Najgorsza drużyna świata
: 05 listopada 2006, 19:06
Doprecyzowywać niczego tu nie trzeba, bo mimo kryzysu podstawowej komórki życia społecznego pewne rzeczy jednak wciąż wynosi się z domu. Jak ta, że istnieją porażki, klęski i plagi klęsk, a dopiero potem, gdzieś na końcu skali nieszczęść, tkwi Inter Mediolan lub - uściślając - dla Interu granie, Interu trenowanie, Interem zarządzanie lub, brrr, Interowi kibicowanie - pisze "Gazeta Wyborcza".
Oczywiście kiepskie wyniki miewają także inni. Fani Rochdale pewnie się oburzają, że mediolańczycy zgarniają całą sławę najtragiczniejszych postaci współczesnego futbolu. Ostatecznie to oni dzierżą rozumiany na opak prymat w prestiżowej piłce angielskiej, i to dzierżą go od zawsze, bo już w 1919 roku, kiedy aplikowali do najniższej wówczas Football League, przyjęto wszystkich pozostałych sześciu kandydatów, ale ich akurat nie. Potem nie było wiele lepiej - jak już się udało dostać do dolnej klasy rozgrywkowej, to prawie nigdy nie udawało się z niej wydostać, a jak raz (w 1962 roku) trafił się Rochdale finał Pucharu Ligi Angielskiej, to Norwich wrednie zwyciężyło 4:0. To okrucieństwo mało kogo zresztą obeszło, jak wszystko, co wiąże się z Rochdale. Nawet z grającym nieopodal Bury nie udało się wszcząć zajadłej rywalizacji, czyli kolejnej słynnej "świętej wojny", bowiem kibice Bury wyniośle lokalnego rywala ignorują.
Przytaczam skrótowo tę historię, by złożyć hołd także pomniejszym przegranym, ale zdaję sobie sprawę, że gehenna Interu to jest jednak zupełnie inna liga. Ogólnie znane fakty podaję dla porządku: od przeszło 40 lat mediolańczycy nie wygrali Ligi Mistrzów (wcześniej zwanej Pucharem Europy), choć od zawsze kolekcjonują gwiazdy; od 1989 roku nie zdobyli mistrzostwa kraju, choć właściciel klubu Massimo Moratti w ostatniej dekadzie zainwestował w transfery i kontrakty piłkarzy 1,3 mld euro. I przyznany im latem tytuł za sezon ubiegły tego ostatniego zdania nie unieważnia, bo ów "sukces" marny los interisty zamienił tylko w groteskę - kiedy wreszcie już udało się coś wygrać, to nie na boisku, lecz po procesie skazującym rzeczywistego mistrza, który oszukiwał. Juventus został ukarany, sprawiedliwości niby stało się zadość, ale to turyńczycy odprawili cały rytuał wokół scudetto - tifosi Interu nie oszaleli po zwycięskim golu, nie odśpiewali triumfalnych hymnów, nie zalali - roztańczeni - ulic Mediolanu i nie przeżyli wspólnej z zawodnikami fety. Zdobyć tytuł dwa miesiące po ostatnim gwizdku? Usłyszeć o nim od smutnych panów w ciemnych garniturach, którzy uradzili, by rywalom odebrać punkty, lecz równie dobrze mogli uradzić, by ich nie odbierać?
Trzeba uświadomić sobie, że z Interem nawet osiągać sukcesy bywa nielekko, trzeba wiedzieć, z jakich powodów kibice mówili, iż "lepiej mieć puszczalską się żonę albo syna heroinistę", niż uzależnić się od nerazzurrich, by pojąć, co stało się w sobotę na San Siro. To nie był "tylko" najwspanialszy mecz 2006 roku. Nie był, bo tak spektakularne zwycięstwo nad Milanem może wywrzeć efekt długotrwały i przekonać kibiców/piłkarzy/trenera, iż czas wielkiej smuty jednak się niechybnie skończy.
źródło: http://sport.wp.pl/kat,2193,wid,8576460,wiadomosc.html
Inter jak to Inter
kupuja najdrozszych ale niekoniecznie najlepszych zawodnikow i potem trzeba w sadach wygrywac scudetto 
Oczywiście kiepskie wyniki miewają także inni. Fani Rochdale pewnie się oburzają, że mediolańczycy zgarniają całą sławę najtragiczniejszych postaci współczesnego futbolu. Ostatecznie to oni dzierżą rozumiany na opak prymat w prestiżowej piłce angielskiej, i to dzierżą go od zawsze, bo już w 1919 roku, kiedy aplikowali do najniższej wówczas Football League, przyjęto wszystkich pozostałych sześciu kandydatów, ale ich akurat nie. Potem nie było wiele lepiej - jak już się udało dostać do dolnej klasy rozgrywkowej, to prawie nigdy nie udawało się z niej wydostać, a jak raz (w 1962 roku) trafił się Rochdale finał Pucharu Ligi Angielskiej, to Norwich wrednie zwyciężyło 4:0. To okrucieństwo mało kogo zresztą obeszło, jak wszystko, co wiąże się z Rochdale. Nawet z grającym nieopodal Bury nie udało się wszcząć zajadłej rywalizacji, czyli kolejnej słynnej "świętej wojny", bowiem kibice Bury wyniośle lokalnego rywala ignorują.
Przytaczam skrótowo tę historię, by złożyć hołd także pomniejszym przegranym, ale zdaję sobie sprawę, że gehenna Interu to jest jednak zupełnie inna liga. Ogólnie znane fakty podaję dla porządku: od przeszło 40 lat mediolańczycy nie wygrali Ligi Mistrzów (wcześniej zwanej Pucharem Europy), choć od zawsze kolekcjonują gwiazdy; od 1989 roku nie zdobyli mistrzostwa kraju, choć właściciel klubu Massimo Moratti w ostatniej dekadzie zainwestował w transfery i kontrakty piłkarzy 1,3 mld euro. I przyznany im latem tytuł za sezon ubiegły tego ostatniego zdania nie unieważnia, bo ów "sukces" marny los interisty zamienił tylko w groteskę - kiedy wreszcie już udało się coś wygrać, to nie na boisku, lecz po procesie skazującym rzeczywistego mistrza, który oszukiwał. Juventus został ukarany, sprawiedliwości niby stało się zadość, ale to turyńczycy odprawili cały rytuał wokół scudetto - tifosi Interu nie oszaleli po zwycięskim golu, nie odśpiewali triumfalnych hymnów, nie zalali - roztańczeni - ulic Mediolanu i nie przeżyli wspólnej z zawodnikami fety. Zdobyć tytuł dwa miesiące po ostatnim gwizdku? Usłyszeć o nim od smutnych panów w ciemnych garniturach, którzy uradzili, by rywalom odebrać punkty, lecz równie dobrze mogli uradzić, by ich nie odbierać?
Trzeba uświadomić sobie, że z Interem nawet osiągać sukcesy bywa nielekko, trzeba wiedzieć, z jakich powodów kibice mówili, iż "lepiej mieć puszczalską się żonę albo syna heroinistę", niż uzależnić się od nerazzurrich, by pojąć, co stało się w sobotę na San Siro. To nie był "tylko" najwspanialszy mecz 2006 roku. Nie był, bo tak spektakularne zwycięstwo nad Milanem może wywrzeć efekt długotrwały i przekonać kibiców/piłkarzy/trenera, iż czas wielkiej smuty jednak się niechybnie skończy.
źródło: http://sport.wp.pl/kat,2193,wid,8576460,wiadomosc.html
Inter jak to Inter

