Ciro Ferrara

Dyskutuj o legendarnych piłkarzach Juventusu, wielkich wydarzeniach z przeszłości i historycznych meczach.
ODPOWIEDZ
JuveCracow

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 20 stycznia 2008
Posty: 343
Rejestracja: 20 stycznia 2008

Nieprzeczytany post 14 marca 2016, 08:32

Obrazek

Ciro Ferrara

Data urodzenia: 11.02.1967
Miejsce urodzenia: Neapol, Włochy
Kariera seniorska: Napoli (1984–1994), Juventus (1994–2005)
Debiut w Juve: (04.09.1994) - Brescia 1:1 Juventus
Kariera trenerska: Reprezentacja Włoch (asystent, 2005-2006 i 2008-2009), Juventus (2009-2010), Reprezentacja Włoch U-21 (2010-2012), Sampdoria (2012).

"San Ciro" zapisał w Turynie piękną kartę jako zawodnik, wygrywając Ligę Mistrzów i zdobywając 6 Scudetti, Puchar Włoch, 4 Superpuchary Włoch, Superpuchar Europy i Puchar Interkontynentalny. Urodzony w Neapolu wychowanek Partenopei rozegrał w barwach Starej Damy łącznie 358 spotkań, zdobywając 20 goli. Był ważną postacią reprezentacji Włoch, dla której w latach 1987 - 2000 rozegrał 49 spotkań, docierając do finału Euro 2000 i zajmując III miejsce w rozgrywanych na Półwyspie Apenińskim Mistrzostwach Świata w 1990 roku. (Więcej informacji o piłkarskiej karierze wybitnego obrońcy znajdziecie w artykule DeeJaya - klik!). Kluczowymi momentami trenerskiej kadencji Ciro Ferrary w Juventusie były kolejno ostatni mecz Nedveda w biało-czarnej koszulce 31 maja 2009 przeciwko Lazio, letnie mercato 2009 - a szczególnie pozyskanie za łącznie blisko 50 milionów euro Diego i Felipe Melo - oraz porażka 1:4 z Bayernem w Turynie, skutkująca odpadnięciem Bianconerich z Ligi Mistrzów i będąca początkiem fatalnej passy Juventusu, którą na dobre zakończyła dopiero przebudowa drużyny pod okiem Beppe Marotty i Antonio Conte. Rozegrane ponad 6 lat temu na Stadio Olimpico di Torino, kluczowe dla Juventusu Ferrary spotkanie z Bawarczykami stanowi punkt wyjścia poniższego artykułu, który jest kontynuacją tekstu "Kairos - część pierwsza", opublikowanego w temacie "Taktyka" na forum.

Kairos - tym słowem starożytni Grecy nazywali właściwy moment, decydujący czas, w którym podejmowane są kluczowe decyzje, mogące przesądzić o naszym sukcesie lub porażce, a także nadarzającą się okazję, którą mogliśmy wykorzystać, jeśli stanęliśmy na wysokości zadania. Jej personifikacją był uskrzydlony młodzieniec, trzymający w ręku wagę, łysy poza długą grzywką. Ten, kogo mijał, miał tylko chwilę, by go uchwycić - inaczej tracił swoją szansę. Taką chwilą dla piłkarza jest ważne spotkanie i jego kluczowe momenty, takie znaczenie dla trenera mają decyzje taktyczne i personalne, jakie podejmuje przed istotnym meczem i w jego trakcie - w tym przede wszystkim to, jak reaguje na zmienną sytuację na boisku - a dla klubu choćby opanowane w ostatnich latach po mistrzowsku przez Beppe Marottę umiejętności wykorzystywania pojawiających się w trakcie mercato okazji.

