: 10 lipca 2006, 17:53
Artykuł z dzisiejszego "Dziennika"
ROZRZUTNY PYSKACZ I ZDRAJCA NARODU
Mauro Camoranesi jest jednym z najbardziej krytykowanych reprezentantów Włoch. Kibice za nim nie przepadają bo to zakochany w Diego Maradonie i River Plate... Argentyńczyk. Mimo to gra w pierwszym składzie i jest jednym z bohaterów mundialu.
Swoją wielką szansę otrzymał w 2003 roku. Ówczesny selekcjoner Giovanni Trappattoni powołał go na towarzyskie spotkanie z Portugalią. Od tamtej pory Camoranesi, którego dziadkowie byli Włochami, jest powoływany regularnie. Mimo, że... nie czuje się bardzo związany z Italią.
- Jestem stuprocentowym Argetyńczykiem. Co prawda gram w innej drużynie, ale przecież to tylko futbol, nic więcej- bronił się pomocnik atakowany przez dwóch sławnych argentyńskich piłkarzy Gabriela Batistutę i Diego Simeone. Ten pierwszy zarzucił zawodnikowi Juventusu „zdradę narodu”, z kolei Simeone nazwał jego decyzję o występowaniu dla Włochów „profanacją pięknych barw argentyńskiej koszulki”.
Camoranesi bardzo długo czekał na powołanie do kadry „albiceleste”. Przecież w wieku 27 lat nie miał na koncie występu w żadnej, nawet młodzieżowej drużynie narodowej tego kraju. Był już na tyle znanym zawodnikiem, że brak brak powołania do kadry zaczął go drażnić. – Nie wierzyłem, że ówczesny selekcjoner Marcelo Bielsa da mi kiedykolwiek szansę. Dlatego podjąłem taką, a nie inną decyzję- mówi dzisiaj zawodnik, który nieustannie wywołuje olbrzymie emocje.
Gdy włoscy dziennikarze zarzucili mu, że nie śpiewał hymnu przed meczem z Ghaną, wypalił: - Skoro nie znam wszystkich słów swojego, argentyńskiego hymnu, to jakim cudem mam kojarzyć zwrotki waszego? Jednak pociesze was: moje dzieci uwielbiają go wykonywać przed telewizorem. Żurnalistom odebrało mowę...
Camoranesi potrafił też nieźle dopiec swojemu klubowemu trenerowi Fabio Capello. Marzec 2006 roku. Ćwierćfinał Ligi Mistrzów. „Stara Dama” walczy w Londynie z Arsenalem. Mathieu Flamini raz po raz ogrywa Camoranesiego. W pewnym momencie Capello nie wytrzymuje. Przywołuje zawodnika do linii i udziela mu ostrej reprymendy. Zirytowany tym faktem piłkarz wrzeszczy na trenera, nazywając go „gburem”! Niedługo potem otrzymuje czerwoną kartkę za faul. Schodząc z boiska, z ironicznym uśmiechem posyła całusy angielskim fanom, a do swojego szkoleniowca odwraca się ostentacyjnie plecami. Ręki oczywiście mu nie podaje.
Innym razem Camoranesi tak zdenerwował się na Capello podczas zajęć, że po prostu... wsiadł w samochód i pojechał do domu. Potem kłócił się z szefami Juve o nowy kontrakt.
Krewki 30-latek zadziwia też nietypowymi zachowaniami poza boiskiem. Kiedyś kupił stare korki Maradony za 15. tys euro (!). Ponadto sponsoruje swój ukochany klub River Plate. Miesięcznie łoży nań około 10. tys euro (ciekawe co na to Maradona, który publicznie przyznaje, że nie znosi tej drużyny).
Zabawne, że Camoranesi uwielbia opowiadać dziennikarzom o miłości do argentyńskiej ekstraklasy i o tym, jak trudno się w niej gra, choć... nie wystąpił w niej ani razu. Przywdziewał bowiem barwy drugoligowej drużyny Banfield. Potem wyjechał do meksykańskiego Cruz Azul. Stąd trafił do Chievo Werona. Po dwóch latach za 7,5 mln euro kupił go Juventus. Zdolny piłkarz miał być w Turynie alternatywą dla Gianluki Zambrotty, ale błyskawicznie stał się podstawowym zawodnikiem drużyny.
Camoranesi nie jest pierwszym Argentyńczykiem we włoskiej kadrze. Najsławniejszym jego poprzednikiem był Raimundo Orsi, który w 1934 r. Strzelił gola w finale mistrzostw świata. Jak mówi legenda, kiedy obrońcy rywali zagrali przeciw Orsiemu pierwszy raz, przed kolejnym spotkaniem symulowali kontuzję. Orsi był tylko jeden. O Camoranesim będą krążyć inne legendy...
autor: Kamil Gapiński
ROZRZUTNY PYSKACZ I ZDRAJCA NARODU
Mauro Camoranesi jest jednym z najbardziej krytykowanych reprezentantów Włoch. Kibice za nim nie przepadają bo to zakochany w Diego Maradonie i River Plate... Argentyńczyk. Mimo to gra w pierwszym składzie i jest jednym z bohaterów mundialu.
