Strona 493 z 927

: 14 czerwca 2015, 21:16
autor: Marat87
zahor pisze:
Wiking pisze:Mamy tu zwolennika JOW'ów, który mógłby spróbować mnie przekonać, że to rozwiązanie nie zabetonuje do końca naszej sceny politycznej?
Nie twierdzę że JOW to lek na całe zło, ale przemawiają do mnie argumenty o tym, że osłabi to rolę partyjnych przywódców na szczeblu centralnym. System obecny prowadzi do powstawania partii wodzowskich. Jeżeli ktoś poróżni się z liderem i zostanie wywalony/sam odejdzie, to jest to koniec jego kariery politycznej, bo nawet jeżeli zabierze ze sobą część członków partii o podobnych poglądach i założy nową strukturę, to w wyborach skazany jest na porażkę - przykłady mógłbym mnożyć. W sytuacji, kiedy przywódca żadnej większej frakcji będącej do niego w opozycji nie może tak zwyczajnie olać albo się pozbyć, szerszej spektrum poglądów byłoby reprezentowane w parlamencie. Weźmy za przykład USA. Teoretycznie są tam tylko dwaj gracze: Demokraci i Republikanie, w praktyce zauważ jak skrajnie różne poglądy są reprezentowane wewnątrz jednej partii i zestaw to ze sceną polityczną w Polsce, gdzie w kluczowych kwestiach wszystko ogranicza się do głosowania tak jak wódz kazał.
Trafna uwaga, bo Makiavel tak te JOW-y przedstawia, jakby obecny system był co najmniej dwie długości przed innymi. A tymczasem każda ordynacja ma swoje wady i zalety i trudno tutaj stwierdzić, że jedna jest zdecydowanie lepsza od drugiej.

: 14 czerwca 2015, 22:11
autor: Makiavel
Okrągłe słowa zahora wyzute są z treści. Przecież realia polityczne USA są zupełnie inne niż w Polsce. Inna jest specyfika partii, które tam istnieją, dla nas reprezentatywnym przykładem jest Wielka Brytania. Rola szefa partii przy JOWach jest ogromna, bo to on decyduje w jakim okręgu kto startuje.

Owszem może do Sejmu przy JOW dostałby się wyrzucony z PiS Ziobro, osamotniony Kalisz i jeszcze ktoś ze znaną gębą ale poza takimi paroma, dobrze znanymi, osobami resztę zgarnia PO i PiS. W każdym systemie większościowym, przy jednomandatowych okręgach liczy się głównie to, czy kandydat ma poparcie dużej partii, która zrobi mu kampanię w regionie. Wyborcy wiedzą, że w Sejmie znaczenie mają tylko partie, które mogą coś robić. Pojedynczy posłowie mają zerową siłę przebicia. JOWy nie przypadkowo, w teorii i praktyce, uznawane są za prostą drogę do systemu dwupartyjnego lub 2+1. Również przypadkiem nie jest to, że w Senacie oprócz PO i PiS jedyni niezależni kandydaci to praktycznie stare wygi, jak Cimoszewicz czy Kutz. Mniejsze okręgi czy większe zainteresowanie nic tu nie zmienią.

Inna rzeczy, mało kto o niem mówi, jest taka, że wybory proporcjonalne nie darmo tak się nazywają. One zbliżają podział głosów do podziału sympatii w narodzie. Przy JOW możemy mieć partię z większością 2/3 głosów (dającą prawo zmiany każdego artykułu konstytucji), która ma poparcie w skali kraju np. 30% a w opozycji partię, która ma 40% i może się tylko biernie przyglądać. Dobre rozmieszczenie kandydatów, odpowiednie pieniądze i gotowe.

Jedyne racjonalne uzasadnienie dla JOW jest takie, że to system, który wyłania stabilne większości dla rządu. Jest więc korzystny "dla systemu" a nie dla tych, co system chcą zniszczyć.