Za kadencji Massimiliano Allegriego pokazujemy - jak w meczu z Napoli - że potrafimy cierpliwie czekać i wykorzystać nadarzającą się okazję - jednak w poprzednich latach to Bawarczycy pokonywali nas w decydujących momentach, górując przy tym nad nami mentalnie, przewyższając nas zarówno pod względem determinacji, jak i czysto piłkarskich umiejętności. Kluczem do sukcesu jest umiejętność wyciągania wniosków z przeszłości i uczenia się na własnych błędach, biorąc przykład z najlepszych, ale zachowując przy tym własną, zwycięską tożsamość. W środę zmierzymy się z rywalem, który niejeden raz w przeszłości zalazł nam za skórę. Kiedy przeżywałem powrót z dalekiej podróży, jaki zafundowali swoim kibicom Bianconeri trzy tygodnie temu, przypomniał mi się domowy mecz z tym samym przeciwnikiem, rozegrany ponad 6 lat temu w Turynie i jeszcze bardziej spektakularny powrót z zaświatów - wówczas w wykonaniu Die Roten. To spotkanie miało dla obu klubów szczególne znaczenie.

Kairos - część druga

Obrazek

Punkty zwrotne

8 grudnia 2009 roku prowadzony przez Ciro Ferrarę Juventus miał tylko postawić kropkę nad "i". Starej Damie, by awansować do fazy pucharowej Ligi Mistrzów wystarczał tego dnia remis. Bayern prowadzony od niedawna przez Louisa van Gaala rodził się w bólach, m.in. dwukrotnie przegrywając z francuskim Bordeaux (0:2 u siebie, 1:2 na wyjeździe), a odkryci i wprowadzani do pierwszego zespołu przez Holendra młodzi piłkarze, wychowankowe klubu, Holger Badstuber i Thomas Müller zdobywali dopiero doświadczenie w dorosłej piłce. Naprzeciwko nich stanęli piłkarze tej miary, co aktualni wówczas mistrzowie świata, bohaterowie Weltmeisterschaft '06: Buffon, Cannavaro, Grosso, Camoranesi i Del Piero, a także ściągnięci za łącznie blisko 50 milionów euro Brazylijczycy: Felipe Melo i największa gwiazda Bundesligi poprzedniego sezonu, Diego Ribas da Cunha. Jednak to młody wychowanek Juventusu, Claudio Marchisio błysnął tamtego wieczoru na Stadio Olimpico di Torino jako pierwszy: posłał w pole karne piłkę z dokładnością co do milimetra i najskuteczniejszy straniero w historii Bianconerich, David Trezeguet zdobył swoją ostatnią w barwach Juventusu bramkę w Champions League. Wydawało się, że mamy wszystko pod kontrolą - nie upłynął jednak nawet kwadrans, gdy biegnący lewą stroną boiska Chorwat Danijel Pranjić obsłużył doskonałym, prostopadłym podaniem wychodzącego na czystą pozycję rodaka, Ivicę Olicia. Napastnik Bayernu szybkim sprintem wyprzedził usiłującego go powstrzymać, wypożyczonego wówczas do Juve z Barcelony Martina Caceresa. Reprezentant Urugwaju, zdecydowanie najmniej w tamtym meczu doświadczony spośród obrońców Juve, zaatakował ostrym wślizgiem wybiegającego sam na sam z Buffonem Chorwata, a prowadzący spotkanie szwajcarski arbiter Massimo Busacca nie miał innego wyjścia: calcio di rigore.

