WhySoSerious? pisze:
Dokładnie, ale baranom nie przetłumaczysz. Dostał samograja w Hiszpanii z Messim u szczytu formy.
"Samograja" opartego na słabnącym Ronaldinho, którego natychmiast odstrzelił. Samograja, który do półfinału Ligi Mistrzów dotarł głównie dzięki drabince, a w Primera Division zajął trzecie miejsce, 18 pkt. za Realem i 10 za Villareal.
WhySoSerious? pisze:
Początek ery Pepa w Barcelonie to koniec Ronaldinho i przejęcie "10" przez Messiego. Jeżeli nie zauważasz wystrzału statystyk karakana właśnie w latach 2008-2012, to jesteś wyjątkowo tępy.
(sezon - bramki/asysty)
2008/2009 - 38/18
2009/2010 - 47/11
2010/2011 - 53/24
2011/2012 - 73/29
Sezon przed erą 16/13, sezon po 60/15. Napiszesz, że to ręka Pepa, c'nie? :-) Franek Smuda "wykręciłby" podobne rezultaty z Barcą mającą tak grającego Messiego. Bodźcem dla gry Leo był wtedy CR7, z którym kolejka w kolejkę ścigali się, który z nich zapakuje więcej bramek. Pep mógł ograniczać się jedynie do odcinania kuponów, łapania za głowę i drapania po bródce. Maszyna grała sama i niewielka w tym zasługa Guardioli. Swój kunszt pokazał w Bayernie i teraz w City. W Europie, ze swoją superofensywną i przepiękną dla oka piłką, znaczy tyle co beton Maxa.
Tak, zapewne eksplozja potencjału Messiego nie miała żadnego związku z osobą Guardioli. Tak samo w przypadku Iniesty, Xaviego, Pique i Busquetsa.
Barca 08/09 to nie był żaden samograj, tylko autorski projekt Pepa, drużyna zupełnie inna niż ta z poprzedniego sezonu. Sam fakt pożegnania Ronaldinho był bardzo odważny i budził kontrowersje.
To nie jest żaden przesadny zachwyt nad Guardiolą, po prostu należy oddać cesarzowi co cesarskie. Pep ma różne grzeszki na koncie (pięknie go wyjaśnił chociażby Ancellotti w 2014), ale kwestionowanie jego zasług w Barcelonie to przejaw skrajnej ignorancji.