Kukiz chce po prostu wprowadzić swoich kolegów samorządowców do Sejmu i liczy na to, że te parę malutkich okręgów, dzięki tzw. "korupcji politycznej" (koledzy samorządowcy mogą "kupować" głosy przychylnymi dla ludzi decyzjami) zgarną.

: 14 czerwca 2015, 22:44
autor: Vimes
Flis napisał paper o JOW-ach po wyborach w 2011 roku: "Senat 2011- Rola tożsamości partyjnych". Zostawiłem sobie do przeczytania na później, przed referendum. Aczkolwiek czytałem zarzuty, że ordynacja do Senatu została napisana w taki sposób, że utrudnia życie kandydatom bezpartyjnym przy zbieraniu podpisów i wydatkach na kampanię, nie wspominając o zjawisku, którzy oni tam nazywają gerrymanderingiem, czyli takim manipulowaniem kształtem okręgów wyborczych, żeby ułatwić życie kandydatom rządzącej partii.

"Wyborcza" już nie kocha Tuska: "Samotność Tuska. Gdzie jest przewodniczący Rady Europejskiej". Cytuję: "Król Europy przyjmuje królów afrykańskich. Oni go w większości błagają o pieniądze, on nie ma wpływu na to, czy je dostaną. Te spotkania bywają arcynudne". Nawet oni zaczynają kręcić bekę z Donka tytułując go "królem Europy" :prochno:.

: 14 czerwca 2015, 22:49
autor: filipoj
Powstawanie nowych ugrupowań jest teraz na fali. Startuje nowe ugrupowanie - Ruch Społeczny Sławomira Izdebskiego.
Na konwencji pojawili się między innymi przedstawiciele związku zawodowego Sierpień 80, przedstawiciele górników oraz organizacji zrzeszających osobny zadłużone we frankach szwajcarskich.
"Franki" pchają się po pomoc wszędzie gdzie się tylko da :|

: 14 czerwca 2015, 23:04
autor: Vimes
filipoj pisze:"Franki" pchają się po pomoc wszędzie gdzie się tylko da :|
Akurat im chyba nie chodzi o pomoc finansową, tylko prawną. Przeczytaj artykuł prof. Modzelewskiego: "Pięć pytań do banków, które udzielały tzw. kredytów frankowych", bo pretensje "frankowiczów" do banków mogą być uzasadnione.

Tęcza znika z Placu Zbawiciela :D.

: 14 czerwca 2015, 23:55
autor: Makiavel
Niektórzy ludzie nie mają wstydu. Profesor, który stawia zarzut, że nikt nie informował o tym, że kurs franka może mocno wzrosnąć. Aż się prosi, by w nawiązaniu do słów samego profesora, napisać: każdy student ekonomii wie, że kurs walutowy ma ograniczenie tylko dolnej granicy (nie może być mniejszy albo równy 0) a górna granica, w teorii, nie istnieje.
Z tego co się orientuje, choć kredytami się nie zajmuje, to tzw. frankowicze płacili kredyt oprocentowany w zależności od stop procentowych w Szwajcarii, czyli bardzo nisko. Nie zmienia się też kwota kredytu, jest ona jedynie wyrażona w inne walucie. Jeśli ktoś umówił się z bankiem, że zwróci mu 100 tysięcy franków w iluś tam ratach przez ileś tam lat to nie wiem na czym polega problem? Zasadnicze pytanie, którego pan profesor nie zadał: czy kredyty należałoby przewalutować gdyby kurs franka spadał?

Nikt tych ludzi do brania kredytu we frankach nie zmuszał. Każdy kto bierze taki kredyt przyjmuje na siebie ryzyko walutowe. Dlaczego frajerami mają być ludzie, którzy mają kredyty w złotówkach, wyżej oprocentowane, a frankowicze mają otrzymywać jakąś pomoc?

