Alfa i Omega pisze:
Dziennikarze w Polsce są niekompetentni z jeszcze jednego powodu. Nie wiem, czy zwracacie w ogóle na takie rzeczy uwagę, ale oni kompletnie nie potrafią mówić po naszemu.
Rozumiem że Ciebie, jako przyszłego polonistę, szczególnie to drażni, niemniej jednak ja przymknąłbym na te błędy językowe oko gdyby dany dziennikarz był
przygotowany merytorycznie. Niestety, panuje taka tendencja że dziennikarze chcą być o wszystkiego, a wielu z nich niestety nie ma pojęcia o niczym, a do tego pisząc artykuł/robiąc reportaż/przeprowadzając wywiad na dany temat nie kwapią się żeby posiąść chociaż minimum wiedzy. Przytoczę chociażby moje trzy ulubione kwiatki, które zapadły mi w pamięć, w kolejności od tego, któremu najprędzej można to wybaczyć do tego, któremu absolutnie nie.
Pierwszy, redaktor naczelny lokalnego portalu w pewnym średniej wielkości mieście "na tropie absurdu", znalazł i obśmiał znak drogowy, który w tym samym miejscu ograniczał prędkość do 30 i 40 kmph. Żeby mogli się pośmiać i internauci, wrzucił zdjęcie tegoż. I fakt, mogli się ponabijać, tyle że z pana redaktora, który nie wie czym się różni ograniczenie prędkości "okrągłe" od "kwadratowego" (strefa).
Drugi kwiatek to już artykuł w prasie ogólnopolskiej, zdaje się że w Wyborczej. No i znowu dziennikarskie śledztwo, konkretniej na temat tego jaką to ściemę walą producenci artykułów spożywczych
light. Było to parę lat temu, piszę z pamięci, szło mniej więcej tak: "Producent pisze co prawda że masło zawiera X% tłuszczu, ale nie podaje już czy w 100g, w 200g czy też może w całej kostce". Ale humanistom ponoć matma niepotrzebna.
Trzeci przypadek to już znany, lubiany i znający się na wszystkim Kurzajewski, który wylądował w Karkonoszach i robił jakiś reportaż na temat czegoś tam, mniejsza o to. No i że chciał zabłysnąć, to rzucił że (też z pamięci) "tutejsi mieszkańcy z dziada, pradziada w tych górach coś tam, coś tam...". Szkoda tylko że dziad z pradziadem jeżeli nie mieszkał na Kresach, to w najlepszym przypadku w środkowej Polsce.
Ale o ile to są pojedyncze wpadki, o tyle są też dziennikarze których cała praca jest funta kłaków niewarta, ze względu na brak przygotowania merytorycznego właśnie. Mówię tutaj o ludziach robiących wywiady/zapraszających do studia na dyskusję rozmaite "mądre głowy", najczęściej polityków (ale nie tylko). Ileż to ja razy oglądałem jak jeden z drugim używając niby-mądrych słów pieprzy takie głupoty, że aż nie szło wytrzymać, aż się prosi żeby gościowi wytknąć elementarne braki znajomości ekonomii/ brak logiki czy konsekwencji/ hipokryzję, jeżeli tydzień wcześniej mówił coś innego, a dziennikarz tylko przytakuje i udaje że się zna.
Chociaż nie, przepraszam, można zejść na jeszcze niższy poziom. Można być jak Monika Olejnik która to stara się być ostra jak brzytwa, zaginać swoich gości w studiu i łapać za język, niestety w połączeniu z jej ignorancją, niewiedzą i brakiem oleju w głowie wychodzi z tego kompletna żenada - jak np. wówczas kiedy mówiącemu o farbowanych lisach Tomaszewskiemu rzuciła że przecież w Chelsea też gra pełno obcokrajowców.
Zdaję sobie sprawę że rzecz jasna są też i żurnaliści którzy zajmują się wąską dziedziną, w której są naprawdę zorientowani i nie dają sobie wciskać lipy. Jest chociażby paru dziennikarzy motoryzacyjnych którzy naprawdę dobrze znają się na tym co robią, są też przykłady z innych dziedzin. Tyle że nie mają oni takiego parcia na szkło, stąd też znacznie częściej uświadczyć można tych niekompetentnych, zwłaszcza w najpopularniejszych stacjach, zwłaszcza w porze największej oglądalności. I to wszystko irytuje mnie dużo bardziej niż ewentualne błędy językowe. Gdyby półanalfabeta robił materiał o czymś, na czym dobrze się zna, to warto by było zadać sobie trudu i rozszyfrować o czym on mówi żeby dowiedzieć się czegoś wartościowego.