Giampiero Boniperti
- JuveCracow
- Juventino
- Rejestracja: 20 stycznia 2008
- Posty: 209
- Rejestracja: 20 stycznia 2008
Giampiero Boniperti
Data urodzenia: 04.07.1928
Miejsce urodzenia: Barengo, Włochy
Kariera seniorska: Juventus (1946 - 1961)
Debiut w Juve: (02.03.1947) - Milan 2:1 Juventus
Wieloletni kapitan Juventusu, który nigdy w karierze seniorskiej nie reprezentował barw innego klubu. Dla Starej Damy Boniperti zdobył w 460 występach 182 bramki, co czyni go drugim - po Alessandro Del Piero - najlepszym strzelcem w historii zespołu. Grał u boku zawodników tej miary, co słynny Walijczyk John Charles, Duńczycy Karl Aage Præst, John Hansen i Karl Aage Hansen czy Argentyńczyk z włoskim paszportem Omar Sivori. W barwach Juventusu wywalczył 5 Scudetti i 2 Puchary Włoch, był też królem strzelców Serie A w sezonie 1947/48, gdy strzelił 27 goli. Po zakończeniu kariery piłkarskiej, Boniperti został prezydentem klubu - funkcję tę pełnił przez blisko dwie dekady, w latach 1971 - 1990, a do dziś jest honorowym prezydentem Juventusu. W latach '90 był deputowanym do Parlamentu Europejskiego z ramienia partii Forza Italia Silvio Berlusconiego. Jest autorem słynnych słów: "Vincere non è importante, è l'unica cosa che conta" - zwyciężanie nie jest "ważne", to jedyna rzecz, która się liczy - które stanowią motto trzeciej, ostatniej części artykułu "Kairos", będącej kontynuacją tekstu opublikowanego w temacie "Ciro Ferrara" na forum.
Kairos - część trzecia
Kairos - tym słowem starożytni Grecy nazywali właściwy moment, decydujący czas, w którym podejmowane są kluczowe decyzje, mogące przesądzić o naszym sukcesie lub porażce, a także nadarzającą się okazję, którą mogliśmy wykorzystać, jeśli stanęliśmy na wysokości zadania. Jej personifikacją był uskrzydlony młodzieniec, trzymający w ręku wagę, łysy poza długą grzywką. Ten, kogo mijał, miał tylko chwilę, by go uchwycić - inaczej tracił swoją szansę. Taką chwilą dla piłkarza jest ważne spotkanie i jego kluczowe momenty, takie znaczenie dla trenera mają decyzje taktyczne i personalne, jakie podejmuje przed istotnym meczem i w jego trakcie - w tym przede wszystkim to, jak reaguje na zmienną sytuację na boisku - a dla klubu choćby opanowane w ostatnich latach po mistrzowsku przez Beppe Marottę umiejętności wykorzystywania pojawiających się w trakcie mercato okazji.
Kibice Juve dobrze znają ostatnie znaczenie tego słowa: nasz obecny zarząd w minionych latach do perfekcji opanował sztukę wykorzystywania pojawiających się w trakcie mercato okazji. Pozyskanie za darmo piłkarzy tej miary, co Pirlo, Pogba, Llorente czy Khedira, a za skromną opłatą tak ważnych także obecnie graczy, jak Barzagli czy Evra było dowodem mistrzostwa Beppe Marotty - choć podejmowane przez niego w pierwszym sezonie decyzje budziły pewne kontrowersje i nie zawsze były udane (Krasić, Martinez), to udowodnił sceptykom - w tym mnie - że obrał właściwą drogę przebudowy zespołu: rację miał wiosną 2011 roku Maly, pisząc w opublikowanym na łamach JuvePoland felietonie "...nie wszystko kamień, co Marotta". Tamten rok był wyjątkowy dla Starej Damy: podjęto kluczowe dla najnowszej historii klubu decyzje o zatrudnieniu Antonio Conte i ściągnięciu Arturo Vidala, który wraz z pozyskanym w styczniu tamtego roku Barzaglim i odrodzonym Pirlo stał się na cztery długie lata symbolem odrodzonego Juventusu. Bianconeri ukończyli także latem 2011 strategiczną inwestycję we własny, nowoczesny stadion. Pozostawiając za sobą przeszłość rozpoczęto nowy, nareszcie zwycięski cykl. W tym samym roku ukazała się również płyta "Kairos" brazylijskiego zespołu Sepultura, której tytułowy utwór inspirowany był starożytnym, greckim określeniem decydującego, przełomowego momentu i wykorzystanej lub straconej okazji. Obecny lider zespołu, brazylijski gitarzysta niemieckiego pochodzenia Andreas Kisser ma jeden powód, by w najbliższy wtorek trzymać kciuki za Starą Damę: jest zagorzałym kibicem klubu São Paulo FC, którego wychowankiem jest piłkarz Juventusu i rodak muzyka, cichy bohater pierwszego starcia z Bayernem, Hernanes.
