Antonio Conte

Dyskutuj o legendarnych piłkarzach Juventusu, wielkich wydarzeniach z przeszłości i historycznych meczach.
ODPOWIEDZ
AVE JUVE!!!

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 17 kwietnia 2009
Posty: 221
Rejestracja: 17 kwietnia 2009

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 08:36

Tytulow nie wie ile ma Juve i wciaz czeka na wielki klub . Nasz kochany Antonio




AdiZ pisze:
Wojtek pisze:
Ile tytułów mistrzowskich ma Juventus? Z wielką radością wspominam wszystkie osiem przeze mnie zdobytych - pięć jako piłkarz i trzy jako trener".
Oj Antek, Antek...
Na jaką odpowiedz liczyłeś ? 32 ? Władze Juve same do końca nie wiedzą ile tych tytułów mają a tych chcesz odpowiedzi od trenera, który jest na utrzymaniu Federacji. Federacja stoi przy 30. Więc Conte, by nie dostać po uszach od nowego szafa elegancko wymija się odpowiedzi.

Jakos przy pytaniu o swoje zawieszenie opowiedzial wprost ze to blad federacji nie bal sie ze dostanie po uszach ?


Ouh_yeah

Qualità Juventino
Qualità Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 06 sierpnia 2010
Posty: 7749
Rejestracja: 06 sierpnia 2010

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 12:07

Antek się trochę wkopał już wcześniej, jak pojechał z Capello mówiąc, że wygrał tylko dwa mistrzostwa w dodatku odebrane. Potem prostował, że został źle zrozumiany, że tytuły należą się Juve itd 8)

Ekspresowo zabrał się do roboty.
Obrazek


jakku1

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 29 maja 2010
Posty: 4455
Rejestracja: 29 maja 2010

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 12:46

Na to, co ostatnio wyczynia i opowiada Conte, to juz naprawde szkoda slow. Moze i dobrze, ze przestal byc naszym trenerem. Nie licze na Allegriego jakos strasznie, ale wydaje mi sie, ze byc moze okaze sie to nie taki najgorszy wybor, jak to wydawalo sie na samym poczatku.

Ale, na oceny przyjdzie czas po sezonie.


Zapraszam tez na moje konto na twitterze => https://twitter.com/jakku113 ;)
jarmel

Redaktor
Redaktor
Awatar użytkownika
Rejestracja: 25 lutego 2006
Posty: 3246
Rejestracja: 25 lutego 2006

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 12:58

jakku1 pisze:Na to, co ostatnio wyczynia i opowiada Conte, to juz naprawde szkoda slow. Moze i dobrze, ze przestal byc naszym trenerem.
Też się cieszę. Antka to wszystko wyraźnie przerosło, on jest chyba aż zbyt ambitny i teraz mam wrażenie, że sam nie wie czyją trzyma stronę.
Stawiam, że jeszcze nie raz będziemy czytać jego kontrowersyjne wypowiedzi, a szkoda, bo tylko uderza to w nas kibiców. Tylko czy jego to w ogóle obchodzi :roll:


#AllegriOut
Dybala 4ever

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 28 października 2007
Posty: 1847
Rejestracja: 28 października 2007

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 13:05

jarmel pisze:
jakku1 pisze:Na to, co ostatnio wyczynia i opowiada Conte, to juz naprawde szkoda slow. Moze i dobrze, ze przestal byc naszym trenerem.
Też się cieszę. Antka to wszystko wyraźnie przerosło, on jest chyba aż zbyt ambitny i teraz mam wrażenie, że sam nie wie czyją trzyma stronę.
Stawiam, że jeszcze nie raz będziemy czytać jego kontrowersyjne wypowiedzi, a szkoda, bo tylko uderza to w nas kibiców. Tylko czy jego to w ogóle obchodzi :roll:
Niezbyt fajne te słowa, ale już czasu i jego słów się nie cofnie. Juventus też istniał bez Conte, więc już zostawmy to w spokoju.


@D@$

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 02 kwietnia 2004
Posty: 2566
Rejestracja: 02 kwietnia 2004

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 16:24

A ja myślę, że robicie z igły widły. Jakbym nie przeczytał komentarzy pod, to sam nie znalazłbym nic niestosownego w tym wywiadzie. Inna rzecz, że na solojuve jest wzmianka o tym, że był pytany o liczbę mistrzostw Juventusu, na juvepoland wygląda to tak jakby sam od siebie wspomniał o 5+3 mistrzostwach. Tak czy siak go już po 2004 w Juve nie było, więc też nie ma powodu by się rozwodził na ten temat.
Jedyne co może się nie podobać, to to zdziwienie że został selekcjonerem, ale kij wie jak to z tym było.
Jak dla mnie cała wypowiedź Conte nawet z klasą. Teraz jest selekcjonerem, więc też trudno by smarował Juventusowi przy każdej okazji. Ja mu tam życzę powodzenia i na pewno miło będę wspominał te 3 lata Juventusu pod batutą Conte.
Ein pisze:A przypisywanie zasług tylko jednej osobie to szczyt ignorancji. Bo począwszy od samej góry przez trenera i piłkarzy, kończąc na kibicach to w przeciągu 3 lat wszystko się odmieniło. Każdy trybik w maszynie zaskoczył i dlatego od tego okresu już nikt nie boi się że dostaniemy lanie od Sieny.
:ok:


