W ubiegłym tygodniu, w związku z publicznym wyrażeniem poparcia dla działań Janusza Palikota przez Korę Jackowską, "Rzeczpospolita" w dodatku "Plus Minus" opublikowała artykuł "
Wybory Kory". Dzisiaj "Gazeta Wyborcza" udostępniła swoje łamy Mateuszowi Labudzie, menedżerowi zespołu Maanam i Kory "
Ta straszna Kora i jej wybory", który stawia "Rzepce" bardzo ostre zarzuty. Jako, że jestem wielkim fanem "Gazety Wyborczej" pozwolę sobie wykazać jak bardzo "rzetelny" jest organ Michnika

. A więc zaczynamy:
Mateusz Labuda:
"Już w pierwszym akapicie czytelnik dowiaduje się, że to zemsta ze strony autorki za poparcie udzielone przez słynną piosenkarkę, członkinię komitetu, wsparcia ówczesnemu kandydatowi Bronisławowi Komorowskiemu oraz Januszowi Palikotowi jako osobie, która ośmiela się stawiać pytania dotyczące przyczyn wypadku w Smoleńsku, pytania, które czterech doświadczonych adwokatów uznaje za podstawne i istotne dla przebiegu śledztwa ("Gazeta" z 17.07.2010 "Kilka pytań posła Palikota")".
Oto pierwszy akapit artykułu z "Rzeczpospolitej", do którego odnosi się pan Labuda:
"List z poparciem dla Janusza Palikota zawisł w jego blogu bez zdania komentarza. Jest o tragedii smoleńskiej. Autorzy stawiają podobne pytania jak polityk Platformy. Dlaczego prezydent spóźnił się na samolot? Czy powodem była impreza, która przedłużyła się do godzin porannych? Czy należałoby udostępnić zapis prywatnej rozmowy, którą Lech i Jarosław Kaczyński odbyli kilka minut przed katastrofą samolotu?".
Konia z rzędem temu, kto znajdzie tutaj stwierdzenie o zemście, którego dopatrzył się pan Labuda. Takiego stwierdzenia nie ma ani w pierwszym ani w żadnym innym akapicie tego artykułu. Idźmy zatem dalej:
Mateusz Labuda:
"Największym przekłamaniem redaktor Rybak jest przez cały artykuł nadaremnie udowadniana teza, że po 1989 r. Kora próbuje wyjść poza ramy bycia wyłącznie artystką. Pragnie rządu dusz. Nie będę wdawać się w spekulacje, które miałyby odpowiedzieć na odwieczne pytania: co to jest sztuka i kim jest artysta".
Zaobaczymy zatem, co napisała "Rzepka":
"Rzeczpospolita":
"Po przełomie roku 1989 widać wyraźnie, jak Kora pragnie wyjścia z ram bycia wyłącznie artystką. Dla wielu twórców uznanie sceniczne to za mało. Walczą o rząd dusz, chcą być kochani, podziwiani, naśladowani. Jackowska mówi o tym otwarcie. Zapytana przez dziennikarza "Życia Warszawy" jak się czuje w roli idola, autorytetu dla wielu młodych ludzi, odpowiada: "Uważam, że mogę być przewodnikiem młodych ludzi. Ponieważ młodzi ludzie muszą go mieć, sądzę, że jestem dużo lepszym przewodnikiem niż inni idole, którzy nie mają niczego nikomu do zaoferowania (...) Nie mam żadnych obciążeń. Nie robię niczego, czego oni nie mogliby razem ze mną robić. Niczego. Nawet gdy błądzę, to mogą razem ze mną błądzić".
Czy wobec słów samej Kory, twierdzenie autorki artykułu nie jest uprawnione? Wyraźnie widać, że aspiruje do roli autorytety i przewodnika młodych ludzi. Czy to nie jest pragnienie "rządu dusz"?
