już w tych czasach....

Biografie- szczególnie te piłkarskie. Uwielbiam czytać biografie o sławnych osobach, takich jak piłkarze czy postacie historyczne. Mimo iż zapalonym miłośnikiem książek nie jestem, to jednak właśnie ta kategoria bibliotekarska mnie ciągnie. Ostatnie biografie, które przeczytałem: "Adam Małysz- moje życie" oraz "Jerzy Dudek- do przerwy 0:3". Obecnie poluję na "Dico Tutto- Antonio Cassano" ;)

Calcio- z włoskiego piłka nożna. Kocham włoską piłkę, utożsamiam się z nią i staram się jej na każdym kroku bronić. Byłem bardzo zniechęcony i zawiedzony odpadnięciem wszystkich drużyn z Półwyspu Apenińskiego, na tak wczesnym etapie Pucharu UEFA czy Ligi Mistrzów. Mimo tego, że wiele osób znieważa Calcio i uważa Primiera Division i Premiership za piedestał, ja twardo obstawiam na swoim. Calcio pokazuje świetną, konsekwentną obronę, a także wspaniałą gre z kontry, którą podziwiam i stram się wcielać w życie, nawet na boisku szkolnym. Lecz Calcio to nie tylko gra. To wspaniały doping swojej drużyny choćby się waliło i paliło.
Serie A i Calcio to dla mnie narkotyk, który "zażywam" co sobotę lub niedzielę 8)

Dziecinność- na początku kariery na tym forum zachowywałem się bardzo dziecinnie. Nadużywałem znaków interpunkcyjnych, moje posty były nierzeczowe, a swoje dość prywatne żale wylewałem właśnie na Was (każdy kto pamięta ten wie;)). Zmieniło się to po rozmowie na GG z Panem Zambrottą, który rzekomo ostatnio napisał swój alfabet. Teraz posty moje są bardziej przemyślane, nie nabijam, a co ważne inni są bardziej tolerancyjni wobec mnie. 5 maja kończę 15 lat i co za tym idzie droga do 18-stki zajmnie już tylko 3 lata. W takim wieku młody człowiek powinien już powoli dorastać.

Ehm trochę nudno się robi.Zapodaję więc tutaj zagadkę. Jeśli to rozwiążesz jesteś jedym z 2% społeczności, której to się udaje. Powodzenia!
Treść: 5 ludzi różnych narodowości zamieszkuje 5 domów w 5 różnych kolorach. Wszyscy palą papierosy 5 różnych marek i piją 5 różnych napojów. Hodują zwierzęta 5 różnych gatunków. Który z nich hoduje rybki?

1. Norweg zamieszkuje pierwszy dom
2. Anglik mieszka w czerwonym domu.
3. Zielony dom znajduje się bezpośrednio po lewej stronie domu białego.
4. Duńczyk pija herbatkę.
5. Palacz Rothmansów mieszka obok hodowcy kotów.
6. Mieszkaniec żółtego domu pali Dunhille.
7. Niemiec pali Marlboro.
8. Mieszkaniec środkowego domu pija mleko.
9. Palacz Rothmansów ma sąsiada, który pija wodę.
10. Palacz Pall Malli hoduje ptaki.
11. Szwed hoduje psy.
12. Norweg mieszka obok niebieskiego domu.
13. Hodowca koni mieszka obok żółtego domu.
14. Palacz Philip Morris pija piwo.
15. W zielonym domu pija się kawę.

Zakłada się, że domy ustawione są w jednej linii (1-2-3-4-5), a określenie "po lewej stronie" w punkcie 3. dotyczy lewej strony z perspektywy naprzeciw tych domów (tj. dom o numerze n jest bezpośrednio po lewej stronie domu n+1)

by Einstein

jĘzyki obce- bardzo duży pociąg do nauki języków obcych. Sam nie wiem czemu, ale bardzo chcę znać kilka języków. Najbardziej fascynuje mnie oczywista język włoski, ponieważ używają go moi idole. Na drugim miejscu jest English language, ponieważ jest dość prosty i można się nim wszędzie porozumieć. Znam też pismo zwane Cyrylicą. Jedynym językiem, którego nie lubię i nie mogę znieść to rzecz jasna język niemiecki, który mam w szkole i uczę się go tylko z przymusu.

Food- czyli z angielska jedzenie. Uwielbiam jeść, co niestety skutkuje skokiem wagi. Jeszcze kilka lat temu byłem bardzo gruby, co było spowodowane jedzeniem syfu typu chipsy, czy nadużywaniem słodyczy. Zawiziąłem się i schudłem bardzo wysoko (20 kilo z hakiem). Wpadłem w drugą skrajność, bo przy wzroście 173 cm ważyłem 56 kilo, przez co byłem nawet u lekarza. Teraz jedzenie się ustabilizowało, nie jem w nadmiarze, ani też nie przesadzam. Przyjemności jednak sobie nie odmawiam. Czasem, gdy najdzie mnie głód zjadam 2 litry lodów, 4 kubki jogurtów popijanych Colą Original z "Biedronki", a do tego przygryzanych bułką. Nieźle co?;)
P.S: Klawiatura nieźle wygląda po takim obiedzie;D

Girlfriend- z angielska dziewczyna (ah co mnie tak na ten angielski wzięło;D). Jeszcze nie mam, choć już myślę o tym jak moje relacje z płcią piękną będą wyglądać za kilka lat. Szukać dziewczyny będę jak zrealizuję szkołę, poukładam wszystko w swoim życiu prywatnym. Dziewczyna, której będę szukał musi być przede wszystkim: ładna, ale także mądra, rozsądna i wierna (8)). Nie toleruję pustaków, których kreuje dzisiejsza cywilizacja "pokemonów" za sprawą internetu, a także propagandy telewizyjnej na gwiazdki typu Doda czy Jola Rutowicz. Dziewczyna nie musi być oczywiście ideałem (bo takich nie ma ;p) lecz musi być sobą i używać mózgu.

Historia- to mój ulubiony przedmiot w szkole, a także bardzo wartościowa dziedzina z życia. Mimo iż uczyć się nie bardzo lubię to nauka tegoż przedmiotu jest dla mnie bardzo przyjemna, gdyż nie ma tu zbędnego lania wody, a tylko dowiadujemy się nowych rzeczy i każdy kto w tym siedzi może czuć się dumny ze swoich rodaków i ich dokonań. Bardzo lubię czytać o historii, gram w gry strategiczne, a i z samej teorii szkolnej mam ocenę- 5. Nie każdy wiadoma jest tzw. "humanem" lecz na pewno warto "coś" wiedzieć o historii Świata. Mógłbym pisać bardzo długo uogólnie to tutaj lecz niezmiernie zachwalam sobie możliwość nauki historii i cieszę się, że mam taką przyjemność. To jeden z nielicznych przedmiotów, które na serio przydają się w życiu. Za 100 lat ludzie nie będą już się mieli czego uczyć, raczej tego jacy płytcy są ludzie XXI wieku, a taki Sobieski czy Wielki zareagowaliby na to jak Gigi w szatni po ostatnim meczu z Lecce. Nie będę nic pisał więcej, ale historia jest bardzo ważnya, a Ty nie zniechęcaj się, weź książkę i poczytaj o Twoich wielki rodakach, którzy dali Ci możliwość bycia tu i teraz!

Il Tifoso- ah ja. Tak to mój nick, więc najpierw kilka słów o tymże znaku rozpoznawczym. Na początku pobytu na stronie miałem nick: Juventino43. Po pewnym czasie nick ten wydał mi się po prostu głupi, toteż poprosiłem o nowy: Il Tifoso. Il Tifoso oznacza włoskiego kibica, a nie jak niektórzy sugerowali tyfusa (prochno). Bardzo mi się podoba i jak na razie nie mam po co go zmieniać. A teraz o Tifoso jako osobie. Mam na imię Grzegorz i pochodzę z Kluczborka. Jak każdy inny (no prawie) na tej stronie kibicuję Juventusowi. Zarejestrowałem się tutaj, ponieważ jak już to kiedyś pisałem, wydała mi się ta strona jak najlepsza spośród wszystkich. Na ogół przejawiam spokój i opanowanie, lecz pod wpływem niektórych czynników potrafię być agresywny i nerwowy (przegrany mecz, jakieś niepowodzenie). Jestem bardzo leniwy i nic nie chce mi się robić. Uwielbiam grać w piłkę nożną, szczególnie na pozycji rozgrywającego/niekiedy defensywnego pomocnika. Tyle o mnie w końcu to nie ogłoszenie matrymonialne 8)

Juventus- czyli moja miłość. Wielka miłość. Aby opisać to uczucie potrzeba znacznie więcej niż ten alfabet. Wszystko zaczęło się w 2003 roku, kiedy po prostu coś mnie ruszyło by im kibicować. Na początku nie wyglądało to tak jak teraz (telegazeta: wygrali- fajnie, przegrali- no trudno). W 2006 roku po ogłoszeniu wyroków w sprawie afery, płakałem. Odszedł jeden z ulubieńców- Zambrotta. Świat(ten Juventusowy) się walił. Jednak to tylko mnie umocniło. Po prostu nie mógłbym, a nawet przez myśl mnie nie przeszło by od tak zmienić klub. Jestem dumny z bycia Juventino, czuję się dumny nosząc te barwy. Wolę kibicować Juve w Serie C niż Manchesterowi czy Barsie na szczycie. Jakbym zmienił klub poczułbym się jak fałszywe ścierwo. Piłka straciłaby dla mnie sens. Kocham Juventus i chcę kibicować do końca. Chcę zobaczyć wielkie Juve, ale teraz pod wpływem kilku słabych meczy nie porzucę klubu. Tego nie zmieni nic, nawet "Wjelka Trjada". Każdy mecz, każde wydarzenie to dla mnie święto, a oglądanie Juve- to narkotyk. Nie wyobrażam sobie żyć bez tego. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Tak więc FINO ALLA FINE FORZA JUVENTUS! I nie łamcie się, będzie dobrze!

Kluczbork- czyli La mia citta. Kluczbork to miasto ok. 30 tysięczne, nie narzekam, bo nie lubię żyć w zgiełku metropoli. Raczej w późniejszych etapach życia też tu będę mieszkał. Jeśli ktoś jest z Opola na bank był w Klb. Mamy klub piłkarski, grający w II lidze- MKS Kluczbork, maisto turystycznie się rozwija, a i kandydujemy jako baza przygotowawcza dla jednej z ekip na Euro 2012. To jest bardzo ważne dla mnie jako kibica, a jak wygramy, modlę się o to by to była Italia;) Dużo kortów, zieleni, zapraszam;) A jakby co wbijajcie na Katowicką, a co! Kończąc napiszę, że miasto to dla mnie ważne i nie zapomnę skąd się wywodzę.

Leniem- patentowanym jestem bardzo. Po prostu gdyby w skali lenistwa od 1 do 10 miałoby się mnie oceniać miałbym Ci ja -100. Jestem tak leniwy, że ostatnimi czasy pomimo mnóstwa czasu nie ruszam się na dwór, nie odrabiam lekcji-od czego są przerwy (nie miejcie mnie za nieuka, na sprawdziany się uczę gorzej z odrabianiem pojedynczych, nic nie znaczących zadań), a także nie ruszam się sprzed komputera. Może na lato się to zmieni, bo mam zamiar się ruszać, ale to odruch wrodzony i lenistwa się nie wyzbędę. Po prostu teraz nic nie chce mi się robić tak więc z lenistwa przechodzę do następnej literki.

Łączność ze światem, czyli internet. Posiadam go od listopada 2007 roku, lecz styczność z nim miałem tak naprawdę dużo wcześniej. Już w 2004 wchodziłem na neta, jednak nie na JP czy YouTube (ah co ja gadam, nie było YouTube'a jeszcze prochno). Ściągałem tylko filmiki i tapety, by mieć je na swoim pulpicie. W 2006 na lekcjach informatyki zacząłem wbijać tutaj. Czytałem newsy, przeglądałem forum i znów ściągałem mecze i bramki. Nie wiedziałem, że będę częścią tego wszystkiego już za 1,5 roku. Także nieopisana była moja radość z podłączenia się do sieci. Nie musiałem chodzić na infę, do kuzyna czy do kafejki. Miałem to w swoim pokoju. 11 listopada zarejestrowałem się tu i nie mam zamiaru się z tą stroną rozstawać. Polać Martinowi, że stworzył takie cuś :ok:

Mistrzostwa Świata- czyli rozgrywki odbywające się w jednym z państw, co 4 lata. Tak naprawdę przez MŚ pokochałem football, gdyż Korea 2002 to był pierwszy wielki turniej, który zacząłem masowo oglądać. Kiedyś kibicowałem Francji (nie powiem czemu) lecz oni szybko odpadli, bo już po fazie grupowej. W finale byłem za Brazylią, ale tylko "byłem" bo to czy wygrają Niemcy czy Brazylia szerzej mnie nie interesowało. Te w 2006 pamiętam już doskonale, bo oglądałem każdy mecz nadany przez TV (no z małymi wyjątkami). A sam finał- wymarzony. Nie było sentymentów, obstawiałem tym razem za Italią i bardzo cieszyłem się z ich wygranej, tym bardziej, że grało wielu Juventinich w samym finale. Wg: mnie MŚ mają lepszą rangę niż Mistrzostwa Europy, które są krótsze i trochę mniej przeze mnie wyczekiwane. MŚ to to co lubię, szczególnie w fazach wyższych niż 1/8. To walka o każdą piłkę, o byt w MŚ jakże ważny dla każdego piłkarza. A o samym wzniesieniu Pucharu Świata marzy każdy piłkarz na globie.

Nerwowość- na ogół jak już wspomniałem przejawiam głównie spokój, ale niech tylko ktoś mnie zdenerwuje. Potrafię wtedy wszystko, wychodzę z siebie i rozwalam wszystko na swojej drodze. Bardzo nie lubię tej cechy, gdyż nie jest to cecha godna podziwu, ale pozwala mi się wyładować i wszystko za zwyczaj wraca do normy.
A okazja do nerwów znajdzie się zawsze. Czy to jakiś mecz czy sytuacja w życiu. Nie ma co o tym pisać, bo jeszcze mi siwych włosów, jak siwemu przybędzie;)

Oggi, domani, sempre- z włoskiego dzisiaj, jutro, zawsze. Tymi słowami odnoszę się nie do kibicowania, lecz patrzę w przyszłość dotyczącą mojego życia. Co będzie za rok, dwa lata, dziesięć lat? Jak wtedy będzie wyglądał świat? Czy ludzie nawrócą się czy może dojdzie do niewidocznej, bezpośredniej walki Dobra ze złem? A jak umrę, kto będzie o mnie pamiętał, odwiedzał mój grób? Ciąglę myślę i staram odpowiedzieć sobie na te pytania, lecz jestem bezradny, bo tak naprawdę jestem małą jednostką, częścią tego wszystkiego, co się dzieje. Świat na serio idzie w złą stronę i martwię się tym wszystkim. Wojny, kataklizmy, choroby, głód, żywioły- to wszystko zbiera potężne żniwo na naszej planecie. Chciałbym by kiedyś wszyscy byli równi i życzliwi wobec siebie. Nie chcę podziałów biedak-bogacz. Tyranów i pojedynczych dobrych ludzi (Jan Paweł II). Jedna z apokaliptycznych przepowiedni mówi, że wszystko zacznie się od nowa, świat zaistnieje na nowo. Kto będzie prekursorem nowej cywilizacji, kto to pociągnie? Wie tylko On....

Qualita Juventino- na literkę "Q" wybrałem właśnie tą frazę, ponieważ jestem gorliwym fanatykiem przywrócenia tych rang. Myślę, że od 2005 doszło wielu użytkowników zasługujących na to miano, a i ci starsi nie są w pełni wynagrodzeni. Chciałbym, by admini wzięli to pod uwagę i zastanowili się nad tym. Nie chcę reklamować nicków, ale naprawdę dużo jest osób, które podnoszą poziom forum. Moim głównym punktem odniesienia jest fakt, iż ci co mają "Q" w dużej mierze przestali się udzielać, a przydałoby się wprowadzić trochę świeżości. Mam nadzieję, że to ruszy.

Pokolenie- czyli to co oznacza nas w tych czasach, czasach XXI wieku, kiedy to rozwija się straszne pokolenie. Jestem tym przerażony, bo gdy widzę "roOsHoffOm" dziewczyneczkę z najnowszym modelem komórkowym i niezbyt wysokim IQ, zastanawiam skąd się wzięło to- za przeproszeniem- bydle. Oczywiście nie tylko dziewczyny są złe, bo chłopcy też nie idą w dobrą stronę. Po chwili zastanowienia znam już odpowiedź na postawione wyżej pytanie i twierdzę: internet, technologiczny postęp i wszelkiego rodzaju komercyjny syf. Koło u młynu napędzają tylko portale społecznościowe jak fotka, czy nk, gdzie koleś robi zdjęcie z BMW koło salonu z toną żelu na włosach, czy dziewczyny cykają fotki ze swoim wytapetowanym ryjem. Dla wielu taki opis może wydać się śmieczny, lecz abstahując to codzienności, przestaje takie być. Na nk konto miałem, ale usunąłem ze względu na Pokemonizm, który zbierze większe żniwo niż obecny wirus "świńskiej grypy". Ta druga minie, a pierwsza choroba nie ustanie nigdy jak nie powiemy STOP. Ja kompletnie nie pasuję do tej codzienności, bo czuję się w takim towarzystwie jak na trybunie Interu jako Juventino.
Wiem, że wielu powie, że na to nie ma wpływu, ale ja twierdzę iż mamy. Ogólno-dostępny internet zniszczył i zepsuł do szpiku kości młodzież, przez co skutki mogą być opłakane. W 2012 roku ma mieć miejsce kataklizm, toteż sądzę, że niektórym przydałoby się takie coś, a cywilizacja ruszyła na nowo. Mam nadzieję, że niedługo prekursorem u młodzieży nie będzie ile kto ma szmalcu, ale kto co ma w głowie. Bo to co się dzieje teraz przechodzi najśmielsze oczekiwania, a skutki tego odczujemy we wzroście bezrobocia, osób na dorobku czy upadku poziomu edukacji w Polsce (popatrzcie na Amerykę). Tym zdaniem raczej zakończę, ale mam nadzieję, że zrozumieliście co miałem Wam tutaj do przekazania. Żałuję, że nie urodziłem się w latach 80 gdzie dzieci cieszyły się każdą zabawką, a teraz "z nudów" rzucają znudzonym bajerem w postaci telefonu o ścianę. Tak więc się przygotujcie: Idzie nowe!

Religia- mimo iż jestem bardzo grzesznym osobnikiem, za każdym razem staram się zachowywać się jak na chrześcijanina przystało. Chodzę do kościoła, wierzę i staram sie aż tak nie grzeszyć. Wiara to część osobowości ludzkiej, bo wiara to tak naprawdę ukryty sens życia. Bo w końcu po co żyć, jak się w nic nie wierzy?
Chcę być częścią wiary, podlegać jej, oderwać się od chorej rzeczywistości. Bardzo ważny był dla mnie Jan Paweł II i mimo, że nie często płaczę, po Jego śmierci rozpłakałem się. Nie ma i nie będzie chyba już takich ludzi. To mnie motywuje, bo chcę być lepszy niż to marne społeczeństwo. Wiara jest sprawą i tak jak niegdyś Guzman do Legro, tak teraz ja zadam Ci to pytanie. Wierzysz?

Szkoła- tutaj poruszam kwestie związane z nauką. Nie lubię się uczyć, ale zmuszam się za każdym razem. Wiem, że przyda mnie się w życiu dobre wykształcenie toteż chcę jak najszybciej ukończyć szkołę i kiedyś mieć przed nazwiskiem jakiś tytuł, a co za tym idzie mieć dobrą pracę. Na razie jakoś mi to wychodzi, rok temu miałem Czerwony pas na świadectwie, teraz tego nie powtórzę, ale chciałbym utrzymać taki poziom bardzo długo jak i do końca oczywiście.

Śmiech- to zdrowie. Bardzo lubię się śmiać, to mnie odpręża. Oglądam wszelkiego rodzaju filmiku na YT. Oczywiście każdy ma swój gust. Ja na przykład lubię oglądać Guida al Campionato, bo choć włoskiego nie znam to łatwo dowiedzieć się o co chodzi. Czytam też żarty na forach internetowych i niektóre wymiatają. Wiem, że śmianie się jak głupi do sera nie jest dobre, ale czasami warto się wyluzować. Zarzucam więc żartem, może się spodoba:
Przychodzi baba do lekarza i mówi:
-Panie doktorze, mam cukrzycę, nadciśnienie, niedowład prawej ręki, grzybicę, miażdżycę, reumatyzm, skoliozę...
-Mój Boże! A jest coś, czego pani nie ma?? - pyta lekarz
-Zębów, panie doktorze prochno

Tacchinardi Alessio- tak to mój idol. Może i nie wyróżniał się w okresie świetności Juve, ale był takim typowym rzemieślnikiem od czarnej roboty, nie rzucał się w oczy sztuczkami czy innymi dryblingami, ale był bardzo solidny i tym mnie ujął. Grał świetnie, dobre miał i uderzenie, a i humor miał przedni (klik). Bardzo Go lubię, w życiu liczę Mu jak najlepiej i chciałbym, bardzo chciałbym, aby Marchisio był kiedyś takim wzorem. Na drugim miejscu po Alessio jest Giorgio Chiellini, za skromność i waleczność na boisko. No to hop! Przeskakujemy do literki "U" :ok:

Ulubione- a oto ulubione Grzegorza "Il Tifoso:
-Ulubiony sport (prócz piłki nożnej): Skoki Narciarskie
-Ulubiona potrawa: Spaghetti
-Ulubiony napój: Coca Cola
-Ulubiona strona internetowa: JuvePoland oczywiście
-Ulubiony piłkarz: Alessio Tacchinardi
-Najlepszy stadion: Mam nadzieję, że będzie to Nuovo Delle Alpi
-Ulubiony przedmiot: Historia
-Ulubiona marka samochodu: Ferrari
-Ulubione zajęcie: Spanie
-Ulubiona gra: Football Manager; Port Royale; II Wojna Światowa

Wytwarzanie kompilacji- czyli jedna z moich nowszych pasji. Zacząłem dość niedawno kompilacją o Del Piero. Teraz szykuję specjał w postaci kryzysu w Juve (a jaki tam specjał to dramat). Pobierałem porad u wielu lepszych ode mnie i wyniki są zadowalające. Jakoś sobie z tym radzę. Każdy kto kiedyś stworzył film ma wielką satysfakcję ze swojej roboty. Na stronie mamy wiele talentów, którzy z powodzenie oddają się pracy i prezentują nam co raz to nowsze dzieła. A na Eurogoal to są dzieła sztuki. Robiłem zapowiedź meczu Genoa-Juve, nie dałem jej tu, lecz jak ktoś chce może zobaczyć. To chyba najlepsza moja kompilacja i to nie moje słowa. To słowa jednego z ekspertów. Jeśli ktoś chce, niech pisze na gg. Teraz jeste w trakcie tworzenia pracy o ciężkiej sytuacji w Juve i po ukończeniu na bank dam wrzutkę.

Vinovo- ośrodek treningowy Juventusu. Moim marzeniem jest tam pojechać, zobaczyć jak trenują piłkarze Juve, spotkać się z nimi i mieć pamiątkę do końca życia. Oczywiście wraz z ośrodkiem zwiedziłbym Turyn, a to główna atrakcja turystyczna dla Juventinich. Myślę, że każdy z Was tam chce być, a jak już ktoś był to ma chyba jak najlepsze wspomnienia. Czekam na ten dzień, kiedy to się ziści.

Xabi Alonso- nie miałem pomysłu na literkę "X" więc napiszę imię gościa, który tak naprawdę powinien teraz u nas grać zamiast Poulsena. Jest bardzo dobrym piłkarzem, ale podobnie jak wszyscy fani Juve mamy za wolny umysł, by to pojąć. Poulsen jest szybszy......

Zarząd (ten obecny), czyli obecna pięta Achillesowa Juventusu. Powiem krótko: zniszczyli nam Juventus. To nie jest już ta drużyna, do której przyzwyczailiśmy się. Nie ma charyzmatycznego trenera, zarządu z "jajami" i porządnego dyrektora od transferów. Apogeum jest ten sezon, gdzie mieliśmy zawojować Europę, a wychodzimy z niczym. Walka o utrzymanie trzeciego miejsca to dla mnie bardzo niemiłe zaskoczenie.To jest JUVENTUS drużyna z tradycjami, a nie podrzędny klubik z towarzystwem wzajemnej adoracji. Chciałbym by na górze doszło do zmian, doszli nowi zawodnicy i wrócił stary porządek, kiedy to święciliśmy sukcesy w Europie i we Włoszech. Takiego stanu rzeczy nigdy nie powinno być, bowiem ludzie tak nie kompetentni nie powinni rządzić jednym z najbardziej utytułowanych drużyn na Świecie. Ja już nie mam siły nas oglądać, po meczu z Lecce tylko ironicznie się zaśmiałem, a jednocześnie serce mnie zabolało. Nie miałem już na nic ochoty. Pytanie tylko: Ile będziemy czekać?!

Żenada- ta cała literka "Ż" może skoczymy niżej?

Ah...... i tak Źrenice mnie już bolą pisząc ten alfabet. Tak więc literką "Ź" kończę swoje wypociny ukazujące swoją osobowość. Alfabet pisałem dzień z hakiem tudzież bardzo szybko, ale niech Was to nie zwodzi. Miałem dozę twórczą, a słów na wiatr nie wylałem. Mam nadzieję, że wyłożyłem "kawę na ławę" i spodobało się. Poznaliście mnie od innej strony. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy głosowali. Pozdrawiam i czekam na kolejny alfabet. Pozdrawiam i miłego dnia życzę!

P.S.: Nie lałem wody, pisałem krótko i na temat, liczę, że zrozumiecie!


stahoo

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 14 lipca 2006
Posty: 4007
Rejestracja: 14 lipca 2006

Nieprzeczytany post 15 maja 2009, 18:26

Aaa… to może najpierw podziękuję za to, że chcieliście przeczytać mój alfabet. Muszę przyznać, że jest to dla mnie wyróżnienie i bardzo się z tego cieszę. Po 2 vice mistrzostwach w ankietach, wreszcie mogę zabrać się do pisania :D

Zacznę od przedstawienia się. Na imię mam Łukasz, mam 18 lat. Moim znakiem zodiaku jest lew. Jestem brunetem z niebieskimi oczami o 189 cm wzrostu. Koledzy wołają na mnie Stah, Stasik, koleżanki Staś, Stasiu. Ksywka ta wzięła się od mojego nazwiska- Stasicki. Na forum JP jestem bardziej znany jako stahoo (patrz literka „s”). Chodziłem do liceum ogólnokształcącego w Pile (patrz literka „L”), obecnie jestem w trakcie pisania matur. Aby lepiej się poznać, proponuje Ci przeskoczyć na chwilkę do literki „U” gdzie będziesz mógł przeczytać o moich ulubionych rzeczach, albo do literki „Ł” gdzie napiszę trochę więcej o moim charakterze.


Berni- imię mojego psa. Nie wyobrażałem sobie nie zawarcia go w moim alfabecie, choć pewnie dużo o nim nie napiszę. Uwielbiam psy, są jedną z moich pasji. Jestem właścicielem Berneńskiego Psa Pasterskiego, jak wcześniej wspomniałem o imieniu Berni. Imię powstało jako zdrobnienie od słowa berneńczyk. Jego przezwiska to Bernuś (mama), Berunia (babcia), Mały (siostra) i Borubar (koledzy). Ta ostatnia ksywka wzięła się od pewnego bramkarza. Berni ogólnie jest ociężały, szybko się meczę i jest leniwy. Nie, nie jest gruby, ma prawidłowa wagę, ale jego długa sierść, można by powiedzieć, że niedźwiedzie futro, powoduje, że wydaje się on psem z nadwagą. Rozumiecie już czemu Borubar? ;) Ma obecnie niecałe 1,5 roku, bardzo przywiązał się do całej mojej rodziny. Nie wyobrażam sobie, co to będzie gdy wyjadę na studia, ponieważ ta rozłąka będzie zapewnie dla nas obu koszmarem :). Tutaj zdjęcie Berniego:

Obrazek

oraz zdjęcie, gdy Berni był mały:

Obrazek


Czasopismo z młodości, czyli „Kaczor Donald”. Kto oprócz mnie kupował „Donalda” ręka do góry! Dobra, możecie opuścić. Pewnie zgłosiłoby się dużo osób. Z perspektywy czas ten komiks wydaje mi się naprawdę dziecinny, ale dawniej czekałem od środy, do środy na nowe gazetki. W każdym numerze był dołączony prezent- guma do żucia kopiąca prądem z baterii, lepka rączka czy kwiatek- psikacz wodą. W piwnicy mam jeszcze cały karton „Kaczorów”, może kiedyś je przeczytam od nowa…


Darpol- nazwa firmy w mojej miejscowości, zajmuje się ona produkcją przypraw. Jest to sponsor mojej halowej drużyny piłkarskiej. Ale od początku. Przygodę z halówką rozpocząłem na poważnie w 2 klasie gimnazjum. Wtedy nauczyciel wfu wziął mnie na zawody jako bramkarza i od tamtego czasu bramka stała się moim powołaniem. ;) Nie ma dla mnie nic przyjemniejszego niż mecz w piłkę nożną na hali. W moim odczuciu futsal jest odmianą piłki o wiele fajniejszą niż tradycyjna gra na boisku trawiastym. Nie zdziera kolan, tak jak źle przygotowane boisko, nie potrzeba tak wielu ludzi by rozegrać fajny mecz i co najważniejsze w halówce mecze prowadzone są w szybkim tempie i często wynik zmienia się jak w kalejdoskopie. Darpol to drużyna, która z założenia miała być zbieraniną kolegów, niekoniecznie do końca umiejących grac w piłkę. Zapisaliśmy się do ligi halowej i mimo tego, że na parkiecie zawsze przeważaliśmy, zawsze stwarzaliśmy więcej okazji, to prawie zawsze, przez brak doświadczenia schodziliśmy pokonani. Mam nadzieje, że obecny sezon będzie dla nas lepszy. W przygotowaniu jest strona internetowa Darpolu (drużyny, nie fabryki przypraw), wiec gdy będzie gotowa, to pewnie zamieszczę link do niej na forum :).


Eeeee… To może napiszę o rzeczy, którą bardzo lubię robić, która by pasowała pod literkę „R”, ale ta już jest zajęta. No więc lubię rysować. Nie mam może jakiegoś szczególnego talentu, ale lubię spędzać czas w ten sposób. Szczególnie rysując różnego rodzaju budowle, pociągi (literka „P”). Ostatnio zacząłem projektować stadiony. Rysuje tylko ołówkiem, czasami poprawiam linie ołówka kolorowymi cienkopisami.

Zawsze lubiłem rysować, gdy byłem mały potrafiłem dziennie zużyć 2 bloki. Później rodzice nie kupowali mi bloków rysunkowych tylko całe ryzy papieru do drukarek ;)

Tutaj możecie zobaczyć stadion, który stworzyłem na jakieś lekcji religii :).

Obrazek


Football Manager. Jestem dzieckiem FMa :(. Dla mnie jest to gra, która nigdy się nie nudzi. Najlepsza. Najdoskonalsza. Żadna Fifa, czy Pro Evolution Soccer nie mogą równać się tej grze. W wakacje zabiera mi wiele godzin mojego życia. Lubię kombinować z taktykami, sprowadzać młodych graczy czy tez wielkie gwiazdy, w zależności od tego jaki klub prowadzę. Przez pewien okres czasu byłem od FMa uzależniony ;) Obecnie z powodu matury, końca trzeciej klasy nie gram w ta grę, ale gdy tylko zaczną się wakacje, będę musiał poszukać CD w szafce i zainstalować, starego, dobrego managera.


Góry. Kocham je. Bardzo żałuję, że mieszkam w linii prostej 280 km od Sudetów, 470 od tatr i 780 od Alp. Góry lubiłem od małego, chodzenie po nich (w bardzo dawnych czasach „na barana” u ojca :) ) sprawia mi przyjemność. Zawsze przy długim podejściu przeklinam pod nosem, by po 2 czy 3 godzinach stanąć na szczycie i poczuć dumę i radość z pokonania własnych słabości. „Na poważnie” zacząłem chodzić w zeszłym roku. Na razie po Tatrach i Sudetach, ale nawet tam brakuje mi jeszcze wiele ciekawych tras do przejścia. Marzeniem jest dla mnie Orla Perć. Trochę trudniejszym do zrealizowania celem są Alpy. Ze względu na koszty i brak towarzysza.

Alpy pierwszy raz zobaczyłem w 2006 roku w czasie jazdy do Włoch. Był to tylko niewielki ich skrawek, można powiedzieć, ze niższa cześć. Zauroczyły mnie jednak. Człowiek czuje się taki mały w obliczu gór. Każdy krok może być ostatnim. I to zarówno dla wytrawnego wspinacza jak i dla amatora jakim jestem ja. Jeden śliski kamień, jeden luźny głaz może zadecydować czy wrócimy z wyprawy, czy nie. A jednak ciągnie mnie do nich, chce je lepiej poznać i przejść. Chcę tam wracać. Tak, góry to piękna rzecz…


Hamak czyli jedna z ulubionych rzeczy. Lubię latem położyć się w hamaku w moim ogrodzie. Spanie na świeżym powietrzu jest niezwykle przyjemne i może zaliczać się do moich ulubionych form spędzania czasu, chociaż ogólnie spać nie lubię. W chłodniejsze dni nie raz wchodzę w śpiwór i czytam książkę w hamaku, albo na balkonie na leżaku.


Imprezy. Nie lubię ich, serio. O wiele bardziej wolę spotkać się we wspólnym gronie znajomych, niż pójść do jakiegoś miejsca gdzie ściany mogą się zawalić się od głośnej muzyki. Wydaje mi się, że nie pasuję do takich miejsc, nie umiem tam się bawić bardzo dobrze (nacisk na słowo „bardzo”, żeby nie wyszło zaraz, że w ogóle nie potrafię). Nie umiem (nie lubię?) też dobrze tańczyć. Cóż, nie jest to przynajmniej na razie bardzo przydatne w moim życiu, więc nie rozpaczam. Z czasem pewnie nad tym popracuję.

Grzechem byłoby jednak tutaj nie napisać o studniówce. Zdecydowanie najfajniejsza impreza w życiu. Miała swój klimat, nie to co te 18nastki w dyskotekach. Same znajome twarze, dobra muzyka, klimatowi ubrania, dobre jedzenie i różnego rodzaju „misje” alkoholowe. Będę bardzo miło wspominać.


Juventus? Chciałem być oryginalny i nie pisać o Juve. Chciałem tez jednak zawrzeć w tym alfabecie słowa-klucze ściśle związane ze mną. Musiało więc być Juve. Zacząłem kibicować w 2001 roku, chyba ze względu na Buffona. Regularnie zacząłem śledzić newsy i wyniki od 2003 roku. 2006 rok był dla mnie bardzo ważny. Zastanawiałem się czy przetrwam ta próbę, zastanawiałem się czy dam radę. Ilu takich było co nie dało? Co się odwróciło? Uciekło? Co się sprzedało? Ja dałem. Nie jestem z tego jakoś specjalnie dumny. To był bardziej obowiązek, ale obowiązek na który moje serce ochoczo przystało.

Mój najlepszy mecz, jaki widziałem? Chyba Juventus-Real w 2003. Cudny gol Nedveda, jego dramat związany z żółtą kartką, geniusz Buffona przy karnym, powstrzymanie nawałnicy cudownego w tamtym czasie Realu. Pamiętam, że drugą połowę meczu więcej nie oglądałem niż oglądałem ze strachu o wynik.

Mój ulubiony piłkarz? Chyba cały czas Gigi Buffon. Dla mnie druga legenda Juventusu, mimo, że nie jest naszym wychowankiem. Nie chciałbym, żeby odszedł, nawet jak jest w słabszej formie.


Kaczory, czyli moja miejscowość. Jest to 2,5 tysięczna wieś w województwie wielkopolskim, koło Piły. Dla mnie miejsce, w którym chciałbym w przyszłości mieszkać. Nie dopuszczam do siebie myśli wyprowadzenia się na stałe do miasta, a już w ogóle za granicę. Tutaj mam dom z ogrodem, przyjaciół, blisko jezioro, hale sportową i boisko. Ktoś może powiedzieć, że te rzeczy są też gdzie indziej. Fakt, ale mam do tego miejsca pewien sentyment spowodowany tym, że tutaj się wychowałem. Tutaj pokazuję miejsce lokalizacji Kaczor:

Obrazek


Liceum- jeden z najwspanialszych okresów w moim życiu. To właśnie w liceum pokochałem historię i ten przedmiot zdaję (właściwie zdawałem) na maturze. Ale po kolei. Chodziłem do liceum ogólnokształcącego w Pile, popularnie nazywanego „Naftą”. Wybrałem klasę z rozszerzonym językiem angielskim i geografią, ze względu właśnie na język i na to, że chciałem w przeszłości zdawać geografie na maturze. Jest to jeden z moich ulubionych przedmiotów. Uważam iż geografia jest dziedziną nauki bardzo potrzebną i przydatną w życiu. Albo inaczej- wstyd nie znać podstawowych zagadnień z tej dziedziny. Przyznam, że dobijają mnie ludzie, czasami w moim wieku, którzy nie wiedzą co jest stolicą Szwajcarii, albo przez jakie duże miasto płynie Tamiza. Zdaje sobie sprawę natomiast, że pewnie ja bym dobił kogoś obcykanego z chemią czy fizyką. Z tymi 2 przedmiotami bardzo się nie lubimy. Nienawiść ta trwa od gimnazjum. Dobra, wiem, że przynudziłem teraz ;)

Liceum dało mi wiele nowych doświadczeń, nie tylko związanych z różnymi imprezami, ale też przede wszystkim poznałem o wiele bardziej ludzi, których znałem wcześniej i nawiązałem nowe przyjaźnie, które mam nadzieje, będą trwałe. Po liceum chciałbym zacząć studiować prawo lub administrację. Jak z tym będzie zobaczymy. Jest to na pewno jedno z moich marzeń.


Łukasz czyli moje imię. Uważam je za bardzo ładne :D

Łukasz – imię męskie pochodzące od gr. Loukas. Znaczy „urodzony o świcie”. Inne znaczenie to „ten, który wstaje o świcie”.

To ciekawe, bo jestem rannym ptaszkiem. W wakacje o wiele bardziej wolę pójść spać wcześniej i wstać rano. Świat latem wygląda o wiele piękniej o 7:00 niż 11 przed południem. Jest jeszcze chłodno, idealnie na bieganie lub spacer z psem. W zeszłym roku kilka razy z kumplem chodziłem o 7 albo 8 rano na boisko. Cos pięknego ;)

Jestem trochę nieśmiały, zwłaszcza przy zawieraniu nowych znajomości. Nie czuje się wtedy pewnie, ale gdy już poznam jakąś osobę z reguły staje się bardziej pewny siebie i bardziej otwarty. Dotyczy to zwłaszcza dziewczyn/kobiet ale tez czasami mężczyzn.

Nie lubię gdy ktoś się spóźnia. Nienawidzę tego. Staram się być punktualny. Przez całą moją edukację- podstawówkę, gimnazjum i liceum ani razu nie zaspałem na lekcje (pewnie i tak nikt mi nie uwierzy…). Punktualność to moim zdaniem bardzo ważna rzecz, trudna do realizowania dla kogoś, kto tego nie widzi.

Jestem dziecinny, to fakt. Daleko mi do poważnego człowieka. Lubię się wygłupiać, lubię czasami pośmiać się z siebie. Wydaje mi się, że nie jest to wada. A nawet jeśli- taki już jestem.


Mój kapelusz. Towarzyszy mi na każdej wycieczce, wędrówce, wyjeździe itd. Bardzo często noszę go na spacerach, na rower czy też tak po prostu jadąc po zakupy. Może to zafascynowanie Indianą Jonesem, gdy byłem mały, sprawiło, ze się z nim nie rozstaje? Nie wiem. Moja była dziewczyna mówiła, że mam na jego punkcie fioła, cokolwiek to znaczy. Wielu ludzi uważa, że jest on niemodny, nieciekawy, nieużyteczny, brzydki itp. Mi to nie przeszkadza ;) Kupiłem go 3 albo 4 lata temu. Oto mój kapelusz:

Obrazek


Narty. Są ściśle związane z górami (literka „G”), może dlatego je tak bardzo polubiłem? Nie jestem żadnym wyczynowcem, powiedziałbym wręcz, że żółtodziobem narciarskim. Mimo tego uwielbiam ten sport. Jak wcześniej pisałem do gór mam spory kawał, więc w roku mam naprawdę niewiele okazji by pojeździć (można by policzyć przy użyciu jednego palca). Mimo tego, bardzo lubię ten sport. W przyszłości chciałbym pokonywać coraz to trudniejsze trasy. W zeszłym roku przez przypadek wjechałem na trasę „czarną” (najtrudniejsza) i musze przyznać, że była to dla mnie walka o przeżycie. Parę razy się wywracałem i gubiłem narty, które zjeżdżały. Jednak przetrwałem i się nie zniechęciłem :)


O kurde… Nie wiem co tu napisać. To może powiem coś o moich ulubionych sposobach odpoczynku. Najbardziej lubię pójść z kolegami na boisko i pograć w piłkę. To mnie najbardziej relaksuje. Gdy nie jestem w stanie zebrać 10 kumpli na mecz, biorę 3-4 i gramy w olimpiadę czyli wykonywanie rzutów wolnych z różnych oznaczonych miejsc. Każdy broni, każdy strzela. Tez graliście w takie coś?
Innym sposobem na relaks jest bieganie z moim psem (literka „B”). Generalnie wysiłek fizyczny, to dla mnie najlepszy sposób na odpoczynek. Oczywiście nie mówię tutaj o przekopywaniu ogródka (co dzisiaj robiłem cały dzień…).


Pociągi to moja dawna pasja. Zbierałem pocztówki, znaczki, zdjęcia z lokomotywami. Nadal fascynują mnie parowozy. Lubię odwiedzać skanseny i muzea, a także „zaliczać” na stacjach parowozy ciągnące pociągi specjalne, to znaczy nie planowe a z okazji różnych imprez hobbystów.

Miałem makietę z elektryczną, metalową kolejką. Niestety została ona zniszczona pewnego dnia przez moje kuzynostwo i przeze mnie (miałem 6 lat). Sam nie dałbym (wtedy!) rady jej odbudować, a z powodu braku czasu mojego ojca została ona wyrzucona. Było to jakieś 12 lat temu. Bardzo żałuję, że nie zachowałem torów czy budynków. Teraz gdybym chciał zbudować taka makietę od zera, byłoby to bardzo kosztowne. Gdybym miał chociaż odzyskane tory, pewnie przyspieszyłoby to budowę. Moi m marzeniem jest zbudowanie dużej makiety w piwnicy. Na razie z braku czasu, a przede wszystkim ze względu na wysokie koszty kolejek, torów i innych akcesoriów jest to tylko marzenie. Może kiedyś?

Pociągami interesuję się od kiedy pamiętam. Miałem dziadka kolejarza, 2 pradziadków kolejarzy. Gdy byłem mały prawie codziennie jeździłem z dziadkiem pociągiem do miasta obok Kaczor. Teraz ta pasja trochę się zmniejszyła, jednak nadal marzę o kolejce.


Rodzina jest dla mnie bardzo ważna. Mam 11-letnią siostrę Juliannę. Mieszkam w domu z rodzicami, oczywiście siostrą i babcią. Babcia to dla mnie jedna ze wspanialszych osób na świecie. Zawsze staje po mojej stronie w zatargach z mamą. Nikt inny nie robi takich pysznych śniadań jak ona i obiadów gdy wracam (wracałem) ze szkoły. Tak naprawdę doceniam to dopiero teraz, bo kiedyś pyszny obiad 10 minut po tym, jak przychodziłem do domu, był dla mnie czymś normalnym. W ogóle ten alfabet pozwala mi spojrzeć na niektóre, może i drobne, sprawy z zupełnie nowej strony. No i jeszcze chyba „najważniejsza” ( :D ) sprawa- jak nie mam od kogo pożyczyć kasy, to zawsze babcia zostaje ostatnią deską ratunku. Oczywiście do rodziny zaliczam również Berniego (literka „B”).


stahoo czyli moja formowa ksywka. Na Juvepoland trafiłem jakoś w 2004 roku. Przez 2 lata byłem biernym użytkownikiem. Latem 2006 roku postanowiłem się zarejestrować. Bardzo ciekawie rozpocząłem przygodę z Wami.

Na zadane pytanie: „Dlaczego Włosi Graja w niebieskich koszulkach?” bardzo rzeczowo odpowiedziałem, że niebieski to ładny kolor.

Niejaki Ulisses bardzo szybko mnie „wykartkował”. Tutaj macie link do tego tematu

Obecnie forum jest dla mnie bardzo ważnym miejscem w Internecie. Po sprawdzeniu poczty, pierwsze co robię to wbijam na JP. Dyskusje, kłótnie, walki, dogryzanie sobie nawzajem to naprawdę piękna rzecz ;) To forum ma naprawdę klimat. Ktoś pisał, że kiedyś było lepiej. Może, ja forum zacząłem czytać może w 2005 może w 2006 roku. I myślę, że nie jest źle. Cześć forumowiczów w tym czasie się zmieniła, przyszli nowi, wcale nie słabsi. Mam nadzieje, że forum będzie się dalej rozwijać.


Trawa. Bardzo lubię zapach trawy :D Ale takiej świeżo skoszonej. Jestem bardzo wielkim przeciwnikiem wszelkiego rodzaju używek (nie licząc alkoholu). Nie znoszę zapachu papierosów. Jest to dla mnie głupota Niszczyc sobie zdrowie (sorry, palący). Nie wyobrażam sobie, żeby moja dziewczyna, a później żona mogła palić. To samo tyczy się palenia różnego rodzaju marihuanek. Dla mnie to głupota. Dobija mnie, jak niektórzy moi znajomi palili to świństwo co drugi dzień i przychodzili skuci do szkoły.


Ulubione:

-film: kilka ich jest. Na pewno „Tylko dla orłów”, „Raiders of The Lost Ark” czyli Indiana Jones (uważam, że polski tytuł głupio brzmi) oraz „Park Jurajski”.
-aktor i aktorka: Harrison Ford oraz hmmm… no właśnie… a niech będzie Angelina Jolie.
-bohater filmowy: Indiana Jones
-książka: „Winnetou”, „Harry Potter” oraz ostatnio trylogia „Dziedzictwo” (potocznie nazywana Eragon 1,2,3)
-bohater literacki: Old Shatterhand z „Winnetou”
-piosenka: nie mam
-piosenkarz/piosenkarka: nie mam
-napój: 7up, soki owocowe, Powerade
-%: piwo z sokiem malinowym
-potrawa: Uwielbiam (niestety) wszelkiego rodzaju Fast-food, w tym szczególnie frytki. Lubie też spaghetti, pizzę, ostro przyprawiony ryż domowej roboty. Nic ciekawego tutaj nie napiszę, bo nie jestem wielkim smakoszem.
-deser: sorbet owocowy i Mc Flurrry w Mc Donaldzie.
-kolor: niebieski
-liczba: 23 i 13
-sport: piłka nożna ……….nic……….narty, pływanie, rower, bieganie, kajak, tenis stołowy, wycieczki w góry.



Wiara. Jestem osobą wierzącą. Zostałem tak wychowany i nie uważam by było to coś wstydliwego czy też dziwnego (choć niektórzy mogą dojść do takiego wniosku w dzisiejszych czasach). Staram się żyć w zgodzie z moimi przekonaniami, choć przyznam, że nie jestem w 100% dobrym katolikiem. Na niektóre sprawy, mam inne poglądy niż te „narzucane” przez księdza.

