Będę Cię prowokował do coraz ciekawszych wypowiedzi by coś sobie samemu również udowodnić. Już bardzo mi się to spodobało. Oglądalem wszystkie praktycznie mecze Juventusu od 2009 roku mniej więcej. Przez brak odpowiednich środków przekazu w latach 2006-09 byłem skazany na to co miałem za dzieciaka bo jestem 1996 rok. Pamiętam jak z wujkiem trenerem piłkarskim się zakładałem o wynik finału mundialu 2006, czy półfinału i mimo, iż wujek szydzil z mojej dzieciecej miłości do Del Piero (miałem 9-10 lat - jestem z sierpnia 1996) - moje było na wierzchu

. Pamiętam płacz przed tv z meczu z Arsenalem i bardzo to przeżywałem. Z mojego kibicowania Juventusowi szydzili chyba wszyscy koledzy z klasy i z klubu, a nawet mój trener. Ja zawsze im ostro odpowiadałem i byłem wierny odkad sięgam jakąkolwiek pamięcią. Juventus z Allegrim grał wspaniale i nigdy nie zapomnę tego jak bardzo byłem zaskoczony, że wyciągnął nas z kompletnego frajerstwa. Może Ty tego nie pamiętasz albo udajesz, że nie pamiętasz ale za Conte nie daliśmy rady awansować do finału Ligi Europy i przegraliśmy z benfica mimo iz byliśmy mistrzami Włoch oraz tej motywacji, że finał jest w Turynie. Galatasaray nas wyeliminowalo z ligi mistrzów w fazie grupowej na kartoflisku. Generalnie Conte wszędzie poza Włochami był absolutnie nie do zaakceptowania a poza tym wmawiał Juventusowi nizszosc względem czołówki Europy. Wtedy pojawił się on, obrzygany i obrzucony gownem jegomość z Mediolanu, który mimo mojej dezaprobaty okazał się najlepszą decyzją Juventusu od czasu calciopoli i upadku do Serie B. Jego droga do finału była czymś niesamowitym i nie zapomne tego nigdy. Styl gry, udowodnienie światu, że Juventus jest czymś wspaniałym w wydaniu bardzo eleganckiego Toskanczyka. Od tamtej pory zapamiętam na zawsze wspaniale emocje w meczach z Realem, Bayernem, Barceloną którą potrafił zgnieść 3:0. Moim ulubionym i najbardziej bolesnym momentem jest ten z Madrytu i wyniku 3:0 dla Juventusu. To był najlepszy Juventus jaki widziałem, nie było Ronaldo. Nie wmawiano sobie, że on jest ważniejszy od całego świata. Był mój kochany Mandzukic, były łzy szczęścia. I była ogromna wściekłość i żal, że wygrał sędzia i nie zasłużony Real. Juventus potrafił grać fenomenalnie za drugiej kadencji Allegriego. Nawet moment pierwszego sezonu i wygrana grupa z triumfatorami ligi mistrzów Chelsea. Moment zwolnienia Allegriego pierwszej kadencji był momentem zwątpienia w Juventus jaki kochałem. Nie było nic co by przypominało to co chciałem widzieć. Przeżyłem te wszystkie mecze i serial o Juventusie na nowym tv który kupiłem 65 calowy sony by Juventus oglądać kiedy tylko się da. Ronaldo pokazał, że leje na Juventus z dnia na dzień odchodząc gdy wrócił Allegri, a potem pozywajac Juventus.. Niemniej w wywiadach nawet on przedstawia Allegriego jako jednego z najlepszych trenerów z jakimi współpracował. Te 3 sezony już w głowie czułem, że będą przegrane. Widziałem Juventus w czarnych barwach i kompletnie przestałem ufać transferom od odejścia Marotty. Marotta i Allegri powinni zostać. Ronaldo nie powinien podzielić Juventusu, a tak się stało. Wizja Ligi mistrzów i Ronaldo była wizją kosztująca nas nas utratę hegemonii i Juventus mistrz umarł za pirlo, a Marotta spokojnie wykonujący pracę w Mediolanie stworzył tam potwora na miarę Juventusu 2011-2019... Facet tam jest Bogiem. Teraz kością niezgody jest Allegri. Uznano go winnym wszystkiego. Ja jestem święcie przekonany, że prawdziwe problemy w ogóle go nie dotyczyły. Widzę to po tym co robi z klubem duet dziadów. Kozioł ofiarny Max już odszedł. Nie ma go, a mimo to nawet jak spadniemy jeszcze nizej będą ludzie którzy będą żyć Tym, że allegriemu nie udało się ugrać majstra ta banda pokrak, a nie piłkarzy i nie udało się wygrać czegoś w Europie, a tylko puchar Włoch trafił do gabloty. Tak - to prawda. Jednak okoliczności były okropne. Te idiotyczne decyzje i absurdy zarządu są po prostu nie z tej ziemi. Jestem zażenowany tymi wszystkimi dyrektorami po Marottcie oraz dzganiem Allegriego w serce zwolnieniem w

