21 pisze:
Można mu wiele zarzucić, ale nie można zapominać, że zrobił coś, abyśmy ten mecz wygrali. Gdyby każdy z naszych napastników strzelił gola to byśmy prawdopodobnie wygrali. Co za różnica czy z karnego czy nie...
Każdy z tych piłkarzy, którzy byli na boisku zrobił
COŚ, żebyśmy nie przegrali. Buffon nie wpuścił każdego strzału, który leciał w stronę bramki, De Ceglie nie wywalił w trybuny za każdym razem, kiedy dośrodkowywał, Pogba nie stracił od razu każdej piłki, którą dostał, a Giovinco, oprócz innych "zasług", nie zmarnował karnego. To że akurat jego wkład jest bardziej "medialny" niż np. Barzagliego (który moim zdaniem w tamtym meczu w stronę nieprzegrania zrobił więcej) to nie oznacza, że przysługuje mu status świętej krowy której nie wolno krytykować, bo on dołożył swoją namacalną cegiełkę. Żeby Giovinco mógł tego karnego wykorzystać, wcześniej Marchisio musiał go wywalczyć, kto inny mu podać, a jeszcze kto inny gdzieś tam odzyskać piłkę (piszę z głowy, nie pamiętam jak się ta akcja zaczęła) - dlaczego zatem jeżeli potem ten co podał, ten co odzyskał i jeszcze ktoś inny kopali się w czoło, to należy im to wytknąć palcami, a temu który zwieńczył ich dzieło kopnięciem z 11 metrów już nic wytykać nie wypada?
21 pisze:
Tak spłycając problem... Załóżmy, że jest finał Ligi Mistrzów...
To inaczej. Gramy w tymże finale niezwykle ciężki mecz przeciwko Barcelonie. W piątej minucie Valdes popisuje się jednym ze swoich klasycznych baboli, podaje do Vucinicia, Czarnogórzec odgrywa do Giovinco tak, że małemu pozostaje tylko spokojne umieszczenie piłki w pustej bramce z dwóch metrów. Potem Barcelona rzuca się do szaleńczego ataku. Vidal dwoi się i troi, jeździ na tyłku bez wytchnienia, Pirlo i Marchisio też wylewają litry potu żeby nie oddać środka pola rywalowi, obrońcy grają wręcz bezbłędnie, Bufffon wyciąga kilka takich strzałów z dystansu, jakich nikt inny by nie obronił. Tylko jeden Giovinco gra jak sierota, traci od razu każdą piłkę, którą w pocie czoła potem muszą odzyskiwać koledzy. Czas mija, Barcelona otwiera się coraz bardziej, udaje się stworzyć Sebie dwie doskonałe okazje strzeleckie, które krasnal w fatalny sposób marnuje. Na osiem minut przed końcem Messi popisuje się takim dryblingiem, którego nie zatrzymałby żaden obrońca na świecie i ładuje piłkę w samo okno, Buffon bez szans. Chwilę potem Pirlo uruchamia Giovinco genialną piłką, ale ten marnuje trzecią setkę w meczu. W ostatniej minucie jeszcze jeden przebłysk geniuszu Messiego, gol na 2:1 o którego do nikogo z Juve pretensji mieć nie można.
I pytanie - kogo trzeba winić w tej sytuacji za porażkę? Czy aby nie tego, który jako jedyny zrobił "konkretne" kroki w kierunku zwycięstwa?
21 pisze:
Gramy w przewadze jednego zawodnika, mamy gola przewagi, czy wówczas sprawą priorytetową jest dołożyć dwa następnego gole, aby spokojnie dograć mecz do końca? Nie, sprawą priorytetową jest nie dać sobie strzelić żadnego gola, bo od takiego zespołu jak Juventus oczekuje się przede wszystkim, aby nie dał sobie strzelić gola Sampdorii grającej w osłabieniu.
Veto. Gra na utrzymanie przy stanie 1:0 bardzo często się mści, w dodatku jak na złość wiele razy w ostatnich minutach, kiedy nie ma już szans odzyskania prowadzenia. Jedną bramkę można stracić na tysiąc sposobów, może być jakiś rykoszet, jakiś strzał życia, jakieś zamieszanie po rożnym, więc nie można tak myśleć. W momencie kiedy rywal jest podany na tacy, należy załadować przynajmniej dwa gole żeby zupełnie wyeliminować jakieś ewentualne czynniki losowe, a nie cofać się i bronić tego śmiesznego prowadzenia.