Śmieszą mnie ludzie, którzy chodzą do kościoła „bo mama kazała”. Wkurzają mnie ludzie mówiący „Boga nie ma!”. Ok., to ich zdanie, ale czy nie można powiedzieć „Uważam, że… itd.”. Nie rozumiem również takich, którzy uważają się za wierzących, a przy byle okazji „jeżdżą po kościele i po innych wierzących”… Niestety, takich hipokrytów również spotkałem w swoim życiu.

Uważam, że w wierze również trzeba zachować pewien umiar, by nie doszło do skrajnego fanatyzmu (Rydzyki i te sprawy). Wiara może być bardzo fajną rzeczą, uspokajającą psychicznie, mogę wręcz powiedzieć z autopsji, że może być sposobem na uspokojenie się wewnętrzne, przezwyciężenie strachu (przed maturą! :D ). Serio.


Yyyyy… Tak, tak… Nic tutaj nie wymyśle, więc po prostu nie będę pisał na siłę. Zapraszam do literki „Z” czyli zakończenia mojego alfabetu ;).

Zakończenie. Jeżeli przeczytałeś wszystko- gratuluje! Musiałeś momentami się nieźle nudzić, ale mam nadzieje, że niektóre literki Ci się spodobały. Myślę, że stahoo się przed Wami trochę odsłonił. Myślę, że mnie trochę lepiej teraz poznaliście. Jeszcze raz dzięki, że daliście mi możliwość napisania tego hmm… „alfabetu życia”. Jeżeli chcesz, drogi czytelniku, porozmawiać ze mną na jakiś temat, z Juve na czele, zapraszam na gadu – gadu : 10983229.

Na koniec trochę statystyki. Do napisania alfabetu zużyłem 16 282 litery. Alfabet zawiera 2989 wyrazów. Pisałem go przez 6 dni, na przestrzeni około 11 godzin.
Ostatnio zmieniony 02 lipca 2013, 20:40 przez stahoo, łącznie zmieniany 3 razy.


Łukasz

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 13 października 2002
Posty: 4350
Rejestracja: 13 października 2002

Nieprzeczytany post 30 maja 2009, 11:45

A
Aproksymalna kwintencja neowariantowości prominowanej, z niedostatecznym współczynnikiem kocydelacji heterosceptycznej. Najciekawsze zdanie jakie w życiu usłyszałem.

Ą
„Ą” jak Ąbstynencja. To znaczy abstynencja (przyznaję, nie chciałem dublować „a”). Nie piję alkoholu pod żadną postacią. Z co najmniej kilku względów. Stricte ideologicznym powodem jest to, że dziwnym wydaje mi się wywoływanie sztucznej wesołości, sztucznego rozluźnienia związkami chemicznymi. Ale jak ktoś to lubi – proszę bardzo, jego wola.

B
Bareja – Stanisław. Geniusz. Każdy kto rozumie wielopłaszczyznowego „Misia”, „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”, każdy kto nie traktuje „Bruneta wieczorowa porą” jako jedynie komedii z wątkiem kryminalnym, wie o co chodzi. Znakomite, na wskroś przeintelektualizowane dialogi (mimo pozornej prostoty), absurd posunięty do granic możliwości. Słowem: Monty Phyton w opakowaniu zastępczym. No cóż, takie czasy były. A choć czasy się zmieniły – mentalność ludzka nie. Wszechobecne bareizmy są – ku memu zadowoleniu – wiecznie żywe

C
„Chłopaki nie płaczą”. Może i to podróba „Pulp Fiction”. Ale polska, a „wszystko co polskie jest dobre, lepsze”. Nie wiem, ile razy oglądałem ten film, ale gwarantuję, że wiele i dość często posługuje się w życiu codziennym genialnymi dialogami zeń. Doskonałe dzieło.


Ć
Ćwierkają wróbelki, że media mają się coraz gorzej. Fakt, komercjalizacja postępuje i to przykre. Włączam telewizor i chce mi się płakać... Gwiazdy znane tylko z tego, że są znane. Rzygam tymi wszystkimi „Tańcami z gwiazdami” i tym podobnymi.
W sporcie – jak sami wiecie – jest to samo. Dlatego po stokroć wolę błyskotliwego redaktora gazety lokalnej (pozdrowienia dla pana Pawła Jarząbka), niż świecącego zębami Maćka Kurzajewskiego, który nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Interesuję się mediami, również z racji studiów, i szczerze nad tym wszystkim ubolewam.
Media to też Inernet, to też juvepoland, twór Martina które pamiętam jeszcze jako juventus.soccer.com.pl. Forum, od którego jestem uzależniony.

D
Tu musi pojawić się Dżem. Po prostu musi. Tam dalej będzie o muzyce, będzie o bluesie i będzie o Styce (uprzedzam nieco fakty), ale Dżem musi mieć swoją literkę. Bo to zespół niezwykły, niezwykły pod każdym względem, to zjawisko w historii polskiej muzyki. To fenomen muzyczny, znakomity (nie tylko, bo mamy tu też elementy country, reggae, hard rocka, funky) bluesowy zespół, to fenomen obyczajowy, bo kolejne pokolenia słuchaczy fascynują się tym tworem, to wreszcie fenomen Ryśka Riedla, na wskroś prawdziwego charyzmatycznego lidera, hipisowskiego półboga. Jestem przekonany, że gdyby Dżem powstał w kraju anglojęzycznym, gdyby angielski był rodzimym językiem Riedla, wymienialibyśmy dziś tę kapelę jednym tchem obok The Doors czy Queen.
A „Detox” i „Cegła” to moim zdaniem dwie najlepsze płyty w historii polskiej muzyki w ogóle.

Dżem wciąż nagrywa (niestety), wciąż koncertuje (na szczęście), ale nie jest już tak apetyczny jak w latach swojej świetności(84-94). Stracił swoją świeżość i niepowtarzalny smak, choć wciąż jest zjadliwy.

E
Ej, Ty! Umiesz gotować?
Krótka lekcja w wykonaniu pana, co tylko wąs miał fajny. I nie jest to Kurt Scheller.

Ę
Na „ę” nic nie ma, więc będzie trochę luźnych myśli.
Nie rozumiem... – wielu rzeczy. W liceum nie rozumiałem indukcji matematycznej i konieczności nauki chemii, długo nie rozumiałem ludzi, którzy obwieszają się złotymi łańcuchami, noszą złote zegarki (teraz wiem, że to pozostałość po ludziach pierwotnych: noszenie dobytku na sobie), nie lubię szpanu, „lansu”, słów: „beka”, „brechty” i „polewa”, nienawidzę chodzić w garniturze.
Cieszy mnie różnorodność. Fajnie, że ludzie się od siebie różnią. Szkoda tylko, że nie wszyscy kierują się rozumem, byłoby jeszcze fajniej. No ale cóż - życie: niektórzy po prostu nie mają odpowiednich narzędzi.
Wierzę jednocześnie w Boga (lecz katolik chyba ze mnie marny – brzydzę się przepychem Lichenia i mam odrębne od Kościołowego zdanie w wielu kwestiach) i w prawa Murphy'ego. Nie potrafię oglądać horrorów, zawsze się śmieję i szukam niedociągnięć w fabule. Nie rozumiem jazzu, ale lubię przy nim spożywać potrawy. Nie lubię imprez, wesel (wiwat bigos, Krawczyk i Bayer Full!) i wszelkiego rodzaju spędów. No, za wyjątkiem koncertów, na których bywam dość często. Moją książką-biblią jest „Paragraf 22” (pacyfizm+czarny humor+nieustająca ironia+wielopłaszczyznowość).
Lubię, a raczej lubiewam oglądać Polską Ligę Siatkówki.
Tyle.

F
Floyd – samo nie znaczy nic. Pink – również. Pink Floyd – znaczy wiele. Mógłbym się tu rozwodzić nad kolejnymi doskonałymi concept-albumami, nad niesamowitym duchem, jaki unosił się nad zespołem, nad geniuszem ponadczasowością tego projektu. Nie będę jednak.
Niechże za to wszystko posłuży to:
Obrazek
Płyta – życie.

G
Gitara, gitarzyści – niezwykły, magiczny instrument. Stworzony przez Boga, czy szatana – to nie ma znaczenia. Sam trochę brzdąkam, bardziej mniej niż bardziej, ale to też nie ma znaczenia.
Faktem jest, że tacy panowie jak David Gilmour, Jimmi Page, Tony Iommi czy nasz genialny Jurek Styczyński, dzięki temu jak grają, nie wydają się być zwykłymi ludźmi... Wydają się być czymś pomiędzy. Wydają się być kapłanami, łącznikami pomiędzy tym, a tamtym światem.
Optymistycznie zakładając, że tamten istnieje.

Dobre solo, to podstawa. I nie mylić tego z pitu-pitu szybkostrzelnych Hammettów i im podobnych. Nie chodzi o szybkość, to nie bieg na setkę.
Moje ulubione solo polskie i niepolskie

H
Humor. Esencja życia. Lubię się śmiać, nawet bardzo. Mam dość prześmiewczą postawę do rzeczywistości. Absurdalnej rzeczywistości, bo tak ją postrzegam. Kocham absurd, dowcip sytuacyjny, zabawę słowem. No.

I
Inteligencja – najważniejsza cecha człowieka. I nie jest to równoznaczne z oczytaniem/mądrością/czymolwiek innym. Inteligencja to bystrość, szybkość rozumienia. Nie mam pojęcia czy inteligencję się nabywa, czy się z nią rodzi, ale niestety na świecie jest dużo jednostek, którym to pojęcie jest obce (tzw. hardkorów w rozumieniu negatywnym).

J
Język polski – lubię. Od dziecka. Nawet bardzo. Stąd ta moja czepliwość odnośnie ortografii. Bo szkoda kaleczyć „ojczystą naszą mowę co kwitnęła nam przed laty”.
Jeśli ktoś chce się przkonać o genialności polskiego słowa: polecam. Obraz można zaśpiewać.

K
K jak ...humor. A dokładniej jak kabaret.
Jest kilka kaberetów, które cenię, ale ponad nimi stoi Kabaret. Kabaret Moralnego Niepokoju.
KMN – czyli Robert Górski, Mikołaj Cieślak, Kasia Pakosińska, Przemek Borkowski i Rafał Zbieć. Twór, bez którego – jak domniemywam – nie potrafiłbym żyć. Moralny, którego wszystkie skecze znam na wskroś, z czasem stał się częścią mnie, jest bardzo głęboko zakorzeniony w mojej świadomości i podświadomości, jak sądzę. Samego Górala, twórcy praktycznie całego obszernego repertuaru, uważam za czołowego polskiego intelektualistę. Skecze KMN zawsze mają jakieś drugie dno, a błyskotliwy Górson jest naprawdę świetnym obserwatorem rzeczywistości i znakomicie wychwytuje przywary Polaków, których jak wiemy nie brakuje. Szkoda, że mniej kumate jednostki widzą w nim tylko „śmiesznego pana z kabaretu”.
Ech który by tu skecz... Kocham absolutnie wszystkie. Może ten
Trochę o KMN – dla nieświadomych [nie]istotnych szczegółów.

Lubiłem też bardzo już nieistniejący krakowski kabaret „Po żarcie” Maćka Stuhra, co ciekawe powstały w tym samym czasie, co warszawski KMN, tyle że w drugim polskim centrum intelektualnym. Maciek i spółka bazowali na podobnym dowcipie. Właśnie takim, jaki lubię. Jednak niczym dobry zespół rockowy szybko się rozpadli.
Niewiele się w necie z ich twórczości ostało...

Acha, lubię też kabaret rockowy. Z pod znaku Piersi i Kur.

L
LEM ."W ostatnim czasie pojawiły się głosy podające w wątpliwość autorstwo pism Tichego. Prasa podawała, jakoby Tichy posługiwał się czyjąś pomocą, a nawet jakoby nie istniał, dzieła zaś jego stworzyć miało urządzenie określane jako tak zwany Lem. W myśl pewnych skrajnych wersji "Lem" ma być nawet człowiekiem. Otóż każdy (...) wie, że LEM jest to skrót nazwy LUNAR EXCURSION MODULE, czyli eksploracyjnego pojemnika księżycowego, który był budowany w USA w ramach "Projektu Apollo" (...). O żadnym innym LEMie nic nie wiadomo."

Ł
Łukasz – Nick, imię. Szanowni moi rodzice chcieli mi dać Ziemowit (genialny pomysł ojca) lub Rajmund (cudowny koncept matki). Więc i tak dobrze wyszło. Nie wiem, skąd ludziom biorą się w głowach tak głupie pomysły?!

M
Muzyka
Wiem, tą „emką” nikogo nie zaskoczyłem. No chyba, że ktoś spodziewał się „M jak Miłość”, wtedy tak. Muzyka odgrywa w moim życiu ogromną rolę, jest chyba tuż zaraz za piłką nożną. Ciężko byłoby żyć bez muzyki (bez „M jak miłość” łatwiej). Ze słuchawkami na uszach świat „nabiera rumieńców” że pozwolę sobie użyć tej jakże kwiecistej, epatującej paletą barw metafory.
„W wolnych chwilach lubię posłuchać dobrej muzyki i obejrzeć dobry film” - nie lubię takich tekstów. Co to znaczy? Jaka muzyka jest „dobra”? Nie istnieje coś takiego jak dobra muzyka. Nie to jest dobre, co jest dobre, ale co się komu podoba. A jedni lubią Chopina, a inni Boys.
Słucham sporo muzyki, głównie bluesa i hard rocka. Bo mi się podoba.
Blues to niszowy gatunek muzyczny. Schematyczny, przewidywalny, monotonny, słowem – nudny. I to jest w nim znakomite. Ja się lubię nudzić, a ożywcze popisy instrumentalistów, o które w tym gatunku nietrudno, dają w połączeniu ze „stojącym w miejscu” podkładem niesamowity efekt. Nie lubię jednak każdego bluesa, drażni mnie blues chicagowski (taki, jaki można usłyszeć choćby w Blues Brothers), lubię Joe Bonamassę, Gary'ego Moore'a i wszystko co gdzieś tam w bluesie ma swoje korzenie (stąd pewnie hard rock & Pink Floyd); uwielbiam „bluesa Nalepowskiego”, z tymi dziwnymi składniowo i gramatycznie (nagromadzenie zaimków pod koniec zdań) poetyckimi jesiennymi tekstami Loebla. W ogóle lubię polski blues.

Trochę było o bluesie, teraz więc trochę o hard rocku. Zacznijmy od tego, że denerwuje mnie zamienne stosowanie pojęć hard rock i heavy metal. Dla mnie hm zaczyna się gdzieś od Iron Maiden (Krzykliwy wokal + szybkie tempa) i w przeciwieństwie do hard rocka nie ma bezpośrednich związków z bluesem. Jasne że pewne podwaliny pod takie granie dały Deep Purple („Highway Star”!) czy Black Sabbath („Children of the Grave”), to grupy będące protoplastami gatunku, ale ciężko mówić o nich jako o heavymetalowych (nawet w przypadku Sabbathów z Dio). Ale już mniejsza o to, bo to walka z wiatrakami... Dodam tylko że niezmiernie mnie bawi, gdy ktoś pisze, że Led Zeppelin, czy Guns 'N' Roses to kapele heavymetalowe.
Więc hard rock. Uwielbiam wymieniane już tu Black Sabbath i Led Zeppelin (o czym będzie dalej). Zespoły znakomite całodyskografiowo (fajny neologizm), zespoły odkrywcze, zespoły genialne. Nikt nie grał tak ani przed nimi, ani po nich, choć próbowało wielu, szczególnie w przypadku Ołowianego Sterowca. Dośc powiedzieć, że w latach 80, w czasach tak zwanego pudelmetalu (hair metal) naśladowali ich – mniej lub bardziej – wszyscy (Badlands, Kingdom Come), a David Coverdale, wokalista Whitesnake określony został przez Planta mianem Coverversion. Jako że i Led Zepp, i Black Sabbath mają swoje posty, dam coś innego. Proszę:
Typowo hardrockowy kawałek
Nietypowo hardrockowy kawałek (brawa dla pana Jake'a E. Lee, niewielu zdecydowało się oprzeć hardrockowy kawałek na funkowym riffie)

Poza tym lubię muzykę z lat 80/90. Polską i niepolską. W ogóle lubię muzykę. I to różną. Pod warunkiem, że w sobie coś ma.

N
Nienacki Zbigniew. Trockista, ormowiec i przy tym znakomity pisarz. Wychowałem się na „Panu Samochodziku”, każdą z czternastu części przeczytałem jako dzieciak średnio 5-7 razy. Znakomita seria, zaprawdę. Znakomita i znakomicie napisana/skonstruowana. W tej chwili – co ciekawe – jest kontynuowana i doczekała się już 98(!) części. Niestety kontynuatorzy (a jest ich kilku lub nawet kilkunastu) nie docenili kunsztu mistrza i następcą na wskroś pierdołowatego głównego bohatera ze swoim pokracznym, ale niezwykłym wehikułem, został polski odpowiednik Jamesa Bonda – doskonale zbudowany, dysponujący wszelkimi możliwymi gadżetami technicznymi napakowany amant. Barbarzyństwo! Jak można było zniszczyć tak barwną postać i zastąpić ją takim bublem...
Znak czasów. P... arszywa komercja.

Ń
sromotni kobziarze

O
O ping-pongu będzie.
Ping-pong – czyli inaczej tenis stołowy. Interesuje się, trochę gram (od małego – z marnym skutkiem). Niektórzy uważają, że to taki śmieszny sport polegający na przebijaniu piłeczki za siateczkę. Otóż nie. Profesjonalny ping-pong (zapewne wielu z was się z nim zetknęło, bo pomimo że to mało medialny sport, jest bardzo popularny), to litry potu na treningach, to taktyka, to gra wymagająca świetnej głowy. I to nie tylko jeśli chodzi właśnie o taktykę, ale przede wszystkim – stres. Ping-pong uznawany jest za jeden z najbardziej stresogennych sportów, o czym mógłby coś zapewne powiedzieć ś.p. Andrzej Grubba. Mógłby, gdyby z nami był.
Waldner, Saive Boll – fajnie się ogląda wielki tenis. Ale i tak zawsze wygrywają Chińczycy (ostatnio na mistrzostwach świata zdobyli medale we !wszystkich! kategoriach). Cóż, tak to u nich wygląda. Jesteś dobry – grasz w ping-ponga. Nie – robisz coś innego. A trenują wszyscy.


Ó
Ów kraj mój – Polska. Lubię Polskę, bo to kraj absurdu. Cieszę się że jestem Polakiem (jak popatrzę na Białoruś, to się jeszcze bardziej cieszę).
A najbardziej z tego wszystkiego kocham Mazury. Mazury – stąd pochodzę i najchętniej tu spędzałbym czas. Lasy, jeziora, domy z czerwonej cegły... To wszystko we mnie gdzieś siedzi i zawsze do tego tęsknię. Otóż i moja rodzinna miejscowość – Gawliki Wielkie. Mała, ale malowniczo położona wioska niedaleko Giżycka.
Sami spójrzcie, jak można nie kochać Mazur?
http://i42.tinypic.com/33em13a.jpg
http://i43.tinypic.com/2ik83ly.jpg
http://i44.tinypic.com/10y2td2.jpg
http://i44.tinypic.com/wjzz9w.jpg
http://i40.tinypic.com/33bn2f8.jpg

P
Pandżu Sziru – nie mam pojęcia, gdzie to jest

Q
QQRQ! Zdeklaruję mniej więcej swoje podejście do świata. Pacyfista i liberał. Tak mi się wydaje. Choć pewnie nie do końca.
Pacyfista – no, prawie. Nie sprzeciwiam się wojnie obronnej. Ale jakakolwiek agresja jest dla mnie niezrozumiała. Brzydzę się wojskiem i wszystkim co z nim związane, chyba nigdy nie założę na siebie koszulki moro. Nie rozumiem w ogóle sensu istnienia tej instytucji, tym bardziej w naszym przypadku, bo taka Rosja, gdyby tylko chciała, zajęłaby nas bez problemu. Ale cóż...
Teraz na szczęście dożyliśmy czasów, że wojsko mamy zawodowe, nie tak jak kiedyś. Fajnie, niech zawodowo gotują grochówkę na wszelakiej maści festynach.
Liberał – też pewnie niezupełnie. Wydawało mi się zawsze, że jestem raczej liberalny: rób wszystko, dopóki nie robisz komuś krzywdy. Podejrzewam jednak, że gdybym wszedł w polemikę z Juve Masterem i madmo okazałoby się, że to co nazywam liberalizmem, jest tak naprawdę czym innym, a sam liberalizm jest (bla, bla, bla)...

R
„Różowe lata siedemdziesiąte”. Serial. Świetny, w przeciwieństwie do „różowych lasek” – jak dla mnie są zupełnie aseksualne.

S
Sabbath. Black Sabbath. Tępe, ciężkie, proste, ale zarazem melodyjne riffy Iommiego (ktoś kiedyś powiedział, że jeśli by stworzyć ranking na 100 najlepszych riffów wszech czasów, Iommi zająłby pierwsze 99 miejsc, a dalej byłby Blackmore ze „Smoke on the Water”; coś w tym jest) w połączeniu z charakterystycznym wokalem (i charakterystyczną osobowością) półidioty Ozzy'ego Osbourna + bardzo fajne, przepojone grozą, teksty świetnego skądinąd basisty – Geezera Buttlera dały pewien spójny klimat. Co więcej, uwielbiam również Sabbathów w drugim wcieleniu, z genialnym, niedoścignionym wokalnie Ronniem Jamesem Dio. To tak naprawdę zupełnie inny zespół, wokal się zmienił, riffy się zagęściły, Iommi zaczął lepiej grać. To inny zespół, ale równie znakomity, co pokazują płyty Heaven&Hell, Mob Rules, Dehumanizer.

Ś
Obrazek
Świnka skarbonka. Odziedziczona po dziadku, rocznik 1990. Jak odpadnie mi koło/wypadnie mi silnik/dojdę do 120tys. przestanę go reanimować. Kupię sobie coś normalnego.

T
Trzeba wspomnieć o najistotniejszym. O sztuce.
Sztuka – ulubiony artysta? Hmm... Zawsze imponował mi „Sąd ostateczny” Memlinga (tak ładnie komponował się z „Heaven and Hell” Sabathów...), ale nie o tym tu będzie.
Marcello Lippi. Tak. Futbol postrzegam w kategorii sztuki, a Grande Marcello uważam za największego artystę. W piłce nie ma nic piękniejszego niż "włoska gra". Spryt, inteligencja, taktyka, technika, determinacja, dynamika, kontry... O to chodzi. Tak prezentują się drużyny Lippiego. Tak grało genialne Juve z sez 02/03, z Tachinardim, który harował w defensywie jak wół, nie zawsze grając czysto, z Nedvedem który biegał za czterech, z magicznym Del Piero, który myślał, widział, ...mógł. Cała tamta jedenastka, chyba już na zawsze pozostanie mi w pamięci. Nie mniejszym sentymentem darzę Mistrzów Świata z 2006 roku. Dla mnie to największe dzieła Mistrza.
Fascynująco piękna w futbolu jest różnorodność. Różnorodność, która stanowi o jego sile. Mimo tylu zmian na przestrzeni lat: w taktyce, w systemie szkolenia itp, mimo tego, że piłka nieustannie ewoluuje, wciąż Włosi grają jak Włosi, Brazylijczycy, jak Brazylijczycy, a Anglicy, jak Anglicy.

U
Upór, upierdliwość – dwie cechy, które odziedziczyłem po szanownych rodzicielach.
Swojego uporu sam się czasem boję. Łapię się na tym, że idę w zaparte, mimo że czasem nawet mogę nie mieć racji. To po mamie. Staram się to kontrolować, ale nie zawsze wychodzi.
Upierdliwość – to zaś po tacie. Ech... Sami chyba czasem to czujecie na forum. Cóż geny. A może „syndrom sztokholmski”?

Zawsze zastanawiałem się jaka jest semantyczna różnica znaczeniowa pomiędzy uporem, konsekwencją, determinacją. Do dziś nie wiem.
:wink:

V
Victoria. Zwycięstwo. Taka „v” co to ją pokazywał niegdyś Bolesław zwany przez jednych Chrobrym, zaś przez innych Krzywoustym.
Cel rywalizacji.
Właśnie po to powstał Husarski Klub Sportowy „Odlew” Poznań i Nieoficjalny Nieformalny Klub Sportowy „Gawlik” Gawliki Wielkie (ten ostatni istnieje jako idea tylko w umysłach niektórych zawodników).
No dobra, nie po to. Niektórzy po prostu lubią grać dla przyjemności.

W
Wolność – ułuda, ale jaka piękna...
http://w88.wrzuta.pl/audio/1qKLsAefn1b/ ... ad_zmienny
[pozdrowienia dla fanów AC/DC]

X
Już kilka literek mam wykorzystanych więc będzie pod tą. Bo „X” jednoznacznie kojarzy się z Internetem. Więc będzie o necie. Jestem przekonany, że niczym płaska ziemia na krokodylu, Internet opiera się na trzech filarach. Bash, joemonster, nonsensopedia. Podejrzewam, że brak jednego z tych serwisów doprowadziłby do internetowego Armagedonu. Na szczęście są. I dobrze, bo paradoksalnie nonsensopedia wydaje się być czasem bardziej wiarygodna od wikipedii.

Y
Yyyy... - taki popularny nerwowy przerywnik. O czym by tu teraz... Hmm... Na &#8222;y&#8221; to tylko yetiego kojarzę... Ale nie będzie o nim. Remi Gaillard &#8211; porąbany Francuz. Niezwykle barwna postać. Hardkor, w pozytywnym tego słowa znaczeniu (nie mylić z <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> włażącym po piorunochronie/urywającym jej od Internetu).

Z
Zeppelin. Led Zeppelin, zwany też Led Zepp. Po polsku &#8211; ołowiany sterowiec. Dużo by pisać. Ekstatyczne krzyki Planta, połamane riffy zafascynowanego okultyzmem Page'a, szczypta tajemniczości i orientu, no i do tego niepowtarzalna sekcja. Niepowtarzalny zespół. Najlepszy.
Specjalnie dla Was: najpiękniejszy blues świata.

Ź
Źdźbło
Jeśli ktoś doszedł aż tutaj &#8211; gratuluję, to już końcówka tych dyrdymałów i herezji (jak mawiała moja nauczycielka od j. niemieckiego w liceum).

Ż
Życiowe motto mojego kolegi: wdupietomam. Czasem się stosuję.

Przepraszam tych, którzy spodziewali się czegoś więcej, czegoś głębszego, czegoś lepszego. Pzrepraszam wszystkich za niedociągnięcia i milijon męczących linków, które najpierw otwieraliście z ciekawości, a potem olewaliście, mając już tej mulitmiedialności dość. Przepraszam, za zmarnowanie czasu. Przepraszam, ale tak być musiało. Co złego, to Jerzy Urban.


Ale, Alex, Alessandro. DEL PIERO!

http://wsamookno.bloog.pl
Mati

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 15 kwietnia 2004
Posty: 1070
Rejestracja: 15 kwietnia 2004

Nieprzeczytany post 09 czerwca 2009, 22:00

Czytanie proponuję rozpocząć od literki M, gdzie opisałem siebie w kilku słowach, potem możecie tu wrócić i kontynuować.

Alkohol
Jestem spokojnym człowiekiem, i czasami znajomi którzy pierwszy raz widzą mnie pijącego bardzo się dziwią. A ja się nie dziwię się, uważam, że wszystko jest dla ludzi :). Może narażę się mojemu poprzednikowi w tym temacie - Łukaszowi - ale myślę, że picie z umiarem to nic złego. Owszem zdarzyło mi się przeholować raz, może dwa, i to faktycznie było głupie. Były to jednak sporadyczne przypadki, których w sumie żałuję, jednak teraz wiem jak to wygląda i będę mądrzejszy w przyszłości. Trzeba też wiedzieć po co się pije, bo samo picie dla picia jest moim zdaniem bez sensu, znam przypadki, że znajomi zafascynowani byli nie tym, że idą pogadać z kumplami, a po prostu tym, że idą się napić... Alkohol powinien być ewentualnie tylko dodatkiem.
Nienawidzę wina, zraziłem się kiedyś i chyba już się nie napiję :P. Nie pogardzę za to dobrym piwem, wódkę zdarza mi się pić, ale tylko okazyjnie. Podkreślę jeszcze, że irytuje mnie widok pijanych małolatów, osobiście pierwszy alkohol wypiłem w wieku 17 lat. Nie lubię też, jak ktoś się chwali ile potrafi wypić, takie konkursy są żałosne ;]
Ulubione marki: Lech, Maximus


Ąę
ĄĘ, czyli partia Ędwarda Ąckiego. Swojego czasu trochę obawiałem się, że naprawdę wystartują w wyborach, ale skoro nie zabrnęli tak daleko, to nadal mogę się z nich, a właściwie z niego śmiać. Nawiązując już do całego programu Szymon Majewski Show, kiedyś był zdecydowanie lepszy niż ostatnio, jednak nadal jest moim zdaniem niezły. Najbardziej śmieszą mnie spontaniczne komentarze Szymona, a nie wyreżyserowane żarty. Podoba mi się również to, że Majewski choć robi z siebie głupka, to raczej nie obraża ludzi. A na przykład Kuba Wojewódzki wręcz przeciwnie, i nie wyobrażam sobie mojej rozmowy z nim.
Sam Ędward Ącki jest bardzo ciekawą postacią, kto nie widział, polecam jego wystąpienia w Sejmie, czy na różnych galach. Gdy Ącki występował w "kawie na ławie", nie mogłem sie pozbierać z podłogi :).


Ball dragon
A właściwie, w odwrotnej kolejności ;). Jest to jedyne anime, które oglądałem. Pamiętam, miałem może z dziesięć lat i całe osiedle oglądało Dragon Balla, a ja nie miałem TVNu. Denerwowało mnie to, że godzinę przed emisją, jak i godzinę po emisji kolejnego odcinka, nikt ze znajomych nie rozmawiał o niczym innym, a ja nie byłem w temacie. Później jakoś tak się potoczyło, że "zdobyłem" dostęp do TVN, obejrzałem raz, dwa i mi się spodobało. To była jedyna "bajka", którą oglądałem już później z fascynacją, nie mogąc się nigdy doczekać kolejnego odcinka. Losy Goku, Gohana, Piccolo czy Krilana były mi bardzo bliskie, i do dziś darzę to anime dużym sentymentem :). Ile ja się nazbierałem różnych kart, naklejek i tak dalej...
A swoją drogą przypomniałem sobie teraz, że były trzy części tej kreskówki: Dragon Ball, Dragon Ball Z, i o ile mnie pamięć nie myli Dragon Ball GT. Kiedy skończyła sie emisja ostatniej części, chodziły słuchy, że za 10 czy 15 lat będzie kontynuacja, policzyłem szybko, że będę miał wtedy dwadzieścia lat i zdałem sobie sprawę, że o DB nie będę już wtedy pamiętał. Jak widać, myliłem się ;). Ale muszę przyznać, że czas strasznie szybko płynie, wtedy nie mogłem sobie wyobrazić siebie dwudziestoletniego, teraz brakuje mi już tylko rok :).


Charakter
Wydaje mi się, że najpełniejszy obraz człowieka oddaje właśnie jego charakter. To czy ktoś jest gruby, łysy czy wysoki nie ma żadnego wpływu na to czy będę go lubił czy nie, charakter natomiast decyduje o tym niemal całkowicie. Są pewne cechy charakteru których nie lubię, a są takie, które bardzo mi sie podobają.
Nie lubię cyników. Strasznie denerwuje mnie wykpiwanie wartości innych ludzi. Takie osoby najczęściej śmieją się z innych w sposób bezmyślny, nie podając żadnych argumentów. Konstruktywna krytyka jest w życiu czymś bardzo dobrym, a takie gdaczenie jest żałosne i bezsensowne.
Podoba mi sie natomiast skromność. Osobiście zauważam, że ja sam zaczynam zatracać po woli tę cechę charakteru (;)), jednak moi najlepsi kumple właśnie tacy są. Denerwuje mnie płytkie i próżne przechwalanie się, bardziej cenna jest dla mnie świadomość własnych zalet i uwydatnianie ich na zewnątrz, niż ciągłe gadanie o nich.


Dzieci
Lubię obserwować beztroskę i dorastanie małych dzieci. Fascynujące jest, że z takiego szkraba wyrasta dorosły człowiek. Małe dziecko choć jest oczywiście takim samym człowiekiem jak każdy inny, zachowuje się zupełnie inaczej. Podoba mi się bezpośredniość i szczerość, maluchy nie są na tyle "zepsute" by kłamać ;). Często ludzie (szczególnie młodzi) mówią że nie lubią dzieci, a ja nie mogę tego pojąć.


Ekonometria
Jest to kierunek na który zamierzam pójść na studia (pełna nazwa brzmi: informatyka i ekonometria). Nie wiem czy się dostanę i jak duże perspektywy to ze sobą niesie, ale jestem ścisłowcem i wydaje mi się, że to kierunek właśnie dla mnie. Ucząc się informatyki, matematyki i ekonomii pewnie nie będę się męczył tak jak w szkole na biologii czy fizyce (rozumiem ją, radzę sobie z zadaniami, ale jednak jest męcząca). Od początku zastanawiałem się nad matematyką i informatyką, jednak wydawało mi się, że po nich ciężko będzie o pracę w zawodzie. Potem myślałem o finansach i zarządzaniu, prawie już się zdecydowałem, ale nie do końca mnie to kręci. Ostatecznie wydaje mi się, że informatyka i ekonometria będzie takim złotym środkiem ;)


Ęą
patrz -> Ą


Film
Lubię obejrzeć dobry film, jednak ostatnio niestety mało mam na to czasu. Jeszcze rzadziej oglądam filmy odkąd inaczej patrzę na piractwo. Najbardziej podobają mi się filmy "odrealnione", które pomagają się na chwilę wyłączyć od otaczającej rzeczywistości. Z tego powodu szczególnie chętnie oglądam filmy osadzone w realiach średniowiecznych lub fantasy. Ulubioną serią od kilku lat pozostaje u mnie Władca Pierścieni, podobał mi się też "Gladiator" czy "Król Artur".
Przy okazji napiszę o serialach, bo ostatnimi czasy wysokobudżetowe seriale nie ustępują wcale produkcjom filmowym. Najciekawszy był dla nie "The Lost", jednak tylko pierwsza seria była miażdżąca. Kolejne nie oddawały już klimatu zaginionych i zdezorientowanych rozbitków walczących o przeżycie. Mimo wszystko, kolejne części również trzymają wysoki poziom. Drugim serialem który mi się bardzo podobał była produkcja... polska, mianowicie "Czas honoru". Być może przedstawione wydarzenia rozmijają sie trochę z historią, jednak oglądało sie naprawdę fajnie. Myślę, że ten serial może pomóc niektórym w zrozumieniu co tak naprawdę znaczy być Polakiem.


Gry
Gry to prawdopodobnie moja zmora i uzależnienie, ale jednocześnie strasznie przyjemna część życia ;). Właściwie jedyną grą na peceta w którą grywam jest Championship Manager 01/02 czyli popularny CM. Niesamowite wydaje mi się, że w jedną grę można grać przez sześć lat, a mniej więcej taki okres czasu temu pierwszy raz sięgnąłem po tę grę. Lubię duże wyzwania w CM więc często zaczynam grę trzecioligowymi drużynami, zdarzało mi sie nimi zdobywać Ligę Mistrzów ;). Oczywiście ta gra nie ma żadnego wpływu na mój pogląd na piłkę w życiu realnym.
Inaczej ma się sprawa jeśli chodzi o gry online, i właśnie od nich ciężko mi się oderwać. W chwili obecnej gram w trzy takie gry. Pierwszą z nich, jest ogame.pl. Gram w to właściwie tylko z przyzwyczajenia, zacząłem cztery lata temu i im dalej, tym bardziej szkoda mi kasować konta z szacunku dla tego zmarnowanego czasu :). W ogame poznałem masę wspaniałych ludzi, zaczynałem nawet w sojuszu stworzonym na tym forum ;). Drugą grą jest hattrick.org i widzę, że sporo osób z JP również w to pogrywa. Najbardziej wciągające jest zapewne to, że jest ona menadżerem piłkarskim a rywalizujemy z prawdziwymi ludźmi. Nigdy nie byłem w to zbyt dobry, siedzę sobie w mojej szóstej lidze ;).
Najbardziej angażuję się natomiast w eRepublik. Jest to gra która daje niesamowite możliwości i co ciekawe najważniejsza tutaj jest współpraca. Grając samemu dla siebie nie możemy zrobić niczego wielkiego, ponieważ pojedynczy gracz nie wygra bitwy. Gra toczy sie na płaszczyźnie polityczno-militarno-gospodarczej, każdy znajdzie tu miejsce dla siebie. Osobiście skupiłem sie ostatnio na polityce i są rezultaty, bo udało mi się zostać vice Ministrem Obrony Narodowej. W tej grze bardzo ważna i chyba decydująca jest ilość graczy, dlatego jeśli chcecie pomóc eRepowej Polsce, zapraszam do rejestracji na erepublik.com (a jeśli przy okazji chcecie mnie wspomóc, piszcie na priv). Obecnie trwają walki z Niemcami, a potem będą pewnie kolejne, więc każda para rąk się przyda ;).


Historia
Bardzo lubię historię, jednak tak dziwnie trafiłem w życiu, że w szkole nauczyciele skutecznie zniechęcali mnie do nauki tego przedmiotu. Nie lubię wkuwać na pamięć, a po jednokrotnym przeczytaniu tematu mam tylko ogólny pogląd na daną sprawę, szczegóły zapominam (na szczęście wystarczyło zawsze na tą czwórkę). Niestety to właśnie w domu zapoznawałem sie z tematem niemal od początku, bo tak jakoś bywało, że nauczyciel prawie nigdy nic o zagadnieniu nie mówił (hmmm, może zapominał opowiedzieć ?)
Mimo wszystko były tematy, których uczyłem się z przyjemnością, a samo czytanie książki również było ciekawe.


Internet
Wynalazek cudowny i koszmarny zarazem. W internecie nie ma żadnej cenzury, każdy może pisać co mu się podoba i poziom wielu for jest bardzo niski. Świadczy to niestety o tym, jaki jest poziom sporej części społeczeństwa. W dobie internetu nie rozmawia się o ludziach którzy zdobyli nagrodę Nobla, napisali ciekawą książkę, dokonali niesamowitego odkrycia, ale o takich, którzy "zrywają od internetu", "chcą kamienia" czy "zdejmują kominiarę", są elektrykami wysokich napięć, albo dążą do tego, żeby "nie było niczego". W dodatku jest to straszny pożeracz czasu, powinien łączyć, a w rzeczywistości odsuwa ludzi od siebie. Wszelkie komunikatory, IRC, czaty stały się swoistym zastępstwem kawiarni, parków czy domów.
Patrząc jednak z drugiej strony, wydaje mi się, że internet ma więcej zalet niż wad. Gdyby nie ten wynalazek, nie kochałbym Juventusu, nie oglądał bym meczów, nie wymieniał poglądów w tak szerokim gronie. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez dostępu do sieci, w skali globalnej. Kiedyś rozwijanie zainteresowań musiało być cholernie trudne, skąd ludzie czerpali szeroką wiedzę o klubach piłkarskich, komarach afrykańskich czy balecie mongolskim? Dziś gdy potrzebuje informacji, odwiedzam google i w ciągu kilku minut mam niemal wszystko czego potrzebuję.


Juventus
Pomyślałem, że nie będę się silić na oryginalność i unikać poświęcenia tej literki Juventusowi. Jak sobie myślę, jak to się niewinnie zaczynało, oraz ile smutków, radości, wzruszeń zapewnił mi Juve, jestem aż zaskoczony że coś takiego jest możliwe. Klub piłkarski, tysiące kilometrów od mojego domu, obserwowany tylko w mediach, jest mi tak bliski. Pewnie wiele osób się zdziwi, rozczaruje, być może nawet poddany zostanę pod sąd skorupkowy, ale we wczesnej młodości kibicowałem Liverpoolowi. Teraz wiem, jak wyglądało tamto kibicowanie, i jak wygląda moje prawdziwe przywiązanie do Juventusu, jednak nie mogę zaprzeczyć, że "ulubioną drużyną" był dla mnie klub angielski. Miałem mniej niż 10 lat, koszulkę reprezentacyjną Owena i zacząłem się dowiadywać kto to jest. Z perspektywy czasu wiem, że to nie było żadne przywiązanie, ale każdy miał jakiś ulubiony klub, więc ja też. Czasami jak się nad tym zastanawiam, widzę również pozytywne aspekty. Większość ludzi ma swój ulubiony klub nie wybierając go świadomie, decyduje o tym przypadek. Ja natomiast "wybrałem" Juventus. Obserwując zaciętość Davidsa, inteligencję i polot Del Piero, czy błyskotliwość, waleczność i charakter Nedveda. Teraz wiem, że to nie był przypadek, że naprawdę świadomie wybrałem sobie najwspanialszą drużynę na świecie.
Często czytam, że wiele osób miało wątpliwości w czasie "calciopoli", ja takich wątpliwości nie miałem, nie mogłem mieć. Od paru lat Juve jest dla mnie czymś bardzo ważnym, przez myśl nie przeszłoby mi teraz kibicowanie komuś innemu. Z resztą, gdzie ja znajdę drużynę, w której grają lub grali tak wspaniali ludzie jak Nedved, Pessotto, Del Piero czy Buffon? Nie ma takiej drugiej.


Komputery
Z komputerami wiąże się chyba najprzyjemniejsze z moich zainteresowań: programowanie. Jestem osobą zupełnie raczkującą w tym temacie, jednak już teraz mogę robić wiele satysfakcjonujących rzeczy. Pisanie nawet prostych kalkulatorków do przeliczania walut czy jednostek, które są mi w danej chwili potrzebne jest bardzo ciekawe. Znając nawet podstawy programowania (znam podstawy C++ i php) można pisać aplikacje, które znacznie ułatwiają życie, aż zazdroszczę profesjonalnym programistom :). Myślę, że gdybym kilka lat temu potrafił tyle co teraz, zadań z matematyki nie rozwiązywałbym chyba na kartce ;). W programowaniu zaciekawiły mnie dwie rzeczy: to, że za sprawą "dziwnych regułek" można porozumiewać się z komputerem, oraz fakt, że wiele czynności i zdarzeń można opisać w sposób matematyczny. Pierwsza rzecz jest oczywista, programista widząc kawałek kodu patrzy na to jak na ciąg kolejnych operacji, w zasadzie jednak, jest to ciąg znaków nie mających na pierwszy rzut oka większego sensu :). Druga sprawa jest intrygująca, wszystkie gry przeglądarkowe (a może nawet wszystkie w ogóle? Nie wiem, nie znam się) polegają w zasadzie tylko na operacjach matematycznych i losowaniu liczb, mimo iż zwykłemu użytkownikowi wydaje się, że rozgrywa mecze, atakuje wroga czy zasiedla planety :). Tworzenie gier, nawet najprostszych jest dla mnie bardzo przyjemne, miałem już kilka pomysłów, z czego jeden był w zaawansowanym stadium, a jeden zakończyłem. Obecnie myślę nad kolejną grą (internetowa), kto wie, może jak skończę to nawet zamieszczę na forum linka ;)


Legrottaglie
Nicola Legrottaglie jest dla mnie niesamowicie barwną postacią, choć nie jest znanym piłkarzem. Autorytetami wielu kibiców są Nedved, Buffon czy Alex Del Piero, a dla mnie chyba na równi z nimi stoi właśnie Nicola. Może nie jestem do niego tak psychicznie przywiązany, w końcu nie grał u nas tak długo jak reszta, jednak obserwacja kariery i życia tego człowieka czasami daje mi siłę do podejmowania nowych wyzwań i realizowania ich. "Il Duce" pokazał, że można podnieść się nawet z głębokiego dołka, czy to fizycznego czy duchowego i osiągnąć bardzo wiele. Myślę, że jego przemiana miała też spory wpływ na moje własne życie, ale o tym szerzej będzie przy literce R.
Jeśli ktoś nie zna szczegółów kariery Legrottaglie i chce się z nią zapoznać, zapraszam do lektury krótkiej biografii mojego autorstwa (a jeśli na ten krok zdecyduje się Bukol, proszę o czytanie pobieżne, bez szczegółowej analizy tekstu :P) :
http://www.juvepoland.com/text.php?id=843


Łask
Łask to miasto w woj. łódzkim, w powiecie łaskim, siedziba gminy miejsko-wiejskiej Łask. Położone na Wysoczyźnie Łaskiej, nad Grabią. Miejscowość zamieszkuje obecnie około dwudziestu tysięcy ludzi. Najbardziej charakterystyczne cechy tego miasta to pewnie założyciel - Jan Łaski (który był prymasem Polski i jednym z najwybitniejszych polityków i mężów stanu I Rzeczypospolitej) oraz lotnisko wojskowe, na którym stacjonują f-16 ;).
Jak pewnie się domyślacie Łask to miasto w którym mieszkam, jestem do niego mocno przywiązany. Może nie jest to ideał, ale bardzo mi sie tutaj podoba, nie ma tłoku wielkiego miasta, ani odludzia malutkiej wsi. Wszędzie jest blisko (do sklepu, lekarza, urzędu), a jednocześnie w miarę spokojnie. Szkoda tylko, że mało kibiców Juventusu, i nie spotykają się podczas meczów w pubach... ;)


Mati
Literkę tę postanowiłem wykorzystać do krótkiego przedstawienia się. Na imię mam Mateusz (ale zaskoczenie, ha!) ale nikt tak do mnie nie mówi, dlatego na JuvePoland czuję się jak w domu, i w jednym i drugim miejscu mówią do mnie tak samo. Mam 19 lat, ukończyłem niedawno liceum o profilu matematyczno-fizyczno-informatyczno-turystyczno-językowym (8)). Jak zapewne przeczytacie przy literce e, wybieram się na studia na informatykę, prawdopodobnie w Warszawie. Wiąże się to pewnie z dużym przemeblowaniem mojego życia, ale kiedyś trzeba to zrobić.
Jestem bardzo spokojny i rzadko się unoszę, co widać na forum, nie lubię agresji; staram się pisać poprawną polszczyzną, jednak raz po raz jestem przyłapywany na błędach (pozdrawiam Cię Ł. ;)); nie jestem zbyt rozrywkowy, nie umiem tańczyć, a siedzenie w domu jakoś bardzo mi nie doskwiera; lubię logikę a więc i ludzi którzy myślą i zachowują się logicznie. To taka krótka synteza :P.


Nieśmiałość
Kiedyś była moim poważnym problemem :). Trudno było mi się odezwać do jakiejkolwiek nieznajomej osoby, pod warunkiem, że nie była sprzedawcą w sklepie. Nawet będąc w gronie znajomych nie odzywałem się zbyt często zawsze najpierw myślałem, czy wypada powiedzieć takie a takie zdanie, a dopiero potem je mówiłem.
Od kilku lat na szczęście trochę mi przeszło, nie mam już raczej problemów z zagadywaniem do nieznajomych osób, czy nawijaniem do moich własnych znajomych bez zastanowienia (z perspektywy czasu inne zachowanie wydaje mi sie śmieszne ;) ). Oczywiście nieśmiałości nie da się chyba całkowicie zabić, więc do tej pory nie jestem jakimś supermenem towarzyskim, ale w miarę to opanowałem i już o tym nie myślę.
Czasami zauważam i pozytywne aspekty takiej przypadłości, osoba nieśmiała myśli o tym co ma powiedzieć i nie chce narazić się na śmieszność, zbłaźnić, a często bywają przypadki, że ludzie nie myślą o tym co mówią. Osoby zupełnie nieśmiałe raczej nie zachowują się arogancko, bezmyślnie i żenująco, to na pewno zaleta.


