: 11 lutego 2016, 17:44
Nie pracuję/studiuję/partycypuję w żadnym z powyższych, ale to znaczy od razu, że nie mogę zabierać głosu i nie mam pojęcia, tak? OkMakiavel pisze:@old faithful
Jesteś ekspertem Banku Światowego, analitykiem w BCG czy wykładasz ekonomię na Harvardzie albo może pracujesz w S&P, Moody's albo w Fitchu?

Rozumiem, że wg Ciebie te gospodarki są w doskonałej sytuacji. Cóż mogę ci powiedzieć. Według kryteriów, które Ci zaproponowałem śmiem twierdzić, że tak ... są trupami. Zwłaszcza USA, które jest na skraju wyczerpania i przez to prze jak tylko może do jakiejkolwiek wojny, bo nie dość że wydało w cholerę kasy na zbrojenia, to jeszcze technologicznie traci swą przewagę, a kasy na ponowne zbrojenia na taką skalę nie będzie.Makiavel pisze:@old faithful
Według Twojego, przyznam szczerze, nieco dziwnego kryterium, USA, Japonia, prawie cała UE to gospodarcze trupy w beznadziejnej sytuacji finansowej.
Pamiętaj, że jeden rok porządnej nauki czegokolwiek może być więcej wart niż dwadzieścia lat tłuczenia mitów;) Wyrażam swoje zdanie i nigdzie nie powiedziałem, że jestem ekspertem. To Twoje prześmiewcze komentarze. W przypominam Ci, że wzrost gospodarczy liczy się na różne sposoby i też odnosi się do czegoś wcześniej. Możesz mieć wzrost realny 10%, ale co z tego jeśli przez ostatnie kilkanaście lat był na minusie lub w rejonie zera? Te rzeczy są względne. I do tego nie trzeba mieć nawet studiów ekonomii, a minimum logicznego myślenia i podstawowe zdolności matematyczne;)Makiavel pisze:@old faithful
Co więcej bez znaczenia jest wzrost gospodarczy, zarówno ten rok do roku, jak i skumulowany (najlepszy w UE w ostatnich latach), bez znaczenia są, do niedawna, jedynie pozytywne opinie o fundamentach naszej gospodarki i jej perspektywach, bo Ty jesteś ekspertem, który twierdzi, że wie lepiej od BCG, zagranicznych profesorów ekonomii (w tym laureatów tzw. "ekonomicznego Nobla"), agencji ratingowych, specjalistów z Banku Światowego i innych gremiów przygotowujących zestawienia typu Ease of Doing Business. Trochę mi to pachnie studentem pierwszych lat ekonomi, który coś liznął i się tym zachłysnął.
Przy uwzględnieniu tejże kreatywnej księgowości może być nawet 120 %. Pisałem o "gwoździu" do trumny, bo się zbliżamy niezbezpiecznie wielkimi krokami do tego i podałem przykład ilościowy, żeby pokazać że można osiągnąć także ten procentowy, skoro ilościowy już osiągnęliśmy.Makiavel pisze:@old faithful
Dodatkowo podajesz jakieś absurdalne rzeczy. Dług publiczny Polski, nawet nie uwzględniając kreatywnej księgowości, to jakieś 70% PKB +/- 5%. Grecji to blisko 180%.
Znowuż zależy od ratingi, od metodologii i tego kto to robi. Jeśli robią go eksperci, którzy twierdzą (jak Ty), iż gospodarka USA czy Japonii jest w dobrym stanie to faktycznie w porównaniu do tego nasze dane nie są takie złe. Znowu - względność.Makiavel pisze:@old faithful
Koszty obsługi długu Polski zależne są od ratingu, który uznałeś za "wart funta kłaków".
