W Świecie Calcio
: 28 stycznia 2007, 00:52
”Wyrzucili z zabrudzonego domu kilka ziarenek piasku i myślą, że go oczyścili.” – powiedział parę miesięcy temu ten, o istnieniu którego co niektórzy woleliby zapomnieć. Nazwiska nie trzeba wymieniać, wystarczy rzucić hasłem: ojciec afery Calciopoli. Wtedy jego słów nikt nie traktował poważnie. Odebrano je jako desperacką próbę zrzucenia odpowiedzialności za zniszczenie włoskiej piłki na innych. Dziś, kiedy Półwyspem Apenińskim trzęsie kolejna afera, wielu wspomina tamto zdanie i po cichu przyznaje mu rację, bo na głośną deklarację: Moggi miał rację, mało kto się odważy. Nieważne skąd wiedział. Istotne, że trafił w samo sedno. W Italii jak widać nie ma czystych. Są tylko brudni i brudniejsi.
Od skazania winnych w aferze korupcyjnej minęło niespełna pół roku. Nie oznacza to jednak wcale, że w Italii pisze się już tylko o piłce nożnej w dosłownym znaczeniu tego słowa. Z jednej strony, co tu dużo mówić, dominacja Interu na krajowym podwórku potwierdzana imponującą serią zwycięstw, z drugiej doping administracyjny z liderem rozgrywek w roli głównej.
Od rekordu do skandalu
20 stycznia ustanowili nowy rekord Serie A pod względem zwycięstw z rzędu, rezerwując sobie miejsce na pierwszych stronach gazet. Po kilku dniach ponownie byli tematem numer jeden. Tyle, że tym razem powodów do radości już nie mieli. „Corriere della Sera” doniosło o regularnym fałszowaniu zapisów księgowych w szeregach Interu do czerwca 2004 roku włącznie. Oczywiście mowa o „rzekomym” naginaniu a raczej łamaniu przepisów, bo póki co przecież niczego nikomu nie udowodniono. Władze Interu utrzymują, że wszystko jest w najlepszym porządku. Czyżby? W takim razie dlaczego Massimo Moratti do spółki z Adriano Galianim z Milanu, który również maczał palce w Bilanciopoli, nie stawił się na przesłuchaniu w prokuraturze? Odpowiedź wydaje się być prosta. Obaj muszą mieć coś na sumieniu i bez konsultacji z prawnikami wolą się nie odzywać, aby nie pogorszyć i tak już trudnej sytuacji. Inter już jest oskarżony o podrobienie podpisu na kontrakcie młodego bramkarza Simone Brunelliego. Czyjego? Zapytają co niektórzy. Piłkarza, o którym do niedawna słyszało niewielu, ale który zgodnie z zapisem księgowym kosztował tyle, co ceniony w calcio zawodnik – 3 miliony euro. Sprawa goalkeepera już dawno wydała się podejrzana Federcalcio i prokuraturze, bo śledztwo toczy się od dobrych kilku miesięcy. Przypuszcza się jednak, że to nie był odosobniony przypadek. Brunelli otwarł niechlubny rozdział w historii Nerazzurrich z Mediolanu, którzy przyjmując w spadku po Juventusie tytuł mistrzowski, określili go mianem scudetto uczciwych. Uczciwych? Jeśli podejrzenia prokuratury znajdą potwierdzenie w rzeczywistości, wówczas o tej, tak często podkreślanej uczciwości, na pewno nie będzie mogło być mowy. Nic jeszcze nie jest przesądzone, ale sprawa „śmierdzi na odległość”. Nie chodzi tu bynajmniej o wartość wspomnianego Brunelliego, bo może rzeczywiście był nieźle zapowiadającym się bramkarzem. Wystarczy przyjrzeć się kulisom transferu Hernana Crespo z Lazio do Interu w 2002 roku. W ramach rozliczenia działacze z Mediolanu oddali