: 18 czerwca 2013, 15:37
Mili moi tylko mnie nie hejtujcie, bo ja w tym poście nie zamierzam nikogo ganić, obrażać wyznaję złotą zasadę ,że rap ma łączyć nie dzielić.
Krótka retrospekcja, od 3-4 klasy podstawówki słuchałem rapu, tylko i wyłącznie Polskiego + Eminem. Wiadomo co taki szczyl może wiedzieć o muzyce? Wtedy jarałem się Liberem, Mezem , Doniem, Panem Duże Pe itp. Z biegiem czasu dorastałem i otwierałem się na każdy nurt Polskiego HH od Hemp Gru, Peje przez 52 dębiec, PFK, Pezeta, Gurala a skończywszy na psychorapie. Na jakieś święta czy urodziny zawsze prosiłem o dwie rzeczy, albo koszulkę piłkarską albo wybraną płytę. Nawet niezła kolekcja została u babci (wtedy mieszkałem u niej) . Powiedzmy ,że od 10 roku życia do 18 przesłuchałem niesamowicie dużo tych utworów, zahaczając oczywiście o podziemie. Pamiętam ,że jarałem się VNM-emem gdy nikt go nie znał. Ale nadszedł taki moment powiedzmy 18/19 rok życia gdy każdy nowy krążek sprawiał u mnie wrażenie ,że albo jest do przysłowiowej pupy, albo już to było. Oczywiście z wyjątkami.
Dlatego, załóżmy że ścisłe śledzenie Polskiego rapu zakończyłem przed wybuchem tak zwanych młodych wilków, Hifi Bandów B.R.O itp. I tak słucham tych kawałków i wykonawców, których wrzucacie i przecież to ciągle jest to samo , identyczne lub trochę zmienione teksty ale poruszające się ciągle w tej samej tematyce, sample, pętle, bity nic nowego .
Lekko znudzony tym wszystkim zacząłem szukać czegoś nowego, zahaczyłem o scenę Francuską, Włoską,które były nawet, nawet ale to nie wystarczyło, Angielska scena jest ciekawa bo wmieszali we wszystko Grime i niektórych kawałków na prawdę fajnie się słucha. Jednak dopiero 1,5 roku temu zakotwiczyłem na scenie Amerykańskiej. I nie chodzi mi tutaj o osobę która mówi "Ooo Tupac mistrz świata, znając jego 5 piosenek" czy jaranie się Snoop Doggiem (Lionem) albo Jay-z, bo wiadomo ,że są to już poniekąd legendy. Podoba mi się różnorodność, zupełnie inaczej jest "robiony" rap z północy czy z zachodniego wybrzeża, ciągle pojawiają się nowe płyty ciekawych artystów. Co chwile wystrzeliwuje ktoś nowy, który robi furorę. W dodatku podoba mi się podejście Amerykanów, jakiś mały procent jest hejterów, a tak każdy raczej stara się szanować inne upodobania(widać to zwłaszcza po wszelkich stronach,forach) nie bacząc na to czy jest to Wiz, B.o.B, T.I, Weezy, Nas, Tyga itp. Byłem już na koncercie Eminema, w październiku jadę na koncert Lil Wayna do Berlina. Szkoda ,że mniej znani artyści prawie w ogóle się nie pojawiają w Europie, nie mówiąc o Polsce.
Długi post mi wyszedł, przepraszam jeżeli ktoś poczuł się urażony (nie miałem takiego zamiaru) no i jak coś zapraszam do dyskusji.
Krótka retrospekcja, od 3-4 klasy podstawówki słuchałem rapu, tylko i wyłącznie Polskiego + Eminem. Wiadomo co taki szczyl może wiedzieć o muzyce? Wtedy jarałem się Liberem, Mezem , Doniem, Panem Duże Pe itp. Z biegiem czasu dorastałem i otwierałem się na każdy nurt Polskiego HH od Hemp Gru, Peje przez 52 dębiec, PFK, Pezeta, Gurala a skończywszy na psychorapie. Na jakieś święta czy urodziny zawsze prosiłem o dwie rzeczy, albo koszulkę piłkarską albo wybraną płytę. Nawet niezła kolekcja została u babci (wtedy mieszkałem u niej) . Powiedzmy ,że od 10 roku życia do 18 przesłuchałem niesamowicie dużo tych utworów, zahaczając oczywiście o podziemie. Pamiętam ,że jarałem się VNM-emem gdy nikt go nie znał. Ale nadszedł taki moment powiedzmy 18/19 rok życia gdy każdy nowy krążek sprawiał u mnie wrażenie ,że albo jest do przysłowiowej pupy, albo już to było. Oczywiście z wyjątkami.
Dlatego, załóżmy że ścisłe śledzenie Polskiego rapu zakończyłem przed wybuchem tak zwanych młodych wilków, Hifi Bandów B.R.O itp. I tak słucham tych kawałków i wykonawców, których wrzucacie i przecież to ciągle jest to samo , identyczne lub trochę zmienione teksty ale poruszające się ciągle w tej samej tematyce, sample, pętle, bity nic nowego .
Lekko znudzony tym wszystkim zacząłem szukać czegoś nowego, zahaczyłem o scenę Francuską, Włoską,które były nawet, nawet ale to nie wystarczyło, Angielska scena jest ciekawa bo wmieszali we wszystko Grime i niektórych kawałków na prawdę fajnie się słucha. Jednak dopiero 1,5 roku temu zakotwiczyłem na scenie Amerykańskiej. I nie chodzi mi tutaj o osobę która mówi "Ooo Tupac mistrz świata, znając jego 5 piosenek" czy jaranie się Snoop Doggiem (Lionem) albo Jay-z, bo wiadomo ,że są to już poniekąd legendy. Podoba mi się różnorodność, zupełnie inaczej jest "robiony" rap z północy czy z zachodniego wybrzeża, ciągle pojawiają się nowe płyty ciekawych artystów. Co chwile wystrzeliwuje ktoś nowy, który robi furorę. W dodatku podoba mi się podejście Amerykanów, jakiś mały procent jest hejterów, a tak każdy raczej stara się szanować inne upodobania(widać to zwłaszcza po wszelkich stronach,forach) nie bacząc na to czy jest to Wiz, B.o.B, T.I, Weezy, Nas, Tyga itp. Byłem już na koncercie Eminema, w październiku jadę na koncert Lil Wayna do Berlina. Szkoda ,że mniej znani artyści prawie w ogóle się nie pojawiają w Europie, nie mówiąc o Polsce.
Długi post mi wyszedł, przepraszam jeżeli ktoś poczuł się urażony (nie miałem takiego zamiaru) no i jak coś zapraszam do dyskusji.