Temat związków partnerskich
nie jest tematem zastępczym. Każdy ma prawo do szczęścia, do poszanowania przez państwo, nie samą ekonomią, gospodarką i smoleńskiem człowiek żyje. Dyskusje i ustawy światopoglądowe, przepisy ułatwiające codzienne życie ludzi są równie ważne, jak gospodarcze pomysły rządu.
Cieszy mnie, że w odróżnieniu od politycznych sekt w łonie rządu
jest miejsce na wiele poglądów. Ktoś nazwie brak dyscypliny w takich głosowaniach, brak jednej linii partyjnej w kwestiach etyki "bezideowością". Dla mnie to jeden z największych atutów partii, na którą głosuję w każdych wyborach odkąd mam prawo wyborcze. Od początku moim kandydatem do sejmu był bohater ostatnich tygodni,
Jarosław Gowin. Nie dlatego, że wierzę w to samo, w tego samego Boga, co on, bo tak nie jest. Nie dlatego, że mamy podobne poglądy w temacie związków partnerskich, in vitro itd. ale dlatego, że nie przynosi mi wstydu, że szanuję go jako człowieka, męża, ojca, wykładowcę akademickiego, działacza społecznego i polityka. W politycznym bagnie to cholernie rzadkie zjawisko, jestem dumny z tego, że między krzykaczami z lewa i prawa, między oszołomami i fanami teorii spiskowych jest człowiek, który zamiast politowania wzbudza mój szacunek - nawet jeśli nie zawsze się z nim zgadzam, nie przestaję go szanować i cieszę się, że to on mnie reprezentuje w polskim parlamencie. Jest takie stare powiedzenie, że zanim ktoś zabierze się za rządzenie, reprezentowanie innych ludzi, zanim obejmie odpowiedzialną funkcję, powinien najpierw poukładać swoje życie prywatne i zadbać o porządek we własnym domu. Jarosław Kaczyński, zbawca narodu polskiego, który poślubił politykę i sejmowe awantury nie zrozumie tego zapewne nigdy, o jego wyznawcach nie wspominając.
Słucham
wypowiedzi Krystyny Pawłowicz, która sama nigdy nie założyła własnej rodziny, nie ma męża i dzieci, a krzyczy najgłośniej, że żyjące razem, bezdzietne osoby są
nieprzydatne społeczeństwu i bulwersuje ją, że pary homoseksualne
nie pełnią funkcji prokreacyjnych. Poucza innych, jak mają żyć. Czyżby z braku własnego życia rodzinnego zostało jej już tylko wpieprzanie się w nieswoje sprawy? A co powiedzieć o księżach, którym państwo od lat funduje słodkie życie na koszt społeczeństwa? Na szczęście, wielu z nich funkcje prokreacyjne pełni w najlepsze :doh:
Podziwiam ludzi, którzy
dążą do realnego, nie jakiegoś "wiecznego"
szczęścia i życzę im powodzenia niezależnie od orientacji seksualnej, problemów z jakimi się borykają, identyfikacji płciowej itd. Cieszę się, że ich problemy są poruszane i że pojawiają się projekty, by ułatwiać załatwianie wspólnych spraw w urzędach ludziom, którzy się kochają. Wolę ludzi szczęśliwych, którzy pozwalają innym na szczęście i walczą o swoje, niż mędrców ze wschodu, którzy będą mówić mi jak mam żyć i jak wolno kochać, a jak nie. Nikt nie mówi o adopcji dzieci przez pary homoseksualne, tylko o
usunięciu prozaicznych trudności, z którymi borykają się ludzie niezależnie od orientacji seksualnej. Posłance Pawłowicz, która pewnie nieraz śpiewała Rotę, wypadałoby opowiedzieć
kilka rzeczy o Marii Konopnickiej. Podobno - cytując bohaterkę ostatnich tygodni - "nie wystarczy nażreć się hormonów, by stać się kobietą". Tymczasem dla wielu osób, jak sądzę, wystarczy, że popieram partię rządzącą, bym stał się dla nich
żydokomuną, masonem, złodziejem, ruskim agentem, zdrajcą narodu i
szatanem we własnej osobie. Przeczuwam, że gdyby krzykacze spod krzyża usłyszeli dziś na własne uszy słowa Jezusa (Żyd!) nawołującego do rozdania własności prywatnej (komunista!) i miłowania swoich nieprzyjaciół (ruski agent! zdrajca!), pierwsi przybiliby go do krzyża.
Ponad rok temu Vimes, z którym miałem przyjemność dyskutować na forum i przez PW, a swego czasu dostarczył mi świetnej pointy do opublikowanego na łamach JP felietonu, cytował w tym temacie moje poglądy dotyczące PiSu. To jak - wolno nazywać UE "Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich", ale już
dostrzeganie faszyzowania rodzimych narodowców jest be? Jak mam inaczej ocenić narodowosocjalistyczną partię, która wciąż szuka poza granicami kraju i na własnym podwórku wrogów, ma bijący po oczach kompleks niższości względem Rosji i na siłę próbuje każdemu udowodnić, że "ruscy", "geje" i "żydokomuna" są całym złem tego świata? To co to u diabła jest? Polska Partia Przyjaciół Piwa? Można pomyśleć, że to problem jednej partii, że wystarczy im przy urnie wyborczej i 11 listopada powiedzieć "
nie przejdziecie", ale żeby to dotyczyło tylko PiSu... Nie tylko Macierewicz, Pawłowicz i ich partyjni koledzy idą w tym kierunku.