Biancocelestim napastnika Bernardo Corradiego, którego dwa miesiące wcześniej pozyskali z Chievo. Do kasy Gialloblu powędrowała kwota nieco wyższa niż 5 milionów euro, ale już w zapisach księgowych Interu dotyczących późniejszej transakcji z Lazio, zawodnik został wyceniony na 12 milionów. Jakim cudem wartość piłkarza, który od czasu gdy zasilił Inter rozegrał w jego barwach 3 minuty oficjalnego meczu (eliminacje Ligi Mistrzów, rewanżowy mecz ze Sportingiem), wzrosła w tak krótkim czasie o bagatela siedem milionów? Teoretycznie niemożliwe, ale jak widać niekoniecznie. W oczach działaczy Interu Corradi był wart dokładnie 12 milionów euro. Inna sprawa na jakiej podstawie. Jeszcze zabawniejsza jest sytuacja Hernana Crespo. Co do jego wartości działacze Interu zmieniali zdanie trzykrotnie. W 2002 roku Argentyńczyk został wyceniony na 38 milionów euro, pół roku później uwaga, jego wartość spadła o ponad 33 miliony euro! Minęło kolejnych sześć miesięcy i Crespo został sprzedany do Chelsea za 24 miliony. Ile naprawdę był wówczas wart snajper? To tajemnica, na którą odpowiedź znają tylko działacze Nerazzurrich.
Od Calciopoli do Bilanciopoli
Zagłębiając się w źródła ciemnej strony calcio, niesposób nie wspomnieć o innej drużynie z Mediolanu. Kolejna afera, kolejny raz u udziałem Milanu. Rossoneri nadal liżą rany po pamiętnym skandalu Calciopoli, a wkrótce mogą ponieść konsekwencje Bilanciopoli. Milan podobnie jak ich kuzyni zza miedzy miał się bawić w doping administracyjny. Chodzi tu o wymiany zawodników z Interem. Oczywiście nie były to zwyczajne wymiany. Nikomu nieznani piłkarze obu klubów mieli być wyceniani nawet na kilka milionów euro. Wybitnie uzdolnieni? Ależ skąd. Żaden z nich w barwach Interu i Milanu nie zagrał nawet minuty. Wszyscy posłużyli raczej zespołom a konkretnie ich działaczom jako narzędzia do załatania dziur w budżecie. Na chwilę obecną sytuacja Milanu wydaje się być mniej poważna niż ta Interu. Kwoty z kosmosu i owszem miały wpływ na bilans końcowy klubu, ale udział Rossonerich w rozgrywkach Serie A nigdy nie stał pod znakiem zapytania. Co innego Interu, który gdyby nie przekręty, czy nazywając rzeczy po imieniu – oszustwa, miałby spore trudności z otrzymaniem licencji na występy w pierwszej lidze w sezonie 2004/05. Jeśli prokuratura udowodni Nerazzurrim zarzucane im czyny, wówczas grozi im odjęcie kilku punktów, a nawet odebranie tytułu mistrzowskiego.
Sprawa fałszowania bilansów przez włoskie kluby ciągnie się od kilkunastu miesięcy. Lazio, Roma, Genoa, Sampdoria, Juventus – to nazwy pozostałych klubów, których dokumenty przeglądają prokuratury w całej Italii. Tylko czekać aż zapadną wyroki. Trudno jednak powiedzieć czy i kiedy należy się ich spodziewać. Co niektórzy utrzymują bowiem, że sprawa już uległa przedawnieniu i jeśli już to karę poniosą sami działacze.
Czarny Totek, Calciopoli, Bilanciopoli – to tylko ostatnie afery, które targały bądź nadal targają włoską piłką. Prawdziwy, czysty futbol na Półwyspie Apenińskim zmierza ku upadkowi. Umiera, ale na pewno nie śmiercią naturalną. Calcio niszczy śmiertelna choroba, której źródłem są Ci, którzy kuriozalnie stanowią o jego sile.