Obrazek

Do piłki podszedł, ku zaskoczeniu niektórych, doświadczony bramkarz Bayernu, 35-letni Hans-Jörg Butt i pewnym strzałem pokonał Buffona. To był trzeci gol tego bramkarza przeciwko Starej Damie: wcześniej Niemiec trafiał do siatki Juve broniąc barw HSV i Bayeru Leverkusen. Rozpoczynał się zmasowany atak. Bawarczycy nacierali z furią i tylko doskonałym interwencjom Supermana Bianconeri zawdzięczali utrzymanie do przerwy premiującego ich wyniku. Przed wznowieniem gry Ciro Ferrara podjął trudną decyzję: zdjął z boiska legendę, swojego byłego kolegę z boiska, kapitana drużyny Alessandro Del Piero, wprowadzając w jego miejsce Christiana Poulsena, który miał zabezpieczyć środek pola, przecinając akcje Die Roten, zanim ci zdołaliby uruchomić szalejącego w ataku Olicia. Nic to nie dało: Chorwat już w 52. minucie rozpoczął strzelecki popis Bayernu, dobijając sparowany przez Buffona strzał głową van Buytena. Juventus próbował odrabiać straty, ale najpierw zagrywanej przez Camoranesiego piłki nie sięgnął Diego, a po kilku minutach dośrodkowania aktywnego na prawej stronie Caceresa nie zdołał zamienić na bramkę Trezeguet, pudłując w idealnej sytuacji z najbliższej odległości. Niewykorzystane okazje zemściły się dwukrotnie: Gomez po kornerze i Tymoszczuk z podania Robbena pokonali Buffona, pieczętując awans mistrzów Niemiec do pucharowej fazy Champions League. 4:1 na wyjeździe - nawet najwięksi optymiści wśród kibiców Die Roten nie spodziewali się takiego rezultatu - i prawdę mówiąc, trudno było im się dziwić.

Obrazek

Przed tym spotkaniem pozycja Louisa van Gaala była słaba, mówiło się nawet o jego możliwym, rychłym zwolnieniu ze stanowiska. W Lidze Mistrzów pokonał tylko Maccabi Hajfa, a w lidze jego Bayern zanotował do 8 grudnia aż sześć remisów i dwie porażki przy siedmiu zwycięstwach, tracąc punkty z takimi "potęgami" jak FC Köln, Mainz czy Hoffenheim. Dla porównania bilans Juventusu na tamten moment wynosił 3 porażki, 3 remisy i 9 zwycięstw, w tym wyjazdowe wygrane z Romą i Lazio oraz prestiżowe, domowe zwycięstwo z broniącym mistrzowskiego tytułu, zmierzającym po potrójną koronę Interem Jose Mourinho, odniesione dwa dni przed klęską z FCB. Ekipa Ciro Ferrary potrafiła wbić kilka tygodni wcześniej łącznie 10 bramek Sampdorii i Atalancie. Od początku sezonu formą strzelecką imponowali kończący swoją turyńską przygodę starzy mistrzowie - Camoranesi i Trezeguet, przed 8 grudnia autorzy odpowiednio czterech i sześciu goli w Serie A i LM. Również trójka Brazylijczyków - Diego, Melo i Amauri - trafiała regularnie do siatki rywali, notując łącznie dziewięc trafień w ciągu trzech pierwszych miesięcy wspólnej gry w Juve.

Obrazek

Mecz z 8 grudnia zmienił wszystko: średnio wcześniej spisujący się w Bundeslidze Bayern wygrał dziewięć kolejnych ligowych i pucharowych spotkań: Bawarczycy polegli dopiero na Artemio Franchi we Florencji, gdzie doppietta Stevana Joveticia i gol Vargasa omal nie wyrzuciły ich z Ligi Mistrzów. Bayern wytrzymał jednak napór drużyny Cesare Prandellego, a po wyeliminowaniu w następnych rundach Lyonu i Manchesteru United Sir Alexa Fergusona dotarli aż do wielkiego finału rozgrywek. Na Santiago Bernabeu musieli co prawda uznać wyższość Interu, jednak mistrzostwo i Puchar Niemiec, wywalczony po zmiażdżeniu 4:0 Werderu Brema osłodziły podopiecznym van Gaala porażkę.