Idole prawicowej młodzieży najpierw wykonują faszystowskie gesty, a potem
kpią z niepełnosprawnych i poniżają ich. Gdzieś słyszałem przyśpiewkę "lepiej być moherem, niż Tuska frajerem". Ja uważam, że na więcej szacunku zasługuje kaleka, który pomimo niepełnosprawności stara się rozwijać, czerpać z życia pełnymi garściami i gej / lesbijka dążąca do szczęścia niż "prawdziwy Polak", szukający przyczyny swoich niepowodzeń w "tym złym, nie naszym" rządzie, zwalający winę na "wrogów państwa", zewnętrznych i wewnętrznych, szydzący z niepełnosprawnych i kochających inaczej, niż on sam. Na szczęście nie muszę się wstydzić, że śpiewam razem z "dzielnymi narodowcami", korwinowcami, "rycerzami niepokalanej" i "pełnosprawnymi patriotami" jeden hymn. Częściej śpiewam
ten.
Kiedy ze strony PiSu słyszę, że w czasach kryzysu nie powinniśmy zajmować się kwestiami światopoglądowymi, nóż mi się w kieszeni otwiera. Czepiają się ździebełka w cudzym oku, nie dostrzegając belki we własnym. Czy ciągłe awantury smoleńskie nie są tematem zastępczym, konikiem, na którym opozycja na chama próbuje powrócić do władzy? Kto chce na tragedii, teoriach spiskowych i marszach pamięci budować społeczne poparcie, nigdy nie zrozumie ludzi, którzy
szukają w życiu szczęścia, a nie trotylu we wraku tupolewa, zdrajców w rządzie i dziury w całym. Sektę smoleńską
obrzydza miłość homoseksualna i osoba transpłciowa, a ciągłe wykopywanie trupów i grzebanie w grobach w poszukiwaniu sensacji już nie? Komisje w Polsce i w Rosji zostały powołane, wyniki ich prac ogłoszone, stenogramy opublikowane, kto chciał, powiedział swoje zdanie, a nagonka na rząd i "zdrajców polskiego narodu" trwa w najlepsze. Jasne, przecież "nasze pisowskie problemy są ważne i rząd ma się nimi przez lata, także w czasach kryzysu zajmować" :!: ale kiedy inni mają problemy, to to jest "strata czasu, odwracanie uwagi od pilniejszych kwestii i temat zastępczy"
- moralność Kalego według PiSu. Nie czuję się zagrożony przez Rosję, Unię ani zdradzony o świcie. Wyciągnąłem wnioski
z Gruzji i wiem, że historia lubi się powtarzać. Nie potrzebuję dziesiątek "rzetelnych" ekspertyz, kolejnych komisji ani natchnionych głosicieli "ukrytej prawdy", nie robię z katastrofy lotniczej pomnika narodowego męczeństwa, a z pisowskiego prezydenta bohatera tylko dlatego, że tragicznie zginął. Mierzi mnie czepianie się ludzi, którzy chcą żyć po swojemu i być szczęśliwi z dala od sekty toruńskiej, smoleńskiej i każdej innej, z dala od poszukiwaczy tanich sensacji i miłośników teorii spiskowych, którzy wszędzie widzą trotyl, wykrywają sztuczną mgłę i słyszą strzały, a nie umieją lub nie chcą wyciągać wniosków z postępowania ich bohatera i jego towarzyszy w analogicznej sytuacji półtora roku wcześniej.
Głosowanie nad ustawą o związkach partnerskich było świetną okazją, by pokazać jak zróżnicowany pod względem światopoglądowym jest obóz rządzący. Chwała im za to, że wielu posłów Platformy
ma odwagę mieć własne zdanie, ma jaja, by głosować zgodnie z własnymi przekonaniami. Szanuję ich za to niezależnie od tego, czy podzielam ich poglądy, czy nie, bo ciężko w polityce o niezależność. Debata nad ustawą o związkach partnerskich pokazała
prawdziwą twarz opozycji, która w czasach kryzysu na okrągło wojuje wrakiem tupolewa, a czepia się rządu, próbującego rozwiązywać problemy "niesmoleńskiej" części społeczeństwa. Ja miałem w życiu wiele problemów, żaden nie był winą tego czy innego rządu, "Żyda", agenta. Swoje wygrałem, swoje przegrałem, ojcem moich sukcesów / porażek nie był
żaden rząd, żadna partia, ale ja sam, moi bliscy i osoby, z którymi współpracowałem. Nie wiem, czy dziś bycie "prawdziwym patriotą" oznacza obszczekiwanie rządu, szydzenie z niepełnosprawnych, atakowanie osób LGBT i zwalanie na Tuska winy za własną nieudolność. Jeśli tak, (dowolnemu) Bogu dzięki, żaden ze mnie patriota.