Juventini do piór (klawiatur)

Wszystko co nie związane z Juventusem i sportem. Aktualne wydarzenia ze świata polityki, muzyki i kina.
ODPOWIEDZ
klapan

Juventino
Juventino
Rejestracja: 04 października 2005
Posty: 36
Rejestracja: 04 października 2005

Nieprzeczytany post 08 stycznia 2007, 16:47

Na pewno wielu z Was pisze różne opowiadania, felietony związane z piłką nożną. Tutaj możecie udostępniać swoją twórczość. Ponadto możecie pochwalić się swoją współpracą z jakimiś portalami sportowymi. Żeby nie było poniżej możecie przeczytać prolog pierwszej części mojej powieści. Ta część dotyczy pracy sędziego. Życzę miłego czytania:)

„Ciężki kawałek chleba”

PROLOG

-Był karny, co ten idiota robi?
-Jest tylko człowiekiem, może się pomylić. Myślisz, że sędzia może sobie obejrzeć powtórkę?
-Co nie zmienia faktu, że jest beznadziejny.
-Ty jesteś beznadziejny, ciekawe jak Ty byś sobie poradził, będąc sędzią.

Alessio był zwykłym dzieckiem. Jak każdy chłopiec w jego wieku interesował się piłką nożną. Mieszkał w małym mieście Castol Pinceto gdzie razem z kolegami codziennie grali w „gałę”. Jego rodziców bardzo cieszyło, że ich syn jest sprawiedliwy i zawsze postępuje zgodnie z rozsądkiem. Ale nikt nie spodziewał się, że będzie chciał pilnować porządku i bronić sprawiedliwości…na boisku.
Był 15 sierpień 1996 roku. Alessio, wtedy uczeń liceum, zaczął szukać materiałów o byciu arbitrem piłkarskim. Już parę dni później trenował, aby zaliczyć test Coopera. Jego ojciec nie chciał, aby syn był sędzią.

-Synu, wiesz, jakie są afery. Słyszałeś o korupcji. Nie rób tego. Nie dasz sobie rady.

Mimo to Alessio był nieugięty. Pierwszy mecz prowadził, jeszcze jako arbiter liniowy, gdy miał 18 lat. Były to rozgrywki włoskiej Serie D. Jednak jak mówił Alessio: od czegoś trzeba zacząć. Imponował zaangażowaniem. Przepisy piłki nożnej znał doskonale. Wyznaczał się też niebywałą charyzmą i nieustępliwością. Nie dawał wciągnąć się w żadne układy. Wielu ludziom nie podobało się, że jest czysty. Serie D przeżywała wtedy ogromny kryzys. Rozgrywkami z „drugiej linii” kierowali działacze i biznesmeni. Alessio im przeszkadzał. Był dla nich za dobry. Dlatego postanowili się go pozbyć i przesunęli go do…serie C1! Był nielubiany w środowisku sędziowskim. Wszyscy uważali, że tylko pozornie jest taki sprawiedliwy, bo któż w wieku 19 lat prowadzi już mecze w serie C1.

Przełomem, dla Alessio był 12 stycznia 1998 roku. Został mu przydzielony mecz Cessena - Juventus Turyn w Copa Italia. Alessio był w szoku. Juve było jego ukochanym klubem. Jeśli mógł bywał na każdym meczu. Ten mecz przebiegał w bardzo żywym tempie. Alessio, już jako arbiter główny, miał dużo pracy. Prawdziwą dojrzałość wykazał, gdy podyktował w 85 minucie rzut karny dla Cesseny. Ten mecz nie przeszedł bez echa, ze względu na porażkę wielkiego Juve z trzecioligową Cesseną. Wielu arbitrów tłumaczyło mu, że nie można sędziować w takim meczu przeciwko wielkim drużynom. Jednak Alessio taki nie był. Nie grało dla niego roli, kto biega po boisku. Wszystkich traktował jednakowo.