Jedno z kryteriów i ... szkoda, bo na inne rzeczy masz odpisywać czas, o czym świadczy Twój długi post;) No i chciałbym dowiedzieć się co takiego jest bez sensu w twierdzeniu, że jak przez wiele lat wydatki przekraczają wpływy, to musi to mieć zły skutek. Ciekawe, że jak każdy z nas się zadłuża i bierze kredyty, to w końcu z nas się ściąga i to jest traktowane normalne, a ludzie żyją w przeświadczeniu, że jak robi to państwo to jest ok i nie ma się czym martwić.Makiavel pisze:@old faithful
Nie mam czasu tłumaczyć Ci dlaczego Twoje "kryterium budżetowe" jest bez sensu,
Znowuż kwestia ratingu i względności, a do tego USA (czego nie zauważasz) ma pewien bonus (przynajmniej póki co jeszcze) w postaci waluty światowej. Przy tak postawionej sprawie muszą się wszyscy z USA liczyć, zwłaszcza w erze pieniądza fiducjarnego, który jest instrumentem już dużo bardziej politycznym niż ekonomicznym.Makiavel pisze:@old faithful
ale z jakiegoś powodu np. Niemcy i USA z ogromnymi długami publicznymi mają najwyższe oceny wiarygodności kredytowej i są uznawane za bardziej stabilne niż Chiny długiem publicznym rzędu 35-40% PKB.
Ja nie twierdzę, że to co robi PiS jest dobre, więc nie będę ich bronił i w to mnie nie wciągniesz, bo od początku to zaznaczyłem;) Uważam że PO zrobiło dużo gorsze rzeczy. A co do Keynesa, to taka ciekawostka. Nie jestem jego miłośnikiem delikatnie mówiąc, ale nawet on twierdził, że można robić deficyt, ale jak tylko jest możliwość to sugerowane jest jego likwidowanie, więc tutaj miał chociaż trochę rozsądku. Tymczasem zarzucasz PiSowi, że postępował wg metod Keynesa, podczas gdy to PO najbardziej ze wszystkich zwiększyło deficyt i dług publiczny. Pompowanie w gospodarkę publicznych pieniędzy zazwyczaj kończy się źle i tu się zgodzimy.Makiavel pisze:@old faithful
"Nie przeszkadzanie gospodarce" to było to, co robiła PO w czasie kryzysu ekonomicznego 2008+. Wbrew sugestiom PiSu i naukom keynesizmu nie próbowała sztucznie dostarczać bodźców pompując w gospodarkę publiczne pieniądze.
Proszę Cię ... zgłosiła ustawę w 2006 roku jak była w opozycji? Tacy odważni? To czemu nie zrobili tego jak mieli rządy dla siebie? Argument dla mnie totalnie chybiony, bo ja też mogę powiedzieć, że chcę obniżyć podatki, a potem dojść do władzy i je podnosić (co zresztą zrobiła PO). Pamięta ktoś jeszcze "4xTAK" i "3x15"? No oczywiście teraz niektórzy dają się nabrać na przegrupowaną PO w postaci Nowoczesnej, ale to już powodzenia każdemu kto tak się daje robić w konia.Makiavel pisze:@old faithful
Zaś co się tyczy podatków to sprawdź sobie, kto zgłosił w 2006 roku ustawę podatkową obniżającą PIT (ale to już tylko w ramach ciekawostki).
Znowu ... argumenty wybitnie przesączone stronniczością i niechęcią w stronę PiS. Nie dość że Ci wyliczyłem ile zrobiła PO(co olałeś), to PiS nie miał nawet czasu by zepsuć tyle co PO. Oczywiście też jestem przeciwnikiem podatku bankowego czy "500+", ale nawet dla przyzwoitości wypada poczekać jaki to da efekt (choć na 99,9% możemy uznać, że zły), a nie z góry twierdzić ile to zepsuje.Makiavel pisze:@old faithful
Oczywiście nie mówię, że PO nie robiła nic co by szkodziło gospodarce, ale w porównaniu np. do obecnego rządu, robiła bardzo, bardzo mało takich rzeczy, co doskonale widać analizując wzrost PKB, realny wzrost wynagrodzeń, poziom bezrobocia i inne wskaźniki gospodarcze.
Nie wiem co wiedzą czy nie wiedzą, ale o ratingach już Ci swoje powiedziałem.Makiavel pisze:@old faithful
PS. Jeśli wydaje Ci się, że ludzie, którzy dokonują ocen typu agencje ratingowe czy inne gremia eksperckie nie wiedzą, że Rostowski stosował kreatywną księgowość to sorry, ale to nie jest poważna dyskusja.