Pięć lat wcześniej swój moment na podjęcie kluczowej decyzji mieli członkowie zdegradowanej do Serie B drużyny: z możliwości odejścia z klubu skorzystali wówczas między innymi związani od lat z klubem Thuram i Zambrotta, podczas gdy dla tych, którzy zgodzili się na obniżkę zarobków, pobyt na zapleczu włoskiej ekstraklasy stał się okazją na zyskanie ogromnego szacunku i miłości Juventinich. Okazją wykorzystaną. Choć te wydarzenia sprzed blisko dekady wydają się dziś odległe i nieistotne, to moim zdaniem warto pamiętać, że także dzięki bohaterom jedynego w historii Juventusu sezonu w Serie B możliwe było odrodzenie klubu, a w konsekwencji sukcesy, które Stara Dama dziś odnosi. Ukłony dla tych panów - mężczyzn, którzy zostali, kiedy piłkarze odeszli. Grazie Pavel, Mauro, Gigi, Alex & David.
Jednak to w erze Luciano Moggiego, trzy lata przed wybuchem afery Calciopoli, zaliczyliśmy moim zdaniem największą transferową wpadkę w XXI wieku, pozwalając, by szansa na pozyskanie dogadanego już z Juventusem Cristiano Ronaldo przeszła nam nam koło nosa. Temat utalentowanego nastolatka ze Sportingu Lizbona upadł, bo transferu do Portugalii, jak przyznał po latach Moggi, ostatecznie odmówił będący częścią całej operacji Marcelo Salas, a w kasie Bianconerich brakowało wówczas środków, by przebić ofertę Sir Alexa Fergusona. Uskrzydlony i piekielnie utalentowany młodzieniec stał się Czerwonym Diabłem. Dla Juve karta odwróciła się już po roku, gdy perfekcyjnie wykorzystaliśmy sytuację Fabio Cannavaro w Interze i pozyskaliśmy najlepszego niebawem piłkarza świata w ramach - tym razem udanej - wymiany za rezerwowego w Turynie bramkarza, Fabiana Cariniego. Mamy w Turynie nosa do piłkarzy, którzy umieją błyszczeć w najważniejszych momentach, jak w zeszłym sezonie Morata czy wcześniej Zbigniew Boniek - Bello di Notte, modelowy przykład piłkarza, na którego Stara Dama mogła liczyć w kluczowych momentach, w meczach o najwyższym ciężarze gatunkowym. Swoją okazję na zdobycie dozgonnej miłości fanów Juve wykorzystał także Pavel Nedved, odrzucając w ostatnich latach swojej kariery lukratywne propozycje transferu. Również obecna ekipa Massimiliano Allegriego udowadnia, że niełatwo wypuszcza z rąk szansę na korzystne rozstrzygnięcia.