Maly

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 08 października 2002
Posty: 7313
Rejestracja: 08 października 2002

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 16:55

Alfa i Omega pisze:Antonio miał styczność z Serie A - małą bo małą, ale miał ;) A jakbyśmy go nie zatrudnili, to pewnie trenowałby Sienę w pierwszej lidze, więc tam miałby się okazję wykazać.
w pierwszej styczności spadł z ligi (a nie sorry, jednak nie - zostawił klub z 12 punktami w styczniu na 19 pozycji) a w tej drugiej mógł powtórzyć swoje osiągnięcie... a jeśliby nawet osiągnął np 10 pozycję to zwolniliby go za korupcję ;] sorry ale Adi ma tu rację, że on więcej zawdzięcza nam niż my jemu bo nasza pozycja zaczęła się zmieniać nie przez Conte ale przez Marotte co niestety niewielu zauważa, być może mistrza zdobylibyśmy sezon później, być może dopiero teraz, ale to Marotta daje pewną stabilność a nie trener ;] tak jak dawał ją kiedyś Moggi...


Kto ma rację dzień wcześniej od innych, ten przez dobę uchodzi za idiotę.

magica Juve vinci

A nie mówiłem?
zahor

Juventino
Juventino
Rejestracja: 23 listopada 2009
Posty: 4585
Rejestracja: 23 listopada 2009

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 18:03

Maly pisze: sorry ale Adi ma tu rację, że on więcej zawdzięcza nam niż my jemu bo nasza pozycja zaczęła się zmieniać nie przez Conte ale przez Marotte co niestety niewielu zauważa, być może mistrza zdobylibyśmy sezon później, być może dopiero teraz, ale to Marotta daje pewną stabilność a nie trener ;] tak jak dawał ją kiedyś Moggi...
Pomijając już to jakiego to rodzaju stabilność Marotta zagwarantował nam w swoim pierwszym sezonie i kto miał w tym jaki udział procentowy, proponuję nie zapominać o jednej ważnej rzeczy. Nie wiem kto zostałby zatrudniony latem 2011 gdyby nie był to Conte, ale podejrzewam że mógłby on zająć w lidze np. czwarte miejsce (albo i niższe). A to by oznaczało, że sezon później Juventus nie zagrałby w Lidze Mistrzów i nie zainkasowałby za to 60 milionów. Łatwo się mówi że rok czy dwa później Juventus miał już takich piłkarzy (kupionych rzecz jasna przez Marottę), którzy Serie A i tak by wygrali, nawet i bez Conte - rok w tę czy w tamtą, bez różnicy. Zachęcam żeby spojrzeć na to i z tej perspektywy - DS mógł budować, bo wcześniej trener "zarobił" dla niego te pieniądze.
Ein pisze:A przypisywanie zasług tylko jednej osobie to szczyt ignorancji
Zgadza się, dlatego cieszy mnie że nikt w tym temacie nie zasugerował, że scudetto było zasługą wyłącznie jednej osoby. Przynajmniej ja się z taką opinią nie zetknąłem.
Ostatnio zmieniony 20 sierpnia 2014, 18:06 przez zahor, łącznie zmieniany 2 razy.


Łukasz

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 13 października 2002
Posty: 6351
Rejestracja: 13 października 2002

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 18:04

Maly pisze: on więcej zawdzięcza nam niż my jemu bo nasza pozycja zaczęła się zmieniać nie przez Conte ale przez Marotte co niestety niewielu zauważa, być może mistrza zdobylibyśmy sezon później, być może dopiero teraz, ale to Marotta daje pewną stabilność a nie trener ;] tak jak dawał ją kiedyś Moggi...
Można się licytować. Marotta robi dobrą, sensowną robotę. Szczyptą geniuszu obsypał nas Pirlo, ale to Conte tchnął wiarę i życie w tego mentalnego trupa. Bez tego break-outu na nic byłaby systematyczność Marotty.


Ale, Alex, Alessandro. DEL PIERO!

http://wsamookno.bloog.pl
Maly

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 08 października 2002
Posty: 7313
Rejestracja: 08 października 2002

Nieprzeczytany post 20 sierpnia 2014, 20:16

też nie będę się licytował - swoje odczucia w tamtym czasie wyraziłem w "felietonie", który ukazał się nawet na JP a który to mimo ogólnego hejtu na Marottę bronił go i wieszczył mocny i stabilny zespół właśnie dzięki niemu a nie trenerowi ;] czas pokazał, że się nie pomyliłem

@zahor: być może bez LM w kolejnym sezonie zmuszeni bylibyśmy np sprzedać Vidala a być może po prostu nasz dług nie byłby spłacany w takim tempie jak teraz... nie jest też powiedziane przecież, że ktoś inny nie zdobyłby z tą drużyną więcej, prawda? ;)


