Według badania przeprowadzonego przez portal Familjeliv siedem na dziesięć Szwedek chciałoby być paniami domu, szczególnie matki urodzone w latach 80. Sondaż, w którym wzięło udział 9 tysięcy kobiet, wywołał tsunami w mediach.
Źródło
W Szwecji wybuchła panika

. Dotychczas ten kraj był przodownikiem na froncie walki o "postęp" obyczajowy. Tymczasem okazuje się, że wstrętna hydra tradycjonalizmu znowu podnosi swój paskudny łeb. Cios w plecy szwedzkiemu modelowi społecznemu zadają bowiem same młode Szwedki, które chcą być paniami domu. Feministki ze złości zgrzytają zębami i utyskują na niewdzięczność tych nieroztropnych niewiast, które wolą zajmować się swoimi dziećmi i mężem w domu, dobrowolnie oddając się w niewolę męskiej szowinistycznej świni, która bezwzględnie to wykorzystuje.
Teraz na poważnie. Wcale, a wcale nie dziwi mnie nowy trend wśród szwedzkich kobiet. Swoją drogą to prawdziwa ironia losu, że przejawem kobiecego buntu jest chęć bycia panią domu

. Dlaczego kobieta, której przyjemność sprawia opieka nad dziećmi, mężem i domem miałaby być mniej wartościowa od kobiety, której taką samą przyjemność sprawia szefowanie firmie, bycie politykiem czy ogólnie pojęte robienie kariery? Nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie uważam, że jedynie słusznym zajęciem dla kobiety jest tylko i wyłącznie bycie panią domu. Jednak ten cały "postęp" obyczajowy doprowadził do deprecjacji pojęcia "pani domu". Ludzie są różni, więc kobiety chyba też. Jedna będzie czuła się spełniona jako pani domu, a druga jako szefowa wielkiej korporacji. Nie widzę jednak żadnego powodu, aby ta pierwsza czuła się z tego powodu mniej wartościowa od tej drugiej, a "postępacy" do tego właśnie doprowadzili.