Ńe wiem co tu napisać...


Opowiadania
Razu pewnego w rodzinne swe strony
Przyjechał był żołnierz niezwyciężony.
Rad był on wielce ze swego powrotu:
Nie miał już w ręce wielkiego młotu,
Miecza, siekiery, łuku czy szabli,
"A weźcie tę wojnę, weźcie ją diabli!"
Ten dziwny bełkot wyżej to właśnie początek mojego nowego opowiadania ;). Pisarz ze mnie żaden, nie potrafię wyrażać się ładnie i składnie, typowy ze mnie ścisłowiec, ale jednak lubię pisać różne historyjki. Zauważam, że wraz z czasem piszę coraz fajniej, i sprawia mi to coraz większą satysfakcję. Pierwszy raz zająłem się czymś rymowanym, do tej pory tworzyłem tylko utwory prozatorskie :P. Chyba żadne z moich opowiadań nigdy nie doczekało się zakończenia, zawsze po iluś stronach mi sie nudziło i zaczynałem kreować nowe historie. Trochę tego już było, przez wiele lat przez kartki moich zeszytów przewinęli się tacy bohaterowie jak Witalis, Marcel, Bernard, Alice, Sheila, Peter (moja wesoła twórczość w języku angielskim ;) ), Tomek, Paulina, Zygmunt, Zbyszko czy Mściwoj, a również dziesiątki innych których nie pamiętam :). Wymyślanie różnych wydarzeń to całkiem przyjemny sposób spędzania wolnego czasu, szkoda że ostatnimi latami mam go tak mało.


Ósma
Ósma godzina przez wiele lat była moim koszmarem. Jak tylko mam czas i nic mnie "nie goni", śpię do jedenastej a w skrajnych przypadkach nawet do trzynastej godziny. Szkoła natomiast wymuszała obecność właśnie o ósmej. Kto to wymyślił? Skoro mam się nie wysypiać, to wolałbym iść na czwartą rano, wszystko mi jedno czy wstanę niewyspany i zdenerwowany o godzinie trzeciej, czy siódmej, a tak, miałbym kilka godzin więcej czasu w dzień. Tak sobie myślę, że o 8 nie trzeba już zapalać światła, może właśnie o tę oszczędność prądu chodzi ?


Przyjaźń
Przyjaźń to słowo prawie tak ostatnio powszechne jak nasza-klasa. Czasami słuchając rozmów aż śmieszy mnie podejście ludzi do tej relacji. Młodzi czy starzy, grubi czy chudzi, wszyscy jak jeden mąż mają setki przyjaciół. Jak oni to robią - nie wiem. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach o przyjaciela jest tak trudno, że ludzie nawet nie wiedzą co to znaczy. Dla mnie przyjaźń wymaga zaufania, niewiele jest ludzi którym tak naprawdę ufam.
Mam wielu znajomych, jednak przyjaciela żadnego. Czasami sobie myślę, że niektórzy z moich znajomych uważają mnie za przyjaciela, i żyją w nieświadomości ;). Dla mnie istnieje znacząca granica pomiędzy dobry kumpel - przyjaciel, do tego pierwszego nie trzeba mieć jakiegoś szczególnego charakteru, wystarczy sie nieźle dogadywać, to drugie jest już trudniejsze. Chyba tylko osoba która miała w życiu przyjaciela, na którego zawsze mogła lub może liczyć, wie co to tak naprawdę znaczy. Z drugiej strony, nie wiem po co okłamywanie siebie i szukanie przyjaciół na siłę, skoro żyć bez tego da się bez żadnych problemów ?
A może to tylko kwestia nazewnictwa i ja marudzę...


Q
No właśnie, gdzie Q Lypskyego? Hę, decydenci?


Religia
Nigdy nie byłem jakimś skrajnie zepsutym człowiekiem, ale przez kilka ostatnich lat religia kojarzyła mi się głównie z przedmiotem w szkole. W kościele można mnie było znaleźć średnio raz na dwa lata przy jakiejś okazji. Niestety tak samo myśli i zachowuje się większość Polaków nazywających siebie katolikami. Jest "zwyczaj", że dziecko trzeba ochrzcić, potem w szkole przygotowują do bierzmowania to się idzie, niektórzy nawet biorą ślub w kościele, żeby wstydu nie było. Społeczeństwo jest chrześcijańskie, choć praktykujących jest może 20% ?
Z resztą nie chcę tu pisać o innych tylko o sobie, wszak to mój alfabet ;). Osobiście mogę chyba użyć słowa, że przeżyłem swoistą "przemianę", niczym Legrottaglie, choć na sporo mniejszą skalę. Parę rzeczy w moim życiu miało na to wpływ, również sylwetka tego piłkarza, ale nałożyło się na to więcej czynników.
Obecnie dziwie się, że nie dostrzegałem wcześniej tego co może mi dać Bóg, myślę że głównie chodzi o nastawienie psychiczne. Od kilku miesięcy w kościele jestem każdej niedzieli, a to dlatego, że nie idę tam po to, bo tak wypada, ale dlatego że sprawia mi to przyjemność, i uczy wielu rzeczy. Do Legro mi pewnie daleko, ale już teraz kilka razy udało mi się dzięki wierze powstrzymać od zrobienia rzeczy, od których chyba nic innego by mnie nie powstrzymało. Pokonywanie własnych słabości jest chyba wyrazem największej siły, dlatego wyjście obronną ręką z sytuacji krytycznej sprawia mi ogromną:


Satysfakcję.
Słowo to przewinęło się przez mój alfabet już tyle razy, że chyba nie sposób nie poświęcić mu oddzielnej literki ;). Będzie krótko bo i sprawa jest prosta - satysfakcja jest jednym najbardziej przyjemnych dla mnie uczuć. Satysfakcję odczuwamy wtedy, gdy nasze działanie okaże się pożyteczne, nasza praca da oczekiwane rezultaty. Pewnie cenie sobie to właśnie dlatego, że trudno wywołać to uczucie w sposób sztuczny, aby mieć satysfakcję, trzeba sie napracować.


Ściąganie na lekcjach
Pomijając jakieś skrajne przypadki chyba nigdy nie zrozumiem tego zjawiska. Uważam, że człowiek odpowiedzialny powinien liczyć się z konsekwencjami swojego działania, jeśli więc postanawia iść do szkoły średniej, musi się starać. Jeśli nie chce, proszę bardzo, ale wypadałoby przyjąć wszystkie oceny na klateczkę a nie uciekać się do takich manewrów. Dla mnie sprawa zawsze była prosta, jak nie chciało mi się uczyć, to dostawałem słabą ocenę, ale to był jasny wybór. Ściąganie to oszukiwanie nauczyciela, w szkole średniej, jest dla mnie niepojęte. Wydaje mi sie, że to taki objaw niedojrzałości.


Techniczne wynalazki
Coraz częściej mijają się z początkowym celem istnienia, telefony nie służą do dzwonienia, tylko robienia zdjęć, słuchania muzyki, nagrywania filmów, spędzania czasu na grach... Telefony służą do robienia zdjęć? To chyba nienormalne? Do robienia zdjęć służyły zawsze aparaty fotograficzne...
Ja jestem chyba niedzisiejszy, bo mój telefon służy do - uwaga - kontaktu ze znajomymi!
Mam wysłużoną Nokię 3410:
Obrazek
Czasami ludzie się śmieją z mojego telefonu, a ja się tylko pytam po co mi inny? Mój telefon wykonuję pracę do jakiej został stworzony bez zarzutu, będzie mi więc służył póki się nie zniszczy ;). Tylko co ja zrobię potem? Boję się, że wtedy nie będzie się już dało kupić telefonu, który będzie tylko dzwonił, będę chyba musiał uzbierać na jakiś mikrokomputer... (:think:)
Podobnie ma się sprawa choćby z telewizorami, w moim domu stoi jakiś zwykły telewizor, nie wiem ile ma cali, nie wiem kto go wyprodukował, ale nie jest płaski, nie ma wyświetlacza ciekłokrystalicznego, nie ma dźwięku stereo czy co tam jeszcze powymyślali. Do jakiegokolwiek kolegi bym nie poszedł, wszyscy mają cieniutki telewizory, cieniutkie i wielkie. W dodatku wszyscy się tym chwalą. Czy cieniutkie telewizory pokazują inne programy w telewizji, inne filmy? Pewnie tak, skoro teraz to takie ważne...
Nie chcę tu wyjść na jakiegoś strasznego wapniaka czy konserwatystę, ale zastanawia mnie skąd taka wielka presja na najlepsze urządzenia? Wiem, że tysiąc funkcji w telefonie jest wygodne, wiem, że na nowoczesnym telewizorze przyjemniej się ogląda, ale to wszystko tylko nieznaczna różnica, za to cenowa, jak najbardziej. A kto nie ma nowej komóry ten "jest głupi i śmierdzi"...


Uogólnienia
Amerykanie są grubi, Niemcy to nacjonaliści, Polacy kradną, a Szkoci to sknerzy - słyszeliście o tym? Pewnie tak, jak i o wielu różnych innych durnych rzeczach. Najbardziej denerwuje mnie, gdy ktoś używa takich uogólnień jako argument w rozmowie, mówiąc właśnie, że Polak to zawsze złodziej, a ksiądz to zboczeniec. Pewnie, są księża zboczeńcy, są i Polacy złodzieje (gdzie moja czapka Chicago Bulls z podstawówki?), ale to tylko marny odsetek społeczeństwa, tak samo na ulicach USA wcale nie przelewa się od tłuszczu, choć są i grubi Amerykanie (a w Polsce się nie zdarzają ?)
Podobne uogólnienia zdarzają się w piłce nożnej, piłkarze z takiego a takiego kraju dobrze radzą sobie w takiej a takiej lidze. Co za durnota, jeden sobie poradzi, inny nie, ale to indywidualna sprawa charakterystyki piłkarza a nie jego pochodzenia.
Tak samo krąży uogólnienie, że wszyscy Włosi są biali. Ale ktoś głupio wymyślił, ostatnio wszyscy przekonujemy się, że to kolejne uogólnienie (:lol:)


Wzruszenia
Nigdy nie zdarzyło mi sie wzruszyć na filmach, łzy pojawiały się jak byłem dzieckiem, wystarczyła jakaś bójka z bratem ;). Potem miałem parę lat przerwy, odzwyczaiłem się od łez aż w końcu pojawiły się dwa razy. Najpierw jak widziałem zdychającego mojego kota (mieszkam w bloku, tego zwierzaka miałem niemal odkąd pamiętam, przez dziesięć lat), ale o tym nie ma co się szerzej rozwodzić, jednak przez pierwsze dni naprawdę było mi bardzo ciężko. Drugi raz łzy pojawiły sie kilka dni temu, w trakcie meczu z Lazio, gdy obserwowałem schodzącego z boiska Nedveda. Naprawdę nie spodziewałem się, że jestem aż tak przywiązany do tych barw i tego piłkarza, łzy na twarzy nie pojawiają się z błahego powodu. Tym razem nie był to jednak sam smutek, ale mieszanina smutku, refleksji oraz dumy, że mam za kim płakać :). Niewielu zawodników jest wartych tak wiele, jednak takie sytuacje pokazują, że istnieją piłkarze, który są również "mężczyznami", a nie tylko zwykłymi pracownikami. Pavel przez wiele lat ciężko pracował na to, by stać się dla kibiców kimś ważnym, i całkowicie mu się to udało.


Zbieranie
W młodości strasznie pasjonowało mnie zbieranie różnych rzeczy. Zbierałem przeróżne karty, naklejki, kapsle.
Najciekawsze było chyba kolekcjonowanie "turbówek", czyli takich papierków z gum TURBO z różnymi samochodami. Z tego co pamiętam, gumy te kupowało się jeszcze za stare pieniądze, a turbówki zbierał każdy. Do tej pory mam cały klaser tych "papierków".
Drugą sprawą, w którą swoją drogą bardziej się zaangażowałem, było kolekcjonowanie znaczków pocztowych. To już mniej dziecinna a bardziej profesjonalna dziedzina kolekcjonerstwa, co nie zmienia faktu, że ja raczej jestem laikiem, a od kilku dobrych lat nie zaglądałem w klasery. Ale kolekcję mam dużą i zapewne wartą kilkaset złotych. Mam znaczki z różnych części świata, z różnych lat, są nawet bardzo stare eksponaty.
Niestety zbieranie wiązało się ze sporymi wydatkami, więc parę lat temu straciłem zapał, a znaczki wędrują tylko z jednej półki na drugą w czasie przemeblowania. Ale dopóki sam nie znajdę godnego kontynuatora, moja kolekcja będzie oczekiwać w dobrych rękach ;). W ogóle masa ludzi dawała mi te znaczki wiedząc, że zbieram (starszy brat, jego kolega, sąsiadka, moja chrzestna, mama koleżanki z podstawówki), trzeba więc to uszanować i pilnować jak oka w głowie. A zebrało się parę tysięcy, więc i miejsca trochę zajmują (siedem dużych klaserów i trzy malutkie).

Źdźbło
Źdźbło jest to taki upychacz alfabetu i jednocześnie łącznik pomiędzy zbieraniem i żartami.


Żarty
Bardzo lubię żartować, może nawet za bardzo. Kiedyś było zupełnie inaczej, byłem cichy i zamknięty w sobie, i zawsze mówiłem wszystko na poważnie.
Dziś łapię się na tym, że potrafię przez pół godziny z kimś rozmawiać i nie powiedzieć ani jednego zdania na poważnie, tylko cały czas się wygłupiać. Generalnie jednak powiedzenie dobrego żartu raz na jakiś czas potrafi znacznie polepszyć atmosferę, szczególnie jak ktoś potrafi wtrącić jakiś komentarz błyskotliwie, na poczekaniu. Ale to już nie na mój umysł ;). Lubię ludzi wesołych i takich którzy potrafią i lubią żartować, inaczej byłoby nudno.


Dziękuję że doszedłeś aż do tego miejsca. Wiem, jest bez fajerwerków, nie było błyskotliwie, śmiesznie czy refleksyjnie, ale wydaje mi się, że masz teraz pełniejszy obraz Matiego.


Azrael

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 15 marca 2008
Posty: 977
Rejestracja: 15 marca 2008

Nieprzeczytany post 01 lipca 2009, 17:32

A jak akademik
Jestem studentem z dalekiego Rzeszowa, uczącym się w jeszcze dalszym Szczecinie. Fakt ów sprawia, że w sposób oczywisty rodzi się problem z zakwaterowaniem. Od początku nie miałem wątpliwości, by zacząć swoją studencką karierę od mocnego akcentu i zamieszkać właśnie w akademiku. Nie pomyliłem się w swych oczekiwaniach i teraz wiem, że okres spędzony w akademikowych murach długo będę pamiętał jako czas wspaniałych imprez, upojnych nocy, dzikiego seksu, wytężonej, gigantycznej pracy, nauki do 6 rano czy wreszcie jako okres, w którym młody chłopak stawał się powoli dorosłym facetem.

To w akademiku poznałem niesamowitych ludzi, którzy zawsze będą w moim sercu, z którymi odbywałem najciekawsze dyskusje do świtu, z którymi &#8222;zalewałem się w trupa&#8221;, z którymi się przyjaźnię lub których kocham. Właściwie tego trochę współczuję tym wszystkim studentom, którzy &#8222;niestety&#8221; nie mogą sobie pozwolić na studiowanie w swoim rodzinnym mieście &#8211; jasne, że to mnóstwo wygód: cieplutkie obiadki u mamusi, wygodne własne łóżeczko, brak zmartwień typu &#8222;skąd wziąć kasę na jedzenie po wczorajszej imprezie&#8221;, ale te wszystkie problemy dodają tylko smaczku do całego akademickiego życia. Wszystkim przyszłym studentom, którzy jeszcze się wahają gorąco polecam akademik &#8211; a mam porównanie, bo w ciągu 5 lat studiów rok czasu spędziłem mieszkając w wynajętym mieszkaniu.


B jak brzydkie słowa
Czyli w ogólnym rozumieniu przekleństwa, wulgaryzmy. Lubię przeklinać, nawet bardzo. Uwielbiam ten dźwięk siarczystego brzydkiego słowa wypływającego z moich ust. Może jestem idiotą, ale uważam, że jest w tym coś pięknego, co oferuje nam współczesna (i ta już nieco archaiczna) polszczyzna. Nie mam tutaj na myśli oczywiście nadużywania tego typu wyrazów jako znaków przestankowych czy najzwyklejszego obrażania innych tego typu wyrazami. Ja lubię sobie poprzeklinać sam dla siebie, lubię sobie poprzeklinać w gronie sprawdzonych(!) przyjaciół. Swoje umiłowanie do tego typu wyrazów tłumaczę sobie tym, że jestem raczej grzecznym chłopcem, byłem zawsze dobrym uczniem i w domu czy w szkole tego typu słowa dla mnie nie istniały. Dodatkowo dziś na studiach słuchając na zajęciach długich tyrad dziwnych &#8222;mądrych&#8221; zwrotów, związków wyrazowych przepełnionych głęboką wiedzą naukową, człowiek po prostu ma ochotę zgłupieć. Dlatego często po seminariach urządzamy ze znajomymi nieformalne konkursy na najohydniejsze przekleństwo świata, na najgłupszą wypowiedzianą rzecz na świecie. Biada wówczas temu, kto przebywa wówczas z nami np. w jednym samochodzie&#8230; Poza tym każdy Polak chyba przyzna, że nasze polskie przekleństwa są pięknymi słowami, pomijając aspekt zawstydzenia z nimi związany, to genialne zwroty nacechowane ogromną dawką emocji, co nie raz było wykorzystywane w literaturze czy filmie.


C jak człowiek
Nic co ludzkie nie jest mi obce &#8211; mógłbym rzecz, choć oczywiście takie słowa w moich ustach nie mają takiej wartości jak wtedy gdy wypowiadali je renesansowi artyści i naukowcy po latach wieków średnich. Tak czy siak podpisuje się pod tą maksymą obiema rękoma. Jestem wierzący w Boga, ale to nie o to chodzi &#8211; fascynuje mnie człowiek na pierwszym planie, jego psychika, rozum, kreacja myśli, inteligencja, wreszcie pociąga mnie ludzkie ciało, organizm, jego funkcjonowanie, włókna mięśni, budowa stawów, światłocień rysujący się na nagim ciele mężczyzny bądź kobiety. Strasznie mnie to kręci! Przy czym uważam, że męskie ciało jest o wiele ciekawsze do przedstawiania niż ciało kobiece. Wiem, że to brzmi ryzykownie w ustach mężczyzny &#8211; rodzi różne skojarzenia, ale mam to gdzieś. Jestem zakochany w kobiecie mojego życia, jednak kwestie orientacji seksualnych nie stanowią problemu w sensie instytucjonalnym. Pocałunek czy stosunek dwóch mężczyzn? Przyznam szczerze, że mnie rażą, ale powodują także zaciekawienie&#8230; Zastanawialiście się kiedyś, który z dwojga facetów kochających się ze sobą odczuwa większą przyjemność(?) &#8211; to takie niekonwencjonalne.

Uciekając nieco od wątków ludzkiej seksualności &#8211; mogę napisać jeszcze coś innego (czyżby?), a mianowicie to, że kocham człowieka jako takiego. Kocham, podziwiam, wierze w niego. Wierze w jego niewinność, wierzę, że w gruncie rzeczy wszyscy ludzie są w głębi serca dobrzy. Stąd pewnie bierze się moja życiowa naiwność, ale jestem osobą, która chętnie daje innym drugą szansę, oczekując, że inni mnie również nią obdarzą. Nie obdarzają &#8211; dlatego jestem teraz tam gdzie jestem.


D jak dźwięki
Pan Bóg nie obdarzył mnie słuchem absolutnym, ani nawet jakimiś wysublimowanymi gustami muzycznymi. Uwielbiam muzykę gitarową i czasami zamykając oczy wyobrażam sobie siebie na scenie z gitarą, a w tle wielki tłum. Na szczęście to tylko moje chore marzenia. Poza tym to właśnie zaczynam się zastanawiać, dlaczego &#8222;zmarnowałem&#8221; literkę &#8222;D&#8221; na opisywanie swoich muzycznych wynurzeń, bo naprawdę chyba nie mam zbyt wiele do powiedzenia w tym temacie. Lubię każdy rodzaj muzyki o ile jest naprawdę dobry (dziwna definicja), nie ma dla mnie znaczenia czy to jazz, rock&#8217;n&#8217;roll, hip-hop, hause, pop czy disco polo (chociaż w przypadku disco polo to jeszcze nie słyszałem, żadnej dobrej piosenki, ale za to jest się z czego pośmiać). Właściwie największym moim osiągnięciem w kategorii &#8222;muzyka&#8221; była obecność na koncercie RHCP w zeszłym roku w Chorzowie &#8211; tak to zdecydowanie najciekawszy rodzaj odczuwania muzyki czyli uczestnictwo w koncertach.

Ostatnimi czasy w ramach wspominek dzieciństwa przesłuchiwałem wszystkie soudtracki bajek czy filmów, które z takim zaciekawieniem oglądałem w wieku kilku lat. Ku mojemu zdziwieniu do dziś pamiętam wszystkie słowa polskiej wersji piosenek z &#8222;Króla Lwa&#8221; i &#8222;Pocahontas&#8221;&#8230; Powiecie, że jest ze mną bardzo kiepsko, ale nie wiecie ile radości i zabawy można sobie zafundować odśpiewując w doborowym towarzystwie piosenki z dzieciństwa. Trochę to infantylne, ale na maksa pozytywne.

Podsumowując tą literkę, mogę z całą odpowiedzialnością napisać, że wszystkie moje największe pasje muzyczne, realizuję śpiewając dziecięce piosenki. To chyba jakiś talent...


E jak energia
Właściwie "alternatywne formy" energii. Ciężko zdefiniować to o czym chcę teraz napisać, gdyż mam na myśli wszystko to co nadprzyrodzone, czego boimy się będąc dziećmi zasypiając w ciemnym pokoju i co tak nas ciekawi, a czasami śmieszy czytając informacje o UFO, duchach i innych tego typu stworach. Być może całe moje zaciekawienie tego typu tematami bierze się z tego, że właściwie jedynym serialem, który oglądałem we wczesnej młodości było &#8222;Z archiwum X&#8221; &#8211; chociaż dzisiaj oglądając stare odcinki mojego serialu już takim ich entuzjastą nie jestem, ale to chyba po prostu znak czasu. Wracając do sedna sprawy czyli wszelkich nadprzyrodzonych rzeczy: ciężko mi napisać dzisiaj, że wierzę w UFO albo, że wierzę w duchy, gdyż mój umysł przeżuty przez na wskroś racjonalny system edukacji w szkołach i uczelni, ma dziś poważne opory, by przyjmować tego typu &#8222;wiedzę&#8221; do wiadomości. Mimo wszystko zawsze gdy patrzę w nocy w niebo - szczególnie będąc na wsi, daleko od łuny miejskich latarni &#8211; mam malutką nadzieję, że zobaczę coś niezwykłego, coś o czym czytałem w tych wszystkich zmyślonych artykułach, coś co mnie wmuruje w Ziemię, zszokuje, sprawi, że zmienię całkowicie postrzeganie istnienia.

Tak całkowicie na marginesie odnośnie postrzegania istnienia i jego sensu &#8211; czasami zdarza mi się przeczytać jakąś popularno-naukową książkę odnośnie astrofizyki, a takie książki prowokują do myślenia. Próbowaliście kiedyś ogarnąć swoim umysłem Wszechświat? Próbowaliście kiedyś sobie wyobrazić nieskończoność? Rany, jakie to potworne uczucie kiedy się okazuje, że się nie da, że w największych wyobrażeniach nie jesteśmy w stanie - chociażby połączyć wszystkie nasze umysły - że to wszystko czym żyjemy, jest przy ogromie Wszechświata pyłkiem, niemal niczym. To to też jest w gruncie rzeczy &#8222;rzeczywistość nadprzyrodzona&#8221;.

Poza tym to ja ogólnie jestem osobą &#8222;wierzącą&#8221;. Jeśli tylko jestem w domu, chodzę na niedzielne msze, do komunii czy spowiedzi. Religia katolicka być może nie nadaje w sposób bezpośredni tonu mojemu życiu, ale jest jednak w nim głęboko zakorzeniona. Po prostu byłoby mi bardzo smutno, gdyby to wszystko, czym dziś żyjemy na tym materialnym świecie, miało się po naszej śmierci tak po prostu skończyć, miało być kompletnym bezsensem. Dlatego głęboko wierzę, że czeka na nas jeszcze jakieś lepsze życie po życiu.


F jak football
Piłka nożna jest bardzo ważną częścią mojego życia. Uprawiam ten sport chyba od 1990 roku &#8211; to kupa czasu. W swej &#8222;karierze&#8221; zaliczyłem epizody gry w klubowych szkółkach, jednakże ponieważ byłem raczej wątłego zdrowia, mama zabraniała mi chodzić na zimne jesienne czy wiosenne treningi i ostatecznie byłem jedynie futbolowym królem podwórek. Betonowe przyszkolne boiska to do dziś dla mnie idealne nawierzchnie sportowe, a wiecznie sine kolano jest pamiątką po niezliczonych ranach i zadrapaniach. Na podwórkowym boisku przeszedłem wszystkie stadia rozwoju &#8222;będąc&#8221; kolejno: Juskowiakiem, Baggio, Del Piero i Zidanem. Piłka nożna była całym moim życiem, najdoskonalszą formą spędzania wolnego czasu, najwspanialszą pracą. Wracałem ze szkoły &#8211; grałem w piłkę, na wakacjach &#8211; wychodziłem z domu o 9-tej rano i wracałem pod wieczór cały dzień grając w piłkę. Nie musiałem nigdzie wyjeżdżać w lecie, wystarczało mi że miałem paczkę kumpli z podwórka, nierozwaloną parę butów, sprawną piłkę i wolne boisko. No i godnego przeciwnika, najlepiej z &#8222;wrogiego&#8221; osiedla. Ech, piękne to były czasy, niestety wszystko popsuły kobiety&#8230;

Równocześnie z rozwojem moich umiejętności kopania piłki rosła też równomiernie świadomość kibica i wiedza o świecie futbolu. Pierwsze kroki jako mały kibic stawiałem podczas ME 1992, wygranych przez Duńczyków &#8211; pamiętam, że wówczas najmocniej (nie wiedzieć czemu) kibicowałem ekipie Holandii i gdy przegrali w półfinale z ww. Duńczykami, ja w akcie desperacji w finale kibicowałem Niemcom &#8211; choć już wtedy byłem poddawany indoktrynacji w stylu &#8222;co Ty, Niemcom kibicujesz, którzy nas na wojnie zabijali&#8221;. I bądź tu mądry i nie mieszaj futbolu do polityki, od najmłodszych lat. Kolejnym epizodem, który później pamiętam był finał LM 1994, gdy cała moja klasa była za Barceloną (z wielkimi Romario i Stoiczkovem), a AC Milan upokorzył ku mojej uciesze &#8222;dumę Katalonii&#8221; 4:0. Już wówczas polubiłem Włochów i po LM zaczynały się MŚ w USA, a jako że nie mogłem kibicować Polsce musiałem sobie znaleźć zastępstwo &#8211; więc zacząłem kibicować &#8222;makaroniarzom&#8221;. MŚ 1994 były dla mnie jak objawienie boga jakim był Roberto Baggio, strasznie chciałem wówczas móc oglądać drużynę, w której występuje mój idol. Niestety Juventus w LM zaistniał dopiero w 1995/96, ale Baggio w &#8222;Starej Damie&#8221; już wówczas nie było. Był za to człowiek, który go zastąpił czyli Alex Del Piero. Potem był jeszcze Zinedine Zinedane, który mimo iż nie jest moim ulubionym piłkarzem (wiadomo &#8211; wybrał Real), jest wg mnie najlepszym piłkarzem świata kiedykolwiek stąpającym po murawach. Tak czy siak od 1996 roku moje serce należało tylko do jednego klubu, niezależnie od tego jacy piłkarze w nim grali i niezależnie czy występował w LM czy serie B. Wy wiecie jaki klub mam na mysli.


G jak głupota
Z mojej głupoty w prostej linii wynika moja największa wada czyli lenistwo. Tylko głupcy są leniami &#8211; proste. Pisząc to ze stoickim spokojem tak naprawdę powinienem ostro się na siebie wkurzać, ale jak już wyżej wspomniałem &#8211; jestem na to zbyt leniwy. Lenistwo to tak naprawdę chyba najgorszy z możliwych grzechów, gdyż mając pełną świadomość swojej ułomności, nie potrafisz, a raczej nie chcesz (nie chce Ci się) nic z tym zrobić, wolisz wygodę niż ciężką, uczciwą pracę. Ja osobiście &#8211; człowiek leniwy na wskroś &#8211; w swoim krótkim poniekąd życiu przeszedłem już stosunkowo wiele, świat nie raz dał mi mocno w kość, a wszystko zawdzięczam temu głupiemu lenistwu. Nie raz, nie dwa były momenty gdy zamiast solidnie wykonać zadaną pracę, wolałem iść na łatwiznę, po najmniejszej linii oporu &#8211; czy to się tyczyło sprzątania w domu, nauki na ważny egzamin czy prawdziwej pracy zarobkowej. Wszystko to powodowało, że oczywiście kilka a nawet więcej razy udawało mi się prześlizgiwać na farcie przez różne życiowe zakręty, jednak kilkakrotnie zaliczałem mocne i to bardzo kraksy. Odkręcanie zawalonych spraw zajmuje mnóstwo czasu i energii, która jest nieporównywalna z tą którą wydatkuje się gdy przykładasz się do czegoś od początku i właściwie człowiek z moimi doświadczeniami powinien mieć to wszystko obeznane, powinien uczyć się na błędach. Niestety nauka to też praca, a praca to przeciwieństwo lenistwa. Na tym etapie swojego życia ciężko mi więc o sobie powiedzieć, że jestem dojrzałym i w pełni ukształtowanym facetem. Chciałbym się nim dopiero stać. Na razie kroczę przez życie, łakomy na zabawę, przyjemności i jak ognia bojący się prawdziwych obowiązków. Zazdroszczę ludziom pracowitym.


H jak Homer J. Simpson
Postać z kresków pt.&#8221;The Simpsons&#8221; nadawanej już przeszło od 20 lata, opowiadającej o losach małżeństwa 39-letniego Homera i Marge oraz ich 10-letniego syna Barta, 8-letniej Lisy i najmłodszej (nie chce mi się sprawdzać ile ma lat) Maggie, która jest niemowlęciem i nic nie mówi. Choć serial nadawany jest od tylu lat bohaterowie zawsze są w tym samym wieku &#8211; sprawia to ogromną frajdę zwłaszcza jeśli się obejrzy starsze sezony i porówna z obecnymi, gdyż na podstawie własnych obserwacji można zrozumieć jak w przeciągu tych 20 lat zmienił się nasz świat.

Można się ze mnie śmiać, że facet w moim wieku jako wartościowe źródło &#8222;wiedzy&#8221; (jakkolwiek by tego nie nazwać) o społeczeństwie przywołuje głupkowatą kreskówkę &#8211; tak, bo nie da się zaprzeczyć, że kreskówka ta nie zawsze zachwyca polotem czy finezją dowcipu, czasami jest wręcz ordynarnie głupia, uwłaczająca godności &#8211; jednak wszystko to, cała ta durnowatość sytuacyjna, komizm postaci ma w tym swój głębszy sens. Serial ten jest odzwierciedleniem, przekrojem przez amerykańskie społeczeństwo (na którym i my się wzorujemy), czyli przez społeczeństwo niemal najdoskonalsze jakie wygenerowała nasza cywilizacja. W kolejnych odcinkach nie brak aluzji do aktualnych zdarzeń w świecie polityki, sportu, kultury czy telewizji.

Jednak żeby nie podążać zbytnio w kierunku jakichś wzniosłości trzeba uczciwie oddać, że kreskówka owa zapewnia przede wszystkim solidną dawkę humoru i czystej rozrywki. Głupkowaty, ale poczciwy Homer, ze swoim piskliwym krzykiem i słynnym, wręcz kultowym &#8222;D&#8217;OH&#8221;, pedantyczna, marząca o romantyzmie i nieco zrzędliwa Marge, kujonka, wegetarianka, ekolożka Lisa, rozbrajający łobuz Bart i milcząca Maggie stanowią łącznie mieszankę mocno wybuchową. W dodatku są otoczeni przez innych mieszkańców Springfield, którzy każdy z osobna jest starannie wykreowaną postacią, nie ma tutaj miejsca na jakieś mdłe persony, a nawet gdy ktoś jest mdły to już na całego i do bólu.



Wszystkim czytelnikom naszego forum i tym starszym i tym młodszym gorąco polecam serial &#8222;Simpsonowie&#8221;, ale koniecznie oglądać trzeba zacząć od pierwszych odcinków najstarszych serii, bo wg mnie te stare są najlepsze &#8211; trudno się dziwić, młodzi wówczas scenarzyści mieli najlepsze pomysły, ale i te nowsze odcinki są niezłe. Dopełnieniem serii odcinków jest również pełnometrażowy film &#8222;The Simpsons Movie&#8221;, który ukazał się w kinach w zeszłym roku &#8211; również warto go obejrzeć, nawet jeśli się nie oglądało odcinków.


I jak IPN
Czyli Instytut Pamięci Narodowej zajmujący się w skrócie najnowszą historią Polski. Najpierw chciałem napisać nieco ogólnie o historii, bo w zasadzie to o niej tak naprawdę chciałem pisać. Historia to zawsze był mój konik w podstawówce i liceum, to jedyny przedmiot, którego nauka nigdy nie zajmowała mi czasu. Przyswajanie wiedzy z tej dziedziny postępowało u mnie jakby samoczynnie, bez powtarzania, jakby informacje wsiąkały w tkankę mózgową i zostawały utrwalone. No może nie cała wiedza historyczna, bo w tej dziedzinie nauki oprócz faktów do nauczenia są również daty &#8211; a daty to cyferki, liczby, których z kolei nienawidzę się uczyć. Do dziś np. gdy jestem w domu, mam jakąś przerwę w nauce, albo na kanale Viasat History nie leci nic ciekawego to z przyjemnością sięgam do moich starych podręczników w czasów szkolnych i wyrywkowo czytam sobie jakiś dział. To wszystko bardzo dziwne zważywszy na to jakim leniem jestem.

Wszystko to, całe moje zamiłowanie do tego przedmiotu, do tej dziedziny wiedzy, nie spowodowało jednak nigdy, żebym choć przez chwilę pomyślał, że mógłbym się w życiu zajmować historią zawodowo. Bo i jakie z tego profity? Praca w szkole? Gdy tak myślałem, nie wiedziałem, że za kilka lat powstanie w Polsce &#8222;cudowna&#8221; instytucja, zatrudniająca historyków, którzy przeszukując sterty dokumentów, decydują często o indywidualnych losach ludzi, a czasem nawet całych narodów. Mowa oczywiście o Instytucie Pamięci Narodowej i jego pracownikach. Decydując się pisać o tym w taki ironiczny sposób, zdaje sobie oczywiście sprawę, że mogę urazić czyjeś polityczne poglądy. Jednak to co swego czasu działo się w polskich mediach (mam na myśli burzę wokół IPN), to jak do celów czysto politycznych, a czasem by po prostu niszczyc komuś życie, używano polskiej historii spisywanej przez SB-ków i widząc stawiających się w roli adwokatów, prokuratorów i sędziów w jednej osobie czyli historyków IPN, to po prostu budziło moje obrzydzenie. Osobiście uważam, że historii najnowszej nie powinno się badać w odniesieniu do konkretnych osób jeśli te osoby ciągle żyją. Jeżeli cokolwiek komuś chce się zarzucać (komukolwiek) to tylko poprzez drogę cywilną bądź urzędową w Niezawisłych Sądach. Inaczej wszystko co się piszę na temat innych jest w gruncie rzeczy pomawianiem.


J jak Ja
Mam na imię Konrad. Urodziłem się i mieszkam do dziś w Rzeszowie, w którym jednak obecnie bywam ledwie 2-3 miesiące w roku. Wychowałem się na małym blokowisku, które jeszcze kilkanaście lat temu było granicą mojego miasta, dziś jest bliżej jego środka niż obrzeży, a w pobliżu buduje się ogromne centrum handlowe. Mimo wszystko bardzo sobie cenię moje rodzinne miasto, gdyż w dzieciństwie było dla mnie świetnym placem zabaw, dużo zieleni i w gruncie rzeczy mnóstwo możliwości. Dziś szanuję Rzeszów za to, że rwie się do przodu, stał się naprawdę pięknym miastem &#8211; jasne, że niekonkurencyjny w stosunku do Krakowa czy Trójmiasta, ale mimo wszystko powoli zyskujący swój własny unikalny styl.
Poniżej widok na moje miasto sprzed kilku lat:
Obrazek

Tak więc mój charakter w dużej mierze ukształtował &#8222;małomiasteczkowy&#8221; klimat blokowisk Rzeszowa, gdzie dużo grało się w piłkę, gadało do późna na ławce, gdzie się popijało czy podpalało, a w niedziele obowiązkowo szło się na mszę. Jaki więc jestem, a raczej jaki byłem opuszczając moją mieścinę udając się po nauki do dalekiego Szczecina? Byłem (i dziś pewnie też w dużej mierze dalej jestem) nieśmiałym chłopcem z trzema szóstkami na maturze, raczej stroniącym od pokus świata typu używki uzależniające, nie przeklinającym, układnym, zbyt ufnym ludziom. I znalazłem się sam w Szczecinie, który wybrałem razem z rodzicami, dlatego, że teoretycznie tam najłatwiej było się dostać na interesujący mnie kierunek.

Szczecin to miasto zgoła odmienne. Brakuje mu urody, zwłaszcza zimą i jesienią gdy jest szaro i ponuro, chociaż jeszcze przed wojną był pięknym miastem. Szczecin jest miastem kontrastów, jest miastem paradoksów &#8211; miasto portowe położone 100 km od morza, miasto, w którym centrum stanowi galeria handlowa, a rynek, tak jak większość zabytków albo została zniszczona do 1945 albo po tym roku, jeśli cokolwiek przetrwało to zostało rozłożone na cegły po to by zdobyć budulec do odbudowy Warszawy. Mimo wszystko Szczecin ma swój charakter, trochę brutalny i szorstki, w odcieniach szarości. Miasto to potrafić uczyć życia, pokazać jego ułudy, potrafi wciągnąć jak wir.
Obrazek

Dzięki Szczecinowi, mimo że wciąż nieśmiały nauczyłem się walczyć z ta przypadłością, zyskałem pewności siebie, poznałem tak naprawdę co to ostra zabawa do świtu, po której niczego się nie pamięta, budząc się w dziwnych miejscach z dziwnymi osobami. Poznałem prawdziwy smak rozrywki, ale i z tym wszystkim przyszły pierwsze porażki, w życiu osobistym czy na uczelni. Już nie jestem taki sam, potrafię głośno wypowiedzieć swoje zdanie jeśli uważam, że ma to sens. Wciąż staram się mimo wszystko (ach ta litera G) uczyć na swoich błędach.


K jak komiks
Nie jestem co prawda jakimś gigantycznym fanem tej gałęzi sztuki, ale pewną ilość komiksów w swoim krótkim życiu przeczytałem. Zaczęło się normalnie &#8211; jako małe dziecko byłem zawsze zafascynowany sztukami plastycznymi, dlatego rodzice, by zająć swojego niesfornego synalka, kupowali mi pierwsze komiksy &#8211; &#8222;Kajko i Kokosz&#8221;, &#8222;Tytus, Romek i Atomek&#8221;, czyli klasykę polskich komiksów dla dzieci. Później zaczęła się moja mania na punkcie &#8222;Spidermana&#8221;, uzbierałem chyba ze 100 kolejnych książeczek pajęczego bohatera w lateksowym wdzianku. Potem jednak moje zainteresowanie nieco spadło i odżyło dopiero w okresie licealnym, gdy mocno zaprzyjaźniłem się z prawdziwym kolekcjonerem komiksów. To wówczas przeczytałem najwięcej najbardziej ciekawych komiksów. Zwykle w okresie wakacyjnym spotykaliśmy się z przyjaciółmi i przed rozejściem się do domów, pożyczałem od kolegi stertę 5-10 komiksów i miałem zajęcie od północy do rana i nie istniała wówczas dla mnie telewizja czy Internet, ot potęga komiksu!

Co mnie urzekło i urzeka w samym komiksie? Komiks to podobnie jak film, to sztuka fuzji dzieła literackiego z dziełem wizualnym. Nie wystarczy, by komiks był pięknie namalowany, ani nie wystarczy, by miał świetny scenariusz &#8211; choć nie zawsze &#8222;dobry&#8221; w jednym i drugim przypadku znaczy &#8222;konwencjonalny&#8221;. Osobiście jestem fanem realistycznego odzwierciedlania świata, ale czytałem mnóstwo fantastycznych komiksów, które zupełnie były oderwane od rzeczywistości. Komiks daje rysownikowi niepowtarzalną możliwość wykreowania własnego świata na podstawie scenariusza i jest w tym wszystkim ograniczony tylko przez swoją wyobraźnię &#8211; to o wiele więcej niż oferują chociażby filmy, gdzie obraz jest w dużej mierze ograniczany przez budżety produkcji. Komiks polecam wszystkim ciekawym nowych wrażeń.


L jak lektury
Przyznam się szczerze, że ogólnie czytam mało książek. Mam co prawda okresy nasilonego czytania (głównie na wakacjach), ale obecnie w trakcie sesji czy roku akademickiego czytam niewiele. W tym roku znalazłem tylko czas na dwie sensacyjki &#8222;Trzydzieści sześć dusz&#8221;, &#8222;Kot&#8221;, czyli raczej mało ambitna literatura &#8211; ot przyjemna odskocznia od opasłych tomisk pokroju &#8222;Patologii ogólnej&#8221;. Jako małego chłopca zafascynowała mnie oczywiście tolkienowska trylogia &#8211; to jak dotąd mój rekord czytania (nie licząc &#8222;Dermatologii i wenerologii&#8221; na dwa dni przed egzaminem) &#8211; w niecały tydzień w pierwszej klasie liceum przeczytałem wszystkie trzy tomy, swoją przygodę z Hobbitami przypłacając &#8222;pałą&#8221; z chemii czy innej fizyki&#8230; Pamiętam, że równie mocno pochłonęło mnie w szóstej klasie sienkiewiczowskie &#8222;Quo vadis&#8221; &#8211; dla tych którzy dzieło znają tylko z polskiej &#8222;genialnej&#8221; filmowej adaptacji to rzecz niemal nie do ogarnięcia &#8211; dlatego przed pójściem na jakąkolwiek adaptację do kina, radzę samemu wpierw książkę przeczytać.

Wracając ściśle do tematu tej literki czyli do lektur &#8211; lektur szkolnych: otóż szczycę się do dziś tym, że przeczytałem od pierwszej klasy podstawówki do czwartej liceum wszystkie zadane przez &#8222;panią&#8221; lekturki. Przełknąłem wszystkich &#8222;Panów Tadeuszów&#8221;, przeżyłem &#8222;Odprawy posłów greckich&#8221; i inne &#8222;Nieboskie komedie&#8221;&#8230; Nie wiem czemu, ale najmniej miło wspominam wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czyli utwory, które wedle kluczy polonistycznych sięgały niebios swym wyrafinowaniem, artyzmem i ogólnie genialnością. Nie krytykuje tutaj oczywiście samego autora, który był niekwestionowanym bohaterem okresu wojny, ale wierszy jego nie znosiłem.

Ktoś miał podobnie?


M jak mleko
Pamiętacie słodki zapach ciepłego mleka, grysiku czy zupy mlecznej z dzieciństwa? Pamiętacie ogromne butle ze smoczkami, które trzymaliście w swoich malutkich rączkach pochłaniając z zapałem ich zawartość. &#8222;Pij mleko, będziesz wielki&#8221; stale to słyszałem w dzieciństwie, stale wmuszano we mnie litry mleka, mam uraz. Dziś na samo wspomnienie tych rzeczy mnie mdli. Nie lubię mleka, bo pachnie i smakuje jak mleko. Mogę pić kefir, jogurt, śmietanę, zjeść masło, ale nie mleko. Nie mogę patrzyć na dzieci wsysające się w matczyne piersi czy tak jako wyżej opisywałem butle z ciepłym mlekiem: krowim kozim czy jakimkolwiek innym. Ble!


N jak narkotyki
Czasami kusi mnie by czegoś nie spróbować. Jednak jak dotąd jestem &#8222;czysty&#8221;. Nie paliłem też nigdy papierosów, ani jednego. No cóż, jestem astmatykiem, mam nadreaktywne komórki immunologiczne w moich oskrzelach, oskrzelikach, które powodują ich skurcz. Nie mam co prawda uczulenia na żaden dym tytoniowy (mam za to na sierść kotów, które uwielbiam), ale jakoś nigdy nie odważyłem się by wziąć do ust palącego się papierosa. Bałem się, że zacznę się dusić i nikt mnie wówczas nie uratuje. Jestem niemal w 100% przekonany, że gdyby nie moja astma, to byłby dziś nałogowym palaczem z minimum 5-6-letnim stażem. Szczęście w nieszczęściu? Pewnie tak, ale kiedyś tak czy siak umrę z powodów oskrzelowo-płucnych. Kolejnym bonusem astmy nie palenia papierosów, było to, że nigdy nie zapaliłem też niczego innego, żadnej &#8222;trawki&#8221;. Skoro nie mogłem zacząć, od tego najbardziej miękkiego narkotyk, to nie nigdy nie kusiło mnie by spróbować innych rzeczy, chociaż dostęp miałem/mam dosyć dobry. Dziś nie brakuje źródeł dostępu dla tego typu środków, zwłaszcza w ośrodkach akademickich, ale to już inny problem.


O jak orzeł biały na czerwonym polu
Czyli ogólnie rzecz biorąc kwestie patriotyzmu. Sam nie uważam się za jakiegoś patriotę, chociaż chciałbym żeby inni mogli kiedyś tak o mnie powiedzieć. Ze swoich obowiązków wobec ojczyzny, do tej pory wypełniam jedynie te najprostsze, jak pójście do wyborów, stanie na baczność przy hymnie, poszanowanie naszej wspólnej historii itp. To wszystkie jest oczywiście niczym w porównaniu do patriotycznych czynów jakich dokonywali nasi dziadowie podczas wojen, okupacji czy chociażby podczas dominacją ZSRR nad PRL. Mimo tych wszystkich wysiłków przodków dziś mało kto myśli o Polsce w sposób podmiotowy, traktując ojczyznę jako swoją własność, jako coś co im się należy, a przecież nie zawsze tak było. To wszystko smutne i nie przykryje tego fakt, że większość z nas doznaje wzruszenia w trakcie odgrywania narodowego hymnu&#8230;


P jak prącie
To z pewnością rzecz bardzo ważna w moim życiu! :D Ba! To jedna z najważniejszych rzeczy w życiu większości (tej męskiej) na tym forum. Czy jednak nie przesadzamy? Czy rzeczywiście ten zbudowany głównie z tkanki łącznej narząd, z cewką moczową, dwoma ciałami jamistymi i ciałem gąbczastym, doskonale w dodatku ukrwionym jest aż tak istotny? To oczywiście w dużej mierze przenośnia, bo chociaż często słyszymy, że męski rozum czasowo przemieszcza się właśnie do prącia, to o naszych męskich cechach: czy to fizycznych czy to charakterystycznych decydują głównie jądra produkujące jakże ważne hormony. Tak czy siak jestem pewien, że większości z was gdyby kiedykolwiek groziła amputacja prącia czy jąder z pewnością wybrałaby pozostawienia tego "wyrostka" &#8211; wszak brak jąder można jakoś zrekompensować hormonalną terapią zastępczą.