Kto ma rację dzień wcześniej od innych, ten przez dobę uchodzi za idiotę.

magica Juve vinci

A nie mówiłem?
deszczowy

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 01 września 2005
Posty: 7524
Rejestracja: 01 września 2005

Nieprzeczytany post 09 grudnia 2014, 22:47

Conte usilnie pracuje na roztrwonienie wizerunku zdecydowanego faceta, jaki wyrobił sobie w Juve. Szkoda.

http://www.football-italia.net/59783/re ... quit-italy


I believe in Moise(s) Kean

http://www.pmiska.pl/
Makiavel

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 26 lutego 2011
Posty: 3057
Rejestracja: 26 lutego 2011

Nieprzeczytany post 09 grudnia 2014, 23:02

deszczowy pisze:Conte usilnie pracuje na roztrwonienie wizerunku zdecydowanego faceta, jaki wyrobił sobie w Juve. Szkoda.

http://www.football-italia.net/59783/re ... quit-italy

To doskonale pasuje do jego wyczynów z Juve. Primadonna z tupecikiem. Gdyby rzucił kadrę to bym wcale się nie zdziwił. On tam tylko się ośmiesza a teraz może jeszcze liczyć na to, że znajdą się jacyś głupi, co go zatrudnią za dobrą kasę.


wagner

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 20 stycznia 2010
Posty: 2786
Rejestracja: 20 stycznia 2010

Nieprzeczytany post 09 grudnia 2014, 23:17

deszczowy pisze:Conte usilnie pracuje na roztrwonienie wizerunku zdecydowanego faceta, jaki wyrobił sobie w Juve. Szkoda.

http://www.football-italia.net/59783/re ... quit-italy
Trudno się przestawić. Prandelli prowadził tą kadrę z jajem. A co teraz on wyprawia.. NIe potrafię sobie tego wytłumaczyć racjonalnie.


Wojtek

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 18 grudnia 2009
Posty: 7560
Rejestracja: 18 grudnia 2009

Nieprzeczytany post 10 grudnia 2014, 08:28

Conte najpierw od zera do bohatera, a teraz od bohatera do zera :lol:

Angelo Alessio zapowiedział, że on i cały sztab wrócą jeszcze kiedyś do Juve, jak już się tak stanie to będę miał mieszane uczucia. A poza tym myślę, że po tym co zrobił Antek to znów będzie musiał się prosić Agnelliego by znów mógł trenować Juve :lol:

Co do Allegriego. Zawsze słabe wyniki drużyny zwalałem na trenera i zawsze chciałem jego zwolnienia, Ranieri,Ferrara,Del Neri...jednak na przykładzie Allegriego mi się odwidziało, bo w Milanie miał dobre wyniki, a potem nagle sprzedali Ibre i Thiago i była klapa, a cała wina poszła na niego, jak widać nie słusznie bo w Juve radzi sobie wyśmienicie i jeśli przyjdą słabe wyniki to będę pierwszy, który będzie go bronił.


JuveCracow

Juventino
Juventino
Awatar użytkownika
Rejestracja: 20 stycznia 2008
Posty: 343
Rejestracja: 20 stycznia 2008

Nieprzeczytany post 15 marca 2016, 07:38

Pep za Heynckesa i Allegri za Conte - podczas gdy pierwszej z trenerskich roszad towarzyszyło w 2013 roku poczucie naturalnej kolei rzeczy, zmiany warty oraz ekscytacja związana ze sławą, sukcesami i charyzmą Hiszpana, to rok później w Turynie witano byłego allenatore Milanu jak kukułcze jajo, podrzucone do stolicy Piemontu z braku lepszych kandydatów, pod wplywem niezrozumiałej dla kibiców decyzji klubowego zarządu. Jednak efekty pracy obu trenerów okazały się odwrotnie proporcjonalne do oczekiwań.

Jakie wnioski możemy wysnuć z udanej jak pokazuje czas zmiany na stanowisku trenera Starej Damy, dokonanej blisko dwa lata temu, gdy Massimiliano Allegri niespodziewanie zastąpił Antonio Conte? Co kieruje włodarzami wielkich klubów podczas dokonywania roszad na stanowisku trenera pierwszego zespołu? W czym podobni są Guardiola i Antonio Conte, którzy prawdopodobnie już od przyszłego sezonu będą rywalizować o mistrzostwo Anglii? Czym jest piłkarska dialektyka? Czy Bayern Guardioli rzeczywiście jest faworytem do wygrania Champions League w tym sezonie?

Zapraszam do lektury przedostatniej części cyklu "sposób na rewanż" pod tytułem "Piłkarska dialektyka", która jest kontynuacją tekstu "Kairos - część trzecia".