Max wykazał się trenerskim nosem w niemal każdym z najważniejszych spotkań: w końcówce niedawnego meczu z Napoli, w drugiej połowie lutowego starcia z Bayernem i podczas ubiegłorocznej rywalizacji z Realem: przy czym to właśnie pokonanie Hiszpanów było największą niespodzianką. Z jednej strony Królewscy, po wyczerpującym i doskonałym w ich wykonaniu 2014 roku gonili już "na oparach" niedawnej mocy: z drugiej jednak trzeba było umieć wykorzystać okazję i nie wypuścić z rąk szansy na największy od 12 lat sukces w europejskich pucharach. To rutynowany, wybitny trener Los Blancos Carlo Ancelotti niespodziewanie popełnił taktyczne błędy, wystawiając choćby w pierwszym spotkaniu w pomocy niedawnego bohatera, środkowego obrońcę Sergio Ramosa, jednego z najsłabszych na boisku zawodników w starciu ze świetnie zorganizowanym Juventusem Allegriego. Drużyna, która rozbiła 12 miesięcy wcześniej na tym samym etapie rozgrywek broniący trofeum Bayern i podbiła piłkarską Europę, padła ofiarą własnej nieudolności strzeleckiej i asekuranckiego minimalizmu, zaprezentowanego na Santiago Bernabeu w meczu rewanżowym. Drugi raz w ciągu ostatnich lat wyrzuciliśmy z Ligi Mistrzów obrońców tytułu. Mecz finałowy to już jednak inna bajka.
Wśród zachwytów nad postawą Bianconerich w berlińskim finale Champions League brakuje mi rachunku błędów, jakie przed tym meczem w mojej opinii popełnił będący pierwszy raz przed tak wielką presją Allegri. Uważam, że wówczas nie zdołał jej unieść. Grać można w lidze, w fazie grupowej LM czy w dwumeczach fazy pucharowej tych rozgrywek - ale finały się wygrywa. Lub przegrywa. To nie jest miejsce na otwarty futbol. To, na co pozwoliliśmy Barcelonie w pierwszej połowie wołało o pomstę do nieba i zaprzeczało wizerunkowi doskonale zorganizowanego w odbiorze zespołu. Włoskiej, budowanej "od tyłu", na solidnym fundamencie drużyny. Miejsce Pirlo - już w półfinale seryjnie posyłającego piłki panu Bogu w okno, zaliczającego stratę za stratą - było tam, gdzie legendy Barcelony, Xaviego: na ławce rezerwowych, jako tego, który w razie prowadzenia w drugiej połowie pomoże drużynie kontrolować mecz i utrzymać się przy piłce, dyktować tempo na przekór starającym się odwrócić losy rywalizacji Katalończykom. Miejsce Ogbonny - pod nieobecność Chielliniego - było na boisku w wyjściowym składzie.
Brak defensywnego pomocnika w rodzaju pozyskanego kilka tygodni później Khediry lub trzeciego stopera był widoczny przy wszystkich trzech bramkach, jakie w Berlinie zdobyła Barcelona: przy pierwszej Rakitić byłby kryty (lepiej niż przez wyraźnie spóźnionego Pogbę), do czego statyczny Pirlo nadawał się chyba najgorzej na boisku - i nie miałby tyle przestrzeni na środku pola karnego Bianconerich. Najwięcej niegdyś biegający w Lidze Mistrzów piłkarz był rok temu cieniem samego siebie. Tak często śmiejemy się, ile przestrzeni zostawiają obrońcy napastnikom w Hiszpanii - a co sami zrobiliśmy w Berlinie? Przy odbitych przez Buffona strzałach aż prosiło się o wykopanie piłki jak najdalej od bramki: ale nie miał kto tego zrobić, bo Pirlo to zbyt wielkie nazwisko, by z niego zrezygnować. Przy drugiej bramce dla Barcelony gołym okiem widoczny był brak plastra dla Suareza. Rzadkie korzystanie z solidnego rezerwowego Ogbonny i jego nieobecność w finale w pierwszej jedenastce były moim zdaniem tymi błędami, które najmocniej przyczyniły się do tragicznego dla nas - zwłaszcza przed przerwą - obrazu gry: Blaugrana w Berlinie seryjnie wchodziła w nasze pole karne jak nóż w masło. Podobnie błędna była dla mnie decyzja o sprzedaży Ogbonny - choć konsekwentna w związku z rzadkim korzystaniem z jego usług. Dziś brakuje nam takiego zawodnika - Chiellini z upływem lat nie przestanie odnosić urazów i jeszcze nie raz w tym sezonie możemy być skazani na dwójkę stoperów, a w razie kontuzji któregoś z nich - na nieopierzonego Ruganiego czy eksperymenty w rodzaju Lichtsteinera na środku obrony.
