Trzydziesta rocznica wielkiego meczu
: 15 października 2003, 13:29
30 lat temu, 17 października 1973 r., w meczu eliminacji mistrzostw świata 1974 r. (gr. 5), piłkarska reprezentacja Polski zremisowała 1:1 w Londynie (na Wembley) z
zespołem Anglii.
Ponieważ ten - jak pisano wtedy - "zwycięski remis" dał awans Polakom do finałów Weltmeisterchaft''74 w RFN, wynik uznano na świecie za sensację.
Był to dzień klęski angielskiego futbolu. Następnego dnia, w stolicy Zjednoczonego Królestwa, londyńskie gazety ukazały się z żałobnymi obwódkami i tytułami jak z nekrologów, np. "Koniec świata!, "Żegnaj, chwało". Zdjęcie polskiego bramkarza, Jana Tomaszewskiego, opatrzono podpisem: "Człowiek, który zatrzymał Anglię".
W grupie eliminacyjnej MŚ-1974 Polska wyprzedziła Anglię i Walię. Podwaliny pod ten sukces położyło zwycięstwo nad Anglią 2:0, szóstego czerwca 1973 r. w Chorzowie. Po tym potknięciu Anglicy zapowiedzieli na jesień srogi rewanż u siebie, na Wembley.
Przed meczem rozpętano w mediach "wojnę psychologiczną" przeciwko polskim piłkarzom. W prasie brytyjskiej pisano o nich z lekceważeniem. Nazywano "animals" - zwierzęta", pod wrażeniem ostrej, twardej gry z Walijczykami (którzy w marcu "skopali" w Cardiff Polaków 2:0). Jeden z angielskich trenerów ligowych, Brian Clough nazwał Jana Tomaszewskiego "pajacem".
Gdy polscy zawodnicy wychodzili na boisko stadionu Wembley, angielska publiczność powitała ich wrogim krzykiem. Potężny doping kibiców ogromnego stadionu miał załamać Polaków.
Tymczasem, pierwszą bramkę zdobył Jan Domarski (57. minuta). Gol Domarskiego, płaski, silny strzał, przepuszczony pod brzuchem przez Petera Shiltona, dosłownie uciszył trybuny. Ucichł okrzyk "England!, England!". Zaszokowani Anglicy, spodziewający się miażdżącego zwycięstwa swoich graczy, stracili rezon. Potem, ze zdumieniem, obserwowali wysiłki swoich piłkarzy, usiłujących pokonać Jana Tomaszewskiego. Ten bronił dobrze i szczęśliwie. Dopiero Allan Clarke zdołał strzelić wyrównującego gola, z karnego (63 min.), 1:1.
Polacy awansowali do turnieju finałowego mistrzostw świata po 36 latach (poprzednio w 1938 r.). Trener Górski nie słyszał końcowego gwizdka belgijskiego sędziego Vitala Loraux. Na pięć minut przed końcem meczu, nie wytrzymując napięcia nerwowego, opuścił ławkę rezerwowych i poszedł do szatni.
Oto jak wspominał te chwile w swej książce "Z ławki trenera". "To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu... Nie bardzo pamiętam, co mówiłem piłkarzom, a także, jakich odpowiedzi udzielałem dziennikarzom. Uspokoiłem się dopiero po dobrej pół godzinie, kiedy ponownie wyszliśmy, całą gromadą, na tak dla nas szczęśliwą murawę, aby odpowiadać na pytania, które zadawał nam redaktor Jan
Ciszewski, prowadzący transmisję telewizyjną".
W tamtym, pamiętnym meczu, 30 lat temu na Wembley (dziś już zburzonym stadionie, dawnej świątyni angielskiego futbolu) Polacy zagrali w następującym składzie: Jan Tomaszewski - Antoni Szymanowski, Mirosław Bulzacki, Jerzy Gorgoń, Adam Musiał - Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Deyna (kapitan), Henryk Kasperczak - Grzegorz Lato, Jan Domarski, Robert Gadocha.
zrodlo: PAP
to byly piekne czasy dla polskiego futbolu, ehh.. :roll:
zespołem Anglii.