Piłkarska dialektyka

Obrazek

Przepisy na porażkę

Projekt "katalońskiego" Bayernu Monachium okazuje się niewypałem - sukcesów poza własnym podwórkiem brak, a nawet w Bundeslidze, co pokazuje niedawna domowa porażka z Mainz, zdarzają się mistrzom Niemiec kompromitujące wpadki. To, co zrobił Pep Guardiola z bawarskim walcem - a na co nie zmieniając szkoleniowca zgadzają się monachijscy decydenci - woła z mojej perspektywy o pomstę do nieba, bo Bawarczycy zyskali przed trzema laty mój olbrzymi szacunek. Zacząłem patrzeć na nich jak na mistrzów, bo na to w pełni zasługiwali, a na ich postawę jak na cel, do którego Juve powinno dążyć. Jak podkreślali wówczas Beppa Marotta i Antonio Conte, Monachijczycy pokazując nam miejsce w szeregu, wyznaczyli jednocześnie kierunek, w którym - zwłaszcza pod względem ekonomicznym, ale i mentalnym - Juve powinno zmierzać, stanowiąc dla nas ważny punkt odniesienia. Okazja do ponownego zmierzenia się z tym rywalem to dla mnie jako kibica Starej Damy prawdziwe święto - przecież ze wszystkich drużyn, z którymi od momentu otwarcia nowego obiektu mierzyli się w Lidze Mistrzów Bianconeri, tylko Bayern Heynckesa potrafił zwyciężyć na Juventus Stadium. Pepowi nie udało się powtórzyć sukcesu poprzednika, co patrząc na całą jego monachijską przygodę zupełnie mnie nie dziwi: kataloński fanatyk tiki-taki nie dorasta bowiem w mojej opinii wielkiemu Juppowi do pięt.

Obrazek

Trzeba być prawdziwym "mistrzem", żeby ze zdecydowanie najlepszej drużyny Europy 2013 - i jednego z najgroźniejszych teamów XXI wieku - zrobić bezzębną kosiarkę, która zaledwie rok po wygraniu Ligi Mistrzów na pamiętny, przegrany rewanżowy mecz z Realem co prawda wyszła na boisko, ale na pewno nie po to, by grać w piłkę - więc być może celem Bawarczyków było skoszenie trawy na własnym obiekcie, by doskonale zmotywowani Królewscy mogli zaprezentować wszystkim zgromadzonym cel gry w piłkę: strzelanie bramek - skuteczność w ataku, determinację w obronie i będące ich wypadkową końcowe zwycięstwo. Poszukiwany na forum JuvePoland przed trzema laty sposób na Bayern zadziwiająco szybko znalazł Guardiola: w 12 miesięcy zmienił mentalność zawodników tak, że przestali rozumieć, po co profesjonalnie uprawa się ten sport. Dążąc do ich - swoiście pojmowanego - "rozwoju", namieszał im w głowie tak, że w ciągu jednego roku zniknęły cechy, które zaprowadziły ich na sam szczyt. W ich miejsce pojawiła się sztuka dla sztuki, niezliczone kombinacje tego samego, wyeksploatowanego tematu i chaos - "perfekcyjna guardiologia"

Obrazek

Piłkarze Bayernu usłyszeli, że mają grać "pięknie" w szczególnym, katalońskim rozumieniu tego słowa, że jakiś trening bez piłki - i jakieś zwycięstwa jako najważniejszy cel profesjonalnego uprawiania futbolu - to herezja: liczy się posiadanie piłki, zabijanie radości, boiskowej fantazji i spontaniczności w imię powielania obcych Niemcom schematów i granie tak, jak kiedyś Barcelona, zaprzeczając przy tym własnej tożsamości. Bawarskie hasło "Mia San Mia" nabrało szczególnego, niespotykanego wcześniej w Monachium znaczenia. W przegranych półfinałach z Realem i Barceloną to Bayern miał wyraźną przewagę w posiadaniu piłki - kolejno na poziomie 72%, 69%, 55% i 54% - i niewiele z tego wynikło. Dla porównania ekipa Heynckesa, rozbijając Barcę dwa lata wcześniej 7:0 w dwumeczu, znacznie ustępowała Katalończykom pod względem posiadania piłki: Barcelona straciła siedem goli, będąc przy piłce przez 66% czasu gry w pierwszym meczu i 60% w drugim. Ciężko jednak za zmianę podejścia - i rezultatów - winić trenera, którego styl i sposób gry jest od lat doskonale znany. Ciężko oskarżać Pepa o to, że pozostał w Bawarii tym, kim był wcześniej - idealistą, zapatrzonym w jeden sposób gry, którego - cytując klasyka - żadne krzyki i płacze nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne.