Do Serie A trafił, gdy miał 22 lata. Z pewnością w normalnych okolicznościach jeszcze by to nie nastąpiło, jednak w wyniku afery korupcyjnej zostało zawieszonych 23 sędziów w tym 19 pierwszoligowych. Jednak to wydarzenie nie miało tylko pozytywnych skutków dla Alessio. Sędziowie byli znienawidzeni przez wszystkich. Nie było meczu w któryby nie było korupcyjnych podtekstów. Pierwszą propozycję łapówki otrzymał już w 4 kolejce.

-Pan Pallacio?
-Tak przy telefonie.
-Wie Pan, że Fiorentina ma wygrać najbliższy mecz?
-Jeśli się postara to na pewno wygra
-Nie. Nasza drużyna nie musi się starać, wystarczy, że ma ludzi, którzy starają się za nią. Viola ma wyg…Odłożył słuchawkę głupek. Jeszcze się spotkamy Alessio…


Miolli

Juventino
Juventino
Rejestracja: 23 stycznia 2004
Posty: 112
Rejestracja: 23 stycznia 2004

Nieprzeczytany post 08 stycznia 2007, 17:09

Jakby komuś chciało się czytać:
czytaj

Opowiadanie fantasy , mojego autorstwa.


Negri

Juventino
Juventino
Rejestracja: 23 sierpnia 2005
Posty: 1162
Rejestracja: 23 sierpnia 2005

Nieprzeczytany post 08 stycznia 2007, 19:49

To może teraz ja zamieszczę coś:

Powrót po klęsce

Byliśmy wielcy, niczym Titanic podróżujący po Atlantyku. Naszym kapitanem był charyzmatyczny, czasami nawet kontrowersyjny Fabio Capello, natomiast symbolem naszego statku wielki Del Piero. Nasza załoga składała się z samych wirtuozów, mistrzów sztuki pięknej, w których prym wiódł, przynajmniej do czasu, Zlatan Ibrahimovic. Na naszym podwórku to my rozdawaliśmy karty, nie patrząc na innych i zbierając Scudetta niczym korsarze łupiący i grabiący wszelakie wyspy i przylądki. Według innych drużyn Europejskich, przynajmniej na papierze, wydawaliśmy się ekipą bez słabych punktów. Jednak nie mogliśmy zdobyć Pucharu Mistrzów od jedenastu lat. Zawsze brakowało nam tego „czegoś”, natomiast w roku 2003 przerywaliśmy już taśmę na finiszu wyścigu o Ligę Mistrzów, ale ostatnim tchem, rzutem rozpaczy, wyprzedził nas Milan. Mimo niepowodzeń na Europejskich morzach byliśmy nie do zatopienia.

„ÂŻycie toczyło się tam normalnym rytmem. Ludzie tańczyli, bawili się, świętowali. Istotnie, mieli do tego powody, bo płynęli na najlepszym statku na świecie” czy możemy doszukać się tu analogii, która obejmie Juventus? Odpowiedź musi być pozytywna. Gdy piłkarze Juventusu zdobyli Scudetto, kibiców ogarnął szał radości. Wszyscy cieszyli się, świętowali pogrążeni w ekstazie, bo liczba 29 stała się faktem! Jednak porównanie historii Starej Damy do historii Titanica jest jak najbardziej trafne. Bo tak samo Juventus, jak i Titanic przez niekompetencje swych dowódców zatonęli. Opadli na dno, pociągając za sobą ofiary w postaci piłkarzy i pasażerów. Ale możemy znaleźć i różnice – Titanic nigdy już się nie wynurzył, Juventus z uporem będzie walczył o powrót na morza zarówno rodzime, jak i Europejskie. Ale kto ma mu w tym pomóc, gdy kapitan łajby Don Fabio sam korzysta z szalupy ratunkowej, ucieka i cumuje w Madrycie? Gdzie wspaniała załoga, która w momencie zatonięcia zamiast walczyć o powrót do żywych opuszcza statek razem z Kapitanem?