: 15 czerwca 2015, 01:45
autor: filipoj
Vimes pisze:Akurat im chyba nie chodzi o pomoc finansową, tylko prawną. Przeczytaj artykuł prof. Modzelewskiego: "Pięć pytań do banków, które udzielały tzw. kredytów frankowych", bo pretensje "frankowiczów" do banków mogą być uzasadnione.
Edukacja klientów z zakresu ekonomi czy prawa bankowego raczej nie leży w interesie banków, chyba że coś się zmieniło i mają taki obowiązek? Nawet jeśli banki z premedytacja wprowadzały klientów w błąd to chyba zdrowy rozsądek zawiódł frankowiczów i jakaś wrodzona naiwność skłoniła ich do złożenia podpisu pod umową kredytową. Tłumaczenia ludzi, że "brali a bo w zł nikt im nie chciał udzielić kredytu" są dość idiotyczne, prawda że każdy ma prawo do "godnego życia" itp. ale brak zdolności kredytowej powinien być lampką bezpieczeństwa, że nie można żyć ponad stan lub pewien status społeczny.
Kilka lat temu mój znajomy też był już urobiony przez bank na kredyt we frankach. Przeprowadził konsultacje w gronie znajomych i zdecydował się na kredyt w € przy kursie chyba około 4,34 a teraz śpi spokojnie.

Teks z filmiku pod tym artykułem :wink:
Szacuje się, że ponad 60% frankowiczów to wyborcy PO...
To chyba są ci "młodzi wykształceni i inteligentni z dużych miast", którzy głosowali na jedyna słuszną partię polityczną :prochno:

: 15 czerwca 2015, 10:48
autor: gregor_g4
z całym szacunkiem do Modzelewskiego, ale argumenty, które wytacza są delikatnie mówiąc słabe.
Tutaj należy poruszyć kwestie uczciwości banków, które nie chciały udzielać kredytów w PLN, a udzielały w CHF. Znając techniki sprzedaży i podejście pracowników do klienta, były zapewnienia o stabilności waluty i małym ryzyku.

Ponadto, głównymi ofiarami franka są osoby które brały kredyt w latach 2005-2009. Wtedy kurs franka był mocno poniżej 3PLN, a niejednokrotnie blisko 2PLN. Gdy ktoś wziął kredyt powiedzmy po kursie 2,20 a nagle ma spłacać po 4,4 to jest coś nie halo. Dodatkowo etyka zawodowa pracownika banku sugerowała by uświadomić klienta, że frank jest nisko i prawdopodobieństwo wzostu jest duże.
I kolejny, najważniejszy argument (o którym zresztą pisałem tu kiedyś) jest ustawa antyspreadowa. Banki przy kredycie walutowym nie zarabiają na oprocentowaniu, a na spredzie - czyli różnicy między kosztem zakupu a kosztem sprzedaży waluty.

Jak to wyglądało realnie? Klient na papierze miał sume CHF, na która brał kredyt, a na konto wpływały mu oczywiście PLN.

Suma miesięczna raty była wyrażona również w CHF, ale klient płacił tą sume po zawyżonym kursie banku w PLN (kursy banków w danym dniu są zawsze wyższe od kursów kantorów - to jest spread i zarobek banku)

Czyli w praktyce biorąc kredyt w CHF nigdy tych pieniędzy nie widzieliśmy, a wszystkie operacje to były PLN.

Poza tym w 2011 - czyli wtedy kiedy wprowadzono ustawę antyspread'ową CHF wszedł na wysoki poziom i się na nim ustabilizował - 3,3 PLN.
Wtedy nikomu nie opłacało się już kupować w kantorach franków i spłacać nimi kredyt bo i tak był to kurs większy od tego z dnia zaciągnięcia kursu.

Prawo wg mnie jest przede wszystkim dla obywateli i to ich ma chronić, a nie interesy banków. One zabezpieczyły się przed tym, by czasem pomysłowy Kowalski w sierpniu 2008 nie kupił w kantorze 100tys CHF po kursie 2,00 lub nawet w kwietniu 2010 po 2,69 na poczet spłaty kredytu bo prawo chroniło banki właśnie! Także taki krok był bez sensu, no chyba, że ktoś miał przeciek z super źródła, że w 2011 ta ustawa wejdzie.