Herr Guardiola sam się nie zatrudnił: to Bawarczycy Bawarczykom zgotowali ten los i życzę im szczerze, by Juve okazałym zwycięstwem skróciło im tę męki, to kiszenie się w przeterminowanym i niestrawnym sosie. TIki-taka - mimo wszystkich "innowacji" Pepa opartych na tej samej, oklepanej podstawie - jest jako cel sam w sobie nieskuteczna, w bawarskiej interpretacji Pepa mocno przekombinowana i nudna jak flaki z olejem, nawet Barcelona Luisa Enrique nie grała tego, co team Guardioli, dobijając Juve akcjami z kontry, a nie bezsensownym, niekończącym się wymienianiem mikropodań, wątpliwą sztuką dla sztuki. To już było, wszyscy to znamy - słabsi rywale, co pokazuje Bundesliga, nie potrafią z reguły znaleźć sposobu na pokonanie Bawarczyków (prędzej z powodu własnych słabości, skuteczności duetu Lewy - Müller i klasy części piłkarzy Die Roten niż "awangardowych" pomysłów Pepa) ale posiadając wystarczającą ilość determinacji, umiejętności technicznych i dobrego trenera można rzekomo po bawarsku "odnowioną" - a moim zdaniem chaotyczną i jałową - tiki-takę ośmieszyć i - miejmy nadzieję - raz na zawsze odesłać do lamusa. Tam, gdzie moim zdaniem jest od początku miejsce takiego stylu gry, a gdzie powinien trafić najpóźniej dwa lata temu, po rozbiciu porażająco słabego, odtwórczego, wolnego jak mucha w smole i do bólu przewidywalnego Bayernu przez grający skuteczną piłkę i zdeterminowany - jak rzadko kiedy wcześniej - Real Ancelottiego, który jako trener nigdy z Bayernem nie przegrał.

Obrazek

Winnym porażki i notorycznych za trenerskiej kadencji Hiszpana problemów z kontuzjami okrzyknięto świetnego fachowca, wieloletniego klubowego lekarza Bayernu. To on zebrał baty za naiwne podejście Pepa: trening wyłącznie z piłką wprowadzano w Katalonii przez dwie dekady, minęły lata, nim z mieszanki ofensywnego stylu Cruyffa, podstaw holenderskiego futbolu totalnego Rinusa Michelsa i drobiazgowego planowania van Gaala wyłoniła się tiki-taka - i dziś już nikt z wielkich tak grać nie próbuje, poza Bayernem z ostatnich lat. Barcelona dobiła mistrzów Włoch i Niemiec kontrami, przyspieszeniem i boiskową wyobraźnią, genialną intuicją Messiego, skutecznością tercetu MSN, a nie wymienianiem mikropodań. Barcelona to drużyna mistrzów, która nie przestała się rozwijać - nie straciła z oczu tego, co jest esencją i duchem sportu: rozwoju przez rywalizację, doskonalenia w walce umiejętności, wprowadzania zmian, koniecznych, by grać coraz lepiej. Nie zapomnieli podstawowego credo każdego sportu: "citius, altius, fortius - szybciej, wyżej, mocniej!". Co robił w Bayernie przez dwa lata Guardiola? Kisił się we własnym sosie, jak równie uparty Antonio Conte w Turynie pod koniec swojej trzyletniej - i z perspektywy czasu, o jeden rok za długiej - kadencji.

Piłkarska dialektyka

Conte, tak jak Guardiola, szukał winnych wszędzie dookoła, nie dostrzegając przy tym w sobie przyczyn kolejnych niepowodzeń w europejskich pucharach. Wypowiedzi Conte cechował silny resentyment, poczucie krzywdy (braku pieniędzy na wzmocnienia?), oblężonej twierdzy, przekonanie, że wszyscy są przeciwko niemu, jednym słowem zachowanie ubogiego krewnego europejskiej elity, który ma do wszystkich o wszystko pretensje. Massimiliano Allegri pod względem stylu wypowiedzi, ale i taktycznej elastyczności często udowadniał, że jest całkowitym zaprzeczeniem wieloletniego kapitana Juve. Nadchodząca w Bayernie zmiana trenera jest gwarancją poprawy atmosfery w drużynie i zdecydowanie bardziej pragmatycznego, trzeźwego podejścia, wolnego wreszcie od jałowego idealizmu ery Guardioli, który - mimo ciągłych kombinacji i ciągle nowych wariacji na ten sam oklepany, tiki-takowy temat - prochu w Bayernie nie wymyślił. "Rozwój" według Pepa to wprowadzanie totalnego chaosu w taktyce zespołu, próbowanie 10 różnych ustawień na przestrzeni dziesięciu spotkań, szukanie na siłę nowych pozycji dla zawodników, które - czasem udane - nie tyle zwiększa niepewność w szeregach przeciwników, co wprowadza nieład w grze samego Bayernu. Efektem szaleństw Guardioli jest oglądane w ostatnim czasie zwrócenie się ku najprostszym środkom, jak atakowanie piątką w pierwszej linii (słynne już bawarskie 2-3-5) i wreszcie coraz częstsze - na szczęście dla Bawarczyków - nie przeszkadzanie piłkarzom w robieniu tego, co potrafią i jak potrafią to robić.

