Nie 07.07, ale nadal mamy lipiec, więc siódemka styknęła.
Stało się. Gadali, plotkowali, kurs akcji szalał na giełdzie i bum!
Life is funnier than shit. Pamiętacie Joe’a z „Dawno temu w Ameryce”?
Życie potrafi k… zaskoczyć. Nie mówię tutaj o codzienności, prozie życia, ale o jego piłkarskiej części. Zwłaszcza jeśli się jest kibicem trochę głębiej, z konkretną drużyną łączy nas coś więcej niż tylko wygrany mecz ludzi akurat w tych koszulkach.
No i mnie zaskoczyło. Drugi raz w takim stylu, że… nie wiem co powiedzieć, nie wiem co o tym myśleć. Dobrze, że chociaż nie zdrowotnie, jak wtedy kiedy szalałem na stadionie, gdy Alex Del Piero strzelał Realowi, a potem prawie straciłem przytomność na endorfinowym haju. Albo gdy Juventus przegrał finał z Realem i dostałem prawie że zapaści.
Transfer tego grajka (w ogóle jakiegokolwiek, nawet gdyby to był bóg piłki Messi) na szczęście nie ma takiego wpływu, ale jakiś tam mentlik w głowie powstał. Pierwszy raz doświadczyłem tego (a kibicuję jeszcze od czasów Peruzziego w bramce i początków ADP) w niesławnej i obrzydliwie skręconej przez inter aferze „Calciopolli”.
Nie wierzyłem wtedy, że ekipa z mistrzami świata na pokładzie, kapitalnymi zawodnikami, mogłaby zniżyć się do poziomu jakiegokolwiek ustalania wyników czy wpływania na pracę sędziów. Myślałem, że rozejdzie się to po kościach, że tym bardziej po zdobyciu przez Włochów Mistrzostwa Świata będzie może nie abolicja, ale jakieś zawieszenie sprawy do poważnej rozpatrzenia… okazało się, że Puchar Świata był raczej przekleństwem – Włosi, od dawna zmagający się z opinią krętaczy, na różnych poziomach sportowo-społecznych, chcieli pokazać jak czyszczą „nieuczciwych”.
I wyczyścili, w stylu przypominającym „Dług” Krauzego i historię tamtych ludzi. Naprawdę to był czas, w którym nie wiedziałem co się dzieje, jak zebrać myśli, co z tym zrobić. Jestem człowiekiem uczciwym, nie mam w zwyczaju wytykać komuś błędów, a robiąc je samemu udawać, że nic się nie stało albo ja tak mogę i ch…
Skoro jakoś ktoś dopuścił się takich czynów to… powinien zostać ukarany. Ale nie wierzyłem w to, po prostu nie mieściło mi się w głowie. Potem prawda zaczęła wychodzić na jaw, ale to już inny temat. Opisałem to tylko tak żebyście wiedzieli jaki miałem mętlik w głowie.
I mam go teraz. Serio, z powodu jakiejś tam Krysi? Prawie zawsze tak o nim pisałem, po pierwsze dlatego, że Ronaldo był tylko jeden, król Mundiali Ronaldo Luís Nazário de Lima, po drugie że był i chyba jest taką nażelowaną gwiazdeczką, której nawet ostra dieta ze Snickersów by nie pomogła.
Tak, wiedziałem i wiem, że to jest niezły piłkarz, pewnie nawet wybitny, ale mierziło mnie dodatkowo wieczne zestawianie go z Messim, ten pojedynek który od początku nie miał sensu, bo Leo ma ten dar, ten sposób gry, który czyni go geniuszem. I ilość goli czy zdobytych trofeów nie ma tu znaczenia.
Dodatkowo Krysia była dla mnie zawsze esencją tego czego nie znoszę w jedynym klubie piłkarskim, którego nie cierpię – Realu Madryt. Gwiazdorzenie, nurkowanie, mnóstwo słabych spotkań wygranych na farcie, na błędach sędziowskich, przykrytych jakimiś tam okazyjnymi popisami, a przy tym buta i pycha, hala dzieci… to wszystko miał i chyba nadal ma. On.
Jedyny zawodnik irytujący zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Normalnie mnie to nie interesuje co grajkowie robią poza boiskiem, ale w tym wypadku jedno przeplata się z drugim.
A tu życie płata figla – ktoś kogo nie cierpisz nagle zjawia się w zespole, który kochasz. Ale że jest to miłość trudna i daleka dość od zaślepienia tak częstego w środowisku kibiców – kręci się w głowie jeszcze bardziej.
Z jednej strony zrezygnowałem z Juvemember po tym jak władze klubu pozbawiły go herbu i zastąpiły go syficznym marketingowym logo. Po tym postanowiłem dodatkowo nie kupować już żadnych gadżetów.
Z drugiej Max Allegri, przez niektórych ubóstwiany, przez tych samych pewnie, którzy stukali się w czoło gdy przychodził z Milanu (a raczej z wolnego transferu, bo przecież ACM wywalił go w styczniu), a teraz trzymają się go kurczowo i odpychają głosy o jakiejkolwiek zmianie.
MA przerżnął dwa finały LM w ciągu trzech lat, nie zapanował nad szatnią w ostatnim, jego defensywny i bojaźliwy styl na trzymanie jednobramkowej przewagi zawodził wielokrotnie, a mimo to nadal go preferuje. Sadza na ławie zawodników, którzy powinni grać w pierwszym składzie, innymi miota po boiskowych pozycjach, że aż bolą zęby. A polityka transferowa?
Dlatego ostatni mecz Juventusu obejrzałem siódmego marca 2018 roku (rewanż z Totkami), z wyjątkiem ostatniego spotkania Gigiego Buffona, ale to wiadomo. Nie chcę oglądać „popisów” Allegriego, nie akceptuję jego „stylu” i tego co wyprawia z drużyną.
I tu nagle zjawia się on – nie udawajmy, grajek marketingowo i skillowo taki jakiego każdy zespół chciałby mieć.
I co mam zrobić? Co powinienem? Zmienić nagle swoje zapatrywania i opinie? Nie jestem takim człowiekiem, ślepa wiara i akceptacja brzydzą mnie.
Z drugiej strony można mnie przekonać, umiem zmienić zdanie, czego dowodem jest np. Mario Mandžukić, zawodnik którego stylu gry nie lubiłem, nie ceniłem jego umiejętności, ale w Juve dowiódł, że potrafi wiele, że ma serducho, zwłaszcza może na kretyńskiej pozycji, na którą wystawiał go Max.
Poza tym Juventus wychowuje piłkarzy. Może nie wszystkich, na Alvesa nie podziałało, ale jednak. Czy mogę zakładać, że Cristiano Ronaldo przestanie być boiskową diwą, przestanie płaczliwie wpatrywać się w sędziego siedząc na murawie, przestanie machać rękami i nurkować? Że Juve wpłynie na niego mentalnie co tylko zwiększy jego możliwości boiskowe? Że zyska mój szacunek?
Oby.
Life is funnier than shit.
Poza tym zrobiłem to już dawno temu
Kod: Zaznacz cały
https://steamcommunity.com/sharedfiles/filedetails/?id=374963955
Dla draki, ale jednak
Pozwoliłem sobie na dłuższy wpis, taka jest moja historia, tak to widzę, kibicując i kochając Juventus od ponad 20 lat. Jeśli ktoś chce się wdać w polemikę to proszę bardzo, ale odpowiem wyłącznie na rozsądne treści. Reszta mnie nie interesuje, bo nie ma większego sensu.