Są jednak marynarze, którzy nie opuszczają własnego statku do końca. Są wierni własnej łodzi i to właśnie oni będą bohaterami Turynu. Zamiast uciekać dzielnie trzymają się pokładu, przez co są i będą szanowani w całym marynarskim świecie. Alex Del Piero, Gigi Buffon, Pavel Nedved i wielu innych, mniej znanych pomocników byłego kapitana Capello postanowiło przywrócić dawny blask gigantowi z Turynu. Nawet nowy trener Juve, Didier Deschamps, notabene prawdziwy Juventino, postanowił prowadzić zespół nawet w wypadku degradacji. Świadczy to przede wszystkim o przywiązaniu do barw Juve, bo nawet pieniądze się tu nie liczą. Ważna jest tu przede wszystkim obrona honoru łodzi Turyńskiej, bo dla prawdziwego Juventino widok tonącego Juve to widok straszny, wręcz makabryczny, ściskający serce. Dlatego zawodnicy i Kapitan Didier mają teraz jedno zadanie, dopłynąć do brzegu, złapać oddech i ponownie odbudować Juve, otworzyć nowy rozdział w załodze, która już za kilka lat może być bezkonkurencyjną.

Ale czy się uda? Czy nowe Juve będzie równie bezkonkurencyjne jak stare? Czas pokaże, jednakże wiele zależy również od nas kibiców. Jeżeli będziemy dalej z Juve, będziemy ich dopingować, wspierać ich, to wtedy nasz Kapitan będzie wiedział jak ustawić żagle. Im więcej kibiców zostanie z Juve, tym mocniejszy będzie wiatr, który poniesie nas w kierunku nowych, nieznanych lądów…


Trenerska niemoc

Józef Piłsudski, Władysław Jagiełło, Jan Henryk Dąbrowski. Są to, może w niezbyt chronologicznej kolejności, jedni z największych dowódców w historii Polski. Już w XV wieku dla ówczesnych nie było tajemnicą, że nawet najlepsza i najliczniejsza armia bez dobrego dowódcy nie może odnieść sukcesu. Po prostu będzie ona najzwyklejszą gromadą ludzi, która nie będzie świadoma swoich działań. Przykre, ale prawdziwe. Mistrzostwa u naszych zachodnich sąsiadów dały nam świetny przykład, gdzie genialni reprezentanci Brazylii, nie potrafili nawet bardzo poważnie zagrozić bramce Francuzów. Wszystko to, dlatego, że trener Domenech, jako wytrawny strateg, potrafił zneutralizować wszystkie najlepsze punkty Brazylii, swoje uwypuklając, co uczyniło jego armię zabójczo mocną.

Dlaczego przytoczyłem akurat polskich dowódców? Czy na świecie nie było genialnych wodzów, generałów? Podczas kilku sekund, które poświęcimy na przeszukanie annałów historii dowiemy się, że było ich mnóstwo. Jednakże w Polsce, w kraju, gdzie mieszka 40 milionów ludzi, gdzie piłka nożna jest popularniejsza niż cokolwiek innego nie można znaleźć wybitnego trenera, gotowego poprowadzić reprezentacje do sukcesu? I tu znowu odpowiedź musi być pozytywna, bo przejawiła się ona w osobie samego Kazimierza Górskiego, człowieka, który zastał Reprezentację drewnianą, a zostawił murowaną. Odniósł on niesamowity sukces, eliminując Anglię z Mistrzostw Świata, a potem na tychże mistrzostwach zdobywając brązowy medal. Jednak, co dobre, szybko się kończy. I nie mówmy tutaj o piłkarzach, bo im wyraźnie brakowało sił i świeżości, co bardzo kompromituje trenera. Myśl koncentruje się przede wszystkim na pokoleniu trenerskim, które po sukcesach Górskiego i późniejszej kadry objętej przez Piechniczka niczego nie osiągnęło.

Pojawiają się więc czarne chmury, które wiszą nad Polską już od dłuższego czasu. Po prostu między Bugiem a Odrą znajduje się wielu piłkarzy o nieprzeciętnym talencie, jednak nie ma komu uczyć ich solidnego, piłkarskiego rzemiosła. Smutne, ale prawdziwe. I właśnie tu na scenie pojawia się nasz PZPN zatrudniając na stanowisku Reprezentacji Polski zagranicznego selekcjonera. Dobrze, czy źle? Biorąc pod uwagę wszelakie układy, które od lat panoszą się w organizmie PZPN, Beenhakkera można nazwać oczyszczonym. Czy Holender będzie w stanie poprowadzić naszych Orłów do sukcesu? A może wyleci z równie wielkim hukiem, gdy się pojawiał? Czas pokaże, ale nie łudźmy się, z Polaków mistrzów Europy, bo już sam awans wystarczy, aby stał się w Polsce bohaterem. Możemy tylko zacisnąć kciuki i usiąść przed telewizorem. Bo co, nam, wiernym kibicom pozostało?