Obrazek

Dla Juventusu tamta porażka była początkiem fatalnej serii: Bianconeri przegrali w lidze pięć z sześciu kolejnych spotkań, doznając przy tym upokarzających, domowych porażek z Catanią i Romą oraz przegrywając u siebie aż 0:3 z Milanem. Wyjazdowe klęski z Bari i Chievo dopełniły obrazu nieszczęścia: po odpadnięciu z Pucharu Włoch posadę stracił Ciro Ferrara. Wicemistrzowie Włoch z poprzedniego sezonu zakończyli sezon na siódmym miejscu, powtarzając ten wynik w kolejnym sezonie. Zdeterminowany, wściekle napierający Bayern van Gaala obnażył boleśnie wszystkie słabości budowanego przez duet Secco - Ferrara Juventusu: bezradność Bianconerich kłuła w oczy, rozpaczliwe, dalekie wykopy byle oddalić zagrożenie od własnej bramki wydawały się być jedynym, co gospodarze mieli tamtego wieczoru do zaoferowania. Przed meczem z Bayernem graliśmy w kratkę: po nim nie było już takiej siły, która mogłaby powstrzymać upadek. Bawarczycy wykorzystali swój moment i rozpoczęli marsz na sam szczyt europejskiego futbolu, stając się w kolejnych latach europejską potęgą. Po zniszczeniu Juventusu piłkarze Stern des Südens dotarli do trzech finałów Ligi Mistrzów w ciągu czterech lat - dla porównania, do osiągnięcia takiego wyniku Die Roten potrzebowali wcześniej lat czternastu, poprzedni raz meldując się w wielkim finale w 2001 roku.

Obrazek

Bywa, że historię piszą jednostki - także historię futbolu. O tym, jak ważna jest determinacja i skuteczność kluczowego zawodnika w decydujących momentach, Bawarczycy przekonali się boleśnie za sprawą napastników Interu i Chelsea: najpierw w 2010 pogrążył ekipę van Gaala Diego Milito, zdobywając jedyne bramki w najważniejszym meczu sezonu, a dwa lata później Didier Drogba niemal w pojedynkę położył kres marzeniom Heynckesa i spółki o "domowym" zwycięstwie w rozgrywanym na Allianz Arenie finale. Potężnie zbudowany Iworyjczyk nie pozwolił, by wielka, jak się miało okazać ostatnia w karierze szansa na triumf w Champions League przeszła mu koło nosa. Wprowadzony w końcówce finałowego starcia Daniel van Buyten nie pomógł drużynie w złapaniu Kairosa - skrzydlatego młodzieńca: to Chelsea prowadzona przez Drogbę wykorzystała swoją szansę. Moment, w którym pewny siebie, jak zawsze zdeterminowany reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej wykonał decydującego karnego jest dla mnie symbolem, jak wielkie znaczenie w sporcie ma siła mentalna: to cechy wolicjonalne, silna psychika i nieustępliwość Drogby zadecydowały o losach najważniejszego spotkania sezonu. Podobną pewnością siebie emanowali w niedawny, środowy wieczór piłkarze Juve, bezbłędnie wykonujący jedenastki w decydującym o awansie do finału Pucharu Włoch konkursie rzutów karnych na Stadio Giuseppe Meazza w Mediolanie. Sto procent wykorzystanych jedenastek może jedynie podnieść pewność siebie zawodników, na wypadek gdyby na Allianz Arenie po upływie 90 czy 120 minut na tablicy widniał wynik 2:2.

Klęska jako fundament przyszłego zwycięstwa

Piłkarzom Juventusu był moim zdaniem potrzebny taki zimny prysznic, jaki zafundowali nam Nerazzurri w deszczowy, środowy wieczór. Owszem, graliśmy wówczas w znacznej mierze rezerwowym składem, jednak po murawie biegali również zawodnicy z wyjściowej jedenastki Starej Damy. Nie od dziś wiemy, jak wielką motywację stanowi porażka - pod warunkiem, że zmobilizuje zespół do rehabilitacji. Klęskę w fundament zwycięstwa potrafił doskonale przekuć Jupp Heynckes - chęć rehabilitacji za poniesioną w 2012 roku przed własną publicznością finałową porażkę w LM sprawiła, że rok później Die Roten dosłownie rozjeżdżali rywali w drodze po najważniejsze klubowe trofeum w Europie. Jak napisał w lutym temu w komentarzach na JuvePoland podwojnymistrz, "walec Heycknesa rozjechał wszystkich na wszystkich trzech frontach, robiąc przy tym na boisku demolkę, jakiej szczerze mówiąc nigdy ani wcześniej, ani później w futbolu nie widziałem". Dominacja Bayernu w Europie nie trwała jednak długo, a w jej zakończeniu wielki udział miał rodak następcy Heynckesa na stanowisku trenera FC Hollywood, środkowy obrońca Realu Madryt, Sergio Ramos.

