Kurcze! Najpierw jakieś alfabety, teraz rozmyślania egzystencjalne...

Czy aby na pewno zmierzamy w dobrym kierunku?
Na początku pozwolę sobie skomentować niektóre "wypociny" ;D
pan Zambrotta pisze:
Zawsze kiedy wątpię w to że jestem chrześcijaninem i zadaję sobie pytanie, po co mam taką uwagę przywiązywać do religii, przypominam sobie Ojca Świętego. Za to czego dokonał i jaki on jest.
Nie chce wywoływać kolejnej dyskusji na temat religijny ale skoro uważasz się za chrześcijanina to powinieneś wiedzieć, że Ojcieć Święty jest tylko jeden - tam w górze. A Jan Paweł II jest Papieżem. Zresztą Biblia wyraźnie mówi, że ojciec jest tylko jeden.
pan Zambrotta pisze:
Nigdy też nie zmienię tego, że chcę się jeszcze uczyć. Wprawdzie nikt nie lubi chodzić do szkoły, jednak radze im się zastanowić co szkoła zrobiła dla nich. Dla mnie mimo że nie cierpię wczesnie wstawać na pierwsze lekcje to dziękuję szkole za to że jestem tym, kim jestem.
Święta racja. Tyle, że każdy to rozumie dopiero jak przyjdzie mu pracować. I żeby osiągnąć sukces zawodowy codziennie musi sie podszkalać. Teraz jesteście do tego zmuszani, ale potem każdy będzie sam do tego dążył.
białas pisze:co do drugiego pytania, to chyba ukończenie 18 lat. nie chodzi mi o same urodziny, czy imprezę, tylko "wejście" w "wiek dorosły". pomimo, że ktoś jest starszy o ten dzień, czy dwa, to nic już nie będzie takie samo, jak przedtem.
Jak jak skonczylem 18 lat nie odczułem zadnej zmiany. Zycie toczylo sie nadal tak samo. Dopiero z czasem do człowieka dociera, ze cos uległo zmianie. Ze coraz czesciej decyduje sie za siebie. Wg mnie człowiek, ktory wkracza w "wiek dorosły" powinien byc do niego przygotowany. W wiekszosci przypadkow, tak nie jest. Dlatego jesli mialbym wybierac to chcialbym aby prawna dojrzalosc przyslugiwała po skonczeniu 21 roku zycia.
iver.pk pisze:
Zmianilem tez zdanie o calym Kościele po przeczytaniu książki „Kod Leonarda Da Vinci”. Ksiazka ta wywarla na mnie duze wrazenie i wyjaśniła wiele nękających mnie pytan. Polecam szczególnie Lucidowi-dowiesz się dlaczego w Bibli jest tyle nieścisłości.
A czy po przeczytaniu ksiązki dowiedziałes sie ze jest w niej wiele niescislosci i tak naprawde to oprocz tego ze jest fikcją opiera sie nie na faktach tylko na tym co ludzie chca uslyszec. Ja tak samo jak ty bylem pod wrazeniem ksiazki. Tak samo jak ty mowilem "a widzicie! Macie ta swoja Biblie" itp itd. Jednak wysluchalem tez drugiej strony. I ostatecznie stwierdzilem, ze ta ksiazka jest rewelacyjnie napisana. Jednak pominieto w niej wiele istotnych faktow. Tak czy inaczje nie powinna ona byc traktowana jako glos w walce z kosciolem.
_Jah pisze:
Tutaj nie Twoje zdanie jest istotne, jeno Twoja Wiara..... (cut)
Z całym szacunkiem _Jah, ale jak słysze takie farmazony to mnie ściska. Czy to samo powiesz matce która straciła dziecko? Że Bóg miał wobec niej plan? To samo powiesz 10-letniemu dziecku które jest chore na raka i nie wie czy dożyje kolejnej gwiazdki? Gadanie bzdur za przeproszeniem. Gadanie, które przypomina mi fanatyzm.
Tutaj miałem jeszcze wiele napisane ale w końcu z tego zrezygnowałem, bo były tylko słowa, słowa, słowa. Słowa człowieka, który nie wierzy, że Bóg na nas patrzy i jak za uderzenim czarodziejskiej różdżki mówi: "Dzisiaj ty do mnie przyjdziesz bo mam taki plan!". Wywołało by to niepotrzebną dyskusję.