Różne smaki porażki
O ile po pamiętnych, finałowych porażkach z Borussią Dortmund, Realem i Milanem mieliśmy poczucie straconej szansy i klęski, o tyle berlińska porażka była przez spore grono kibiców Juve odebrana jako niemal sukces. Wręcz ze zrozumieniem, z poczuciem zajęcia należnego nam miejsca w szeregu. Bo "dobrze się zaprezentowaliśmy" i "gratulowano nam postawy". Od kiedy najbardziej utytułowany klub we Włoszech i zdobywca wszystkich najważniejszych europejskich pucharów zadowala się drugim miejscem? To nie piłkarska Europa odjechała nam - to my odjechaliśmy od tego, co było nieodłączną częścią naszej tożsamości. Dążenie do perfekcji, zniszczenia, zdominowania przeciwnika, posłania go na łopatki, zniechęcenia go do gry. Każdy uśmiech na twarzy fana drużyny przeciwnej po meczu z nami świadczy o tym, jak bardzo dalecy jesteśmy od mentalności, którą Giampiero Boniperti podsumował jednym zdaniem: "zwyciężanie nie jest "ważne". To jedyna rzecz, która się liczy". Taka postawa w pełni oddaje nietzscheańską "wolę mocy", którą można najprościej określić - oprócz innych interpretacji - jako "chęć zwyciężania, pragnienie i uczucie posiadania siły zdolnej łamać wszelkie przeszkody, połączone z radością zwycięzcy".
Konsekwencją takiego nastawienia jest dążenie do stałego progresu, aby móc pozostawać na szczycie - czyli tam, gdzie jest nasze miejsce. Powinniśmy być tak zorganizowani, pewni swego, nieustępliwi, skuteczni pod bramką rywala, by przeciwnicy zachowywali się jak w meczu z Napoli Lorenzo Insigne, Jose Callejon czy Marek Hamsik - gwiazdorzy ligi byli cieniami samych siebie. To rywale powinni się nas bać, narzekać, szukać dziury w całym, zwalać winę na sędziów, stan murawy czy nieczyste zagrania obrońców Juve. Powinni oglądać nasze plecy i czuć, jak wiele im brakuje, by zająć nasze miejsce, co z kolei powinno motywować włodarzy ich klubów, by wzmacniali kadry. To zwiększy potrzebę stałych wzmocnień w Juve i wymusi ciągły progres. Podziwiam mentalność zwycięzców, piłkarskich perfekcjonistów: Paula Pogby czy niedoszłego Bianconero, Cristiano Ronaldo. Nigdy nie zadowalali się małym: zawsze chcieli być lepsi. Zawsze mierzyli wyżej.
Częścią tożsamości Juventusu nie jest i nigdy nie było narzekanie. Nasze miejsce jest w takich meczach, jak finał Ligi Mistrzów i niespodzianką nie powinna być nigdy więcej obecność Juve w takim spotkaniu, ale brak Starej Damy w grze o najwyższą stawkę. To nie inni wkopali nas do bagna po 2006 roku - to my wybraliśmy niewłaściwych ludzi, którzy mieli umożliwić wydostanie się z niego - a zawiedli. Secco, Ranieri, Ferrara, Zaccheroni, Del Neri - pięć nazwisk na pięć lat bez sukcesów. Także, niestety, postawa obwołanego - tylko częściowo słusznie - "odnowicielem" Juventusu Antonio Conte pod koniec jego kadencji była zaprzeczeniem DNA Bianconerich, o którym tak często mówił. Mówił, ale nie w pełni je rozumiał: czy raczej potrafił po prostu zrozumieć je częściowo. Jego Juve było w lidze dominujące i nieustępliwe, ale trzęsło portkami, kiedy przyszło do walki z Bayernem, przeciwnikiem, który co prawda w 2013 roku przewyższał nas - i całą piłkarską Europę - pod niemal każdym względem, ale to nie tłumaczyło fatalnej, momentami równie rozpaczliwej i bezradnej jak w 2009 postawy Juve w ostatnim dwumeczu z FCB: taki Arsenal, który ciężko było wówczas nazwać wiele mocniejszym od drużyny Conte, sprawił Bawarczykom znacznie większe kłopoty zaledwie kilka tygodni wcześniej. Charakterny w poprzednich latach zespół Czarodzieja z Turynu przestraszył się zdeterminowanych, świetnie ustawionych i zorganizowanych, walczących jak lwy Bawarczyków, popełniał proste błędy, nie zaistniał w tamtej rywalizacji.