Od głównego winowajcy odpadnięcia z Champions League do bohatera - taką drogę przebył w latach 2012-2014 stoper i obecny kapitan Królewskich. Zmierzający po drugi z rzędu triumf w Lidze Mistrzów Bawarczycy zostali upokorzeni na własnym obiekcie przez zespół Ancelottiego, a antybohater dramatycznego półfinału LM 2012 (przestrzelił wówczas decydujący o odpadnięciu Los Blancos rzut karny), zdeterminowany jak nigdy wcześniej Ramos swoimi bramkami najpierw wyrzucił Bayern z Ligi Mistrzów, dosłownie demolując defensywę FCB przy stałych fragmentach gry, a następnie - już w wielkim finale - kolejny raz nie wypuścił z rąk szansy, wyrównując stan gry w ostatnich sekundach najważniejszego spotkania sezonu. Uskrzydlony chłopiec z wagą w ręku był schwytany - jak w półfinale - przez tego samego piłkarza, a jego koledzy z boiska - Gareth Bale, Marcelo i Cristiano Ronaldo - nie pozwolili Kairosowi uciec. Real zdobył wymarzony, dziesiąty Puchar, pokonując w finale odwiecznego rywala Atletico 4:1, a w półfinale demolując Bayern aż 4:0 w Monachium i łącznie 5:0 w dwumeczu. Jednak dopiero to, co zdarzyło się kilka tygodni później zszokowało piłkarski świat, stając się ważną składową tożsamości zarówno reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów, jak i piłkarzy Stern des Südens, na których oparta była ekipa Joachima Löwa.

Obrazek

Klęska 1:7 Brazylijczyków z Niemcami półfinale rozgrywanych w Kraju Kawy Mistrzostw Świata przeszła do historii futbolu. Niemcy nie tylko schwytali Kairosa - Kroos, Müller i spółka wycisnęli swój moment jak cytrynę, wysyłając całemu światu jasny komunikat: nadszedł nasz czas. Kontuzjowany Neymar mógł jedynie z bólem przyglądać się, jak natchnieni podopieczni Joachima Löwa masakrują gospodarzy mundialu - trzy bramki zdobyli wówczas gracze Bayernu. W finale klubowy kolega Brazylijczyka, będący pod olbrzymią presją, wymiotujący na boisku Leo Messi nie wykorzystał szansy na dorównanie boskiemu Diego Maradonie. Ponownie decydująca w najważniejszym meczu okazała się postawa piłkarzy Bayernu, na których oparta była gra zwycięskiego Fußballnationalmannschaftu: interwencje Manuela Neuera i najważniejszy w karierze strzał Mario Götze dały Niemcom czwarty tytuł Mistrzów Świata. Jednak rewanż przyszedł szybko: naszpikowana triumfatorami mundialu ekipa Die Roten została zatrzymana przez żądnych zemsty za odniesioną dwa lata wcześniej, upokarzającą porażkę 0:7 w dwumeczu Katalończyków. Dla Dumy Katalonii trzy gole w ubiegłorocznych półfinałach z Bawarczykami zdobył szukający zemsty za niedawne Mineirazo Neymar, a dwa trafienia zaliczył pokonany w finale mundialu Messi. Obaj mieli Niemcom wiele do udowodnienia, obaj nie pozwolili, by okazja na rewanż wymknęła im się z rąk. Wyrachowana, nastawiona tylko na zwycięstwo, odmieniona przez Luisa Enrique Barca nie przypominała usypiającego grę setkami mikropodań, tłukącego do oporu tiki-takę teamu Guardioli. Nie chcieli utrzymywać się na siłę przy piłce: pozwolili się wyszaleć rywalom, dobijając ich bez litości w końcówce.

