: 31 lipca 2012, 14:25
Powiedziała, że: "Gdybym została, byłabym najwyżej wieczną sparingpartnerką, a ja chciałam czegoś więcej", więc zrozumiałem, że chodziło jej o grę w polskiej reprezentacji, bo w chińskiej mogłaby być najwyżej sparingpartnerką. Chyba nie jest aż tak słaba, żeby nie załapać się do jakiegoś chińskiego klubu i grać na miejscu?pan Zambrotta pisze:Tak sobie czytam na spokojnie ten artykuł Vimesie i jak zwykle tendencyjnie wybierasz sobie cytaty. Cytat: "Dostałam wiadomość, że trener z Polski szuka zawodniczki. Choć nie miałam pojęcia, gdzie to jest, postanowiłam zaryzykować" nie odnosi sie do reprezentacji Polski, ale do jej pierwszego klubu - KTS Zamek OWG Tarnobrzeg.
Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie mówi: "podeślij mi jakiś Chińczyków, zrobimy z nich polskich sportowców".
Sęk w tym, że reprezentowania Chin to chyba nigdy jej nie proponowano, więc takiego dylematu nie miała. Zresztą kobieca reprezentacja Chin leje wszystkich równo. Mężczyźni przegrali trzy z sześciu olimpijskich finałów. Natomiast kobiety mają komplet złotych medali. Dostać się do niej musi być wyjątkowo ciężko, dlatego Li Qian poszukała szansy u nas.pan Zambrotta pisze:Sama podkreśla, że Tarnobrzeg to jej drugi dom, utożsamia się z Polską. Tutaj pracuje. Czemu ma jeździć (a raczej latać, co dla sportowca nie jest zdrowe) tysiące kilometrów, by reprezentować Chiny?
Potrafię to wyjaśnić w ten sposób, że naturalizacja obcokrajowców wypacza ideę rywalizacji narodowej. Trudno byłoby mi się cieszyć nawet jakby ta nasza Chinka wygrała złoto.pan Zambrotta pisze:to po prostu potwierdza, że przesłanki jakimi się kierujesz są mocno subiektywne. Nie potrafisz tego wyjaśnić inaczej, jak: "nie podoba mi się, że Chińczyk/Niemiec z polskim paszportem reprezentuje Polskę". Nie martw się, nie jesteś jednak w tym sam.
Gdy nagle załapałeś jakąś sympatię do Ojgena, czy Perquisa, nagle przestało Ci to przeszkadzać. A potem znowu zaczynasz krytykować i tak być może w kółko.