Strona 77 z 84

: 13 sierpnia 2013, 22:50
autor: Bartosz Karawańczyk
temporary unavailable

: 13 sierpnia 2013, 22:50
autor: LordJuve
deszczowy pisze:
LordJuve pisze: A kto dziś pamięta o tych wszystkich dinozaurach klasycznego rocka?
The Doors? PF? Cream? Jefferson Airplane? No na przykład ja. i Łukasz ;)
Spoko, cieszę się. Ja też pamiętam bo zwyczajnie lubię i słucham. Natomiast szerszej publiczności tego typu zespoły/postaci są mniej znane. Fajnie, że fani mają okazję przeżyć coś takiego jak The Wall, jeszcze fajniej, że tego typu muzyka - chociaż na moment - przebija się do mainstreamu. To taka odtrutka na to wszystko co dziś się nam proponuje.
Bartosz Karawańczyk pisze:Dobra, z tą naiwną może trochę się zapędziłem, bo fajnie mi się wyliczało, ale resztę podtrzymuję.
Spoko, ale akurat ta patetyczność i nadętość tak samego Watersa jak i jego życiowego dzieła to nic nowego, w zasadzie to miało takie być. Tak więc co to za argument? (dyskutujesz z fanem PF)

: 13 sierpnia 2013, 23:18
autor: Bartosz Karawańczyk
LordJuve pisze: Spoko, ale akurat ta patetyczność i nadętość tak samego Watersa jak i jego życiowego dzieła to nic nowego, w zasadzie to miało takie być. Tak więc co to za argument? (dyskutujesz z fanem PF)
Jeśli spojrzymy na początki twórczości, np. takie "Set the Controls for the Heart of the Sun", to jednak jest to inny Waters, nadęcie przyszło z czasem. ;) Ja kiedyś się uważałem za fana PF, ale mi przeszło. Czasami wracam do ich pierwszych płyt, gdzie jeszcze nie wiedzieli co chcą grać, poszukiwali, eksperymentowali... Ciekaw jestem, w jakim kierunku by poszli, gdyby Syd tak szybko się nie wykruszył. Ale tego się już nie dowiemy, szkoda.

: 13 sierpnia 2013, 23:26
autor: Łukasz
Ja z kolei pierwszych płyt w ogóle nie ogarniam, narkotyczno-psychodeliczny chaos. Dla mnie to prawdziwe "architektoniczne" PF, wypadkowa Gilmoura i Watersa, świta dopiero na Meddle (Echoes!), a dogasa na Final Cut (tak naprawdę pierwszej płycie Watersa solo).

: 13 sierpnia 2013, 23:28
autor: LordJuve
Bartosz Karawańczyk pisze:
LordJuve pisze: Spoko, ale akurat ta patetyczność i nadętość tak samego Watersa jak i jego życiowego dzieła to nic nowego, w zasadzie to miało takie być. Tak więc co to za argument? (dyskutujesz z fanem PF)
Jeśli spojrzymy na początki twórczości, np. takie "Set the Controls for the Heart of the Sun", to jednak jest to inny Waters, nadęcie przyszło z czasem. ;) .
Cóż, w biografiach zespołu twierdzą inaczej. Waters miał mieć od zawsze trudny charakter i wybujale ego. Moim zdaniem to było w nim... inaczej nie osiągnąłby takiego sukcesu.

Co do samego PF... ja zdecydowanie wolę ich z późniejszych płyty. Dwie pierwsze, ten psychodel, mi nie podchodzą. Być może dlatego ciągle jestem ich fanem... jest zdecydowanie więcej plyt do których mogę wracać. ;)

: 13 sierpnia 2013, 23:42
autor: Alfa i Omega
Ja dopisuję się do Bartosza, jako zwolennik wcześniejszych albumów.

Lubię bardzo i późniejsze dokonania aczkolwiek pierwsze płyty - to jest dobre brzmienie, bardzo dobre brzmienie, takie jakie lubię najbardziej. Pełnokrwiste, stylowe, cholernie klimatyczne.

: 13 sierpnia 2013, 23:48
autor: Bartosz Karawańczyk
No to ja mam na odwrót. Preferuję narkotyczno-psychodeliczny chaos (całkiem trafne określenie, Łukaszu). Jeśli wracam do późniejszych płyt, to tylko ze względu na Ricka Wrighta i jego przepiękną grę np. na "Ciemnej Stronie". Mógłbym słuchać wersji instrumentalnych, zaaranżowanych tylko na fortepian...
Rick & Syd - :ok:
Reszta niespecjalnie, chociaż sentyment do niektórych utworów pozostał.

: 13 sierpnia 2013, 23:54
autor: Łukasz
Bartosz Karawańczyk pisze:Mógłbym słuchać wersji instrumentalnych, zaaranżowanych tylko na fortepian...
Instrumentalnie ta płyta jest piękna, ale jej sens (genialny) nadał mr. W. Moim zdaniem nie ma Pink Floyd bez tej jego całej intelektualnej nadbudowy.

