kdzr pisze:
Sam nie wiem skąd taka decyzja zarządu, skąd taka powściągliwość w poszukiwaniach nowego trenera. (...)
Jak ktoś słusznie zauważył, chcemy zmieniać się na każdej płaszczyźnie prócz tej boiskowej, strasznie bolesny dla oczu jest to paradoks.
(...)
Żaden trener nie jest gwarantem czy to wygrania scudetto, czy ligi mistrzów. Z naszym składem trzeba się jednak bardzo postarać, aby we Włoszech nie zwyciężyć.
(...)
Ja mam oczy zasłonięte przez obsesję Champions League.
(...)
Naprawdę. I wątpię, aby Max mógł coś jeszcze z tej ekipy wycisnąć.
A ja wiem, skąd taka powściągliwość i już dawno o tym pisałem na tym forum. Powtórzę się i być może wyjaśnię, że nie ma tu żadnego paradoksu. Wszystko wynika z wieloletniej polityki naszego zarządu.
Allegri jest gwarantem sukcesu na krajowym podwórku, a nasz zarząd wcale nie ma obsesji LM. Dla zarządu ważne jest trzymanie "pod butem" Serie A. Liga Mistrzów to dla nas przestrzeń, w której ciągle obowiązuje zasada "jak wyjdzie, tak będzie". Nikt z najwyższych władz klubu wcale nie chce ZA WSZELKĄ cenę wygrać tych rozgrywek. Nasze priorytety to ciągle seryjne wygrywanie ligi, bo już nawet nie krajowych pucharów. Piszesz, że to da nam prawie każdy trener... Hm, może i tak, ale zapominasz o jeszcze jednym.
Wy ciągle zapominacie o bardzo, ale to bardzo ważnej cesze Allegriego - to jest facet, który od lat godzi się na wszystko. Będzie trenował bez względu na skład. Może ma jakieś oczekiwania co do transferów, ale ostatecznie położy uszy i pójdzie w poniedziałek do pracy. Do tego jako tako radzi sobie na konferencjach prasowych i w rozmowach z dziennikarzami.
Przypomnijcie sobie, za co polecieli DD i Conte - poszło o konkretne oczekiwania i niezależną od pomysłów zarządu politykę transferową. Obaj trenerzy chcieli więcej. To była niesubordynacja. Niepotrzebne ryzyko? Jasne, wtedy były inne realia, ale moim zdaniem podstawowy mechanizm jest ten sam. Chcesz być trenerem Juventusu - musisz się na wszystko godzić, mało wymagać i zapewniać seryjne sukcesy w Serie A, co nam daje rokrocznie przepustkę do LM. Reszta to frazesy i robienie dobrej miny do złej gry. "Liga mistrzów priorytetem"? Taa... PRowe zagrywki dla uspokojenia coraz bardziej sfrustrowanych kibiców.
Niestety zawiodłem się na Agnellim, bo on nie dba o boiskowy aspekt funkcjonowania klubu piłkarskiego. Dla niego, zapewne jak i dla Elkanna, Juve to przedsiębiorstwo, którego głównym obszarem działalności są Włochy.
Ktoś zaraz wyskoczy z CR7... on nie przyszedł do nas po to, by wygrać LM. Sam uległem tej iluzji, ale teraz widzę, że tu chodzi przede wszystkim o aspekt marketingowy. Sama Serie A i rynek wewnętrzny to dla nas za mało, bo włoska piłka jest od lat relatywnie słaba. Czym mielibyśmy przyciągać Azjatów czy Amerykanów? Kto dziś emocjonuje się meczami pomiędzy Juve a Interem czy Milanem? Potrzebowaliśmy rozpoznawalnej MARKI i CR7 takową jest. Potrzebowaliśmy go nie po to, by poprawić jakość gry na boisku i swoje szanse w LM (to PRZY OKAZJI, ale bez żadnej "obsesji" czy nawet priorytetu), ale przede wszystkim po to, by jeszcze lepiej promować na egzotycznych rynkach nasze LOGO czy nieosadzone w tradycji koszulki.
Ja sam uważam, że z Maxem marnujemy ten niezwykły czas, kiedy mamy w składzie kogoś takiego jak C. Ronaldo. Może zarząd jednak to zauważy i nieco przeniosą akcenty na rywalizację sportową z największymi drużynami w Europie. Niby oficjalnie mówi się co innego, ale ja jestem przekonany, że w klubowych biurach biorą w ciemno kolejne Scudetto kosztem kolejnego finału LM. Być może te traumatyczne przeżycia seryjnie przegrywanych finałów wpłynęły na psychikę Agnellego na tyle mocno, że woli wróbla w garści niż gołębia na dachu.
W tym sezonie raczej nie zmienimy trenera. Może za rok wróci DD? Żałuję, że Max odmówił Realowi. Jeśli rzeczywiście miał tę ofertę, to powinien z niej skorzystać.
Niestety, tu ujawniła się jego kolejna cecha - bojaźliwość. On wie, że w innym niż Juventus klubie z topu nie przetrwałby tak długo. Wszak tam trzeba często pokazywać coś więcej, także nie boisku. Nie wystarczy składanie uszu przed zarządem.