@
Bad_Magick Po twoim poście przyszło mi do głowy wiele rzeczy. Nie będe ich opisywał tutaj, ale myślę, że znajdziemy wspólnie parę chwil aby bliżej poznać się poprzez rozmowe prywatną
Lucid_Dreamer pisze:mnowomiejsky pisze:
Ostroznie z takimi tekstami, Martin jest fanem matematyki
Da się to wyczuć
Hmmm, powaznie? Oświeć mnie...
1. Czy jestem zadowolony z moje dotychczasowego życia?
Mam 27 lat. Nie jestem pewien czy ktoś starszy wypowiadał się na ten temat, ale to akurat jest najmniej ważne. Może mają inne problemy niż wywalanie swojego jestestwa na publicznym forum.
Mam pracę, z której jestem zadowolony i jeśli byłaby tylko lepiej płatna to byłbym w siódmym niebie. Choć czasami się zapytuję czy to co robię jest tyle warte?
Mam narzeczoną z którą wiążę przyszłość. Mam rodzinę, kochającą, pomocną w każdej chwili. Wiem, że jeśli coś nagle się zawali (odpukać w niemalowane) to nie wyląduję w rynsztoku. No i na koniec - mam znajomych. Parę lat temu miałem dwóch przyjaciół, nadal utrzymuję z nimi kontakt ale czy nadal mógłbym ich nazwać moimi przyjaciółmi? Chyba nie. Bo dla mnie przyjaciel to taka osoba, do której mogę się zwrócić gdy mam poważne problemy. Nie sztuką jest dzielić radość. Teraz na szczęście nieszczęścia mnie one omijają, a jeśli się pojawią to mam narzeczoną. Wiem, wiem... przyszła żona to nie to samo co przyjaciel, ale u mnie tak jest i trzeba sie z tym pogodzić
Jestem w momencie, w którym mogę podsumować moje dotychczasowe życie. Można powiedzieć, że pewien etap się skończył. Zakończyłem oficjalną naukę, niedługo zakładam rodzinę - wkraczam w dorosłe życie. Życie, które mimo, że mnie rozpieszczało potrafiło wiele nauczyć. Nie doświaczyłem jakiejś wielkiej tragedi, ani nie byłem świadkiem wydarzenia, które spowodowałby nagłe tzw. "dorośnięcie". Rzekłbym, że wszystko przebiegało zgodnie z planem (czy mam dopiero oczekiwać tych najgorszych rzeczy?). Skończyłem jedną szkołe, drugą szkołę, trzecią szkołę itd itp. Szkończyłem studia. Nigdzie nie miałem większych problemów. Owszem zdarzały się podtknięcia, ale jakoś je pokonałem. Nawet lepiej, że się zdarzyły, bo to właśnie niepowodzenia sprawiają, że jest się silniejszym.
Skromny ze mnie człowiekiem, nie szukam zwad, a wszelkie problemy staram sie rozwiązać pokojowo. Dzięki rodzicom i rodzinie. To ona, swoim świadectwem i postępowaniem (nie mową i gadaniem) pokazała mi drogę.
Owszem zdarzał mi się dół życiowy, z którego wyciągnęła mnie jedna książka. Książka o życiu po życiu. Mówiła ona między innymi o przeznaczeniu. Właśnia wiara w przeznaczenie bardzo mocno mnie ukształtowała i wyciągnęła z dołka.
I tu pojawia się kwestia Boga. Wielu z Was Go wspomina, a ja powiem tak: życie bez Boga też jest możliwe. Nie mówie, że w niego nie wierzę, ale swoje działania nie podpieram jego imieniem. Dla mnie liczy się człowiek. Wystarczy, że moje działanie nie będzie krzywdzić drugiego człowieka. Reszta nie jest potrzebna. Ani Bóg, ani kościół, ani ksiądz. oni mi są do tego niepotrzebni. Może dla niektórych brzmi to jak herezja, ale ja nie czuję potrzeby modlitw, nie czuję potrzeby chodzenia do kościoła, nie czuję potrzeby błagania o pomoc Boga.
W życiu naoglądałem się wiele herezji. Wielu ludzi mówiło jedno, a robiło drugie. Może dlatego moje podejście od tej kwestii jest takie a nie inne. Nie mówię, że jestem idealny, bo nie ma takiego człowieka. Zresztą "idealność" jest wadą.