W dalszej części artykułu pan Labuda pisze:
"Jednocześnie ani Kora, ani zespół nie stali się beneficjentami swej popularności, nie poszli na współpracę z żadnym Systemem. To jedyny z najpopularniejszych polskich zespołów, który nigdy nie koncertował na "objazdówkach" po demoludach, po ZSRR, miał też odwagę odmówić występu na komunistycznym spędzie organizowanym w Pałacu Kultury, za co dotknęła ich cenzura, przez półtora roku blokowano emitowanie utworów Maanamu w radiu i telewizji i wydano zakaz koncertów organizowanych przecież przez państwowe agencje..
Dziwne, że nie zauważa, iż dziennikarka "Rzeczpospolitej" zgodnie z zasadą rzetelności również ten fakt podkreśliła:
"Lata 80. to pasmo sukcesów Maanamu. A także spięć z władzą, która zażyczyła sobie występu zespołu na zlocie młodzieży komunistycznej w Pałacu Kultury. Maanam odmówił - w konsekwencji przez kilka miesięcy nie był grany w rozgłośniach radiowych".
Coś dziwnie wybiórczy jest wzrok pana Labudy :lol:.
Mateusz Labuda:
"Redaktor Rybak zarzuca Korze nieudane, choć uporczywe próby wejścia do polityki. Między innymi w towarzystwie niejakiego Bryczkowskiego, nacjonalisty, politycznego hochsztaplera, który - czego byłem świadkiem - na początku lat 90. namawiał Korę do kandydowania do Sejmu z ramienia stworzonej przez niego Partii Zielonych, która, jak się szybko okazało, z ekologią nie miała nic wspólnego. Kora szybko zorientowała się, co to za człowiek i jaka to partia, natychmiast zerwała z nim kontakty. Rybak uparcie jednak twierdzi, że "nie udało jej się dostać do polityki". Kłamstwo".
A teraz tekst z "Rzepy":
"Kandyduje z listy Polskiej Partii Zielonych, której liderem jest Janusz Bryczkowski. Założył ugrupowanie w 1987 r., zasłynął kilka lat później - przewodził polskim skinheadom, a także zaprosił do Polski rosyjskiego nacjonalistę Władimira Żyrynowskiego. Korę do kandydowania namówił Zbigniew Fura, znajomy z Krakowa, doktor chemii, ekolog, dziś właściciel agencji modelek. - Przekonywałem ją pół roku, kilka razy byłem u niej w Warszawie, w końcu się udało - opowiada. Szybko uzyskała 3 tys. podpisów, co wtedy było warunkiem startu. Telewizja emituje audycje wyborcze, w jednej z reklamówek ma wystąpić Kora. Janusz Bryczkowski siedzi już w studiu przy stoliku, zapowiada przyjazd artystki. Ale czekanie się przedłuża, Kora nie dojeżdża. - Prawdopodobnie ktoś z jej przyjaciół jej to doradził - mówi Fura".
Rozumiem, że Kora wstydzi się swojego, delikatnie mówiąc, braku rozsądku w kontaktach z panem Bryczkowskim, ale wbrew temu co mówi jej menedżer wcale tak szybko nie zorientowała się z kim ma do czynienia. Gdzie to kłamstwo, o którym pisze pan Labuda?
Mateusz Labuda:
"Pani Rybak komentuje teledysk i piosenkę Kory "Zabawa w chowanego", w której piosenkarka opowiada o molestowaniu jej przez księdza w rodzinnym Krakowie. Pisze: "Do dziś jednak nie doszło do zidentyfikowania owego księdza". Piękny tryb bezosobowy. Kto miał go identyfikować? Kora? A może powinna to zrobić jego parafia? Przecież skrucha, pokuta, prośba o wybaczenie. Jak dotąd, nic z tego. Metoda crimen sollicitationis mimo apelów papieża jest w Polsce metodą postępowania wobec przestępców seksualnych w sutannach".