: 15 czerwca 2015, 12:04
autor: Makiavel
Tutaj należy poruszyć kwestie uczciwości banków, które nie chciały udzielać kredytów w PLN, a udzielały w CHF.
Nawet jeśli tak było, to kto im tego zabrania? Ktoś zmusił tych ludzi do wzięcia kredytu? Wzięcie kredytu jest aktem dobrowolnym.
Ponadto, głównymi ofiarami franka są osoby które brały kredyt w latach 2005-2009. Wtedy kurs franka był mocno poniżej 3PLN, a niejednokrotnie blisko 2PLN. Gdy ktoś wziął kredyt powiedzmy po kursie 2,20 a nagle ma spłacać po 4,4 to jest coś nie halo. Dodatkowo etyka zawodowa pracownika banku sugerowała by uświadomić klienta, że frank jest nisko i prawdopodobieństwo wzostu jest duże.
Co jest nie halo? A gdyby brał po kursie 2,2 a spadłby do 1,2 to wtedy byłoby halo? Dlaczego obwiniać tu pracownika banku a nie człowieka, który zadłuża się na 30 lat, na kilkaset tysięcy złotych i nie pofatygował się, żeby sobie sprawdzić (parę kliknięć w Internecie) jak stał frank szwajcarski przez ostatnią dekadę? Zresztą żaden pracownik banku, nawet z najlepszymi intencjami nie mógł przewidzieć kursu franka dobijającego do 4 złotych, bo nigdy w historii, od czasu uznania naszej waluty za w pełni wymienialną przez MFW, takiego kursu nie było. Prosta zasada: zadłużaj się w walucie, w której zarabiasz.
kursy banków w danym dniu są zawsze wyższe od kursów kantorów - to jest spread i zarobek banku
Kursy wyższe w banku niż w kantorze to jest spread? Ciekawe.
Poza tym w 2011 - czyli wtedy kiedy wprowadzono ustawę antyspread'ową CHF wszedł na wysoki poziom i się na nim ustabilizował - 3,3 PLN.
Wtedy nikomu nie opłacało się już kupować w kantorach franków i spłacać nimi kredyt bo i tak był to kurs większy od tego z dnia zaciągnięcia kursu.
Zatrważająca logika i konsekwencja wywodu. Chwilę wcześniej o tym, że kantory mają niższe kursy (+ w necie można poszukać jeszcze lepszych kursów niż te z "realnych" kantorów) a tu, że się nie opłaca. Owszem opłaca się, bo nie spłacasz po kursie narzuconym przez bank tylko takim, jaki jesteś w stanie sobie znaleźć. Zawsze miesięcznie kilkanaście złotych, co najmniej, zyskujesz.
Prawo wg mnie jest przede wszystkim dla obywateli i to ich ma chronić, a nie interesy banków. One zabezpieczyły się przed tym, by czasem pomysłowy Kowalski w sierpniu 2008 nie kupił w kantorze 100tys CHF po kursie 2,00 lub nawet w kwietniu 2010 po 2,69 na poczet spłaty kredytu bo prawo chroniło banki właśnie! Także taki krok był bez sensu, no chyba, że ktoś miał przeciek z super źródła, że w 2011 ta ustawa wejdzie.
Ten akapit najlepszy. Pomysł, że ktoś, kto zadłuża się na 30 lat może ot tak sobie kupić 100 tysięcy franków to jest rewelacja. Idea, że zrobi to w kantorze to już mistrzostwo świata.

