: 20 lipca 2008, 13:18
W ostatnim czasie przeczytałem trzy ksiązki:
Pierwsza z nich to "Zdrada Tristana" Roberta Ludluma. Nie mam żadnych wątpliwości - ta książka powinna być w każdej biblioteczce miłośników "conspiracy thriller". Losy Stephena Metcalfe'a, mającego zrealizować niebezpieczną misję, czyta się z przyjemnością. Akcja jest wartka i nie ma obaw o to, aby czytelnik mógł się nudzić. Głównie z powodu dużej liczby nieoczekiwanych zwrotów sytuacji. Wątek miłosny już tak nie intryguje. Końcowe perypetie kochanków kończą się jednak niespodziewanie, ciekawszego zakończenia trudno byłoby się spodziewać. Bardzo podobały mi się opisy autora, świetnie dopasowane do określonych sytuacji. "Zdrada Tristana" ma jednak wady. Rozważania na temat demokracji czy poświęcenia jednostki dla dobra ogółu występują zbyt często, w pewnym momencie zaczynają irytować. Niekonsekwentna jest charakterystyka głównego bohatera. Metcalfe czasami jest sprytniejszy niż wspaniale wyszkoleni szpiedzy, innym razem zachowuje się jak przedszkolak.
Druga to "Hokus Pokus" Kurta Vonneguta. Książka napisana prostym językiem, czyta się ją jednym tchem. Z jednej strony ironiczna, z drugiej pesymistyczna. Największym atutem są trafne uwagi odnośnie decyzji podejmowanych przez amerykański rząd, korporacje i poszczególne osoby - do których termin "ludzka głupota" pasuje idealnie. Mimo obecnego w powieści komizmu, nie sposób nie zauważyć, że autor nie wierzy, że w przyszłości krytykowane przez niego instytucje przyczynią się do poprawy bytu ludzkości. Nie wierzy także w samych ludzi, o czym dobitnie świadczy chociażby zdanie - "A najgorszą skazą jest to, że jesteśmy(ludzie) najzwyczajniej w świecie głupi. Przyznajcie to!". Główny bohater-narrator Eugene Debs Hartke - niesłusznie oskarżony - oczekując na proces, opisuje wojnę w Wietnamie, college w którym uczył fizyki oraz więzienie, w którym pracował po zwolnieniu go z uczelni. Wspomnienia pojawiają się w rożnych częściach książki. Niektóre opisy powtarzają się po raz n-ty, co mnie osobiście nuży. Reasumując - warto mieć książkę w swojej biblioteczce, choć czytelnikom lubiącym barwne opisy i wyszukany język się nie spodoba.
Trzecia, swiezo przeczytana to "Mag" Deaver'a. Dobry thiller. Masę zwrotów sytuacji i zaskakujących wydarzeń sprawia, że książkę czyta się „jednym tchem”. Deaver, jak zwykle, duży nacisk skierował na aspekt psychologiczny. Czasami można mieć wrażenie, że jest tego nawet za dużo, bo nie każdego z czytelników interesuje dogłębna analiza postaci. Tak samo sprawa wygląda z dbaniem o szczegóły. Wielki plus należy się natomiast za wprowadzenie do książki „głosu” odautorskiego, który udziela wskazówek sugerujących czytelnikom jak należy „Maga” interpretować. Głównym minusem książki jest irracjonalność działań bohatera. Nie chce mi się wierzyć, że główny bohater chciałby dokonać dawno planowanej zemsty dopiero po tylu morderstwach. Niemożliwe jest, żeby odwracał uwagę policji przed podłożeniem bomby pod cyrkiem, jak sugeruje nam autor, skoro nikt go nie znał, nie podejrzewał i nie zamierzał śledzić. Przy tak dużym zwracaniu uwagi przez Deavera na szczegóły za dużo jest sytuacji, w których tak inteligentny iluzjonista by nie postąpił.
Pierwsza z nich to "Zdrada Tristana" Roberta Ludluma. Nie mam żadnych wątpliwości - ta książka powinna być w każdej biblioteczce miłośników "conspiracy thriller". Losy Stephena Metcalfe'a, mającego zrealizować niebezpieczną misję, czyta się z przyjemnością. Akcja jest wartka i nie ma obaw o to, aby czytelnik mógł się nudzić. Głównie z powodu dużej liczby nieoczekiwanych zwrotów sytuacji. Wątek miłosny już tak nie intryguje. Końcowe perypetie kochanków kończą się jednak niespodziewanie, ciekawszego zakończenia trudno byłoby się spodziewać. Bardzo podobały mi się opisy autora, świetnie dopasowane do określonych sytuacji. "Zdrada Tristana" ma jednak wady. Rozważania na temat demokracji czy poświęcenia jednostki dla dobra ogółu występują zbyt często, w pewnym momencie zaczynają irytować. Niekonsekwentna jest charakterystyka głównego bohatera. Metcalfe czasami jest sprytniejszy niż wspaniale wyszkoleni szpiedzy, innym razem zachowuje się jak przedszkolak.
Druga to "Hokus Pokus" Kurta Vonneguta. Książka napisana prostym językiem, czyta się ją jednym tchem. Z jednej strony ironiczna, z drugiej pesymistyczna. Największym atutem są trafne uwagi odnośnie decyzji podejmowanych przez amerykański rząd, korporacje i poszczególne osoby - do których termin "ludzka głupota" pasuje idealnie. Mimo obecnego w powieści komizmu, nie sposób nie zauważyć, że autor nie wierzy, że w przyszłości krytykowane przez niego instytucje przyczynią się do poprawy bytu ludzkości. Nie wierzy także w samych ludzi, o czym dobitnie świadczy chociażby zdanie - "A najgorszą skazą jest to, że jesteśmy(ludzie) najzwyczajniej w świecie głupi. Przyznajcie to!". Główny bohater-narrator Eugene Debs Hartke - niesłusznie oskarżony - oczekując na proces, opisuje wojnę w Wietnamie, college w którym uczył fizyki oraz więzienie, w którym pracował po zwolnieniu go z uczelni. Wspomnienia pojawiają się w rożnych częściach książki. Niektóre opisy powtarzają się po raz n-ty, co mnie osobiście nuży. Reasumując - warto mieć książkę w swojej biblioteczce, choć czytelnikom lubiącym barwne opisy i wyszukany język się nie spodoba.
Trzecia, swiezo przeczytana to "Mag" Deaver'a. Dobry thiller. Masę zwrotów sytuacji i zaskakujących wydarzeń sprawia, że książkę czyta się „jednym tchem”. Deaver, jak zwykle, duży nacisk skierował na aspekt psychologiczny. Czasami można mieć wrażenie, że jest tego nawet za dużo, bo nie każdego z czytelników interesuje dogłębna analiza postaci. Tak samo sprawa wygląda z dbaniem o szczegóły. Wielki plus należy się natomiast za wprowadzenie do książki „głosu” odautorskiego, który udziela wskazówek sugerujących czytelnikom jak należy „Maga” interpretować. Głównym minusem książki jest irracjonalność działań bohatera. Nie chce mi się wierzyć, że główny bohater chciałby dokonać dawno planowanej zemsty dopiero po tylu morderstwach. Niemożliwe jest, żeby odwracał uwagę policji przed podłożeniem bomby pod cyrkiem, jak sugeruje nam autor, skoro nikt go nie znał, nie podejrzewał i nie zamierzał śledzić. Przy tak dużym zwracaniu uwagi przez Deavera na szczegóły za dużo jest sytuacji, w których tak inteligentny iluzjonista by nie postąpił.