Nowi u nowego

Bez wątpienia przełomowym momentem w polskiej piłce kopanej było ogłoszenie Leo Beenhakkera selekcjonerem kadry. Dotychczas niewielu było obcokrajowców, którzy zagrzali miejsce na tej luksusowej posadzie, a jeśli już to nie przynieśli sobie zbyt wielkiej sławy. Tym razem jednak Listek poszedł na całość, zatrudniając równie dobrego, jak i drogiego selekcjonera. Zapomniał tylko dodać, jak niewiele czasu zostawił nowemu wodzowi na przegląd podwórka ligowego. Na niektórych meczach Don Leo (zwany tak jeszcze w Realu Madryt) bywał osobiście na inne wysyłał swojego świeżo mianowanego giermka Dariusza Dziekanowskiego a jeszcze inne oglądał w telewizorze plazmowym i oczywiście w wygodnym łóżku, bo o takowe w warszawskim hotelu Sheraton nietrudno. Emigrantów, czyli piłkarzy, którzy po przysłowiowy chleb udali się za lewą stronę Odry również podziwiał na ekranie. Wszystkie przesłanki na niebie i ziemi wskazywały, że chciał powiększyć swoją wiedzę na temat piłkarzy, których to zabierać będzie na późniejsze zgrupowania kadry.

Jak się okazało, materiał szkoleniowy przygotowany przez PZPN przydał się Benhakkerowi w stopniu śladowym, by nie rzec minimalnym. W każdym razie wystarczyłoby obejrzeć powtórkę trzech meczów z Mundialu, by zobaczyć niemal sto procent materiału piłkarskiego na eliminacje Mistrzostw Europy. Wyjąwszy oczywiście zupełnie niezrozumiale powołanych Dudka i Kowalewskiego oraz ligowe jednostki typu Bosacki i Golański. Gdzie tu zapowiadana rewolucja? Gdzie zmiana pokolenia? Jak widać Beenhakker próbuje budować kadrę z tych samych klocków, z których próbował robić to Janas. Takie postępowanie jest co najmniej kontrowersyjne, można powiedzieć, że nawet błędne, bo te klocki, Ci zawodnicy nigdy nie składali się na drużynę mogącą walczyć na równi przynajmniej ze średniakami Europy. Jak widać Beenhakker stwierdził, że lepszy przysłowiowy wróbel w garści niż gołąb na dachu, a i tak w polskich warunkach nic lepszego miał nie będzie. Takim postępowaniem Holender sam sobie przeczy, ponieważ jeszcze kilka dni po nominacji na selekcjonera wpierał mediom, że z kadry Janas zostanie od czterech do sześciu zawodników. Tymczasem… tymczasem stało się zupełnie odwrotnie, bo w tych granicach mieści się granica nowych zawodników, bo jak wiemy Frankowskiego i Dudka Janas na Mundial nie zabrał. Dorzućmy do tego jeszcze Kowalewskiego i Goplańskiego Golańskiego i mamy czterech. Dokładnie tylu, ilu miało być. Niestety w bardzo przeciwnym porównaniu.

Jednak, jeśli ktoś, ktokolwiek, wierzył w korzystny wynik w meczu kontrolnym z Danią z pewnością się zawiódł. Padł mit o nieomylności Holendra. Padły również stwierdzenia, że Don Leo będzie lekiem na całe zło w piłce reprezentacyjnej. Bo jak było widzieliśmy wszyscy w odbiornikach telewizyjnych. Jest to, mniejsza lub większa wina szkoleniowca. Jak usprawiedliwić fatalne w skutkach powołanie Dudka? Pierwszy gol padł z jego ewidentnej winy, co też potwierdzili eksperci, w tym jak zwykle kontrowersyjny, choć tym razem godny zaufania Tomaszewski. Reszta piłkarzy zagrała przeciętnie, bez błysku w przekroju całego spotkania. I tutaj jakiś zapatrzony ślepo kibic biało – czerwonych wrzaśnie „A piętnaście minut drugiej połowy?” Owszem, wypada pochwalić, ale nie można popadać w zachwyt, a zupełnym ochłodzeniem naszych głów była druga bramka Duńczyków. Ataki z furią na niewiele się zdały, zawiodła skuteczność, a przeciwnik bezlitośnie nas wypunktował. Debiut Beenhakkera udany? Z pewnością nie, przynajmniej tak orzekli zaciekli kibice Orłów, dla których szczytem marzeń nie był remis.

