: 16 września 2015, 15:57
@Gelo65 Chcieć to oni mogą, grunt by na to nie pozwolić.
Jesteśmy, jako Polacy, mocno obłudni. To nasi pradziadowie emigrowali do USA, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, krajów Ameryki Południowej, Australii. Nie wszyscy oni byli Tadeuszami Kościuszko, Ignacymi Domeyko czy ludźmi tak szanowanymi, jak Miłosz, Kołakowski czy Pełczyński. Wielu z nich było (czy też nadal jest) kryminalistami różnego sortu - od zabójców, gwałcicieli, przez sprawców rozbojów po oszustów i złodziejaszków. Jednak oburzamy się, gdy ktoś nas obraża w zagranicznych mediach, gdy patrzy się na nas przez pryzmat tego, że część z polskich emigrantów siedzi na socjalu, część zarabia nielegalnie. Teraz mówimy o ludziach, którzy uciekają ze swoich krajów, gdzie toczy się wojna albo gdzie rządzą terroryści. O ludziach, którzy żyją w warunkach przy których PRL, nawet lata stalinowskie, to pikuś. Zgadzam się, że nie możemy przyjąć ich wszystkich, że trzeba ich pilnować bo mogą wśród nich być terroryści. Ale aspirowaliśmy swoistego "klubu" bogatych państw zachodnich i zostaliśmy przyjęci. Na razie trochę na zasadach ubogiego krewnego, ale jednak. Jako kraj bogatego zachodu musimy się angażować w pomoc dla najbiedniejszych. Elementem tej pomocy jest przyjmowanie uchodźców i jakiejś grupy imigrantów ekonomicznych. Tak, jak nas przyjmowano i przyjmuje się dalej. Jeśli komuś się marzy, jak Tobie zbysioJuve, że będziemy enklawą monokulturową w zglobalizowanym świecie to jest to mrzonka. Najwyższy czas porzucić te marzenia. Im będziemy bogatsi tym więcej u nas będzie imigrantów: arabskich, słowiańskich, azjatyckich, afrykańskich. Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań nie będą się zapełniać tylko nowymi "słoikami" z prowincji, ale też, co już się dzieje, Hindusami, Chińczykami, Koreańczykami. Będzie u nas coraz większy miszmasz kulturowy. Świat, to jest ogólna tendencja, otwiera się i jeśli się nie jest Koreą Północną to trzeba się liczyć z tym, że w tej otwartości na innych się partycypuje. To, jak sobie poradzimy z nowymi realiami jest od nas zależne. Mamy wzorce z innych krajów i wiemy już do czego prowadzi tworzenie nieformalnych gett na obrzeżach miast. Trzeba ich więc rozlokowywać w miarę równomiernie po Polsce i starać się stworzyć im warunki do partycypacji w życiu społecznym. Natomiast, wracając do wątku urbanistycznego, wzrost przestępczości w wielkich polskich miastach wraz z ich dynamicznym rozwojem jest wielce prawdopodobny bo skoro nie uniknęły tego duże i bogate miasta niemieckie, angielskie, francuskie, włoskie, amerykańskie to i pewnie w Polsce tak się stanie. Jeśli ma to związek z imigrantami, to jedynie pośredni, bo stanowią oni "kandydatów" na mieszkańców biednych przedmieść. Jednak gdy nasze miasta będą coraz bogatsze będzie do nich ściągać coraz więcej cwaniaków i kryminalistów szukających szansy w handlu narkotykami, prostytucji czy "krojeniu" rozrastającej się warstwy zamożnej i średniej tych miast.
Więc w skrócie: przed imigrantami, takimi czy innymi, nie obronimy się, będą do nas napływać. Musimy odpowiednio tą falą imigracji zarządzać, by nie przełożyła się ona bezpośrednio na problemy takie, jakie są w wielu krajach europejskich, które długo te problemy bagatelizowały. Przez ostatnie 20 parę lat głównie korzystaliśmy z dobrodziejstw globalizacji i czerpaliśmy z niej korzyści, teraz musimy się trochę, w miarę swoich możliwości, podzielić.
