Ja się cieszę, gdyż najczęściej spotykam się z dobrą reakcją na moje przywiązanie do Juventusu. Szczerze mówiąc, w teorii nie wyobrażam sobie innego zachowania, bo przecież ludziom z mojego otoczenia ten klub nie robi nic, prócz kradnięcia mojego czasu, co mogłoby ich irytować, więc gdzie miałyby źródło wszystkie negatywne reakcję.
Juve jest to zainteresowanie, w które mniej lub bardziej się angażujemy, a na prawdę trudno dziś o człowieka, z wyjątkiem ekstremalnej bojówki kibiców wrogiej drużyny, który drugą osobę dyskryminuje na podstawie jego hobby. Oczywiście od czasu do czasu zdarza się, że ktoś rzuci jakąś docinkę, lecz zazwyczaj razem z nim podchodzę do tego z dystansem.
W szkole siedzę w ławce z m.in. kibicem Realu, Barcelony i... Milanu, z którym w dodatku chyba najlepiej się znam z tej trójki, a nasze przywiązanie klubowe to raczej powód do dobrej dyskusji niż kłótni. Reszta osób docenia to, że mamy jakieś poważne zainteresowanie, a niektórzy nawet podziwiają, widząc ile emocji ono nam dostarcza.
W doskonałej sytuacji jestem postawiony w domu, bo ja i mój brat dumnie nosimy te same koszulki, które można rozróżnic tylko numerem na plecach, gdyż barwy klubowe i nazwisko mamy takie same. Jak jesteśmy w domu, to wspólnie kibicujemy Juventusowi, a jak oglądamy osobno, to potem zawsze dzielimy się przemyśleniami. Ojciec równiez jest zagorzałym fanem piłki nożnej, lecz nie ma sprecyzowanego ulubionego zespołu. Nie przeszkadza mu jednak to w zrozumieniu, że my taki mamy, i że jesteśmy mu oddani. Co więcej szanuje to, dzięki czemu mamy tematy do piłkarskich rozmów. Mama również podziwia nasze przywiązanie do "jakiegoś tam" klubu i to, ile serca w niego wkładamy, jednak od jakiegoś czasu ukrywam przed nią moje zakupy, gdyż doskonale wiedząc, ile kosztuje nowa koszulka Juve, irytuje się za każdym razem, gdy przychodzę do domu w nieznanym jej, nowym trykocie. Akurat tego jako materialistka nie potrafi zrozumieć ; - ).
Najgorzej zawsze jest z dziewczyną. Szanuje i docenia moje zainteresowania, lecz mimo wszystko wiem, że czasami nie jest pocieszona faktem, iż nie mogę z nią się spotkać z okazji meczu w TV. Na szczęście po kilku minutach podirytowania uspokaja się i potrafi to zrozumieć. Czasem też żartuje, że tyle co wydaję na Juve w jeden sezon, to w 5 lat na nią nie wydam, lecz wtedy też odpowiadam, że miłość do Juve muszę jakoś ucielestnić, co mogę zrobić za pomocą pieniędzy, a milość z nią muszę uduchowić, co mogę zrobić za pomocą serca i w ten sposób jakoś udaje się nam jeszcze razem przetrwać.