Tak więc penis (symbolicznie) jest centrum męskiego (a czasami także kobiecego świata). To on każe nam walczyć, zdobywać, rywalizować. To on kiedyś zwiódł nas ku piłce nożnej, to dzięki niemu przeglądamy dziś forum kibiców Juventusu. A przecież tyle się dziś mówi o upadku męskiej dominacji, czy już w ogóle o zaniku prawdziwych mężczyzn. Ja się z tym nie zgodzę. Mężczyzna i kobieta, ich rola w życiu rodziny i społeczeństwa, zmieniała się na przestrzeni dziejów zgodnie z ewolucją naszej cywilizacji. To że dziś mężczyźni nie są tacy męscy jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu, że dziś mówimy, że nie raz kobiety maja większe jaja od facetów, to tylko zawdzięczamy temu, że nasza kultura weszła na wyższy poziom, gdzie nie jest istotna w tak dużym stopniu siła mięśni, patriarchalna dominacja w społeczności. Nasze społeczeństwo powoli dorasta z kultu łona, kultu prącia, kultu muskułu do kultu rozumu i oświecenia. Dziś w osiągnięciu sukcesu co raz mniej liczy się męskość, jakaś szaleńcza odwaga, a więcej zimna kalkulacja, inteligencja, która nie musi być poparta żadną siłą.


R jak rzeźba
Wiem jak się dziś w pierwszej kolejności to kojarzy, jednak ja mam na myśli to pierwotne znaczenie tego słowa. Rzeźba w mojej opinii miłośnika sztuk plastycznych, jest najdoskonalszą formą wyrazu artysty. Nie ma nic doskonalszego niż obraz w wymiarach 3D. To daje multum możliwości. Osobiście nigdy niczego nie wyrzeźbiłem, nad czym głęboko ubolewam i w przyszłości mam zamiar to zmienić.

Ja sam jakiś tam, raczej mniejszy niż większy talent mam. Dziś ćwiczę go tylko rysując, a rysuję odkąd sięgam pamięcią. Kiedyś poświęcałem tej pasji mnóstwo czasu, zwłaszcza w zimne piątkowe czy sobotnie wieczory, nie mając w pokoju telewizora, słuchając tylko nocnych audycji radiowych z uporem maniaka kreśliłem swe &#8222;dzieła&#8221; na kartkach papieru. Moim głównym obiektem, który lubię uwieczniać, to ludzkie ciało. Przy czym przyznam szczerze (już o tym wspominałem), że o wiele bardziej lubię rysować męskie niż kobiece ciała, gdyż są po prostu ciekawsze, jest w nich więcej szczegółów, w pewnym sensie można nawet powiedzieć, że są piękniejsze. Obecnie w erze powszechnej telewizji i internetu nie mam czasu ani chęci żeby sięgać do ołówka i kartki, wolę bezmyślnie marnować wolne wieczory niż ćwiczyć swoje zdolności, a talent nie trenowany staje się coraz mniejszy. Dziś rysuję właściwie tylko wówczas gdy się nudzę na zajęciach, mając do wyboru koncentrować się na kartce papieru czy ryzykować zaśnięcie na seminarce&#8230;
Obrazek

W dziedzinie sztuki plastycznej mam swoich idoli, przy czym nie jestem jakoś szczególnie oryginalny. Nie lubię abstrakcji, impresji czy ekspresji w sztuce (choć chyba potrafię je docenić), lubię naturalizm. W moim mniemaniu niedoścignionym wzorem każdego artysty myślącego w podobny sposób jak ja jest Michał Anioł. Jego rzeźby niezwykle naturalne, po prostu zwalają z nóg &#8211; o tym wiedzą niemal wszyscy. Mnie w jego sztuce fascynują jeszcze jego genialne szkice, które są idealnym odwzorowaniem ludzkich ciał, rzeczywistości. Są jak fotografie jego rzeźb, przy czym powstałe przy pomocy ludzkiej dłoni, a nie mechanizmu fotograficznego. Coś magicznie doskonałego.
Obrazek


S jak sekcja zwłok
Długo wahałem się co do tej literki &#8211; nie wiedziałem czy mam napisać o seksie czy o sekcji zwłok. Wybrałem to drugie ponieważ na temat seksu raczej każdy z szanownych Czytelników własne zdanie będzie mógł sobie wyrobić, natomiast sekcji zwłok raczej większość z was (przy własnym aktywnym udziale) nie uświadczy.

Czym jest dla mnie sekcja zwłok? To misterium ludzkiej powierzchowności, ukazujące w drastyczny sposób niemal wszystkie niedoskonałości organizmu, obnażających do cna błędy Stwórcy przy kreacji naszych ciał. To bardzo dziwne, mroczne i zarazem fascynujące doświadczenie: obcować z martwym już człowiekiem, patrzeć w oczy nieobecnego Adama, Rafała, Basi czy Agnieszki, dotykając ich ciał z zewnątrz i wewnątrz. Trzeba od razu zaznaczyć, że wszystko co się dzieje podczas sekcji zwłok prowadzi do niezłej &#8222;masakry&#8221;, &#8222;sieczki&#8221;, ale wszystko to w imię dobra nauki, w imię poznania i wreszcie w zgodzie z poszanowaniem elementarnej ludzkiej godności.

Zacznijmy od tego po cóż się sekcję zwłok przeprowadza. Sekcja zwłok taka zwykła najzwyklejsza jest przeprowadzana wówczas gdy okoliczności śmierci danego pacjenta są nie do końca jasne i oczywiste, gdy pacjent umiera nagle, bez jasno określonych przyczyn po krótkim okresie hospitalizacji. Dla ścisłości dodam, że sekcji nie będziemy przeprowadzali wówczas gdy 80-letni pacjent, po długoletniej, dawno zdiagnozowanej chorobie niedokrwiennej serca, trafił do szpitala z objawami duszności, bólu w klatce piersiowej i zmarł po kilku godzinach. Wówczas mimo iż okres hospitalizacji był bardzo krótki i nie wszystkie badania były przeprowadzone przyczynę śmierci można stwierdzić z dużym prawdopodobieństwem i nie ma powodów marnować pieniędzy czy dodatkowo narażać na stres krewnych zmarłego. Sekcja jest więc zlecana wówczas gdy nie ma pewności co do okoliczności i przyczyn śmierci.

Wszystko co się dzieje podczas sekcji jest skrupulatnie notowane w specjalnych protokołach, w których każde słowo ma znaczenie. Samą sekcję zwłok zaczynamy od określenia i zlokalizowania oznak śmierci. Oznakami śmierci są m.in.: brak oddechu, brak krążenia, stężenie pośmiertne i obecność plam opadowych. Szczególnie dwa ostatnie oznaki niezawodnie świadczą o zgonie. Następnie przechodzimy do oględzin skóry i błon śluzowych denata &#8211; oceniamy stan przydatków skórnych, obecność blizn, znamion, tatuaży, miejsc nakłuć, założonych wenflonów, ran i tym podobnych.

Tymczasem zabieramy się do skalpela i piłki do kości czaski. To jedna z najbardziej newralgicznych części sekcji, gdyż po raz pierwszy przekraczamy granice intymności ludzkiego ciała. Wygląda do tak, że przecinamy skórę głowy na wysokości łuków brwiowych i tniemy długie półkole od skroni do skroni w kierunku tylnym. Następnie zdejmujemy &#8222;skalp&#8221; ze skóry ze sklepienia czaszki tak jak to przedstawiłem na obrazku (z góry przepraszam za niską jakoś moich szybkich szkiców długopisem):
Obrazek
Piłą do kości piłujemy czaszkę zdejmując jej górną część niczym wieczko z pudełka. Gdy mamy już dostęp do mózgowia zaczynamy preparowanie mózgu &#8211; należy &#8222;oczyścić&#8221; go z opon mózgowych, odciąć naczynia i nerwy i wówczas wyjąć mózg z jamy czaszki. Mózg należy zważyć, zmierzyć i krojąc go centymetr po centymetrze szukamy zmian krwotocznych bądź niedokrwiennych, guzów lub innych patologii. Z wnętrza czaszki wyjmujemy także przysadkę i również ją następnie ważymy i mierzymy. Jest malutka więc można ewentualnie pobrać wycinki do badań mikroskopowych.

Na tym kończymy z głową i zabieramy się do tułowia. Zaczynamy od wykonania nacięć wzdłuż ciała, które przedstawiłem na obrazku niżej:
Obrazek
Gdy skórę i tkankę podskórną mamy już dobrze wypreparowaną, liczymy na jakiej wysokości (określa się to licząc żebra) znajduje się przyczepiona przepona, po czym bierzemy w dłonie nożyce-kleszcze do rozcinania żeber i wycinany otwór w klatce piersiowej, wyciągając przód żeber i mostek, odsłaniając płuca i serce. Na tym etapie należy wyciągnąć płuca z sercem z klatki piersiowej do dalszych dokładnych badań. Płuca z sercem badamy zawsze razem! Metodologia tych badań jest podobna jak w przypadku mózgu (innych narządów zresztą także): rozcinamy dokładnie każdy fragment płuca, zaglądamy do naczyń sprawdzając czy nie ma w nich materiału zatorowego, blaszek miażdżycowych. Serce rozkrajamy szukając między innymi ognisk zawału. Jeśli znajdujemy coś ciekawego zawsze bierzemy próbki do badań mikroskopowych.

Następnie zabieramy się do narządów wewnętrznych jamy brzusznej poczynając od przewodu pokarmowego. Wycinamy poczynając od jamy ustnej i języka przełyk, wyciągamy żołądek, dwunastnicę, jelito cienkie i dalej grube. Przełyk rozcinamy, badamy żołądek i centymetr po centymetrze wszystkie pętle jelit szukając jakichś nieprawidłowości. W dalszej kolejności zabieramy się do innych narządów wewnętrznych jamy brzusznej i miednicy: wątroby, nerek, śledziony, macicy i przydatków w przypadku kobiet, trzustki i pęcherza moczowego. W przypadku narządów miąższowych robimy tak jak to opisywałem już przy okazji mózgu czy płuc - wyjmujemy je z wnętrza ciała, ważymy, mierzymy, rozcinamy i pobieramy próbki. Na koniec trzeba jeszcze to wszystko co wcześniej wyjęliśmy w miarę możliwości poukładać w środku ciała, no i zaszyć.

To tak pokrótce o tym jak wygląda prawdziwa sekcja zwłok. Mało to efektowne w porównaniu z tym jak to czasami jest przedstawiane na filmach, ale mimo wszystko robiące spore wrażenie. Mam nadzieje, że kogoś to przynajmniej w maleńkiej części zainteresowało jak mnie.


T jak tarcie ziemniaków
Tarcie ziemniaków jest nieodłączną częścią przygotowywania placków ziemniaczanych z sosem gulaszowym (po węgiersku) jednej z moich popisowych i jednocześnie ulubionych potraw. Danie to może niezbyt wymyślne, oddaje poziom moich obecnych zdolności kulinarnych, który co prawda nie należy do najwyższych, ale łączy się ze szczerym zapałem. Lubię coś pichcić, lubię przesiadywać w kuchni. Kuchnia to magiczna część domu, w której bije jakieś tajemnicze ciepło. Nawet będąc na tzw. &#8222;domówkach&#8221; zawsze najprzyjemniej siedzi się i pije w kuchni.

Ech, odbiegłem nieco od tematu, a miałem pisać o gotowaniu. No cóż, nie będę się rozwodził o jakichś ciekawych, egzotycznych potrawach, bo sam ich jeszcze nie umiem przygotowywać. Właściwie mój repertuar potraw ogranicza się do popularnych dań polskich (kotlety, sznycle, placki ziemniaczane, pierogi ruskie, które robiłem sam raz w życiu itp.) no i oczywiście popularnych dzisiaj dań z kuchni włoskiej, meksykańskiej czy chińskiej. Słowem nic szczególnego, aczkolwiek mam nadzieję, że jeśli tylko dorobię się własnej kuchni będę mógł się dalej rozwijać. Gotowanie jest dodatkowo przyjemne jeśli ma się z kim gotować. Właściwie od tego powinienem zacząć, bo moją małą pasję kulinarną zakrzewiła we mnie moja dziewczyna, która poznała mnie jako faceta wychowanego na obiadkach mamusi, wolącego zamawiać codziennie pizze niż samemu coś upichcić. Nie ma nic bardziej kojącego po ciężkim, stresującym dniu w pracy czy na uczelni niż tych kilka godzin spędzanych ze swoją drugą połówką, przygotowując wspólny posiłek, jednocześnie rozmawiając o tym co się przydarzyło w ciągu całego dnia. No może oprócz &#8222;konsumpcji&#8221;&#8230;


U jak ubiór
Jestem człowiekiem o mocno narcystycznych skłonnościach, dlatego ubiór i w ogóle mój wygląd jest dla mnie bardzo ważny. Mój własny styl okrzepł gdzieś 4-5 lat temu, a dziś modyfikuje go jedynie napływająca nieustannie nowa moda. Nie jestem jednak żadnym modnisiem. Facet, który znalazł już kobietę swojego życia traci nieco zainteresowanie to ozdabianie siebie w śliczne ciuszki i kieruje się raczej ku praktycznemu zastosowaniu swojego stroju. Inną kwestią jest także samo ciało, o które również trzeba bardzo dbać jeśli chce się wyglądać dobrze. Muszę przyznać, że mój mało komunikatywny charakter w połączeniu z niezbyt modelową sylwetką (żaden ze mnie Brad Pitt czy nawet Colin Farell) raczej nie jest dobrą mieszanką, a jednak pochwalę się, że raczej mam powodzenie u kobiet &#8211; tzn. że mnie nie unikają, hahaha&#8230;

Czy jednak wygląd, strój mają w życiu jakieś istotne znaczenie? Owszem ma, chociaż nie decydujący, ale jednak dosyć ważny. Wygląd o ile nie wiąże się z biedą czy jakimkolwiek upośledzeniem (bo wiadomo, że wypadki losu to coś czego nie można komentować) jest w pewnym sensie wizytówką człowieka, która ukazuje pewne cechy charakteru. To ważne czy lekarz albo prawnik wygląda schludnie, we właściwym stylu dobiera swoją garderobę, jednocześnie podkreślając swój indywidualny zmysł plastyczny. Tak więc: wyglądajmy pięknie i przystojnie!


W jak wódka
Lubię wódkę. Lubię mocne alkohole takie jak whisky, rum czy tequila. Nie przepadam natomiast za piwem. Piwo to napój gazowany, a ja gazowanych napojów nie lubię, bo szczypią w język, powodują uczucie wypełnienia w trzewiach. Poza tym nie lubię tej goryczki, w ogóle nie lubię gorzkiego smaku. Są jednak wyjątki gdy piwo piję ze smakiem, to mecze oglądane w pubie. Zwykle jednak przed takim meczem wypijamy z kumplami 0,7 l wódki rozcięczonych w 3 litach red bulla, tak że po tym wszystkim ciężko delektować się jakimkolwiek napojem czy potrawą&#8230;

Dlaczego lubię mocne napoje? Ponieważ oprócz tego, że w za dużych ilościach powodują zezwierzęcenie i potwornego kaca nazajutrz, alkohol pity w umiarze i w dobrym towarzystwie, staje się niejako źródłem wspaniałych dyskusji i dobrej zabawy. Mam w swojej pamięci niejedną taką noc, którą przy flaszce przegadaliśmy o najróżniejszych kwestiach świata. Oczywiście picie dużej ilości alkoholu nie powinno być żadną normą, a wręcz powinno być zabronione, bo negatywne skutki takiego stanu rzeczy są powszechnie znane. Jednakowoż wszystko jest dla ludzi. Nawet Jezus Chrystus w swoim pierwszym cudzie przemieniał wodę w wino, a z pewnością nie był zwolennikiem alkoholizmu.
Aha, jeszcze jedno: jestem gorącym zwolennikiem picia wódki w kieliszkach, a nie w drinkach.


Y jak Yersinia pestis
Czyli po prostu pałeczka dżumy. Nieprzetrwalnikująca bakteria Gram ujemna o kształcie pałeczki będąca czynnikiem etiologicznym dżumy. Ze względu na kształt została zakwalifikowana do pałeczek, jednak poszczególne bakterie posiadają dużą zmienność wyglądu. W przeciwieństwie do pozostałych bakterii z grupy Yersinia, pałeczka dżumy nie posiada rzęsek oraz - w konsekwencji - zdolności ruchu. Ma otoczkę, którą traci podczas hodowania na podłożach mikrobiologicznych. Pałeczka dżumy jest wrażliwa na działanie wysokiej temperatury, ale nie ginie przez miesiące w niskich temperaturach. Niszcząco działają zwykłe środki dezynfekcyjne (fenol, lizol). Pałeczka dżumy nie ma wygórowanych wymagań odżywczych - rośnie na zwykłych podłożach z agarem, może również wzrastać na podłożach z żółcią. Temperatura optymalna do wzrostu wynosi 30°C. Barwienie bakterii daje charakterystyczny biegunowy wygląd, a sam środek komórki nie ulega zabarwieniu. Potwierdzenie rozpoznania opiera się m.in. na wykonaniu aglutynacji z surowicą przeciwdżumową. Bakteria może wywołać ostrą, gwałtowną, często śmiertelną chorobę - dżumę. Była odpowiedzialna za kilka tragicznych pandemii. Pałeczka dżumy jest wrażliwa na następujące grupy antybiotyków: streptomycyna, tetracykliny, sulfonamidy.


Z jak zakończenie
Kończę mój alfabet, na który kazałem Wam tak długo czekać. Wiem, że nie wywoła on w nikim żadnych większych emocji, bo jeśli tylko przez niego przebrnie będzie chciał o nim jak najszybciej zapomnieć. Wiem, że jest w nim zbyt wiele mędrkowania, filozofowania. Wiem, że może to być ciężka lektura właśnie z tego powodu, że starałem się za wszelką cenę ukazać to kim jestem, a to bardzo trudne, zwłaszcza w przypadku osoby ze skłonnościami do narcyzmu.

Nie boję się krytycznych ocen tego co napisałem, obawiam się jednak wiejącej z tego nudy. Mam nadzieję, że mimo wszystko każdy znajdzie w tej kakofonii myśli, znaczeń, jakąś jedną literkę, która mu się spodoba, którą z ciekawością przeczyta.

Na koniec jeszcze raz chciałbym Was przeprosić, że tak długo zeszło mi jego opublikowanie i dziękuję z góry wszystkim tych, którzy zechcieli oddać wcześnie na mnie głos i dziś mogli i chcieli przeczytać mój własny alfabet.

Pozdrawiam!


Lypsky

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 22 grudnia 2003
Posty: 3798
Rejestracja: 22 grudnia 2003

Nieprzeczytany post 06 lipca 2009, 23:05

A-lfabet &#8211; 10.10.2004 właśnie wtedy pojawił się alfabet użytkownika DjJuve. Cóż za głupi nick, wymyślał go albo totalny idiota, albo niespełna 15 letni chłopiec urodzony w Warszawie, który dzieciństwo spędził w Wołominie, by następnie przeprowadzić się do urodziwego podwarszawskiego miasteczka Ząbki. Chłopaczyna zajarał się podobnym nickiem innego użytkownika i wymyślił coś w ten deseń, w dodatku wierzył, że w przyszłości może zostać Dj-em. Jakże śmieszne i chybione były to plany.
Nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo dojrzałem przez te 5 lat, jak zmieniały się moje priorytety i poglądy przez ten okres. Od gimnazjum do studiów jest bardzo długa droga, bezcenna, przynajmniej dla mnie.
Nie potrafię przeczytać mojego poprzedniego alfabetu po raz kolejny od A do Z, wtedy wydawał się w porządku, dziś jest nieco żałosny, a niezliczona ilość emotek dopełnia dzieła. Przełamałem się, na potrzeby tego co tworzę dziś, zajrzałem do tematu &#8222;Forumowicz od A do Z vol.1&#8221; i cofnąłem się w czasie do roku 2004. Jakie wnioski?
Z tego co pamiętam miało być ambitnie, ale 15letni dzieciak chyba nie do końca zdaje sobie sprawę co to słowo oznacza. Nie wystarczy poruszyć pewnych kwestii, należy to zrobić w umiejętny sposób. Mój nie do końca ukształtowany światopogląd wytworzył właśnie coś takiego. Chyba zbyt dużą wagę przywiązywałem do forum JP, traktując to miejsce jako winkiel, przy którym spotykam się ze znajomymi i bez którego trudno byłoby mi przetrwać...stop, tą kwestię rozwinę nieco później. Wracajmy do alfabetu. Młody człowiek chciał pokazać swoją erudycję, niestety słabo, dosyć nieporadnie mu to wyszło. Nie wiem dlaczego nie używałem przecinków i polskich znaków, lenistwo czy głupota? Do dziś rozwala mnie, to co pisałem o Yarim i Rybie, naprawdę spoko ludzie, z którymi swego czasu utrzymywałem jako taki kontakt, ale te moje &#8222;internetowe przyjaźnie&#8221;? Z perspektywy czasu wygląda to nieco zabawnie. Kolejna śmieszna rzecz to przeświadczenie o tym, jak bardzo jestem ironiczny i jak dobrze idzie mi posługiwanie się tym, głupi gówniarz.
Jeśli miałbym wybrać 3 najlepsze litery byłyby to B, P i W, nieco nieporadnie rozwinięte hasła w przypadku dwóch pierwszych, natomiast &#8222;wiara&#8221; jak najbardziej na plus.
Mimo wszystko nie żałuję, by dotrzeć tu gdzie jestem (tzn. do alfabetu vol.2 ;)) musiałem przejść drogę w której przystankiem był alfabet vol. 1.

Ą-cki/Wojewódzki &#8211; Edek Ącki bardziej znany jako Szymon Majewski stworzył program w formie, którą całkowicie akceptuję, tyle. Tak po prawdzie chcę nawrzucać temu drugiemu, a o Szymku wspominam, ze względu na literę &#8222;Ą&#8221;.
Wojewódzki? Czasami lubię popatrzeć, ale momentami jestem na tyle zażenowany, że wyłączam tv. Koleś ma prosty system: wybieram <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)>, z którego pośmieje się (Frytka czy inny Piotruś Kupicha/wybieram inteligentnego gościa, któremu wyliże tyłek (Lis czy Zanussi), skoczy mi oglądalność, kupię nowe ferrari i zostanę idolem.
Wojewódzki niepotrzebnie robi z siebie kretyna, wydaje się być całkiem inteligentny, nie poznaję go, kiedy idzie do innego programu i opowiada o swoim życiu, młodości czy zainteresowaniach. Maska, którą zakłada we wtorkowe wieczory jest słaba i myślę, że nie tylko ja to tak odbieram.
Żal mi dupę ściska, kiedy widzę jak młodzi ludzie upatrują w nim swojego idola, w końcu ubiera się tak fajnie, jest sarkastyczny, potrafi wbić polską flagę w gówno, ano i Kaczora obrazi, bez tego nie mogłoby się obyć. Moja frustracja rosła z dnia na dzień, wybaczcie, musiałem dać upust emocjom. Jeśli tak ma wyglądać idol, to powodzenia, wolę Batmana.

B-atman &#8211; Od dziecka byłem zajarany człowiekiem nietoperzem, widziałem wszystkie filmy, w których głównym bohaterem jest koleś, zakładający czarne gacie, śmieszną maskę, okładający tysiące zbirów po pyskach i po raz n-ty ratujący świat przed zagładą, niby żałosne, ale uczucie z dzieciństwa przetrwało do dziś. Fanem komiksów nigdy nie byłem, więc nie kolekcjonowałem ich (miałem kilka numerów), przemawiał do mnie raczej obraz telewizyjny czy kinowy.
Batman Burtona z 1989 jest magiczny, genialna rola Nicholsona i ten klimat. Może nienadzwyczajne efekty specjalne czy brak tysiąca gadżetów, ale w mojej prywatnej klasyfikacji filmów o człowieku nietoperzu zdecydowanie miejsce nr...dwa. &#8222;Batman Returns&#8221; też dobry choć nie zapadł tak mocno w moją pamięć jak poprzednik, miejsce nr trzy bez zbędnej gadaniny. Pierwsza pozycja dla &#8222;The Dark Knight&#8221; może i wcale nie najlepszy, może i dwie twarze wyglądał do niczego, może Bale jest słaby, ale ten film ma coś w sobie i nie chodzi tylko o magicznego Jokera Ledgera. Oglądałem go ok 5 razy i zabieram się do tego po raz kolejny, chyba niepotrzebnie doszukuje się w nim ukrytego znaczenia, ale zafascynował mnie, może przez uczucie z dzieciństwa.
O innych filmach nie wspominam, jedne lepsze, drugie gorsze, jednak nie wybijają się ponad przeciętność.

C-hcemy być sobą &#8211; po raz kolejny będzie nudno, nie pierwszy i nie ostatni raz będę narzekał, chyba taki już mam charakter, wieczny malkontent. Denerwują mnie wszędobylskie mniejszości. Po co geje i lesbijki organizują te parady? Nie mogą kochać się w czterech kątach? Muszę na to patrzeć w telewizji i na ulicach? Może i nie jestem tolerancyjny, ba może i jestem homofobem (cóż za modne słowo obecnie), ale nie mam zamiaru ukrywać mojego niezadowolenia.
Kolejna kwestia, ta pieprzona poprawność polityczna. Większość z nas boi się publicznie wypowiadać opinie, które nie daj Boże mogłyby zabrzmieć dwuznacznie, obrazić czarnoskórego, żyda, Azjatę etc. Przecież każdemu z nas zdarza się to w domu, śmiejemy się z inności: z grubasów, kurdupli, zezowatych czy blondynek.
Nie wolno mówić, że murzyni pochodzącą z afryki, nie wolno już nawet w żartach rzucić &#8222;asfaltem&#8221;, od razu zostanę nazwany rasistą. Nie będę płakał z tego powodu, nie będę też nikogo namawiał do takich zachować, ale na Boga bądźmy sobą, przestańmy udawać tolerancyjnych, mam dosyć ten sztuczności.
Nie chcę zostać źle zrozumiany, nie popieram gnębienia mniejszości czy zwalczania ich. Nie podoba mi się jedynie to granie pod publiczkę, dostosowywanie własnego zdania do większości czy ukrywanie go przed światem.
Kaczyńskich można nazywać kurduplami i śmiać się z nich, przecież sami się o to proszą, Kalisza można nazywać grubasem i śmiać się z niego, w końcu komuch sam się o to prosi, ale Mario Balotelliego bambusem nazywać nie można, co z tego, że szczeka na prawo i lewo, i bezczelnie prowokuje. Nie wolno powiedzieć, że murzyn nigdy nie będzie Włochem, choć w dużej mierze to prawda.
Denerwuje mnie gadania o naszym &#8222;rasizmie&#8221;, &#8222;antysemityzmie&#8221;, o tym jacy to my źli jacy niedobrzy. Nie chcę analizować, dlaczego żydzi czy murzyni czują się tak bardzo dotknięci każdym niewinnym żartem, dlatego na tym zakończę.

Ć-wok &#8211; banda ćwoków, których widok na co dzień serwują nam nasze wspaniałe media:

Stefek Niesiołowski &#8211; za &#8222;Ja panu nie przerywałem&#8221; choć przerywał
Janusz Palikot &#8211; za to, że stara się zrobić z siebie błazna, choć wcale nim nie jest
Tomuś Lis &#8211; za tzw. ograniczony obiektywizm i Kingę Rusin! Jak on mógł?!
Jaruś Kaczyński &#8211; za to, że dał sobie wmówić, że czarne jest czarne, a białe jest białe.
Karolek Karski &#8211; za twarz
Joasia Senyszyn &#8211; za całokształt jej wesołej twórczości
Edzia Górniak &#8211; za to, że słabo płacze pod publikę
Piotruś Kupicha &#8211; za ten jego &#8222;anioła głos&#8221;

Mógłbym wymieniać dalej, ale jest 3 w nocy, a w naszym kraju ćwoków nie brakuje.

D-inozaur &#8211; dołączył 22 grudnia 2003, na koncie 2068 postów &#8211; forumowe dane jednej z najbardziej znanych i szanowanych postaci na JP, tak wasz ulubiony użytkownik. 6 lat, niemal 6 lat możecie podziwiać moją wesołą twórczość. Śmiać mi się chce kiedy przypominam sobie początki, ciekawe czy gdyby moja przygoda zaczęła się później jej start byłby równie nieudany? Śmieje się po raz drugi kiedy wspominam, co i jak pisałem, najgorsze, że wydawało się to całkiem w porządku, kolejny raz ujawnia się młodzieńcza głupota.
Szczerze powiem, że pierwsze miesiące pamiętam jak przez mgłę, kojarzę, że lubowałem się w zakładaniu coraz to lepszych tematów, a gwiazdki, które zdobywało się za ilość postów były łakomym kąskiem dla małolata. Najbardziej motywowało mnie to do pisania kolejnych, jakże wspaniałych wypowiedzi. Inną ciekawą kwestią są emoty, dziś mogłyby nie istnieć, wtedy chyba tylko za ich pomocą potrafiłem przekazać moje emocje.
Posty leciały, czas płynął, forum JP rozwijało się, a dzień w dzień pojawiali się coraz to nowi, jedni mniej inny bardziej ciekawi użytkownicy. Tak, specjalnie dla części z was powiem, że tęsknie za starym forum, ale właśnie to stare forum traktowałem nieco inaczej niż obecne. Potrafiłem siedzieć tu kilka godzin, bawić się w dyskusję polegające na rozbijanie czyjejś wypowiedzi w dziesiątki cytatów, bawiło mnie to. Dziś nie mam na to ani czasu, ani ochoty, postarzałem się.
Chwile, które zmieniały forum? Niewątpliwie cała afera i odejścia rybqa, kiedyś ludzie przeżywali to i ekscytowali się, dziś zapewne wszyscy śmiejemy się z tej sytuacji. &#8222;Forumowe Oscary&#8221;, &#8222;Qualita Juventino&#8221; czy &#8222;Forumowicz od A do Z&#8221; to wszystko urozmaicało istnienie i egzystowanie na forum JP, dziś być może z powodu braku tego typu rozrywek aktywność części znamienitych postaci podupadła. Myślę, że to nie jedyny powód dlaczego Ci najbardziej rozpoznawani i szanowani przestali udzielać się.
Choć nadal nie można narzekać na brak indywidualności, nieco szkoda straty starych wyjadaczy, tych, z którymi toczyło się zażarte batalie w niemal każdym temacie.
Nie będę narzekał, za dużo tego, nie łudzę się, że będzie tu jak kiedyś, mam jednak nadzieję, że obecne &#8222;ikony&#8221; nie zrezygnują zbyt szybko i utrzymają to forum na solidnym poziomie, a takich osób mimo wszystko nie brakuje. Trzymam kciuki lamy.
Na koniec by nie było zbyt optymistycznie zaznaczę, że kilkukrotnie przymierzałem się do pożegnania się z JP,. Wytłumaczcie, jak można wlepiać mi kartki?! Ogarniacie to?! Nie róbcie tego więcej decydenci i chcę Q!

E-mo &#8211; co dzieje się z tym światem? Powstają jakieś dziwne subkultury, których nie ogarniam i chyba nie ogarnę. O co chodzi w tym emo? Co to jest i kto to wymyślił? Jeśli przyszłością tego narodu mają być dzieci farbujące włosy na czarno, przyodziewające ubrania w tej samej barwie, przekłuwające uszy nosy, jęzki etc, jeśli przyszłością tego narodu mają być jakieś Tole, Blogi 27 czy inni którzy oglądają z zapartym tchem program na mtv wierząc, że tak wygląda świat to ja wysiadam.
Wczoraj był &#8222;idol&#8221; wszyscy śpiewali, dziś mamy &#8222;u can dance&#8221; wszyscy tańczą ciekawe co wymyślą jutro?
Powalony świat reality show, frytka wali się z kenem w jacuzzi, Doda i Radzio to gwiazdy, których losami żyje spora część tego narodu, a &#8222;Fakt&#8221; tak <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> się sprzedaje. Jest ktoś w stanie wytłumaczyć mi te zjawiska? <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> pogoń za modą, chcesz być fajnym? Im więcej kolorów tym lepiej &#8211; na ulicach wysyp clownów.
Zastanawiam się, czy ten świat jest poroniony, czy ja taki stary, że nie potrafię tego ogarnąć. Może magiczny rocznik 89 i poprzednie były nieco inne i cechowały je innej wartości. Nie wiem czy lubię się wyróżniać, czy po prostu jestem inny niż większość. Mnie w ogóle nie kręci śmianie się z prezydenta bo &#8222;jest mały, gupi i śmierdzi&#8221;, w ogóle nie kręcą mnie opowieści Palikotów i jemu podobnych, a jeśli jesteśmy już przy polityce to zakończę optymistycznie. Uważam iż partia rządząca jest równie wielkim syfem co, ich poprzednicy... i nie rozwinę tego tematu.

Ę- Ę &#8211; ciekawa litera.

F- laszka &#8211; piątek/sobota dzwoni telefon, pada pytanie &#8222;pijemy?&#8221;. Nie mam w zwyczaju odmawiać, lubię ten sympatyczny stan po kilku głębszych. Jeśli pije to w doborowym towarzystwie tzn. najbliższych znajomych, przyjaciół. Nie przepadam za wypadami do klubów czy innych tego typu lokali, zdecydowanie preferuję domowe zacisze, do tego dobra muzyka lub tv. Jeśli jesteśmy przy temacie tv, wiecie, że do wódki idealnie pasuje boks? Nie raz i nie dwa spędzałem noc przy flaszce, by nad ranem ledwo ciepły oglądać gale i o dziwo niemal wszystko doskonale pamiętam.
Lubię solidnie nawalić się, &#8222;zresetowanie się&#8221; po ciężkim tygodniu pracy jest dosyć ciekawą, nietypową, ale mimo wszystko miłą formą wypoczynku.
Najczęściej bywa zabawnie &#8211; śpiewy, żarty, dyskusje, ale nie ukrywam, że są również &#8222;cięższe&#8221; dni &#8211; oberwanie/danie w michę, zaliczenie zgona czy awantury bez konkretnego powodu.
Najgorszy w piciu jest kac, nie cierpię bólu głowy, ten pulsujący jest najgorszy. Mdłości i zmęczenie jestem w stanie wytrwać, ale ten pieprzony ból potrafi zmarnować cały dzień.
Jeśli flaszka to wódka, piwo okazyjnie do meczu, a wino od czasu do czasu tylko do kolacji, whisky również daje radę. Ogólnie lubię procenty i wcale tego nie ukrywam &#8211; dobrze mi z tym.

G-orąco &#8211; nie lubię kiedy jest gorąco, dziś dostaje <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)>, nie ma czym oddychać. Wychodzę na dwór - pot leje się ze mnie. Zimny prysznic - <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> sprawa, ale co z tego skoro po chwili znów jestem cały mokry. Jakby tego było mało, do napisania mam ten cholerny alfabet. Może zimny browar pomoże?
Mówiłem już, że jestem malkontentem? Nie lubię też kiedy jest zimno, ręce odmarzają, ciężko wracać do domu po imprezie, nie chce się wychodzić bo i po co? Jakby tego było mało, ten pieprzony śnieg - pada na łeb i wzmaga frustrację. Może zimna wódka pomoże?
Podsumowując nie lubię gorąca, nie lubię zimna, wolę wiosnę, ale podobno bycie &#8222;letnim&#8221; wcale dobre nie jest...i bądź tu mądry Andrzeju.

&#8222;H - istoria stosunków międzynarodowych 1815-1945&#8221;; autor - Wiesław Dobrzycki. Tak, zgadliście, nie miałem pomysłu na literę H, więc proszę bardzo oto tytuł jednej z niewielu książek jakie przeczytałem w ostatnim czasie. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się czegoś na temat podstaw największych konfliktów XIX i XX w. polecam Dobrzyckiego. Jestem z siebie dumny, to tak gruba książka, a ja przecież nie lubię czytać.

I-sm &#8211; Instytut Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego&#8211; tydzień temu ukończyłem pierwszy rok, szczęśliwie bo szczęśliwie, ale udało się. Studia wieczorowe są spoko, za dnia można poobijać się, by potem wpaść na uczelnię na 1-3h. Niestety nie ma nic za darmo - często trzeba zapłacić niemałą kasę za taki komfort.
Nie czuję życia studenckiego, nie kręcą mnie wyjazdy, imprezy po klubach itp. rozrywki. Mam grupę znajomych, z którymi nie raz zdarzyło mi się popłynąć i z nimi staram się trzymać.
Mimo wszystko bardziej odpowiadało mi życie w liceum. Nie wiem, z czego to wynika, ale tam czułem się swobodniej, znałem większość ludzi, a oni znali mnie, kontakt z nauczycielami miałem idealny. Uważam, iż chodzenie LO i przebywanie w tym towarzystwie było przyjemnością &#8211; najlepszym okresem w moim życiu.
Do tematu studiowania o dziwo podszedłem dosyć poważnie, nie obijam się non stop, przed sesją zdarza mi się uczyć. Swoją drogą, cóż za szatański wynalazek ta sesja? Jasne, fajnie jest obijać się przez &#190; semestru, ale kiedy zbliża się okres egzaminów ciekawie już nie jest.
Moja rada dla innych? Uczcie się w liceum, dostańcie się na studia dzienne, by później zachować trochę kasy w kieszeni, gdybym mógł cofnąć czas...Nie, chyba mimo wszystko jestem zbyt wielkim leniem.

J-ózio &#8211; nie znam żadnego Józia, no może jednego, ale słabo. Każdy kogo nie znam jest Józiem, każdy pan x czy y ma na imię Józio lub Andrzejek, pamiętajcie i nie odbierajcie moich słów zbyt personalnie... Andrzeje. Swoją drogą to piękne imiona, prawie tak samo piękne jak Kamil.

K &#8211; ościół &#8211; chodzę gdyż odczuwam potrzebę. Nie do końca zgadzam się z nauką i poglądami, ale nie jestem tam by popierać słowa księży. Niedzielna wizytka poprawia mi nastrój, wzmaga wiarę w samego siebie i pomaga w co dziennym życiu. Nie będę truł na ten temat, wiara to kwestia dosyć osobista.

L-ypsky &#8211; Kamil L. &#8211; urodzony 10 sierpnia 1989 roku w Warszawie, zamieszkujący Ząbki, wcześniej znany jako DjJuve. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś na mój temat, na pewno lektura tego ambitnego dzieła ułatwi wam to. Jestem chamem, gburem,często niezadowolonym z życia i z tego co nas otacza, ale potrafię być miły, wygadany i przeuroczy, wszystko zależy od sytuacji i nastroju. Często malkontent, lubię mieć wszystko uporządkowane, wyżywam się najczęściej na moich bliskich i nie rozumiem jak oni to znoszą. Jestem świadom moich minusów, szkoda, że nic z tym nie robię. Leniwy, uparty choleryk o dziwnych poglądach.
Jesteście zaskoczeni, że nie piszę nic na temat Juve? Co z tego, koniec.

Ł-zy &#8211; płakałem kiedy Wiltord strzelał bramkę Włochom w ostatniej minucie na Euro 2000. Nie potrafiłem pogodzić się z tym, tym bardziej mając w pamięci niewykorzystane okazje Alexa &#8211; to właśnie do niego miałem największe pretensje o przegrany finał. Po tej bramce wiedziałem, że to koniec.
Płakałem kiedy Treze spudłował w finale w 2003 roku, wiedziałem, że to koniec. Jako młody chłopak nie potrafiłem zrozumieć, czemu tak się dzieje, przecież graliśmy wspaniale w drodze do tego finału. Nie pojmowałem, dlaczego nasi tak słabo wykonywali te karne, przecież Buffon bronił fenomenalnie. Nikt ani nic nie było w stanie mnie pocieszyć.
Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale ta porażka była chyba największym dramatem w moim życiu, nie mogłem otrząsnąć się kilka dobrych dni. Po dziś dzień nie potrafię obejrzeć serii rzutów karnych z tego finału ze spokojem.
Te dwa dni pamiętam jakby były wczoraj, inne epizody, ze łzami w moich oczach w roli głównej nie zapadły mi w pamięć.

M-arihuana &#8211; zdarzyło mi się kilka razy przykopcić, w końcu trzeba spróbować wszystkiego (no może nie wszystkiego). Nie przepadam, może dlatego, że poza kilkoma dłuższymi chwilami śmiechu, włączyła mi się zamuła.
Kiedyś miałem ciekawą sytuację, wkręciłem sobie, że nad drzewami widzę japońskie samoloty i przez dłuższy czas nie mogłem przestać się śmiać. Nie zapomnę śmiechu moich kumpli, chłopaki mieli ubaw po pachy.
Ziółko powinno być legalnie dostępne, często ludzie pod jego wpływem zachowują się zdecydowanie &#8222;lepiej&#8221; niż po alkoholu. Na pewno są mniej agresywni i nie puszczają im wszelkie hamulce, inna kwestia, że śmieją się jak świnie. Jeśli ktoś chce zapalić zdobycie tego nie jest żadnym wyzwaniem.
Mi nie przypasowała, ale jeśli ktoś lubi takie rozrywki, nie mam nic przeciwko. Poważniejszym narkotykom mówię &#8222;nie&#8221;.

N-asz kraj, nasze społeczeństwo &#8211; nie lubię buractwa, często spotykanego u nas, ale jestem jak najdalszy od tego by naszych krajan nazywać burakami. Polskie społeczeństwo bywa wspaniałe, pomimo wszystkich minusów, potrafimy jednoczyć się, stanąć jeden za drugim. Może nie tak tolerancyjni i rozwinięci jak mieszkańcy państw zachodnich, ale mimo wszytko cieszę się, że mieszkam właśnie tu.

Ń &#8211; równie ciekawa litera, co Ę, być może nawet ciekawsza.

O- laboga &#8211; pozostały dwie godziny do opublikowania alfabetu, a pomysłów coraz mniej. Jestem wycieńczony po pracy, a mimo to siedzę i staram się być twórczy, doceńcie to. Byłem przekonany, że napisanie alfabetu po raz drugi nie będzie trudne, ba byłe pewien, że będzie dużo łatwiej, szybciej i przyjemniej niż miało to miejsce za pierwszym razem. Jakże wielkie zaskoczenie spotkało biednego człowieka, kiedy po kilku literkach skończyły się konkretne pomysły i trzeba było kombinować.
Niektóre hasła są nieco naciągane, wybaczcie, ale przynajmniej pewna część całości odnosi się do tego co chciałem przekazać, do tego jak chciałem pokazać siebie. Wierzę i mam nadzieję, że było lepiej, ba, jestem pewien, że było lepiej bo ciężko wypisywać większe bzdury niż poprzednio. Momentami za bardzo filozofowałem i mędrkowałem, zdaje sobie z tego sprawę, więc darujcie sobie krytykę, a nawet jeśli śmiecie wypowiedzieć jakąkolwiek niepochlebną opinię pożałujecie tego, obiecuję.
Mimo wszystko nieźle bawiłem się przypominając sobie niewielką część mojego życia.
Życzę równie miłej zabawy przyszłym autorom alfabetu i nie mogę doczekać się na trzecią odsłonę zabawy, wtedy będzie idealnie, o ile wcześniej nie obrażę się i nie pójdę w huk.

Ó-wdzie i tu &#8211; mam pisać o moich podróżach, które nie istnieją? O tym gdzie byłem, gdzie miód i wino piłem? Zachowam to dla siebie.

P-ub &#8211; tak, przyszedł moment zadumy, nad samym sobą i tym jak głupio postępuję w moim życiu. Z tego miejsca pragnę serdecznie przeprosić grupę warszawskich alkoholików z panem prezesem Danielem P. na czele. Przepraszam panowie, iż od dłuższego czasu zaniedbuję Was.
Nie tak dawno w jednym z parków w stolicy spotkałem w pół przytomnego, byłego wiceprezesa tego stowarzyszenia &#8211; Pana Tomasza K., cóż za miłe było to spotkanie. Od razu przypomniały się stare, piękne czasy, kiedy ugrupowanie, którego władze tworzyli w/w Panowie oraz Pan Kamil L., a ich pucybutem był nijaki Tomasz M. (wybacz gościu :lol: ) niszczyło pod względem frekwencji inne ugrupowania ulokowane na terenie naszego kraju. Słynny mecz z Milanem, kiedy uzbieraliśmy ok. 50 osób &#8211; to były piękne dni. Niestety, zszedłem na złą ścieżkę, zaniedbałem starych druhów i zapewne na stałe zostałem przez nich pożegnany. Kajam się panowie, wybaczcie, a Ciebie Danielu przepraszam najserdeczniej i przyznaję rację &#8211; ludzie z Ząbek kłamią.
Jeśli kryzys się nie skończy, a tym samym platforma Cyfra + zostanie usunięta z mojego domu, oświadczam, iż na nowo zacznę was odwiedzać, a w ramach przeprosin obiecuję przynieść wysoko procentowy trunek alkoholowy.
Wiem, że dla niewtajemniczonych całość może być niezrozumiała, wybaczcie, ale musiałem to napisać.

Q- fajna litera, czekam kiedy pojawi się przy moim nicku. Nie pojawi się? Może i macie racje, wystarczy spojrzeć na hasło pod literą S by dowiedzieć się dlaczego ;)
Nie rozumiem czemu zawieszono wręczanie znaczków jakości, przecież wcale nie brakuję ludzie, którzy powinni je otrzymać. Ślepo wierzę w to, że niebawem odżyje ta inicjatywa i doczekamy się kolejnych Qualita Juventino.
Boję się tylko co będzie kiedy otrzymam już to Q, opis do zmiany, ale na jaki? Nie mam pomysłu i to jest straszne.

R-edondo &#8211; Pamiętam jego grę w latach 90, jako dzieciak zachwycałem się i niezmiernie żałowałem, że przechodzi do Milanu, a nie do nas. Cóż to był za zawodnik, co za fryzura. Kojarzycie jego asystę z spotkaniu z MU? Nie? Proszę bardzo
Jeden z moich ulubieńców, szkoda, że kontuzja złamała mu karierę.
Nie znam jego biografii, nie wiem jak dużo goli zdobywał, ale jest jednym z tych których najlepiej zapamiętałem z lat mojego dzieciństwa. Szacunek.

S-olojuve &#8211; www.solojuve.com &#8211; polecam, najlepsza strona o Juventusie w sieci, pamiętajcie! Pozdrawiam redakcję JuvePoland, w szczególności Siewiera &#8211; mojego ulubieńca od x czasu.