Tamtego dnia Pep Guardiola pokazał swoje całkowicie szalone oblicze: zamiast spokojnie grać swoje przy stanie 0:1 na wyjeździe, który był jak najbardziej do zaakceptowania w świetle czekającego Bawarczyków rewanżu na własnym obiekcie, szkoleniowiec Die Roten nakazał frontalny, samobójczy atak na bramkę Barcelony. Odsłonięty Bayern stracił dwie kolejne bramki i rewanż stał się w zasadzie formalnością. W gorącej wodzie kąpany trener jest obecnie bodaj najsłabszym punktem Bayernu i zdaje się nie wytrzymywać presji, kiedy sytuacja wymyka mu się spod kontroli.

Dla kontrastu, zarówno ubiegłoroczny dwumecz z Realem, jak i niedawny ligowy pojedynek na szczycie Juventusu z Napoli zostały wygrane w dużej mierze dzięki Massimiliano Allegriemu, przyjętej przez Włocha taktyce i decyzjom, które podjął w trakcie obu spotkań. Przed rokiem płynna zmiana ustawienia w odpowiednim momencie miała - obok błędów Ancelottiego - kluczowe znaczenie. 13 lutego 2016 doskonale zorganizowana obrona Juventusu całkowicie odcięła najgroźniejszego w Serie A napastnika, Gonzalo Higuaina od podań, a potem to zmiennicy Maxa rozegrali akcję, po której wprowadzony w końcówce meczu Simone Zaza strzelił decydującego o zwycięstwie gola. Bohaterem okrzyknięto oczywiście rezerwowego Starej Damy, jednak dla mnie był to przede wszystkim triumf perfekcyjnego planu Allegriego - doskonałego przygotowania i umotywowania zespołu, trafnych wyborów personalnych, w odpowiednim momencie zmienionego ustawienia i wprowadzania na plac gry właściwych piłkarzy. Po słabym początku sezonu, Bianconeri zanotowali rekordową passę zwycięstw i w być może najważniejszym meczu sezonu, w spotkaniu "o sześć punktów" udowodnili swoją wyższość nad najgroźniejszym rywalem i wskoczyli po raz pierwszy w sezonie na fotel lidera tabeli. To modelowy przykład okazji, której nie wypuściliśmy z rąk.

Zapraszam do lektury kolejnej części artykułu pod tytułem "Kairos - część trzecia" opublikowanej w temacie "Giampiero Boniperti" na forum.

cykl "sposób na rewanż" - pozostałe części:

Zręczny pragmatyk kontra charyzmatyczny idealista - Max Allegri vs Pep Guardiola

Kairos - część pierwsza: Kluczowe momenty, kluczowi piłkarze i taktyka: Sposób na Bayern A.D.2016

Kairos - część trzecia: Wykorzystane okazje i stracone szanse Juventusu, Giampiero & Luciano

Piłkarska dialektyka - Conte, Guardiola, Hegel, Heynckes, Allegri & FC Barcelona

Vivant Professores! - satyryczny tekst stylizowany na konferencję naukową z udziałem obecnych trenerów Juventusu i Bayernu
Ostatnio zmieniony 15 marca 2016, 07:59 przez JuveCracow, łącznie zmieniany 1 raz.


del_aleksander

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 28 czerwca 2006
Posty: 163
Rejestracja: 28 czerwca 2006

Nieprzeczytany post 14 marca 2016, 12:28

3/4 tekstu nijak sie ma do Ferrary, po co ten burdel?