stylu po zwycięstwie w Pucharze Włoch. Ja jestem po stronie Allegriego choć długo dałem się mamic motta, uwierzyłem w te super mercato - choć jak pamiętacie cisnąłem grubo Giuntolego za krótkowzroczność. I co mamy w lutym?? Sny, marzenia, przeświadczenie że coś się zmieni na lepsze. Powiem językiem kolegi który się synem zasłonił. Ja nigdy niemiałem takiego wstrętu do oglądania Juventusu jak za Motty. Nie tworzymy sytuacji, nie chcemy wygrywać meczy. Nasze kuntatorstwo nie jest nawet uzasadnione bo my nawet nie umiemy grac na wynik. Za Maxa spacerkiem jechano Serie A nawet na wstecznym, luz. Te mecze to jak serial były gdzie człowiek znał finał z góry i mecze byly ludzaco podobne, a do tego była mentalność zwycięzców nawet w trudnych chwilach. Człowiek zawsze wierzył w fino alla fine, a nasi dowozili. To było wspaniałe. Były mecze z tottenhamem - allegri i Juventus wygral przegrany mecz i stopił chęci zatrudnienia Pochettino.

). W swoim stylu w 5 minut. Allegri wygrał z Interem w Mediolanie gdzie do prawie 90 minuty było 2:1 dla Interu. To było coś niesamowitego i ten jego spokój

.. Jest, był i będzie jednym z topu najlepszych w historii. Wspaniale to rozdziały i sezony. Coś w tym jest, że człowiek z "gówna" i ludzie oczekują czegoś nadludzkiego od niego, a takiego Conte będą bronić choćby i na Juventus nasrał na arenie międzynarodowej i wygadywał głupoty. To dla mnie chore. Teraz mam wstręt jak widzę uśmiech motty do sędziego z benfica z pretensjami... Żart. Mnie aż telepie, że Ci zewnętrzni amatorzy-agenci mi rozwalają Juventus od środka i wbijają kolek w serce gościowi z ręką na sercu oddanym Juve. Nie umiem tego zaakceptować. I nie będę akceptował. Będę dalej cisnął swoje argumenty choćby całe Juvepoland miało być przeciwko mnie. Widzę oczami coś innego niż Wy i głośno krzyczę. Wzrok mam dobry. W dniu gdy Juventus wygral z Atletico miałem egzamin z prawa cywilnego w obrocie gospodarczym gdzie nikt u gościa ustnego nie zdał podobno nigdy - byłem chory i pisemny mnie ominął . Ja się uparłem - to był komisyjny egzamin bo podwazylem decyzję profesora - zdałem, zdjąłem koszulkę i założyłem Juventusu . Dostałem mandat za parkowanie, pojechałem kupić ulubione piwo i obejrzeć mecz ostatniej szansy mojego kochanego Juventusu. Resztę dopowiedzcie sami, ja natomiast kochałem to co widziałem i to był Juventus marzeń, a Ronaldo był liderem i stawiał kropki nad "i". Kochałem dyspozycję EmreCana - żałuję jego odejścia bo gość wystąpił w finale w barwach Dortmundu jeszcze jakiś czas później. Lubiłem Matuidiego, Khedire, ubóstwialem Coste i Cuadrado. Jednak ten który pozwalał mi zawsze wierzyć to nie był Ronaldo, a Massimiliano Allegri. I będę go bronić z moimi jak najlepiej wyszukanymi argumentami bo na ten moment zawdzięczam mu najlepsze wspomnienia z Juventusem jak i jedne z najlepszych momentów mojego prywatnego życia. Dla mnie na myśl jak oglądałem w 2015 Juventus w knajpie z liga mistrzów każdy mecz z nadziejami na lepsze czasy łza się kręci w oku gdzie jest Juventus od tamtej pory i to jakiś matrix, że winowajcą wskazywany jest jak w bardzo kiepskiej historii ala Tomasza Komendy jako winnego gwałtu i śmierci wskazuje się Maxa Allegriego.