: 19 lutego 2016, 20:08
Przy okazji chciałbym przypomnieć fragmenty starego wywiadu z 2005 roku z prof. Leonem Kieresem, byłym prezesem IPN (byłym senatorem Platformy, obecnie w TK) na temat zawartości teczek:
Jednak w całej tej sprawie nie tyle chodzi o Lecha Wałęsę, tylko o oczyszczenie życia publicznego z takich indywiduów jak Lesław Maleszka:
Teraz spójrzcie na to, kto najzajadlej obecnie atakuje PiS, w czyim komitecie poparcia pełno było wiekowych artystów i dziennikarzy, którzy wiedzą, że akurat ta partia nie będzie zamykać teczek w IPN-owskiej piwnicy.Dzisiaj wszyscy się zastanawiają, także dziennikarze mediów elektronicznych, którzy zostali przez sędziego Nizieńskiego wymienieni. To środowisko także było „naznaczone”. Podobnie dziennikarze prasowi. Tu też byli współpracownicy SB. Dlatego uważam, że ta wypowiedź stanowi impuls, który pcha w kierunku tego, co mówi LPR: musimy wszystko ujawnić. Spodziewam się, że o wielu z tych osób, o których mówi Nizieński, z czasem poznamy prawdę. (...)
Trądem w sposób szczególny były dotknięte szkoły wyższe. (...)
Nie chcę epatować informacjami, ale najwięcej spraw bolesnych będzie w przypadku środowiska artystów i dziennikarzy. Tu też jest najwięcej spraw pokazujących ludzką małość. Podłość, zniżanie się do najgorszych instynktów.
Źródło
Jednak w całej tej sprawie nie tyle chodzi o Lecha Wałęsę, tylko o oczyszczenie życia publicznego z takich indywiduów jak Lesław Maleszka:
"Gazeta Wyborcza" zatruwała ludziom umysły antylustracyjną propagandą, której autorem był zaangażowany SB-cki kapuś pozujący na nieskazitelnego opozycjonistę. Najgorsze jest to, że Michnik prawdopodobnie wiedział o współpracy Maleszki, ale pozwalał mu zwalczać lustrację na łamach swojej gazety. Nawet po tym jak Maleszka przyznał się do współpracy to nadredaktor go nie wyrzucił, rzekomo "ze względów humanitarnych i socjalnych". Natomiast dla Jacka Kalabińskiego (to on napisał Wałęsie przemówienie "We, the people...", które wygłosił w amerykańskim Kongresie) banda zakłamanych hipokrytów z "Wyborczej" nie miała względów humanitarnych i socjalnych, kiedy zwolnili go z pracy, bo nie chcieli płacić za niego ubezpieczenia w momencie gdy ciężko zachorował: "Miłosierdzie według "Gazety Wyborczej"". Tacy są właśnie ludzie z gazety, której "nie jest wszystko jedno".Do 2001 roku Lesław Maleszka miał nieskazitelną etykietkę opozycyjnego działacza i był jednym z głównych publicystów "Gazety Wyborczej". W swoich artykułach ostro atakował ideę lustracji. Wildstein i inni uznali, że prawda o jego przeszłości musi ujrzeć światło dzienne. Napisali list otwarty, który rozesłali do redakcji gazet. "Wyborcza" odmówiła jego publikacji. 6 listopada 2001 roku list ukazał się na łamach "Rzeczpospolitej", wywołując burzę. 13 listopada w "Gazecie Wyborczej" tekstem "Byłem Ketmanem" Maleszka wyznał, że był tajnym współpracownikiem bezpieki. (...)
Esbecy wspominają, że był bardzo dobrym i zaangażowanym agentem. - W sensie jakościowym starczał nam za kilku innych źródeł informacji - opowiada Józef Bober, były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa. A Marek Szmigielski - oficer prowadzący Maleszki - nie ukrywa, że był on jego najlepszym agentem: - Miał świetny zmysł obserwacji, umiał przelewać myśli na papier, był znakomitym psychologiem - przekonuje.
Źródło