LordJuve pisze:Pożegnanie (Gilmour potwiedził to w kilku wywiadach) i zarazem hołd dla zmarłego w 2008 roku Ricka Wrighta.
Historia zatoczyła koło. W 1975 r. Wish you where here dla Barretta, a w 2014 The Endless River dla Wrighta.
Poza okładką razi mnie coś jeszcze w tym albumie... Fakt, że w środku płyty jest notka i hołd dla osoby "Storm Thorgerson (1944-2013)" zaś brak takiej notki dla Wrighta właśnie
Wiem jak zasłużoną postacią jest Thorgerson, ale skoro niby ten album to hołd dla Ricka to spodziewałem się jakiejś notki w środku dla niego, zaś jej brak jest dla mnie największym rozczarowaniem tej płyty
Łukasz pisze:Coś mnie dyskusja ominęła... A propos tej "płyty" Floydów - nie da się tych odrzutów z Division Bell słuchać. Moim zdaniem, to nie powinno ujrzeć światła dziennego. Singiel się jakoś jeszcze broni, ale reszta - począwszy od okładki - nie.
Oczywiście uszanuję Twoje jakże krytyczne zdanie ale proszę gdybyś miał czas i ochotę to ....uzasadnij czemu "nie da się tego słuchać"...
Powyższą dyskusję o ostatnim(czy aby na pewno?
) albumie Pink Floyd czytałem z opóźnieniem ale dawno temu, miałem się w nią włączyć, ale też mi się później zapomniało.
Nie wiem na ile Wy znacie Floydów, nie wiem czy tytuły jak np "Ummagumma" czy "Point me at the sky" mówią wam cokolwiek, ale przypuszczam, że mam większego bzika na ich punkcie niż ktokolwiek tu obecny. Nazwałbym siebie Ultrasem Floydów
Gdybym miał powiedzieć ile utworów Floydów uwielbiam to byłyby to dziesiątki... Mam takie które słucham gdy mi smutno, takie które lubię włączyć gdy odczuwam tęsknotę, takie które dają mi "powera", czy takie jak utwór "Echoes" który jest dobry na wszystko, ale najbardziej utożsamiam go z trudami...emigracji. Pewien czas temu z różnych powodów(w tym ot zwykła tęsknota za ojczyzną) za każdym razem wyjeżdżając z Polski, ze stron rodzinnych było mi cholernie smutno, zdarzało się łzy uronić i standardem był wyjazd przy akompaniamencie "Echoes"...
Hmmm, chyba nie muszę mówić, że album "The Endless River" mi się podoba?
Jest Floydowy, zyskuje na słuchaniu w całości, słychać w nim myśl i Gilmoura jak i Wrighta, choć żałuję że Rick nie dostał żadnej partii wokalnej, bo uwielbiam jego głos(we wspomnianym Echoes choćby gdzie śpiewa wespół z Davidem). Jedyne z czym się zgodzę z Tobą, @Łukaszu to okładka, choć i ją mógłbym bronić bo całość(przód, pierwsze 2str oraz tył) mają swój koncept, co lubię.