Zrodlo: http://pilka.pl/
Autor: Agnieszka
Jak widac rzekomy "czysty" i krzywdzony przez kibicow Juventusu Inter nie jest w cale taki czysty ile jeszcze rzeczy zobaczy swiatlo dzienne? Podsluchy, doping administracyjny i inne brudy ktore powoli powoli sie nam pokazuja. Ale cieszy mnie jedna rzecz ze Juventus spadl do tej 2 ligi wloskiej ze odpokutowal za bledy przeszlosci i wroci do serii A czysty jak lza.
Od skazania winnych w aferze korupcyjnej minęło niespełna pół roku. Nie oznacza to jednak wcale, że w Italii pisze się już tylko o piłce nożnej w dosłownym znaczeniu tego słowa. Z jednej strony, co tu dużo mówić, dominacja Interu na krajowym podwórku potwierdzana imponującą serią zwycięstw, z drugiej doping administracyjny z liderem rozgrywek w roli głównej.
Od rekordu do skandalu
20 stycznia ustanowili nowy rekord Serie A pod względem zwycięstw z rzędu, rezerwując sobie miejsce na pierwszych stronach gazet. Po kilku dniach ponownie byli tematem numer jeden. Tyle, że tym razem powodów do radości już nie mieli. „Corriere della Sera” doniosło o regularnym fałszowaniu zapisów księgowych w szeregach Interu do czerwca 2004 roku włącznie. Oczywiście mowa o „rzekomym” naginaniu a raczej łamaniu przepisów, bo póki co przecież niczego nikomu nie udowodniono. Władze Interu utrzymują, że wszystko jest w najlepszym porządku. Czyżby? W takim razie dlaczego Massimo Moratti do spółki z Adriano Galianim z Milanu, który również maczał palce w Bilanciopoli, nie stawił się na przesłuchaniu w prokuraturze? Odpowiedź wydaje się być prosta. Obaj muszą mieć coś na sumieniu i bez konsultacji z prawnikami wolą się nie odzywać, aby nie pogorszyć i tak już trudnej sytuacji. Inter już jest oskarżony o podrobienie podpisu na kontrakcie młodego bramkarza Simone Brunelliego. Czyjego? Zapytają co niektórzy. Piłkarza, o którym do niedawna słyszało niewielu, ale który zgodnie z zapisem księgowym kosztował tyle, co ceniony w calcio zawodnik – 3 miliony euro. Sprawa goalkeepera już dawno wydała się podejrzana Federcalcio i prokuraturze, bo śledztwo toczy się od dobrych kilku miesięcy. Przypuszcza się jednak, że to nie był odosobniony przypadek. Brunelli otwarł niechlubny rozdział w historii Nerazzurrich z Mediolanu, którzy przyjmując w spadku po Juventusie tytuł mistrzowski, określili go mianem scudetto uczciwych. Uczciwych? Jeśli podejrzenia prokuratury znajdą potwierdzenie w rzeczywistości, wówczas o tej, tak często podkreślanej uczciwości, na pewno nie będzie mogło być mowy. Nic jeszcze nie jest przesądzone, ale sprawa „śmierdzi na odległość”. Nie chodzi tu bynajmniej o wartość wspomnianego Brunelliego, bo może rzeczywiście był nieźle zapowiadającym się bramkarzem. Wystarczy przyjrzeć się kulisom transferu Hernana Crespo z Lazio do Interu w 2002 roku. W ramach rozliczenia działacze z Mediolanu oddali Biancocelestim napastnika Bernardo Corradiego, którego dwa miesiące wcześniej pozyskali z Chievo. Do kasy Gialloblu powędrowała kwota nieco wyższa niż 5 milionów euro, ale już w zapisach księgowych Interu dotyczących późniejszej transakcji z Lazio, zawodnik został wyceniony na 12 milionów. Jakim cudem wartość piłkarza, który od czasu gdy zasilił Inter rozegrał w jego barwach 3 minuty oficjalnego meczu (eliminacje Ligi Mistrzów, rewanżowy mecz ze Sportingiem), wzrosła w tak krótkim czasie o bagatela siedem milionów? Teoretycznie niemożliwe, ale jak widać niekoniecznie. W oczach działaczy Interu Corradi był wart dokładnie 12 milionów euro. Inna sprawa na jakiej podstawie. Jeszcze zabawniejsza jest sytuacja Hernana Crespo. Co do jego wartości działacze Interu zmieniali zdanie trzykrotnie. W 2002 roku Argentyńczyk został wyceniony na 38 milionów euro, pół roku później uwaga, jego wartość spadła o ponad 33 miliony euro! Minęło kolejnych sześć miesięcy i Crespo został sprzedany do Chelsea za 24 miliony. Ile naprawdę był wówczas wart snajper? To tajemnica, na którą odpowiedź znają tylko działacze Nerazzurrich.
