To samo uważam co poprzednicy, chociaż Juventusowi nie kibicuję.
Bardzo mi przykro patrząc na to, co się dzieje. Niezbyt interesowałem się włoską sceną kibicowską i myśląc stereotypowo, mając w głowie dawne obrazki, wydawało mi się, że trzyma się pod tym względem dobrze. A tu niespodzianka i oprawy robione przez firmy. :evil:
Przez ponad godzinę przeglądałem waszą dyskusję kilka stron wcześniej. I muszę przyznać, że posty niektórych są dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Opieracie się panowie na stereotypach! Nie każdy ultras chce się bić przed meczem czy rzucać race na boisko, i w drugą stronę - nie każdy kibic siedzący na prostej, machający flagą rozdaną przez klub, wyjdzie w 70 minucie czy po prostu odwróci się od klubu. Stadion jest dla wszystkich i każdy przychodzi, by wspierać swoją ukochaną drużynę. To jest jasne dla was wszystkich, w końcu jesteśmy kibicami.
Tylko, że klubowe oprawy to nie jest dla mnie powód do dumy. W życiu nie chciałbym, by na stadionie mojego klubu owe się kiedykolwiek pojawiły. Dlaczego? Bo nie, po prostu bo nie. Nie umiem wyrazić dlaczego, pomimo że język polski jest bogaty w słownictwo. Po prostu wstydziłbym się, że rzecz dla której tu jestem, robi ktoś inny. Ktoś zupełnie obcy, komu jest obojętne, czy robi to dla mnie, czy mojego największego rywala. Raz rozłoży kartoniki w jednym kolorze, a później w drugim. Zero uczuć, zero emocji. Fakt, może piłkarzom jest to obojętne. Im w owych czasach obojętne jest prawie wszystko, oprócz tych, z którymi się identyfikujemy (z drugiej strony, ciekawe dlaczego...). Dla nich ważny jest prestiż, szybki samochód i modelka u boku, ale dla mnie nie. Chodzi o to, żeby im dać klubowi od siebie, jako kibic i nie chcę, by ktoś inny się w to mieszał. Nawet nie jestem za tym, by klub finansował te oprawy. Kibic jest od kibicowania, piłkarz od grania, a zarząd od rządzenia i nie chcę, by ten układ był zaburzony.
Dla mnie - rozumiem, że dla większej rzeszy użytkowników nie, ja to szanuje - chodzi o to, by zbierać fundusze na te oprawy, by przez 3 tygodnie zrywać się z pracy, siedzieć w wielkim magazynie, umazany farbą, w brudnych ubraniach. Kilkanaście już razy zbieraliśmy fundusze jako kibice z Polski, by przez internet wspomóc klub, jeśli nie ma innej możliwości. Tak to pojmuję i tak to rozumiem. I potem patrzeć na 60 tysięcy zdziwionych osób, którzy stoją - już nie siedzą! - z ekscytacją patrzących na sektorówkę i odsłaniające się na płocie napisy, zupełnie szczerze, zrobione przez ludzi, którzy ten klub kochają i oddali swój cenny czas i pieniądze. Równie dobrze mogliby siedzieć w domu z dziewczyną, żoną, dziećmi. Wtedy jestem dumny, że byłem częścią tego i 80 tysięcy innych osób jest tak samo dumnych, gdyż mogli się do tego dzieła dołożyć, dać oprócz dopingu coś jeszcze. Klub nie musi pokazywać miłości do siebie, bo to jest nielogiczne. Ale kibice tak.
Co oczywiście nie znaczy, że kibice "od opraw" są lepsi! Ile razy siedziałem na prostej z ludźmi, którzy od 30 lat chodzą na ten stadion, oni siedzą i oglądają, równie dobrze 80 letni dziadek mógłby siedzieć przed telewizorem z piwkiem w ręku, oglądając mecz w jakości HD na Sky. Ale przychodzi, wspina się po schodach, nierzadko z pomogą innych, by poczuć po prostu tę atmosferę.