Na tle tak wymagającego przeciwnika budząca wcześniej dumę siła naszego kręgosłupa drużyny - fizyczna i mentalna - została całkowicie pozbawiona możliwości przełożenia jej na jakiekolwiek realne zagrożenie dla rywala. Kreator gry, turyński regista Pirlo zawiódł na całej linii, za co publicznie po meczu przepraszał. Bez klasowej pierwszej linii niknęliśmy na tle najlepszych, a cała "moc" rzekomo odrodzonego Juventusu stała się w dwumeczu z Bayernem jałowym i nieudolnym "popisem" naszej bezradności. Pokazano nam miejsce w szeregu na dwa długie lata: przed spotkaniem z Bawarczykami realna siła drużyny Conte była dla piłkarskiej Europy wielką niewiadomą, niektórzy nazywali wprost tamten ćwierćfinał przedwczesnym finałem - w końcu w fazie grupowej upokorzyliśmy obrońców trofeum na ich własnym stadionie, zwalniając trenera, którego Roman Abramowicz i kibice Chelsea zaledwie kilka miesięcy wcześniej nosili na rękach. Po pierwszym ćwierćfinałowym meczu z Bayernem nawet najwięksi optymiści musieli przyznać, jak wiele brakuje nam do najlepszych. Conte stworzył zespół, który mógł być skuteczny na własnym podwórku - i jak pokazały triumfy w najsłabszej od lat Serie A, był - ale na wyższym poziomie rywalizacja z europejską czołówką, a nawet z przeciętniakami w rodzaju Galatasaray Stambuł boleśnie obnażała nasze braki. Bayern Heynckesa zniszczył Juventus Conte mentalnie i technicznie, przewyższał nas determinacją, pewnością siebie, walecznością, doświadczeniem drużyny, motywacją, skutecznością... Wiele z tych cech (skuteczność, determinację, waleczność, pewność siebie, świetną organizację gry) wydobył z Bianconerich - lub wpoił swoim podopiecznym we właściwy sposób - Allegri w dwumeczu z Realem Madryt wiosną ubiegłego roku. Odrobił za Conte lekcję, jaką dał nam trzy lata temu Heynckes i jego miażdżąca rywali jak walec ekipa. (więcej w temacie Atuty Bawarczyków w 2013 na forum).
Trener Bawarczyków sprawił, że Robben i Ribery wracali się do obrony i pracowali na całej długości boiska. Stosowany przez niego wariant kontrpressingu połączonym z kryciem indywidualnym dawał fantastyczne efekty (Taktyka Bayernu 2013). Sposób, w jaki Toni Kroos - a po jego kontuzji Thomas Müller - obrzydzili Pirlo życie przypomniał mi najlepsze czasy biało-czarnej dominacji nad przeciwnikiem. Mario Mandžukić harował jak wół, dwoił się i troił, będąc całkowitym zaprzeczeniem "sępowatego" napastnika. (Postawa ofensywnych piłkarzy Bayernu Heynckesa i to, jak na ich tle wypadli atakujący Bianconerich zostało szerzej omówione i przedyskutowane w temacie "Ofensywa i druga linia"). Takie cechy wolicjonalne powinien posiadać Juventus. Taką drużynę kiedyś pokochałem. Taką determinację szanuję i podziwiam: niedawny mecz z Napoli pokazał, jak blisko bycia takim zespołem jesteśmy, a starcia z Bayernem pokażą nam, czy - zdecydowanie silniejsi niż w 2015 - umiemy powtórzyć, a być może przewyższyć to, co zagraliśmy przed rokiem w pamiętnym, półfinałowym dwumeczu z Realem. Tamta jedna jaskółka wiosny nie czyni - dopiero powtórzenie tego sukcesu, wyeliminowanie Bayernu i utrwalenie w biało-czarnej ekipie mentalności zwycięzców - także poza własnym, ligowym podwórkiem - pozwoli mi z czystym sumieniem powiedzieć, że wracamy tam, gdzie nasze miejsce.