Jednak ocena selekcjonera znacząco ulega poprawie, gdy uczy się na błędach. Jak widać Beenhakker nie wziął sobie tego do serca, przynajmniej w skali bramkarzy. Bo co w kadrze na mecz z Serbią robi Dudek? Mam pełen szacunek do zdobywcy Pucharu Mistrzów, ale z całą pewnością nie powinno dawać mu to taryfy ulgowej. Zwłaszcza widać braki w ograniu, błędy na przedpolu i niepewność. Dlaczego w kadrze nie ma Kuszczaka? Jest w Manchesterze United, to jego czas i to on powinien teraz dojść do głosu. Cieszy obecność Boruca, natomiast zupełnie obojętna jest obecność Kowalewskiego. Bo ten pan zawsze będzie tym trzecim, bez względu na to kogo Don Leo powoła. Tak więc obsada bramkarska nie może pomijać Kuszczaka, powinna uwzględniać Boruca a pozycja trzeciego powinna być rotacyjną. Bo tacy gracze jak Fabiański czy wspomniany Kowalewski to również gracze z wysokiej półki. Jak widać polski futbol bramkarzami stoi. Reasumując - Boruc jako kadrowicz na Mundialu, natomiast Kowalewski i Dudek nie.

Poszczególne formacje zostały nieco zmienione, jak widać Holender posiada swoją koncepcję, którą ma zamiar z rozmachem wykorzystać. W obronie mamy trzech nowych grajków. Golański, Głowacki i Wasilewski to nowicjusze, w porównaniu z kadrą Mudnialową. Zawodnik Korony chyba zaimponował Don Leo, który to powołuje go już drugi raz. Głowacki został wyniszczony przez kontuzje, a nowy selekcjoner liczy na jego rychły powrót. Natomiast tak bramkostrzelnego skrajnego defensora jak Wasilewski nie dało się nie zauważyć. Jednym słowem, obrona może być niezgrana. Pozytywów tu nie widać.

Od dalszych rozważań nad formacjami odsunął mnie fakt, że już za kilka dni biało – czerwoni wybiegną na boisku w meczu z Serbią. Boisko zweryfikuje wszystko. Także dalszą karierę Beenhakkera na stanowisku selekcjonera. Oczywiście są także inne mecze, ale debiut zazwyczaj bywa szczególnie ważny. Czy nowości będą wybuchowe, czy raczej spełnią role niewypałów? Przykro to pisać, ale w meczu z Plavimi bliżej nam do porażki niż do zwycięstwa. Oby moja szatańska wizja się nie sprawdziła, a nowe Orły pod batutą nowego trenera zagrały koncert życzeń.

Wszystko. Proszę się nie śmiać... :?


klapan

Juventino
Juventino
Rejestracja: 04 października 2005
Posty: 36
Rejestracja: 04 października 2005

Nieprzeczytany post 17 stycznia 2007, 21:31

Pamiętnik sędziego: cz. 1

Środa: Jutro przydzielą mi mecz do sędziowania. Oby to nie były derby (Inter-Milan). Na szczęście oprócz tego meczu jest jeszcze 7 innych. Więc małe są szanse na to, że dostanę akurat ten mecz. Przecież nie dadzą takiego ważnego spotkania komuś tak nie doświadczonemu jak ja. Położę się spać. Nie będę martwił się na zapas.