Ś-eriale &#8211; pod &#8222;s&#8221; znalazło się bardziej interesujące hasło, więc o serialach muszę napisać tu. Od jakiegoś czasu lubuje się w głównie w amerykańskim kinie tego typu (o ile można to tak określić). Zaczęło się od &#8222;Sopranos&#8221; na tvn, niestety oglądałem nieco po łebkach, więc po dziś dzień przymierzam się do wszystkich serii od podstaw. Na chwilę obecną śledzę 6 odsłonę w telewizji, a że pora emisji &#8211; 23.30 &#8211; pasuje mi idealnie, tym lepiej.
Podobna sytuacja była z Nip/Tuck jednym z moich ulubionych, może w wakacje uda się nadrobić zaległości?
Do tej pory machnąłem wszystkie sezony &#8222;Desperate Housewives&#8221;, &#8222;Dextera&#8221; i &#8222;Family Guy&#8221;. DHW przejadł się nieco, za dużo serii, zbyt wiele monotonni, chyba zaczyna brakować pomysłów.
Ostatni sezon Dexa również słabszy od poprzedników, mam nadzieję, że 4 odsłona będzie lepsza. Co do FG - mimo, iż to już 7 seria nadal śmiechu co nie miara. Odpowiada mi amerykańskie poczucie humoru, a rodzina Grfinów wpisuje się w nie idealnie.
Jeśli mówimy o tym co obecnie oglądam, polubiłem &#8222;Everybody loves Raymond&#8221;, TV Puls i Comedy Central raczą mnie kilkoma odcinkami dziennie.
Co do innych, zupełnie nie podeszły mi &#8222;Prison break&#8221;, &#8222;24 godziny&#8221; czy &#8222;Lost&#8221;, od czasu do czasu zerknę na &#8222;Housa&#8221; na tvp 2, facet daje rade.
Mój prywatny ranking:
1.Dex., Nip/Tuck
2.Sopranos
3.Family Guy
4.Desperate Housewives
5.Everybody loves Raymond
6.House

T-atuaż &#8211; dojrzewałem do tej decyzji kilka ładnych lat. Już jako młody chłopak planowałem zrobić tatuaż, ale nie podjąłem żadnych kroków, z czego dziś jestem bardzo rad.
Kiedyś obawiałem się reakcji rodziców, dziś w momencie kiedy mam niemal 20 lat, również zależało mi na ich opinii. Sposób, jak się okazało był prosty, wystarczyło przekonywać ich do tego stopniowo, najpierw powiedziałem o zamiarze, później o tym, że mam termin w studio, a po 2 miesiącach przyszedłem do domu z dziarą. Nie było wielkiej tragedii, mama pogodziła się z tą myślą już wcześniej, a ojciec tylko puknął się w czoło.
Co skłoniło mnie do tego, że wreszcie zrealizowałem mój plan? Nic konkretnego, ok 2-3 miesiące temu postanowiłem, że przyszedł ten czas i może nareszcie warto podjąć jakieś kroki. Poczytałem nieco na temat warszawskich &#8222;dziabatorów&#8221;, zapoznałem się z opiniami ludzi, którzy od dłuższego czasu siedzą w tym temacie i wybrałem studio.
Kolejna kwestia to projekt, kiedyś byłem pewien, że strzele sobie herb na klacie, lecz szybko zmieniłem zdanie, głównie dlatego, że moim zdaniem nie wygląda to najlepiej. Następnym i jak okazało się ostatecznym pomysłem był napis, pierwsza myśl &#8222;Juve&#8221;, ale po głębszym zastanowieniu zdecydowałem się na &#8222;Juventus&#8221;. Z gotowym, niewielkim projektem udałem się do studia, uzgodniłem termin i jedyne co pozostało to czekać na 24 czerwca.
Nie ukrywam, że długo zastanawiałem się nad tym czy oby na pewno tego chcę, nie lubię żałować pochopnie podjętych decyzji. Kwestia przyszłości była kluczowa, wiadomo, że nie każdemu podobają się tego typu rzeczy, a ja mam większe ambicje niż praca na budowie. Mimo wszystko w tej sprawie nasz kraj jest jeszcze nieco zacofany, może tatuaż nie kojarzy się tylko z więźniem jak miało to miejsce kilka lat temu, ale nadal nie wszędzie jest mile widziany i często wzbudza niemałą sensację. Może także dlatego zdecydowałem się, że dziara będzie po wewnętrznej stronie bicepsa, tak by w razie potrzeby można było ją łatwo zakryć. Z resztą nie kręci mnie chwalenie się tym, robienie zdjęć czy pokazywanie, to jest dla mnie i traktowałem to w taki sposób od samego początku.
Po A musiałem, a raczej chciałem powiedzieć B. Przyszedłem do studia, po ok 1,5 godziny wyszedłem z gotowym tatuażem i wróciłem do domu. Nic nadzwyczajnego, ale jestem zadowolony. Głównie dlatego, że udało mi się zrealizować mój plan i jestem pewien, że to jeszcze nie koniec. W niedalekiej przyszłości, kiedy będę w zupełności samodzielny finansowo planuję zrobić coś na nogach, ale o tym napiszę już raczej w alfabecie vol.3 ;)
Na koniec chciałem zauważyć, że coraz więcej ludzi w naszym kraju ma tatuaże, wyczaiłem to przechadzając się ulicami Warszawy właśnie teraz, kiedy jest ciepło. Nie rozumiem tylko, dlaczego lwia część tych dzieł to straszne babole? Po co robić sobie tatuaż w niesprawdzonym studiu czy u kumpla z podwórka (to dopiero hit)? Nie pojmuję jak można oddać swoje ciało w ręce amatora, który przez jeden błąd może oszpecić człowieka ca całe życie, to tak jakby iść do lekarza samouka. Głupota w czystej postaci.
Pocieszenie dla tych, którzy obawiają się bólu - wizyty u dentysty są zdecydowanie gorsze.

U-sa &#8211; byłeś? Jeśli nie to żałuj i leć jak najszybciej. Szczególnie polecam NYC, może i brudno, może i śmierdzi, ale to miasto ma swój klimat. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłem moją babcie, który mieszka tam od ponad 20 lat, usłyszałem od znajomych: &#8222;zatęsknisz i wrócisz tu, każdy tak ma&#8221;. Wracałem dwukrotnie, a za rok wybieram się po raz kolejny. 8 godzin w samolocie to trochę dużo, ale warto przemęczyć się. Wizyta przy &#8222;Ground Zero&#8221; czy w Empire State Building bezcenne przeżycie.

W-ulgaryzmy &#8211; też lubicie rzucić dobrą k.? Jakże nadaje to kolorytu całej wypowiedzi, podkreśla nasze uczucia, a jak pozwala się uspokoić, to lek na moje skołatane nerwy.
Pamiętam jak rzucałem pierwszymi wulgaryzmami za młodu. Mając lat kilka wraz z moim serdecznym przyjacielem rzucaliśmy sobie k. i ch. przy trzepaku nieopodal bloku, wszystko byłoby fajnie gdyby nie fakt, że siwy cieć doniósł o wszystkim naszym rodzicom, a to ch.! Zepsuł nam zabawę.
Tak jak większość osób, swoje pierwsze kroki w tej dziedzinie stawiałem na podwórku i w szkole - co to za rozmowa chłopaków w gimnazjum, w której nie ma wulgaryzmów? Dziś patrzę na tego typu sceny z politowaniem, chyba zapominając jak &#8222;wół jak cielęciem był&#8221;. W domu nie przeklinam, podobnie jak reszta mojej rodziny, w towarzystwie nie stronie od tego i wcale nie jest mi z tym źle. Dlaczego, wytłumaczyłem powyżej, po prostu lubię rzucić k. od czasu do czasu, odpręża mnie to.

Y &#8211; hy, też uważam, że za dużo liter mamy w polskim alfabecie.

Z-latan I. - cieć, oszukał mnie, kopnął w dupę i oddał się innej. Na początku poczułem ukłucie, coś z odejścia tej ukochanej. Wyznawała miłość, uwielbiała dopóki byłem na szczycie, a kiedy pojawił się gorszy okres, odeszła do mojego największego wroga - tak było cyganku.
Zabolało, lecz nie rozpaczałem wielce. Gdy usłyszałem, że od dziecka kibicuje Interowi i marzył by grać u nich, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a w głowie jedna myśl: &#8222;dziwka&#8221;. Tak optymistycznie zakończyłbym dywagacje na temat tego jegomościa, ale pokrótce objaśnię, czemu akurat o nim piszę i czemu jedna literka w alfabecie tak znamienitej postaci została poświęcona temu cieciowi. Ano, tak nieszczęśliwie złożyło się, że od przyjścia do Turynu był moim ulubieńcem, nawet gorszy sezon nie zniechęcił mnie do niego, wiedziałem, że Zlatan I. będzie wielkim napastnikiem, upatrywałem w nim następcę Alexa... I co? Jest wspaniałym piłkarzem - zwody, strzały podania, technika, szybkość - mogłoby się wydawać idealny, ale i tak jest maleńki, malućki i słaby. Dlaczego? Dlatego. Przydomek &#8222;Cygan&#8221; pasuje do niego jak ulał.

Ź-le &#8211; jest źle, cały czas coś mi się nie podoba w tym alfabecie, czegoś brakuję. Nie wiem czy po raz kolejny ujawnia się we mnie malkontent, ale jestem przekonany, że niebawem będę niezadowolony z tego co i jak tu powypisywałem. Wiem, że niebawem znowu będę płakał - &#8222;byłem młody i głupi&#8221;. Jestem pewien, że nie wszystko nakreśliłem tak jak powinienem, nie wszystko zostało idealnie obrane w słowa, tak jak bym chciał.
No właśnie, może to nie malkontent, a idealista ujawnia się we mnie? Może moje dążenie do doskonałości powoduje, że częściej widzę ciemne strony życia zamiast jasnych? Cóz za ironia losu, ostatnio tak często śpiewam przy wódce &#8222;Always Look on the Bright Side of Life&#8221;.
Brzmi to niczym rozważania kiepskiego filozofa, więc na tym poprzestanę. Po raz kolejny miało być ambitnie, przynajmniej momentami, a wyszło jak wyszło. Sami ocenicie.
Nie łamię się, czekam na alfabet vol. 3, tam wyleje moje żale po raz n-ty.

Ż-egnajcie &#8211; tak jak obiecywałem, nadszedł ten czas, czas by powiedzieć żegnajcie! Było miło, mniej miło bądź niemiło, dotrzymuję danego słowa &#8211; napisałem alfabet i żegnam się. Do Jutra!
Koniec.


a ja kocham gołe baby, gołe baby do przesady
mnowo

Qualità Juventino
Qualità Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 03 listopada 2003
Posty: 2169
Rejestracja: 03 listopada 2003

Nieprzeczytany post 12 lipca 2009, 14:31

Czy powinienem był napisać to, co za chwilę przeczytasz? Czy nie przekroczyłem pewnych granic prywatności? Czy przypadkiem forum nawet takie jak to nie jest ostatnim miejscem, gdzie powinienem pisać o pewnych rzeczach? Być może. Jeśli tak uważasz, być może masz rację. Być może jednak nie. Może mimo wszystko po lekturze mojego alfabetu nawet mnie polubisz. Może jednak znienawidzisz. Może uznasz, że nie warto by nawet splunąć w moim kierunku. Nie wiem, co pomyślisz, nie wiem, co zrobisz. Nie robię tego jednak dla jakiegoś efektu, dla rezultatu. 45 osób pozwoliło mi po raz kolejny zastanowić się nad sobą i nad swoim życiem.

Czy to wszystko ma dla mnie wartość terapeutyczną? Być może, może właśnie tego mi trzeba. A może nie? Może napiszę o tym wszystkim tym swobodniej, że i tak znacie mnie tylko z nicka, Forum i zdjęcia z kibicem Realu, choć tym ponoć chwalić się nie powinienem. Może się jednak kiedyś spotkamy i być może wówczas nigdy nie będzie już tak, jak do tej pory. Tak czy inaczej, zaryzykuję&#8230; Teraz nie ma już odwrotu. Tak czy inaczej &#8211; csiii&#8230;

Obrazek


Absolutna zmiana

Niedawno chyba dla samego siebie, a może też po to, żeby móc zacząć pisać nowy alfabet, przeczytałem swoje wypociny sprzed lat. Muszę przyznać, że czasy i ludzie ewidentnie się zmieniają. W niektórych miejscach sam siebie nie poznaję. Z jednej strony to piękne, z drugiej trochę przerażające. No bo który &#8222;ja&#8221; jest lepszy? Pewnie żaden. Jesteśmy po prostu inni. Kiedyś taki, dzisiaj taki. Pod niektórymi względami jednak moje życie, podejście, poglądy i nastawienie zmieniło się diametralnie. Jeśli czytałeś mój poprzedni alfabet, prawdopodobnie dostrzeżesz &#8222;inność&#8221; tego, który czytasz teraz. Żaden nie jest lepszy. Są inne. Zmieniłem się.


Braki

Życie nauczyło mnie w bardziej lub mniej brutalny sposób &#8211; i uczy mnie z resztą każdego dnia &#8211; tego, by umieć przyznać się do swoich braków, ale najpierw przed samym sobą. Przed innymi nieraz może przyznajemy się do nich po to, żeby usłyszeć: &#8222;Stary, no coś Ty, jesteś w tym świetny i w ogóle&#8221;. Grunt to jednak przyznać się do czegoś przed samym sobą, albo dostrzec, że samemu siebie się kit wciska.
Czego mi brakuje? Ojoj, wielu rzeczy. Wydaje mi się na przykład, że dzisiaj dużo trudniej przychodzi mi panować nad swoimi pewnymi emocjami. Jestem mniej cierpliwy. Staram się nad tym świadomie pracować, ale nie zawsze mi to wychodzi. Brakuje mi nieraz wiary we własne siły. A może dzisiaj po prostu zbyt łatwo odpuszczam w pewnych rzeczach? Najgorzej, że nieraz są to rzeczy wagi życiowej. Wydaje mi się też, że w niektórych sytuacjach brakuje mi dojrzałości. Nieraz myślę, że nie dojrzałem jeszcze do tego, by być w związku, choć takie mam już przecież za sobą. Ale momentami, kiedy coś paskudnie zawalę, dochodzę do wniosku, że może po prostu jestem jeszcze osobowościowym szczeniakiem, że jeszcze nie dorosłem. Staram się.


CH1595XXX

Seria i numer pierwszego mandatu, jaki dostałem (X wstawiłem dla bezpieczeństwa, tak na w razie czego ;)). Przekroczenie prędkości o 20 km/h. Jechałem na zabudowanym 70 km/h. Mandat z 8 kwietnia 2006 roku. Niestety, nie jestem zbyt dobry w płaceniu mandatów. Na razie mam jakieś 3 zaległe, z czego najstarszy sprzed roku. 21 lipca minie okrągły rok ;) Nie wiem, nie mogę się zebrać z tym, żeby zapłacić za &#8222;postój pojazdu na terenie przeznaczonym pod trawnik&#8221; (błotniste pobocze, ściślej rzecz ujmując), &#8222;niekorzystanie z pasów bezpieczeństwa&#8221; (do tego było przekroczenie prędkości o 37 km/h, ale zeszliśmy do samych pasów), na dokładkę brak ważnego biletu parkingowego w Olsztynie, co osobiście mam w nosie. Myślałem, że zaległości potrącą mi z podatku przy zwrocie, ale nie kwapili się, ich strata. Jak zapuka do mnie komornik, niech zabiera telewizor, co mi tam ;)


Ćwiczenia

Lubię ćwiczyć, lubię się od czasu do czasu zmęczyć, lubię pobiegać, podźwigać &#8211; choć z tym ostatnim niestety ostatnio musze uważać. W ten sposób odreagowuję. Czasem przychodzę z pracy totalnie wypluty psychicznie, wtedy najlepszym lekarstwem dla mnie jest zmęczyć się fizycznie. Wieczorem można wychylić jakieś piwsko, owszem, ale wolę poćwiczyć. Jedyne, czego chyba mi brakuje, to worka treningowego, w który w razie potrzeby mógłbym tłuc. Gdybym taki miał, nieraz pewnie wieszałbym na nim przed treningiem facjaty gości, którym chciałbym poprzestawiać krajobraz na twarzy ;)


Dr House

Kiedyś bardzo sceptycznie podchodziłem do tego typu seriali. Wciągnął mnie Prison Break, wciągnął mnie w pewnym stopniu Lost, próbowałem oglądać Heroes&#8230; ale serial o lekarzu? Yyy.. jakieś nieporozumienie. Ale któregoś dnia zacząłem to oglądać i dzisiaj uważam go za jeden z najlepszych seriali ze wszystkich, które istnieją. Genialne poczucie humoru i styl bycia Housa, fajne wątki, ciekawy rozwój wydarzeń. Czekam na dwa kolejne sezony. Oby trzymały poziom.


Egoizm

Do tej pory nigdy nie powiedziałbym o sobie, że jestem egoistą. Co więcej, nie znoszę takich ludzi. Samolubów, narcyzów i wszystkich z tego gatunku. W moim przypadku zachodzi jednak pewien paradoks&#8230; Ostatnio dużo na ten temat myślałem. Zawsze do tej pory było tak, że czyjeś dobro stawiałem nad swoje. Ja mogłem stracić, byleby ktoś, na kim mi zależy, dzięki temu zyskał. Ja mogłem nie być szczęśliwy, byleby ktoś mi bliski dzięki temu był. Wtedy czułem się dobrze. Wtedy miałem poczucie, że jest ok, że tak powinno być. Dobrze robisz, Marcin, czapka z głowy. Tak było w domu, tak było w pracy, tak było wśród przyjaciół. Asertywność nieraz nie była moją mocną stroną. Różnie na tym wychodziłem, średnio skończyłem, ale to inny temat.
W pewnym momencie ktoś jednak zwrócił mi uwagę na coś, z czym w pierwszej chwili się nie zgodziłem, ale po przemyśleniu (niejednokrotnym) wydaje mi się o dziwo to całkiem sensowne&#8230; i trochę przez to przerażające. Czy nie jest przypadkiem tak, że tak naprawdę postępowałem w ten sposób właśnie dla siebie? Po to, żeby czuć się lepiej, żeby czuć się spełnionym? Jeśli tak naprawdę troska, nieraz przesadzona i kosztem moim własnym, była jedynie drogą do celu, a nie celem samym w sobie? Kurczę, to straszne!


Finał Ligi Mistrzów 2003

Żadnego meczu nie przeżyłem tak jak tego. Żaden mecz nie wywołał u mnie takiej burzy emocji. Myślę, że nawet finał Mistrzostw Świata z 2006 roku, choć też był świetny, półfinał też, ale nie równa się temu, co czułem i przeżywałem tamtego majowego wieczora. Po wszystkim długo nie wiedziałem, co powiedzieć, a na drugi dzień nie docierało do mnie to, co się wówczas stało. Milion pytań, co by było gdyby, jak gdzie i po co. I to z drugiej strony jest właśnie piękne w futbolu. Mało co wywołuje we mnie takie emocje. Kocham ten sport. Kocham ten sport w wykonaniu Juve.


Green Day

Zespół, który od dawna jest mi w pewien sposób bliski. Nawet w poprzednim alfabecie o nim pisałem, do dzisiaj ich słucham. Ostatnio jednak mocno utożsamiam się z czterema wersami jednej z ich najnowszych piosenek &#8211; &#8222;21 guns&#8221;:

Did you try to live on your own
When you burned your house and home
Did you stand too close to the fire
Like a liar looking for forgiveness from the stone&#8230;


LINK DO PIOSENKI NA YT

Mam z resztą ten tekst w swoim podpisie. Dzisiaj czuję się właśnie w ten sposób. Czuję, że spaliłem swój dom, swoje podwórko, o które wydawało mi się, że tak dbałem. Przyszło mi pisać ten alfabet w dosyć specyficznym momencie mojego życia, kiedy to wokół mnie dosyć dużo się dzieje. Pod &#8222;R&#8221; wyjaśnię bardziej szczegółowo, o co mi chodzi. Tak czy inaczej, te cztery linijki są niczym pisane do mnie. Jeśli rujnujesz coś w swoim życiu, jeśli postanawiasz coś doszczętnie spalić, zapomnieć, puścić z dymem &#8211; czy masz przynajmniej odwagę, by stać blisko ognia?
&#8230;a może uciekasz, żeby się nie poparzyć?...


Hubert

Tak chciałbym nazwać swojego syna, jeśli kiedyś będę go miał. Przynajmniej na dzień dzisiejszy. Nie spieszy mi się na razie, ale jeśli kiedyś, to tak. Hubert.


Idiotyzm

Czasami idiotyzm bije ode mnie na kilometr. Zwłaszcza, jeśli chodzi o poczucie humoru. Cenię ludzi z poczuciem humoru i sam staram się takowym być. Lubię też czasami zrobić coś idiotycznie szalonego. Ostatnio najbardziej przyświrowaną rzeczą, jaką zrobiłem, było zorganizowanie w pracy dosyć <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> plebiscytu, w którym wzięło udział kilkadziesiąt osób.
Wpadłem na pomysł, żeby tchnąć nieco życia w szarą jak papier codzienność, żeby wciągnąć dwóch najlepszych kumpli z pracy w trefny plebiscyt, który polegał na tym, że rzuciliśmy hasło, że &#8222;w tej firmie dla nas trzech miejsca nie ma&#8221;. Któryś z nas miał odejść. Dwóch miało zostać i pracować dalej. Jeden miał złożyć wypowiedzenie. Który? A no właśnie, na tym polegał plebiscyt. Ruszyliśmy z akcją nazwaną &#8222;Zdecyduj, kto ma opuścić tę Firmę&#8221;. Rzuciliśmy bodajże w listopadzie zeszłego roku hasło mailem lokalnie w firmie, że ruszyła akcja, w której może wziąć udział każdy, kto tylko jest zatrudniony w tej firmie i przez oddawanie głosów można zdecydować, który z nas trzech ma złożyć wypowiedzenie i odejść z tej firmy. Zagłosować można było tylko raz, ustalone były konkretne zasady. Ludzie to kupili. Przychodzili, głosowali, niektórzy się cieszyli, kiedy wygrywał ich faworyt, tłumaczyli, że &#8222;nigdy go nie lubili&#8221; i w ogóle. My traktowaliśmy całą akcję zupełnie serio, a w rzeczywistości padaliśmy ze śmiechu, bawiliśmy się jak nigdy. Najlepsze jednak było to, że nakręciliśmy 3 spoty reklamowe, kilkuminutowe filmiki rozpowszechniające całe przedsięwzięcie. W pierwszym w ogóle informowaliśmy o całej akcji, że głosy można oddawać do 5 stycznia 2009, w drugim, który nakręciliśmy, zmontowaliśmy i wypuściliśmy, przypominaliśmy o całej akcji i wplątaliśmy w nią ochroniarza, który rzekomo miał być zamieszany w cały ten bajzel, natomiast na dwa czy trzy tygodnie przed końcem plebiscytu wypuściliśmy trzeci spot, odwołujący się do uczuć ludzkich. O ile dwa poprzednie zrobione były w stylu &#8222;zagłosuj, który ma odejść&#8221;, to trzeci zrobiliśmy na styl &#8222;zagłosuj na któregoś, żeby ocalić dwóch pozostałych&#8221;. Jednocześnie był podsumowaniem całej akcji i spinał wszystko w całość. Czemu tyle o tym mówię &#8211; bo ten trzeci spot chciałbym właśnie Ci pokazać, jak to mniej więcej wyglądało. Obejrzyj w wolnej chwili, link pod spodem. Idiotyczne? <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)>? To dobrze, bo takie właśnie miało być. Czasem lubię zrobić coś <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)>. A jeśli ktoś jeszcze mi w tym towarzyszy&#8230; Jest genialnie.

LINK DO 3-GO SPOTU REKLAMOWEGO NA RS


JuvePoland

Nie mogę o tym nie napisać, tym bardziej, że spędzam tutaj większość dnia. Ok., równolegle do innych zajęć, ale i tak większość dnia. Jeszcze kilka lat temu trudno byłoby mi uwierzyć, że będę aż tak zżyty z jakąś stroną internetową. Tyle, że JP nie nazwałbym nigdy po prostu &#8222;jakąś stroną internetową&#8221;. To Forum w pewien sposób odmieniło moje życie &#8211; w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Kilka najważniejszych dat: listopad 2003, kiedy się tutaj zarejestrowałem, luty 2006, kiedy zostałem newsmanem, koniec stycznia 2007, kiedy dostałem propozycje moderowania Forum. Codziennie genialne chwile, przekopywanie włoskich i angielskich stron, żeby znaleźć coś, co można przetłumaczyć i wrzucić do nas na główną. Ani razu mi się to nie znudziło i wiem, że się nie znudzi. Jedyne, czego mi brakuje, to tego, żeby wybrać się któregoś razu na Zlot. Do tej pory nie miałem takiej możliwości, ale może w przyszłym roku&#8230; Kto wie, może się uda.


Kawa

Nie potrafię chyba żyć bez kawy. Nie wiem, czy jestem uzależniony &#8211; pewnie odpowiedziałbym, że nie. Ale bardzo ją lubię, piję ją codziennie, nawet teraz. Czystą kawę. Bez cukru, bez mleka, bez śmietanki. Samą kawę. Gorzką, mocną kawę. Genialna sprawa. Zacząłem pić kawę pięć lat temu, kiedy dostałem się do obecnej pracy. Piłem ją litrami. Do niedawna potrafiłem wypijać do 5 kubków kawy dziennie, w ciągu samych ośmiu godzin pracy. Po jakimś czasie musiałem zacząć brać leki nasercowe, bo w połączeniu ze stresem i innymi czynnikami trochę mi zaczęło dawać kopa. Nie potrafiłem jednak zrezygnować całkowicie z picia kawy i wiem, że nie zrezygnuję. Dzisiaj piję mniej, ale uwielbiam to robić. Genialna sprawa. Najlepszą piłem jednak we Włoszech, w jakiejś lokalnej kafejce w Trento. Tam to dopiero mieli kawę&#8230;


L-S

L-S w sensie takowego odcinka kręgosłupa. Jest w tym miejscu (lędźwiowy):
LINK DO OBRAZKA
Inaczej mówiąc: moja zmora. Niestety, w paskudny sposób zajechałem sobie kręgosłup. Nigdy nie zwracałem uwagi na to, co podnoszę, jak podnoszę, co dźwigam i gdzie. Kupiłem mieszkanie na 4. piętrze, tachałem wszystkie graty i meble nie patrząc na nic, a po kilku miesiącach odezwał się do mnie kręgosłup. Nie umiałem się z tym pogodzić i do dzisiaj mnie to drażni. 25 lat, a już momentami trudno mi się podnieść z łóżka. Koszmar jakiś po prostu! Nieraz kiedy graliśmy w piłkę na hali, po półtorej godziny schodziłem z parkietu z bólem i nie dawałem rady dłużej. Porażka po prostu. Poszedłem na rehabilitację, badania za badaniem, okazało się, że mam dyskopatię na odcinku LS. Niech to szlag. Mogę złagodzić objawy, mogę wyleczyć ból na kilka-kilkanaście miesięcy, ale to wszystko, co da się z tego wycisnąć. Wyleczyć całkowicie się nie da. Do tego musze uważać na to, żeby czegoś bezmyślnie nie dźwignąć, nie nadwerężyć kręgosłupa. Mówię Ci, porażka. Ale uczę się z tym żyć. Bo ponoć jeśli choroby nie da się wyleczyć, to trzeba ją jakoś polubić&#8230;
I nie Basia, tylko Ketoprom. Choć ja go nigdy nie używałem.


Maszynka do golenia

Jeden z moich najgorszych wrogów! Jak ja nie znoszę się golić!!! Do dzisiaj nie mogę sobie darować, że zacząłem szorować pysk żyletkami tak wcześnie. Nie pamiętam, ile miałem lat, może jakieś 15. Ledwo co mi coś wyskoczyło na ryju, to już biegałem do łazienki i podjarany goliłem. Bo już się golę, bo jestem już &#8222;prawie dorosły&#8221;. Dzisiaj mam przez to nieprzyjemności, bo zarastam jak dzik i to dosyć szybko, a golić się po prostu nie znoszę!!! Nie znaczy to, że chodzę dzień w dzień jak Rumcajs, ale gładko ogolony jestem dosyć rzadko. Czuję się wtedy fatalnie. Jak mi przybędzie ciut zbędnego grosza, to kupię sobie jakiś porządny trymer i to wszystko. Ja pierdzielę, jak ja nie znoszę się golić&#8230;


Nadzieja

Ktoś kiedyś powiedział, że &#8222;nadzieja zmienia stosunek do życia bez względu na czynniki zewnętrzne&#8221;. Ktoś inny, że &#8222;nadzieja matką głupich&#8221;. Ja wolę utożsamiać się z tym pierwszym stwierdzeniem. Dopóki masz nadzieję, dopóty możesz wszystko i będziesz zdolny do wszystkiego. Na co ja mam nadzieję?
Mam nadzieję, że&#8230;
&#8230;będę umiał ułożyć sobie szczęśliwie życie.
&#8230;rodzice będą ze mnie dumni do końca mojego życia.
&#8230;będę potrafił dać szczęście osobie, którą kocham.
&#8230;kiedy będę stary, będę umiał spojrzeć sobie w oczy bez wstydu.
&#8230;będę dobrym ojcem.
&#8230;że kiedyś mój syn powie mi, że zawsze takim byłem.
&#8230;pożyję jeszcze trochę.
&#8230;nauczę się hiszpańskiego zaraz po tym, jak włoski będę umiał perfect.
&#8230;zamieszkam kiedyś we Włoszech.
&#8230;przestanie mnie w końcu boleć kręgosłup.
&#8230;mój syn będzie kibicował tylko Juventusowi.


Ojciec i tata

Ojciec to chyba od zawsze postać bardzo dla mnie szczególna. Być może dlatego, że tak a nie inaczej wyglądało moje dzieciństwo. Biologicznego ojca nie widziałem już od ponad 22 lat. Moi rodzice wcześnie się rozwiedli. Kiedy miałem jakieś 5 lat, w życiu mojej mamy i tym samym moim pojawił się mój ojczym, choć nie lubię tego określenia. Wolę nazywać go po prostu tatą. Błąd! To wcale nie jest &#8222;po prostu&#8221;! Ten człowiek zasługuje na medal za to, co zrobił. Zaopiekował się nami, a dla mnie był i jest po dzisiaj dzień prawdziwym tatą. Moja rodzina nigdy nie była &#8222;taka jak wszystkie&#8221;, ale dzięki temu wiele się nauczyłem. Może dlatego któregoś dnia sam zechciałem uratować czyjeś życie. Niestety, nie potrafiłem poradzić sobie tak, jak on. A on poradził sobie świetnie. Wspierał mnie od samego początku &#8211; począwszy od tego, że rysował mi w zeszytach śmieszne rysunki, które potem zanosiłem do szkoły i udawałem, że są moje (bo w ramach pracy domowej trzeba było je narysować), przez to, że zawsze potrafił wszystko naprawić, grał mi na gitarze na dobranoc, potrafił zadbać o mamę i nawet w najtrudniejszych chwilach, kiedy musiał harować jak wół, żeby przynieść chleb do domu, nie poddał się i był z nami. To on potrafił wszystko zrobić sam. To nim zawsze chwaliłem się przed kolegami. Do dzisiaj jestem z niego dumny i będę do końca życia. Kiedy powiedział do mnie pierwszy raz &#8222;synu&#8221; &#8211; poszedłem do swojego pokoju i się popłakałem.

Obrazek

Biologiczny ojciec uciekł do kogoś innego. Dzisiaj mieszka gdzieś na Śląsku, a ja nie chcę go widzieć. Ani razu za nim nie tęskniłem. Raz napisał do mnie list, raz usłyszałem go przez telefon, ale nie rozmawiał wtedy ze mną. Dla mnie jest tylko człowiekiem, który mnie spłodził.
Mój ojczym był i jest zupełnie inny. To człowiek, który dla mnie jest wręcz nadczłowiekiem, choć przecież takich nie ma. Dla mnie jest. Dzisiaj mam te dwadzieścia kilka lat, ale kiedy moje pewne decyzje sprawiały ból moim rodzicom, zawsze bardziej przejmowałem się jego bólem, niż mamy. Nigdy nie mogłem znieść tego, że to on się na mnie zawiódł. Ja na nim nie zawiodłem się nigdy.
Któregoś dnia sam chciałbym być takim tatą jak on. Takim, o którym mój syn w wieku dwudziestu paru lat, kiedy może już się wyprowadzi z mojego domu, powie do kogoś: &#8222;Szanuję tego człowieka. Tata był zawsze przy mnie. Nigdy się na nim nie zawiodłem.&#8221; A ja&#8230; nie wiem co wtedy zrobię. Chciałbym kiedyś coś takiego usłyszeć.
&#8222;Bo ojcem może być każdy, ale trzeba być kimś wyjątkowym, żeby być tatą&#8230;&#8221;


Praca

Niestety, mam zadatki na pracoholika. Ostatnio coraz lepiej chyba sobie z tym radzę, staram się trochę mniej przejmować pracą, ale różnie mi to wychodzi. Kiedyś Martin czy Siewier, nie pamiętam już który z nich, zapytał mnie, co robię o 6:00 w pracy. Bo to z pracy tłumaczę newsy najczęściej. Ano pracowałem już od 6:00. Do pracy miałem na 8:00, ale byłem już od 6:00. W międzyczasie napisałem zwykle kilka newsów na JP, ale i tak pracowałem. I tak do 16:00, nieraz 17:00, rekord to 21:00. Od 6:00 do 21:00! Dzisiaj chyba bym już nie mógł, ale jeszcze kilka miesięcy temu pracowałem po te 15h, bez wiedzy mojej szefowej na ten temat. Było mi z tym dobrze. Wracałem do domu wypluty totalnie, nieraz psioczyłem na robotę, ale wiedziałem, że gdzieś w środku, głęboko w środku, jest mi z tym dobrze. Bo pracuję, bo tyram. Praca była dla mnie i czasem niestety nadal jest swego rodzaju ucieczką od rzeczywistości, od innych problemów. Jakiś czas temu zacząłem świadomie z tym walczyć i coraz lepiej mi nieraz to wychodzi. Dzisiaj nawet wstałem dopiero o 7:05!

Pracuję jako trener wewnętrzny w firmie telekomunikacyjnej. Przygotowuję i prowadzę szkolenia &#8211; zarówno dla nowych pracowników, jak i tych, co pracują już latami. Szkolenia z szerokiego zakresu &#8211; począwszy od produktów i usług i czysto technicznych tematów, przez finanse, regulamin, na umiejętnościach miękkich, języku perswazji i NLP skończywszy. W dziale pracuje nas mniej niż 10 osób, w Łęcznej jest nas dwoje. To jest moja najbliższa współpracownica. Genialna postać.

Obrazek

Kiedyś podchodziliśmy do siebie z dystansem, dzisiaj jedno stanęłoby murem za drugim. Bez niej tej roboty dzisiaj sobie już nie wyobrażam. Prywatnie mamy swoje życia, swoje miłości, swoje problemy. Posprzeczaliśmy się bodajże tylko raz, i to tylko na chwilę. Długo tak się nie dało. Nie wiem, co będzie, jak któregoś dnia odejdzie z tej roboty&#8230; Życie będzie toczyć się dalej &#8211; wiadomo. Ale to już nie będzie to samo&#8230;

A tak poza tym, wszyscy ludzie pracy, pamiętajcie o rozporządzeniu Cara Rosji Piotra I z 9.12.1708 r.:
Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty,
tak by swoim pojmowaniem istoty sprawy nie peszyć przełożonego.

No. Także żeby było jasne :)


Rozstania

Nie jestem w tym zbyt dobry. Nigdy nie byłem. Najpierw ciężko było mi się pożegnać z moją wychowawczynią z 1 klasy podstawówki. Już wtedy nieźle się zapowiadało, skoro tak przeżyłem fakt, że nam ją zmienili na inną. Minęły lata, średnio mi się rozstawało z klasą z technikum. Potem trudno było mi rozstać się z rodzicami, kiedy wyprowadzałem się z domu rodzinnego. Cieszyłem się, że będę sam, że będę &#8222;na swoim&#8221;, ale mimo wszystko rozstanie to rozstanie. Człowiek zamyka pewien rozdział, a im ważniejszy on był dla niego, tym trudniej. Potem umarł mi dziadek. Była to pierwsza bliska osoba, której śmierć musiałem przeżyć. Nikt nigdy wcześniej mi nie umarł. To było straszne. Na tyle straszne, że nie potrafiłem nawet płakać na jego pogrzebie. Po prostu nie umiałem, bo nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Wiem, że ciężko byłoby mi zmienić pracę. Miałem kilka propozycji z innych firm, ale od niemal pięciu lat jestem tu, gdzie byłem. Największe i najbardziej poważne rozstanie jednak dopiero przede mną&#8230; Niestety, czeka mnie rozwód. Tak, rozwód. Przyznaję, poniosłem porażkę, której się nie spodziewałem. Przestałem dobrze sypiać, nieraz nie mogę się skupić. Może to dlatego też jestem mniej cierpliwy. Może to dlatego, że przyszło mi spalić część swojego życia.

Did you try to live on your own
When you burned your house and home
Did you stand too close to the fire
Like a liar looking for forgiveness from the stone&#8230;



Samotność

Przed pierwszą wyprowadzką modliłem się już normalnie o samotność. Chciałem być sam, żyć samodzielnie, być częściej sam. Owszem, utrzymywać relacje ze znajomymi, ale być sam, nie potrzebować w każdej chwili nikogo, potrafić być sam ze sobą na sam. &#8222;Sam ze sobą na sam najlepiej się mam&#8221; &#8211; coś w tym może jest. Mimo wszystko nie jestem chyba typem człowieka, który byłby w stanie wytrzymać tak na dłuższą metę. Bardzo cenię samotność, chwile, kiedy nie ma przy mnie nikogo, ale człowiek jest ponoć zwierzęciem stadnym i prędzej czy później musi mieć kogoś przy sobie. No cóż, tak jest i w moim przypadku. Choć chwile samotności są dla mnie, zwłaszcza ostatnio, nadzwyczaj cenne.


Śpieszyć się

Druga rzecz po goleniu, której nie znoszę. I tak jestem w ciągłym biegu, bo takie czasy &#8211; wiadomo. Ale nie dzierżę, jak przez siebie lub przez kogokolwiek muszę pędzić gdzieś na ostatnią chwilę, muszę co chwila patrzeć na zegarek i zastanawiać się, czy zdążę. Albo co będzie, jeśli nie zdążę. Kiedyś nawet nie nosiłem zegarka i wszędzie byłem na czas. Dzisiaj coraz częściej się nie wyrabiam. Takie życie. Dlatego też wolę coś zaplanować na tyle dobrze, żebym nie musiał pędzić z jęzorem na brodzie. Kiedy jednak już tak się dzieje&#8230; beznadzieja. Nie znoszę. Aghhh&#8230;


To ja

Moja metryczka w pigułce :)

Marcin N.
177 cm
74 kg
25 l

Obrazek

Ulubione

No to wrzućmy na luz i dajmy coś bardziej trywialnego. Żeby nie było, nie jestem fanem wódki, jak kilku moich poprzedników! Napiję się, ale bardziej dlatego, że wypada, niż dlatego, że lubię. Lubię to piwo i wino. Wódkę zostawiam innym.
Jeśli chcesz zabrać mnie na piwo, kup mi Carlsberga.
Jeśli chcesz, żebym dobrze czuł się w tym, co noszę, kup mi czarną koszulę.
Jeśli chcesz, żebym po raz setny obejrzał jakiś film, niech to będzie Lot Skazańców albo inny dobry z Nicolasem Cagem.
Jeśli chcesz, żebym słuchał czegoś godzinami, puść mi Greek Day, The Offspring, Groove Coverage albo utwory duetu Rodrigo y Gabriela.
Jeśli chcesz, żebym godzinami jechał samochodem, musimy jechać nocą, musi grać muzyka. Uwielbiam to.
Jeśli chcesz zaprosić mnie na obiad, przyrządź makaron, najlepiej z sosem ragu.
Wystarczy&#8230;


Vedder, Eddie

Oglądałeś &#8222;Wszystko za Życie&#8221;? Jeśli tak, to wiesz o czym mówię. Jeśli nie, żałuj i obejrzyj jak najprędzej. A tak naprawdę wsłuchaj się w ten film. Eddie Vedder jest autorem ścieżki dźwiękowej do tego arcydzieła i szczerze mówiąc, jest to jeden z najlepszych soundtracków, jakie kiedykolwiek przyszło mi słuchać. Long Nights to czyste mistrzostwo, majstersztyk. Nie zwykłem słuchać namiętnie Pearl Jamu, ale tymi kilkoma utworami Vedder wygrał u mnie bezapelacyjnie.


Włochy

Veni, vidi, vici! Spełniłem jedno ze swoich marzeń, choć i tak nie w pełni. Byłem we Włoszech, na północy, w regionie Trentino, w okolicach Trento, Pinzolo &#8211; tam, gdzie nasi przygotowują się do sezonu. Pech chciał, że w zeszłym roku skończyli zgrupowanie 2 tygodnie przed moim przyjazdem. Nie byłem w Turynie, czego osobiście nie mogę ścierpieć. Ale któregoś dnia tam wrócę i wtedy na pewno tam pojadę. Może nawet na jakiś mecz? A może wcześniej wybiorę się jakoś z JPC? Kto tam wie&#8230; Najważniejsze, że pojechałem do Italii, spełniłem swój sen. Przygoda niezapomniana, zwłaszcza, że pojechałem starą Primerą 1.6 i kiedy wjeżdżałem do Włoch, poszło mi sprzęgło, hamulce i linka od prędkościomierza! A mechanicy to tam jedna z najdroższych imprez, więc musiałem radzić sobie sam&#8230; Nie zmieniło to faktu, że to, co zobaczyłem i przeżyłem, było na swój sposób genialne: całe Trentino, Wenecja, Gardaland, Canevaworld, Trento, Monterovere&#8230; Polecam każdemu, bez wyjątku! Myślisz, że pizza włoska jest najlepsza? Owszem, jest, ale dopóki nie spróbujesz, nie będziesz miał o tym tak naprawdę pojęcia&#8230; Tamtejsza pizza przeszła moje najśmielsze oczekiwania! Do tego nigdy nie powiedziałbym, że zakocham się w pizzy z serem ricotta (twaróg). Nie pokrojona, z lampką wina albo wody mineralnej, nie skalana keczupami&#8230; Ajajaj... Dość tego, bo robię się głodny, a najbliższa taka pizza dopiero za jakieś półtora tysiąca kilometrów. Jedź do Włoch! Nie daruj sobie, dodaj to sobie do planu obok zbudowania domu, posadzenia drzewa i spłodzenia syna. Jedź do Włoch!


Xindl X

Słyszałeś gościa? Ja trafiłem przypadkiem i ostatnio słucham go w kółko. Mówię o kawałku &#8222;Andel&#8221;. Absurdalna nieco piosenka, ale wpada w ucho. Teledysk też tak idiotyczny, że aż fajny. Wystąpili Táňa Pauhofová, Simona Babčáková, Marie Doležalová i Xindl X.


Yyy&#8230;

Tutaj nigdy nie byłem dobry. Nic nie wymyślę, nawet na siłę. Bo przecież nie będę pisał o Yeti&#8230; Mógłbym pisać o literze Y na końcu mojego dawnego nicka i tym, jak do dzisiaj nie mogę się od niej uwolnić, choćbym chciał, ale nie ma to głębszego sensu. Każdy musi chyba przejść przez okres szczeniactwa, stąd było to Y. Koniec tematu, dla mnie z dniem zmiany nicka na mnowo, a stało się to we wrześniu zeszłego roku. Punto.


Zlot

Ja naprawdę chcę przyjechać na zlot! Szkoda mi było w zeszłym roku, szkoda mi i w tym, bo naprawdę nie dam rady. Urlop dopiero w październiku, a na weekend nie mam jak się zwlec, bo nie poustawiam tak wszystkich planów. Ale obiecałem sobie, że w 2010 roku nie daruję sobie i przyjadę, choćby był i w Ustce. Mam jednak nadzieję, że będzie bliżej ;) Tak czy inaczej, nie wiem, jakie to będzie uczucie, zobaczyć wszystkie te parszywe pyski na żywo! :) Na pewno niepowtarzalne i niezapomniane. Mam tylko w planach pogadać z Dragonem, co by móc się zaciągnąć w jakiś sposób do drużyny piłkarskiej reprezentującej Lublin, bo aż mnie nosi, żeby pograć w nogę. Do zobaczenia za rok!


Żarcie

Lubię jeść, nie powiem. Może nie żreć, ale jeść &#8211; czemu nie. Chciałbym móc mieć czas na to, by posiedzieć sobie czasem w kuchni i upichcić coś fajnego. Umiem zrobić kilka rzeczy, które mogą smakować, ale to jednak nie to. Chciałbym umieć trochę więcej, nie mam niestety czasu, albo kiedy już go mam, to nie mam siły. Taki pat.
Uwielbiam makaron we wszelkiej postaci, zjem nawet ze szpinakiem. W ogóle przekonałem się do pewnych potraw, których kiedyś nie znosiłem. Szpinak, brukselka, papryka &#8211; kiedyś tych wynalazków bym nie tknął, dzisiaj nawet przełknę. Nie przepadam za pieczarkami. Mam totalną słabość do naleśników&#8230; To ewidentnie mój słaby punkt, zjem, nawet kiedy nie jestem głodny. Tak czy inaczej, lubię zdrowe żarcie. Pomijając te naleśniki. W tym momencie na przykład wsuwam makaron z brokułami. Świetny. Polecam. A jeśli będziesz któregoś dnia w Lublinie, wstąp do Giuseppe na Okopowej. Tam też mają niezły makaron. Tylko rachunku nie można się doczekać.



To wszystko. Teraz czuję się tak, jakby zerwano ze mnie ubranie, wypruto trzewia i porozkładano do publicznego wglądu wszystkim, którzy tylko zechcą na to patrzeć. Jak na ironię, jednocześnie czuję się świetnie. Odsłoniłem się przed Tobą. I chyba tego właśnie było mi trzeba&#8230; Jeśli kiedykolwiek będziesz miał szansę napisać swój alfabet&#8230; nie wahaj się ani chwili.


January

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 14 marca 2006
Posty: 536
Rejestracja: 14 marca 2006

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2009, 10:06

Alfabet Januarego.

Obrazekakończenie. Zakończenie na początku? A dlaczego by nie? Tyle już było alfabetów, dlaczego ten nie miałby być napisany od końca? Taki miałem pomysł i tak to zrobiłem. Teraz ocena czy wyszło to pozytywnie czy negatywnie należy do Was. Może miało być to swego rodzaju ostrzeżenie przed dalszym czytaniem tego alfabetu? Może, nie uważam się za człowieka w pełni zrównoważonego psychicznie (raczej w pozytywnym sensie), więc nie wiem jak może wpłynąć na Was mój alfabet :). W każdym razie jakby co, to ostrzegałem.

Obrazektong. Ytong? Zawsze jak ktoś chciał usłyszeć słowo na &#8222;y&#8221;, każdy odpowiadał &#8222;Yeti&#8221;, ja chciałem być oryginalny. Mówiłem &#8222;Ytong&#8221;, bo nie raz widziałem gdzieś na budowach żółte paczki z takim napisem. Samo słowo YTONG to skrót od szwedzkiego "Yxhults &#229;nghärdade gasbetong" i oznacza wzmacniany gazobeton z Yxhult.

Obrazek no właśnie. &#8222;X&#8221;. Jak się doda do tego &#8222;Y&#8221; to wyjdę ja :)

Obrazekódka. Nie mogłem być oryginalny. Musiałem napisać o tym jakże wyjątkowym napoju. Dlaczego wyjątkowym? Ano dlatego, że jeszcze nikt nie odgadnął jak ją pokonać inaczej niż przestać pić. Wódka w moim życiu odegrała bardzo poważną rolę. To po niej w wieku 11 lat wylądowałem w szpitalu, mało z tego pamiętając i mając ponad 3 promile alkoholu we krwi. Dzięki niej nie raz miałem problemy po powrocie do domu. Teraz, mając 18 lat dojrzałem do decyzji, że lepsze jest piwo, a wódka nie dość że nie dobra to jeszcze kac po niej męczy i &#8222;obraziłem się&#8221; na wódkę. Nie piję, bo nie chcę.

Obrazekrzędy w Polsce. Nienawidzę ich. Nie ma chyba takiego urzędu w Polsce, gdzie nie panuje bałagan, gdzie wszyscy urzędnicy starają się w swojej pracy, gdzie są mili, pomocni, gdzie nie odsyłają zawsze do innej osoby, byle mieć spokój. Jak mam iść coś załatwić to krew mnie zalewa. Wiem, że są wyjątki. Poznałem kilka miłych pracowników urzędów, ale na prawdę niewielu. Czy nie było by łatwiej i przyjemniej załatwiać wszystko z uśmiechem na twarzy?

