: 27 marca 2005, 00:07
Ahh te asfaltowe boiska, aż dziw, że nie jesteśmy dzisiaj kalekami. Ale do rzeczy.
Kiedyś po skończonym meczu zostało nas 6 ciu i postanowiliśmy zagrać 3 na 3. Akcja za akcje, bramkarze często wychodzili, wtedy graliśmy, że mogą wyjść do połowy. Bramkarz mojej drużyny podszedł pod połowę boiska, stamtąd wrzucił piłkę w pole karne, ale przejęli ją przeciwnicy Szybko zagrali ją do przodu, w strone naszej bramki. Oczywiście mój bramkarz nie zdążył wrócić. O lecącą piłke walczył więc mój kumpel, który grał w przeciwnej drużynie i chciał wpakować ją do bramki oraz ja, który chciałem ją wybić. Biegliśmy razem od połowy boiska i tuż przed bramką gdzie spadała piłka byliśmy w pełnym biegu. W tym samym momencie postanowilismy kopnąć piłke...niestety ani mnie nie udało się jej wybić , ani jemu strzelić gola bo trafiliśmy...sobie wzajemnie w nogi. Oczywiście spowodowało to nasz upadek, a przy tej prędkości obrażenia były ciężkie. Obydwoje dziury okropne na kolanach, nawet nie wiedziałem, że krew może tak szybko płynąć ze zwykłego zdarcia skóry (niby poważne, ale przecież nie ejst to głęboka rana). Łokcie obydwoje mieliśmy rozwalone tylko lewe (nie wiem jakim cudem), ale najgorsze bylo to że upadając upadłem na hmmm jak to nazwać "kostki" (takie lekko wystające lekko kosteczki za palcami u rąk, kurcze nie wiem jak to opisać, ale myślę, że wiecie o co chodzi) i tymi kostkami tarłem o asfalt. Dzisiaj się śmieje, że posłużyły mi jako hamulce, ale wtedy nie było do śmiechu. Zdarłem sobie skóre i mięsko tak, że po opłukaniu z krwi było widać białe chrząstki stawów (bleee). Kolana i łokcie jakoś się zagoiły ale na "kostkach" do dziś mam okropne blizny, które nawet chcieli mi wpisać w paragrafy wczoraj na Komisji Lekarskiej do Wojska (ale jednak wkońcu nie wpisali, więc mogę iść do desantu
).
A z krótszych historyjek.
Kiedyś na wf przynisłem swoją piłkę (zawsze ktoś musiał przynosić) pech chciał, że dzień wcześniej graliśmy nią na deszczu i jakoś dziwnie nasiąkła wodą, tak że była cięższa niż zwykle (mimo, że był to Uhlsport,czyli piłka całkiem nienajgorszej jakosci). Podczas meczu oddałem strzałz dystansu, piłka bardzo dobrze "siadła mi na nodze, ale nie leciała w światoło bramki. Kumpel który stał na bramce nie był tego pewien i próbował ją bronić. Zrobił to w taki sposób , że piłka uderzając w jego rękę tak mocno ją cofnęła, żę ręka na wysokości kości przedramienia wylądowała na słupku. Kumpel miał chyba jakieś słabe kości(bo strzał nie mógł być aż tak silny, to chyba była 6ta klasa podstawówki) i mu pękły. Później się z tego cieszył bo ręka szybko się zrosła , a odszkodowanie dostał dość wysokie. Mnie jednak przez długi czas było głupio....
...szczególnie , zę kilka tygodni później graliśmy na hali wokól której są drabinki do ćwiczeń. W ferworze walki o piłkę jakoś tak nieszczęśnie zderzyliśmy się z kumplem , że ten wylądował na drabinkach i...tak zahaczył jednym z palców, że pękła mu torebka stawowa. Ja- brutal, no cóż, tak wyszło.