Ciężko mi wytłumaczyć - ba, nawet się nie staram, po prostu pragnę to opisać, swoich racji nikomu wmawiać nie chcę - osobie, która po prostu tego nie przeżyła. Po prostu te uczucie, gdy stoisz wciśnięty pomiędzy nieznanych ludzi, którzy po 90 minutach są już twoimi przyjaciółmi, gdy wychodzisz mokry od lejącego się piwa w szale radości, to coś, co trzeba poczuć samemu na własnej skórze. I prawdopodobnie 90 procent ludzi nigdy więcej nie usiądzie na krzesełku, a wybierze stojąca trybunę, o miejsca na którą czasami wręcz trzeba się bić. :-D
Osobiście od kilkunastu lat kibicuję Borussii Dortmund, bez której nie wyobrażam sobie życia, tak jak wy bez swojego Juventusu, to jest jasne. Tylko naprawdę nie chciałbym, by pod względem kibicowskim cokolwiek się zmieniło, nigdy. Jeszcze nie tak dawno, bo 10 lat temu, dla samej piłki nożnej nikt na ten stadion by nie przyszedł. Bo po prostu na tych pseudokopaczy nie dało się patrzeć, a serce krwawiło, gdy biegali w koszulce twojego ukochanego klubu. Ale człowiek rzucał naukę, szkołę, obowiązki i jechał z ojcem, by poczuć to, czego tutaj w Polsce, siedząc przed TV poczuć było nie sposób. Oczywiście, niejednokrotnie poleciały łzy po przegranych spotkaniach, nie tylko moje, małego szczyla, ale całej Südtribüne, to nie tak, że "tych" kibiców to nie interesuje, wynik, czy to, gdzie i w jakiej sytuacji znajduje się klub, bo kilka stron wcześniej padły takie opinie. Przecież to absurd, myślenie stereotypowe i zakrawające wręcz o ignorancję. Ale wynik sportowy nie ma tutaj aż takiego wielkiego znaczenia. Pięć bramek do tyłu i jeden z najlepszych dopingów jaki w życiu słyszałem, to jest coś czego nie zapomnisz nigdy. Oczywiście walka na boisku to ważna sprawa, ale to, gdy widzisz, że cały stadion w Anglii siedzi i klaszcze z otwartą buzią i zazdrością w oczach, gdy ty się bawisz, skaczesz, krzyczysz, a potem słyszysz - najlepsi kibice, jakich gościliśmy - to masz łzy w oczach, naprawdę.
Najbardziej boli, gdy Ci kibice, którzy jeżdżą z klubem, na dobre i na złe (na złe przede wszystkim), są spychani na margines i zastępowani firmą. Jeśli równość, to w dwie strony. Dlatego postępowanie klubów, które osiągnęły sukces, a przegoniły kibiców, którzy płacą za bilet mniej, jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe i ciężko mi się pogodzić, że tak jest. Może i są na piłkarskim szczycie, może i wygrywają najważniejsze trofea, ale stracili coś bezpowrotnie, tę atmosferę, to tętniące życiem piłkarskie święto. Osiągasz sukces i zapominasz o przeszłości, mając gdzieś wszystko i wszystkich. Klub to rodzina, a tak to działać nie powinno. Rozumiem - komercjalizacja, pieniądze. Ale gdyby kiedykolwiek ktoś wpadł na pomysł np. zmniejszenia miejsc stojących, na których klub niewątpliwie traci pieniądze, położyłbym się krzyżem przed biurem i leżał, z pewnością nie sam. [Kibic to nie klient, a gdy go tutaj tak nazwiesz, to cię zabije - słowa prezesa Borussii]. Są naprawdę rzeczy ważne i ważniejsze. Wiadomo, wyniki, wiadomo, Liga Mistrzów, wielka kasa, super piłkarze. Tylko co, gdy kiedyś tego zabraknie, gdy znów się trafi runda, gdzie przegrywasz wszystko jak leci, gdzie nic nie wychodzi. Dla samego sukcesu sportowego przychodzić sensu wtedy nie ma. Trzeba brać poprawkę, że nie zawsze będzie super. Dlatego mnie nie grzeje, kto przyjdzie do drużyny, kto z niej odejdzie (co nie znaczy, że nie obchodzi), ale bardziej się cieszę, gdy widzę, że z 50 tysięcy karnetów, po dość słabym sezonie, tylko 92 zrezygnowało, w tym duża część po prostu umarła. Ja, jako kibic BVB, wiem to aż nader dobrze.
Nie chciałbym nikomu narzucać swojego zdania, bo po prostu osoba, która uważa, że piłka nożna jest dla samych wyników, nie dogada się nigdy z człowiekiem, który w piłce widzi coś jeszcze niż powietrze. Wypociny u góry to tylko moja opinia, z którą chciałem się podzielić. Jeśli kogoś uraziłem, to z góry przepraszam. I z chęcią bym rozpoczął z wami dyskusję na ten temat.