: 15 czerwca 2015, 12:43
autor: gregor_g4
Makiavel pisze:
Tutaj należy poruszyć kwestie uczciwości banków, które nie chciały udzielać kredytów w PLN, a udzielały w CHF.
Nawet jeśli tak było, to kto im tego zabrania? Ktoś zmusił tych ludzi do wzięcia kredytu? Wzięcie kredytu jest aktem dobrowolnym.
tak, jest dobrowolne, ale był okres, że banki odmawiały kredytów w PLN. Czyli był dylemat - nie mieć domu, albo brać to co jest czyli kredyt w CHF.
Makiavel pisze:
Ponadto, głównymi ofiarami franka są osoby które brały kredyt w latach 2005-2009. Wtedy kurs franka był mocno poniżej 3PLN, a niejednokrotnie blisko 2PLN. Gdy ktoś wziął kredyt powiedzmy po kursie 2,20 a nagle ma spłacać po 4,4 to jest coś nie halo. Dodatkowo etyka zawodowa pracownika banku sugerowała by uświadomić klienta, że frank jest nisko i prawdopodobieństwo wzostu jest duże.
Co jest nie halo? A gdyby brał po kursie 2,2 a spadłby do 1,2 to wtedy byłoby halo? Dlaczego obwiniać tu pracownika banku a nie człowieka, który zadłuża się na 30 lat, na kilkaset tysięcy złotych i nie pofatygował się, żeby sobie sprawdzić (parę kliknięć w Internecie) jak stał frank szwajcarski przez ostatnią dekadę? Zresztą żaden pracownik banku, nawet z najlepszymi intencjami nie mógł przewidzieć kursu franka dobijającego do 4 złotych, bo nigdy w historii, od czasu uznania naszej waluty za w pełni wymienialną przez MFW, takiego kursu nie było. Prosta zasada: zadłużaj się w walucie, w której zarabiasz.
napisałem wyraźnie - etyka zaawodowa pracownika banku sugerowała podać klientowi informację, że frank jest bardzo nisko i najprawdopodbniej pójdzie w górę. Oczywiście każdy decyzje podejmuje sam, sam może sprawdzić. Jednak dobrze wiem jak wygląda sprzedaż. Ale o tym jeszcze wspomne kawałek dalej.
Makiavel pisze:
kursy banków w danym dniu są zawsze wyższe od kursów kantorów - to jest spread i zarobek banku

Kursy wyższe w banku niż w kantorze to jest spread? Ciekawe.
napisałem fragment wcześniej co to jest spread, nie czepiaj się słówek.
Makiavel pisze:
Poza tym w 2011 - czyli wtedy kiedy wprowadzono ustawę antyspread'ową CHF wszedł na wysoki poziom i się na nim ustabilizował - 3,3 PLN.
Wtedy nikomu nie opłacało się już kupować w kantorach franków i spłacać nimi kredyt bo i tak był to kurs większy od tego z dnia zaciągnięcia kursu.
Zatrważająca logika i konsekwencja wywodu. Chwilę wcześniej o tym, że kantory mają niższe kursy (+ w necie można poszukać jeszcze lepszych kursów niż te z "realnych" kantorów) a tu, że się nie opłaca. Owszem opłaca się, bo nie spłacasz po kursie narzuconym przez bank tylko takim, jaki jesteś w stanie sobie znaleźć. Zawsze miesięcznie kilkanaście złotych, co najmniej, zyskujesz.
To Twoja logika, a właściwie jej brak jej zatrważa. Któryś już raz powtórze, czytaj ze zrozumieniem i nie manipuluj.