Niestety w Tarnowie nie mamy porządnych boisk trawiastych, JEdnak od czasu do czasu podkusi nas by zagrać jednak na trawie. Idziemy wtedy na takie boisko treningowe, które jest niby skoszone, ale strasznie nierówne. Noi kiedyś postanowiliśmy rozpocząć na nim sezon. Pograliśmy może z pięć minut kiedy to biegnąc do piłki trafiłem nogą na jakiś dołeg, stopę mi wygieło i miałem kilka tygodni z głowy - skręcona kostka. Rehablitacja szła jakoś nadspodziewanie szybko i pod koniec ciepłych miesięcy, kiedy da się jeszcze pokopać, stwierdziłęm , zę dłużej już nie wytrzymam - idę grać. Zebrało się nas dużo, więc wszystkie asfaltowe boiska były dla nas za małe. Wybór padł na moje "pechowe" boisko. Stwierdziłem , że nie będę ryzykował i stanąłem na bramce. Fajnie się grało, ale w którymś momencie poprosiłem kolegę o zmianę na jedną akcję. Miałem duży zapas sił i popędziłem przez całę boisko na bramkę przeciwnika. Udało mi się ominąć wiekszość zawodników, już zbliżałem się do bramki, kiedy ktoś (nie wiem skąd tengość był) wjechał mi wślizgiem nie w piłkę a w dopiero co wyleczoną nogę. Noga przesuwając się po murawie natrafiła na jakąś nierówność i...wygięło mi stopę - kostka skręcona. To był najgorszy sezon , teraz się śmieję, że gdyby nie te 2 kontuzje to byłbym dobrym piłkarzem. A tak, to nawet już w kluie żadnym nie gram, z moim pechem lepiej nie ryzykować
A, przedwczoraj zaczęliśmy sezon, na tym samym boisko. Grlaiśmy 3 godziny (a co tam ;P) i o dziwo nic mi się nie stało
W życiu zbiłem tylko jedną szybę, rozwałiłem 6 piłek (z tego 2 pękły, 4 się porpsotu zużyły), zgubiłem jedne rękawice
, a jedyne złamanie (środkowa kość małego palca u prawej ręki - niezły hardkor ;P) jest skutkiem gry w kosza 
A tak w ogóle temat mi podchodzi pod Bravo Sport, ale co tam
Kiedyś po skończonym meczu zostało nas 6 ciu i postanowiliśmy zagrać 3 na 3. Akcja za akcje, bramkarze często wychodzili, wtedy graliśmy, że mogą wyjść do połowy. Bramkarz mojej drużyny podszedł pod połowę boiska, stamtąd wrzucił piłkę w pole karne, ale przejęli ją przeciwnicy Szybko zagrali ją do przodu, w strone naszej bramki. Oczywiście mój bramkarz nie zdążył wrócić. O lecącą piłke walczył więc mój kumpel, który grał w przeciwnej drużynie i chciał wpakować ją do bramki oraz ja, który chciałem ją wybić. Biegliśmy razem od połowy boiska i tuż przed bramką gdzie spadała piłka byliśmy w pełnym biegu. W tym samym momencie postanowilismy kopnąć piłke...niestety ani mnie nie udało się jej wybić , ani jemu strzelić gola bo trafiliśmy...sobie wzajemnie w nogi. Oczywiście spowodowało to nasz upadek, a przy tej prędkości obrażenia były ciężkie. Obydwoje dziury okropne na kolanach, nawet nie wiedziałem, że krew może tak szybko płynąć ze zwykłego zdarcia skóry (niby poważne, ale przecież nie ejst to głęboka rana). Łokcie obydwoje mieliśmy rozwalone tylko lewe (nie wiem jakim cudem), ale najgorsze bylo to że upadając upadłem na hmmm jak to nazwać "kostki" (takie lekko wystające lekko kosteczki za palcami u rąk, kurcze nie wiem jak to opisać, ale myślę, że wiecie o co chodzi) i tymi kostkami tarłem o asfalt. Dzisiaj się śmieje, że posłużyły mi jako hamulce, ale wtedy nie było do śmiechu. Zdarłem sobie skóre i mięsko tak, że po opłukaniu z krwi było widać białe chrząstki stawów (bleee). Kolana i łokcie jakoś się zagoiły ale na "kostkach" do dziś mam okropne blizny, które nawet chcieli mi wpisać w paragrafy wczoraj na Komisji Lekarskiej do Wojska (ale jednak wkońcu nie wpisali, więc mogę iść do desantu

A z krótszych historyjek.
