Hmm, no to jeszcze w tym wszystkim, zabrakło wymienienia zarzutu - ignoratio elenchi. Zdaję sobie sprawę, iż dyskusje m. in w tym temacie, często nie mają wielkiego sensu, ale mam chwilę czasu, więc się odezwę.
Makiavel pisze:@Lucas87 "pocieszę Cie". Polska jest zbyt małym i mało znaczącym krajem by ktoś robił coś by nas osłabić.
Bardzo dziękuję Tobie, za powyższe słowa. Teoretycznie, nie powinno Ci się teraz zarzucać trollowania, albo mówienia, że żyjesz w alternatywnej rzeczywistości.
Makiavel pisze:Komorowski jest już politykiem u kresu swojej kariery i ma wizerunek człowieka skupionego na sprawach Polskich, tradycyjnych, etc.. Dudę kreują na młodego, przyszłościowego.
Jeśli ktoś kreuje Dudę na takiego, to na pewno,
nie media. Nie ma zbyt długiego doświadczenia w polityce, ale Obama również takiego nie posiadał, przed objęciem urzędu Prezydenta USA. Jest inteligentnym człowiekiem, nie umoczonym w jakieś grubsze afery. Odnośnie Komorowskiego, to nie uważam, aby ukończenie 63 lat, oznaczało zbliżanie się do końca kariery politycznej. Chyba, że jakieś nieoficjalne informacje...
Smok-u pisze: "Wieczna chwała zmarłym, hańba ich mordercom". Skandaliczne jest to, że przez kilkanaście lat mojej nauki w szkole, żaden nauczyciel nawet nie wspomniał o żołnierzach wyklętych. Tak czy siak, fajnie że mają "swój" dzień. Powoli zachodzi zmiana i młodzi orientują się kim był Nil, Łupaszko czy Pilecki. Tacy prawdziwi, autentyczni bohaterowie.
Pierwsza kwestia. Nie bądźmy dziecinnie naiwni. Rozważania dotyczące chociażby takich spraw jak "Żołnierze Wyklęci", najlepiej jest podejmować w odpowiednim czasie.
Zbliżają się wybory, których wynik - powinien mieć wpływ na przyszłość Polski, na wiele lat. Więc naturalną koleją rzeczy jest to, iż poszczególni politycy, chcąc przypodobać się chociażby - "niezdecydowanej części elektoratu", powinni wręcz prześcigać się w pomysłach,
którymi można trafić w gust swoich potencjalnych wyborców. Niestety wszyscy wiemy, na jakim poziomie merytorycznym, prowadzona jest zawsze kampania wyborcza w Polsce. Unikanie debat, wzajemne wylewanie na siebie pomyjów i wyciąganie trupów z szafy.
Pozostaje zatem odwoływanie się do jednego z tematów, który w ostatnich latach, z całą pewnością budzi wiele kontrowersji. Można zatem położyć duży nacisk na upamiętnianie wielu wydarzeń związanych z dziejami Wyklętych, również ewentualne piętnowanie ich oprawców, poprzez pozorowanie pewnych działań, mających na celu stworzenie, właśnie takiego złudzenia. Natomiast fakt, iż również tego typu działania wychodzą - delikatnie mówiąc średnio, to już inna sprawa.
Dobra, jeszcze konkretnie na temat podręczników i roli nauczyciela. Nie liczyłbym na przesadny udział naszej Szanownej kadry pedagogicznej, w poszerzaniu wiedzy historycznej z zakresu Historii Polski. Przeważnie, przez kilka lat, szkoły średniej nauka o Rzymie i Egipcie, albo opieprzanie się, rzucanie krzesłami etc. Są chlubne wyjątki, typowy nauczyciel pasjonat - (pzdr Makiavel), ale nie zmieni to faktu, że albo programy nauczania, są źle napisane, albo wszystko jest, po prostu zwyczajnie traktowane po macoszemu. Nie będę przytaczał historyjek ze swoich szkół, bo lepiej to po prostu zostawić bez komentarza. Zatem nawet jeśli informacje - np. o Żołnierzach Wyklętych, w danych podręcznikach istnieją, zwykle nawet brakuje czasu, aby tego typu temat poruszyć. Zresztą założe się, iż na wiele innych rzeczy z zakresu Historii Polski, również, a nauczycielowi zależy, aby zrealizować jedynie pewne wytyczne, wówczas z radością oznajmiając, iż zadanie zostało wykonane.
I niestety potem, belfer udaje, że naucza, a uczeń udaje, że się uczy. Trzeba, więc liczyć na samego siebie.