Obrazekata. Dlaczego osobne literki dla mamy i taty? Ponieważ są to ludzie, którzy wywarli na moje życie ogromny wpływ. Mam do nich ogromny szacunek i dziękuję im za wszystko co zrobili dla mnie dobrego i złego. Wszystko czegoś mnie nauczyło. Mój ojciec ma 45 lat i jest fajnym gościem, który lubi piwo (w końcu mam to po nim :P) i dobrze sobie pojeść :P. Oczywiście piszę to pół żartem, pół serio, bo nie są to dla niego rzeczy w życiu najważniejsze. Pracuje nie raz od rana do nocy, żeby nam, reszcie rodziny dobrze się żyło. Bardzo wiele nauczył mnie o życiu i problemach z nim związanych, bez niego nie byłbym tym, kim jestem teraz. Teraz uczy mnie wszystkiego o branży kolejowej, tak żebym mógł za kilka lat w pełni przejąć interes. Na prawdę podziwiam go za ogromną wiedzę w tym temacie, jak również za umiejętność kierowania ludźmi tak, żeby wszystko wszyło dobrze i żeby się poskładało w czasie. Tata też doskonale jeździ autem, w życiu przejechał ponad półtora miliona kilometrów i chciałbym być kiedyś choć tak dobry za kierownicą jak on. Wiadomo, ma również i wady, ale jest zbyt dobrym człowiekiem, żeby o nich pisać, są to drobnostki.

Obrazekamochód. Mój samochód. Coś, bez czego nie potrafię żyć, mimo, że prawko mam dopiero od 5 miesięcy. Na własny samochód zbierałem od 14 roku życia, pracowałem w każde wakacje i jak najmniej wydawałem. Obecnie mam samochód z tatą na pół i szukamy osobnego auta dla mnie. Teraz jeżdżę BMW 525 tds E39. Szukamy dla mnie BMW 320d E46, które zamierzam od razu &#8222;zchipować&#8221;, tak żeby miało około 170KM i 350Nm momentu. Nie trzeba szukać dalej, niż pod moim każdym postem, żeby zauważyć, że jestem fanatykiem BMW. Ale, żeby było ciekawiej, nie było tak od zawsze. Kiedyś uwielbiałem Audi i zawsze chciałem mieć A3. Tak mniej więcej rok temu tata powiedział, że może kupić okazyjnie auto przejściowe, które potem mi odsprzeda. No to zacząłem się o nie pytać. Okazało się, że był to wspomniany wcześniej E39. Zacząłem kręcić nosem, że ja nie lubię BMW, że to za duże, że to auto dla dresów, że nie bo to, bo tamto, no ale w końcu dałem się namówić na przejażdżkę. To był ten moment. Wtedy wiedziałem już, że nie chcę mieć żadnego innego auta od BMW. Powiedziałem tylko tacie, że koniecznie chcę mieć to auto. Potem okazało się, że magia BMW zadziałała i tata nie chciał mi odsprzedać auta :D Teraz szukamy dla mnie nowego :P

Obrazekobota. Wcale nie głupota. Zacząłem pracować mając gdzieś 13, 14 lat. Lubię pracować, szczególnie lubię moja obecną pracę. Kilka miesięcy temu założyłem firmę, którą teraz razem z ojcem prowadzę. Bardzo mi to odpowiada, ponieważ codziennie pokonuję po kilkaset kilometrów, a jazdę samochodem po prostu uwielbiam. Jeśli chodzi o firmę to jej nazwa ma swoją historię :P Długo myślałem, jaka będzie. Pewnego razu mój tata tak siedział i powiedział: &#8222;A czemu by nie połączyć torów (moja branża) i tego Twojego Juventusu?&#8221;. I tak powstał &#8222;JuvenTor&#8221; :) Dla niektórych nazwa jak nazwa, ale dla mnie wymarzona :)

Obrazekrędkość. No właśnie. Jedna z moich dużych bolączek. Lubię prędkość i gdy jest wysoka, daje mi dużo adrenaliny. Wiem, że to niebezpieczne, ale ja po prostu jestem od niej uzależniony. Może nie w tym stopniu, że wszędzie jeżdżę jak idiota, bo w mieście rzadko kiedy przekraczam 80km/h, ale jednak jak już wjadę na autostradę to noga jakoś tak sama idzie w dół. Jak narazie najwięcej w życiu jechałem 210km/h, ale to pewnie tylko dlatego, że był to koniec możliwości mojego auta. Moim marzeniem jest przekroczyć gdzieś na zamkniętym terenie barierę 400km/h. Może i przesadzam, ale uważam, że 50km/h to katorga.

Obrazekla. Moja siostra. Ktoś wyjątkowy. Jedni nazwą ją kujonem, inni zdolną. Ja uważam ją za pozytywnie &#8222;kopniętą&#8221;, bo kto normalny lubi się uczyć? :P A tak na serio to na prawdę ją podziwiam. Uczy się na UJ&#8217;cie, na dwóch kierunkach jednocześnie i daje radę ze wszystkim na najwyższych ocenach! Tak poza nauką to jest normalną dziewczyną, która zawsze ma czas żeby wyjść ze znajomymi na dyskotekę lub na cokolwiek. Niestety ze względu na studia mieszka w Krakowie, a ja w małym Knurowie (ok. 100km odległości), więc widujemy się raczej w weekendy. Mimo, że jest ode mnie dwa lata starsza, czasami to ja muszę ją pouczać jak starszy brat młodszą siostrę. Choć często się kłócimy, bardzo trudno znaleźć tak kochające się rodzeństwo. Boję się, żeby alfabet nie stał się zbyt rodzinny i osobisty :) Nie chcę Was zanudzić na śmierć, bo potem będę miał kogoś na sumieniu ;)

Obrazekokia. Dla mnie najlepszy producent telefonów komórkowych na rynku. Nie lubię &#8222;ajfonów&#8221;, wypasionych aparatów cyfrowych z funkcją dzwonienia czy innych wynalazków. Telefon musi być funkcjonalny i wygodny, a przy okazji może też mieć pare przydatnych funkcji. Obecnie używam Nokii 6300. Telefon jednocześnie klasyczny i nowoczesny. Wybrałem go, bo bardzo wygodnie piszę się na nim smsy, bo dobrze się przez niego rozmawia i dlatego, że jest z metalu, a przy moim użytkowaniu ma to duże znaczenie. Jeśli się zepsuje na amen, to po prostu wymienię go na nowy 6300. Jedyne co mnie denerwuje w tym telefonie to wytrzymałość baterii, chyba muszę kupić mocniejszą.

Obrazekama. Kochana mama. Zawsze ją podziwiałem za to, jaka jest piękna mimo swojego wieku (ma tyle ile tata, a nawet pół roku więcej) i za jej dobroć, płynącą prosto z serca. Zawsze podziwiałem (i dalej podziwiam) rodziców za ich niekończącą się miłość. Są ze sobą już prawie 25 lat i nadal kochają się jak młode małżeństwo. Zawsze chciałem mieć taką żonę jak mama. To ona nauczyła mnie szacunku do innych ludzi, zawsze mówiła, że każdego należy traktować równo, bez względu na klasę społeczną czy inne bzdurne podziały. Od mamy też nauczyłem się wielu potrzebnych rzeczy w życiu. Choć nigdy nie zrozumiem, jak można dawać sobie radę pracując po kilkanaście godzin dziennie i do tego utrzymać dom w porządku :) Wiadomo. Jak każda mama i moja często przesadza, ale przynajmniej wiem, że bardzo się o mnie martwi :) To jest cała mama :) Choć gdybym chciał napisać wszystko o mamie, to brakło by mi życia :)

Obrazekenistwo. Jestem leniwy, przyznaję się do tego. Lecz moje lenistwo na pewno nie dotyczy pracy zarobkowej. Leniwy jestem w domu, nie chce mi się sprzątać, wstawać z łóżka lub od komputera :P Jeśli można sobie jakoś uprościć życie, tak by omijać pewne zbędne czynności to robię to, bo dlaczego i nie? Jak to mówią &#8222;potrzeba matką wynalazków, a lenistwo jest ich prababcią&#8221;.

Obrazeknurów. 50° 13' 18 '' N, 18° 40' 14 '' E. Moje miasto, które liczy sobie 704 lata i jest starsze od Warszawy. Powierzchnia miasta to 34 km&#178;. Liczba ludności to ok. 40tys. Knurów to przyjemne miasto, ogólnie jest dużo bloków, ale 90% z nich jest pomalowanych na dosyć ładne kolory, więc nie jest szaro. Życie w tym mieście bardzo mi się podoba, a jak chcę jechać do większego miasta to do Gliwic mam 5 minut, do Katowic 15 minut, a do Krakowa godzinę. Do autostrady A4 jadę 10 minut, a autostrada A1 będzie przechodzić przez Knurów, więc nie jest źle z dojazdem. Czasami denerwujące jest to, że w większym lub mniejszym stopniu każdy każdego tutaj zna, ale da się z tym żyć :)

Obrazekuventus. Joachim. January. Ja. Więc może zacznijmy od Juventusu. Tak na prawdę to nie wiem dokładnie kiedy zacząłem im kibicować. To się po prostu stało i z roku na rok staje się coraz silniejsze. Szacuję, że mniej więcej w 2000 roku stało się to poważne kibicowanie. Nie kibicuję Juventusowi przez koszulki czy pojedynczych piłkarzy. Od zawsze czułem do nich sympatię, która przerodziła się w miłość. Kulminacyjnym momentem mojego kibicowania był wyjazd do Turynu na mecz z Napoli (2007 rok). Wtedy na prawdę poczułem jak to jest być tam na stadionie w Turynie i móc dopingować swoich ulubieńców. Nie zraziło mnie ani trochę, że było to w serie B, wręcz przeciwnie, jestem z tego dumny. Ostatnio takim moim hobby stało się kupowanie na allegro oryginalnych koszulek z dawnych sezonów. Joachim. Pewnie część z Was nie wie, że w ogóle to jest imię (jeśli jest inaczej, to przepraszam). Moi rodzice jednak postanowili, że ich jedyny syn będzie się tak nazywał. Skąd ten pomysł? Nie wiem, zawsze jaki ich pytałem to podawali różne powody. Warto wspomnieć, że tę imię nosił ojciec Maryi, dziadek Jezusa Chrystusa. W dzieciństwie było trochę ciężko mieć takie dziwne(?) imię. Niektórzy się z tego śmiali, inni trzy razy chcieli, żeby im powtarzać jak mam na imię lub nie wierzyli, że to moje prawdziwe imię. Teraz nie zamieniłbym tego imienia na żadne inne. Znajomi się przyzwyczaili, dziewczyna też, a jak zawieram nowe znajomości to już przynajmniej na starcie jest we mnie coś wyjątkowego ;) I tak wszyscy mówią na mnie Achim :)January. January, skąd ten nick? Ano z przypadku i z często zresztą mi się zdarzającego przekręcania mojego imienia :) A, że Siewier nie chciał mówić Achim, czy Joachim, to wymyślił, że będzie mnie nazywał January (to, że urodziłem się w styczniu to przypadek :P), i tak mi zostało :) Ja. Skoro to jest alfabet o mnie, to może podam też trochę &#8222;suchych&#8221; danych o mnie :) Imię znacie, na nazwisko mam Wieczorek, urodziłem się 23 stycznia 1991 roku w Knurowie, mam 180cm wzrostu i ważę ponad 70kg. Nie wiem, co mogę więcej napisać o sobie :P Mam dwa koty ;)

Obrazek to jest literka, przy której możesz zastanowić się nad swoim życiem. Ale nie musisz ;)

Obrazekomo sapiens. Ludzie. Jak zadziwiające są to istoty. Dla mnie największym paradoksem człowieka (nie wiem czy to sformułowanie jest poprawne) jest to, że pod względem budowy ciała jesteśmy prawie identyczni, za to już pod względem charakteru i w ogóle sfery duchowej człowieka, wśród 6 miliardów ludzi na świecie ciężko znaleźć dwie identyczne osoby. Czy to nie zadziwiające? Jak doskonałą istotą jest Bóg potrafiąc stworzyć człowieka tak, by każdy następny był inny od poprzedniego, chociażby minimalnie. Nie jestem typem samotnika. Nie lubię siedzieć sam w domu, uwielbiam towarzystwo ludzi. Niestety jednak ludzie czasami sprawiają, że mam ochotę posiedzieć sam w domu i nie musieć ich oglądać... Nie potrafię zrozumieć nienawiści między w ogóle nie znającymi się ludźmi. Nie mówię już teraz o zabijaniu, okradaniu czy pobiciu kogoś, bo to jest temat do szerszego rozwinięcia. Chodzi mi o taką zwykłą nienawiść, zawiść, krzywe patrzenie na innych itp. Pierwszy przykład: kierowcy. Ogólnie należą do jednej grupy społecznej (?) i powinni się razem wspierać, jak choćby motocykliści. A jak jest to wszyscy wiemy. Niektórzy jakby mieli niezniszczalne auto, to porozbijaliby wszystkich innych na drogach. Kolejny przykład to zwykła uprzejmość w codziennym życiu. Dlaczego jej brakuje? Czy tak trudno jest uśmiechnąć się do kogoś, powiedzieć miłe słowo, pomóc w czymś? Czy nie jest fajnie, jak po tym ma się dobry humor? Przynajmniej ja mam... Jestem na prawdę zmartwiony postępowaniem ludzi na świecie. Wojny, konflikty, przestępczość, wrogość, do czego to doprowadzi? Nie tak miało być... Czy na prawdę warto zaczynać wojnę o ropę naftową, o to, że głowa kraju została obrażona, o to, że chce się poszerzyć swoje terytorium? Czy warto dla takich obrazków?
Obrazek
Na podsumowanie tej literki przytoczę słowa pewnego rapera, które na zawsze pozostały mi w głowie: &#8222;To ludzie ludziom zgotowali ten los&#8221;

Obrazekórnik Zabrze. Skąd się wzięła miłość do Górnika? Po pierwsze region, po drugie grałem w Concordii Knurów, która jest zaprzyjaźniona z tym klubem, po trzecie ktoś mnie kiedyś zabrał na mecz. Tak mi juz zostało :) Jak tylko mogę to jeżdżę na mecze. Ścianę w pokoju mam oklejoną biletami, a w środku najważniejszy (Juve &#8211; Napoli) :) Nie uważam się za fanatyka, jestem po prostu wiernym kibicem, który kocha swój klub i zawsze będzie go wspierał. Nic nie zmienia to, że Górnik spadł do I ligi. Nie mogę się doczekać nowego stadionu Górnika i jego walorów akustycznych.

Obrazekobie. Wiadomo każdy je ma. Moje to ogromny strach przed ciemnością i klaustrofobia. Nie są to może fobie wywołujące we mnie panikę, ale boję się ciemności i nie potrafię tego pokonać, kiedyś prawie mi się udało, codziennie chodziłem przez ciemny las i potem było dobrze, ale jak przestałem to potem wszystko wróciło. Co do klaustrofobii to bardzo boję się ciasnych i ciemnych pomieszczeń, tylko że pomieszczenie musi być tak ciasne, żebym prawie nie mógł się ruszać. Mam nadzieję kiedyś raz, na zawsze pozbyć się swoich fobii. Na pewno będę z nimi walczył, bo to trochę wstydliwe w tym wieku bać się ciemności.

Obrazekwidentnie nie mam pomysłu na tą literkę.

Obrazekawać czy dostawać? Co wolicie? Ja wolę dawać. Nie piszę tak dlatego, żeby się Wam przypodobać, jakim to ja jestem dobrym człowiekiem i w ogóle. Gdy coś dostaję jestem bardzo szczęśliwy i cieszę się, ale czuję też lekkie zakłopotanie, nie wiem dlaczego. Gdy dam coś komuś, czuję w środku takie ciepło, wewnętrzną radość, a widząc np. zaskoczoną minę babci, która wcale prezentu się nie spodziewała radość mnie rozpiera :) Czasami nie trzeba dużo. O dziwo jakość prezentu nie zależy od jego ceny, tylko od czasu jaki nad nim spędziliśmy. Łatwo jest mieć kilka tysięcy złotych, kupić coś wypasionego i mieć spokój. Sztuką jest mieć kilka lub kilkanaście złotych i kupić coś wyjątkowego lub jeszcze lepiej, zrobić coś samemu.

Obrazeko dalej z moim życiem? Co będę robił kiedyś? Mam wiele planów, ale tak na prawdę nie wiem, które się urzeczywistnią. Mam jeden cel. Być coraz lepszym człowiekiem, reszta musi się do tego dopasować.

Bóg. Najważniejsza osoba w moim życiu. Jest dla mnie ważniejszy od rodziców, całej rodziny i wszystkich ludzi na świecie. Ktoś powie, że mam nierówno pod sufitem, niech mówi, ja taki już jestem, rodzice wychowali mnie w wierze chrześcijańskiej i teraz z pełnym szczęściem w niej żyję. Nie wyobrażam sobie życia bez Boga, bez Kościoła, bez niedzielnej mszy św. Bóg nadaje sens mojemu życiu. Bo i po co żyć, jeśli nie wierzyło by się, że coś jednak po tej śmierci jest? Musi być, bo życie nie może się tak po prostu skończyć. Szanuję inne wiary, a także ludzi niewierzących lub niepraktykujących, wiara to osobista sprawa każdej osoby.

Obrazek teraz początek alfabetu. Choć może to koniec? Nie wiem jak będziecie go czytać, jeśli w ogóle będziecie :) Decyzja należy do Was. Alfabet może wydawać się dziwny, ponieważ literki były pisane nie po kolei. Jestem dziwnym człowiekiem i mój alfabet musi być dziwny. Napisałem go w 4 dni. Za szybko? Może, ale tak czułem że będzie dobrze. Jest za krótki, za długi, za średni? Nie wiem. To jest mój alfabet i jest jaki jest. Nie wiem czy jest dobry, czy zły. Jest po prostu mój i wszystko pisałem z rozpędu, nic nie poprawiałem, tak, żeby wszystko było prosto z serca i bez zastanowienia. Nie oczekuję oceny, czy jest dobry czy zły. Miałem dwa marzenia. Pierwsze to, żeby napisać alfabet, a drugie to, żeby choć pare osób go przeczytało. Jeśli chcecie go oceniać to proszę bardzo, ale niech oceniają osoby, które przeczytały chociaż połowę... Niektóre literki były żartobliwe, niektóre śmiertelnie poważne. Na pewno po napisaniu czuję się inaczej, chyba lepiej, lżej. Tak więc, to koniec. Dziękuję.


jakiś geniusz z fcinter.pl pisze: co do Taidera to zagrał super - w swojej strefie czyścił praktycznie wszystko i te piły kilkudziesięciometrowe grane co do milimetry majstersztyk - powiedziałbym, że był nawet lepszy od tego vidala
:rotfl:
szczypek

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 18 marca 2007
Posty: 5527
Rejestracja: 18 marca 2007
Otrzymał podziękowanie: 22 razy

Nieprzeczytany post 22 sierpnia 2009, 14:40

Alkohol.
Naprawdę nie chciałem tak zacząć... Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, iż wiele spraw zaczyna się właśnie tak, od alkoholu. Dolewając oliwy do ognia - chyba lepiej być znanym pijakiem niż anonimowym alkoholikiem.
Lubię się napić w dobrym towarzystwie i przy dobrej okazji (podobno codziennie ktoś ma imieniny). Wódka, wino, piwo? Zdecydowanie wódka jednakże z zachowaniem umiaru. Ani piwo, ani wino (przynajmniej to tanie) nigdy nie wzięły mnie smakiem czy efektywnością. Wódka niejednokrotnie dała oczekiwane rezultaty w postaci dobrej, niezapomnianej (lub zapomnianej) zabawy, godzinnych wywodów na tematy, które normalnie nigdy pewnie nie zostałyby poruszone. Kac także ma swój urok, ba! czasem nawet słońce świeci za głośno. :wink:


Badminton.
Nie wiem komu lub czemu zawdzięczam to zamiłowane&#8230; Z pozoru wydaje się to być bardzo łatwe, ale jest to wymagający sport. Jest dla mnie kompletnie niezrozumiały fakt, że zalicza się badmintona do "kobiecych" dyscyplin. Nie trzeba jednak wiele, aby przekonać się, w jak wielkim błędzie się znajduje - wystarczy spróbować. W moim przypadku to idealna rozrywka na długie wakacyjne wieczory. Żałuję, że w okolicy nie ma miejsca i chętnych (i trochę brakuje czasu), aby grać częściej. Może kiedyś...
Podoba mi się także to, że do gry nie potrzeba wiele. Kilkanaście metrów od mojego domu stworzyłem coś na kształt boiska. I w tym miejscu niestety musicie podziałać coś wyobraźnią, bo zdjęcia nie będzie.


Czekolada.
To takie moje małe uzależnienie. Pobudza zmysły i poprawia nastrój. Czekoladowe słodycze lubię chyba w każdej postaci. Bez przesady oczywiście. Jak lody to czekoladowe, jak rogal to z czekoladą, jak czekolada to najlepiej z orzechami. A i płatki kukurydziane lubię. Niekoniecznie na śniadanie, koniecznie na sucho. Opcjonalnie z czekoladą. Lubię też rosół, kotlety schabowe i pierogi, ale to już bez czekolady.
Jadłem w życiu wiele rzeczy na słodko. Taka historia mi się przypomniała przy okazji pisania. Kiedyś pomyliłem i zamiast soli, do posolenia frytek, użyłem cukru. Ale tego nie polecam, bleh. Uraz do końca życia.


Dwa.
2. Moja ulubiona liczba. Naprawdę nie wiem dlaczego. Pasuje mi znaczenie tej liczby.
"Jest cyfra przyporządkowaną wszystkim dwuznacznym zdarzeniom, sytuacjom oraz postaciom o pozytywnym jak i negatywnym znaczeniu. Oznacza także symetrię. Wyraża najbardziej surowy podział na białe i czarne, kobietę i meżczyznę, dobro oraz zło." (cytat zaczerpałem z tej strony).

"W tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz"


Edukacja.
Dla większości pewnie temat, który lepiej nie poruszać. Słusznie, są wakacje. Postaram się więc szybko zacząć i jeszcze szybciej skończyć. Nie wiem, czy lubię się uczyć, wyszedłbym na kogoś skrajnie dziwnego, gdybym powiedział, że tak. Lubię się uczyć, ale nie wszystkiego. Wolę spędzić jakiś czas na rozwiązaniu zadania z matematyki niż pisaniu wypracowania z polskiego czy ściąg z biologii.
Nie pamiętam jak to było w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Musiało być śmiesznie. Tak sądzę po zdjęciach, a właściwie przerażonych twarzach, które na tych zdjęciach figurują. Później druga, trzecia, czwarta, piąta i szósta klasa. Przeszedłem przez te wszystkie poziomy. Naprawdę. Pierwsza, druga i trzecia klasa gimnazjum (człowiek głupieje w tym wieku). Kolejny etap wędrówki zakończony, tym razem egzaminem z trzema zgubionymi punktami.
Teraz przez skromność powiem uczęszczam do jednego z najlepszych liceów ogólnokształcących na Podkarpaciu (tzn. tak mówią rankingi). Dwa lata temu stanąłem przed wyborem profilu. Zdecydowałem się na matematyczno-informatyczny. Nie żałuję wyboru zarówno szkoły, jak i klasy. Do szkoły nie tęsknię, ale liceum to jak na razie najciekawszy i najlepszy okres w moim szkolnym życiu. We wrześniu trzeci, finalny rok. Za niecały rok matura. Straszny egzamin podobno, ale jak słyszę, że na studiach każdy egzamin jest jak (lub nawet więcej) matura to jestem dobrej myśli. Za jakiś czas stanę przed kolejnym wyborem, wyborem kierunku studiów i uczelni. Się zobaczy.


Fenomen.
Od dłuższego czasu w moim życiu zastanawiam się czy jest na świecie ktoś, kogo można by w stu procentach uznać za wzór do naśladowania. Są ludzie, których ceni się za coś, za poczucie humoru, za wygląd zewnętrzny, przywiązanie do barw klubowych czy całokształt. Myślę, że warto szukać wzorów. Znaleźć w każdym coś, co warto naśladować i starać się tym uzupełniać swoje życie. I tak wspomnę, że wiele zawdzięczam moim rodzicom, którzy od zawsze byli dla mnie wzorem. Są razem, od początku do końca. Przerażające jest dla mnie jak traktują się dzisiaj często ludzie w małżeństwie, jak traktują się dzisiaj młodzi ludzie, szukający przygód i niszczący sobie życie, jak wielka jest ilość rozwodów (to od zawsze było dla mnie niezrozumiałe, ale jest to chyba spowodowane po części tym, że ludzie współcześnie na wszystko mają za mało czasu). Autorytetem był i jest dla mnie także Jan Paweł II i nie mówię tego dlatego, że wypada (a wydaje mi się, że często ludzie tak właśnie to interpretują). Dostrzegłem w Nim prawdziwego człowieka, który nie udawał swojej miłości. Mam też kilku nieco mniejszych wzorów, nawet na forum niekiedy udaje się coś odnaleźć. Nie chcę się rozpisywać, po co nam jakieś konflikty. Każdy człowiek jest inny. Moim marzeniem jest być dobrym człowiekiem, zwłaszcza dla innych ludzi.


Góry.
Dalej czy bliżej, wyżej czy niżej. Gdy mam wybierać miejsce, gdzie spędzę następne wakacje, następny wyjazd, pierwsze o czym myślę to właśnie góry. Podoba mi się ten niepowtarzalny klimat, który tam panuje. Cisza, spokój i człowiek jako mała istota w świecie gdzie panuje natura. Wprawdzie mieszkam nieopodal Bieszczad, ale nie mam możliwości częstych wędrówek toteż każdy wyjazd traktuję jako coś unikalnego, niepowtarzalnego.

KSU - Moje Bieszczady II


Humor.
Cenię u ludzi poczucie humoru. Dobrze, że są tacy, którzy potrafią czymś rozładować atmosferę. Sam lubię się śmiać i żartować (miałem wielką chęć użycia takiego zwrotu "dawać w dupę", ale uznałem, że może być to źle odebrane) z różnym skutkiem. Dzisiaj (wczoraj i w poniedziałek i wtorek też, a najlepiej czytajcie to codziennie, będę miał świadomość, że dobrze zastąpiłem słowo "zawsze", które mnie prześladuje od początku pisania alfabetu), aby się śmiać nie trzeba wiele.
Wystarczy dobry dowcip, dobra komedia. Taka prawdziwa, dobra komedia. Znacznie wyżej od np. amerykańskich (bardzo często obfitujących w płytkość) cenię te polskie wytwory kinowe. Dajmy na to chociażby "Chłopaki nie płaczą", "Czas surferów"; czy "Pieniądze to nie wszystko". Zawsze zastanawiało mnie jak ludzie mogą wymyślić coś takiego?

""Coco jumbo i do przodu!" - to moje hasło. Dobre, nie?"

Czasami mówi się, że coś jest tak głupie, że aż śmieszne. Powstrzymam się od odpowiedzi na pytanie, czy sam tego doświadczam? Po co w ogóle sobie je zadawać? Nie lubię, gdy ktoś chce być śmieszny na siłę. Tu też nie wiem, czy sam siebie nie skreślam, apeluję o wyrozumiałość. Na samym YouTube miliony ludzi jest gotowych stać się internetowymi gwiazdami (mylnie jak mniemam zwanych <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)>) tracąc resztki godności, dając w zamian następnym milionom powody do śmiechu.
Jeśli chodzi o telewizję to ubóstwiam reklamy sieci Plus ze stajni kabaretu Mumio (Co? Kopytko!). A właśnie, kabarety&#8230; Ulubiony? Zdecydowanie Łowcy. Ci .B. Z kabaretami to jest tak, że jedne można oglądać godzinami i ciągle to samo, a inne pierwszy raz nie są śmieszne (kwestia poczucia humoru, ale mówimy o mnie, czego się więc spodziewać). Mnie na ten przykład prawie nigdy nie bawią kabaretowe piosenki.


Informatyka.
Upatruję w niej swoją przyszłość. Tak myślę a bardziej mam taką nadzieję. Komputer odgrywa w moim życiu ważną rolę, trudno mi wyobrazić sobie jak by to życie wyglądało, gdyby ludzie nie wymyślili tego elektronowego mózgu.
Zacznijmy od początku. Jest rok 1999 w moje ręce wpada gra z serii gier piłkarskich EA Sports: Fifa99. Pierwsze dotknięcie myszki (dla pewności dodam - myszki komputerowej), pierwsze uderzenie w klawisz klawiatury. Po tym wydarzeniu zrozumiałem, że nic już nigdy nie będzie takie samo, a miałem wtedy tylko 8 lat... Pierwszy komputer objąłem w posiadanie dwa lata później.
Można powiedzieć, że to w Fifie99 tak naprawdę poznałem Juventus (wiele zawdzięczam kuzynowi, który był i nadal jest kibicem Starej Damy). Dzisiaj, w dobie wspaniałych urządzeń, sięgających ideału grafikach czy grywalności, można powiedzieć, że Fifa99 nie jest niczym wielkim, bo to prawda. Dla mnie ma ciągle wielką wartość mentalną.
Komputer nie był dla mnie jednak nigdy maszyną do gier (co prawda wiele czasu spędziłem grając w piłkę na kurniku, gdzie nauczyłem się chociażby tego, że uczciwa gra nie zawsze przynosi wymierne korzyści). Urządzenie to ciekawiło mnie pod każdym względem. Próbowałem wielu rzeczy od rysunków w Paincie do projektowania stron internetowych, od dodawania w kalkulatorze do pisania programów, od gry w systemowego Sapera do gry w Counter Strike. Mimo tego wszystkiego nie czuję się uzależniony (bynajmniej nie aż tak).

Musiałem odpowiedzieć sobie na jedno <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)>, ale to <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> ważne pytanie. Co lubisz robić? A teraz po prostu staram się to robić.


Juventus.
Jedyny klub piłkarski, z którym łącze swoje życie. Niejednokrotnie bywało ciężko, ale z każdym kolejnym ciosem czułem większe przywiązanie. Nie kibicowałem od dziecka, ale uważam, że jest to kwestia dojrzałości... Po co psuć i sobie dzieciństwo i jednocześnie denerwować ludzi wokół siebie. Pewnego wieczoru w Juventusie spodobało mi się wszystko i tak jest do dnia dzisiejszego.
Nigdy nie byłem kibicem jednego piłkarza. Od początku jednak podobała mi się gra Del Piero, Nedveda, Buffona, Davidsa czy Zidana. Tacy piłkarzy to prawdziwe dowody na piękno tego sportu. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będziemy zespołem, który nawiąże walkę na każdym froncie, zespołem zdolnym wygrywać. Zawsze oczekiwałem zwycięstw.

Forza Juve!


Komary.
Chyba najgorsze zło na tym świecie poza Interistami. Nienawidzę tych małych zwierzątek, które potrafią zepsuć niejeden przyjemny wieczór czy noc. Sposobów na nich wiele, ale ich też jest wiele i nie wszystko jest takie proste. Oczywiście tylko samice żerują na ciepłokrwistych organizmach. Denerwują mnie też muchy, zwłaszcza rano, gdy zamiast bzykania budzika słuchać bzykanie muchy. Niech bzykają, ale nie u mnie w pokoju. Pająków też nie lubię. W dzieciństwie się ich bałem, teraz się z tego śmieje, ale jakiś mały dystans pozostał. Nie chciałbym wyjść na jakiegoś skrajnego owadobójce. Nie mogę znieść także kretów. Niszczą mi ogród, a ja nie mogę ich zabić (są pod ochroną). Co z tego, że można zmusić je do zmiany miejsca zamieszkania, skoro nie chcą słuchać. Jakbym mieszkał pod ziemią to też bym miał tych na górze w dupie, więc poniekąd się nie dziwię, ale kret to w przypadku mojego ogrodu wybitnie upierdliwe stworzenie. Kopiec na kopcu. Przepędzisz w inne miejsce, to w innym miejscu będzie to samo, w innym miejscu przepędzą, wróci do Ciebie. Nie poddam się. Będę walczył z komarami do ostatniej kropli krwi i z kretami do ostatniej zielonej trawy!

Aby uniknąć kompletnie niepotrzebnych pytań. Przy niektórych literkach nie miałem pomysłu. Te komary to najlepszy na to dowód. :-D


Lonely Day.
Nie lubię samotności, nawet pomimo wszelkich pozytywów, które się za nią ciągną. Takie szare, puste i monotonne dni. Jeszcze w szkole, między znajomymi jest miło. Później powrót do domu autobusem, jakiś obiad, kilka zadań z matematyki i kilka godzin na komputerze (często straconych kompletnie bez celu). Czasami zatrzymuję się na chwilę i zastanawiam nad sensem tego wszystkiego. Do życia podchodzę jednak z optymizmem. Często myślę o przyszłości. Zdarza mi się marzyć. Mam 18 lat i na pewno wiele przede mną (Wam też wszyscy to mówią/mówili?). Mam bliskich, na których mogę liczyć, znajomych, z którymi nie można się nudzić, ale ciągle mi czegoś brakuje, chociaż rzadko mówię o tym otwarcie (wyjątkiem jest ten alfabet). Chciałbym poznać jakąś wartościową dziewczynę. Nie lubię samotności...


Muzyka.
Towarzysz na dobre i na złe. Od dziecka coś tam zawsze w uchu grało. Nigdy nie eksperymentowałem z instrumentami. Muzyki lubię przede wszystkim słuchać. Próbowałem wszystkiego przechodząc niemałe nawrócenie w tej kwestii. Dzisiaj gra u mnie głównie Rock. Oczywiście trafiają się różne gatunkowo zespoły i piosenki (no i płacz kibiców Realu po kolejnej porażce z Juventusem), które czymś mnie biorą, jednak nic na siłę. Wśród zespołów, które słuchałem, bądź słucham (poza radiem, które też np. teraz, zabija szarą ciszę) cenię System Of A Down. Nie wiem co, ale mają to coś.

Polecam moją ulubioną imprezową piosenkę: Teddybears Sthlm & Mad Cobra &#8211; Cobrastyle


Nawyki.
Jest ich wiele. Niektórych chciałbym się pozbyć, bo nie są dobre i skrajnie mnie denerwują. Chodzę spać zazwyczaj bardzo późno, straszne jest, gdy trzeba wstać bardzo wcześnie, ale jeżeli nie trzeba to zapewne nie wstanę przed południem. Mam taki głupi nawyk, że często muszę sprawdzić coś dwa czy trzy razy, aby mieć pewność (np. kiedy wychodzę z domu i mam zamknąć drzwi, sprawdzam tak czy na pewno są zamknięte). Nie jest ze mną aż tak źle, nie ma tak, że wszystkie nawyki są złe (może dlatego, że "jest ich wiele"). Włączam światła w samochodzie (egzamin zdałem niedawno, ale zarówno podczas egzaminu jak i jazdy z instruktorem nie był to problem, tak jest i teraz), gaszę światła, gdy wychodzę z pokoju, wyłączam telewizor, gdy idę spać. Banalne, ale pomocne. Często, gdy mam podzielić i zaplanować wykonywanie jakichś zadań to wolę zrobić najpierw te, które nie sprawiają przyjemności, a w dalszej kolejności te, które tą przyjemność dają (ku przyszłości). :wink:


Ojciec Chrzestny.
Klasyk, dla mnie na stałe wpisany w kulturę. W tym filmie wzięło mnie wszystko. Jeden z najlepszych w historii kina (jednakże krytycy mówią, że nie jest pozbawiony wad), na pewno stworzył jakąś legendę, dał początek czegoś, co zwłaszcza w Ameryce wykorzystuje się do teraz (bardzo często w filmach gangsterskich, ale nie tylko). Genialna muzyka i scenografia, gra aktorów na najwyższym poziomie (wystarczy wspomnieć Marlona Brando).

"Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale jeszcze bliżej trzymaj swoich wrogów."

To nie tylko opowieść o gangsterskich pojedynkach. To opowieść o tamtych czasach, z bardzo dobrze odtworzonym strukturami mafijnymi i pokazaniem wartości rodziny. Honor rodziny jest najważniejszy, stare rachunki muszą być wyrównane. Film pokazuje prawdę. Nie będę się rozpisywał, bo to po prostu trzeba zobaczyć. Polecam. Doskonałe oderwanie od dzisiejszych sensacji, gdzie wszystko wydaje się być takie prostsze&#8230; I nie zawsze zaspokaja. Może nie każdego zachwyci, ale nie sądzę, aby ktoś żałował tych godzin poświęconych na oglądanie. I najlepiej nie poprzestać na jednym razie.


Pan Tadeusz.
Wbrew pozorom nie chodzi o alkohol. "Pan Tadeusz" to jedna z nielicznych i licznych (jeszcze w gimnazjum czytałem lektury, niektóre dwukrotnie) lektur jakie przeczytałem w życiu. Nie to, abym nie lubił czytać, ale jest wiele innych i ciekawszych form rozrywki. Humanistą nigdy nie byłem (to tak na wszelki wypadek gdyby kogoś dziwiły błędy stylistyczne czy interpunkcyjne, to od zawsze był mój problem), chociaż na języku polskim w szkole rzadko się nudziłem (nie czuję, gdy rymuję).
Mickiewiczowskie dzieło mnie ujęło. Nie wiem czym. Już sam język, którym jest napisany spowodował, że chciałem spróbować. Przeczytałem. Nie żałuję. Wiele rzeczy na świecie dzielę na dwie kategorie: albo coś mnie zachwyci i to utrwala się w pamięci, albo zażenuje i szybko znika w natłoku innych spraw. To zachwyciło i zostało. Dzisiaj coraz trudniej o miłość do Ojczyzny. "Pan Tadeusz" to dla mnie taki właśnie dowód, że można kochać swój kraj. Jasne, że gdy się coś traci, to często wtedy dopiero zaczyna się to doceniać i nie twierdzę przy tym, że nie ma ludzi, którzy nie mogliby dzisiaj być patriotami. Tylko ten patriotyzm także różnie jest rozumiany. Przykre jest to, gdy ludzie wstydzą się swojego pochodzenia. W epopei podobał mi się także wątek miłosny. Trzyma w napięciu do samego końca (i ten dodatek w postaci XIII księgi). Koniec końców i tak wszystko skończyło się dobrze. A dobre zakończenia, mimo iż nie zawsze podniecają, są i tak bardziej pożądane.


Religia.
Temat, który budzi wiele kontrowersji. Nie chcę nikomu niczego udowadniać. Kwestia wiary jest dla mnie sprawą indywidualną każdego człowieka. Wierzę w Boga. Chodzę do kościoła i nigdy nie traktuję tego jako obowiązek lub co gorsze przymus. Tak było od zawsze, ale nie od zawsze rozumiałem po co do tego kościoła idę? Teraz tego potrzebuję. W moim życiu było kilka sytuacji, w których wiara i oparcie bardzo pomogło, może dlatego jestem tu gdzie jestem i codziennie za to dziękuję.
W Kościele jest kilka spraw, które podlegają dyskusji, wszystko to jednak traktuje się bardzo ogólnie. Ludzie są różni i połączyć ich jest znacznie trudniej niż rozdzielić.


Szczypek.
Czas odsłonić kilka kart. Mam na imię Michał. Czuję się z tym dobrze. Coraz mniej osób zwraca się do mnie po imieniu. Może to lepiej? W szerszym towarzystwie zazwyczaj jest jakiś Michał (w mojej klasie jest nas trzech). Szczypek to szczypek. Przynajmniej wiadomo o kogo chodzi. Niedawno odkryłem, że jest takie nazwisko w Polsce. Dlaczego szczypek? Skąd mam to wiedzieć. Końcem marca skończyłem 18 lat. Nie wiem na ile czuję się człowiekiem dorosłym. W życiu staram się zachowywać wartości, które od początku życia były we mnie wpajane. Myślę, że z czasem sam też zrozumiałem, co jest dla mnie najważniejsze.
Uważam się za człowieka, któremu prawie zawsze coś nie pasuje. We wszystkim staram się jednak szukać czegoś pozytywnego. Takie połączenie może sprawiać wrażenie, że jestem niezdecydowany. Tego bym jednak o sobie nie powiedział. Cenię ludzi z jasnym celem, którzy nie boją się wyzwań. Nikt nie ogranicza mi wolności, moje życie to moje życie, ale podchodzę do tego z tą rezerwą, tym zastanowieniem, czy dla tych, na których mi zależy to, co robię będzie także odpowiednie. Rodzina jest dla mnie bardzo ważna.
Nie lubię egoizmu i staram się omijać go szerokim łukiem. Nie można jednak zapomnieć, że tylko egoizm może uchronić przed tym, aby dać się wykorzystywać. Zresztą jak to mówią "w życiu trzeba być rekinem, żeby nie zjadły cię inne rekiny". Powiedzmy, że łączę bycie egoistą z nie byciem egoistą (jak to durnie brzmi).
Pozostając w temacie charakteru. Szczerość to kolejna ważna cecha, nawet, gdy prawda boli i nie chce się je dopuszczać do świadomości. Życie w kłamstwie nie prowadzi do niczego dobrego (prędzej czy później), a jednak często ludzie taką drogę wybierają. Lubię mówić, co myślę. Także teraz.

To tyle o mnie. Nie wiem co o sobie myśleć? Sprite czy Pragnienie?


Tolerancja.
Jest wiele rzeczy, których nie toleruję i jeszcze więcej takich, które mnie irytują, denerwują czy nawet wku... bardzo denerwują.
Wystarczy, że wspomnę o paleniu na przystankach (czy innych miejscach publicznych). Nigdy w życiu nie paliłem. Okazji było wiele, wiele razy mi proponowało, ale za każdym razem coś mnie hamowało. Dlaczego w momencie, gdy człowiek decyduje się na to, aby się truć, musi decydować także o tym, że chce truć innych? I nie chodzi o to, że mogę zmienić miejsce na przystanku, chodzi o to podejście palących do tej sprawy. Pomijam sam fakt, że to śmierdzi.
Denerwuje mnie głupota w mediach. Pudelki nie pudelki. Czy nie ma ciekawszych tematów do opisania niż to, które dziecko jest Jacksona lub to, co wczoraj robiła Doda? Reklamy w telewizji... Dlaczego kobieta, która idzie plażą w białej sukience, która wygląda jak nowa, ale prana była wiele razy, zawsze musi mieć przy sobie swój proszek do prania? Nie dajmy się zwariować.
Gejowskie problemy. Zastanawiam się, gdzie kończy się to, do czego Ci ludzie zmierzają... Czy mają jakiś końcowy plan? Mnie osobiście średnio obchodzi, który gej czuje się lepiej, a którego bardziej boli odbyt (nie będę też próbował). Nie szanuję tych ludzi i nie będę. Ponadto mam gdzieś chorą presję, która jest wywierana na normalnych ludziach, którym się wmawia, że są niedzisiejsi. Skoro homoseksualista miał prawo wybrać, to ja także takie mam. Nie będę uznawał za normalne coś, co kłóci się z moimi przekonaniem i wartościami, które w życiu wyznaję.


"Umiem" czytać dupą.
Miałem nie pisać. Pomyślałem (to też potrafię) jednak, tyle osób oddało na mnie głos w nadziei, że przeżyją coś emocjonującego (tzn. ja nie znam motywów, ale tak myślę), nie mogę odmówić, tym bardziej, że to właśnie dzięki temu udało mi się wygrać ankietę i stracić cenny czas na pisanie alfabetu. Otóż. Jestem całkowicie normalny. Ten tekst o czytaniu dupą był zwykłym nieporozumieniem. Stało się. Naprawdę z miejsca przepraszam wszystkich, którzy narobili sobie tej niepotrzebnej nadziei, nie chciałem, aby tak wyszło. Z drugiej strony nigdy wcześniej nie udało mi się wykorzystać tylu osób do osiągnięcia swojego celu. To mały krok dla człowieka, ale wielki dla mnie. Pozdrawiam!


Wigilia.
Nie wiem co ten dzień w sobie ma, ale jest inny niż wszystkie. Lubię Święta Bożego Narodzenia, bo jest to taki czas, gdzie można chociaż na chwilę odejść od szarej codzienności, odpocząć i przemyśleć swoje sprawy. Wigilia u mnie w rodzinie to także czas, gdzie z tą rodziną można się spotkać w komplecie. Nie to żebym narzekał na brak kontaktów czy spotkań, ale jest to jednak coś innego. Odbywa się to na tyle tradycyjnie i odkąd pamiętam, że wszyscy siedzą (średnio udaje zgromadzić się 20 osób) przy jednym stole przykrytym białym obrusem z wiązką sianka pod spodem, z dodatkowym nakryciem. Kolację rozpoczyna się łamaniem się opłatkiem, składaniem życzeń, a także modlitwą i czytaniem fragmentu Ewangelii. Każdego roku 12 potraw i śpiewanie kolęd. Wszystko według tradycji. Z biegiem czasu niektóre tradycje umierają, chyba dlatego, że ludzie lubią szukać nowych rozwiązań. Nie potępiam tego, ale sam nie wyobrażam sobie innych świat.

Upał dzisiaj jest niesamowity. Wiele bym dał za trochę śniegu.


Y.
Y postanowiłem rozgryźć na swój sposób. Otworzyłem słownik (no dobra - włączyłem) języka polskiego, aby sprawdzić, czy można wybrnąć jakoś z tej patowej sytuacji? Nie można, czas na Z...


Zrozumienie.
Na świecie jest bardzo wiele rzeczy, których jako człowiek nie jestem w stanie pojąć. Nie wiem z czego to wynika, czy z mojej głupoty, czy z głupoty tego świata. Do tej pory spotkałem się raczej z opiniami, że to świat jest dziwny (nawet nieoceniony Czesław Niemen to dostrzegł). Jestem więc dobrej myśli.

Czy szukam odpowiedzi na trudne pytania? Na pewno jest ich wiele. Chce zrozumieć świat! Tylko czy świat zrozumie mnie?



To taki problematyczny koniec mojego alfabetu. Długo zastanawiałem się nad ostatnimi słowami, one są zawsze ważne. Nie jestem wielkim myślicielem. Nie wiem też, czy znajdą się tacy, których mój alfabet nie rozczarował. To nie tylko alfabet, to ja.
Przy okazji chciałem pogratulować osobie, która wymyśliła taki sposób wyrażania siebie - pisanie alfabetu. Zabiera trochę czasu, ale z jego perspektywy powiem, że nie żałuję, a to już dużo. Może kiedyś będzie mi dane napisać drugi, na pewno nie będzie łatwiej.
Pa! :-D


Bukol87

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 23 marca 2005
Posty: 1008
Rejestracja: 23 marca 2005

Nieprzeczytany post 23 sierpnia 2009, 14:20

Jeśli ktoś spytałby mnie zaraz po napisaniu mojego alfabetu o to, co sprawiło mi największą trudność, to bez zastanowienia stwierdziłbym, że było to mozolne poszukiwanie kompromisów. Kompromisu pomiędzy patosem wypowiedzi a luzackim stylem ocierającym się o prostactwo i kompromisu pomiędzy tekstem zdystansowanym na odbiorcę, a dziełem wnikającym w najgłębsze zakamarki życia osobistego.
Zgłaszając się do ankiety na forum juvepoland byłem przekonany, że będę w niej jedynie figurantem, dlatego też nie zastanawiałem się wcześniej nad &#8222;profitami&#8221;, jakie uzyskam po zwycięstwie. Teraz już wiem, jak ciężkim zadaniem jest opisanie swojego życia w 22. literach alfabetu (nie bawiłem się w jakieś igreki czy iksy), dlatego chapeau baux dla wszystkich, którzy swoje alfabety mają już za sobą i dla przyszłych śmiałków zmagających się z tym nie lada wyzwaniem.