Obrazek

Hiszpan, kisząc się w niemieckim sosie, wraca de facto do punktu wyjścia: doprowadził do takiej "perfekcji" organizację gry, że najbardziej zaawansowaną metodą FCB na zwycięstwo jest obecnie... "dograj do Lewego, zawsze coś tam ustrzeli", wymiennie z "...i wtedy Robben złamie do środka albo piłka pod nogi Müllera spadnie no i będzie cacy". Pep trzymając się swojej pozycyjnej "religii" kombinował przy tym tak uparcie i tak często, irytując tym na dłuższą metę zarówno kibiców, jak i swoich - niezwykle ważnych dla drużyny, a odchodzących rok po roku - piłkarzy, że wotum nieufności wobec Hiszpana zgłosili kolejno Luiz Gustavo, Mario Mandžukić, Toni Kroos, Xherdan Shaqiri i Bastian Schweinsteiger, opuszczając rozbujany i prący przed siebie w mniemaniu Pepa i jego wyznawców, a tak naprawdę stojący w miejscu okręt. W nauce pływania pierwszą zasadą jest "nie panikuj, nie wykonuj gwałtownych, chaotycznych ruchów, bo pójdziesz na dno tym szybciej, im energiczniej będziesz się przed tym bronił" - taktyczne szaleństwa w wykonaniu Pepa w połączeniu z mizernym talentem motywacyjnym i histeryczną reakcją po utracie pierwszej bramki na Camp Nou doprowadziły do katastrofy w półfinałach obu ostatnich edycji Ligi Mistrzów. Dla fanów Guardioli wprowadzane w tym roku zmiany będą dowodem jego geniuszu, bo wreszcie pozwala zagrać Boatengowi długą piłkę bez bawienia się w mozolne układanie boiskowych trójkątów i ciągłą wymianę podań, bo przewaga w posiadaniu piłki przez Bayern nie jest już za każdym razem tak wyraźna. Dla mnie to dowód na to, że po części zrozumiał swój błąd, ale ciągle nie ma do zaproponowania niczego nowego - stosuje po prostu stare jak świat i proste jak drut metody - raz laga na Lewego, raz kiwki i dośrodkowania Douglasa Costy, a innym razem drybling + teatrzyk Robbena i liczenie na precyzyjne uderzenie Alonso czy Alaby z rzutu wolnego. Wymienność pozycji jest dobra, o ile nie staje się celem samym w sobie. Tymczasem efektem Pepowej szamotaniny i dążenia do "perfekcyjnego chaosu" jest modelowy obraz gry zespołu prowadzonego przez początkującego szkoleniowca, którego warsztat ogranicza się do najprostszych, powszechnie znanych, powielanych w nieskończoność schematów. Przy dobrej organizacji defensywy rywala, boiskowa skuteczność "perfekcyjnego" FC Hollywood Guardioli jest taka, jak w niedawnym meczu z Bayerem Leverkusen: niezła, ale na pewno nie wybitna drużyna z Bundesligi, świetnie ustawiona taktycznie ze sprawnie zorganizowaną obroną jest w stanie pozbawić Bayern wszystkich atutów. Taki sam klincz oglądaliśmy przed rokiem w półfinale z Barcą przez lwią część pierwszego spotkania - dlatego sądzę, że końcówka zbliżającego się wielkimi krokami, rewanżowego meczu z Bayernem może być rozstrzygająca dla losów rywalizacji - o ile od początku, mądrze ustawieni, zagramy swoje, nie wystraszymy się przeciwnika i unikniemy błędów z pierwszego meczu.

Obrazek

Taką bezradność, nerwowość i kiszenie się we własnym sosie znamy niestety także z własnego podwórka. Przed kilkoma laty Antonio Conte wyraźnie zatrzymał się w rozwoju, nie potrafił nauczyć swoich piłkarzy niczego nowego, a tym samym również progres drużyny był żaden. Pablo1503 stwierdził: "Być może Antonio to trener, który nie przekroczy pewnego poziomu. Potrafi zrobić "coś z niczego", ale nie potrafi sprawić, żeby to "coś" weszło na jeszcze wyższy poziom". Również zdaniem redaktora delarudiego "Juventus potrzebował odetchnąć świeżym powietrzem i przy Allegrim to się udaje. Ja bym naszą sytuację porównał do Interu Mediolan z okresu 2006-2010. Był Mancini - wygrał wszystko we Włoszech. Przyszedł Wielki Mou i zdobył Europę". Rzeczywiście - rotując trenerami, można osiągnąć często więcej, niż kurczowo trzymając się szkoleniowca, któremu skończyły się pomysły i sukcesy, a panująca w zespole atmosfera pozostawia wiele do życzenia. Modelowym przykładem może być tu zarówno Juve z końca kadencji Conte, jak i Real późnego Mourinho, a także Chelsea pod koniec drugiego pobytu The Special One w Londynie. Roman Abramowicz wie zresztą najlepiej, ile daje zmiana trenera nawet w trakcie sezonu: oba finały Champions League The Blues osiągnęli pod wodzą trenerów "tymczasowych", którzy nie przeszkadzali piłkarzom w grze - co okazało się w 2012 (i prawie okazało się w 2008) najlepszą receptą na sukces. Pytanie, w jakim stopniu do tych lekcji stosuje się obecnie Guardiola: w końcu ostatnimi spotkaniami, w jakich prowadził swoją Barcelonę w Lidze Mistrzów był przegrany dwumecz z Chelsea Roberto Di Matteo, którą pół roku później rozniósł powracający na salony, doskonale wówczas zorganizowany Juventus Antonio Conte - dwie bramki w tamtym dwumeczu z The Blues zdobył dla Juve Fabio Quagliarella.