Zagrać swoje
Nieważne jak - ważne, by zwyciężyć. Stawianie na pierwszym miejscu katalońskiego wariantu stylu juego de posición i futbolową sztukę dla sztuki zostawmy piłkarskim idealistom i fanatykom tiki-taki - jak powiedział w 1982 roku wieloletni obrońca Juventusu i filar reprezentacji Włoch na zwycięskich dla Italii Mistrzostwach Świata w Hiszpanii, Claudio Gentile: futbol nie jest dla baletnic. Słowa Arrigo Sacchiego - "Juve ma tylko jedno słowo-klucz: zwyciężyć" podkreślają, że powróciliśmy tam, gdzie nasze miejsce. Możemy być dumni z siły naszej defensywy i mistrza, klubowej ikony stojącego w naszej bramce. Co zwolennik joga bonito nazwie kunktatorstwem, ja nazwę pięknem taktyki i mistrzostwem gry obronnej, które tak często widzieliśmy w ostatnich tygodniach w wykonaniu Bianconerich. Awansujmy i zróbmy to po swojemu - przetrzymajmy wszystkie ataki i powalmy Bawarczyków kontrami, jak Mainz w niedawnym meczu, jak Barcelona przed rokiem. Jak śpiewał wielki fan Juventusu, Luciano Pavarotti, stojąc obok miłośnika Realu, Placido Domingo i kibica FC Barcelony, Jose Carrerasa:
I faced it all and I stood tall
And did it my way.
Tamtego wieczoru w Los Angeles, na oczach wyraźnie poruszonego Franka Sinatry, każdy z trzech tenorów wykonał "jego" piosenkę na swój niepowtarzalny, wspaniały sposób. Luciano po raz ostatni publicznie wystąpił w 2006 roku podczas otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich na użytkowanym w ostatnich latach także przez Bianconerich Stadio Olimpico di Torino, wykonując arię Kalafa z ostatniego aktu opery "Turandot" Giacomo Pucciniego, a kilkanaście miesięcy później na jego pogrzebie obecna była delegacja Starej Damy - to właśnie piłkarze Juventusu nieśli flagę do katedry, w której odbywało się pogrzebowe nabożeństwo. Pavarotti był częścią historii wielkiej miłości - częścią, z której możemy być dumni. Miejsce Juventusu jest w gronie największych klubów Starego Kontynentu - tak, jak miejsce nieżyjącego już najwybitniejszego tenora XX wieku i człowieka o biało-czarnym sercu było między gigantami opery. Aby zająć należne nam miejsce, nie musimy nikogo kopiować ani przejmować się stereotypowym postrzeganiem włoskiego futbolu - bo zwycięzców się nie sądzi.
Kto eliminuje Bayern, wygrywa Ligę Mistrzów - to powiedzenie od sezonu 2011/12 znajduje co roku potwierdzenie w faktach. Real Ancelottiego i Barcelona Luisa Enrique - tylko zdecydowanie najlepsi w danym sezonie byli w stanie wyeliminować Die Roten, do tego dochodzi finałowa porażka z Chelsea i triumf sprzed 3 lat. Bayern to najlepszy w Europie probierz dla tego, kto chce wygrać Champions League - a czyż nie po to bierzemy udział w tych rozgrywkach? Po ubiegłorocznym finale oczekuję progresu, którym może być tylko zwycięstwo. Dokończmy w Monachium to, co zaczęliśmy w drugiej połowie zremisowanego 2:2 spotkania na Juventus Stadium. Rewanż na wyjeździe to nie problem - to okazja do większej chwały, do wywalczenia awansu na obiekcie rywala, do odpłacenia się Bawarczykom za rok 2009 i 2013. Wykorzystajmy ją. Forza Juve.