Ponieważ ten - jak pisano wtedy - "zwycięski remis" dał awans Polakom do finałów Weltmeisterchaft''74 w RFN, wynik uznano na świecie za sensację.
Był to dzień klęski angielskiego futbolu. Następnego dnia, w stolicy Zjednoczonego Królestwa, londyńskie gazety ukazały się z żałobnymi obwódkami i tytułami jak z nekrologów, np. "Koniec świata!, "Żegnaj, chwało". Zdjęcie polskiego bramkarza, Jana Tomaszewskiego, opatrzono podpisem: "Człowiek, który zatrzymał Anglię".
W grupie eliminacyjnej MŚ-1974 Polska wyprzedziła Anglię i Walię. Podwaliny pod ten sukces położyło zwycięstwo nad Anglią 2:0, szóstego czerwca 1973 r. w Chorzowie. Po tym potknięciu Anglicy zapowiedzieli na jesień srogi rewanż u siebie, na Wembley.
Przed meczem rozpętano w mediach "wojnę psychologiczną" przeciwko polskim piłkarzom. W prasie brytyjskiej pisano o nich z lekceważeniem. Nazywano "animals" - zwierzęta", pod wrażeniem ostrej, twardej gry z Walijczykami (którzy w marcu "skopali" w Cardiff Polaków 2:0). Jeden z angielskich trenerów ligowych, Brian Clough nazwał Jana Tomaszewskiego "pajacem".
Gdy polscy zawodnicy wychodzili na boisko stadionu Wembley, angielska publiczność powitała ich wrogim krzykiem. Potężny doping kibiców ogromnego stadionu miał załamać Polaków.
Tymczasem, pierwszą bramkę zdobył Jan Domarski (57. minuta). Gol Domarskiego, płaski, silny strzał, przepuszczony pod brzuchem przez Petera Shiltona, dosłownie uciszył trybuny. Ucichł okrzyk "England!, England!". Zaszokowani Anglicy, spodziewający się miażdżącego zwycięstwa swoich graczy, stracili rezon. Potem, ze zdumieniem, obserwowali wysiłki swoich piłkarzy, usiłujących pokonać Jana Tomaszewskiego. Ten bronił dobrze i szczęśliwie. Dopiero Allan Clarke zdołał strzelić wyrównującego gola, z karnego (63 min.), 1:1.
Polacy awansowali do turnieju finałowego mistrzostw świata po 36 latach (poprzednio w 1938 r.). Trener Górski nie słyszał końcowego gwizdka belgijskiego sędziego Vitala Loraux. Na pięć minut przed końcem meczu, nie wytrzymując napięcia nerwowego, opuścił ławkę rezerwowych i poszedł do szatni.
Oto jak wspominał te chwile w swej książce "Z ławki trenera". "To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu... Nie bardzo pamiętam, co mówiłem piłkarzom, a także, jakich odpowiedzi udzielałem dziennikarzom. Uspokoiłem się dopiero po dobrej pół godzinie, kiedy ponownie wyszliśmy, całą gromadą, na tak dla nas szczęśliwą murawę, aby odpowiadać na pytania, które zadawał nam redaktor Jan
Ciszewski, prowadzący transmisję telewizyjną".
W tamtym, pamiętnym meczu, 30 lat temu na Wembley (dziś już zburzonym stadionie, dawnej świątyni angielskiego futbolu) Polacy zagrali w następującym składzie: Jan Tomaszewski - Antoni Szymanowski, Mirosław Bulzacki, Jerzy Gorgoń, Adam Musiał - Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Deyna (kapitan), Henryk Kasperczak - Grzegorz Lato, Jan Domarski, Robert Gadocha.
zrodlo: PAP
to byly piekne czasy dla polskiego futbolu, ehh.. :roll: