Chelsea i Juventus kluby wszech czasów?
: 17 października 2005, 01:52
Szukałem na forum ale nie ma tematu więc ja go założę 
Na portalu gazeta.pl znalazłem następujacy artykuł:
Chelsea i Juventus kluby wszech czasów?
Takiej hegemonii najsilniejsze ligi nie pamiętają. Mistrz Anglii rozbił Bolton 5:1 i brakuje mu już tylko dwóch zwycięstw do historycznego rekordu Tottenhamu, który 45 lat temu wygrał 11 meczów z rzędu. Mistrz Włoch, po minimalnym zwycięstwie nad Messiną, rekord prawdopodobnie pobije już za tydzień.
Trener José Mourinho nie czekał na przerwę. Trzy minuty przed gwizdkiem wściekły pobiegł do szatni. Chelsea przegrywała, grała słabo, piłkarze, którzy dopiero w czwartek wrócili z meczów reprezentacji, nie wyglądali na zdolnych podjąć walkę. Mourinho musiał działać.
- Śpieszyłem się, żeby narysować na tablicy diagramy - opowiadał potem. - Zmieniłem tylko jednego gracza, ale w sensie taktycznym dokonałem wielkich zmian. W szatni było cicho, bo piłkarze musieli zrozumieć, o co mi chodzi. Długo myślałem, którego obrońcę zdjąć. Wybrałem Del Horno, bo kiedy masz trójkę na tyłach, potrzebujesz szybkich defensorów, a Ricardo Carvalho i William Gallas są szybcy.
Za Hiszpana Del Horno portugalski szkoleniowiec wprowadził trzeciego napastnika Eidura Gudjohnsena. Na gola czekał siedem minut. Nie minęło następnych dziesięć, a Chelsea prowadziła 4:1. - Spodziewałem się zmiany systemu gry, ale nie takiej demolki - wzdychał trener gości Sam Allardyce.
Oszołomieni kibice Chelsea zgotowali trenerowi Mourinho deliryczną - jak komentowała angielska prasa - owację na stojąco, skandując "Stand up for the Special One" ("Na baczność przed Wyjątkowym"). Tak właśnie przedstawił się Portugalczyk, kiedy przyjechał w 2004 roku na Wyspy. Od tego czasu narobił sobie mnóstwo wrogów (niewyparzonym językiem), podobnie jak cała Chelsea, której zarzuca się styl do bólu pragmatyczny, czyli nieatrakcyjny i skupiony na defensywie. Tymczasem londyńczycy, bezdyskusyjnie najskuteczniejszy zespół ligi, strzelili już 23 gole. To ponad dwa razy więcej niż uchodzący za synonim widowiskowego futbolu Arsenal, którego trener - Arsene Wenger - należy do najaktywniejszych krytyków Chelsea.
Kilka dni temu lidera Premiership zaatakował szef FIFA Sepp Blatter. W wywiadzie dla "Financial Times" nie wymienił nazwy drużyny ani nazwiska jej właściciela Romana Abramowicza, ale wiadomo, do kogo pił, wspominając o "kapitalizmie w stylu Dzikiego Zachodu" najbogatszych klubów i "pornograficznych sumach pieniędzy".
Szeregi sfrustrowanych będą rosły. Chelsea pobiła już rekord najmniejszej liczby straconych goli w sezonie (15), największej liczby zdobytych punktów (95), najdłuższej passy zwycięstw na wyjeździe (10). Teraz mierzy w rekord Tottenhamu z 1960 roku (11 kolejnych zwycięstw), a potem chce pobić osiągnięcie Arsenalu (49 gier bez porażki).
Świat tłumaczy te triumfy fortuną Abramowicza, fani ze Stamford Bridge sławią trenera. Mourinho stwierdził co prawda, że wolałby słyszeć, jak fetują piłkarzy, ale, po pierwsze, nikt mu nie wierzy, bo uchodzi za megalomana, a po drugie, jest zbyt silną i wyrazistą osobowością, by komukolwiek oddać pozycję gwiazdy.
Fabio Capello, trener Juventusu, to również postać charyzmatyczna, a jego przewaga nad Mourinho polega na tym, że chwały za zwycięstwa turyńczyków nie musieli dzielić z siłą nabywczą właścicieli klubu. Mistrz i lider Serie A wygrał siódmy raz z rzędu. Jeśli za tydzień pokona na wyjeździe Lecce, wyrówna własny rekord najlepszego początku rozgrywek z sezonów 1930/31 i 1985/1986.
Bianconeri strzelili tylko jednego gola Messinie (im też czasem zarzuca się nieefektowny styl), ale mogli znacznie więcej. Gołym okiem widać było zresztą, że się nie wysilają, za co mogli drogo zapłacić, bo goście byli o centymetry od wyrównania w 90. minucie. Bramkę zdobył Alessandro del Piero, żywy symbol silnej osobowości trenera, który legendę Juve, gwiazdora grającego w Turynie od 13 lat, rzadko wystawia w pierwszym składzie, nie bacząc na protesty zakochanych w nim kibiców.
Na kontrowersyjne decyzje Capello może sobie jednak pozwolić, bo od kiedy pojawił się w klubie, obrońcom tytułu nie udało się tylko jedno - wiosenny dwumecz z Liverpoolem w półfinale Ligi Mistrzów. Dziś to te rozgrywki są głównym celem "Starej Damy" i na dziś uchodzi ona, obok Chelsea, za głównego faworyta. Co obu potentatów różni? We Włoszech w dominację Juve wciąż się jeszcze wątpi (Seedorf właśnie stwierdził, że jego Milan jest silniejszy), w Anglii trener Boltonu zabrzmiał miało wiarygodnie, wyrażając nadzieję, że skoro w Chelsea grają normalni ludzie, to pewnie kiedyś przegrają
źródło: http://sport.gazeta.pl/sport/1,65025,2970533.html
Tak po mojemu (żadne odkrycie Ameryki) to różnica między tymi klubami jest dość zasadnicza- Chelsea to armia "najemników" którzy przyszli tam WYŁĄCZNIE dla pieniędzy. I choć w Juve też mało nie płacą to jednak tu możemy zaobserwować większe przywiązanie do barw klubowych. Weźmy choćby Davida Trezeguet'a - po którego zgłaszała się właśnie Chelsea - i co? David gra dalej u nas. To samo Zambrotta czy jeszcze paru innych graczy.
Dlatego jakoś nigdy nie przekonają mnie takie "sukcesy" jakie odnoszą londyńczycy - choćby nie wiem ile rekordów jeszcze pobili, to jednak bardziej cenię sobie dokonania takich klubów jak Juve (wiadomo dlaczego
) czy choćby takich klubów jak Liverpool - w półfinale poprzednich rozgrywek LM.
A co Wy o tym sądzicie?
Zapraszam do dyskusji

Na portalu gazeta.pl znalazłem następujacy artykuł:
Chelsea i Juventus kluby wszech czasów?
Takiej hegemonii najsilniejsze ligi nie pamiętają. Mistrz Anglii rozbił Bolton 5:1 i brakuje mu już tylko dwóch zwycięstw do historycznego rekordu Tottenhamu, który 45 lat temu wygrał 11 meczów z rzędu. Mistrz Włoch, po minimalnym zwycięstwie nad Messiną, rekord prawdopodobnie pobije już za tydzień.
Trener José Mourinho nie czekał na przerwę. Trzy minuty przed gwizdkiem wściekły pobiegł do szatni. Chelsea przegrywała, grała słabo, piłkarze, którzy dopiero w czwartek wrócili z meczów reprezentacji, nie wyglądali na zdolnych podjąć walkę. Mourinho musiał działać.
- Śpieszyłem się, żeby narysować na tablicy diagramy - opowiadał potem. - Zmieniłem tylko jednego gracza, ale w sensie taktycznym dokonałem wielkich zmian. W szatni było cicho, bo piłkarze musieli zrozumieć, o co mi chodzi. Długo myślałem, którego obrońcę zdjąć. Wybrałem Del Horno, bo kiedy masz trójkę na tyłach, potrzebujesz szybkich defensorów, a Ricardo Carvalho i William Gallas są szybcy.
Za Hiszpana Del Horno portugalski szkoleniowiec wprowadził trzeciego napastnika Eidura Gudjohnsena. Na gola czekał siedem minut. Nie minęło następnych dziesięć, a Chelsea prowadziła 4:1. - Spodziewałem się zmiany systemu gry, ale nie takiej demolki - wzdychał trener gości Sam Allardyce.
Oszołomieni kibice Chelsea zgotowali trenerowi Mourinho deliryczną - jak komentowała angielska prasa - owację na stojąco, skandując "Stand up for the Special One" ("Na baczność przed Wyjątkowym"). Tak właśnie przedstawił się Portugalczyk, kiedy przyjechał w 2004 roku na Wyspy. Od tego czasu narobił sobie mnóstwo wrogów (niewyparzonym językiem), podobnie jak cała Chelsea, której zarzuca się styl do bólu pragmatyczny, czyli nieatrakcyjny i skupiony na defensywie. Tymczasem londyńczycy, bezdyskusyjnie najskuteczniejszy zespół ligi, strzelili już 23 gole. To ponad dwa razy więcej niż uchodzący za synonim widowiskowego futbolu Arsenal, którego trener - Arsene Wenger - należy do najaktywniejszych krytyków Chelsea.
Kilka dni temu lidera Premiership zaatakował szef FIFA Sepp Blatter. W wywiadzie dla "Financial Times" nie wymienił nazwy drużyny ani nazwiska jej właściciela Romana Abramowicza, ale wiadomo, do kogo pił, wspominając o "kapitalizmie w stylu Dzikiego Zachodu" najbogatszych klubów i "pornograficznych sumach pieniędzy".
Szeregi sfrustrowanych będą rosły. Chelsea pobiła już rekord najmniejszej liczby straconych goli w sezonie (15), największej liczby zdobytych punktów (95), najdłuższej passy zwycięstw na wyjeździe (10). Teraz mierzy w rekord Tottenhamu z 1960 roku (11 kolejnych zwycięstw), a potem chce pobić osiągnięcie Arsenalu (49 gier bez porażki).
Świat tłumaczy te triumfy fortuną Abramowicza, fani ze Stamford Bridge sławią trenera. Mourinho stwierdził co prawda, że wolałby słyszeć, jak fetują piłkarzy, ale, po pierwsze, nikt mu nie wierzy, bo uchodzi za megalomana, a po drugie, jest zbyt silną i wyrazistą osobowością, by komukolwiek oddać pozycję gwiazdy.
Fabio Capello, trener Juventusu, to również postać charyzmatyczna, a jego przewaga nad Mourinho polega na tym, że chwały za zwycięstwa turyńczyków nie musieli dzielić z siłą nabywczą właścicieli klubu. Mistrz i lider Serie A wygrał siódmy raz z rzędu. Jeśli za tydzień pokona na wyjeździe Lecce, wyrówna własny rekord najlepszego początku rozgrywek z sezonów 1930/31 i 1985/1986.
Bianconeri strzelili tylko jednego gola Messinie (im też czasem zarzuca się nieefektowny styl), ale mogli znacznie więcej. Gołym okiem widać było zresztą, że się nie wysilają, za co mogli drogo zapłacić, bo goście byli o centymetry od wyrównania w 90. minucie. Bramkę zdobył Alessandro del Piero, żywy symbol silnej osobowości trenera, który legendę Juve, gwiazdora grającego w Turynie od 13 lat, rzadko wystawia w pierwszym składzie, nie bacząc na protesty zakochanych w nim kibiców.
Na kontrowersyjne decyzje Capello może sobie jednak pozwolić, bo od kiedy pojawił się w klubie, obrońcom tytułu nie udało się tylko jedno - wiosenny dwumecz z Liverpoolem w półfinale Ligi Mistrzów. Dziś to te rozgrywki są głównym celem "Starej Damy" i na dziś uchodzi ona, obok Chelsea, za głównego faworyta. Co obu potentatów różni? We Włoszech w dominację Juve wciąż się jeszcze wątpi (Seedorf właśnie stwierdził, że jego Milan jest silniejszy), w Anglii trener Boltonu zabrzmiał miało wiarygodnie, wyrażając nadzieję, że skoro w Chelsea grają normalni ludzie, to pewnie kiedyś przegrają
źródło: http://sport.gazeta.pl/sport/1,65025,2970533.html
Tak po mojemu (żadne odkrycie Ameryki) to różnica między tymi klubami jest dość zasadnicza- Chelsea to armia "najemników" którzy przyszli tam WYŁĄCZNIE dla pieniędzy. I choć w Juve też mało nie płacą to jednak tu możemy zaobserwować większe przywiązanie do barw klubowych. Weźmy choćby Davida Trezeguet'a - po którego zgłaszała się właśnie Chelsea - i co? David gra dalej u nas. To samo Zambrotta czy jeszcze paru innych graczy.
Dlatego jakoś nigdy nie przekonają mnie takie "sukcesy" jakie odnoszą londyńczycy - choćby nie wiem ile rekordów jeszcze pobili, to jednak bardziej cenię sobie dokonania takich klubów jak Juve (wiadomo dlaczego

A co Wy o tym sądzicie?
Zapraszam do dyskusji