Reasumując, dyskusja z Tobą jest w pewien sposób ciekawa. Ja podaję ci suche dane, fakty, argumenty z liczbami i datami, a Ty robisz do mnie wycieczki osobiste (kpiarskie nazywanie ekspertem, wytykanie że nie jestem wykładowcą Harvardu to się nie znam), a sam nic konkretnie nie podajesz. Żadnych danych, porównań i słychać tylko "a ratingi to i tamto", gdzie nie podajesz jaki, co do czego, jak liczone, kto to zrobił, na czyje zamówienie (co jest cholernie ważne) itd.
W dodatku podałem Ci sporo przykładów kto, kiedy i o ile obniżał podatki i ile razy PO coś psuła, a Twój kontrargument "ale w 2006 chciała coś zmienić". Wtedy kiedy była w opozycji, to chciała, a potem przez prawie dekadę samodzielnych rządów, nie mogła? Czekam teraz na koronny argument "a bo kryzys był". A skąd ten kryzys? No przecież nie z USA, które mają super gospodarkę i parę razy cudem się wykaraskały z szamba, bo im agencje ratingowe wystawiają super oceny.
Wybacz, ale dla mnie nie masz po prostu żadnych argumentów. Nie jest to wycieczka personalna, ale mówisz na poziomie ogólników, bez konkretów, a w dodatku wszystko podporządkowujesz swojej stronniczości, gdzie a wylewa się niechęć do PiS. PiS zepsuł więcej od PO ... przecież to nawet nie da się jakoś logicznie wytłumaczyć, gdy PO rządziła ponad 8 lat, a PiS ile od wygrania wyborów?
I Ty mówisz do mnie o byciu studentem pierwszego roku ekonomii, gdy sam nie podałeś nic poza kultem agencji ratingowych i odwoływaniem się do zacnych autorytetów i postaci, których słów czy opinii nawet nie zacytowałeś tylko powołałeś się na sam fakt ich istnienia? I jeszcze powołujesz się na keynesizm jako rzecz złą przypisywaną PiSowi (czego nie zaprzeczę) nie zauważając, że samo PO stosowało jego metody?
Nie obraź się, ale albo jesteś kimś inteligentnym i oczytanym i po prostu manipulujesz faktami i teoriami tak, aby pasowało Ci do stronniczych tez, albo jesteś zwyczajnym ignorantem, który na wzór swych idoli z Nowoczesnej ubiera się w garnitur, bierze laptop w rękę, przeczyta parę powszechnie uważanych za mądre opracowań czy właśnie ratingów, a potem powołuje się na nie jak na prawdy objawione z którymi polemika jest niedopuszczalna, a potem plecie farmazony jak posłanka Gasiuk-Pihowicz czy Ryszard Petru.
I żeby było jasne. Nie roszczę sobie monopolu do wszechwiedzy i zdarza mi się pomylić, ale naprawdę podobnych Tobie osób spotkałem wiele i "zjadłem zęby" na debatowaniu z nimi. Możesz się ze mną nie zgadzać i ok. Nie ma sprawy. Tak samo jak ja nie zgadzam się z tym co piszesz i wieloma ratingami. Różnica jest jednak taka, że ja wchodzę w polemikę bez uciekania się do całkowitej zależności od "autorytetów", wycieczek osobistych i tym podobnych, a do tego podaję przykłady. Ty po prostu sypiesz prosto z kapelusza powołując się na nieomylność ratingów i łykasz to wszystko jak "pelikan" nie dokonując nawet choćby próby krytyki i kontrargumentacji, nie podając właśnie żadnych przykładów, a jedynie rzucanie wręcz propagandowym "Po może coś tam źle zrobiła, ale PiS więcej" i zero argumentów konkretnych.
Przepraszam wszystkich za zbyt długi wpis. Obiecuję, że już nie będę "zaśmiecał" forum takimi wywodami;) Chętnie więc wejdą z Tobą w polemikę Makiavelu, ale jak coś to na priva (ale na argumenty), bo to nie nasz prywatny chat, żeby wszystkim dyskusję postami zasypywać. Tylko proszę o konkrety i jeśli dalej masz sypać tekstami "a bo to USA" czy "a bo to taki rating" czy "PiS po prostu gorszy", to nawet nie zawracajmy sobie głowy