Kiedyś na wf przynisłem swoją piłkę (zawsze ktoś musiał przynosić) pech chciał, że dzień wcześniej graliśmy nią na deszczu i jakoś dziwnie nasiąkła wodą, tak że była cięższa niż zwykle (mimo, że był to Uhlsport,czyli piłka całkiem nienajgorszej jakosci). Podczas meczu oddałem strzałz dystansu, piłka bardzo dobrze "siadła mi na nodze, ale nie leciała w światoło bramki. Kumpel który stał na bramce nie był tego pewien i próbował ją bronić. Zrobił to w taki sposób , że piłka uderzając w jego rękę tak mocno ją cofnęła, żę ręka na wysokości kości przedramienia wylądowała na słupku. Kumpel miał chyba jakieś słabe kości(bo strzał nie mógł być aż tak silny, to chyba była 6ta klasa podstawówki) i mu pękły. Później się z tego cieszył bo ręka szybko się zrosła , a odszkodowanie dostał dość wysokie. Mnie jednak przez długi czas było głupio....
...szczególnie , zę kilka tygodni później graliśmy na hali wokól której są drabinki do ćwiczeń. W ferworze walki o piłkę jakoś tak nieszczęśnie zderzyliśmy się z kumplem , że ten wylądował na drabinkach i...tak zahaczył jednym z palców, że pękła mu torebka stawowa. Ja- brutal, no cóż, tak wyszło.
Niestety w Tarnowie nie mamy porządnych boisk trawiastych, JEdnak od czasu do czasu podkusi nas by zagrać jednak na trawie. Idziemy wtedy na takie boisko treningowe, które jest niby skoszone, ale strasznie nierówne. Noi kiedyś postanowiliśmy rozpocząć na nim sezon. Pograliśmy może z pięć minut kiedy to biegnąc do piłki trafiłem nogą na jakiś dołeg, stopę mi wygieło i miałem kilka tygodni z głowy - skręcona kostka. Rehablitacja szła jakoś nadspodziewanie szybko i pod koniec ciepłych miesięcy, kiedy da się jeszcze pokopać, stwierdziłęm , zę dłużej już nie wytrzymam - idę grać. Zebrało się nas dużo, więc wszystkie asfaltowe boiska były dla nas za małe. Wybór padł na moje "pechowe" boisko. Stwierdziłem , że nie będę ryzykował i stanąłem na bramce. Fajnie się grało, ale w którymś momencie poprosiłem kolegę o zmianę na jedną akcję. Miałem duży zapas sił i popędziłem przez całę boisko na bramkę przeciwnika. Udało mi się ominąć wiekszość zawodników, już zbliżałem się do bramki, kiedy ktoś (nie wiem skąd tengość był) wjechał mi wślizgiem nie w piłkę a w dopiero co wyleczoną nogę. Noga przesuwając się po murawie natrafiła na jakąś nierówność i...wygięło mi stopę - kostka skręcona. To był najgorszy sezon , teraz się śmieję, że gdyby nie te 2 kontuzje to byłbym dobrym piłkarzem. A tak, to nawet już w kluie żadnym nie gram, z moim pechem lepiej nie ryzykować

A, przedwczoraj zaczęliśmy sezon, na tym samym boisko. Grlaiśmy 3 godziny (a co tam ;P) i o dziwo nic mi się nie stało

W życiu zbiłem tylko jedną szybę, rozwałiłem 6 piłek (z tego 2 pękły, 4 się porpsotu zużyły), zgubiłem jedne rękawice


A tak w ogóle temat mi podchodzi pod Bravo Sport, ale co tam
