Wszystkie te opowieści pięknie brzmią, niektóre swojej realizacji doczekałyby się pewnie w Harlekinach: miłość od pierwszego wejrzenia, chwilowa przerwa, powrót i mnóstwo emocji... a to wszystko w wieku 9 lat. Owszem sam osobiście przeżywałem podobne chwile, ale ja byłbym ostrożniejszym z periodyzacją tej miłości.
Miłość, heh, czy to odczuwa kilkuletni małolat do klubu, który [klub] wybrał sobie na najprostszych zasadach, bo tylko na takie było go stać, spośród kilkuset innych? Zastanówmy się nad kryteriami selekcji, którymi kieruje się ów dzieciak. Dla mnie i obecnego uczucia do Juventusu ujmą by było określenie w ten sam sposób początku przygody z tym zespołem. W tym wieku klub jest jedynie pretekstem do zyskania wśród kumpli poparcia czy 'szacunku'. Dzieciaki legną do drużyny, która akurat jest najlepsza, aby wyjść jak najlepiej przed znajomymi na podwórku, a emocje, które zespół dostarcza przy ewentualnej przegranej, ograniczają się do 'siary i obciachu' na boisku. Co roku tzw. sezonowcy upewniają mnie w tej myśli.
Broń Boże, nie staram się tutaj wpakować wszystkich do jednego worka [nie każdego fascynacja rozpoczęła się od tak niegodziwych celów ;-)], ale niech każdy szczerze odpowie:
Czy to, co czuł do Juventusu w początkach swojego kibicowania, nazwałby teraz miłością?
Tak k'woli wstępu postarałem się wyjaśnić, że posty w tym temacie są odpowiedzią na inne pytanie ("Jak zaczęła się Twoja przygoda z Juventusem?"). Wiem, że jestem małostkowy, ale mnie to trochę ruszyło, więc musiałem zareagować.
A jak zaczęła się moja miłość? Tragicznie, lecz właśnie dzięki temu uświadomiłem sobie, że ten klub co raz więcej dla mnie znaczy. Po drugiej pod rząd przegranej w finale CL załamałem się wewnętrznie. Nie myślałem wtedy o takich banałach jak reakcja kolegów. Liczył się tylko ogromny ból i smutek oraz On - Juventus. Te traumatyczne przeżycia jednak umocniły tylko moje oddanie klubowi, co całkiem zmieniło mój stosunek do piłki nożnej i barw bianconerri, z którymi związałem się, mam nadzieję, do końca życia.
I tak żyli długo, długo i szczęśliwie...