Ja sam na przykłąd jestem strasznie upierdliwy, potrafie czepiać się wszystkiego, najmniejszego szczegółu. Kiedyś było to moją wadą. Wszyscy mówili mi, że jestem marudny, że ciągle mi coś nie pasuje. Bolało mnie to strasznie. Zastanawialem sie skąd to mam, jak z tym walczyć. Ale z biegiem czasu potrafiłem to przeistoczyć w zaletę. Moim uporem i determinacją (która ma wiele wspólnego z narzekaniem i marudzeniem potrafiłem w obecnym miejscu pracy osiągnąć). Potrafiłem w ciągu niespełna dwóch lat doprowadzić wiele rzeczy do porządku. I może dla niektórych nie jest to widoczne, (sam uważam, że to dopiero początek), w głębi duszy jestem z siebie dumny. Nikomu tego nie okazuje, tylko zmierzam prosto przed siebie wyznając zasadę: "Wczorajszy sukces traktuj dzisiaj jako coś normalnego, a jutrzejszy plan jako życiowe wyzwanie".
I pomyśleć, że wszystko miało swój początek w Juve i JuvePoland. Upór i siła z jaką tworzyłem kiedyś tą stronę pokazał, że w życiu można osiągnąć wszystko. Wystarczy tylko chcieć (nie odczytujcie tego, że ja wszystko osiągnąłem, bo codziennie mam przed sobą nowe cele).
I jeszcze o szkoła: dawno za mną. Rozterki, które dla wielu są codziennością u mnie są tylko wspomnieniem. Najmilej wspominam studia. Zapamiętałem wiele ciekawych sytuacji, ale jednej nie zapomne do końca życia. Moim marzeniem od lat była informatyka. Zdawałem na UAM i PP. Na kierunki matematyczno - informatyczne. Niestety przez stres i niewiedzę nie potrafiłem pozytywnie zaliczyć matematyki (dacie wiare?

). Pozytywnie to znaczy na tyle dobrze zeby sie dostać. W końcu kumpel powiedział, że moge zdać na mechanike i budowe maszyn - temat zupełnie mi obcy

. Przyjmowali 90% z konkursu świadectw więc z moją średnią spokojnie bym sie załapał. A zawsze po roku mogłem sie przenieść uzupełniając brakujący materiał. I tak tez się prawie stało. Po roku chciałem sie przenieść. Problemów nie było. Ale... w tym momencie podjąłem decyzję - nie przenoszę się ze względu na ludzi których znam. Poświęciłem to do czego dążyłem przez wiele lat dla przyjaciół. Nie wiem co by było gdyby się przeniósł. Nie wnikam. Wytrwałem na tym kierunku. Poznałem jeszcze więcej wspaniałych ludzi, - razem przebrnęliśmy przez trudy studiów - pomagaliśmy sobie kiedy tylko zaszła taka potrzeba. Kiedy jeden zaliczał wszyscy się cieszyli. Kiedy jeden z nas miał problemy, wszyscy przeżywali tak jakby problemy dotyczyły jego. Utrzymuję z nimi kontakt nadal - dwa lata po studiach. Mam super pracę, w dodatku w zawodzie na który mam papiery. Jedna decyzja. Jeden wybór....
Człowiek kształtuje się całe życie. Trafia na sprawy ważne i mniej istotne. Ale czasami zdarzają się momenty, które mocno wpławają na nasze postępowanie. Oczywiście zdajemy sobie z tego sprawę dopiero po jakimś czasie. Obecnie przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz: kiedyś poszedłem do spowiedzi. Mając około 10-12 lat wielkim grzechem było dla mnie nie uczęszczanie do kościoła (ehhh znów wracamy do wiary). I wtedy ksiądz powiedział mi: jeśli masz chodzić do kościoła z musu nie rób tego. Bóg i tak widzi prawdę. "Lepiej być białym lub czarnym, zimnym lub gorącym, ale nigdy szarym albo letnim". Od tego momentu chodziłem do świątynii wtedy kiedy naprawdę tego chciałem. Po jakimś czasie przestałem w ogóle. Ale te słowa nie odnosiłem tylko do wiary. Odniosłem do całego życia. I z całą pewnością mogę stwierdzić, że to zdarzenie miało na mnie wielki wpływ.
I mimo, że życie uczy mnie, że czasami trzeba trzymać język za zębami, nawet jeśli kłóci się to z moimi ideałami, to staram się w miarę możliwości trzymać swoich zasad.
Na koniec o życiu obecnym: Można powiedzieć, że właśnie przekraczam granice. Jestem w takim okresie przejściowym. Najbliższy rok, dwa wiele zmienią. Jednak dopiero za parę lat zobaczę, który wybór miał miejsze, a które większe znaczenie.
PS. Pomyśleć ze po przeczytaniu nazwy tego tematu chciałem go zamknąć

Wstydzę się tego teraz.
PS2. Więcej rzeczy o mnie możecie przeczytać w alfabecie, który mam zamiar opublikować na dniach.