Ayrton Senna

Cieszę się, że ten człowiek zajmie pierwsze miejsce na liście mojego alfabetu. Brazylijski kierowca Formuły 1 od dawna jest dla mnie kimś wyjątkowym. Nie określę go mianem autorytetu, bo jest to zbyt poważne określenie, jednak śmiało mogę stwierdzić, że jest osobą, która wstrząsnęła moim życiem. Nie mam pojęcia, jakim był człowiekiem na co dzień, bowiem mogę polegać jedynie na nieskazitelnych opiniach jego najbliższych, które jak to zwykle bywa mogą być nieobiektywne. Nie zmienia to jednak faktu, że Senna zawsze kojarzyć mi się będzie z dwoma niezwykle istotnymi sprawami w moim życiu. Jedna jest bardziej ogólna i dotyczy wpływu tego człowieka na sposób mojego podejścia do życia. Brazylijczyk zaszczepił we mnie pewne istotne cechy charakteru takie jak waleczność, nieustępliwość i bezinteresowne oddanie się sprawom, które są dla mnie ważne. Druga natomiast jest już dużo bardziej osobista i dotyczy moich relacji z tatą. Możecie spytać, w jaki sposób ktoś, kogo oglądać mogłem jedynie na szklanym ekranie i to w okresie, kiedy miałem 6-8 lat, mógł wpłynąć na moje życie. Doskonałą odpowiedzią na te wątpliwości jest tekst pewnego internauty dzielącego się swoją niewytłumaczalną, nierozerwalną więzią z Ayrtonem. Mogę przyznać, że historia autora tego tekstu jest w dużej części moją historią. Jeśli ktoś jest zainteresowany szerzej moją miłością do Senny zapraszam Ja i Ayrton. Mając na uwadze fakt, iż alfabet jest pewnego rodzaju odsłanianiem kart przed użytkownikami forum, chciałbym też podzielić się swoim bardzo osobistym filmem, który możecie wierzyć bądź nie, oglądam każdego wieczoru (nie, nie jest to ten sam film, który udostępniłem w dziale Mutimedia, ten film był na moim dysku tylko dla mnie; z racji opublikowania, dodałem na końcu napisy) -> Obejrzyj

Belgia


Pewnie gdybym pisał alfabet jakieś dwa może trzy miesiące wcześniej Belgia nigdy by się w nim nie znalazła. Teraz sytuacja nieco się zmieniła. W tym roku sprawdzam się tutaj w roli pracownika fabryki (jestem nawet operatorem maszyny:]), w następnym będę odbywał staż w Parlamencie Europejskim (patrz litera E). Co mogę napisać o tym państwie. Mały europejski kraj, który czerpie korzyści z racji tego, iż jest buforem pomiędzy wiecznymi wrogami Francją i Germanią. Może będąc w następnym roku w stolicy moje wrażenia i opinia na temat Belgii nieco się poprawią. Jak dotychczas to przyznam, że nie powaliła mnie na kolana.

Czarni Jasło

Klub piłkarski, który na zawsze będzie w moim sercu. Ponad osiem lat w koszulce biało-czarnej armii. Kilka sukcesów, z czego chyba największym było mistrzostwo województwa juniorów, umożliwiające mi rozegranie kilku meczów w reprezentacji Podkarpacia. Był okres w moim życiu, kiedy bardzo poważnie brałem pod uwagę karierę piłkarską i z piłką nożną wiązałem duże nadzieje. Miałem nawet zamiar zostać uczniem Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Łodzi. Moi rodzice (szczególnie mama) wybili mi ten pomysł z głowy. Postawiłem na rzetelne wykształcenie i chyba nie żałuję tego wyboru, zwłaszcza, że talentem do gry nigdy nie grzeszyłem. Moją przygodę z piłką podsumowałbym tak: 95% praca na treningach, 5% wrodzone umiejętności. To było, jednak chyba zbyt mało by zawojować piłkarską Polskę.

Drudgereport.com, Conservativesforum.com, Politco.com

Kanon w codziennym surfowaniu po Internecie. Pierwsze pozycje w zakładce ulubione. Wszystkie zorientowane na politykę USA (pierwsze dwie prawicowe, politico.com &#8211; centrolewicowe). Zagadnienia związane z USA to chyba mój największy z nałogów. Zaczęło się dość niewinnie w czasach licealnych od książek Longina Pastusiaka, potem doszły do tego kolejni autorzy tacy jak S.Lipset, G.Surnam czy M.Jones, strony internetowe, aż w końcu swoją teorię mogłem dwukrotnie przełożyć na praktykę i tak zostałem całkowicie wchłonięty przez ten temat.

Europejska Unia

Twór, którego znieść nie mogę. Oprócz beznadziejnej pro-lewackiej sieczki dochodzą do tego próby wdrażania &#8222;postępowych idei&#8221;, a także przerost biurokracji i bezsensowne działania zmierzające do likwidacji tożsamości narodowej. Adenauer i Schumann przewracają się w grobie. Jestem eurosceptykiem i jest mi z tym doskonale. Mimo tego we wrześniu 2010 odbędę staż w PE. Aplikowałem dość pochopnie i trochę żałowałem, bo nie jestem zwolennikiem Europy w takim kształcie i z takimi ideami jak współcześnie. Przed rezygnacją z przyszłorocznego wyjazdu uchronił mnie polityk, któremu pomagałem w czasie kampanii wyborczej stwierdzając: &#8222;jeśli w strukturach unijnych zabraknie eurosceptyków to nie mamy co liczyć na rychłą zmianę prowadzonej polityki&#8221;. Noj w sumie chyba miał racje.

Fog in the dog
Właściwie: &#8220;Dog in the fog&#8221;, ale &#8220;D&#8221; było zajęte. Moje ulubione piwo. Drogie, dlatego służy jedynie, jako to pierwsze dla smaku. Kolejne już mogą być tanie, więc korzystam z usług Żubra czy też lubelskiej Perły. Piję dość dużo, jak na studenckie warunki przystoi. Czasami piwo, czasami wódka, rzadziej wino, choć tym trunkiem również nie gardzę.

Gówniana kultura

Lady Dżagi, Didżeje Sreje, Dody, Mandaryny i inni tego typu artyści. Czy już nie zasługujemy na coś lepszego? Gdzie się podziała popularność Wielkiej Gry, Milarda w rozumie? Dlaczego została zastąpiona jakimiś bezsensownymi Grami w Ciemno czy Momentami Prawdy? Człowiek upadł już naprawdę tak nisko?

Heroes, Prison Break, Dexter, House, Chirurdzy, Przyjaciele, Jericho...

Seriale, seriale, seriale. Nawet nie wyobrażacie sobie jak trudno jest mi zasnąć nie oglądając chociaż jednego odcinka jakiegoś serialu. Kiedyś z ciekawości policzyłem zmarnowany czas na tę rozrywkę i w tylko jednym roku akademickim było to coś około 23. dni filmowego spektaklu bez przerwy. Oglądam w każdej wolnej chwili. Wczoraj np. obejrzałem dwa odcinki serialu familijnego &#8230; Bill Cosby Show?! Oczywiście wszystko opiera się na zasadzie &#8222;coś za coś&#8221;, więc nie oglądam prawie w ogóle filmów pełnometrażowych.

Illinois

Pierwszy stan USA, na którym stanęła moja stopa. Po pierwszym roku studiów moja potrzeba poczucia niezależności osiągnęła apogeum. Nie chciałem w dalszym ciągu być utrzymywanym przez swoich rodziców, dlatego zdecydowałem się na emigrację zarobkową za ocean. 11-godzinna ciężka praca na budowie, często w anormalnych warunkach (42 stopnie Celsjusza i ponad 90-procentowa wilgotność powietrza). Nauczyłem się w ciągu tego okresu bardzo dużo. Przy okazji miałem okazję poznać Stany i porzucić swoje książkowe wyobrażenie o tym państwie. Wyjazd oceniam bardzo pozytywnie, bo w dużym stopniu przyczynił się do mojej kolejnej wizyty w USA, już w trochę innym charakterze.

Juventus

Nie będę oryginalny. Cóż mogę napisać przy tej literze? Magia Bianconerich to coś, co wciąga każdego i trudno się jej oprzeć. Przyznam, że mam wiele zastrzeżeń do siebie jako kibica tej drużyny. Muszę poświęcić dużo więcej czasu na historię mojego ukochanego klubu by być jak mawiają klasycy: &#8222;ostry k&#8230; jak brzytwa&#8221;, odwiedzić kiedyś Turyn a także zawitać na meczu Juve. Bez spełnienia tych trzech warunków zawsze będę czuł się jak kibic gorszej kategorii. Juventus to dla mnie również spotkania ze sympatykami tego klubu na meczach w Lublinie. To, że pod tym względem Lublin wymiata wie chyba każdy Juventino w Polsce. Na samą myśl o kolejnych niezapomnianych emocjach w pubie przy ul. Okopowej mam gęsią skórkę. Pewnych chwil nie zapomina się nigdy (obejrzyj). Juventus to również Juvepoland. Mimo, że jestem w redakcji konkurencyjnego serwisu to chylę czoło przed włodarzami tej strony. Wyjazdy na mecze, zgrabnie działający fanklub i stworzenie miejsca, które jednoczy największą ilość kibiców w Polsce to zasługa twórców JP. Mimo tego, że z pewnych powodów musiałem opuścić redakcję to zawsze będę potrafił docenić to dzieło stworzone przez ludzi, którzy podobnie jak ja kochają te biało-czarne barwy.

Kinga

Dziewczyna, z którą jestem już od trzeciej klasy gimnazjum. Bite osiem lat w związku. Piękne momenty, emocje, kłótnie, wzloty i upadki. Wszystko to, czego człowiek doświadcza w relacji z drugą osobą. Kiedy sięgam pamięcią wstecz to jestem dumny z tego, że pomimo wielu, różnych zdarzeń, pomimo niesprzyjających okoliczności dyktowanych postępem i zmianą lifestyle&#8217;u, propagującego twory typu singiel czy swing friends, nadal jestem ze swoją pierwszą miłością. Jeśli nic się nie zmieni, to już za dwa lata będę szczęśliwym mężem, później pewnie ojcem. Poznałem różne modele realizowania się w życiu osobistym i nigdy nie będę żałował tego, że poświęciłem swoje życie tej, jednej jedynej.

LeBron James

Lider drużyny Cleveland Cavaliers. Kawalerzystów staram się oglądać regularnie. W tym sezonie zaliczyłem około połowy meczów w sezonie zasadniczym oraz wszystkie spotkania w play-offach. Żałuję, że zostali pokonani przez Orlando, ale myślę że w tym sezonie mieszanka młodości w postaci Jamesa i doświadczenia w osobie Shaq&#8217;a będzie nie do zatrzymania. NBA &#8211; where amazing happens:)

Marzenia

1. Stadion, mecz Juve w finale LM i ja. Zwycięstwo i świętowanie do białego rana.
2. Parę tysięcy $, wschodnie wybrzeże USA, auto z pełnym bakiem, pełny cooler zmrożonego Mountain Dew w bagażniku, ja i Kinga, kierunek Kalifornia.
3. Dom na przedmieściu, czwórka dzieci, żona, za domem małe boisko, basen, cisza i spokój.

Niezależność

Coś, co w życiu cenię sobie najbardziej. Bardzo doceniam swoich rodziców za to, co zrobili dla mnie do tej pory, jednak przychodzi kiedyś taki dzień, że człowiek pragnie zacząć żyć własnym życiem, w które nikt nie ingeruje. To poczucie jest tak silne, że co roku próbuję przynajmniej być niezależnym pod względem finansowym. A to już duży krok.

Ohio

Niezapomniana przygoda mojego życia. Sześć miesięcy na amerykańskim uniwersytecie. Poznawanie tego, co u nas jedynie możemy zobaczyć w filmach. Mecze futbolu amerykańskiego, klimat uniwersyteckiej stołówki, udział w konwencji Republikanów czy Święto Dziękczynienia w tradycyjnej amerykańskiej rodzinie to momenty, których nie sposób zapomnieć.

Politologia

Jestem studentem IV roku tegoż kierunku. Wylęgarnia bezrobotnych - jak zwykło się mawiać o tego rodzaju studiach. Oczywiście całkowicie się z tą opinią nie zgadzam. Kierunek studiów to dla mnie bardzo niewielki wyznacznik. Ogólnie samo wykształcenia nie czyni z kogoś człowieka na poziomie. Przykładów można mnożyć. Nabrałem dużego dystansu do studiów, edukacji i pewnych powszechnych opinii na te tematy. Od przyszłego roku dzięki niezwykle interesującemu przedmiotowi, jaki miałem na III roku o wdzięcznej nazwie Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze podejmuję próbę zaatakowania licencjackiej Ekonomii. Nie wiem, co się mówi z kolei na temat tego kierunku, ale jak zwykle mam daleko gdzieś te opinie. Studiujcie, co lubicie, bo dla prawdziwie zaangażowanych i zdeterminowanych ludzi miejsca, nawet na naszym rynku pracy nie zabraknie.

Roman Dmowski

Zapominany przy wszelkich uroczystościach 11. listopada lider endecji. Wielki człowiek, patriota. To cytat jego autorstwa: &#8222;Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie, są one tym większe im wyższy prezentuje typ człowieka&#8221; jest moim życiowym mottem. Poruszając jeszcze kwestie patriotyzmu to staram się w dzisiejszych czasach robić wszystko, by oddawać hołd naszej wspaniałej historii. Dzisiaj nie musimy oddawać życia na froncie, żyć w ciągłej konspiracji, dlatego jakże niewielkim a jednocześnie istotnym gestem jest np. wywieszenie flagi, normalnej flagi nie jakiejś Tyskowej. To co nam pozostało to czcić bohaterów i oddawać hołd Ojczyźnie nawet za pomocą tak małych, symbolicznych gestów.

Siłownia

Nie tak dawno temu chodziłem po trzy razy w tygodniu, teraz trochę się zaniedbałem i bardzo mi tego brakuje. Zastanawiam się nad kupnem atlasu ćwiczeń, bo nie potrafię się zmobilizować nie mając tego pod nosem. Uwielbiam poczuć ból mięśni a potem zregenerować się zimnym prysznicem. Czuję się wtedy, jak nowo narodzony

TVN, GW i inne media spod znaku postkomuny


Staram się nie oglądać i nie czytać. Dziennikarstwo sięgnęło dna, tabloidyzacja mediów i pogoń za newsowatością zabiły prawdziwy sens ich istnienia. Nie poruszam nawet tematu próby obiektywizmu, bo nauczony doświadczeniem wiem, że takowy nie istnieje. Wystarczy spojrzeć na sposób formułowania lidów, zwroty wartościujące czy przenikanie się informacji z opinią. Jeden wielki syf. Na szczęście nie jest to jedynie nasza polska bolączka.

Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

Moja uczelnia. Nie polecam.

Wiara

Jestem katolikiem, próbującym cały czas pogłębiać swoją wiarę. Czasami jest to bardzo trudne i wymaga wielu wyrzeczeń. Mam wiele zastrzeżeń, co do mojego życia religijnego, ale staram się ciągle doskonalić. Potrafię docenić swoją religię i wiem, że bez niej świat byłby całkiem inny. Uwielbiam chodzić na niedzielne msze, które są świetną okazją do zatrzymania się i zadumy nad swoim życiem. Nie wyobrażam sobie niedzieli bez pójścia do Kościoła czy odwiedzenia swoich bliskich na cmentarzu. Bez wątpienia jest to bardzo ważna część mojego życia.

Zakończenie

Był pseudowstęp, rozwinięcie, musi znaleźć się również zakończenie. Komuś może się ten alfabet podobać, inni będą kręcić nosem, a ktoś może przejść obok niego całkowicie obojętnie. Nie chciałbym urazić w tym momencie czytelnika, ale odczucia innych są chyba mało ważne. Alfabet w głównej mierze służy jego autorowi. Oczywiście jest to pewien sposób na poznanie drugiej osoby, ale najważniejszym zadaniem tej pracy jest sporządzenie pewnego przystanku w życiu. Poświęcając te cztery godziny i dwadzieścia minut na napisanie alfabetu mam dużą satysfakcję z tego, że będę w przyszłości mieć jakiś punkt odniesienia. Za 5-10 lat lektura moich przemyśleń może być dla mnie bardzo, bardzo interesująca. Jak potoczy się moje życie, co stanie się z moimi poglądami i czy uda mi się zrealizować moje plany. Te kwestie na pewno sprawiają, że alfabet był warty napisania.

Dziękuje wszystkim za przebrnięcie przez ten tekst.

PS. Dodaję fotkę by ci, którzy mnie nie znają mogli zobaczyć facjatę gościa, który spłodził ten analfabet.

Foto


paku

Juventino
Juventino
Rejestracja: 11 czerwca 2003
Posty: 1078
Rejestracja: 11 czerwca 2003

Nieprzeczytany post 16 września 2009, 12:09

:)
Ostatnio zmieniony 21 sierpnia 2011, 00:22 przez paku, łącznie zmieniany 1 raz.


Majos

Juventino
Juventino
Rejestracja: 16 kwietnia 2008
Posty: 966
Rejestracja: 16 kwietnia 2008

Nieprzeczytany post 30 października 2009, 22:16

WSTĘP:

Zgłosiłem się do ankiety, myśląc, że mam jakiekolwiek szanse. Miałem, bodajże za 6. razem. Skoro jednak wygrałem to głosowanie, w bólach i męczarniach, stwierdziłem, że nie ma sensu pisać tegoż alfabetu. Czemu ? Bo przecież ja piszę zdania rozbudowane niczym ruski czołg T - coś tam. Na przekór wszystkim niedowiarkom, szydercom i ironizującym napiszę go. Tylko nie dla tego żeby coś udowodnić, dla siebie, tylko. Może ja też jak inni, lepiej się poznam.

A - Analfabetyzm. Nienawidzę, jeśli w wszelkiego rodzaju gazetach, czasopismach, książkach (rzadko się to zdarza, ale jednak), wreszcie w postach na forum czy w artykułach, które można znaleźć w internecie, są błędy ortograficzne, stylistyczne i interpunkcyjne. Wiadomo, w prasie &#8222;wyższej&#8221; zdarzają się tylko potocznie zwane &#8222;literówki&#8221;, mimo to jakoś się potrafię zdekoncentrować czytając taką gazetę itp. Niektórzy na portalach, forach piszę w takiej formie, że po prostu szlag mnie chce trafić. Nic na to nie poradzę, tak już mam. Nieraz jak piszę wypowiedź na forum to po kilkakroć cofam, kasuję, poprawiam. Wszystko po to, żeby to jakoś wyglądało, miało przysłowiowe &#8222;ręce i nogi&#8221;. Nawet teraz, choć to dopiero początek, skasowałem już trzy zdania.

B - Bóg. Wierzę w Boga, głęboko wierzę. Do tego nie jest potrzebna tylko wiara, ale też praktyka, wtedy człowiek czuje się najbardziej mocny, czuje że można więcej, bo Ktoś Ci od góry pomaga, podpowiada co masz w danej chwili zrobić, co jest tak naprawdę ważne, a co trochę mniej, ale o tym też nie możesz zapomnieć. Dzięki Bogu zrozumiałem, że mimo, iż nie jestem idealny, bo takich ludzi nie ma, to jednak reprezentuję sobą to, co tak naprawdę chcę. Z natury spokojny, zamyślony, ale jak się rozkręci to robi nieraz bardzo dużo głupstw, rzeczy, za które się wstydzę. Wtedy też myślę sobie, po co to robię, jest skrucha, lecz to powraca, więc zatacza się koło. Uczestniczenie we Mszy Świętej traktuję bardzo poważnie, ale wiadomo, człowiek tylko człowiekiem, nie zawsze da radę być, pomodlić się. Bo nie wystarcza mi wieczorna modlitwa, potrzebuję zrozumienia, otuchy, wzajemnej wiary - moja w Niego, a Jego we mnie, że potrafię się przemóc. Bo niby jak mam wierzyć, skoro na oczy nie widzę ? Na tym polega wiara, która ma nas umacniać, prowadzić do refleksji, poprawy w życiu codziennym, bo stać się lepszym człowiekiem.

C - Ciemność. Gdy byłem mały zawsze się jej bałem, zawsze. Wiadomo, teraz nawet jeśli się tego wyzbyłem czuję się dziwnie wchodząc dajmy na to do lasu w nocy sam, ale to już raczej jest naturalna reakcja. Wcześniej, jakieś pięć czy sześć lat temu było z tym gorzej. Pokój mam na drugim piętrze, więc przede mną do pokonania dwa korytarze i dwa razy muszę przejść przez schody. Za każdym razem gdy wchodziłem do pokoju to po drodze świeciłem wszystkie światła jakie tylko się dało, bo zawsze myślałem, że ktoś mógł się ukryć w moim pokoju i się na mnie czaić czy coś takiego. Wiem, że jest to wybitnie głupie, ale nic na to nie poradzę, taka słabość, mogę się cieszyć tylko z tego, że już wyszedłem z podobnej przypadłości.

D - Dom. Nigdzie nie czuję się lepiej jak w domu, w swoim pokoju, jakże często nazywanym przeze mnie po prostu azylem. To właśnie tam robię co mi się podoba, jest to po prostu moje miejsce, kawałek kąta, z którym mogę zrobić co mi się tylko żywnie podoba. Wracając jednak do domu, to w nim czuję się bezpiecznie, szczęśliwie i w ogóle dobrze, używając nawet tak banalnego określenia jak &#8222;dobrze&#8221;. Pamiętam, że jako dziecko w podstawówce wyjechałem n kolonię, to bardzo tęskniłem za domem, za tym aby położyć się we własnym łóżku. Nawet nieraz jak dzieję się coś niedobrego dla mnie, albo po prostu muszę coś zrobić trudnego dla mnie to sobie myślę : &#8222; Za godzinkę to walniesz się na swoje łóżko i już będzie po wszystkim&#8221; i wyobrażam sobie tę czynność. Może i jest to głupie, ale na prawdę pomaga. Musicie koniecznie spróbować :D

E - Earl Grey. Uwielbiam ten rodzaj herbaty. jest to herbata czarna z aromatem bergamonowym. Nie chodzi mi to o jakąś sagę, czy inny wynalazek. Ostatnio Earl Grey posmakowała mi z herbat Loyd Tea, polecam. Pije ją bardzo często, rano, przed wyjściem z domu, gdy wrócę to nawet trzy razy. Oczywiście zdarzało się, że piłem ją nawet siedem razy dziennie, ale nie było chyba takiego dnia, żebym jej wcale się nie napił. Dzięki niej się nawet trochę uspokajam. gdy czytam książkę, gazetę, uczę się zawsze mi jakoś lepiej do głowy &#8222;wchodzi&#8221;, jeśli tylko jest moja herbatka pod bokiem. Oczywiście wypiję też inną herbatę, lecz jest to już spora różnica jeśli chodzi o smak, ale wiadomo, babci częstującej &#8222;Minutką&#8221; się nie odmawia :)

F - Fumfel. A właściwie fumfle, czyli przyjaciele. Bez nich, podobnie jak bez rodziny, w życiu jest ciężko. Oni zawsze pocieszą, potrafią zrozumieć i co najważniejsze powiedzieć szczerze co na temat danej sprawy sądzą. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo ja staram się być względem nich taki sam, uczciwy, przyjacielski, pomocny. Nawet jeśli zadzwoniłbym w nocy do nich to wiem, że by odebrali telefon i starali mi się pomóc z całych swoich sił. Z nim przezywam obecnie najlepsze chwile swojego życia, często razem się spotykamy, żartujemy, śmiejemy się, bawimy. Jest po prostu fajnie. Mam do kogo usta otworzyć, pożartować, wypić jakieś piwko czy colę w sobotę wieczorem, czy jechać na basen, do kina na bilard czy do kręgielni, albo po prostu wyjść nad staw w Pankach i pogadać. Właśnie teraz, gdy piszę tak o nich uświadamiam sobie, jak rzadko się kłóciliśmy, nie zgadzaliśmy ze sobą, a przecież to jest nierozłączne wraz z kontaktami międzyludzkimi. Teraz wiem jaki skarb posiadam, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu.

G - Gastronomia. Chodzę do trzeciej klasy Technikum Gastronomicznego w Częstochowie o profilu kucharz. Nie ukrywam, że wiążę z tym swoją przyszłość, choć wiadomo jak będzie ciężko. Mało osób, doprawdy mało, po ukończeniu tej szkoły pracuję w tym zawodzie. Nie zawsze okoliczności na to nam pozwalają. Ja bardzo bym chciał pracować w zawodzie kucharza, nie mówię tu o jakiejś restauracji od razu, tylko o pracy, która pozwoli mi się rozwijać w tym kierunku. Wybierając tę szkołę postąpiłem jak większość przychodzących tam ludzi. Wybrałem ją, bo nie miałem innego pomysłu co dalej zrobić ze sobą, a stwierdziłem, że w liceum będę tylko marnować czas. Jestem młodym człowiekiem, właściwie bardzo młodym, zaledwie siedemnastoletnim &#8222;gówniarzem&#8221;, któremu w życiu może się jeszcze dużo pozmieniać, ale chyba nie zamiłowanie jakim obecnie darzę każdą chwilę spędzoną przy gotowaniu. Często lubię sobie w domu coś upichcić, lubię gdy innym smakuje to, co ja przyrządzam. Co prawda moim specjałem nie jest potrawa z kuchni włoskiej, ale makarony gotuję na wiele sposobów, zależnie od tego w jakiej postaci chciałbym, dzisiaj go zjeść. Oczywiście, nie zawsze jest tak, że mam czas coś ugotować, jem tak jak Wy zupki chińskie, w których jest więcej konserwantów niż składników odżywczych, jeśli w ogóle takowe są w tym pożywieniu.

H - Hamulec. Bardzo często żałuję tego co powiedziałem, zrobiłem, pod wpływem jakiegoś nagłego impulsu. Nieraz przydałby mi się taki hamulec, bariera, kiedy ktoś zamknąłby mi usta i w razie potrzeby związał ręce, bo potem na ogół żałuję, że zachowałem się tak a nie inaczej . Sądzę, że jestem za bardzo pyskaty, choć za razem opanowany. Jak to działa ? A tak, że każdy jest spokojny tylko do pewnego momentu, do pewnej granicy, a po jej przekroczeniu walczy o swoje niczym lew nie zważając na konsekwencje, czasem wręcz szczeniacko i niepotrzebnie. Trudno mnie wyprowadzić z równowagi, ale gdy to się komuś uda, to ciężko mi się pohamować, ale nic na to nie poradzę. Aż strach się bać, a co dopiero pomyśleć, co się stanie kiedy zdam prawo jazdy, odbiorę je i kupię auto. Chyba będę jechał cały czas na ręcznym.

I - SImson. Trochę nietypowo, ale wybaczcie, jest to ostatnia literka pod którą piszę, a robi się coraz później . Jest to mój sprzęt, na którym się poruszam od niedawna, bo od końca kwietnia, a już przejechałem na nim 1500 km z małym hakiem. Codziennie na niego wsiadam, nigdy mnie jeszcze nie zawiódł, zawsze cały z zdrowy dojechałem do celu, fajna maszynka z tego motoru, a właściwie motoroweru. Niby prędkość, którą może rozwinąć nie jest jakaś zawrotna bo raptem tylko 70 km/h, ale jadąc na przystanek 2,5 km w jedną stronę w zupełności starcza. Najśmieszniejsze jest w tym to, że wcale nie znam się na mechanice, nie wiem jak go naprawić. Przypuszczam, że miałby, niemałe problemy ze zmianą świecy, ale może jakoś by się udało. Co do większych napraw to ja całkowicie odpadam, mogę jedynie asystować i próbować się czegoś nauczyć, ale od czego ma się przyjaciół, którzy zawsze pomogą. Wiem, że to co teraz napiszę może się wydawać śmieszne, ale czuję się taki wolny jak na niego wsiadam, że jest to nie do opisania. Ot, taka moja głupotka.

J - Juventus. Oryginalnie ? Pewnie nie, znów banalnie, jak wszyscy. W skrócie nie da się napisać o czymś, co zajmuje Ci prawie cały czas, wolny czas. Nie ma dnia żebym nie usiadł przy komputerze, nie zajrzał na JuvePoland, czy na inna stronę internetową, wiadomo o jakiej tematyce. Sam nawet nie potrafię określić jakimś trafnym pojęciem, co czuję kiedy słyszę magiczny wyraz &#8222;Juventus&#8221;. Wiele razy czy to w szkole, nieraz w domu, barze, basenie, siłowni słyszałem obelgi odnośnie Juve. Sadzę, że Wy też tak macie, ale moim zdaniem nie jest to raczej powód do tego żeby od razu walić po &#8222;mordzie&#8221;. Bo i po co ? Co to zmieni ? I tak ważne jest to, co czuje się na prawdę do tego klubu, tych barw. Ja od 2003 roku kibicuję Juventusowi, od pamiętnego dwumeczu z Realem Madryt. Nigdy nie zapomnę, jak płakałem po przegranym w ówczesnym sezonie finale Ligi Mistrzów. Swoją drogą nie wiem co by było teraz, bo jestem bardziej przywiązany do tego klubu. Następne rozczarowanie przyszło wraz z aferą Calciopoli, po niej jeszcze bardziej zacząłem kibicować Juve, jeszcze bardziej się zafascynowałem tym klubem. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane jechać na mecz z udziałem ukochanego klubu, choć wiem, że to nie będzie wcale takie łatwe i nie zdarzy to się w najbliższej przyszłości. Tego co łączy mnie z właśnie &#8222;Tym&#8221; a nie innym klubem nie da się opisać w słowach, to się czuje, to chyba jest pasja.

K - Kłamstwo. To jest kolejna rzecz której nie lubię. To nie jest już nienawiść, jak było w przypadku popełniania błędów w pisowni. Wiadomo, ludzie mówią, że nieraz trzeba kogoś okłamać (inaczej: nie powiedzieć całej prawdy) dla jego dobra. inni znowu powiedzą, że lepsza jest prawda, nawet ta najgorsza, przez którą możemy stracić wszystko, a nawet nieraz jeszcze więcej. Ja natomiast uważam, że są w życiu takie sytuacje, w których po prostu musimy kogoś okłamać. U innych jest to zjawisko częstsze, u innych rzadsze, a niekiedy jest ono na porządku dziennym. Wiadomo, chyba nie ma takiej osoby, która by kogoś kiedyś nie okłamała, nie powiedziała prawdy, zataiła ją. Czasami specjalnie uważam, żeby mi to się nie przytrafiało, ale zawsze jest tak, że mnie to dopadnie. Nie mogę tego w sobie zwalczyć, choć tak naprawdę nie lubię tego.

L - Lenistwo. Jest to chyba jedno z moich największych przekleństw. Wiadomo, każdy z nas złapie takiego lenia, że nie chce mu się nawet w stać z kanapy, uczyć się, iść do pracy, cokolwiek pożytecznego zrobić w domu. Ja to mam bardzo często, za często bo stosunkowo w każdy poniedziałek, wtorek, środę, czwartek. Kiedy przychodzi weekend, czas wolny, wstępują we mnie dziwne siły. W piętek po zajęciach potrafię wrócić, trochę tylko odpocząć i zacząć coś robić, co mogę zrobić dopiero przykładowo we wtorek. Spokojnie zdążyłbym to zrobić w poniedziałek, lecz ja to chce mieć jak najszybciej &#8222;z głowy&#8221; i robię to i wiele innych rzeczy właśnie w piątek. Nieraz przeciągnie mi się to do 2. w nocy, nieraz i do rana, tak jak pewnie stanie się to z tym alfabetem (dopisek: &#8222;jednak się nie stało, skończony w miarę wcześnie :D&#8221;), bo będę chciał go dzisiaj skończyć. Niemniej lenistwo to jest moja pięta achillesowa i nic na to nie poradzę, że im więcej obowiązków, tym ja robię mniej, oczywiście jeśli chodzi tu o środek lub początek tygodnia. Ostatnio ciężko pracuje nad tym, by to w sobie zwalczyć, ale jest to dla mnie strasznie trudne. Potrzebuję się porządnie wyspać, a tu jest tyle do zrobienia, że zawsze sobie mówię: &#8222; od piątku zmieniasz się, zaczynasz być porządnym, przykładnym, mieć dobre oceny i zawsze być przygotowanym na wszelakie okoliczności&#8221;. Słowo daję, do tej pory mi się tego nie udało zrealizować. Może kiedyś się uda. Swoją drogą dzisiaj też jest piątek, więc ...

M - Muzyka. Dzięki niej się relaksuję, dobrze czuję, lepiej patrzę na otaczający mnie świat, może nawet za bardzo optymistycznie na życie. Jeśli chodzi o gatunek to to już jest głębsza historia. Odkąd pamiętam słuchałem wyłącznie polskiego Hip - Hopu. Składy i raperzy tacy jak: WWO, K.A.S.T.A., Hem Gru, Wojtas, Vienio i Pele, O.S.T.R., THS Klika, 52 Dębiec, Pezet i jeszcze parę innych słuchałem z wielką ochotą. Jakoś nie dopuszczałem innego rodzaju muzyki do siebie, do swoich uszu. Ostatnio jednak stwierdziłem, że lubię posłuchać nieraz czasem czegoś innego, spokojniejszego, albo bardziej żywego, głośnego hałasu. Nie wzgardziłem nawet Markiem Grechutą czy Czesławem Niemenem. Wyszło na to, że polubiłem kawałek dobrego, zagranicznego rocka i muzyki alternatywnej. Teraz dzięki niej, kiedy tylko ją posłucham czuję się naładowany energią jak nigdy dotąd i mam chęć osiągnąć coś więcej, nie być zadowolonym z tego co mam, ciągle chcieć więcej. O gustach muzycznych się nie dyskutuję, teraz to wiem.

N - Nie. Czyli inaczej być asertywnym, umieć powiedzieć w odpowiednim momencie i czasie &#8222;NIE&#8221;. Ja z cała premedytacją mogę powiedzieć, że jestem taką osobą, chociaż nie jest mi z tym zawsze łatwo. Ale jakoś tak się nauczyłem i tak mi zostało, że mam swoje zdanie, nie zawsze się ze wszystkim zgadzam, co nie znaczy, że zawsze mam inne zdanie niż wszyscy. W szkole uczyli, że zawsze trzeba być asertywnym, umieć odmówić, powiedzieć &#8222;nie&#8221;, gdy ktoś Cię częstuje alkoholem czy papierosem. No to teraz wyszło, że nie zawszę umiem odmówić. Napiję się czegoś mocniejszego, z umiarem, może dwa razy w życiu czułem że za dużo, na ogół panuje nad tym. Jeśli zaś chodzi o papierosy, to palę, ale tylko okazyjnie, na jakichś imprezach, prywatkach, domówkach, lecz nigdy sam nie kupowałem sobie papierosów po to by sobie podpalać. Jakoś mnie do tego nie ciągnie za specjalnie. Wracając do naszej asertywności, to chciałbym, żeby taki stan pozostał tak długo jak tylko jest to możliwe, bo czuję się mocniejszy, kiedy mogę powiedzieć &#8222;NIE&#8221;.

O - Opanowanie. Jestem opanowany, aż do bólu. Kiedyś tego nie postrzegałem jako zaletę, wręcz przeciwnie, jako wadę. Dawniej, kiedy ktoś mnie zaczepiał nawet nie reagowałem, po prostu bałem się, zawsze byłem trochę tchórzliwy, spokojny, co obecnie ma mało wspólnego z moim opanowaniem. Ale właśnie dzięki takim początkom uwierzyłem w siebie, że mimo, iż ktoś mnie nie szanuje to nie jest powód dla którego ja mam takiej osoby nie szanować. Gdy ona (mam tu na myśli cały czas tę przykładową osobę) mnie zwyzywa, ja nie porywam się na nią jak z &#8222;motyką na słońce&#8221;, tylko staram się to nieporozumienie wyjaśnić w możliwie najłagodniejszy sposób. Jasne, jeśli ktoś już grubo przesadzi to nieraz chciałbym nie wytrzymać i &#8222;walnąć mu w mordę&#8221;, gdy samo upomnienie jej nie wystarczy. Nie jest tak, że daję sobie w kaszę dmuchać, bo tak nie jest , ale jestem daleki od wszelakich bójek z byle jakich powódek. Wszyscy mi powtarzają, że mnie za to podziwiają, że ja potrafię być taki opanowany, bo oni to by od razu przeszli do rękoczynów. Tak na marginesie nigdy się nie biłem, ot takie poszarpanie &#8222;kolegi&#8221; czy &#8222;główka w główkę&#8221; na boisku, ale to już kwestia podejścia do gry.

P - Piłka Nożna. Jest to moja pasja, rzecz bez której moje życie nie miałoby sensu, jedna z tych rzeczy z kategorii najważniejsze. Odkąd pamiętam zawsze się piłką interesowałem. Jako mały chłopiec biegałem z kolegami i koleżankami po podwórku i graliśmy w piłkę. Często organizowaliśmy turnieje miedzy okolicznymi wioskami, zawsze było z tego powodu kupę śmiechu, ale ja zawsze byłem bardzo zmotywowany. Zawsze chciałem zostać piłkarzem, niestety nie udało się i raczej już tak pozostanie. Najbardziej boli mnie to, że tak naprawdę nawet nie spróbowałem pograć w profesjonalnym klubie, ba, nawet w amatorskie drużynie A - klasowej nie spróbowałem. Nie gram jakoś specjalnie wybitnie, dobrze, nigdy też nie byłem najlepszy w klasie, na podwórku. Zawsze brakowało mi techniki, której na dłuższą metę nie da się uzupełnić zadziornością, walecznością, zdecydowaniem, szybkością, siłą fizyczną (której w sumie też mi brak). Mimo to czerpię dużo przyjemności z tego, że mogę sobie &#8222;pokopać gałę&#8221;, czasem spotkać się na boisku i pograć ze znajomymi. Nie jest to zatrważająco wysoki poziom, ale mi już nawet nie o to chodzi. Wiadomo, fajnie jest być najlepszym, do dzisiaj chcę stawać się lepszym, ale nieraz mi to nie wychodzi. Doszedłem do wniosku, że gram bo sprawia mi to przyjemność. Mogę się inni śmiać, że tyle o piłce wiem, a nawet zagrać porządnie nie umiem. Zwisa mi to, bo w wolnym czasie robię to, co po prostu lubię i z tego czerpie radość przy każdym kopnięciu piłki.

R - Rodzina. Skoro Sport jest ważną rzeczą w moim życiu, Bóg najważniejszą to gdzie umieścić rodzinę ? Raczej gdzieś pośrodku, raczej... To właśnie ona mnie wspiera, gdy coś mi nie wychodzi, gratuluje sukcesu gdy taki mi się uda osiągnąć. Skoro już go osiągnę to zarazem głównie dzięki niej. Obecnie mieszkam z rodziną najbliższą, tj. Mamą, Tatą i Siostrą. Bardzo ich kocham, bez nich byłoby mi ciężko, lecz nie mogę powiedzieć, że bym sobie nie poradził. Po prostu bardzo mi źle kiedy ich nie widzę przez dłuższy okres czasu. Nie mówię nigdy przesadnie Mamusia czy Tatuś, ale samo nazywanie rodziców określeniem &#8222;stary&#8221; czy &#8222;stara&#8221; wydaje mi się co najmniej nie na miejscu, ze względu na szacunek jaki Im się należy. Żeby nie wyszło, że jestem jakimś strasznym &#8222;mamy synkiem&#8221;, napiszę, iż bardzo chciałbym się uzależnić, być samowystarczalnym, ale chyba jeszcze trochę na to muszę poczekać,.

S - Sport. Jest ważną rzeczą w moim życiu. Głównie jak się wszyscy domyślacie gram w Piłkę Nożną, to mi sprawia najwięcej radości, ale nie stronię też od innych odmian sportu. Bardzo lubię kontaktowe sporty, może dlatego, że jestem bardzo hmmm jakby to... &#8222;zadziorny&#8221; i nie daję sobie w kaszę dmuchać. Tak więc począwszy od Koszykówki i Piłki Ręcznej, a kończąc na Hokeju - wszystkie te dyscypliny sportu lubię, bo zawsze się coś dzieje. Ostatnio jednak często gram w Siatkówkę. Jestem dosyć skoczny dlatego bardzo lubię blokować, z atakiem i odbiorem trochę gorzej, ale jakby to powiedział blacharz &#8222;To się wyklepie!&#8221;. Przez 4. miesiące biegałem po pobliskim lesie, na początku dystans był niewielki, jakieś 1,5 kilometra. Na koniec wynosił on 6 kilometrów, lecz teraz z powodu braku czasu musiałem to zaprzestać, miejmy nadzieję tylko do wiosny, bo jak wiosna przyjdzie to przybędzie mi zapewne dużo energii. Reasumując lubię sport, bo to zdrowie, bo mnie relaksuje, bo dzięki niemu staję się tylko lepszy, po prostu lubię to.

Ś - Święta Bożego Narodzenia. Jest to taka chwila, na którą czekam przez cały rok, tak bardzo lubię te święta. Podczas tych świąt czuję się tak spokojnie, bezpiecznie, wiem, że nic nie muszę robić, mimo to, że ta przerwa jest taka krótka. Podczas tych świąt najbardziej lubię śpiewanie kolęd, kiedy to robią wszyscy, bo nie pisałem Wam, że jestem bardzo muzykalny. Nie? No to właśnie Was moi mili informuję, że bardzo lubię śpiewać. Wracając jednak do świąt to zawsze chcę się do nich jak najlepiej przygotować. Oczywiście, trzeba posprzątać w domu, przygotować jedzenie, zrobić duże zakupy, upiec ciasta, kupić prezenty dla rodziny i znajomych (co osobiście sprawia mi największą frajdę :)). jest jednak coś, do czego podchodzę bardzo poważnie. Mianowicie o przygotowanie duchowe, bo w pełni radować się życiem podczas świąt. Jasne, wszystkie rzeczy, o których napisałem są ważne, ale ta ostatnia o której wspomniałem, chyba jednak najważniejsza.

T - Teraźniejszość. To jest pojęcie, które jest bardzo blisko mojego życia. Zawsze staram się patrzeć do przodu, nie na to co już było, ale tak się do końca nie da. Mianowicie zawsze przyjdzie taki czas, taki okres w życiu, że trzeba wszytko podsumować, zreasumować, wiedzieć czy rzeczy popełnione w danym okresie czasowym były dobre czy złe, a może można było postąpić całkiem inaczej, lepiej ? Niestety na ogół takie gdybanie nic nie zmieni, choć nie do końca. Zawsze jakieś wnioski wysuniemy na przyszłość. Natomiast ja, staram się żyć w teraźniejszości, nie cofać się do rzeczy które już były, bez względu na to czy były one dobre czy złe. Ostatnimi czasy jednak zdarza mi się to coraz rzadziej, lecz co się odwlecze to nie uciecze. Od dzisiaj.

U - Uczucie. Ogólnie do rzeczy podchodząc jestem bardzo uczuciowy, sentymentalny, można by nawet rzec że wrażliwy. Nienawidzę kiedy nachodzi mnie uczucie przygnębienia i złości, bo to chyba dwa najgorsze rzeczy jakie mogą człowieka spotkać w tej sferze życia. Niestety mi zdarza się to często. Nieraz jest tak źle, że nie umiem sobie z tym poradzić, wtedy jest najgorzej. Tylko żebyście sobie nie pomyśleli, że jestem tam jakimś niezadowolonym z życia czy &#8222;zdepresjowanym&#8221; człowiekiem. Jeśli chodzi o najważniejsze uczucie w życiu człowieka, o uczucie miłości, to chyba go jeszcze nie zaznałem. Bardzo chciałbym poznać kogoś, kto okaże się tą jedyną, być może już ją znam, ale jeszcze o tym nie wiem? W każdym razie póki co dobrze jest mi w życiu będąc singlem, lecz jak to długo potrwa, tego nie jestem w stanie po prostu przewidzieć.

W - Wysokości. Ciężko mi się przyznać, ale mam lęk wysokości. Ot taka mała słabostka. Za każdym razem gdy wchodzę na jakiś dach, wyskoki budynek i wyjrzę przez okno czuję to okropne uczucie. Nie mam przy tym zawrotu głowy, ale takie dziwne odczucie, że zaraz spadnę, że już lecę z niego. Nieraz jest przy tym dużo śmiech, mojego i przyjaciół, ale nieraz przerażę się nie na żarty :/ W każdym razie nieraz jest dosyć ciężko z tą przypadłością. Dla urozmaicenia sprawy dodam, że nie przepadam za tym, by schodzić gdzieś głęboko pod ziemię, do jakiejś jaskini czy czegoś w tym rodzaju. Fajnie mam, nie? Góra nie dla mnie, dół nie dla mnie, to w takim razie co ?

X - Xai. Tu trochę prywatności. W mojej miejscowości jest taki gościu, na którego tak wołają. Jak by to powiedzieć, znaczy się napisać, żeby nie dostać kartki ? O może tak: &#8222;Nie trawię gościa&#8221;. :)

Z - Zwierzęta. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju zwierzęta, takie małe i duże stworzonka :]. Sam posiadam w domu psa, który jest mi bardzo wierny, zawsze przy mnie jest, nawet teraz gdy kończę już pisać ten alfabet, może dlatego tu jest, że właśnie kończę jeść bułkę z szynką, ale nieważne, mniejsza o to. Do tego posiadam również drugiego psa, niestety on żyje w kojcu na dworze, ale ma się dobrze, więc nie jest źle. Mam też króliki. Nie takie miniaturki czy coś, tylko dosyć pokaźną jak na moje warunki hodowlę, 22. sztuk królików. Rzecz jasna nie trzymam ich w domu, lecz również na dworze. To chyba już cała moja zwierzęca rodzinka jaką posiadam. Co do samych zwierząt, to już napisałem że je bardzo lubię, ale nie znoszę wręcz, kiedy ktoś je krzywdzi, są nieszczęśliwe. Gdy widzę psa błąkającego się po ulicy, takiego brudnego, chudego szukającego jedzenia gdzieś w śmieciach, w koszu to jest mi bardzo przykro. Tak mam odkąd przyprowadziłem swojego czworonoga do domu, lecz nic na to nie poradzę.

Ż - Życie. Może zabrzmi to dziwnie, bo powinienem się cieszyć z tego co mam, ale jestem średnio zadowolony ze swojego życia. Wiadomo mam kochającą rodzinę, wiernych przyjaciół, chodzę do takiej szkoły, do której chciałem chodzić, na sytuację finansową nie narzekam, czego chcieć więcej ? Ano tego, że zawsze może być lepiej, i nie dlatego, że chcę mieć dla siebie jak najwięcej, ale z tego względu, że zawsze stawiam sobie najwyższe cele i chcę je jak najszybciej i w jak najlepszy sposób zrealizować. Ostatnio dużo nad tym wszystkim myślałem, że się za bardzo rozleniwiłem, że to co już osiągnąłem, chociażby poziom wiedzy i umiejętności praktycznych, mi wystarczy, jest już ok, bo jestem najlepszy z kolegów. Nie, tak nie jest. Od dzisiaj stawiam przed sobą nowe cele, cele, które będę w stanie zrealizować, bo moje życie stało się lepsze, by być lepszym człowiekiem. Niestety, kiedyś natknę się na taki etap, którego przeskoczyć nie zdołam. Oby nie prędko.