Od Calciopoli do Bilanciopoli
Zagłębiając się w źródła ciemnej strony calcio, niesposób nie wspomnieć o innej drużynie z Mediolanu. Kolejna afera, kolejny raz u udziałem Milanu. Rossoneri nadal liżą rany po pamiętnym skandalu Calciopoli, a wkrótce mogą ponieść konsekwencje Bilanciopoli. Milan podobnie jak ich kuzyni zza miedzy miał się bawić w doping administracyjny. Chodzi tu o wymiany zawodników z Interem. Oczywiście nie były to zwyczajne wymiany. Nikomu nieznani piłkarze obu klubów mieli być wyceniani nawet na kilka milionów euro. Wybitnie uzdolnieni? Ależ skąd. Żaden z nich w barwach Interu i Milanu nie zagrał nawet minuty. Wszyscy posłużyli raczej zespołom a konkretnie ich działaczom jako narzędzia do załatania dziur w budżecie. Na chwilę obecną sytuacja Milanu wydaje się być mniej poważna niż ta Interu. Kwoty z kosmosu i owszem miały wpływ na bilans końcowy klubu, ale udział Rossonerich w rozgrywkach Serie A nigdy nie stał pod znakiem zapytania. Co innego Interu, który gdyby nie przekręty, czy nazywając rzeczy po imieniu – oszustwa, miałby spore trudności z otrzymaniem licencji na występy w pierwszej lidze w sezonie 2004/05. Jeśli prokuratura udowodni Nerazzurrim zarzucane im czyny, wówczas grozi im odjęcie kilku punktów, a nawet odebranie tytułu mistrzowskiego.
Sprawa fałszowania bilansów przez włoskie kluby ciągnie się od kilkunastu miesięcy. Lazio, Roma, Genoa, Sampdoria, Juventus – to nazwy pozostałych klubów, których dokumenty przeglądają prokuratury w całej Italii. Tylko czekać aż zapadną wyroki. Trudno jednak powiedzieć czy i kiedy należy się ich spodziewać. Co niektórzy utrzymują bowiem, że sprawa już uległa przedawnieniu i jeśli już to karę poniosą sami działacze.
Czarny Totek, Calciopoli, Bilanciopoli – to tylko ostatnie afery, które targały bądź nadal targają włoską piłką. Prawdziwy, czysty futbol na Półwyspie Apenińskim zmierza ku upadkowi. Umiera, ale na pewno nie śmiercią naturalną. Calcio niszczy śmiertelna choroba, której źródłem są Ci, którzy kuriozalnie stanowią o jego sile.
Zrodlo: http://pilka.pl/
Autor: Agnieszka
Jak widac rzekomy "czysty" i krzywdzony przez kibicow Juventusu Inter nie jest w cale taki czysty ile jeszcze rzeczy zobaczy swiatlo dzienne? Podsluchy, doping administracyjny i inne brudy ktore powoli powoli sie nam pokazuja. Ale cieszy mnie jedna rzecz ze Juventus spadl do tej 2 ligi wloskiej ze odpokutowal za bledy przeszlosci i wroci do serii A czysty jak lza.