Ja, nigdy nie miałem piątek z historii, w gimnazjum i technikum, natomiast na chwilę obecną - jestem studentem stacjonarnych studiów doktoranckich, jako historyk właśnie. Gdzie byłbym dziś, gdybym słuchał cennych rad moich nauczycieli z gimnazjum i technikum? Najprędzej, trzy metry pod ziemią. Samemu trzeba, jasno sprecyzować swój cel w zyciu. Podobnie sytuacja wygląda z umiejętnością - poszukiwania informacji i źródeł historycznych, właściwym sposobem interpretacji faktów historycznych, itp. Oczywiste, powinno być również podchodzenie z pewną rezerwą, do wiedzy, z którą zapoznajemy się,
poprzez środki masowego przekazu. Nie zawsze, podpieranie się cytatami ludzi, będących autorytetami z danej dziedziny - wystarczy do uwiarygodnienia, naszych wyobrażeń, dotyczących historii, czy jakiejkolwiek innej dziedziny nauki. Jak często zdarza się bowiem, iż popełniamy (w sposób dziecinny) zwyczajny błąd materialny w rozumowaniu, bowiem korzystamy z poglądów pewnych autorytetów naukowych, których de facto - nie podzielamy
(albo nawet, nie rozumiemy w sposób wystarczający ich sensu), a naszym jedynym celem jest ośmieszenie - dyskutanta? Ta strona, a w szczególności, niniejszy dział, powinien być najlepszym dowodem (przykładem), powyższych słów. Oczywiście, jest tutaj trochę przykładów, pokazujących, iż niektórzy dyskutanci potrafią w sposób wystarczający uzasadnić, odwoływanie się do niektórych naukowych teorii. W odwrotnym przypadku, byłbym jednak skłonny do unikania, podobnej postawy. Ponadto, tytuł naukowy uzyskany za wkład w rozwój danej dziedziny (a raczej jedynie, małego jej wycinka), nie powoduje, iż dana osoba, jest nieomylna. Trzeba, zatem bardzo ostrożnie podchodzić, do każdego źródła informacji, a nie w sposób bezkrytyczny i wybiórczo, posługując się - "jedyną słuszną prawdą". Często można bowiem powielać czyjeś błędy. W potocznej dyskusji, czasem lepiej, spróbować zrozumieć dane zagadnienie, na zwykły chłopski rozum (niezbyt efektownie, ale często jednak efektywnie), niż silić się na wyszukiwanie wysublimowanych zwrotów, pojęć, teorii naukowych etc. Dobrze, jeśli czujemy się wystarczająco pewnie, w zakresie naszej wiedzy naukowej (tej z której ukończyliśmy studia) i potrafimy to zaprezentować, nie obrażając przy tym - drugiej osoby. Dla mnie jednak, wiedza ( i doświadczenie) życiowa w większości przypadków, jest jednak najcenniejsza, więc moimi "dokonaniami" na studiach doktoranckich, mogę jedynie zamknąć usta, tym ludziom, którzy w przeszłości, nie zostawiali na mojej osobie suchej nitki, w życiu codziennym, lecz nigdy w innych sytuacjach.
Vimes pisze: Wygrana PiS-u w wyborach w 2005 roku była możliwa dzięki "aferze Rywina" i komisji śledczej, dzięki której ludzie zobaczyli jak fukcjonuje zakulisowy system powiązań na styku biznesu i władzy.
I dzięki dziadkowi z Wehrmachtu.
Ponadto, establishment nie mógł do końca przewidzieć, w którą stronę to się potoczy.
Długo przecież karmiono ludzi teorią o możliwym bloku PO-PIS, jako rzekomo świeżej
alternatywie dla skompromitowanych rządów postkomunistów. A, że potem ułożyło się
zupełnie inaczej to już inna sprawa... Jednak takich kwiatków, jak chociażby ten, z całą pewnością "układ" nie przewidywał -
http://prawo.rp.pl/artykul/940695.html.
Ale co tu się rozpisywać,przecież od tamtej pory, non-stop widać, jak bardzo niewygodnymi osobami (dla tzw." obozu miłości i lewaków), są wszyscy związani z PISem.
Makiavel pisze: Wśród ok. 15 mln ludzi, którzy głosowali w ostatnich wyborach parlamentarnych obok "niedzielnych wyborców", których opisujesz, są też ludzie, którzy interesują się polityką, ludzie, którzy posiadają wiedzę pozwalającą im na ocenienie programów wyborczych, jednym słowem wyborcy świadomi.
Daj spokój, na ile możesz szacować ilość takich "świadomych wyborców"? Na 1%? Bo chyba, nie na 30?