Jeśli ktoś wziął w 2010 kredyt po kursie 2,9 a w 2011 może go spłacić (dzięki nowej ustawie) już we frankach zakupionych w kantorze po kursie 3,3 oszczędzająć kilka groszy ledwie, niż gdyby miał kupić w banku.
Tak zyskujesz kilkanaście złotych miesięcznie, czy faktycznie jesteś w plecy 100 złotych z hakiem w porównaniu do roku 2010 gdy pobierałeś kredyt?
Makiavel pisze:
Prawo wg mnie jest przede wszystkim dla obywateli i to ich ma chronić, a nie interesy banków. One zabezpieczyły się przed tym, by czasem pomysłowy Kowalski w sierpniu 2008 nie kupił w kantorze 100tys CHF po kursie 2,00 lub nawet w kwietniu 2010 po 2,69 na poczet spłaty kredytu bo prawo chroniło banki właśnie! Także taki krok był bez sensu, no chyba, że ktoś miał przeciek z super źródła, że w 2011 ta ustawa wejdzie.
Ten akapit najlepszy. Pomysł, że ktoś, kto zadłuża się na 30 lat może ot tak sobie kupić 100 tysięcy franków to jest rewelacja. Idea, że zrobi to w kantorze to już mistrzostwo świata.
Kolejna manipulacja Makiavela - brawo :)
Makiavel pisze:
Nie wiem na jakim świecie ludzi kupują nieruchomości za gotówkę. Jak ktoś ma 300 tys złotych to raczej woli nimi obracać niż zamrozić w mieszkaniu. Poza tym skoro dawniej nie było ludzi stać na kredyt mieszkaniowy a dzisiaj stać to też jest dowód na to, że jest lepiej.
Kilka fragmentów wcześniej pisałeś, że jak ktoś ma gotówkę to w życiu za nią nie postawi domu, tylko weźmie kredyt właśnie. Po to by tą gotówką obracać, inwestować, zarabiać.
Teraz nagle zmieniasz zdanie, bo tak Ci pasuje w dyskusji....
Weź się w końcu zdecyduj.

Poza tym nigdzie nie napisałem, że ktoś kto ma kredyt musi od razu wykupić całą jego wartość w kantorze, by go spłacać.
Korzystając z niższego kursu można kupić np 10tys CHF, bądź tyle na ile nas stać, by się zabezpieczyć na okres gdy CHF wystrzeli. 10tys CHF to w zależności od wysokości raty 20-40 miesięcy spłacania.

Na koniec jeszcze fragment z przeszłości, z naszej wymiany zdań na temat kredytów:
Makiavel pisze:
Teraz proste wyjaśnienie, że to prawda. Obliczasz sobie, że przy różnicy w oprocentowaniu kredytu frankowego a złotówkowego średni kurs CHF musi urosnąć o 40% żeby opłacalność frankowego zrównała się z opłacalnością złotówkowego. Zgodnie z moim przykładem bierzesz przy kursie 2,50. To znaczy, że średni kurs w okresie spłaty musi wynosić 3,50 . Przy kursie 3,00 wciąż odnosisz korzyść, bo płacisz mniej, niż za kredyt w złotówkach. Wyraźnie wiec widać, że to ja mam rację a Ty próbujesz coś udowodnić, ale Ci nie wychodzi. Wygląda na to, że jednak nie uważałeś na przedsiębiorczości w szkole :-)
To jest logika Makiavela, przyszłego doktora nauk ekonomicznych.
Prawdopodobnie ma on racje, że przy wzroście kursu z 2,5 na 3,0 będzie oszczędność w porównaniu do kredytu złotówkowego (jednak to należało by obliczyć, czy taka zmiana kursu przebije lub nie róznice oprocentowania pomiędzy kredytem CHF a PLN)
Jednak Pan Doktor pisząc, że ktoś odnosi korzyść, nie podaje już faktu że ten ktoś miesięcznie płaci conajmniej 100zł więcej niż w dniu zaciągania kredytu.

Jeśli tak wyglądają argumenty przyszłego doktora ekonomii, to można sobie wyobrazić jak przedstawiane było to przez pracowników banku, którzy zorienowani są na jak najwyższą sprzedaż i swoją prowizje.
Nie każdy kto bierze kredyt jest orłem z ekonomii, matematyki, a idzie do banku ufając pracownikowi.

Powtórze jeszcze raz - problemem jest uczciwość banków. Prawo chroniło banki nie ich klientów - czyli polskich obywateli.

