: 28 października 2013, 23:40
Najłatwiej wygrać mecz to strzelić więcej bramek niż przeciwnik grając nawet cały mecz na własnej połowie i raz odpowiednio skontrować. Nie o to mi jednak chodzi. Jeśli naprawdę uważacie że mecz z Fiorentiną do momentu straty bramki na 2-1 graliśmy bardzo dobrze to jak nazwać pierwszy mecz za kadencji Conte z Parmą? Jak nazwać 3-0 z Chelsea? Wystarczy sobie przypomnieć zaangażowanie, pressing, głód zwycięstwa z tych wspomnianych przeze mnie spotkań a potem porównać do tego z Fiorentiną. Nie widać różnicy? Nie jestem Florentino Perez i nie będę zwalniał trenera gdy drużynie mimo zwycięstw brakuje stylu. Chodzi mi jedynie o fakt że we wspomnianym meczu z fiołkami i w kilku innych w tym sezonie naszej drużynie brakuje świeżego pomysłu na grę. Juve męczy się niemiłosiernie i dopiero jakieś babole czy to sędziów czy obrońców przeciwnika pozwalają zdobywać gole. Mimo prowadzenia do przerwy graliśmy niesamowitą kupę a nazywanie tego świetnym meczem zahacza według mnie o absurd.SKAr7 pisze:A dla mnie (i dla włoskiej piłki) to właśnie to samo. Zadaniem trenera jest, by drużyna grała tak, by wygrać mecz, a najłatwiej to zrobić przez zdominowanie przeciwnika.(...)Więc, jeśli przeciwnika udało się trenerowi i jego drużynie zdominować, to ich praca została wykonana świetnie. Piłka nożna to nie freestyle, nie ma tu punktów za styl.
W końcu jesteśmy Juventusem, wielką drużyną i faworytem w Serie A do końcowego tryumfu więc to naturalne że słabsze zespoły chcąc nas pokonać w bezpośrednich meczach muszą dostosować taktykę w sposób taki żeby przynajmniej remisować. Oczywista oczywistość, z resztą to samo zrobił Conte przed meczem z Realem, jako słabszy dostosował się do taktyki Królewskich. Nigdy nie widziałem sytuacji odwrotnej żeby robiła to drużyna posiadająca lepsze piłkarskie argumenty.SKAr7 pisze:Wynika to, że kiedy wychodzą, to przeciwnik musi dopasować swój styl gry do tego co robimy na boisku, co już ma dla nas swoje konsekwencje.
Za nic w świecie nie mogę zrozumieć co chciałeś mi przekazać tymi zdaniami.SKAr7 pisze:Taktyka drużyny to nie jest zbiór niezależnych od siebie elementów, tylko ogromne naczynia połączone. Których to zasada naczyń połączonych wcale nie dotyczy.Nie mówiąc o tym, że dobra akcja to zawsze w jakimś stopniu wytrącenie rywala z równowagi i uniemożliwienie mu złapania rytmu gry własnej piłki. Vide druga bramka Rossiego, pod wieloma względami.
Tutaj byłbym skłonny się zgodzić ale jakoś nasza gra w Europie z nie-włoskimi drużynami nie wiele się różni niż ta którą oglądamy w meczach ligowych naszej drużyny. Powód? Zapewne nie mankamenty w grze ofensywnej naszego zespołu, zapewne nie taktyka, zapewne nie trener, zapewne nie brak kreatywnych pomocników/wahadłowych.SKAr7 pisze:Dlaczego Southampton potrafi a my nie? Z tego samego powodu, dla którego Tevez nie ma już we Włoszech fantazyjnych rajdów z piłką i tuzina bramek po indywidualnych akcjach ze środka boiska- tutaj trenerzy z miejsc 6-20 80% swojej uwagi poświęcają na to, żeby wytrącić przeciwnika z równowagi, zostawić jak najmniej miejsca do oddania strzału, przyjęcia piłki i nałożenia defensywnego wzoru ustawienia na najpopularniejsze "ścieżki" konstruowania akcji ofensywnych przeciwnika. We Włoszech punkty zdobywa się tracąc mniej bramek niż przeciwnik, w Hiszpanii strzelając więcej, a w Anglii i Niemczech jest to zróżnicowane.
W Anglii Tevez mógł minąć 3 przeciwników i znaleźć wolne miejsce do strzału. Tutaj po minięciu 3 przeciwników znajduje 4,5, opcjonalnie zablokowaną linię strzału, więc trzeba szukać innych rozwiązań.
Dlatego pytam jeszcze raz dlaczego przykładowe Southampton potrafi klepać obronę ManU a my nie potrafimy poklepać z ogórkami na ich połowie? Wszystko ogranicza się do podań między obrońcami-Pirlo-wahadłowymi najczęściej po całej szerokości boiska. To jest ta nasza dominacja?