Obrazek

Nasz Antonio takimi spotkaniami zyskał sobie wśród kibiców - w tym u mnie - status niemal czarodzieja. Nic dziwnego, że po odpadnięciu już w fazie grupowej LM i nieudanej kampanii w Lidze Europejskiej ogarnęła go frustracja, choć szkoda, że nie zachował się w kilku momentach z większą klasą. Na szczęście, koniec końców, podszedł do sprawy po męsku. Stwierdził, że nie jest w stanie, nie potrafi wycisnąć z drużyny więcej i odszedł. Podjął znakomitą decyzję: dla niego i dla nas, bo narzekań nie dało się już słuchać, a wprowadzaną przez Conte atmosferę trudno było wytrzymać. Dla mnie rezygnacja nie była ucieczką: chciał spróbować czegoś nowego, miał do tego prawo, szanuję go za to, co dla nas zrobił jako piłkarz i trener, a o niektóre wypowiedzi czy zachowania ciężko mieć do Antka pretensje - taki już jest i wątpię, by nadchodzące lata zmieniły jego osobowość. Życzę mu pracy w klubie, w którym będzie miał wszystko pod kontrolą, gdzie będzie menedżerem w angielskim stylu, do czego moim zdaniem jest w pełni predestynowany - choćby w Chelsea, którą przed ponad trzema laty wyrzucił za burtę Champions League. Conte marzy o pracy na Wyspach, może właśnie tam jest jego miejsce: jego styl gry i charakter mogą wymusić posłuch u miejscowych gwiazdek (Vidal u Conte i u Allegriego / Guardioli to dwaj różni piłkarze) i doskonale komponować się z wyspiarskim stylem gry. Słowo "zmiana" dla konserwatywnie nastawionych kibiców, idealistów i psychofanów Conte mogło brzmieć groźnie, budzić lęk, tym bardziej mając twarz nielubianego wcześniej w Turynie - i w całej biało-czarnej części Włoch - trenera. Była to jednak zmiana konieczna i jak pokazał czas - właściwa.

Takie zmiany są częścią naturalnego cyklu rozwoju każdego zespołu, którego mechanizm dobrze obrazuje heglowska dialektyka, przyporządkowująca każdej tezie (w tym przypadku stylowi trenera i prowadzonego przez niego zespołu, który często stanowi boiskowe odzwierciedlenie charakteru szkoleniowca i jego sposobu gry w czasie, gdy sam był zawodowym piłkarzem) antytezę, której potrzeba wynika z samego faktu istnienia początkowej tezy (im bardziej Conte szalał, tym bardziej konieczność dokonania zmiany stawała się oczywista - analogicznie, im więcej Guardiola wprowadza chaosu i kombinuje, tym bardziej odczuwalna jest w zespole potrzeba zmiany na trenera takiego, jak Ancelotti - całkowite przeciwieństwo Hiszpana); dopiero ich połączenie stanowi syntezę, czyli tezę wyższego rzędu (lepsza dzięki dokonaniu zmiany drużyna), która z upływem czasu również wymaga zmian (kolejnej antytezy), dążąc do osiągnięcia równowagi w grze zespołu, by ten mógł stale ewoluować, stając się coraz lepszym dzięki czerpaniu z różnych, wzajemnie uzupełniających się szkół trenerskich. Podczas gdy Guardiola doprowadził do perfekcji "usypianie" przeciwnika tysiącami mikropodań, Carlo Ancelotti zatytuował jeden z artykułów napisanych jeszcze w latach '90 "Il Futuro del Calcio: Più Dinamicità". Im bardziej Conte upierał się przy swoim, rozpracowanym już przez wszystkich stylu gry, tym silniejsza była potrzeba zmiany na trenera, którego atutem jest elastyczność i płynna zmiana pozycji, co widzimy u Allegriego w tak różnych spotkaniach, jak zeszłoroczne półfinały LM z Realem Madryt i niedawny mecz na szczycie z SSC Napoli.