PODSUMOWANIE:

Ogarnęło mną pewne uczucie, uczucie ulgi, bo wiem, że w to co napisałem włożyłem jakąś cząstkę siebie. Bardzo mi zależało, żeby napisać szczerze, wszystko tak jak jest w rzeczywistości. Jestem bardzo z siebie zadowolony, że mi się udało. Pozdrawiam wszystkich redaktorów, moderatorów, założycieli, zarządców JuvePoland i jego forum. Dziękuję również zwykłym użytkownikom, bo to właśnie dzięki Wam mogłem odnaleźć siebie, zobaczyć co w sobie muszę poprawić, zmienić. Dziękuję.


agape82

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 29 października 2008
Posty: 125
Rejestracja: 29 października 2008

Nieprzeczytany post 16 listopada 2009, 22:08

Avanzare &#8211; iść naprzód

Tym jednym słowem można by określić moją filozofię życiową. Bez względu no to jak jest w około, bez względu na ciosy otrzymane w życiu ciągle idę naprzód, a przynajmniej staram się by tak było. Gdy życie daje w kość, gdy widzę tylko ciemność, gdy nie mam w sercu nawet iskry nadziei &#8211; czekam, szukam, walczę (najczęściej ze sobą) bo wiem że nadejdzie dzień gdy będę kontynuować swoją drogę &#8222;verso l&#8217;alto&#8221; (ku szczytowi) i znowu zacznę żyć pełnią.
Te etapy mego życia w których &#8222;stoję&#8221; w miejscu nazywam &#8222;wegetacją&#8221; &#8211; nie są one dla mnie powodem do dumy, ale dostrzegam potrzebę takiego stanu. Gdy życie wali mi się na głowę (jest to czas buntu, walki z innymi, ze sobą) przychodzi czas gdy muszę sobie wszystko poukładać na nowo, gdy zadaję sobie pytanie &#8222;czy tą drogą chce iść&#8221;, gdy odrzucam słowa innych i swoje wyobrażenia i staram się dokopać do źródła &#8211; to tego czego w życiu pragnę najbardziej. Właśnie te chwile (czasami miesiące mego życia) pozwalają mi nabrać dystansu, nabrać sił i wyznaczyć sobie nowe cele.
&#8222;Vievere e non vivaciare!!!&#8221; &#8211; moim pragnieniem jest życie pełnią, więc gdy opatrzę rany (a raczej gdy inni je opatrzą), wstaję i wracam na swoją drogę, powoli i uparcie idę naprzód&#8230;


Bł. Pier Giorgio Frassati

Ciekawy człowiek. Syn ambasadora Włoch w Berlinie i właściciela dziennika &#8222;La Stampa&#8221;; od najmłodszych lat pomagał ubogim. Zmarł mając 24 lata i 89 dni na chorobę Heinego- Medina, którą zaraził się od jednego ze swych podopiecznych robiąc mu zastrzyk. Umierał przez sześć dni, w których paraliż obejmował kolejne części ciała. Na pogrzeb przyszły tłumy turyńskich biedaków i wtedy jego ojciec stwierdził, że nie znał swego syna. Mogę tak jeszcze długo pisać, ale najistotniejsze jest to, że jest on dla mnie niezbitym dowodem na fakt, że można dobrze przeżyć swoje życie mimo wszystko.
Dla mnie Pier Giorgio jest jak starszy brat do którego udaję się po radę, z którym rozmawiam o swoich rozterkach, z którym dzielę się radościami mego życia &#8211; ot takie moje szaleństwo porozmawiania przy herbacie ze świętym człowiekiem.
Pisząc te słowa o Frassatim przyszedł mi do głowy mój straszy brat Piotrek, który zginął tragicznie 11 lat temu (12 dni po swoich 19-stych urodzinach). Każdemu życzę by starszy brat tak dbał o młodsze rodzeństwo jak Piotrek dbał o mnie. Ból po jego śmierci nie zniknął, ale złagodniał na tyle, że gdy o nim myślę zamiast łez pojawia się uśmiech na mojej twarzy. To dobrze mieć takiego starszego brata, choćby przez chwilę swego życia


Czasami
&#8222;Czasami wolę być zupełnie sam
Niezdarnie tańczyć na granicy zła
I nawet stoczyć się na samo dno
Czasami wolę to niż czułość waszych obcych rąk&#8221;

Czasami mam takie chwilę gdy muszę pobyć tylko ze sobą. Odcinam się od Internetu, wyciszam telefon (całkowite wyłączenie mogłoby się dla mnie źle skończyć), nie spotykam się ze znajomymi, tylko szukam ciszy
Czasami ranię najbliższe mi osoby przez swoją dumę i uparty charakter &#8211; pracuję nad tym, ale nie zawsze mi wychodzi na +
Czasami nie wytrzymuję ze sobą; są takie dni gdy ciężko mnie zrozumieć i lepiej bez kija nie podchodzić, a najlepiej się w ogóle do mnie nie zbliżać
Czasami robię coś głupiego, mimo że zdaje sobie sprawę z <brzydkie słowo ( ͡° ͜ʖ ͡°)> tego czynu i konsekwencji jakie za sobą niesie; czasami robię coś wbrew sobie
Czasami przestaję marzyć


Deszcz
&#8222;Naprawdę kocham deszcz
Uwierzcie mi
Naprawdę kocham deszcz
Dodaje sił&#8221;

Uwielbiam spacery w deszczu; czasami specjalnie gdy pada wychodzę na dwór bez parasola, kaptura itp. I chodzę lubelskimi ulicami jak najdalej od krawężnika. Im bardziej pada tym lepiej dla mnie, bo wtedy inni chowają się przed deszczem po bramach, klatkach a cały chodnik zostaje dla mnie&#8230; deszcz działa na mnie tak jak ogień w kominku &#8211;uspokaja mnie i wycisza; i tak samo jak ogień jest mi potrzebny przez chwilę, zatem gdy po przebudzeniu trzeciego dnia ciągle pada, to nie mam ochoty wstawać z łóżka &#8211; i weź tu dogódź kobiecie &#61514; nikt nie mówił że będzie łatwo


Elvis Presley

Moja pierwsza miłość, a właściwie powinnam napisać &#8222;czarna gitara elektroakustyczna Elvisa &#8211; moja pierwsza miłość&#8221;. Jakby nie było muzyka Elvisa towarzyszy mi gdzieś od 4-go roku życia i nigdy mi się nie nudzi chociaż ewolucja muzyczna w moim życiu nie była mała. Najpierw hity lat &#8217;80-tych, potem fala popu która szybko mi się znudziła i pierwsze miejsce zajął hip-hop (Kaliber 44 &#8211; piękne wspomnienia). Potem przyszedł czas na &#8222;nie myślenie&#8221; czyli trans, techno, house &#8211; dwa lata słuchania takiej muzyki i do tej pory się dziwię że nie zostawiło to większych zmian w mojej psychice. Potem Nirvana, Iron Maiden, Mettallica&#8230; a potem dusza mi się uspokoiła i teraz najchętniej słucham jazzu, bluesa, rock&rolla i rocka w łagodnym wydaniu.
Niemniej muzyka jest nieodłącznym elementem mego życia odkąd pamiętam. I teraz mam ponad setkę oryginalnych płyt a i tak jest to niewielki procent tego, co chciałabym mieć w swojej dyskografii


Fantazja
&#8222;Bo fantazja właśnie jest od tego,
Aby bawić się na całego&#8221;

Kto z Was pamięta czasy gdy nie trzeba było komputera, komórki, TV i innych wynalazków techniki a wystarczył zwykły trzepak, bądź drzewo by odbyć podróż w kosmos, wygrać wojnę z tymi &#8222;złymi&#8221; albo zdobyć pierwsze miejsce w jakimś konkursie sprawnościowym??? Jedyne co mieliśmy to fantazja, a pomysłów do zabawy nie brakowało i tylko wołanie na obiad przeszkadzało w zabawie od rana do wieczora.
A dzisiaj zalewamy dzieci rzeczami, które mają zastąpić im uwagę rodziców. Uczymy ich że nie ważne jest to kim jesteś ale co masz &#8211; wiem uogólnienie, ale prawdziwe. Taki stan rzeczy bardzo mnie przeraża, zresztą tak samo jak wysłanie sześciolatków do szkoły. Albo ten świat wariuje, albo ze mną jest coś nie tak &#8211; jeśli jest to ta druga opcja to dobrze mi z tym bo ja lubię patrzeć w chmury i widzieć w nich smoki, krokodyle, kapelusze itd. i niezmiernie cieszy mnie fakt, że &#8222;dorosłość&#8221; nie zabiła we mnie fantazji


Gitara

Moja pierwsza miłość &#8211; niestety do tej pory niespełniona. Mam gitarę akustyczną i podejmuję kolejną próbę nauki, bo szkoda by stała w koncie i się kurzyła. Bolą mnie palce lewej ręki, denerwują niektóre chwyty, ale cóż&#8230; spełnienie miłości do najprostszych rzeczy nie należy
Drugą miłością była piłka nożna. Teraz już nie gram, ale wcześniej potrafiłam spędzić czas na boisku od 10 do 17 przy 30 stopniach C i hektolitrach wody. Piękne wspomnienia. Zresztą każdy kto zostawił na boisku pot, łzy i krew wiele zyskuje. I nie piszę tylko o sińcach, rozcięciach, skręconych kostkach&#8230; każdy kto gra wie o czym mówię. Mnie piłka najbardziej nauczyła pokory i tego że nie wolno bluzgać chłopaka który sędziuje, ani tym bardziej pomóc mu by sobie usiadł na chwilę, bo cię ślepy dziad wyrzuci z boiska&#8230; Raz mi się zdarzyło nie dokończyć meczu, bo później już nikt nie chciał sędziować &#8211; ja naprawdę jestem spokojnym człowiekiem
Do tej pory pamiętam minę wychowawczyni w II klasie szkoły podstawowej, gdy na jednej lekcji wzięła nas na boisko szkolne. Klasy, guma, biegi itd. a ja z kilkoma kumplami graliśmy w piłkę ze starszą klasą. Dostaliśmy straszny łomot, dostaliśmy bardziej niż krzyżacy pod Grunwaldem, ale minę wychowawczyni, która zobaczyła mnie w sukience i sandałach uganiającą się za piłką &#8211; bezcenna.
Tyle pięknych wspomnień. Piłka przeniknęła moje życie i stała się największą pasją
Trzecia miłość &#8211; to był Michał, a ja miałam prawie 6 lat, ale to już całkiem inna historia&#8230;


Herbata

Mój nałóg, w końcu każdy ma jakiś. Uwielbiam delektować się smakiem herbaty, poznawać nowe gatunki, sposoby parzenia. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile jest odmian herbaty czarnej, a mamy jeszcze zieloną, czerwoną i białą. Biała jest najdroższa, ale jakoś nie bardzo mnie przekonuje. Najchętniej kupuję zieloną herbatę jaśminową. Ostatnie odkrycie to zielona herbata o smaku kaktusa i figi &#8211; naprawdę dobra. Teraz poluję na zestaw do parzenia yerba mate i będę pogłębiać swój nałóg


Izaiash

Polska grupa grająca reggae &#8211; jeśli chodzi o poziom to niezbyt on wielki, nagrali raptem dwie płyty, ale podobają mi się słowa ich piosenek i właśnie pod tym hasłem chcę zamieścić ich jeden utwór:
&#8222;Blizny na sercu, blizny na ramionach
Pancerzem wojownika jest jego pierś
Nie bój się przyjąć rany
Nie bój się przyjąć śmierć
Krew za krew
Serce za serce
Życie za życie - w Twoich ranach jest zdrowie
Wojowniku walcz

Pomiędzy dwoma światami gdzieś - dobro, zło, życie, śmierć
Trwam, a rzeka czasu płynie
Walczę choć najczęściej ginę
Mój miecz &#8211; zgięte kolana
Serce &#8211; krwawiąca rana
Mówi mi: JESTEM - Nie poddawaj
Mówi mi: JESTEM - Trwaj
Krew za krew
Widzę w oddali cień krzyża, słyszę jęk konania
Jestem w kropli krwi Twego boku
Jestem w bliznach Twego ciała
Wojowniku walcz

Jest dym małych ognisk
Wokół niego tańczą duchy złe i dobre
Serce kąsane przez hieny
Balsamem przez ptaki leczone
Rozdarte na części tryska krwią po całej Ziemi
Tajemnica rzucenia w paszczę lwa
Z raju na Ziemię
Z Wieczności do świata
Krew za krew
Serce za serce
Życie za życie
Wojowniku walcz!&#8221;

Pewnie lubię te słowa bo jestem wojownikiem i


Jestem szaleńcem

&#8222;Pytacie mnie dlaczego jestem szaleńcem? Stało się tak:
Pewnego dnia, na długo przed narodzinami rozlicznych bogów, ocknąłem się z głębokiego snu i zobaczyłem, że okradziono mnie z masek - z siedmiu masek, które sam ulepiłem i nosiłem przez siedem moich istnień.
Z odsłoniętą twarzą wybiegłem na zatłoczone ulice, krzyczeć: Złodzieje, złodzieje, przeklęci złodzieje!". Mężczyźni i kobiety kpili ze mnie, niektórzy, w popłochu kryli się przede mną po domach. Kiedy dobiegłem do rynku, jakiś młodzian stojący na tarasie zawołał: To szaleniec!".
Podniosłem wzrok, by mu się przyjrzeć. Wtedy słońce pocałowało mnie po raz pierwszy w obnażoną twarz. Po raz pierwszy poczułem pocałunek słońca na mojej nagiej twarzy. Dusza moja zapałała miłością do słońca, nie chciałem już więcej masek. Jak nawiedzony wykrzyknąłem: Błogosławieni, błogosławieni niechaj będą złodzieje moich masek!".
Tak oto stałem się szaleńcem. A w szaleństwie moim odnalazłem zarazem i wolność i bezpieczeństwo. Wolność samotności i bezpieczeństwo niezrozumienia. Bowiem ci, którzy nas rozumieją, biorą w niewolę część nas samych. Jednak nie będę zbyt chełpi¸ się moim bezpieczeństwem.
W więzieniu nawet złodziej nie musi obawiać się innego złodzieja.&#8221;

Ten tekst Khalila Gibrana doskonale oddaje moją osobowość. Przez wiele lat aby się chronić przed zranieniami przybierałam kolejne maski &#8211; wydawało mi się że taki system obronny jest niezawodny i dzięki niemu jestem silniejsza. Nadszedł jednak taki dzień w moim życiu gdy pozwoliłam sobie bez masek spojrzeć w słońce odkryłam że bez nich jest o wiele lepiej &#8230;
Nie mówimy o uczuciach, a tym bardziej ich nie okazujemy. Nie mówimy o tym co boli, czego się boimy, czego pragniemy &#8211; nazywając to, co jest w nas, odkrywając to przed innymi narażamy się na zranienia, a przecież pragniemy akceptacji a nie odrzucenia, zrozumienia a nie wyśmiania itd. Gdy dostaniemy od życia po łbie raz, drugi, trzeci, enty to coraz bardziej zamykamy się w sobie i stajemy się takim mięciutkim żółwikiem w twardej skorupie.
Osiem lat temu mój spowiednik powiedział mi, że słuchając mnie pojawił mu się taki obraz: &#8222;dziki zachód. Samotny kowboj przyjeżdża do miasteczka i robi w nim porządek po czym odjeżdża w siną dal a nikt nie wiem co tak naprawdę czuje i myśli&#8221; &#8211; moja pierwsza reakcja to uśmiech, ale po chwili doszło do mnie że takim jestem człowiekiem. Od ośmiu lat jestem szaleńcem, który burzy mury w swoim sercu, który odkrywa siebie, poznaje się na nowo&#8230;
Czy kiedyś z waszych ust padło zdanie&#8221; boję się&#8230;.&#8221;? Z moich padło parę tygodni temu&#8230; Kocham być szaleńcem!!!


Konsola PS3

Cholerny zjadacz czasu, ale potrzebuję takiej formy odreagowania i relaksu. Najchętniej sięgam po Fifę i NFS Undercover, chociaż ostatnio najbardziej katuję GTA IV. Wracam do domu po 13 godzinach pracy, zakładam słuchawki, biorę analoga do ręki i w ten sposób tracę czas&#8230; niedługo premiera Dragon Age zatem lepiej w tej kwestii nie będzie


Lucky Luck

Ulubiony komiks mego dzieciństwa (coś wam obraz kowboja, który po zaprowadzeniu ładu znika z miasteczka przypomina??? I niech mi ktoś powie że bajki nie zostawiają śladu w psychice). Aż na wspomnienie tych czasów łezka w oku się kręci, a przecież były jeszcze: &#8222;Kajko i Kokosz&#8221;, &#8222;Thorgal&#8221;, &#8222;Kaczor Donald&#8221;&#8230;. Teraz chętniej sięgam po mangę (&#8222;Naruto&#8221;, &#8222;Death Note&#8221;). Jakby nie było komiksy zostawiły głęboki ślad we mnie i teraz setki tysięcy razy mogę oglądać &#8222;Epokę lodowcową&#8221; pomijając fakt że znam ją na pamięć, ale któż z nas chociaż raz nie obejrzał tego klasyka gatunku?


&#8222;Łaska Twoja Panie, jest wielkim darem&#8221;

Przez wiele lat mego życia wydawało mi się, że Bóg o mnie zapomniał; jakoś nigdy nie przyszło mi negować Jego istnienia, ale był dla mnie tylko Bogiem historii. Osiem miesięcy przed moimi 18-stymi urodzinami zaczęło się moje nawrócenie i trwa do dzisiaj&#8230;
Udało mi się poznać Boga żywego, który działa w moim życiu cuda &#8211; nie gdzieś tam w historii, innych zakątkach świata, ale czyni je w moim życiu tu i teraz. Teraz mówiąc o Bogu używam słowa &#8222;Tato&#8221;. Już nie Jest dla mnie kimś obcym czy też Bogiem którym straszyli mnie w dzieciństwie hasłami &#8222;słyszysz jak grzmi? To Bóg gniewa się na ciebie za&#8230;&#8221;
Teraz to mój Tato, którego miłości nie ogarniam i zazwyczaj buntuję się wobec Jego planów względem mego życia.
Mój Tato z którym kłócę się czasami o takie małostki, że każdy inny by wymiękł, a On słucha i cierpliwie czeka, aż zrozumiem o co tak naprawdę chodzi/ło.
Mój Tato, który nie ciska piorunami, gdy nawalę w życiu, tylko przytuli, pocieszy i wierzy we mnie mimo wszystko
Mój Tato, który zmienia mnie w delikatny i subtelny sposób nie kiedy krzyczę, że chce zmian, ale wtedy gdy jestem na nie gotowa
Mój Tato który przenika największe ciemności mego serca
Mój Tato, który gdy nie mam siły nie wysyła zastępów aniołów by mnie chroniły, lecz bierze mnie w swoje ramiona i przenosi przez najtrudniejsze momenty mego życia
Mój Tato, który daje mi nie ograniczoną wolność, także mogę głosić światu, że Go nie ma, ale On i tak będzie stał przy mnie
Mój Tato, mój Bóg, a Jego łaska jest największą siłą mego życia


Mężczyźni

Kto was zrozumie??? Można z wami porozmawiać o sporcie, polityce, nowinkach technicznych, filozofii&#8230; Można z wami porozmawiać o wszystkim, byle nie o uczuciach &#8211; tutaj jesteście jak dzieci we mgle. Czego się boicie? Czego jesteście niezdecydowani?
Już słyszę te oburzone głosy które będą obalać prawdziwość moich pytań&#8230; a jednak boicie się kobiet, boicie się poważnych tematów, a przynajmniej unikacie ich jak diabeł święconej wody. Dlatego moi drodzy panowie specjalnie dla was utwór Starego Dobrego Małżeństwa:
&#8222;Jeśli nie jesteś katolickim księdzem.
Jeśli nie jesteś pustelnikiem.
Zablokowanym czymś w rodzaju psychozy,
to nie uciekaj od kobiet.

Kobiety przeważnie nie gryzą,
w każdym razie nie codziennie.
Pomyśl sobie, kobieta cię czeka
gdzieś, wypatruje, tęskni.

Nie uciekaj przyjacielu od kobiet,
nie stroń bracie od kobiet.
Nie uciekaj człowieku od kobiet,
nie stroń od kobiet, chłopie.

Ona ma dla ciebie takie dobre rzeczy,
a ty uciekasz od niej,
jak od dżumy albo czegoś w tym rodzaju,
czy to ładnie tak?

Ona umiera powoli, czekając,
a ty uciekając umierasz&#8230;.&#8221;

Także panowie więcej wiary w siebie i odwagi, a w razie niepowodzenia pamiętajcie &#8222;tego kwiatu jest pół światu&#8221;


Nedved Pavel

Cóż tu dużo pisać &#8211; człowiek legenda&#8230; Jego waleczność, mentalność, styl życia &#8211; dla mnie najlepszy piłkarz Juventusu ostatnich lat. Nie umniejszam zasług innych zawodników, ale w Pavle jest coś takiego że zajął w moim sercu miejsce Roberto Baggio, gdy ten skończył karierę; a moja miłość do Juventusu zaczęła się w 1994 roku właśnie dzięki Roberto.
Minęło już parę miesięcy a ja nadal oglądając filmy z ostatniego meczu Pavla ryczę jak małe dziecko, tak samo jak po finale Euro 2000, czy finale LM &#8217;97, &#8217;98 i 2003.
Ucieszyła mnie informacja o powrocie Nedveda do Juventusu po nowym roku, bo nie wyobrażam sobie aby mógł pracować w innej drużynie i pozostaje mi mieć nadzieje że nie jest to tylko plotka dziennikarska&#8230;


Omerta

Patrząc na to hasło zgadnijcie jaką książkę uwielbiam i mogę do niej wracać z wielką radością po raz enty? Tak, to &#8222;Ojciec Chrzestny&#8221; Mario Puzo. Od dziecka pochłaniałam książki tak jak amerykanie hamburgery i tak naprawdę jest wiele tytułów do których chętnie powracam, ale Don Corleone ma coś takiego w sobie, że wracam do niej najchętniej. Nie wiem jak wypadła ekranizacja bo nigdy nie obejrzałam całej trylogii, jakoś mnie nie ciągnie, za to książkę mam w takim stanie, że muszę pilnować by mi kartki się nie pogubiły &#8211; jeśli ktoś nie czytał to gorąco polecam
A jak jesteśmy już przy literaturze to polecam również twórczość Gibrana Khalila &#8211; mój ulubiony pisarz i gwarantuję, że czas przeznaczony na jego dzieła nie będzie czasem straconym


Przyjaciele

&#8222;Kiedy was nie ma to jakby nagle zabrakło w moim życiu muzyki&#8221;
Mam olbrzymiego farta w życiu do ludzi, może dlatego że wariat przyciąga wariatów&#61514;, nie wiem do końca na czym to polega, ale naprawdę mam niesamowitych ludzi wokół siebie &#8211; już sam fakt że ze mną wytrzymują jest na to najlepszym dowodem. A teraz trochę poważniej&#8230; Z moich ust nie często pada słowo &#8222;przyjaciel&#8221; (ma za dużą moc aby używać go pochopnie albo rozdawać na prawo i lewo), ale ku mojej wielkiej radości są tacy przy których mogę być sobą, nie muszę zważać na słowa, mam pełną wolność i z którymi uwielbiam przebywać (a działa to w obie strony). Wartości prawdziwego przyjaciela nie da się określić, zmierzyć i tak naprawdę można mieć wszystko w życiu, ale bez przyjaciela wszystko jest marnością. Najgorsze co można zrobić w życiu to stracić przyjaciela przez własną głupotę &#8211; niestety doskonale wiem jak to jest i odradzam z całego serca&#8230; Czy wspomniałam już że mam olbrzymiego farta w życiu??? Wiem także, co to znaczy odzyskać przyjaciela &#8211; jest pięknie, ale gdybym mogła wolałabym uniknąć tego błędu, największego błędu mego życia.
Dziękuje że jesteś w moim życiu mimo wszystko!
&#8222;Przyjaźń jest wszystkim. Przyjaźń to coś więcej niż talent. Więcej niż władza. Prawie równa się rodzinie. Nigdy o tym nie zapominaj.&#8221;


Radość

Co wam sprawia radość oprócz wygranych meczy Juventusu???
Mi, małe rzeczy i te duże:
- zapach skoszonej trawy
- błękitne niebo
- słońce przebijające się przez burzowe chmury
- para staruszków trzymających się za rękę
- dzieci bawiące się na placu zabaw
- dobra kawa
- piernik &#8211; jedyne ciasto którego nie odmówię
- spacer po lesie
- widok Syberiana Huskego albo Alaskana Malamuta
- gorąca kąpiel przy zapalonych świecach o zapachu lawendy i lampce czerwonego wina
- złapanie chwytu na gitarze po entej próbie
- kupienie kolejnej koszulki Juventusu
- odkrycie fajnego utworu (np. http://top-michal.wrzuta.pl/audio/aOohJ ... _-_tak_ako )
- nocne rozmowy z moim bratem
- najwięcej radości zaś sprawia mi obecność tych których kocham


Samotność

To stan ducha, który jest mocno demonizowany w dzisiejszym świecie. Każdy potrzebuje samotności by lepiej się poznać. Czasami trzeba odpocząć od innych i pobyć tylko ze sobą. Po za tym, nawet gdy jesteśmy otoczeni bliskimi osobami to i tak możemy odczuwać samotność, bo przecież nikt do końca nas nie pozna, nie zrozumie stanu naszego ducha i nie spełni potrzeb naszego serca. Nie bójmy się samotności, bo jest ona nieodłącznym elementem naszego życia. Zamiast od niej uciekać lepiej się z nią zaprzyjaźnić - szaleniec prawdę wam powie: strach przed samotnością jest gorszy od niej samej; tylko nie mylmy samotności z osamotnieniem/odrzuceniem przez innych bo to zupełnie dwie różne sprawy.


Umieranie

Boimy się śmierci, nie mówimy o niej, nie dopuszczamy myśli, że dopadnie kogoś z bliskich nam osób, że dopadnie nas wkrótce&#8230;. A przecież często umieramy w naszym życiu: słowa i czyny innych ludzi zabijają nas, nasza bezsilność zabija nas, niespełnione pragnienia zabijają nas&#8230;
Przecież depresja to stan powolnego umierania, z którego niestety nie wszyscy wychodzą - Robert Enke
Umrę &#8211; jedyna pewna rzecz w moim życiu. Nie boję się swojej śmierci, chociaż nie ma we mnie pragnienia aby nastąpiła szybko, bo chcę jeszcze trochę namieszać w życiu innych, w swoim życiu. Boję się śmierci bliskich mi osób, bo wiem że moja dusza rozedrze się na setki kawałków; boję się tego co kiedyś nadejdzie na pewno. Oby jak najpóźniej&#8230;


Vecchia Signora

Nie mogło zabraknąć chociaż kilku słów o mojej największej miłości&#8230; Dla mnie Juventus to nie jeden z wielu klubów, to raczej rodzina, która towarzysz mi (a raczej ja jej) przez większość mego życia. Brakuje mi słów&#8230; owszem mogę pisać o historii, o wygranej, o ciężkich chwilach w historii Juventusu, ale gdyby mi ktoś zadał pytanie &#8222;czym jest dla Ciebie Juventus?&#8221; to odpowiedź jest tylko jedna: &#8222;to całe moje życie&#8221;. Wiem że Wy rozumiecie co jest między wierszami powyższych słów, ale np. w pracy twierdzą że jestem fanatyczką&#8230; Ludzie są dziwni i tyle, a mi z moim &#8222;fanatyzmem&#8221; jest bardzo dobrze


Wilki

Jedyne zwierzęta które mogłabym mieć w domu, oczywiście w udomowionej wersji czyli Alaskan Malamute bądź Syberian Husky. Niby psy a jednak nie do końca &#8211; potrafią doskonale pracować z człowiekiem, ale są wilkami i nikt z nich nie zrobi psa kanapowego, nikt nie zapanuje nad wilkiem do końca, co najwyżej można nauczyć się współistnieć ze sobą. Wilki są wiernymi towarzyszami życia i ucząc nas bardzo ważnej rzeczy &#8211; szanować wolność drugiego


Yiddish &#8211; język jidysz

&#8222;Jidysz &#8211; &#1497;&#1497;&#1460;&#1491;&#1497;&#1513; (dosłownie: żydowski &#8211; od pierwotnego określenia w tym języku &#1497;&#1497;&#1460;&#1491;&#1497;&#1513;&#1470;&#1496;&#1522;&#1463;&#1496;&#1513; jidisz-tajcz; żydowski niemiecki) &#8211; język Żydów aszkenazyjskich, powstały ok. X wieku w południowych Niemczech na bazie dialektu średnio-wysokoniemieckiego (Mittelhochdeutsch) z dodatkiem elementów hebrajskich, słowiańskich i romańskich. Zwany niekiedy także &#1502;&#1488;&#1463;&#1502;&#1506;&#1470;&#1500;&#1513;&#1493;&#1503; (mame-loszn; matczyny-język) lub &#1500;&#1513;&#1493;&#1503;&#1470;&#1488;&#1463;&#1513;&#1499;&#1468;&#1504;&#1494; (loszn-aszkenaz; język-aszkenazyjski) w odróżnieniu od &#1500;&#1513;&#1493;&#1503;&#1470;&#1511;&#1493;&#1491;&#1513; (loszn-kojdesz; język święty), którym to terminem określany jest tradycyjny język hebrajski.&#8221;
Ja wolę tradycyjny hebrajski &#8211; wcale nie jest trudny, tylko trzeba się trochę przełamać, ale uwierzcie kiedy przeczyta się zdanie po hebrajsku i się je zrozumie człowiek jest naprawdę z siebie dumny. Mam takie marzenie (kolejne niespełnione jeszcze) by czytać Stary Testament w oryginale&#8230;
W ogóle bardzo lubię kulturę Żydowską &#8211; zdaje sobie doskonale sprawę z tego jakie jest nastawienie w naszym jakże pięknym, katolickim i tolerancyjnym kraju do Żydów, ale jakoś mnie to nie zniechęca a wręcz dodatkowo mobilizuje. Któregoś pięknego dnia będzie mi dane chodzić po izraelskiej ziemi.


Zakończenie

Czytając swój alfabet mam ochotę wyrzucić pewne fragmenty &#8211; tak przyszło mi do głowy że jest zbyt osobisty. Wiem też że niektóre hasła można by bardziej rozwinąć, ale nie czuję takiej potrzeby. Na ten czas twierdzę, że jest to dobry alfabet&#8230;
Dziękuje jeszcze raz za wszystkie głosy; za to że daliście mi możliwość zatrzymania się w swoim zyciu i nad swoim życiem


Obrazek
zoff

Qualità Juventino
Qualità Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 12 lipca 2006
Posty: 2462
Rejestracja: 12 lipca 2006
Otrzymał podziękowanie: 2 razy

Nieprzeczytany post 13 grudnia 2009, 17:30

Zanim zacznę mój alfabet chciałbym przeprosić każdego użytkownika za niedotrzymanie terminu dwóch tygodni. Jednakże nie wszystko było zależne ode mnie. Mam nadzieję, że wybaczycie mi to moje uchybienie i nie wpłynie to negatywnie na ocenę mojej osoby po przeczytanym alfabecie. Pozdrawiam ;)


A.

Ani słowa o Juventusie. Wyzwanie naprawdę nieziemsko trudne, gdyż ten klub stanowi elementarną cząstkę mojej osobistości. Ale na pewno spróbuje. Wynika to z mojego znaku zodiaku. Skorpion. Nigdy nie odpuszczam, zawsze walczę do końca. Horoskopu nie sprawdzam regularnie, ale z tą cechą na pewno się zgadzam.

Znowu zapomniałem! Zapomniałem się przedstawić. Wojtek, Wojciech, Wróblu, nawet zoff. Można używać zamiennie.

Zaczynamy.

B.

Bałamucki. Ksiądz. Pierwszy człowiek, który wyszedł mi na przeciw z pomocą, wtedy kiedy jej faktycznie potrzebowałem. Po tym zdarzeniu zaufałem mu bezgranicznie. Znałem go relatywnie, krótko mimo to rozmawiałem z nim jak... jak z przyjacielem z nim rozmawiałem. Bardzo ważna osoba w moim życiu. Latem 2009 roku owy duchowny zmienił parafię. Poszedł dalej. W niedługim czasie sam zmieniłem miejsce zamieszkania. Urwało się.
Niestety.

C.

"Czarodziejka gorzałka". Lubię napić się wódki w dobrym towarzystwie, na pewno tego nie ukrywam. Nie akceptuję i tępię picie na pokaz, gdyż wychodzi to poza ramy dobrego smaku podczas degustacji wysokoprocentowego trunku. Jeśli chodzi flaszki z wyższej półki to uwielbiam Finlandię, Smirnoffa czy Absoluta, ale gdy akurat pieniędzy nieco mniej w portfelu to nie pogardzę Bolsem, Wyborową czy Sobieskim.

;]

D.


Dziewczyny, kobiety. Nie posiadam swojego ideału. I pewnie dlatego cały czas szukam. Szukam niesamowicie uważnie i starannie, gdyż łatwo można "wyrwać chwasta", a tego na pewno chcę uniknąć. Uważam Polki za urodziwe, ale nie ograniczam się, gdyż znam świetnie niezwykłą Ukrainkę czy zjawiskową Macedonkę. Ale mimo wszystko chyba wygodniej będzie gdy moja wybranka będzie Polką. Dla niej, dla mnie. Ale, jeszcze zobaczę.

Może dam Wam znać;)

E.

English. Chciałbym władać bezproblemowo tym językiem. Uważam, że posiadam całkiem niezłe umiejętności językowe, ale przecież nie o to tutaj chodzi! Litera "E" to również edukacja. Często niedoceniana w naszym kraju. Z perspektywy czasu myślę, iż póki owa edukacja jest naszym obowiązkiem powinniśmy korzystać z niej na 110%. Wiadomo, że nie chodzi mi tutaj o fizykę, trygonometrię czy chemię, ale właśnie języki. Przez 12 lat jesteśmy w stanie bardzo wiele opanować. Dwujęzyczność to jedno z moich kilku marzeń.

F.

Film. Nie ograniczam się gatunkowo, jeśli chodzi o ten temat. Uważam, że są dobre horrory, świetne komedie (najlepiej czarne), dramaty czy thrillery. Uwielbiam takie dzieła jak "Zapach kobiety", "Pulp ficition", "Leon Zawodowiec", "Forrest Gump", "Reqiem dla snu", "Zielona mila", "Se7en". Jeśli chodzi o nowe filmy to na pewno zaliczy do udanych "Slumdoga" czy "Zapaśnika". Polskie kino kojarzę z Pasikowskim. Obydwie części "Psów" czy "Reich". Kocha "Sarę". Podziwia "Katyń".

Ogólnie rok 1994 uważam za szczyt kina. Po prostu fenomen. Wiadomo Pulp Ficiton, Skazani na Shawnkshank...

G.

Gastronomia. Moja kiepska strona. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, iż w ogóle jej nie posiadam :D. Ale studia udowodniły mi, że nie jest najgorzej. Chciałbym dobrze gotować, podobnie jak tańczyć. Mimo wszystko nie jest to takie proste. Ograniczam się do potraw instant. Jeśli chodzi o moje ulubione specjały to cenię kuchnie staropolską. Kiedyś miałem okres w życiu, gdzie wegetowałem tylko (albo aż!) na 40 kilogramach bigosu mojej babci. Coś cudownego. Cenię sobie również pierogi, ale tylko ruski, bądź z kapustą. Jeśli brać pod uwagę kuchnie zagraniczną to wyróżniłbym tylko pewnie włoską.

H.


Harry Potter. Lubię pierwsze części, kocham trzy ostatnie. Moim zdaniem trzy ostatnie części znacznie różnią się od pierwszych trzech, a może nawet czterech. Nie jest to już jakaś literaturą dziecięca, ale przejmująca i poruszająca fabuła, z wyraźnymi elementami nawet kryminału, w której główny bohater, i tak już okaleczony, traci tak bliskie sobie osoby, które kochał. Syriusz, Dumbledore, później Fred, Remus czy Tonks, a nawet znienawidzony Snape. Kto by się spodziewał, że to wszystko się tak potoczy. Nie chodzi mi tu nawet o Toma Marvolo Riddla vel. Lorda Voldemorta, ale o przebieg relacji na linii Snape - Potter czy Snape - Dumbledore. Najbardziej cieszy mnie fakt, że w książce piętnuje się miłość. Jest ona wszechobecna, nawet wśród czarnych charakterów (Narcyza i Lucjusz Malfoy). Pozbawiony jakichkolwiek uczuć jest właśnie Tom Riddle. I dlatego przegrywa, gdyż nie posiada największej czarodziejskiej mocy jaką ma każdy zwykły człowiek (mugol), a jest nią miłość.

I.

"I don't wanna miss a thing". Literka "I" jest odpowiednia, aby zarezerwować ją dla muzyki, która odgrywa ważną rolę w "zoffowskiej" rzeczywistości. Aerosmith cenię nieziemsko, podobnie jak oczywiście Guns N' Roses czy Bon Joviego. Rockowe brzemienia nie są mi zapewne obce. Czasami mam klimat na coś mocniejszego jak Metallica czy Agnieszka Chylińska za młodu ("Gorąca prośba" lub "Zła, zła,zła"). Jeśli chodzi Polskę to tak jak już wcześnie wspomniałem Chylińska (płyta "Winna" i wcześniejsze), Myslovitz, oczywiście Budka Suflera, Dżem czy Perfect. Podobnie jak w kinematografii, gdzie nie ograniczam się tylko do "kino Tarantino", tak i tu lubię czasami przejść na rap. Ale to rzadko i jeśli już to w grę wchodzi K.A.S.T.A. Jakoś tak.

Mówiąc o muzyce, jestem pewny, że musi zarezerwować specjalny akapapit dla Marka Grechuty, którego podziwiam i szanuję. Lubi jego muzykę, bo przynosi ukojenie. A także tworzy klimat. Myślę, że o takich ludziach musimy rozmawiać/pisać, by naturalnie "Ocalić od zapomnienia"

J.



K.

Kołtoń Roman. Świetny dziennikarz, który z wykształcenia jest prawnikiem, a futbol to jego pasja i sposób na życie. Prowadzi otwartą walkę z PZPNem czym pochlebia mi bardzo. Ja sam również uważam, że sternicy naszego futbolu to beton, beton i tylko żelbeton. My możemy dyskutować, krytykować, pluć, a oni nadal będą trwać. Mimo wszystko liczę na to, że już wkrótce skończy się niby-sobie państwo i wreszcie polskim futbolem będą rządzić ludzie obrotni, kreatywni, znający języki oraz konsekwentni. Co do samego Kołtonia to uważam, iż świetnie odnajduje się w realiach Bundesligi. Mimo wszystko dostrzegam w nim wady. Jako komentator prowadzący powinien nad sobą popracować. Jestem przekonany, iż Kołtoń pracuje w mało lubianej polskiej stacji telewizyjnej, do której sam mam zastrzeżenia, ale nie ma to wpływa na jego ocenę jako dziennikarza i człowieka absolutnie związanego z futbolem.

Polecam gorąco Kołtonia.

L.

Liceum. Świetny okres w moim życia. Nowe znajomości, imprezy, futbol, wiedza, nowe zainteresowania, X klasa, to wszystko fenomenalnie się rozwijało. Otwarcie przyznaję, iż był to renesans mojej osobistości. Czasami bywało mi bardzo ciężko (problemy zupełnie nie związane ze szkołą), ale to właśnie tam odnajdywałem ukojenie. Szczerze mówiąc, iż gorzej czułem się wychodząc ze szkoły, niż do niej idąc. Ktoś by pomyślał, że to całkowity absurd. Niestety, to szczera prawda. Okres maturalny również wspominam równie dobrze jak poprzednie trzy lata. Teraz mam nadzieje, że studia nie będą gorsze. To właśnie w liceum poznałem w/w księdza, który miał ogromny wpływ na to wszystko.

Niestety to też się urwało.

Ł.

Łacina. Miałem zaszczyt poznać (tak naprawdę tylko liznąć) co kryje się pod nazwą "Lingua latina". Przyznaję szczerze, że wszelkie deklinacje oraz zasady gramatyczne są bardzo trudne, ale na pewno (przy cierpliwej postawie) do opanowania. Nie od dziś albowiem wiadomo, iż "Repetitio mater studiorum est". Gdy nawet w najmniejszym stopniu nie kojarzyłem łaciny, nie zdawałem sobie sprawy jak wiele słów pochodzi od niej w ówczesnych modnych językach. Każdemu, który ma możliwość nauki łaciny, gorąco polecam. Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, iż nie jest ona prosta i może przysporzyć trochę problemów.

M.

Marzenia. Coś pięknego. Zawsze podkreślam, że wyszedłem już z tego etapu, gdzie moje marzenia wiążą się tylko i wyłącznie z dużo ilością pieniędzy, Mercedesem klasy S oraz grania w Juventusie, najlepiej z numerem 10 lub 21. Koniec. Wiem, że niektóre z w/w pragnień się nie spełnią. Na dziś dzień, chciałbym być przede wszystkim zdrowy i z powodzeniem kontynuować naukę na uczelni. W niedalekim jutro pragnę stworzyć cudowną rodzinę, której mógłbym dostarczyć wszystkiego co najlepsze, zbudować dom (ang. house), a przede wszystkim go stworzyć (ang. home). Jeśli chodzi o te marzenia z grupy " z przymrużeniem oka" to na pewno chce zamieszkać w basenie morza śródziemnego. Mieć wystarczającą liczbę pieniędzy na podróżowanie, a co za tym idzie poznawanie nowych ludzi, miejsc, kultur. Moim odwiecznym marzeniem jest bycie człowiekiem spełnionym. Nie ukrywam, że pragnę znaleźć w przyszłości pracę, która bez pośrednio wiąże się z jego pasją. Futbolem rzecz jasna.

BTW. Mercedesy nadal mi się podobają ;]

N.

Narty. Sport przepiękny. Cudowny. Mogę go opisywać tylko i wyłącznie w samych superlatywach. Jest to chyba jedyny pozytyw zimy, który dostrzegam. Mieszkam całkiem blisko granicy czeskiej (jakaś godzinka z hakiem autem), a w góry polskie mam jeszcze bliżej, więc nawet jednodniowy wypad może być opłacalny. Sport dla ludzi z charakterem. Niewątpliwie. Jestem zdania, iż nikt nie nauczy się tego w miare poprawnej jazdy, póki się nie wywróci, albowiem jest to nieodłączny element życia na stoku. Upadek kontrolowany często się przydaje, gdyż jest to łatwy sposób na wytracenie często groźniej dla nas i otoczenia prędkości. Rozważałem naukę jazdy na jednej desce, ale uznałem to tylko za stratę cennego czasu, który mogę poświęcić dla ekstazy fizycznej z dwoma dechami.

O.

OZPN, podokręg Strzelce Opolskie. Bez bicia przyznaję, iż jest to klęska na całej linii. Chciałem spróbować sędziowania i przekonałem się na własnej skórze, że jest to cholernie ciężki chleb. Potrafiłem zrozumieć to, że nie wyszło mu pójść w to dalej. Przestraszyłem się, autentycznie. Miałem do siebie o to jednocześnie pretensje, a zarazem czułem ulgę, że nie muszę tego robić. W swoim życiu byłem zmuszony niejednokrotnie do robienia czegoś, bo ktoś mi coś proponował i głupio było odmówić. Dziś mogę powiedzieć otwarcie, iż jestem osobą mało asertywną, a sztuka odmawiania to moja bardzo słaba strona. Przykład z sędziowaniem dał mi to do zrozumienia, że muszę zmienić w tej dziedzinie. Jeśli chodzi o kolejne wady to moi przyjaciele zarzucają mi, że braku pewności we własne umiejętności.

P.

Piłka Nożna. Od kiedy sięgnę pamięcią, ona już tam była. Futbol to absolutnie styl mojego życia. Nie gram porywająco, z sukcesami... Ale co z tego! Sprawia mi to niesamowitą przyjemność. Rywalizacja to jest to co kocham. Futbol to także okazja do spotkania się ze znajomymi. Jestem uradowany, kiedy zauważam, że do baru ciężej zebrać grubą ekipę, a na futbol zawsze jest multum chętnych. Coś magicznego. W juniorach grałem na pozycji obrońcy. Na pewno z racji dobrych warunków fizycznych (ok. 185 cm plus dobre 78 kg jak nie więcej czasami ;]). Z początku w środku, następnie na lewej stronie. W klasie maturalnej miałem zaszczyt bycia kapitanem drużyny. Teraz na studiach nie mam praktycznej możliwości dalszego grania w drużynie seniorów, ale może kiedyś ;]. Zawsze chętnie wróci.

Znowu się urwało.

Literka "P" to również świetna okazja do przekazania Wam mojej życiowej dewizy, która towarzyszy mi wszędzie, nawet w piłce nożnej. Per aspera, ad astra

R.

Rodzina.Absolutnie najważniejsza wartość w ludzkim życiu. Jak już wcześnie wspomniałem stworzenie udanej rodziny to jedno z moich marzeń. Przeważnie jest tak, że człowiek dostrzega coś dopiero jak to straci. Podpisuje się pod tym nogami i rękami.

Nic więcej i nic mniej.

S.

Szczerość. W moim życiu od zawsze. W sensie zarówno jak najbardziej poważnym jak i humorystycznym. Chce Wam przybliżyć teraz ten drugi aspekt, pewnie ciekawą, historią z mojego życia. Jestem w gimnazjum, bodaj druga klasa, lekcja matematyki z całkiem urodziwą panią magister. Mój kolega Robert akurat dostał nowiutki zeszyt na ten przedmiot. Nie bez przypadku na zeszycie była całkiem niezła laska, która wywołała żywą dyskusje na tylnych ławkach. Nagle inny kumpel stwierdził, iż kobieta na zeszycie, oparta ponętnie na motorze posiada świetny tyłeczek. Po chwili stwierdziłem, że d.upa naszej nauczycielki jest jeszcze lepsza. Nie wiem jak, nie wiem skąd, ale nagle przed sobą zobaczyłem ową matematyczkę. Masakra. I to jest szczerość. Na domiar złego mój ojciec jest dyrektorem w tej szkole, tak więc skończyło się na naprawdę mocniej reprymendzie.


T.

Tharp. Facet, który myślał, że mam 38 lat...

W sumie piękny wiek dla każdego, ułożonego mężczyzny.

Pozdrawiam.

U.

Ukraina. Bardzo ciekawe miejsce na ziemi. Miałem zaszczyt być w tym kraju, gdzie na tej ziemi urodzili się moi przodkowie. Butelka świetnej wódki kosztowała na polskie złote jakieś 9 złoty, a więc wieczory podczas pięknej ukraińskiej wiosny były po prostu genialne. Spędziłem tam naprawdę 9 świetnych dni i nocy. Gorąco polecam to miejsce każdemu z nas. Niewiarygodne, że po mimo upływu tylu lat, możemy napotkać tam liczne ślady polskości.

W.

Wrocław. To właśnie tam studiuję, przebywam obecnie. Często wracam do domu, do przyjaciół. Dla studentów naprawdę fenomenalne miejsce do studiowania. Studiuję na Akademii Wychowania Fizycznego, kierunek wychowanie fizyczne. Miasto, które ma wiele plusów. Ale ja jako osoba, która wolno się aklimatyzuję, nie potrafię się odnaleźć tak szybko w nowym otoczeniu. Tym bardziej jak w mieście z którego pochodzisz masz dosłownie wszystko co ważne. Wrocław podoba mi się coraz bardziej, mam nadzieję, że ten trend będzie utrzymany ;].

Przy okazji pozdrawiam wszystkich Wrocławiaków.

X.

X klasa. Twór uczniowski, do którego należeli ludzie kreatywni, którzy potrafili poświęcać swój czas dla szkoły. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, piliśmy, niektórzy tworzyli. Coś świetnego.

http://nasza-klasa.pl/school/52721/206

Y.

Yazid. Oczywiście chodzi mi tu o piłkarza, który wychował się na ulicach biednej dzielnicy w Marsylii - Castellane. Zinedine to piłkarz, a przede wszystkim dobry człowiek. Coraz mniej takich ludzi, nie tylko w futbolu, ale i sporcie. Gość, który osiągnął wszystko. A teraz wypełnia rodzinne obowiązki nad sporą gromadką dzieci. Człowiek, który zaszczepił we mnie futbol. Jest moim idolem nie tylko pod względem piłkarskim, ale i autorytetem na co dzień.

Z.

Zakończenie. Mam nadzieję, że po kilkunastu zdaniach o mnie nie macie gorszego zdania na temat Zoffa vel. Wróbla.

Dzięki wielkie!


Obrazek
ODPOWIEDZ