Ja zdawałem 10 maja 2005 roku... Wiedziałem, że do praktycznego jestem dobrze przygotowany. Bałem się jedynie testowego... Zaznaczałem te śmieszne pytanka i wszystko było dobrze, dopóki nie poprosiłem egzaminatora do siebie, że już chcę zakończyć test. Takiej pikawy to jeszcze w życiu nie miałem. A te parę sekund oczekiwania na końcowy wyniki to było chyba jedne z najgorszych paru sekund w życiu... Na szczęście po chwili od naciśnięcia magicznego przycisku 'ZAKOŃCZ' na moim ekranie pojawił się napis 'BŁEDNYCH 0/2"... Czyli że test zdałem bezbłędnie i wtedy już byłem pewien, że praktyczny zdam cały egzamin...
Na placu miałem łuk, kopertę i górkę. Z łukiem poradziłem sobie bez większych problemów, z kopertą również. Myślałem, że z górką będzie jeszcze prościej... No i pewnie by było gdyby nie to, że... nie trzymał ręczny

Podjechałem pod górkę, zaciągnąłem hamulec a samochód mi zjeżdża w dół. Szybko na gaz, żeby egzaminator nie zauważył i podjechałem... Niestety kazał powtórzyć. Za drugim razem oprócz ręcznego trzymałem samochód również na zwykłym hamulcu - dla początkującego nie było wcale takie łatwe ruszenie w takich warunkach. Po otrzaskaniu się nie stanowi to już problemu dla większości kierowców. Na szczęście zaliczył górkę.
Na miasto wyjechałem z (jak słyszałem od ludzi) jednym z dwóch najbardziej wrednych egzaminatorów w ośrodku. Ja tego osobiście nie odczułem i miasto zaliczyłem... Potem ogromna radość i bieg do okienka, żeby oznajmić średnio miłej pani, ze ZALICZONY!
Jak powiedział leniup na kursie uczą tylko pod egzamin. Dopiero potem wiele km przejechanych z ojcem, który jest dla mnie najlepszym kierowcą, z którym miałem okazję jeździć (może jestem nieobiektywny, ale nic na to nie poradzę) zrobiło ze mnie takiego kierowcę jakim jestem teraz. Zaraz po egzaminie nie potrafiłem dobrze wyprzedzać na trasie (szczególnie TIR-ów...), z wieloma rzeczami nie radziłem sobie tak dobrze jak teraz. Na szczęście nauki ojca nie poszły w las i teraz sam mówi, że jestem dobrym kierowcą. A tak na marginesie, to w pierwszy weekend po odebraniu prawka (a odebrałem w piątek) zrobiłem 800km
I życzę każdemu, kto zagłada do tego tematu a nie ma w portfelu jeszczer takiej magicznej blaszki, aby zdał za pierwszym i miał z głowy męczenie się z tymi dziwnymi i często wrednymi ludźmi, którzy tam pracują. I nie stresujcie się niepotrzebnie! Na pewno jesteście dobrze do tego egzaminu przygotowani.