Czwartek: Niepewnym krokiem wchodzę do siedziby związku. Zmierzam do pokoju prezesa. Rozpoczyna się losowanie. Rozlosowano już polowe spotkań a ja wciąż nie mam przydziału. Czuję jak pot płynie mi po czole. 5,6,7-me spotkanie ma już swojego arbitra. W pokoju pozostałem tylko ja i kartka z napisem „ Inter-Milan 25 maj”. Siedziałem tam jeszcze 15 minut i analizowałem swoją sytuację. Powiedziałem sobie: „dam rade” i wyszedłem z pokoju. Pewnym krokiem przeszedłem…15 metrów. Na ulicy spotkałem kibica z szalikiem Interu. I znowu czarne myśli przed oczami. Wracam do domu. Choć dobrze znałem układ tabeli to spoglądam w nią jeszcze raz. Ostatnia kolejka. Stan punktowy: 1:Inter-79 punktów, 2:Milan- 77. Spełnił się mój najczarniejszy sen. Czemu akurat ja? Przecież są inni bardziej doświadczeni i lep… Może to ja jestem najlepszy? To dlatego mnie wybrali. Mam talent i dlatego przydzielili mi ten mecz. Może on mi otworzyć drzwi do wielkiej kariery, albo…No właśnie. Może je zamknąć na wieki. Spoglądam na zegarek. Jest już 1 w nocy. Zasypiam z nadzieją, ze gdy rano otworzę oczy wszystko to co się zdarzyło okaże się nieprawdą.

Piątek: Zrywam się rano z łóżka i znowu setki pytań na sekundę. Setki pytań a żadnych odpowiedzi. W końcu w mojej głowie pojawiło się najtrudniejsze pytanie: Może nie jestem wystarczająco przygotowany teoretycznie? Przez najbliższe 3 godziny czytam wszystkie możliwe książki z przepisami gry w piłkę nożną. Nagle uświadomiłem sobie, że przygotowanie teoretyczne nie jest największym problemem. Przecież mogę nie wytrzymać kondycyjnie. Wsiadłem na rower. Przejechałem 30 kilometrów. Mam już dość wszystkiego. Położyłem się na kanapie i próbuję znaleźć w telewizji cos co chociaż na chwile pomoże mi zapomnieć o niedzielnym meczu. Nagle rozbrzmiewa dzwonek mojej komórki. Dzwonił mój kumpel. Chciał mnie wyciągnąć do pubu. Odmówiłem. Powiedziałem ze nie jestem w nastroju. Gdy już miałem wyłączyć telefon by nie musieć tłumaczyć się ze swojego zachowania, zadzwonił pan Corelli- asystent. Pocieszył mnie. Powiedział bym nie przejmował się tym meczem, że to nie pierwsze Jego derby i że na pewno dam sobie rade. Jakie to szczęście że „na liniach” będą mi pomagać tacy świetni sędziowie. Drugim z nich miał być pan De Rosso- wybitny sędzia. Dziś położę się wcześniej. Mam nadzieje ze będzie to pierwsza od dłuższego czasu spokojna noc.

Sobota: Postanowiłem wybrać się na ryby. Przestałem się przejmować jutrzejszym meczem. Pojechałem nad moje ulubione jezioro. Rozstawiłem sprzęt i czekałem na „branie”. Obok mnie pojawiło się 2 mężczyzn. Spytali czy mogą zająć miejsce w pobliżu mnie. Zgodziłem się. Dość głośno rozmawiali. Na początku rozmawiali o polityce. Kompletnie się tym nie przejąłem i dalej siedziałem w skupieniu. Moje skupienie przerwało zejście panów na temat: sport. Oczywiście nie mogli nie poruszyć kwestii niedzielnego meczu. Ich rozmowa ponownie uświadomiła mnie jak ważnego wydarzenia stanę się nie tylko świadkiem ale i uczestnikiem. W pośpiechu zwinąłem wędki i spakowałem do bagażnika. Nie mogłem dłużej tego słuchać…


klapan

Juventino
Juventino
Rejestracja: 04 października 2005
Posty: 36
Rejestracja: 04 października 2005

Nieprzeczytany post 31 stycznia 2007, 09:10

Jeżeli ktoś chce dalej czytać ten pamiętnik to zapraszam pod ten adres


ODPOWIEDZ