Pomijając brednie Pana Zambrotty, który najwyraźniej nie opanował sztuki czytania ze zrozumieniem odniosę się do tego z czym da się polemizować.
Jak widać jednak nie prowadzimy takiej znów polityki na kolanach i nie przepraszamy za to, czego nie robiliśmy. Bardzo słusznie. Owej austriackiej gazecie brak elementarnego wstydu, bo kto jak kto, ale rodacy Hitlera powinni być, obok Niemców, ostatnimi, którzy upominają innych w sprawie holocaustu.
Railis przedstaw nam proszę dane, którymi najwyraźniej dysponujesz, które potwierdzają tezę, że nowe technologie, postęp techniczny i technologiczny, innowacyjność dziś już nie jest domeną ludzi ze stopniami naukowymi. Chętnie się z nimi zapoznam. Ja faktycznie dalej żyje w przekonaniu, że postęp ludzkości w medycynie, fizyce, biologii i wielu innych dziedzinach ma swoje źródło w ośrodkach typu MIT i inne prestiżowe uniwersytety. Wciąż żyję, widocznie w błędnym, przekonaniu, że większość "odkrywców i tych myślących" w czołowych korporacjach to absolwenci uczelni z "Ligi Bluszczowej" i czołowych ośrodków akademickich W.Brytanii, Francji, etc.. Jak patrzę na to co pozakładali absolwenci tych prestiżowych uczelni to utwierdzam się w przekonaniu, że mam rację.
W Polsce, z tego co wiem, także coraz częściej zaprasza się do prowadzenia zajęć czy współprowadzenia praktyków, oczywiście nie w takiej skali, jak na zachodzie, ale jednak.
Problem w Polsce jest taki, że pieniędzy na naukę jest tak mało, że trudno jest utrzymać zdolnych ludzi na uczelniach a co dopiero budować "wewnętrzne instytuty badawcze".
Napisałem o korporacjach w swojej wiadomości w takim kontekście, że zdolni ludzie będą woleli pójść do pracy tam (nawet jeśli nie będzie rozwijająca intelektualnie) i zarabiać więcej niż pchać się w tryby naszego szkolnictwa wyższego, które jest rażąco niedofinansowane.
To, że na zachodzie jest lepiej wynika z tego, że tam w naukę się inwestuje. Owszem, w USA czy W.Brytanii mają zupełnie inny system, dla nas nieosiągalny, ale to nie zmienia faktu, że skoro mamy publiczne uczelnie to można je traktować po macoszemu. Gdyby uczelnie dostawały pieniądze: zarówno kadra, jak i dofinansowanie na sprzęt i na badania, to wtedy moglibyśmy liczyć na to, że nasza gospodarka będzie bardziej innowacyjna. Gates czy Jobs to są wyjątki, liczyć na to, że u nas genialne samorodki się trafią to głupota. Potrzeba nam porządnych szkół wyższych, które będą dawały bardzo solidne podstawy intelektualne, wiedzę, podstawowe know-how ludziom, którzy potem będą to rozwijać w sektorze prywatnym. Nie będzie porządnych szkół wyższych gdy pracownicy naukowi nie będą mieli pieniędzy na zagraniczne konferencje, na dostęp i publikacje w prestiżowych czasopismach, etc.. W przeciwieństwie do górnictwa, zwiększenie nakładów na naukę nie będzie skutkowało tylko tym, że dry i profy będą więcej zgarniać. To w ogromnej większości ludzie, którzy chętnie by czytali najnowsze publikacje i brali aktywny udział w dyskursie w swojej dziedzinie, ale często opłata za zgłoszenie artykułu do czasopisma jest zbliżona do...ich miesięcznej pensji (albo stanowi znaczną jej cześć, gdy przeliczy się z $ na PLNy).
Już chyba tylko u nas się uważa, że skoro się ma dr. albo prof. przed nazwiskiem, to słowo automatycznie znaczy więcej i automatycznie musi zarabiać więcej Wink
Tak na koniec, nie tylko w Polsce. W Niemczech ogromną wagę przykłada się do stopni i tytułów i ogromną gafą jest pomijać je w tytułowaniu. To, że w setkach książek, filmów i seriali amerykańskich czy brytyjskich bohaterzy są absolwentami szkół z Ivy League a jeśli się w Anglii uczyli to na Cambridge albo Oxfordzie, to nie przypadek. Tyczy się to zarówno autorytetu, jak i zarobków. Gdyby było inaczej to nie sądzę by ludzie tak tyraliby i zadłużali się nie raz porządnie żeby skończyć Harvard, Yale czy Berkley.
Vimes zapomniałem Cie zapytać czemu nic tu nie napisałeś o swoim idolu, Ziemkiewiczu, który tak pięknie wypowiedział się o papieżu? Jestem pewien, że gdyby zrobił to Lis albo Żakowski w pięć minut po fakcie uraczyłbyś nas screenem z tym tweetem albo wpisem na FB ;-)