Swoją wielką szansę otrzymał w 2003 roku. Ówczesny selekcjoner Giovanni Trappattoni powołał go na towarzyskie spotkanie z Portugalią. Od tamtej pory Camoranesi, którego dziadkowie byli Włochami, jest powoływany regularnie. Mimo, że... nie czuje się bardzo związany z Italią.
- Jestem stuprocentowym Argetyńczykiem. Co prawda gram w innej drużynie, ale przecież to tylko futbol, nic więcej- bronił się pomocnik atakowany przez dwóch sławnych argentyńskich piłkarzy Gabriela Batistutę i Diego Simeone. Ten pierwszy zarzucił zawodnikowi Juventusu „zdradę narodu”, z kolei Simeone nazwał jego decyzję o występowaniu dla Włochów „profanacją pięknych barw argentyńskiej koszulki”.
Camoranesi bardzo długo czekał na powołanie do kadry „albiceleste”. Przecież w wieku 27 lat nie miał na koncie występu w żadnej, nawet młodzieżowej drużynie narodowej tego kraju. Był już na tyle znanym zawodnikiem, że brak brak powołania do kadry zaczął go drażnić. – Nie wierzyłem, że ówczesny selekcjoner Marcelo Bielsa da mi kiedykolwiek szansę. Dlatego podjąłem taką, a nie inną decyzję- mówi dzisiaj zawodnik, który nieustannie wywołuje olbrzymie emocje.
Gdy włoscy dziennikarze zarzucili mu, że nie śpiewał hymnu przed meczem z Ghaną, wypalił: - Skoro nie znam wszystkich słów swojego, argentyńskiego hymnu, to jakim cudem mam kojarzyć zwrotki waszego? Jednak pociesze was: moje dzieci uwielbiają go wykonywać przed telewizorem. Żurnalistom odebrało mowę...
Camoranesi potrafił też nieźle dopiec swojemu klubowemu trenerowi Fabio Capello. Marzec 2006 roku. Ćwierćfinał Ligi Mistrzów. „Stara Dama” walczy w Londynie z Arsenalem. Mathieu Flamini raz po raz ogrywa Camoranesiego. W pewnym momencie Capello nie wytrzymuje. Przywołuje zawodnika do linii i udziela mu ostrej reprymendy. Zirytowany tym faktem piłkarz wrzeszczy na trenera, nazywając go „gburem”! Niedługo potem otrzymuje czerwoną kartkę za faul. Schodząc z boiska, z ironicznym uśmiechem posyła całusy angielskim fanom, a do swojego szkoleniowca odwraca się ostentacyjnie plecami. Ręki oczywiście mu nie podaje.
Innym razem Camoranesi tak zdenerwował się na Capello podczas zajęć, że po prostu... wsiadł w samochód i pojechał do domu. Potem kłócił się z szefami Juve o nowy kontrakt.
Krewki 30-latek zadziwia też nietypowymi zachowaniami poza boiskiem. Kiedyś kupił stare korki Maradony za 15. tys euro (!). Ponadto sponsoruje swój ukochany klub River Plate. Miesięcznie łoży nań około 10. tys euro (ciekawe co na to Maradona, który publicznie przyznaje, że nie znosi tej drużyny).
Zabawne, że Camoranesi uwielbia opowiadać dziennikarzom o miłości do argentyńskiej ekstraklasy i o tym, jak trudno się w niej gra, choć... nie wystąpił w niej ani razu. Przywdziewał bowiem barwy drugoligowej drużyny Banfield. Potem wyjechał do meksykańskiego Cruz Azul. Stąd trafił do Chievo Werona. Po dwóch latach za 7,5 mln euro kupił go Juventus. Zdolny piłkarz miał być w Turynie alternatywą dla Gianluki Zambrotty, ale błyskawicznie stał się podstawowym zawodnikiem drużyny.
Camoranesi nie jest pierwszym Argentyńczykiem we włoskiej kadrze. Najsławniejszym jego poprzednikiem był Raimundo Orsi, który w 1934 r. Strzelił gola w finale mistrzostw świata. Jak mówi legenda, kiedy obrońcy rywali zagrali przeciw Orsiemu pierwszy raz, przed kolejnym spotkaniem symulowali kontuzję. Orsi był tylko jeden. O Camoranesim będą krążyć inne legendy...
autor: Kamil Gapiński