: 15 czerwca 2015, 14:06
autor: Makiavel
Jeśli ktoś wziął w 2010 kredyt po kursie 2,9 a w 2011 może go spłacić (dzięki nowej ustawie) już we frankach zakupionych w kantorze po kursie 3,3 oszczędzająć kilka groszy ledwie, niż gdyby miał kupić w banku.
Tak zyskujesz kilkanaście złotych miesięcznie, czy faktycznie jesteś w plecy 100 złotych z hakiem w porównaniu do roku 2010 gdy pobierałeś kredyt?
Tu nie ma nic do rzeczy kurs z dnia zawarcia umowy. Albo płacisz za CHF 3,3 w kantorze albo 3,5 w banku, trzeciej opcji nie ma. Która jest dla Ciebie lepsze?
tak, jest dobrowolne, ale był okres, że banki odmawiały kredytów w PLN. Czyli był dylemat - nie mieć domu, albo brać to co jest czyli kredyt w CHF.
To szukasz banku, który da kredyt złotówkowy albo czekasz aż coś się zmieni wynajmując w międzyczasie.
Kilka fragmentów wcześniej pisałeś, że jak ktoś ma gotówkę to w życiu za nią nie postawi domu, tylko weźmie kredyt właśnie. Po to by tą gotówką obracać, inwestować, zarabiać.
Teraz nagle zmieniasz zdanie, bo tak Ci pasuje w dyskusji....
Weź się w końcu zdecyduj.
Mając w gotówce 200 albo 300 tys. złotych nie pakuje się w kredyt na 30 lat we frankach i obgryzasz paznokcie, bo jest odrobinę niżej oprocentowany. Między kupnem mieszkania za gotówkę a wpakowaniem się w kredyt we frankach ze zdolnością kredytową ledwo wystarczającą na mieszkanie, jest wiele opcji. Nie obracam takimi kwotami więc nie wiem dokładnie, jak sprawa wygląda, ale na pewno bank dla osoby o takiej wiarygodności ma odpowiednie produkty kredytowe, a mając odpowiedni zasób środków można sobie wszystko dobrze wykalkulować. Poza tym wymyśliłeś nowy sposób zabezpieczania się przed ryzykiem walutowym - kupno kwoty długu w kantorze. Skoro zmieniasz zdanie z całej kwoty na np. 10 tys. franków to nikt nikomu tego nie zabraniał. Można kupić, sprzedać, jak kurs franka wzrośnie i z tych pieniędzy spłacać kredyt (już złotówkami, bez ustawy). Można też wykorzystywać inne instrumenty finansowe, jeśli ktoś już tak chce się bawić.
To jest logika Makiavela, przyszłego doktora nauk ekonomicznych.
Prawdopodobnie ma on racje, że przy wzroście kursu z 2,5 na 3,0 będzie oszczędność w porównaniu do kredytu złotówkowego (jednak to należało by obliczyć, czy taka zmiana kursu przebije lub nie róznice oprocentowania pomiędzy kredytem CHF a PLN)
Jednak Pan Doktor pisząc, że ktoś odnosi korzyść, nie podaje już faktu że ten ktoś miesięcznie płaci conajmniej 100zł więcej niż w dniu zaciągania kredytu.
... i wciąż o mniej niż gdyby miał kredyt w PLN a sumarycznie jeszcze bardziej jest na +, bo wcześniej, przy niższym kursie różnica w racie "frankowego" a "złotowego" była jeszcze większa. Jeśli ktoś najpierw miesięcznie płacił 150 złotych mniej , potem 100 złotych mniej, a na końcu 50 złotych mniej to czy odnosi korzyść czy nie odnosi? Ba, nawet jeśli przez pierwsze 10 lat płacił średnio 100 złotych mniej, przez kolejne 10 średnio 50 złotych mniej, a ostatnie 10 lat średnio 50 złotych więcej to dalej jest "na plusie" czy nie?