Pluto

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 17 października 2002
Posty: 2693
Rejestracja: 17 października 2002

Nieprzeczytany post 14 marca 2016, 12:42

Ferrare trenera zapamiętam jako człowieka, który chciał za wszelką cenę zrobić z Melo registe, co kończyło się KT (katastrofalnymi stratami) i zamieszkami na trybunach. Oraz z tego, że praktycznie każde dośrodkowanie w naszą szesnastkę kończyło się szansą na gola dla rywala.


Ouh_yeah

Qualità Juventino
Qualità Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 06 sierpnia 2010
Posty: 7749
Rejestracja: 06 sierpnia 2010

Nieprzeczytany post 14 marca 2016, 12:47

Nie pamiętam już, czy to bardziej Ferrara chciał zrobić z Melo registę, czy on poprosił o registę, a geniusz Secco mu kupił Melo za górę siana (bo się obraził na Udinese, które chciało mniej więcej tyle samo za D'Agostino) :think:


JuveCracow

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 20 stycznia 2008
Posty: 343
Rejestracja: 20 stycznia 2008

Nieprzeczytany post 14 marca 2016, 19:41

del_aleksander pisze:3/4 tekstu nijak sie ma do Ferrary, po co ten burdel?
Przeczytasz, to dowiesz się, co i jak, może przy okazji przestaniesz wygadywać bzdury, że "3/4 tekstu nijak sie ma do Ferrary", skoro poza standardowym dla otwierającego temat o byłym piłkarzu Juve wstępu, w którym przypominam dokonania Ciro jako zawodnika Juve, to porażkę Ferrary w roli trenera Juve omawiam na wstępie i jest dla mnie punktem wyjścia dla reszty tekstu.

Dla porażki San Ciro vel Rocky jako trenera Juve - poza błędami jakie popełniał, rezygnując z ustawienia, które dawało efekty:

http://www.juvepoland.com/news.php?id=14222

http://www.juvepoland.com/news.php?id=14247

http://www.juvepoland.com/news.php?id=14286

na rzecz tego, co działało mu głównie na papierze, decydujące znaczenie miało spotkanie, które wyżej obszernie przypominam w ramach omawiania historii rywalizacji Juve - Bayern przed nadchodzącym rewanżem, punktów zwrotnych w najnowszej historii obu ekip i wniosków z kluczowych spotkań - takich, jak pamiętny pojedynek o awans do pucharowej fazy LM zakończony porażką 1:4 z Bayernem w Turynie. Wtedy oni odrobili straty i podnieśli się pomimo niekorzystnego wyniku, trzy tygodnie temu my.
Kiedy przeżywałem powrót z dalekiej podróży, jaki zafundowali swoim kibicom Bianconeri trzy tygodnie temu, przypomniał mi się domowy mecz z tym samym przeciwnikiem, rozegrany ponad 6 lat temu w Turynie i jeszcze bardziej spektakularny powrót z zaświatów - wówczas w wykonaniu Die Roten. To spotkanie miało dla obu klubów szczególne znaczenie.
Analogia nasuwa się sama. Na przyszłość przed pisaniem przeczytaj post, który krytykujesz. Ale w jednym masz rację: za czasów Secco i Ferrary, szczególnie pod koniec rządów jednego i drugiego zrobił się u nas konkretny, jak to nazwałeś, burdel. Tym samym doceniam poetykę doskonale dopasowaną do omawianego zagadnienia :ok:


pan Zambrotta

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 01 czerwca 2004
Posty: 7019
Rejestracja: 01 czerwca 2004

Nieprzeczytany post 14 marca 2016, 20:15

Czy to cichy powrót do sławnego cyklu "artykułów" pt. 'Sposób na Bayern' ? :prochno: :prochno: dajcie spokój, ten zbiór mądrości z warzywniaka nie da się czytać...


