Jestem po dwóch odcinkach Stranger Things i klimat produkcji przypadł mi do gustu. Niby wystarczyło zaczerpnąć z tego co najlepsze w latach 80. poskładać do kupy, ale trzeba to było jeszcze wykonać jak należy. E.T i powieści Deana Koontza i Kinga to pierwsze rzeczy, jakie przyszły mi na myśl. Ufam, że cały sezon utrzyma poziom by móc nazwać serial udanym powrotem do konwencji. Nie udało się to choćby J.J i Spielbergowi filmem Super 8, super pozytywnych wrażeń nie doznałem też po obejrzeniu produkcji Dead of Summer.
Ostatnio pomysł wskrzeszania starych/szych hitów naniósł mnóstwo popeliny w postaci serialowych ekranizacji np. Lethal Weapon, Rush Hours czy (a to już profanacja) MacGyvera. Godziny Szczytu już anulowane i sądzę, że ten los czeka resztę owych produkcji. Serio, kto w amerykańskich stacjach wydaje decyzje o przeznaczeniu grubej kasy $$$ na takie gnioty. Na 2017 przewidziane odkurzenie: Twin Peaks, 24 i Prison Break - zobaczymy.
Jeśli chodzi o ten sezon to powoli traciłem nadzieję, więc dałem szansę Designated Survivor z Kieferem Sutherlandem. Nie gustuję w polityce, ale House of Cards okazał się strzałem w 10 i to chyba głównie z tego względu. Na razie 3 odcinki i może być. Do tego 2gi sezon Lucifera; Tom Ellis spodobał mi się w anulowanym niestety Rush (a miał być 1wszy
medical od czasu House MD).
Wracając do Netflixa, to po bardzo dobrym Daredevilu i w miarę dobrej Jessice Jones, zabrałem się za Marvelowskiego Luke'a Cage'a. Noooooooo... nie. Serial przeznaczony chyba dla czarnej widowni (if u know what i mean

) i fanów klimatu Harlemu. Zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Cage otrzymał czas antenowy chyba tylko po to, żeby liczba 'braci' się zgadzała, po kumplach Cpt Ameryki i Iron Man'a + ostatnio Black Panther, który ma dostać kinówkę. Liczyłem chociaż na jakiś ciekawy cross-over który uratuje mnie od nudy, ale najwyraźniej chcieli się skupić na nudnych losach tytułowego bohatera (czyt. nie kraść mu fejmu przez lepiej wykreowane postacie), więc dostałem znów Rosario Dawson.
Dziwie się, że nikt jeszcze nie wspomniał o najnowszej produkcji HBO. W niedzielę/poniedziałek miała miejsce premiera Westworld (odświeżenie fimu z 1973 roku o tym samym tytule), jednym z producentów wspomniany wyżej JJ Abrams. Za kamerą młodszy z braci Nolanów, Jonathan. Muzykę skomponował znany z GoT Ramin Djawadi. Po obejrzeniu pilota dużo sobie obiecuję, bo może być to perełka tego sezonu. Prawdopodobnie kolejna próba zmierzenia się z tematem AI, który nieprzerwanie pojawia się w kinematografii. Ostatnio: Her, Automata, Transcendence, Ex Machina czy Chappie, z przeze mnie oglądanych.
Tyle pozytywnych opinii o Narcos, że chyba się skuszę, a później trzeba będzie poszperać w poszukiwaniu jakiegoś ominiętego klasyka, żeby mieć przy czym spędzać długie jesienne wieczory.
Wow, wyszła niezła ściana tekstu