Pan Labuda pyta kto miał tego księdza zidentyfikować i dziwi się, dlaczego miałaby to być Kora. Ja bym go zapytał, kto ma zidentyfikować sprawcę przestępstwa jak nie ofiara? Dlaczego Kora nie złożyła doniesienia na milicję? Przecież to było w okresie PRL, milicja z pewnością chętnie wykorzystałaby księdza-pedofila do celów propagandowej walki z Kościołem. Jak widać z logiką u pana menedżera równie kiepsko jak z prawdomównością.
A teraz czas na najlepszy kawałek wypocin pana Labudy:
Mateusz Labuda:
"Kilka słów o szczególnie perfidnym zniesławieniu osoby Kory jako artystki i człowieka. Rzecz dotyczy koncertu dla powodzian w Olkuszu 12 czerwca 2010 r.
Redaktor Rybak twierdzi mianowicie, że Kora "zgarnęła większą cześć pieniędzy przeznaczonych dla artystów", które ponoć miano przekazać powodzianom, zamiast płacić artystom. Otóż to burmistrz Olkusza mnie, menedżerowi, na kilka dni przed koncertem w rozmowie telefonicznej zaproponował, żebyśmy zrezygnowali z występu, a wówczas on przekaże nasze pieniądze na powodzian. Należy pamiętać, że mój zespół to kilkanaście osób: muzycy, akustycy, oświetleniowcy, techniczni, kierowcy itd. Oni wszyscy mają rodziny i to jest ich praca. Mimo to podjąłem rozmowę, stawiając warunek, że zrzekniemy się naszego zarobku, odwołując koncert, jeżeli burmistrz Olkusza oraz jego radni zrobią to w takim samym stopniu jak my!".
Pan Labuda wybrał sobie pasujący fragmencik, zatem rzućmy okiem na całość:
"Miesiąc temu media na południu Polski pisały o piosenkarce w mało przychylnym tonie. Informowały, że władze Olkusza z powodu powodzi próbowały odwołać drogie "Dni miasta". Nie udało się, bo umowa z Korą i jej zespołem podpisana była z
kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a menedżer nie zgodził się na odstąpienie od niej. "Kora Jackowska zgarnie większą część pieniędzy, jakie przeznaczono na gaże dla artystów" - informował podpis pod jej zdjęciem w "Gazecie Krakowskiej"".
Pierwsze kłamstwo pana Labudy polega na przypisaniu redaktorce "Rzeczpospolitej" wypowiedzi o "zgarnięciu większej części pieniędzy przeznaczonych dla artystów", chociaż to nie ona jest autorką tych słów, a jedynie przytacza cytat z "Gazety Krakowskiej". Druga sprawa jest dużo bardziej perfidna. Zwróćcie uwagę na podkreślony fragment wypowiedzi pana Labudy, postawił on warunek, że może zrezygnować z umowy, jeżeli burmistrz i radni, jak rozumiem zrezygnują ze swoich wypłat. Cóż za łaskawość ze strony pana Labudy - zaproponował burmistrzowi zalanego miasta rezygnację z miesięcznego wynagrodzenia, jeżeli on ma zrezygnować z wynagrodzenia za jeden koncert! Brawo, cóż za klasa :lol:. Jest takie rzymskie przysłowie "pecunia non olet" ("pieniądze nie śmierdzą"), jak widać panu Labudzie branie pieniędzy od powodzian też nie śmierdzi.
Kończę już tego przydługiego posta. Napisałem go dlatego, żeby unaocznić manipulacje Ministerstwa Prawdy z siedzibą na ulicy Czerskiej. Jednak lemingi Michnika we wszystko uwierzą, bo niewielu z nich, a może wręcz nikt nie zada sobie trudu, żeby przeczytać osobiście artykuł z "Rzepki" i porównać go z tekstem z "Wybiórczej". A morał z całej historii jest dosyć prosty. Jak powiedział ks. Tischner są trzy rodzaje prawdy: święta prawda, też prawda i...