Jakie wnioski możemy wysnuć z udanej jak pokazuje czas zmiany na stanowisku trenera Starej Damy, dokonanej blisko dwa lata temu, gdy Massimiliano Allegri niespodziewanie zastąpił Antonio Conte? Co kieruje włodarzami wielkich klubów podczas dokonywania roszad na stanowisku trenera pierwszego zespołu? W czym podobni są Guardiola i Antonio Conte, którzy prawdopodobnie już od przyszłego sezonu będą rywalizować o mistrzostwo Anglii? Czym jest piłkarska dialektyka? Czy Bayern Guardioli rzeczywiście jest faworytem do wygrania Champions League w tym sezonie? Zapraszam do lektury przedostatniej części cyklu "sposób na rewanż" pod tytułem "Piłkarska dialektyka", który opublikuję jutro w temacie "Antonio Conte" na forum.
cykl "sposób na rewanż" - pozostałe części:
Zręczny pragmatyk kontra charyzmatyczny idealista - Max Allegri vs Pep Guardiola
Kairos - część pierwsza: Kluczowe momenty, kluczowi piłkarze i taktyka: Sposób na Bayern A.D.2016
Kairos - część druga: Punkty zwrotne i Klęska jako fundament przyszłego zwycięstwa
Piłkarska dialektyka - Conte, Guardiola, Hegel, Heynckes, Allegri & FC Barcelona
Vivant Professores! - satyryczny tekst stylizowany na konferencję naukową z udziałem obecnych trenerów Juventusu i Bayernu
Ostatnio zmieniony 15 marca 2016, 07:57 przez JuveCracow, łącznie zmieniany 1 raz.
- del_aleksander
- Juventino
- Rejestracja: 28 czerwca 2006
- Posty: 154
- Rejestracja: 28 czerwca 2006
- Podziekował: 2 razy
To samo co w temacie o Ciro. Krotka notka jak z wiki o Bonipertim a reszta to niewiadomo po co i o czym :roll: ktos moze wyjasnic o co biega?
- JuveCracow
- Juventino
- Rejestracja: 20 stycznia 2008
- Posty: 209
- Rejestracja: 20 stycznia 2008
Pełna zgoda. A przy tym człowiek, który w jednym zdaniu potrafił zawrzeć istotę boiskowej tożsamości Juventusu.Tom_my pisze:Był to wielki napastnik, jeden z najlepszych w naszej historii.
Tom_my pisze:wchodzę sobie do tematu o Bonipetrim, a tu nagle znowu jest 2013 i 90% postów na forum dotyczy dwumeczu Juve - Bayern.
del_aleksander pisze:ktos moze wyjasnic o co biega?
Widocznie jesteście nieprzyzwyczajeni do otwierania forumowego tematu - poza standardowym przypomnieniem sylwetki piłkarza, któremu temat jest poświęcony - artykułem bądź jego częścią. Artykuły mają to do siebie, że poza motywem przewodnim zawierają czasami dygresje i zahaczają o więcej niż 1 wątek, a dla zachowania spójności tekstu, decydując o miejscu publikacji tej części, wybrałem temat dotyczący tego człowieka, którego słowa i postawa oddają przesłanie tekstu najlepiej. Tekst jest częścią artykułu, link do poprzedniej znajduje się na początku, a do pozostałych na końcu posta razem z informacją, czego dotyczą.filipoj pisze:Zaczynam czytać o Giampiero Boniperti a kończę w sumie sam nie wiem na czym.