Obrazek

Także Barcelona, wbrew opiniom złośliwych, nie trzyma się od 25 lat jednego stylu: styl Cruyffa był - jak na swoje czasy - rewolucyjny (przede wszystkim przez kompleksowość zmian, jakie legendarny Holender wprowadził w skali całego klubu), ale przy tym naiwny: Johan przed finałem LM w Atenach (1994 rok) kazał swoim piłkarzom "cieszyć się grą". Nie umiał motywować mistrzów, wolał im po prostu nie przeszkadzać w tym, co potrafią najlepiej - wyraźnie brakowało mu w takich chwilach talentu motywacyjnego i drobiazgowego planowania, którego mistrzem jest jeden z trenerskich wzorców Pepa (i w pewnym stopniu Jose Mourinho) - Louis van Gaal. U obecnego trenera Manchesteru United Guardiola został mianowany kapitanem drużyny, a Mourinho był jednym z asystentów byłego opiekuna Ajaxu. Chociaż owoce pracy Holendra nie przyniosły natychmiastowych plonów i okres 1997-2003 nie obfitował w sukcesy poza krajowym podwórkiem, to determinacja i maniakalna dbałość o szczegóły, a także konsekwentne trzymanie się swojego stylu niezależnie od wyników wywarły na Guardiolę wielki wpływ i zebrały owoc już po kilku latach, gdy sam zabrał się za trenerkę. Pep doskonale pamiętał finał, który skończył czasy naiwnego futbolowego idealizmu w stolicy Katalonii. 18 maja 1994 roku, będąca murowanym faworytem drugiego w historii finału Ligi Mistrzów Blaugrana Johana Cruyffa dostała na Stadionie Olimpijskim w Atenach na oczach 70 tysięcy widzów tak solidnego łupnia od doskonale zorganizowanego, perfekcyjnego w defensywie i umiejętnie zmotywowanego Milanu Fabio Capello (który dokonał wówczas również świetnych wyborów personalnych, stawiając przy obowiązującym wówczas limicie obcokrajowców na trio Desailly - Boban - Savicević, kluczowe dla przebiegu meczu), jak prowadzona szesnaście lat później przez równie naiwnego "trenera" Maradonę Argentyna od Niemców.

Trzeba było aż dwunastu lat bez sukcesów w LM, zmiany całego pokolenia i długofalowych efektów dwóch kadencji Louisa van Gaala w stolicy Katalonii, by Blaugrana Franka Rijkaarda znów zameldowała się w wielkim finale Ligi Mistrzów. I wciąż nie była to znana z lat 2008 - 2012 tiki-taka. Barcelona utrzymuje się w czołówce, zwycięża, bo się zmienia. Adaptuje do okoliczności. Team Luisa Enrique - o czym w finale zeszłorocznej Champions League przekonał się boleśnie Juventus, a w półfinale Bayern Guardioli - potrafi wykorzystywać zarówno proste środki (grę z kontry opanowali do perfekcji i stosowali w decydujących momentach poprzedniej, zwycięskiej kampanii) jak i cały dorobek dwóch dekad kompleksowego w skali całego klubu wałkowania Cruyffowych pomysłów. To - wraz z idącymi w parze z sukcesem wielomilionowymi inwestycjami w graczy pokroju Suareza czy Neymara, legendarną już pracą z młodzieżą a także - równie ważnymi - właściwymi decyzjami na finansowo mniejszą skalę, jak zatrudnienie bohatera z Berlina, Ivana Rakiticia czy wcześniej Jordiego Alby - czyni z niej drużynę kompletną, być może pierwszą, która wygra Ligę Mistrzów po raz drugi z rzędu. I nie będzie to, panie Guardiola, triumf tiki-taki, tylko konsekwentnej, piłkarskiej dialektyki i będącej jej konsekwencją ciągłej zmiany. Futbolowej ewolucji i mieszania ognia z wodą, łamania swoistego tabu, jakim w maniakalnie przywiązanej do mikropodań i mozolnie budowanego ataku pozycyjnego Barcelonie były jeszcze kilka lat temu dalekie wykopy i żywiołowa gra z kontry - proste i jak pokazał czas skuteczne patenty na sukces. Panta rhei, Herr Guardiola - czy we środę kolejny raz będziemy mieli do czynienia z "gorszą" wersją Barcelony Luisa Enrique, którą w pewnych elementach zdaje się w ostatnich miesiącach - z mało przekonującym skutkiem - kalkować szkoleniowiec Die Roten? Niezależnie od ofensywnej potęgi Niemców, jesteśmy Juventusem i idziemy po swoje. Parafrazując słowa wypowiedziane 2 grudnia 1805 roku pod Austerlitz przez francuskiego generała Jeana Rappa podczas decydującego ataku napoleońskiej kawalerii na elitarną, rosyjską gwardię, dowodzoną przez brata cara, wielkiego księcia Konstantego: niech wiele pięknych pań zapłacze jutro w Monachium.

Nim na murawę Allianz Areny wybiegną mistrzowie Włoch i Niemiec, spójrzmy na rywalizację obu drużyn i ich szkoleniowców z przymrużeniem oka. Zapraszam do lektury krótkiego, satyrycznego artykułu "Vivant Professores!", opublikowanego w temacie "Massimiliano Allegri" na forum. Tekst stylizowany jest na konferencję naukową z udziałem trenerów Juventusu i Bayernu.

cykl "sposób na rewanż" - pozostałe części:

Zręczny pragmatyk kontra charyzmatyczny idealista - Max Allegri vs Pep Guardiola

Kairos - część pierwsza: Kluczowe momenty, kluczowi piłkarze i taktyka: Sposób na Bayern A.D.2016

Kairos - część druga: Punkty zwrotne i Klęska jako fundament przyszłego zwycięstwa

Kairos - część trzecia: Wykorzystane okazje i stracone szanse Juventusu, Giampiero & Luciano

Vivant Professores! - satyryczny tekst stylizowany na konferencję naukową z udziałem obecnych trenerów Juventusu i Bayernu


ODPOWIEDZ