W Madrycie zawsze grało nam się ciężko. Taka to już nasza specyfika, że mecze rozgrywane na Półwyspie Iberyjskim, nigdy nie należą do udanych w naszym wykonaniu. Próżno w tym momencie powracać do cudownego 2:1 z Nou Camp, gdyż wystarczy sobie przypomnieć porażki w Madrycie 0:2 96'rok, 1:2 03'rok, Vigo 0:4 01'rok czy wymęczone remisy w Bilbao 0:0 99'rok i Sociedad 0:0 04'rok. Widocznie mocno doskwiera nam presja oraz atmosfera towarzysząca hiszpańskim stadionom. Nie inaczej było też wczoraj.
We wczorajszym spotkaniu żaden z piłkarzy nie zasłużył na słowa uznania. Bo w to, że Thuram, Cannavaro i Buffon są pełno wymiarowymi profesjonalistami, nikt nie powinien wątpić. To jest nasza najmocniejsza strona, która jest jak gdyby gwarancją, na każde, kolejne spotkanie.
Początek meczu w naszym wykonaniu był znakomity. Nasi piłkarze wyszli z ogromną determinacją, stosując mocny pressing na graczach z madrytu. Jednakże owe szybkie tempo, które potrafiliśmy narzucić, okazało się za szybkie dla Ibrahimovica, a w szczególności dla Pavla Nedveda. Mecz ten znakomicie pokazał, jak ważnym piłkarzem jest dla nas, waleczny Czech. Bez niego tracimy rozsądek w poczynaniach ofensywnych, które miały być wczoraj, zaskakującą bronią. Niestety, nic z tego nie wyszło. Nedved zszedł, zastąpił go Olivera, który jak wspomniał Capello, nie spodziewał się występu, co zresztą było uwidocznione na boisku

. Zbytnia pewność siebie, spokój, zapomnienie z kim ma się do czynienia, zostało przerwane wraz z utratą pierwszej bramki. Bramki, na którą Real zupełnie nie zasłużył. Bramki ze stałego fragmentu gry, wykonywanego przez Davida Beckhama, który jest mistrzem w tym, reasumując: bramki spowodowanej, rozkojarzeniem naszej defensywy. Boli to tymbardziej, że graliśmy do tego momentu bardzo przyzwoicie, a w meczach takich jak ten, pierwsza bramka ma kluczowe znaczenie. Ten gol dodał oczywiście piłkarzom z madrytu animuszu, skrzydeł, które wiodły ich do kolejnych ataków. Taka właśnie sytuacja utrzymywała się przez większą część meczu. Nagle w jednym momencie, zmieniliśmy się cele, ambicje, i wróciliśmy na swoje miejsce, w którym nie ma miejsca na błędy. Ale też, nie ma fantazji w przodzie. Hę, jest może w umyśle Camora, Emersona, w ostateczności Del Piero, ale nie ma w tej zabawie, egzekutora z prawdziwego zdarzenia. Ibrahimovic? wielkie mi co. Ibra pokazał klasę w sytuacji, kiedy przedryblował 2-3 obrońców, wystawijąc piłkę Nedved'owi, ale tak w sumie, to nic nie poazał. Zwalniał tempo akcji, które z wielkim trudem były wypracowywane przez Camora z Emersonem. Schodził do boku, zamiast czychać na podania, był po prostu, mało przydatny. Jak w takim razie mgliśmy marzyć o zaskoczeniu przeciwnika? kto miał ich zaskoczyć? ostatecznie więc, jestem zadowolony z tego rezultatu, który niczego jeszcze nie przesądza. Za 2 tygodnie, w Turynie, wszystko wyglądac będzie inaczej. Przede wszystkim grać będziemy przed włąsną, mam nadzieję, liczną publicznością. To będzie włoski spliff, głośny ryk tysięcy gardeł będzie niósł naszych do większego wysiłku, większej zaciętości. To na pewno będzie bodziec, który okarze się dla nas mocnym pozytywem, którego brakowało nam wczoraj, zwłaszcza w końcowych fragmentach meczu. Wróci Nedved, który znany jest ze swojego twardego charakteru, dzięki któremu będzie chciał zmazać ten bezbarwny epizod na bernabeu. Wróci David Trezegeut, prawdziwy, pełno wartościowy egzekutor, który nie zadrży noga w tym kluczowym momencie i którego będzie pełno na polau karnym przeciwnika. Za partnera mieć powinien Ibre, który powinien w większym stopniu zaangażować się w grę, a któremu pomoże komplet publiczności, zgromadzony na Stadio Delle Alpi. Czy zagrać Tacchim? nie bardzo jestem do niego przekonany, ale faktem jest, że Blasi zrobił komuś miejsce

. Więcej odwagi, dbalości życzyłbym także Zambrottcie, który moim zdaniem, nie zagrła wczoraj nic olśniewjącego. Tyczy to się również Zebiny, który świetnie sprawdza się w przodzie, szybko myśli, celnie podaje, lecz ma solidne braki w umiejętnościach defensywnych. Jest to o tyle istotne, gdyż prawa strona jest zajęta przez Camora, który samymi chęciami nie załata luki jaka powstaje po tej stronie linii. Wczoraj wszystkie piłki zaczynały się tą stroną, co udawadnia, że jest to nasza najsłabsza furtka defensywna. Ale i tak, najważniejsze będzie szczęście i Sir, Don Capello. To on musi wymyśleć coś specjalnego. Wiem jedno, musimy zagrać na 0. W konfrontacji z Realem jest to zadanie trudne, ale niestety dla nas, absolutnie konieczne. Decydująca będzie więc nasza czujność w obronie, fantazja kreatorów akcji, które bezlitośnie powinny być wykańczane przez naszych napastników. Szansę są, więc nie gdybajmy, zostawmy te żale, i skupmy się na rewanżu. Stwórzmy im piekło, aby scenek typu Olivera-Gravesen było jak najwięcej. Jedynie tym podobną, zaciętościa, jesteśmy w stanie sprawić kolejny Cud.