Historia ściśle łączy się ze współczesnością i ma na nią ogromny wpływ, podobno jest nauczycielką życia, bywa jak wyżej inspiracją i punktem wyjścia do refleksji, a mądre i znaczące dla chyba wszystkich fanów Juve credo Bonipertiego jest aktualne zawsze, nabierając szczególnego znaczenia przy okazji kluczowych spotkań, które Juve wygrywało i powinno moim zdaniem wygrywać determinacją, pewnością swego i umiejętnością wykorzystywania nadarzających się okazji, a nie sztuką dla sztuki czy tiki-taką, której wariacje serwuje nam Guardiola. Credo Bonipertiego, w opozycji do tego, co wyczynia trener Bayernu i co niedawno nam zarzucał Arrigo Sacchi, trafnie określa zwycięską tożsamość drużyny, do czego między innymi odnoszę się wyżej. Taka postawa, jaką prezentował Giampiero jest dla mnie wzorem i chciałbym, by nasi piłkarze zawsze brali z tak wielkiej i zasłużonej dla Juve postaci przykład, także w nadchodzącym, rewanżowym spotkaniu z Bawarczykami.
Dziwią Cię w otwierającym temat poście takie informacje i zdjęcia? Boniperti, jego słowa i postawa są dla mnie wzorem i inspiracją, dlatego stanowią motto zamieszczonej wyżej części tekstu. Takiego podejścia oczekuję od naszych piłkarzy za dwa dni i dlatego to tej postaci tekst jest dedykowany.del_aleksander pisze:To samo co w temacie o Ciro. Krotka notka jak z wiki o Bonipertim a reszta to niewiadomo po co i o czym
Chciałbyś przeczytać artykuł w całości opublikowany na stronie zamiast na forum, tak?filipoj pisze:JuveCracow - nie możesz wysłać w całości swojego tekstu do redakcji?
- Tom_my
- Juventino
- Rejestracja: 21 stycznia 2004
- Posty: 329
- Rejestracja: 21 stycznia 2004
Ale tak właściwie to dlaczego nie założysz sobie po prostu swojego tematu tu na forum gdzie będziesz wrzucać swoje artykuły tylko ukrywasz je w kawałkach różnych działach jakby to była jakaś mapa skarbów? Jezu, 3 lata temu przynajmniej było wiadomo które tematy omijać, a teraz strach otworzyć choćby Mercato, bo nie wiadomo czy nie znajdę tam "Kairos część enta", bo "przecież Gianni Agnelli chodził za życia na targ i kupował tam owoce"
///Był to wielki napastnik, jeden z najlepszych w naszej historii.
///Był to wielki napastnik, jeden z najlepszych w naszej historii.
- filipoj
- Juventino
- Rejestracja: 13 czerwca 2005
- Posty: 80
- Rejestracja: 13 czerwca 2005
Vincere non è importante, è l'unica cosa che conta - i na to liczę w rewanżowym spotkaniu z Bayernem.
Moim zdaniem forum to jednak miejsce wymiany zdań, poglądów i luźnych rozmów na konkretny temat. Na główną zagląda więcej użytkowników więc pewnie więcej osób mogło by się z nim zapoznać no i pewnie zdobył byś więcej "fejmu" :roll:
Tak wolę przeczytać cały artykuł od początku do końca w konkretnym miejscu do tego przeznaczonym czyli na stronie głównej w dziale artykuły a nie składać puzzle w różnych tematach.JuveCracow pisze:Chciałbyś przeczytać artykuł w całości opublikowany na stronie zamiast na forum, tak?filipoj pisze:JuveCracow - nie możesz wysłać w całości swojego tekstu do redakcji?
Moim zdaniem forum to jednak miejsce wymiany zdań, poglądów i luźnych rozmów na konkretny temat. Na główną zagląda więcej użytkowników więc pewnie więcej osób mogło by się z nim zapoznać no i pewnie zdobył byś więcej "fejmu" :roll:
- MRN
- Juventino
- Rejestracja: 07 listopada 2007
- Posty: 8612
- Rejestracja: 07 listopada 2007
- Podziekował: 9 razy
- Otrzymał podziękowanie: 137 razy
Niestety odszedł od nas. Wielki piłkarz i człowiek, wielki prezydent Juve, kawał historii, 4 lipca skończyłby 93 lata. Nie jestem w stanie powstrzymać łez
Człowiek, który serce miał biało-czarne
Człowiek, który serce miał biało-czarne