Jesteśmy, jako Polacy, mocno obłudni. To nasi pradziadowie emigrowali do USA, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, krajów Ameryki Południowej, Australii. Nie wszyscy oni byli Tadeuszami Kościuszko, Ignacymi Domeyko czy ludźmi tak szanowanymi, jak Miłosz, Kołakowski czy Pełczyński. Wielu z nich było (czy też nadal jest) kryminalistami różnego sortu - od zabójców, gwałcicieli, przez sprawców rozbojów po oszustów i złodziejaszków. Jednak oburzamy się, gdy ktoś nas obraża w zagranicznych mediach, gdy patrzy się na nas przez pryzmat tego, że część z polskich emigrantów siedzi na socjalu, część zarabia nielegalnie. Teraz mówimy o ludziach, którzy uciekają ze swoich krajów, gdzie toczy się wojna albo gdzie rządzą terroryści. O ludziach, którzy żyją w warunkach przy których PRL, nawet lata stalinowskie, to pikuś. Zgadzam się, że nie możemy przyjąć ich wszystkich, że trzeba ich pilnować bo mogą wśród nich być terroryści. Ale aspirowaliśmy swoistego "klubu" bogatych państw zachodnich i zostaliśmy przyjęci. Na razie trochę na zasadach ubogiego krewnego, ale jednak. Jako kraj bogatego zachodu musimy się angażować w pomoc dla najbiedniejszych. Elementem tej pomocy jest przyjmowanie uchodźców i jakiejś grupy imigrantów ekonomicznych. Tak, jak nas przyjmowano i przyjmuje się dalej. Jeśli komuś się marzy, jak Tobie zbysioJuve, że będziemy enklawą monokulturową w zglobalizowanym świecie to jest to mrzonka. Najwyższy czas porzucić te marzenia. Im będziemy bogatsi tym więcej u nas będzie imigrantów: arabskich, słowiańskich, azjatyckich, afrykańskich. Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań nie będą się zapełniać tylko nowymi "słoikami" z prowincji, ale też, co już się dzieje, Hindusami, Chińczykami, Koreańczykami. Będzie u nas coraz większy miszmasz kulturowy. Świat, to jest ogólna tendencja, otwiera się i jeśli się nie jest Koreą Północną to trzeba się liczyć z tym, że w tej otwartości na innych się partycypuje. To, jak sobie poradzimy z nowymi realiami jest od nas zależne. Mamy wzorce z innych krajów i wiemy już do czego prowadzi tworzenie nieformalnych gett na obrzeżach miast. Trzeba ich więc rozlokowywać w miarę równomiernie po Polsce i starać się stworzyć im warunki do partycypacji w życiu społecznym. Natomiast, wracając do wątku urbanistycznego, wzrost przestępczości w wielkich polskich miastach wraz z ich dynamicznym rozwojem jest wielce prawdopodobny bo skoro nie uniknęły tego duże i bogate miasta niemieckie, angielskie, francuskie, włoskie, amerykańskie to i pewnie w Polsce tak się stanie. Jeśli ma to związek z imigrantami, to jedynie pośredni, bo stanowią oni "kandydatów" na mieszkańców biednych przedmieść. Jednak gdy nasze miasta będą coraz bogatsze będzie do nich ściągać coraz więcej cwaniaków i kryminalistów szukających szansy w handlu narkotykami, prostytucji czy "krojeniu" rozrastającej się warstwy zamożnej i średniej tych miast.
Więc w skrócie: przed imigrantami, takimi czy innymi, nie obronimy się, będą do nas napływać. Musimy odpowiednio tą falą imigracji zarządzać, by nie przełożyła się ona bezpośrednio na problemy takie, jakie są w wielu krajach europejskich, które długo te problemy bagatelizowały. Przez ostatnie 20 parę lat głównie korzystaliśmy z dobrodziejstw globalizacji i czerpaliśmy z niej korzyści, teraz musimy się trochę, w miarę swoich możliwości, podzielić.