prezes3c pisze:
12 sierpnia 2020, 22:06
Sorek21 pisze:
12 sierpnia 2020, 21:45
Neymar mógł trzy gole wsadzić do przerwy.
A Juventus mógł 2 razy wygrać LM między 2015 a 2017
JuveCracow

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 20 stycznia 2008
Posty: 343
Rejestracja: 20 stycznia 2008

Nieprzeczytany post 14 marca 2016, 21:40

pan Zambrotta pisze:Czy to cichy powrót do sławnego cyklu "artykułów" pt. 'Sposób na Bayern' ?
Artykuł, którego publikację zacząłem wczoraj, a skończę jutro. Odnośniki do tematów "O Bayernie" mają funkcję informacyjną, rozszerzając treść artykułu we fragmentach, gdzie nawiązuję do poprzedniego dwumeczu z Bawarczykami - podobnie jak inne linki w innych miejscach tekstu. Tematu o Ferrarze nie było, więc go założyłem nawiązując przy tym do pamiętnego spotkania z Bayernem w 2009 roku, kluczowego dla oceny trenerskiej kadencji Ferrary w Juventusie.


JuveCracow

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 20 stycznia 2008
Posty: 343
Rejestracja: 20 stycznia 2008

Nieprzeczytany post 17 marca 2016, 11:12

No to wykrakałem, przypominając wyżej ostatni mecz Ciro Ferrary w Lidze Mistrzów. Historia lubi się powtarzać. Tak samo jak wtedy, 8 grudnia 2009, Bayern z nami na początku przegrywał i był w tym momencie poza Ligą Mistrzów, tak samo jak wtedy zdobyli potem cztery gole, a my byliśmy zwłaszcza po przerwie cofnięci, bezradni i niezdolni do nawiązania z nimi równorzędnej walki. Zadziwiające, jak podobne były trzy z czterech straconych przez nas wtedy i dziś bramek: dwie wtedy i wczoraj po dośrodkowaniach z prawej strony boiska, do tego wtedy strzał zza pola karnego Tymoszczuka, wczoraj podobnie ze środka wbiegał i kopnął na 3:2 Alcantara. Zmiany podobnie nietrafione: Poulsen "przydał nam się" wtedy w drugiej połowie tak, jak wczoraj Pereyra, Amauri był tak samo bezproduktywny, jak wczoraj Mandzukic, a 23-letni Sturaro, który 3 tygodnie wcześniej zdobył wyrównującą bramkę i nie zawiódł z Realem rok temu, rozczarował tak samo, jak również blisko 23-letni Giovinco 8 grudnia 2009. Wydawało mi się, że historia zatoczyła koło 23 lutego, kiedy powróciliśmy do gry ze stanu 0:2 u siebie, a tymczasem to wczorajszy mecz był kalką tego feralnego wieczoru sprzed ponad 6 lat. Guardiola w pierwszej połowie i gdzieś do 60. minuty wczorajszego meczu wyglądał na tak samo bezradnego i zdezorientowanego, jak wtedy Ferrara w drugiej połowie, obaj sprawiali wrażenie, jakby nie wiedzieli co się dzieje, nie wiedzieli co zrobić ani co wyprawiają ich podopieczni. Z tym, że Pep potrafił się otrząsnąc i zmienił losy meczu, wpuszczając najpierw w 60. minucie Comana, a potem w dogrywce Alcantarę. A patrząc na postawę naszych rezerwowych wtedy i dziś, podobieństwo jest uderzające. Za Ferrary w trakcie letniego mercato zainwestowaliśmy blisko 50 milionów w dwóch piłkarzy, teraz w parę Dybala - Alex Sandro jeszcze więcej, ale jak wtedy brakowało nam rezerwowych obrońców, tak teraz ich brakuje dalej, co przy kontuzji Kielona odbiera nam szansę zagrania choćby tak mądrze i skutecznie w destrukcji, jak w końcówce meczu na Juventus Stadium z Realem rok temu.


ODPOWIEDZ