: 13 sierpnia 2013, 23:57
autor: LordJuve
Łukasz pisze:
Bartosz Karawańczyk pisze:Mógłbym słuchać wersji instrumentalnych, zaaranżowanych tylko na fortepian...
Instrumentalnie ta płyta jest piękna, ale jej sens (genialny) nadał mr. W. Moim zdaniem nie ma Pink Floyd bez tej jego całej intelektualnej nadbudowy.
Przesada, to, że Waters powiedział kiedyś iż "Pink Floyd to ja" nie znaczy, że tak jest w rzeczywistości. Nie doceniasz/negujesz dokonania pozostałych po odejściu Watersa?

: 14 sierpnia 2013, 00:04
autor: Łukasz
LordJuve pisze:
Przesada, to, że Waters powiedział kiedyś iż "Pink Floyd to ja" nie znaczy, że tak jest w rzeczywistości. Nie doceniasz/negujesz dokonania pozostałych po odejściu Watersa?
Absolutnie nie neguję, ale - powtórzę - za całą intelektualną nadbudowę tych najważniejszych płyt (to znaczy dla nas - fanów późnych Floydów) odpowiadał Waters. To on odpowiadał za spójne koncepcje i teksty. To tak samo oczywiste, jak to, że od strony muzycznej w późnym okresie absolutnie dominował Gilmour, wspierany przez Wrighta. Mason? Mason się nie liczył. Był pomiędzy nimi. To fajnie też widać po powatersowskich płytach, które może i brzmią momentami Floydowo, ale są o niczym (zwlaszcza Momentary...).

To PF które kocham to ścieranie się i współpraca Watersa (treść) i Gilmoura (forma).

: 14 sierpnia 2013, 00:11
autor: LordJuve
Łukasz pisze: Mason? Mason się nie liczył. Był pomiędzy nimi. To fajnie też widać po powatersowskich płytach, które może i brzmią momentami Floydowo, ale są o niczym (zwlaszcza Momentary...).
Co do Masona to trudno się nie zgodzić...facet podobno nie ogarniał części repertuaru PF i zespół musiał posiłkować się sesyjnymi perkusistami.

Łukasz pisze:To PF które kocham to ścieranie się i współpraca Watersa (treść) i Gilmoura (forma).
Rzeczywiście, konflikt potrafi być funkcyjny. ;) Natomiast PF należy, imho, rozpatrywać w 3 przedziałach czasowych: PF Syda, PF Rogera i PF Dave'a. Każda ma swoją specyfikę i prywatnie tak to widzę: PF Rogera > PF Dave'a > PF Syda.

Eh, Panowie, przez Was musiałem odpalić sobie Welcome to the machine. :P Zaraz poleci Have a cigar, to pewne...:lol:

: 14 sierpnia 2013, 00:56
autor: Bartosz Karawańczyk
LordJuve pisze: Eh, Panowie, przez Was musiałem odpalić sobie Welcome to the machine. :P Zaraz poleci Have a cigar, to pewne...:lol:
Heh, a ja właśnie słucham debiutu. Potem pewnie "Saucerful of Secrets" i kolorowe sny... :prochno:

: 14 sierpnia 2013, 01:08
autor: LordJuve
Hm, a Rick?

: 14 sierpnia 2013, 01:13
autor: preclix
pan Zambrotta pisze:Wiem, że mogę teraz polecieć totalną hipsterczyzną, ale od jakiegoś czasu mam totalnie wylane na całą muzykę szeroko rozumianą jako "popularną". Kiedy przychodzę do domu, wolę się odstresować i słuchać muzykę folkową/etniczną- w związku z tym mam pytanie, czy ktoś coś poleca?

Albo inaczej - Erkan Ogur (Turcja), Nikos Xydakis (Grecja), Arto Tunçboyacıyan (Armenia), Joe Purdy (USA), Luis Delgado (Hiszpania) : zna ktoś kogokolwiek z nich i słucha podobnych wykonawców?
Od siebie polecę zespół Le Trio Joubran. Trójka braci grająca korzenną palestyńską muzykę.

: 14 sierpnia 2013, 12:23
autor: Giovani
Jeśli chodzi o PF, to dla mnie, wszystkie płyty od "Obscured by clouds" w górę (może z wyjątkiem The Final Cut) są świetne, niezależnie od tego, czy to Pink Floyd Watersa, czy Gilmour'a. Jeśli chodzi o ich pierwsze płyty, to choć próbowałem - nie potrafię i nie umiem tego słuchać.

"Ummagumma" - przesłuchałem całą płytę tylko raz i już nigdy do niej nie wróciłem... i chyba nie wrócę.