: 15 czerwca 2015, 14:18
autor: filipoj
gregor_g4 pisze: Jeśli tak wyglądają argumenty przyszłego doktora ekonomii, to można sobie wyobrazić jak przedstawiane było to przez pracowników banku, którzy zorienowani są na jak najwyższą sprzedaż i swoją prowizje.
Nie każdy kto bierze kredyt jest orłem z ekonomii, matematyki, a idzie do banku ufając pracownikowi.

Powtórze jeszcze raz - problemem jest uczciwość banków. Prawo chroniło banki nie ich klientów - czyli polskich obywateli.
Przekazanie informacji o ryzyku przez pracownika banku w sposób mniej lub bardziej zrozumiały dla tych "orłów" nie jest równoznaczne z tym, że klient to zrozumie. Zaufanie, latami wypracowane przez banki jako strażników naszej gotówki, doprowadziło ludzi do obecnej sytuacji. Przyglądając się z boku sektorowi bankowemu mam wrażenie, że teraz to są firmy nastawione na sprzedaż jak największej ilości produktów a przechowywanie oszczędności to już tylko rola drugoplanowa. W moich oczach banki straciły zaufanie w momencie gdy udzielały kredytów do 110% wartości nieruchomości. Pozostaje jeszcze kwestia kompetencji pracowników, którzy zwykle maja minimalną wiedzę na temat oferowanych przez bank produktach a zapytani o trudniejsze zagadnienia starają się sprowadzić rozmowę na inny tor nadrabiając braki szerokim uśmiechem i ładnym wyglądem (zdecydowanie lepiej jest przy obsłudze VIP-ów, przynajmniej nie traktują ludzi jak idiotów). Nastawienie pracowników na prowizję albo na wyrobienie normy sprzedaży powoduje rożne ciekawe sytuacje jak np. emeryt do kredytu ma dodatkowe ubezpieczenie od utraty pracy (tylko po co :doh: ), ciężko mówić o uczciwości kiedy pracownik ma dylemat, wcisnąć "coś" i dostać wypłatę czy być uczciwym i mieć pustą lodówkę :wink:
Słyszałem od jednego z pracowników większego z banków, że nowo przyjmowani pracownicy potrafią być zatrudnieni tylko w systemie prowizyjnym, a w umowie mają zapis stanowiska "mobilny doradca klienta". Odgórne przyzwolenie jest na udział w jakichś pokazach garnków i wszędzie tam gdzie umowę można spisać na kolanie, a po wyższe kwoty mają zapraszać do placówki. gregor_g4 jesteś pracownikiem banku? Mógłbyś zweryfikować jak to jest z kompetencjami nowych pracowników i umowach zatrudnienia w twojej placówce?

Ten nasz polski dobrobyt czy tam kraina mlekiem i miodem płynąca to trochę złudne wyobrażenie bo wszystko to zasługa banków. Tak żyje się lepiej ale na kredyt. Pamiętam, że koło roku 2000 banki niechętnie dawały kredyty hipoteczne a jak już się komuś udało to było max do 40% wartości nieruchomości i weryfikacja opłacalności trwała kilka miesięcy. W momencie gdy banki zluzowały zasady co do udzielania kredytów pojawiały się oferty na 110% wartości nieruchomości (gdzie było zabezpieczenie na wypadek ryzyka? do tej pory nie wiem), potem kredyty walutowe. Także te nasze "żyję się lepiej" to tylko łatwiejsza możliwość zaciągnięcia kredytu a kto jak go spożytkuje to już inna bajka. Zdecydowanie potrzeba poprawić prawo dotyczące sektora bankowego bo teraz to jest jakaś wolnoamerykanka.

: 15 czerwca 2015, 18:54
autor: annihilator1988
Urban i jego najnowszy pomysł

: 15 czerwca 2015, 21:08
autor: Makiavel
Skoro już o Dudzie mówimy, to czy jego kampania nie jest idealnie zobrazowana tą piosenką?



tyle, że Ferdka nie wybrali.


Z poważniejszych tematów, ciekawe nominacje na nowych ministrów. Bardzo ciekawe.

: 15 czerwca 2015, 22:53
autor: Alex96